sobota, 31 marca 2018

WESOŁY NAM DZIŚ DZIEŃ NASTAŁ!



Niech radosne Alleluja będzie dla Was
ostoją zwycięskiej miłości i niezłomnej wiary.
Niech pogoda ducha towarzyszy Wam
w trudzie każdego dnia,
a radość serca w czasie zasłużonego odpoczynku.







Jako że według prognoz, pogoda nie będzie raczej zachęcała nas do świątecznych spacerów, życzę Wam również moi kochani wspaniałej lektury w towarzystwie pysznego deseru i kawki/ herbatki.:). 

Zdradźcie mi, proszę, co będziecie czytać w tegoroczne święta? Ja właśnie kończę „Ktoś na górze mnie nienawidzi” Hollis Seamon a na czytniku czeka już na mnie „Ta kobieta” Elżbiety Stempień. :)


wtorek, 27 marca 2018

Odważ się wywrócić swoje życie do góry nogami.

Zanim powiem cokolwiek o książce Małgorzaty Kasprzyk „Rodzinne rewolucje”, już na wstępie muszę zaznaczyć, że nie zgadzam się, ze stwierdzeniem, iż jak czytamy na rewersie książki, jest to opowieść humorystyczna. O tym, dlaczego, tak nie uważam, dowiecie się już za chwile.

Dziś dzięki historii opisanej na kartach „Rodzinnych rewolucji” poruszymy bardzo ponadczasowy i niestety trudny temat, jakim jest rozwód, a tym samym rozpad rodziny. Jak nie trudno się domyślić jest to bardzo trudne przeżycie nie tylko dla małżonków, których drogi się rozchodzą, ale również dla ich dzieci. Zazwyczaj rozwód kojarzy nam się jednoznacznie z wzajemnym poczuciem urazy, często wręcz nienawiści, pretensjami, żalami. Natomiast jak się okazuje, nie zawsze musi to tak wyglądać, tylko na wszystko potrzeba czasu.

Główną bohaterką powieści Pani Małgorzaty jest Dominika. Trzydziestoletnia  prawnikczka, która jest panią swojego życia. Dobra praca i stabilizacja finansowa pozwalają jej żyć, tak jak sobie zaplanowała. Młoda kobieta jest singielką. Mimo że jest bardzo atrakcyjną kobietą i nie może narzekać na brak zainteresowania płci przeciwnej, zdecydowanie stroni od mężczyzn, relacje z nimi traktując tylko jako przyjacielskie. Choć Dominika nie widzi w tym problemu, jej sytuacja uczuciowa niepokoi jej matkę Zosię, która obawia się, że „problemy”, córki wynikają z faktu, iż pochodzi ona z rozbitej rodziny, a co za tym idzie, boi się zaufać mężczyznom, na tyle, aby zaangażować się uczuciowo. Czy coś w tym jest?, przekonacie się podczas lektury.

Sama Zosia, mimo że jest kobietą po przejściach, postanawia dać sobie jeszcze jedną szansę na szczęście i decyduje się na małżeństwo z Jankiem, który również jest rozwodnikiem. Mężczyzna podobnie, jak jego nowa wybranka serca ma syna z poprzedniego związku. Dla żadnej ze stron nie stanowi to problemu, ponieważ ich dzieci są już dorosłe i prowadzą samodzielne życie. Obojgu zależy jedynie, aby ich dzieci pozostawały ze sobą w przyjaznych stosunkach. Obraz przyszłości nowo powstającej rodziny maluje się w spokojnych, stonowanych barwach, lecz jak się przekonacie sami, to tylko cisza przed burzą. To bowiem, czym zaskoczy naszych bohaterów los, odmieni nie tylko ich życie, ale również życie ich dzieci, a nawet kilku innych osób. Ta patchworkowa rodzina przeżyje prawdziwą rodzinną rewolucję.

