czwartek, 28 września 2023

"Opowieści z kawiarni" Toshikazu Kawaguchi

Autor zdjęcia Krzysztof Chmielarski

Strata jest nieodłącznym elementem życia każdego z nas. Prędzej, czy później każdy z nas jej doświadczy i na własnej skórze przekona się, jak bardzo bywa ona bolesna. Na szczęście, w większości przypadków mijający czas, choć, wbrew powiedzeniu nigdy w pełni nie leczy ran, to pozwala im się w pewnym stopniu zabliźnić, a nam żyć dalej. Nie bez powodu napisałam, że dzieje się tak w większości przypadków, gdyż wygląda to zupełnie inaczej, kiedy do tych ran sączy się poczucie winy. Jest to najsilniejsza trucizna, która latami, a nawet przez całe życie może nie pozwolić nam na bycie szczęśliwym.

Bardzo często, kiedy bezpowrotnie tracimy, kogoś bliskiego naszemu sercu żałujemy wszystkiego, czego nie zdążyliśmy tej osobie powiedzieć, obwiniamy się, że nas przy tej osobie nie było, kiedy powinniśmy przy niej trwać. A także co jest niezwykle niszczące, żyjemy w przeświadczeniu, że w pewnej mierze przyłożyliśmy rękę do tego, że stało się to, co się stało. Wówczas wielu z nas nosi w sobie silne pragnienie tego, żeby móc jeszcze raz choć przez kilka chwil porozmawiać z tą osobą. Spotkać się, coś wyjaśnić, za coś przeprosić. Wszyscy wiemy, że w realnym życiu jest to niemożliwe, ale książki mają tę niezwykłą moc i na ich kartach wszystko może się wydarzyć.

Dziś po raz drugi chciałabym zabrać was do Japonii i zaprosić na wyjątkową kawę do maleńkiej klimatycznej kawiarenki, w której zgodnie z obiegową opinią dzieją się rzeczy niezwykłe. A jest to możliwe dzięki drugiej już odsłonie cyklu, Zanim wystygnie kawa Opowieści z kawiarni” Toshikazu Kawaguchi. Pierwsza część wspomnianego cyklu, którą już dla was recenzowałam, nie tylko potwierdziła miejscową legendę, że w tej właśnie kawiarence można cofnąć się w czasie, ale też bardzo mi się podobała. Dlatego, postanowiłam wybrać się do Kraju Kwitnącej Wiśni jeszcze raz i ponownie odwiedzić kawiarenkę.

Choć odwiedzamy ją jakiś czas później, to ulegamy wrażeniu, że dla tego miejsca czas niejako się zatrzymał. Ta niezwykle klimatyczna ponad stuletnia kawiarnia ma swoją niepowtarzalną aurę, którą czujemy od razu po przekroczeniu jej progu. Niezmiennie spotykamy tam życzliwą i serdeczną obsługę, którą spowija aura tajemniczości, znanych nam już z poprzednich odwiedzin stałych klientów kawiarni, jak również oczywiście nowe osoby. To właśnie pragnienie przeniesienia się w czasie i spotkania kogoś bliskiego je tutaj przywiodło.

Nie będę zdradzała wam ich historii, gdyż składają się one na cztery krótkie opowiadania i niezależnie od tego, co powiem, to i tak będzie to zbyt wiele. Napiszę tylko, że każde z nich jest poruszająca i pozwala wyciągnąć wiele wartościowych refleksji i przemyśleń samemu czytelnikowi. A wynikają one z bardzo osobistych zwierzeń tych ludzi. Chcą cofnąć się w czasie, gdyż coś ich gnębi i niszczy. Nie pozwala zaznać spokoju i cieszyć się radością życia. Tutaj mogą liczyć na wysłuchanie bez słów krytyki i jakichkolwiek osądów, a także pomoc w tym ostatnim tak ważnym dla każdego z nich spotkaniu.

Taki rytuał podróży w czasie wiąże się z kilkoma zasadami, które dla wielu wydają się irytujące i pozbawione sensu. Dwie z nich to:

„Choćby nie wiem, jak się starać w przeszłości, nie można zmienić teraźniejszości”.

„Obowiązuje limit czasu. Wróć, zanim wystygnie twoja kawa”.

Rodzi się zatem pytanie, jaka jest zasadność i korzyść z takiej podróży skoro niczego nie może ona zmienić na lepsze. Nie może także zapobiec temu, co już się wydarzyło? Mało tego może trwać tylko tyle, ile czasu stygnie kawa, a więc zaledwie kilka minut. Odpowiedzi poszukajcie, sięgając po książkę, ale pamiętajcie, że często, choć może wydać się wam to niedorzeczne, ukojenie możemy znaleźć nie w samych zmianach, które bywają niemożliwe, a w perspektywie, z jakiej dane trudne życiowe doświadczenie postrzegamy. O tym jednak przekonacie się czytając „Opowieści z kawiarni”, do czego serdecznie was zachęcam.

Choć są to odrębne cztery historie, to każdą z nich łączy kłamstwo. Miało ono miejsce w każdej z nich. I to właśnie ten wspólni czynnik skłania nas podczas lektury do rozważań, czy kłamstwo niezależnie od sytuacji zawsze jest czymś złym? Czy tylko prawda, jest wartością niosącą dobro, a może istnieje kłamstwo w dobrej wierze? Zostawiam was z tymi pytaniami i mam nadzieję, że podsycą one waszą chęć przeczytania książki.