Jeśli chodzi o samych bohaterów książki to, zarówno oni sami, jak i ich perypetie życiowe są bardzo realistycznie. To ludzie tacy sami jak my. Dzięki owemu realizmowi, wszyscy oni stają się bardzo bliscy czytelnikowi. Wraz z tym, jak wspólnie z nimi jesteśmy uczestnikami tego wszystkiego, co przeżywają każdego dnia, z czasem bardzo mocno się z nimi zżywamy, dzieląc ich smutki, obawy i radości. Od początku do końca im kibicujemy.

Jak wspomniałam już na wstępie mojej recenzji, według mojej subiektywnej oceny, nie jest to opowieść humorystyczna, W mojej ocenie jest to napisana w bardzo przystępny i lekki sposób książka dająca wiele do myślenia, którą możemy również w wielu momentach odnieść do własnego życia, czego ani sobie, ani Wam nie życzę, bo przecież wiąże się to z rozwodem. Owszem, podczas czytania zdarzały się momenty, kiedy uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, ale nie były to nad wyraz śmieszne sytuacje. Być może, to ja mam inne poczucie humoru.

Jeśli lubicie książki, przez które dosłownie się płynie, a jednocześnie są bardzo wartościowe poprzez ważną i ponadczasową tematykę, to jest to książka idealna dla Was. „Rodzinne rewolucje” to książka o prawdziwym życiu. Jego blaskach i cieniach. O prawie do szczęścia i prośbie o wybaczenie. Autorka poprzez kreację historii, którą oddała w ręce swoich czytelników, chce uświadomić nam, że czasami trzeba odważyć się wywrócić całe swoje życie do góry nogami, by poczuć smak prawdziwego szczęścia, a koniec jednego etapu w naszym życiu, może być początkiem zupełnie czegoś nowego, bo życie ma to do siebie, że potrafi sprawić nam niespodziankę wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy.

Ja ze swej strony gorąco polecam Wam tę książkę, a Wydawnictwu Videograf bardzo dziękuję za możliwość przeczytania tak refleksyjnej i przyjemnej w lekturze książki.




sobota, 24 marca 2018

Chyba tak.

Niezmiernie trudno jest mi dziś opowiedzieć Wam o książce Ashley Rhodes -Courter „Dwa zwykłe słowa”, nie tylko dlatego, że jest to bardzo bolesna i wstrząsająca historia, ale również dlatego, że jako psychologowi dziecięcemu jest mi niezmiernie wstyd za cały system pieczy zastępczej pod opieką, której pozostają dzieci z różnych przyczyn odebrane biologicznym rodzicom. Książka, którą autorka oddała w ręce czytelników, jest pamiętnikiem, który jeśli zdecydujemy się otworzyć stanie się swego rodzaju wrotami do piekła, przez jakie musiała przejść autorka już, jako bezbronne dziecko.

Dzień, w którym Ashley została brutalnie zabrana z domu rodzinnego z ramion matki Lorraine, wydawał się jej najgorszym dniem w jej dotychczasowym życiu. Jednak, jak o czym się wkrótce boleśnie przekonała, wspomnienia tamtego dnia szybko się zacierają, gdyż ustępują miejsca zdarzeniom, które są paradoksalnie o wiele gorsze, niż rozstanie z rodzicem. Pomyślicie sobie, cóż może być gorszego od tak traumatycznego przeżycia? Otóż niewybaczalne dla mnie jest, kiedy dziecko oddane pod opiekę ludzi, którzy mają zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa, traktują je jak przedmiot, który można oddać, kiedy nie spełnia naszych oczekiwań i podrzucić komuś innemu. Ashley dziesięć lat swojego życia spędziła w czternastu rodzinach zastępczych, nieustannie zmieniając nie tylko rodziny, ale również szkoły, a jeszcze częściej pracowników społecznych pełniących funkcję jej opiekunów z ramienia systemu opieki społecznej. W momencie rozstania z matką nikt tak naprawdę nie wytłumaczył dziewczynce, dlaczego tak się stało.

Na jednym ze spotkań z Lorraine dziewczynka słyszy od matki słowa:

„Słoneczko, jesteś moim dzieckiem, a ja jestem Twoją matką.
Musisz szanować osobę, która się tobą zajmuje, ale pamiętaj, że to nie jest twoja mama".

Te słowa stają się dla naszej bohaterki częścią życia, co jest w pełni zrozumiałe, gdyż każde dziecko potrzebuje matczynej miłości, ciepła i uwagi. Oczywistym wydaje się również, że osoby decydujące się podjęcia roli rodzica zastępczego powinny zdawać sobie sprawę, że wszystkie dzieci trafiające pod ich opiekę niezależnie od tego, z jakich przyczyn i z jakimi problemami się u nich znajdą będą potrzebowały właśnie od rodzica zastępczego, wszystkiego tego, czego nie mogą dostać od biologicznych rodziców. Niestety, czego dowiadujemy się z opowieści autorki, tak przyjaźnie i kolorowo wygląda to, tylko w teorii, bowiem, to, czego od rodziców zastępczych doświadczyła ona sama to przemoc, upokorzenie, kary. Brak mi słów, by opisać to, co czułam, czytając każde słowo przepełnione bólem i cierpieniem.

Kolejnym aspektem, który mnie osobiście bardzo oburza i który nigdy nie powinien mieć miejsca, jest pozostanie głuchym na to, co mówią wychowankowie rodzin zastępczych. Często bowiem, co również podkreśla sama autorka, nie bierze się pod uwagę słów dzieci, które sygnalizują swojemu opiekunowi z urzędu, że w domu, w którym przebywają dzieje się im krzywda. Z uwagi na to, że są to „tylko” małe dzieci, bagatelizuje się ich słowa.

Jestem pełna podziwu dla odwagi i determinacji Ashley. Wszystko, przez co przeszła załamałoby nie jednego dorosłego. To, co jest przykre to fakt, że dziewczynka przestała ufać ludziom, a tym samym przestała wierzyć w to, że na świecie są jeszcze ludzie, którzy mogą ją pokochać i nie porzucą za jakiś czas, jak niechcianą rzecz. Czy rzeczywiście tak się stało? , czy może już zawsze, jej życie będzie ciągłą szkołą przetrwania? Jak dziś wygląda jej życie? Na każde z tych pytań znajdziecie, odpowiedz, sięgając po „Dwa zwykłe słowa”.

Zapewne wielu z Was uzna, że jest to książka, której nie dalibyście rady przeczytać, bo zbyt mocno byście ją przeżyli, jednak pamiętajcie, że to, co my czytelnicy dziś czujemy podczas lektury tej książki, jest niczym w porównaniu do tego, co przeżywają te bezbronne dzieci. Pamiętajmy, że ta książka została napisana po coś. Jest to, apel wołający o pomoc dla milionów dzieci. Ta historia ma nam otworzyć oczy na krzywdę milionów dzieci przeżywaną w milczeniu. Nie myślcie sobie, że jest coś, co,nas nie dotyczy, bo przecież wydarzenia opisane w książce miały miejsce w amerykańskim systemie społecznym, więc cóż my możemy zrobić? Nic bardziej mylnego,  bowiem, czy chociażby w mediach nie słyszymy informacji o krzywdzeniu dzieci przebywających w rodzinach zastępczych?

Nie pozwólmy na to, by winni pozostali bezkarni.

Recenzja powstała we współpracy z portalem Duże Ka.



czwartek, 22 marca 2018

ZAPOWIEDZ



Moi drodzy Ci z Was,którzy w miarę regularnie odwiedzają mojego bloga, zapewne zauważyli, że bardzo często czytam książki polskich twórców. Z wielką ciekawością sięgam również po książki debiutujących autorów. Dziś mam ogromną przyjemność zaprezentować Wam książkę debiutującej na polskim rynku wydawniczym blagierki Darii Skiby.

Premiera Książki Darii pt. „Uwolnij mnie" odbędzie się 18 maja 2018 roku nakładem wydawnictwa Vectra.