Podobnie jak w przypadku pierwszej części, ta również bardzo mi się podobała. Spędziłam na jej lekturze cenny i wartościowy czas. Choć z uwagi na powtarzalność schematu przemieszczania się w czasie poznanego już wcześniej, stała się ona przewidywalna. Mnie to jednak zupełnie nie przeszkadzało. Tym bardziej że poznajemy również kolejne nieznane dotychczas zasady.

Warto wspomnieć również, że tym razem nie tylko klienci kawiarni dzielą się z nami swoimi przeżyciami, ale otwiera się przed nami także ktoś z jej obsługi. To sprawia, że wyjaśnia się wiele tajemnic, które już w pierwszej części bardzo mocno ciekawiły czytelnika. I muszę przyznać, że to właśnie ich wyjaśnienie spowodowało, że łza zakręciła mi się w oku.

Cykl „Zanim wystygnie kawa” dowodzi temu, że nie trzeba pisać obszernych tekstów, aby w ręce czytelników trafiła bardzo wartościowa i wciągająca książka, która zostanie z nimi na długo, jeśli tylko zasiądziemy do jej czytania z otwartym sercem.

[Zakup własny]

poniedziałek, 25 września 2023

Zapowiedź patronacka: "Proszę, pokochaj mnie, mamo!" Marta Maciejewska.


Nadszedł wreszcie ten długo wyczekiwany przeze mnie moment, kiedy mogę podzielić się z wami wspaniałą wiadomością. Otóż blog Kocie czytanie ma przyjemność i zaszczyt należeć do zacnego grona patronów medialnych najnowszej powieści Marty Maciejewskiej „Proszę, pokochaj mnie, mamo!”, która swoją premierę będzie miała już 19.10.2023 pod opieką wydawnictwa Świat Kobiet.

Znacie mnie już trochę i wiecie, że każda książka, której patronuję, trafia do mojego serca i zajmuje w nim szczególne miejsce, ale musicie wiedzieć, że ten patronat jest dla mnie wyjątkowy. A to dlatego, że właśnie spełnia się moje blogowe marzenie. Zawsze chciałam, aby logo bloga Kocie czytanie znalazło się na okładce książki Marty i właśnie teraz tak będzie. To wspaniałe uczucie, tym bardziej że jak doskonale wiecie, ja cenię sobie powieści, które trafiają do serc czytelników. Wzbudzają ich emocje i skłaniają do ważnych życiowych refleksji, a nawet dyskusji. A uwierzcie, że karty „Proszę, pokochaj mnie, mamo!” taką właśnie historię skrywają.

Zresztą przeczytajcie opis wydawcy, a jestem pewna, że się ze mną zgodzicie.

Któż z nas nie pamięta, jak to jest, kiedy ma się osiemnaście lat i ogromny apetyt na życie, świat leży u stóp, a przyszłość jest na wyciągnięcie ręki? Na horyzoncie matura i wymarzone studia, dziesiątki wyborów i setki możliwości. Pierwsze miłości i ostatnie przyjaźnie, a może na odwrót…

I nagle w jednej chwili wszystko to się kończy, a właściwie zostaje ci brutalnie odebrane, najpierw twoje poczucie wartości, wola i moc sprawcza; twoje ciało, uczucia i myśli przejmuje ktoś, kto nie ma do tego prawa i stoi ponad nim. W zamian pozostawia strach. Czujesz, że nie jesteś już sobą. A potem jest tylko gorzej, bo pojawia się jeszcze ktoś, kto też rości sobie prawo do twojego ciała, korzysta z niego, żąda uwagi i miłości, a ty nie możesz się do tego zmusić.

Co musi się wydarzyć, by móc odzyskać swoje ciało i przejąć kontrolę nad życiem, a tym samym ujrzeć dla siebie nową przyszłość? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Marta Maciejewska w swojej najnowszej książce. To opowieść z perspektywy młodej kobiety, która już na progu dorosłości musi się zmierzyć z największymi wyzwaniami i dramatami, jakie ta dorosłość ze sobą niesie.


Przyznajcie, że wobec tej książki nie da się przejść obojętnie i od razu chce się ją czytać.




[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Świat Kobiet oraz  autorka Marta Maciejewska

wtorek, 19 września 2023

"Gustaw, nie Gutek "Aneta Krasińska


O
d urodzenia jestem osobą niepełnosprawną ruchowo i przyznam szczerze, że kiedy byłam dzieckiem, z powodu mojej dysfunkcji ze strony rówieśników spotykało mnie dużo przykrości. To z kolei sprawiało, że czułam się gorsza. Dziś mam świadomość tego, że takie, a nie inne zachowania moich kolegów i koleżanek nie wynikały z czystej złośliwości, a po prostu z niewiedzy odnośnie tego, jak wygląda moja codzienność z takim rodzajem niepełnosprawności. Nikt nie powiedział im w prosty i zrozumiały dla nich sposób, jakie są moje ograniczenia wynikające z moich trudności z poruszaniem się. Jakiego wsparcia i pomocy potrzebuję, abym czuła się akceptowana i rozumiana, a moja codzienność stała się łatwiejsza. Jednocześnie, teraz zdaję sobie sprawę, że rodzice często nie wiedzą, w jaki sposób wytłumaczyć swoim dzieciom, że każdy z nas jest inny, ale ta inność nikogo nie czyni gorszym, a wręcz przeciwnie, każdego z nas czyni wyjątkowym. Przy czym są takie osoby, które przez swoją inność każdego dnia muszą mierzyć się z wieloma przeciwnościami, które dla nas mogą okazać się niezrozumiałe, a czasami wręcz dziwne, ale to nikomu nie daje prawa do sprawiania tym osobom przykrości.