OPIS:

     Jak bardzo miłość może zaślepić? 


Diana przekonała się o tym, wpadając w sidła bezwzględnego Patryka. Jak wiele musiała przejść dziewczyna, by w końcu podjąć decyzję o wyrwaniu się z objęć szaleńca i czy wymarzone wakacje będą pierwszym krokiem do uwolnienia? Diana będzie zmuszona do podjęcia egoistycznych decyzji, by po raz pierwszy od wielu lat postawić siebie na pierwszym miejscu. Czy rodzące się w jej sercu nowe uczucie przetrwa próbę czasu? Przeszłość nigdy nie odchodzi w niepamięć, czuwa, by uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie. Pewnego dnia demony upomną się o dziewczynę…
Daj się porwać w wir wydarzeń i emocji, by poczuć na własnej skórze to, co musiała przejść Diana. Myślisz, że jesteś w stanie tego dokonać?


AUTORKA:



Daria Skiba, rocznik 1991. Wychowała się w Stroniu Śląskim. Z wykształcenia Technolog Żywności i Żywienia Człowieka, absolwentka Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Autorka bloga Kraina Książką Zwana, na którym z zamiłowaniem promuje literaturę rodzimą i zagraniczną. Współtworzy grupę na Facebooku "znamy-czytamy.pl". wspierając polskich autorów i promując ich twórczość.
W życiu jest szczęśliwą mamą, odkrywającą zakamarki Szmaragdowej Wyspy. Uwielbia Within Temptation, taniec z ogniem i czekoladę. Kieruje się zasadą "wszystko jest możliwe, trzeba w to tylko mocno wierzyć"


Zachęcam Was również do obejrzenia trailera do książki, który według mnie mocno przemawia do wyobraźni widza, a tym samym, mam nadzieję przyszłego czytelnika.




A Wy kochani, macie ochotę poznać historię opisaną na kartach „Uwolnij mnie"? Czy również na nią czekacie?

poniedziałek, 19 marca 2018

Wszyscy Kłamią!


Moi drodzy, pamiętacie, jak na początku mojej blogowej przygody, recenzując dla Was książkę „Obce dziecko” Rachel Abbott?, pisałam, że ta książka jest tak dobra, że czytając ją, jesteście tak pochłonięci lekturą, że zapominacie o oddychaniu? Otóż dziś, będąc już po lekturze kolejnego tytułu tej autorki, właśnie „Zabij mnie znów” z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że ta pozycja jest jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki.

Jej główna bohaterka Meggie jest szanowanym i cenionym adwokatem. Wiedzie spokojne i ustabilizowane życie u boku kochającego męża i ojca dwójki wspaniałych dzieci Duncana. Małżonkowie wspólnie podejmują decyzję, że to właśnie Meggie będzie głównym żywicielem rodziny, podczas gdy mężczyzna zajmie się domem i opieką nad dziećmi, podejmując się tylko dorywczych zleceń jako hydraulik. Wszystko układa się zgodnie z planem do momentu, kiedy pewnego dnia Meggie wraca z pracy do domu, w którym zastaje tylko pozostawione bez opieki dzieci. Jej mąż znika bez słowa...
Wszystko wskazuje na to, że Duncan zostawił żonę i porzucił rodzinę.
W tym samym czasie dobrze nam znany z poprzedniej książki zespół inspektora Toma Douglasa prowadzi dochodzenie w sprawie morderstwa kobiety dokonanego w Manchesterze. Wkrótce nasza bohaterka zdaje sobie sprawę, że zamordowana jest do niej łudząco podobna. Gdzie jest Duncan?, a przede wszystkim czy Meggie i jej dzieci są bezpieczne?. Tego dowiecie się, sięgając po książkę.