Na szczęścia dziś wiele się w tej kwestii zmienia na lepsze. Dzieci są obeznane z tematem odmienności wśród ludzi od najmłodszych lat przez rodziców, nauczycieli, pedagogów. A z pomocą przychodzą im książki.

Chciałabym zwrócić waszą uwagę na jedną z nich. Jest to zbiór opowiadań dla dzieci i ich opiekunów „Opowieść (nie tylko terapeutyczna) dla dzieci i dorosłych” z serii Bajki mają moc. W książce znajdziemy wiele takich opowiadań, których autorami są znani polscy pisarze. Wśród nich Aneta Krasińska i jej opowiadanie Gustaw, nie Gutek”, na którym to opowiadaniu chciałabym skupić się tym razem.

Jego bohaterem jest uczeń trzeciej klasy szkoły podstawowej Gustaw. Koniecznie zapamiętajcie tą oficjalną wersję imienia, gdyż chłopiec bardzo nie lubi, gdy ktoś je zdrabnia. Gustaw nigdy nie jest sam. Jego nieodłącznym towarzyszem jest wierny przyjaciel autyzm. W wieku przedszkolnym zdiagnozowano u niego Zespół Aspergera. Każdy, kto zechce przeczytać to opowiadanie, będzie miał możliwość spojrzenia na świat oczami osoby ze Spektrum Autyzmu. Towarzyszymy chłopcu w jego codzienności, dzięki czemu możemy dowiedzieć się, jak ta dysfunkcja wpływa na jego postrzeganie drugiego człowieka, naukę w szkole i otaczający go świat w ogóle. As, jak nazywa swojego niewidzialnego przyjaciela Gustaw, bardzo często udziela mu niesłyszalnych dla innych osób podpowiedzi dotyczących tego, jak ma postąpić w wielu sytuacjach, co wywołuje niezrozumiałe dla otoczenia zachowania Gustawa.

To, co trzeba i warto zaznaczyć to fakt, że opowiadanie „Gustaw, nie Gutek” powstało na podstawie fachowej wiedzy autorki wynikającej z jej wykształcenia i doświadczenia zawodowego. To, co jest bardzo ważnym atutem tego opowiadania, to przystępność jego przekazu. Gustaw zostaje postawiony w obliczu dokładnie takich samych sytuacji, z jakimi musi poradzić sobie każde dziecko. Dzięki autentyzmowi tych sytuacji mały czytelnik będzie potrafił utożsamić się z nimi i tym samym dostrzec, jak różne od jego własnych są na nie reakcje i zachowania książkowego bohatera. Teraz już będzie wiedział, dlaczego tak właśnie się dzieje.

Ja jako osoba, która wie, jak trudno jest żyć i funkcjonować od najmłodszych lat w poczuciu niezrozumienia i krzywdy, bardzo się cieszę, że takie książki są w Polsce wydawane. Chciałabym, aby ten tytuł trafił do jak najszerszego grona czytelników i stał się impulsem do wielu rozmów, na temat niepełnosprawności. Pragnę, aby społeczeństwo przestało dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi i dla każdego z nas jest miejsce i przestrzeń do życia na tym świecie. Wystarczy tylko chęć zrozumienia i odrobina empatii, aby dla każdego był on przyjazny.

Moi drodzy mówcie o tej książce dużo i głośno. Niech trafi do wielu domów, szkół, bibliotek placówek opiekuńczo-wychowawczych, gabinetów terapeutycznych.

[Materiał reklamowy] Autorka Aneta Krasińska

sobota, 16 września 2023

Saga Klonowego Liścia "Kanadyjski raj" Anna Stryjewska

Jesteśmy chwilę po premierze trzeciej i niestety ostatniej części wspaniałego cyklu Saga Klonowego Liścia „Kanadyjski raj” autorstwa Anny Stryjewskiej, który to cykl trafił na nasz rynek wydawniczy pod opieką wydawnictwa Skarpa Warszawska. Ci z was, którzy poznali wcześniejsze jego odsłony tj. „Łódzką przystań” i „Warszawską garsonierę” wiedzą, że chwile spędzone na jego lekturze są wyjątkowym przeżyciem, gdyż wszystko, o czym przeczytamy na kartach tej trylogii, jest zapisem niezwykle poruszającej historii opartej na autentycznych wydarzeniach z życia wielopokoleniowej rodziny. Zarówno ta historia, jak i jej bohaterowie stała się bliska bardzo wielu czytelnikom. Wszyscy mocno trzymaliśmy i nadal trzymamy kciuki za szczęście tej rodziny, bo o czym mogliśmy przekonać się, towarzysząc im na kartach obu wcześniejszych części, oni już naprawdę wiele przeszli i jak najbardziej na to szczęście zasługują. Przyznam szczerze, że do czytania „Kanadyjskiego raju” zasiadłam z ogromną ciekawością, nadzieją na to, że wreszcie odzyskają oni utracony spokój, ale też z niepokojem, gdyż życie nie zawsze daje nam to, na co zasługujemy.

Zajrzyjmy zatem do książki. Tym razem dziejące się w niej wydarzenia mają miejsce w połowie lat 90. My czytelnicy przemieszczamy się wspólnie z bohaterami pomiędzy Polską i Kanadą. W Polsce bowiem towarzyszymy wspaniałej seniorce Stefanii, od której losów ta cała rodzinna opowieść się zaczęła. Niezwykle silna i mądra kobieta przeżywa jesień swojego życia, będąc wsparciem dla swoich dzieci, które wiodą już własne życie i szukają dla siebie perspektyw na lepsze jutro. To właśnie pragnienie lepszej przyszłości skłoniło Antoniego i jego rodzinę do podróży do Kanady, która miała stać się ich nowym miejscem na ziemi. Jak sam tytuł książki wskazuje, miał być to kanadyjski raj, jak wówczas jawiła się wielu ludziom Kanada.

Wydawać, by się mogło, że teraz już wszystko będzie dobrze, ale pamiętajcie, to nie jest fikcja literacka, a prawdziwe życie, które dla Aliny i Antoniego oraz ich córek Julii i Antoniny szykowało jeszcze wiele przeciwności. Pierwszą z nich okazał się kilkuletni pobyt w Niemczech, który stał się ich przystankiem w drodze do miejsca docelowego. Ja jednak powiedziałabym, że te kilka lat pobytu w Niemczech było przedsionkiem piekła na drodze do obiecanego raju. Tego nie można nazwać życiem, to była wegetacja. O tym jednak przeczytajcie już sami.

Czy jednak w istocie Kanada okazała się owym rajem dla rodziny Ostrowskich? Znacie powiedzenie „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”? Tak, w kilku słowach można by określić zderzenie wyobrażeń i marzeń z rzeczywistością, która tam  na nich czekała. Nie będę oczywiście zbyt wiele zdradzała, gdyż chcę, żebyście mogli wspólnie z bohaterami przeżywać wszystko, przez co przechodzą. Chciałabym natomiast skupić się na tym, co jest największym trudem dla każdego emigranta. Mianowicie tęsknocie za ojczyzną, za tymi, których zostawiliśmy w ojczyźnie oraz za życiem, które dotychczas wiedliśmy.

Nie będzie spojlerem, bo możemy przeczytać o tym już na okładce książki, że Antoni nie potrafił odnaleźć się w swoim nowym życiu, a chwil zapomnienia szukał w alkoholu, co wpłynęło bardzo destrukcyjnie na jego relacje rodzinne, a szczególnie na życie małżeńskie. Mężczyzna odczuwał dojmującą tęsknotę za matką, ojczyzną, a także uznaniem, jakim cieszył się, pracując w Polsce.

Sytuacji nie ułatwiały również niespodziewane przez najbliższych decyzje i wybory Julii. Czas zamieszkania przez Ostrowskich w Kanadzie przypadł na okres dorastania obu dziewczyn i okazało się, że starsza córka nie chce żyć według planu, jaki dla ich rodziny ułożyła matka. Ta przebojowa, temperamentna i odważna młoda kobieta wie, że to jest jej życie i tylko ona ma prawo o nim decydować. Nie bez powodu napisałam, że był to plan Aliny, gdyż to ona była inicjatorką  wyjazdu z Polski. Teraz już nie jest przekonana o słuszności tego kroku, ale stało się i trzeba żyć dalej. Zanim jednak zaczniecie w jakikolwiek sposób oceniać wybory i decyzje bohaterów, to weźcie pod uwagę realia tamtych czasów, które w książce zostały wspaniale oddane, ale także różnice pokoleniowe, które mają ogromny wpływ na to, jak odnajdujemy się w nowym życiu. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że dla osoby młodej, u progu dorosłego życia, będzie to o wiele łatwiejsze, niż dla osoby starszej. Dlatego też zdaję sobie sprawę z tego, że my ludzie nieżyjący w tamtych czasach możemy nie przyjąć ze zrozumieniem pewnych kwestii, o których przeczytamy w powieści. Koniecznie sięgnijcie po „Kanadyjski raj” i przekonajcie się, czy Ostrowscy odnajdą miejsce, które będą mogli nazwać swoim domem.

Nie myślcie, jednak że „Kanadyjski raj” jest wyłącznie smutną i gorzką historią, gdyż absolutnie tak nie jest. W książce naprawdę bardzo dużo się dzieje i na nas czytelników czeka wiele zwrotów akcji, także tych pozytywnych i pięknych. Nie zabraknie w niej miłości, na którą nigdy nie jest za późno i której narodziny mogą zaskoczyć nas samych. To piękna i poruszająca historia o ludziach z krwi i kości, którzy jak my wszyscy popełniają błędy, ale nigdy się nie poddają i walczą do końca o to, co w życiu najważniejsze; rodzinę i miłość. Ci  ludzie naprawdę wiele wycierpieli, ale cóż takie jest życie. Najważniejsze jest to, aby bez względu na to, co przeżywamy i czego doświadczamy  być z tymi, których kochamy. Ze sobą i dla siebie. Bo nawet jeśli teraz jest ciężko, to dopóki żyjemy, wszystko jest możliwe.