Muszę przyznać, że na początku było mi trochę trudno odnaleźć się we wszystkich wątkach, jakie splotła se sobą Rachel Abbott w fabule „Zabij mnie znów”. A to dlatego, że śledczy szukają rozwiązania zagadki morderstwa w zdarzeniach, które miały miejsce przed dwunastu laty. Czy trop okazał się słuszny, tego oczywiście nie zdradzę? Meggie również prowadzi swoje prywatne śledztwo, a to, czego się dowiaduje, przeraża ja z każdym dniem coraz bardziej. Czuje się wystraszona i zagubiona. Nie wie, komu może ufać. Jedno wie na pewno, nie tylko ona szuka Duncana.

„Zabij mnie znów „to lektura na jeden, najwyżej dwa wieczory. Kiedy już zaczniecie czytać tę książkę, pochłonie Was bez reszty, a to za sprawą niezwykłego daru autorki, którym podbija serca czytelników. Darem tym jest bezsprzecznie niezwykła przyprawiająca o dreszcze i strach autentyczność kreowanych historii. Przez cały czas mamy poczucie, że wszystko, o czym pisze Abbott, mogłoby zdarzyć się w życiu realny. Co więcej, mogłoby przydarzyć się nam samym. Umiejętność ta sprawia, że często stawiamy samych siebie na miejscu naszych bohaterów i zastanawiamy się, jak my sami zachowalibyśmy się w obliczu podobnej sytuacji, przez co bohaterowie stają nam się bliżsi.
Sama bardzo współczułam głównej bohaterce tego, co musiała przeżywać po nagłym zniknięciu małżonka. Jednak, gdy przekonałam się, że jego zniknięcie to nie najgorsze co jeszcze ją spotka, byłam pełna podziwu dla jej siły, odwagi i determinacji w dążeniu do prawdy i odzyskaniu utraconego życia.
Moją sympatię zyskał również inspektor Tom Douglas. Postać ta bardzo odbiega od utartych w literaturze schematów policjanta. Douglas jest normalnym i zwykłym człowiekiem, który poza pracą ma również swoje życie prywatne, w którym jak w życiu każdego z nas nie brakuje problemów i zmartwień.

Reasumując, jest to bardzo dobra książka, która oderwie Was od rzeczywistości na kilka godzin pełnych zaczytania z dreszczykiem emocji towarzyszącym poszukiwaniu prawdy z zaskakującym zaskoczeniem. Nie wahajcie się sięgnąć po Zabij mnie znów”. Sama sięgam w ciemno po każdą kolejną książkę wychodzącą spod pióra Rachel Abbott, gdyż uważam, że jest ona mistrzynią thrillera psychologicznego specjalizującą się w fabule opartej na zaginięciach i porwaniach bohaterów.

Teraz mam nie lada problem, bo skoro „Obce dziecko” oceniłam 10/ 10, a jak wspomniałam „Zabij mnie znów”, jest od niej jeszcze lepsza, to niestety skala okazuje się zbyt mała:), Kiedy zaskakująco szybko skończyłam czytać tę pozycję, było mi niezmiernie przykro, że to już koniec. Jednak smutek nie trwał długo, bo w mojej biblioteczce czeka już kolejna książka Rachel Abbott „Śpij spokojnie", której lektury również nie mogę już się doczekać. Niebawem spodziewajcie się kolejnego spotkania z twórczością autorki.


sobota, 17 marca 2018

Aby rysy nie przeistoczyły się w szczeliny.

Jak miło jest móc dzielić się z Wami wrażeniami po lekturze książek autorów, którzy należą do grona tych, po których twórczość sięgam w ciemno. Jednak z drugiej strony istnieje obawa, czy autorzy ci, są w stanie jeszcze czymś mnie zaskoczyć. Bo przecież czytając wszystkie książki danego autora, znam doskonale styl jego pisania i mniej więcej wiemy, czego mogę się spodziewać. Tym samym poprzeczka moich oczekiwań względem twórczości danego autora podnosi się coraz wyżej z każdą jego kolejną książką. Dziś przed wyzwaniem sprostania moim czytelniczym oczekiwaniom stanęła Pani Sylwia Trojanowska ze swoją najnowszą książką „A gdyby tak...” Czy owemu wyzwaniu udało się autorce sprostać, dowiecie się już za chwilę?

Na kartach powieści poznajemy Zuzannę i Aleksandra. Kobietę po przejściach, mężczyznę z przeszłością. Obydwoje nie są dla siebie obojętni, ponieważ wraz z ich przypadkowym spotkaniem wracają wspomnienia czasów studenckich, kiedy to rodziło się między nimi uczucie. Niestety wówczas zobowiązania Alka uniemożliwiły rozkwit tej miłości. Dziś już nic nie jest takie samo. Od tamtych wydarzeń minęło dziesięć lat, które wiele zmieniły zarówno w nich samych, jak i w ich życiu. Oboje mają za sobą nieudane małżeństwa. Zuzanna jest kobietą bardzo rozsądną i zachowawczą. W obawie przed kolejnym zranieniem nie pozwala żadnemu mężczyźnie odnaleźć drogi do swojego serca. Kontakty z mężczyznami traktuje na niezobowiązującej stopie przyjacielskiej, w której pozwala sobie na przygodny seks. Jej życie jest spokojne i ustabilizowane, do chwili aż Aleksander ponownie wzbudza w niej uczucia, których tak bardzo pragnie, a jednocześnie, tak bardzo się boi. Jak nie trudno się domyślić w walce serca z rozumem zwycięża serce. Jednak, jeśli myślicie, że happy end tej historii jest oczywisty, to zapewniam Was, że w tej powieści nie ma miejsca na oczywistości. A wszystko przez wstrząsające zakończenie, które wiele zmienia. To, co przygotowała dla Zuzanny i Aleksandra Pani Sylwia będzie wymagało od nich podjęcia bardzo trudnych decyzji. Jestem pewna, że wybór, jakiego dokona główna bohaterka, może w wielu z Was wywołać oburzenie, a tym samym poddacie ją bardzo surowemu osądowi. Jednak nie nie sadźcie, a nie będziecie sądzeni. Piszę o tym celowo, ponieważ perypetie losów naszych bohaterów są bardzo autentyczne i ponadczasowe, co sprawia, że wszystko to, co spotkało ich, może stać się również naszym udziałem w realnym życiu.

„Tak. Czasami trzeba się odważyć, by być szczęśliwym. Szczęście jest tuż obok, ale my, żyjąc w tych swoich hermetycznych światach, po prostu go nie zauważamy. Czasami może i widzimy, ale się go boimy”.

„A gdyby tak... „porusza bowiem bardzo ważne i trudne, a zarazem delikatne tematy takie jak zdrada, brak porozumienia między małżonkami, próby ułożenia sobie życia na nowo po zdradzie i oczywiście strach przed ponowny otwarciem się na nową miłość w obawie przed cierpieniem.

Jeśli chodzi o bohaterów, muszę przyznać, że sama Aleksander nie zaskarbił sobie od razu mojej sympatii. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale jego przeszłość nie stawiała go w dobrym świetle. Jednak prawdą jest, że prawdziwa miłość często bardzo mocno zmienia ludzi. Tak też stało się w przypadku Aleksandra, co spowodowało, że zupełnie zrehabilitował się w moich oczach.
Były również bohaterki drugoplanowe, które od samego początku podbiły moje serce. Były to Alina i Agnieszka, przyjaciółki Zuzy. Przyjaźń łącząca te trzy kobiety jest wzorem przyjaźni godnej naśladowania. Choć każda z nich wiele w życiu przeszła, nie ma dla nich nic ważniejszego od siebie nawzajem. Bez względu na to, co dzieje się w ich życiu zawsze mogą na siebie liczyć. O każdej porze dnia I nocy, Zawsze się wspierają I są wobec siebie bezwzględnie szczere.

„… Na tym polega nasza przyjaźń, że jesteśmy obok siebie, gdy się śmiejemy, ale gdy płaczemy, jesteśmy dla siebie niezależnie od wszystkiego”.