Serdecznie zachęcam każdego do lektury Kanadyjskiego raju”, jak również młodszych sióstr tej części trylogii, jeśli jeszcze ich nie czytaliście. Ja strasznie żałuję, że to już koniec, gdyż bardzo mocno zżyłam się z bohaterami Sagi Klonowego Liścia i przykro jest mi ich opuszczać. Mnie samej ta historia dodała wiary i nadziei w to, że nigdy nie jest za późno na to, aby nasze życie mogło być lepsze. Musimy przejść przez to, co trudne, po to, aby docenić to, co mamy. Życie wystawia nas na wiele prób i tylko od nas zależy, jak przez te próby przejdziemy i jakie lekcje z nich wyciągniemy. Jestem głęboko poruszona tą częścią historii. Wywołała we mnie wiele refleksji i przemyśleń, a także silnych emocji. Samo zakończenie sprawiło, że po mojej twarzy popłynęły łzy. Nie próbowałam ich jednak powstrzymać, gdyż dla mnie miały one oczyszczającą moc. Mimo że, na ostatniej stronie książki odnajdziemy słowo „KONIEC”, to przecież ta historia trwa do dzisiaj. 

Tymczasem na zakończenie chcę serdecznie podziękować Blance za piękne świadectwo życia swojej rodziny, a także swojego, które na zawsze zachowam w głębi serca. Podziękowania należą się również autorce. Możecie mi wierzyć, że do tego, co skrywają karty każdej z trzech książek, nie da się podejść bez emocji. Na pewno dla Ani nie było łatwym zadaniem, aby sobie z nimi poradzić i jak najwierniej oddać to, co usłyszała od Blanki. Jednak w połączeniu ze swoim niezwykłym talentem pisarskim i wielką wrażliwością ze swojego zadania wywiązała się wspaniale.

 


 

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska.
 

sobota, 9 września 2023

"Niedokończony list" Ewa Szymańska/ Recenzja patronacka - Przedpremierowa

Życie niemalże każdego dnia zmusza nas do dokonywania ciężkich wyborów i podejmowania trudnych decyzji. Z pewnością wielu z was właśnie teraz przed takowymi stoi. Jeśli tak, to się bardzo dobrze składa. Mam nadzieję, że skłonię was do tego, abyście przed ich podjęciem, jeszcze raz dokładnie wszystko przemyśleli, gdyż czasu nie da się cofnąć, a to, co teraz zdecydujecie, może ciągnąć się za wami przez wiele lat. Co więcej, wasza dzisiejsza decyzja może wpłynąć nie tylko na wasze życie, ale także na życie i przyszłość waszych najbliższych. Wystarczy tylko jeden błąd, aby mocno się skomplikowało. Nie będę jednak skłaniała was do przemyśleń w odniesieniu do własnych doświadczeń, pomoże mi w tym najnowsza powieść Ewy Szymańskiej „Niedokończony list”, który pod opieką wydawnictwa Szara Godzina swoją premierę będzie miał 11.09.2023 roku.

Jedną z głównych bohaterek historii, którą poznajemy na kartach książki, jest Marta. Kobieta, której życie jest potwierdzeniem powiedzenia, że nieszczęścia chodzą parami. Kilka tygodni temu pochowała swoją matkę, a według jej niezwykle taktownego męża dzień pogrzebu teściowej był odpowiednim momentem, aby poinformować żonę, że złożył papiery rozwodowe. Marta wie, że teraz będzie musiała zastanowić się, jak dalej pokierować swoim życiem, ale na razie nie chce jeszcze o tym myśleć. Ku swojemu zaskoczeniu, jej przystankiem staje się rodzinna wioska Grabowo i dom jej nieżyjących już rodziców. Teraz moglibyście pomyśleć, że nie ma w tym żadnego zaskoczenia, gdyż przecież to naturalne, że zawsze, kiedy życie przygniata nas zbyt mocno, szukamy ukojenia i wytchnienia w rodzinnym domu. Zapewne u większości z nas tak to właśnie wygląda, ale w przypadku Marty nigdy tak nie było. Ona przed laty wyjechała i nie zamierzała nigdy wracać tu na dłużej, niż to konieczne.

I w tym miejscu dochodzimy do bardzo ważnego aspektu poruszanego w książce, jakim są relacje rodzinne, a ściślej rzecz ujmując relacje na płaszczyźnie matka – córka, które jeśli chodzi o Martę i jej mamę Elżbietę, nigdy nie były zbyt ciepłe i serdeczne. Owszem, mama ją kochała, ale wykazywała wobec niej dużą zasadniczość i surowość, podczas gdy młodszego syna traktowała z dużą pobłażliwością. Nawet kiedy już córka była dorosła i miała własne życie, nie zmieniło się w tej kwestii zbyt wiele. Relacje obu kobiet naznaczone były oschłością i dystansem, a one same odgradzały się od siebie niczym zasklepione w swych skorupach. Dziś Marta dochodzi do wniosku, że tak naprawdę nigdy nie znała swojej matki. Dlaczego stosunki matki i córki wyglądały właśnie tak, oczywiście dowiecie się, sięgając po książkę, do czego już teraz serdecznie każdego z was zachęcam. Sama Marta nie wie jeszcze, że ten powrót w rodzinne strony może naprawdę wiele zmienić w jej życiu, ale także dać odpowiedzi na ważne pytania kłębiące się w jej głowie, jak również wyciszyć przez wiele lat trawiące  jej  serce pełne sprzeczności emocje.

A początek wszystkiemu daje niedokończony przez Elżbietę list do Marty, który ta znajduje w jednej z książek mamy. Wynika z niego, że kobieta nie zdążyła wyjawić córce prawdy. Jaką tajemnice skrywała przed córką Ela? Tego będzie starała się dociec Marta.

My czytelnicy mamy możliwość poznać koleje losów Eli, a także powody takich, a nie innych decyzji wówczas jeszcze młodziutkiej dziewczyny, gdyż z racji tego, że akcja powieści pisana jest dwutorowo, możemy przenieść się w czasie do niespokojnych lat 80., w których przyszło żyć Eli i poznać całą prawdę  o jej życiu, a także tajemnicę, którą zabrała ze sobą do grobu. Jak się zapewne domyślacie, ja niczego więcej wam nie zdradzę, ale powiem, że to właśnie to, o czym czytamy, udając się w swego rodzaju podróż w czasie i towarzysząc Eli, trafiło do mnie bardzo mocno i poruszyło mnie. Ela nie miała w życiu łatwo, a potem aż do końca żyła w strachu, i niepewności. To, co warto zaznaczyć to fakt wspaniale oddanych przez autorkę realiów tamtych czasów, które odebrały Polakom marzenia o wolności.

Dziś Marta wróciła do domu, a wraz z nią wróciły wspomnienia, które skrywały się w ulubionych smakach, znajomych dźwiękach i rozmowach. Zrozumiała, że tak naprawdę mimo mijającego czasu niewiele się tutaj zmieniło. Ta mała zamknięta wioskowa społeczność ma swoją mentalność. Tu każdy interesuje się życiem każdego i wszyscy wszystko o sobie wiedzą, a plotki nie straciły swej mocy.

Musicie koniecznie sięgnąć po ten tytuł, gdyż perfekcyjnie splecione historie obu bohaterek tworzą niezwykle ciepłą, poruszającą i chwytającą za serce czytelnika powieść. Ostateczne uświadamia nam, że wszystko, przez co przeszły, choć znacząco się od siebie różni, to jednak ma w sobie coś tożsamego. Zarówno Ela, jak i Marta wiedzą czym jest i jak bardzo boli poczucie krzywdy i odrzucenia. Jednak Marcie los da jeszcze szanse na bycie szczęśliwą, jeśli tylko zdoła przestać tkwić w przeszłości i zamknie za sobą jej drzwi. Czy jej się to uda? Sprawdźcie sami.

Przygotujcie się jednak na to, że ta historia wzbudzi również wspomnienia każdego, kto zechce ją poznać. Wywoła sentyment do minionych czasów i przeżyć, ale może również skonfrontować nas z czymś, o czym chcielibyśmy zapomnieć. Jednak czy warto uciekać, a może wręcz przeciwnie, dopóki nie jest jeszcze za późno, warto znaleźć w sobie odwagę na szczerą rozmowę, której pomiędzy Elą i Martą zabrakło. Ja bardzo mocno zaczytałam się w tej powieści, a po jej lekturze wybrałam się na samotny pełen zadumy i refleksji spacer na temat życia mojego i mojej rodziny. Co niech będzie dla was dowodem na to, że książka ma znaczący wpływ na swoich czytelników.

  Patronat medialny bloga Kocie czytanie.

 

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Szara Godzina

wtorek, 5 września 2023

ZAPOWIEDŻ PATRONACKA: "NIEDOKOŃCZONY LIST" EWA SZYMAŃSKA


W
rzesień to czas, kiedy po wakacyjnej przerwie wydawnictwa i autorzy przygotowują dla czytelników wiele premier wydawniczych. Wszystkie są bardzo ciekawe i godne uwagi, ale ja dziś wspólnie z wydawnictwem Szara Godzina, chciałabym zwrócić waszą szczególną uwagę na książkę Ewy Szymańskiej"Niedokończony list", która premierę będzie miała 11.09.2023 roku. Dla bloga Kocie czytanie będzie to wyjątkowa chwila, gdyż ma on przyjemność objąć tę powieść swoim patronatem medialnym.

Koniecznie zapamiętajcie tę datę i ten tytuł, bo książka zapowiada się wspaniale. Ja opowiem wam o niej już wkrótce, a tymczasem zobaczcie, co pisze na jej temat wydawca.

OPIS KSIĄŻKI:

Nowa powieść Ewy Szymańskiej to dwie historie – matki i córki, które los wystawił na próbę. Elżbieta żyła w niespokojnych latach 80., kiedy rodziła się „Solidarność”, a stan wojenny odarł Polaków z marzeń o wolności. Marta, współczesna Polka, po długiej nieobecności wraca do rodzinnego Grabowa. Przeglądając rzeczy zmarłej mamy, znajduje zagadkowy list. To dopiero początek kolejnych niespodzianek…

Jakiej rodzinnej tajemnicy nie zdążyła wyjawić córce Elżbieta? Czy Marta zdoła zamknąć przeszłość i odważy się otworzyć na nową miłość, która nagle zapukała do jej serca?
Piękna i wzruszająca historia, rozgrywająca się w małej miejscowości, w której mieszkańcy chcą wiedzieć wszystko o innych, a przede wszystkim opowieść o mocy wspomnień, które – utrwalone w obrazach, smakach i dźwiękach – świadczą o naszej tożsamości.

Mam nadzieję, że już teraz czujecie się zachęceni do poznania historii Marty i jej rodziny

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Szara Godzina

sobota, 2 września 2023

"Kruchość serca" Andrzej Konefał

 
Zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów autora.
 
Bez wątpienia rodzina jest najważniejszą wartością w życiu większości z nas. I to właśnie o rodzinie sobie dziś porozmawiamy. Jednak spojrzymy na nią z perspektywy mężczyzny. W naszym społeczeństwie, a także w przeświadczeniu wielu mężów i tatusiów ich rolą jest to, aby zrobić wszystko, by osobom, które kochają najbardziej na świecie, niczego w życiu nie brakowało. Poświęcają się pracy, aby zapewnić swoim najbliższym jak najlepsze warunki bytowe. Jednak, czy rzeczywiście to jest najważniejsze? Otóż nie, bowiem wystarczy zatrzymać się w pędzie codzienności, aby zrozumieć, że starając się zadbać o ten materialny aspekt życia rodzinnego, tracimy coś bardzo ważnego, a mianowicie możliwość bycia z bliskimi i dla bliskich. Nie znajdujemy chwili na to, aby dopuścić do siebie myśl, że nawet jeśli teraz jesteśmy szczęśliwi i mamy obok siebie wszystkich, którzy są całym naszym życie, i stanowią jego sens, to nic w życiu nie jest nam dane na zawsze. Wystarczy chwila, aby los odebrał nam wszystko, a nasze serce rozpadło się na miliony maleńkich kawałków. Z tą bolesną prawdą konfrontuje nas Andrzej Konefał w swojej najnowszej powieści „Kruchość serca”, o której postaram się wam opowiedzieć kilka słów.

Poznajcie Mateusza i jego żonę Elżbietę. Kochające się małżeństwo wspólnie wychowujące dwójkę wspaniałych dzieci - Anię i Karola. Kiedy zaczynamy czytać książkę, niemalże od razu możemy poczuć ciepło miłości, którą darzą się wzajemnie członkowie rodziny Szafirskich. Stajemy się częścią ich życia w momencie, kiedy trwają święta Bożego Narodzenia, a więc najbardziej rodzinne polskie święta. Patrząc na ich radość, moglibyśmy pozazdrościć im tej sielanki. Jednak te piękne chwile, w ułamku sekundy zamieniają się w koszmar. Ela umiera i teraz to Mateusz musi pomóc dzieciom zrozumieć, co się stało, a także być wsparciem i pocieszeniem w tych traumatycznych przeżyciach.

W tym momencie dochodzimy do kolejnej bardzo ważnej kwestii poruszanej na kartach powieści. Mianowicie, kiedy kogoś bardzo mocno kochamy, chcemy chronić go przed wszelkimi zmartwieniami i troskami. Robimy wszystko, aby w sercu tej osoby nigdy nie zagościły strach, obawy i niepewność. Często robimy to nawet kosztem samych siebie. Staramy się wiele ukryć pod maską pozorów. Tylko czy na pewno jest to odpowiednie i słuszne rozwiązanie. A może przyniesie ono więcej złego niż dobrego? O tym musicie przekonać się już sami, czytając książkę.

Serce naszego bohatera rozrywa smutek i żal, ale wie, że teraz nie może skupiać się na swoim cierpieniu, gdyż to dzieci i ich dobro jest najważniejsze. Chce być przy nich i stara się przywrócić ich tak nagle odebrane poczucie bezpieczeństwa. Nie jest mu to jednak dane, gdyż dochodzi do kilku zdarzeń, które zakłócają tak bardzo potrzebny mu teraz spokój w procesie przeżywania żałoby. Nie to jest jednak najgorsze. Najbardziej szokujące, a zarazem bolesne jest to, że wszystko, co się teraz dzieje sprawia, iż na nieskazitelnym dotąd wizerunku zmarłej żony pojawia się głęboka rysa. Okazuje się, że Ela miała swoje tajemnice i nie do końca była z mężem szczera. I teraz to on musi je odkryć i znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego, był okłamywany przez kogoś, kto był głównym filarem jego życia i stanowił jego fundament. Wiele pytań bez odpowiedzi kłębi się w głowie mężczyzny. Nie wie jednak jeszcze, że to nie jest ostatni cios, od losu, jaki otrzyma.

Spełnia się najgorszy koszmar każdego rodzica, który w życiu Mateusza niestety staje się okrutną rzeczywistością. Jego mała córeczka dosłownie na moment znika z jego oczu, co jest początkiem końca jego kruchego świata. Maleńka księżniczka, jedyny promyk nadziei i siły, który do tej pory trzymał go przy życiu i nie pozwolił utonąć w morzu rozpaczy i beznadziei został mu odebrany. Ania została porwana, a Mateusz, chce zrobić wszystko, aby córka wróciła, jak najszybciej do domu. Nie jest w stanie pozostawić poszukiwań dziecka policji i postanawia sam odzyskać swoją Anię. Rozpoczyna się walka z czasem, własnymi słabościami i lękami, którą my czytelnicy śledzimy z duszą na ramieniu i zapartym tchem.

Przez to, że wszystko, o czym czytamy w książce, jest bardzo autentyczne, my czytelnicy bardzo mocno zżywamy się z jej bohaterami. Stają się nam oni bardzo bliscy, a co za tym idzie, całą sobą przeżywamy to wszystko, co ich spotyka i czego doświadczają. Ponadto realizm tej historii sprawia, że często stawiamy się na miejscu naszego bohatera i zadajemy sobie pytanie, czy ja potrafił/abym dalej żyć i nie poddać się widząc, że ktoś powoli, ale konsekwentnie odbiera mi wszystko, co kocham i co jest mi drogie? Bo musicie wiedzieć, że, to co do tej pory napisałam wam o przeżyciach Mateusza, jest zaledwie niewielkim ułamkiem cierpienia i rozmiaru krzywd, jakich doświadczy i druzgocących sytuacji, z którymi będzie musiał się zmierzyć. Ja oczywiście niczego więcej nie zdradzę, dlatego już teraz gorąco zachęcam was do lektury książki.

„Kruchość serca” to niezwykle poruszająca i roztrzaskująca nasze serce powieść, która ukazuje niezwykłą siłę miłości rodzinnej i rodzicielskiej w obliczu najbardziej dramatycznej ludzkiej tragedii. Autor zatarł w niej granice wychowywania dzieci. Jeszcze do niedawna wszelkie trudy wychowawcze, były składane w głównej mierze na barki kobiet. Mateusz Szafirski pokazał, że ojciec również potrafi stanąć na wysokości zadania i doskonale sobie poradzić. Ta siła miłości ojca do dzieci oraz to, jak wiele potrafił on znieść, by chronić je i bliskie mu osoby z jego otoczenia została przedstawiona tak pięknie, a zarazem tak wręcz odczuwalnie przez nas samych, że płakałam, nie mogąc czytać dalej. Przyznaje, że rzadko zdarza mi się odkładać książkę po to, aby uspokoić emocje i przypomnieć sobie, że ja nie jestem częścią opisywanej w niej historii. A tym razem musiałam tak zrobić kilka razy. Nie da się ukryć, że jest to trudna emocjonalnie powieść, do której powinna być dołączona paczka chusteczek higienicznych. Jest to też jedna z tych książek, której nie da się odłożyć na dłużej, niż kilka chwil, gdyż nawet jeśli zdecydujemy się zrobić sobie przerwę w czytaniu, to nie będziemy mogli przestać o niej myśleć. A to wszystko za sprawą napięcia, w którym jesteśmy utrzymywani od początku do końca oraz nieustannej niepewności tego, co wydarzy się za chwilę. A uwierzcie mi, tutaj niczego nie da się przewidzieć, a każde następujące po sobie wydarzenia, to kolejny cios w serce czytelnika i samego Mateusza, którego autor nie oszczędza. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że wsadził go na diabelski młyn nieszczęść, który nie zatrzymuje się ani na chwilę.

Nie trudno się domyślić, że tak niszczące i dramatyczne przeżycia nie pozostaną bez wpływu na żadnego człowieka, na co Andrzej Konefał bardzo wyraźnie zwraca naszą uwagę, nakreślając nam mocno wyrazisty obraz przemian wewnętrznych bohaterów książki, a szczególnie samego Mateusza.

„Okazało się, że pod powłoką spokoju i rozsądku kryła się inna wersja mnie. Słabość, ból strach, rozgoryczenie, niemoc, osamotnienie i trwoga. Teraz to mnie charakteryzowało i wyparło poprzednie cechy. Stałem się inny, ale nie była to zmiana na złe. Dzięki temu mogłem wykrzesać dużo więcej ze swojego wnętrza i zdobyć nieosiągalny cel. Może to ewolucja, a może samoistna transformacja pod wpływem zaistniałych okoliczności.
… Teraz mogłem pozwolić płynąć łzom. Nie były żadną przeszkodą ani powodem do wstydu. Motywowały mnie, dodawały sił oraz nabierały przedziwnego znaczenia. Dzięki nim mogłem pozwolić sobie na tłumienie wściekłości, której nigdy nie pozwalałem wychodzić na zewnątrz. To one sprawiały, że oczyszczałem umysł, patrzyłem inaczej na bezlitosny świat i układałem w głowie obraz tego, co zrobię temu potworowi, kiedy wpadnie w moje ręce”.


Myślę, że nie muszę pisać, iż gorąco polecam sięgnięcie po tę niezwykle wartościową książkę, Nie unikniemy łez, ale nie jesteśmy odosobnieni w odczuwaniu tak silnych emocji. Sam autor płakał razem z Mateuszem podczas pisania niektórych scen w książce, a było ich kilka, o czym mogliśmy dowiedzieć się podczas spotkań autorskich. Od siebie dodam, że jestem pełna podziwu i uznania dla Andrzeja, za to, że znalazł w sobie siłę, aby „Kruchość serca” napisać. Wszak sam jest kochającym ojcem i na pewno nie był to łatwy proces. Poznając koleje losów rodziny Szafirskich, zdacie sobie sprawę, że takie zdarzenia dzieją się każdego dnia i dotykają zwykłych ludzi, którzy mają swoje marzenia, plany i pragnienia tak, jak my wszyscy, a życie potrafi w jednej chwili je zniweczyć, kpiąc sobie z naszego szczęścia. Doceniajmy to, co mamy, cieszmy się z bycia ze sobą i kochajmy całym sercem.

[Zakup własny]