Teraz już mogę zdradzić Wam, że autorka oddając w moje ręce swoje najmłodsze dziecko, w pełni sprostała moim oczekiwaniom. Co więcej, poznałam twórczość autorki z zupełnie innej strony, niż znałam ją dotychczas. Ta Powieść jest zupełnie inna, niż cykl „Szkoła latania”, który również wyszedł spod pióra autorki. Tam mieliśmy możliwość poznać młodzieńczą miłość, w której jeszcze wszystko widzi się przez różowe okulary. Natomiast „, A gdyby tak…” to historia uczucia wraz z jego blaskami I cieniami. Dojrzała, a przez to, twardo stąpająca po ziemi para ludzi zdaje sobie sprawę, że miłość to nie tylko lukier I chwile uniesień, ale przede wszystkim praca nad sobą I dbanie o to, aby pojawiające się w związku rysy nie przeistoczyły się w szczeliny.

Gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po tę książkę. Swobodny styl pisania autorki i wciągająca historia sprawiają, że kolejne strony książki ubywają niepostrzeżenie. Autorka serwuje swoim czytelnikom emocjonalny koktajl. Śmiejemy się, wzruszamy, czujemy złość I niedowierzanie, A kiedy odkładamy książkę na półkę, pozostajemy z wieloma refleksjami I przemyśleniami, by ostatecznie zadać sobie pytanie.:

A gdyby tak…to mnie samej przydarzyła się taka historia? 

Za umożliwienie mi lektury książki, która pozwoliła mi jeszcze bardziej docenić to, co w życiu 
najważniejsze dziękuję wydawnictwu Czwarta strona.




środa, 14 marca 2018

Czas na szczerość i prawdę.

Nareszcie nadszedł moment, kiedy mogę podzielić się z Wami wrażeniami po lekturze książki Krystyny Mirek „Światło o poranku”. Pani Krystyna jest jedną z polskich autorek, na której każdą kolejną książkę wyczekuję z ogromną ciekawością, ponieważ klimat Jej książek, wspaniała umiejętność modelowania słowa pisanego oraz poruszające i ciepłe historie, jakie opisuje na kartach swoich powieści, sprawiły, że autorka skradła moje serce. Tak też było i tym razem. Nie mogłam doczekać się tego, co tym razem przygotowała dla swoich czytelników, mając ciągle w pamięci to, jak wspaniałą lekturą była pierwsza część cyklu Willa pod Kasztanem „Światło w cichą noc”. Jeśli jeszcze nie czytaliście mojej recenzji tej części, znajdziecie ją tu. Po cichutku, by nie zakłócić niezwykle przyjaznej i serdecznej aury, jaką roztacza ciepłe wnętrze Willi pod kasztanem, nieśmiało pozwoliłam sobie zapukać do jej drzwi, by sprawdzić, co słychać u naszych bohaterów.

Jak się okazuje po magicznym nastroju świąt, już nic nie pozostało, Nasi bohaterowie muszą wrócić do szarej prozy życia, mierząc się z przeciwnościami, jakie los stawia na ich drodze Na szczęście dobrym duchem domu, jak zawsze pozostaje babcia Kalina, która zawsze przygarnia do swojego serca tych, których kocha, służąc wsparciem, radą i dobrym słowem. Będzie teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebna swoim bliskim, bo przeżywają oni naprawdę trudne chwile. Magda będzie musiała po raz pierwszy od czasu świąt spotkać się z Konstantym, który związał się z jej szefową. Nie trudno się domyślić, że nie jest to dla niej łatwe, biorąc pod uwagę, że teraz już każdego dnia będzie spotykała tych dwoje w miejscu pracy, Antka również los nie rozpieszcza, nadal szuka pracy, a serce wyrywa się do miłości. Bianka musi wracać do Warszawy, gdzie czeka na nią wiele niedokończonych spraw. Po powrocie nic już nie jest takie samo. Michał i Bartek, bracia, którzy bez względu na wszystko zawsze trzymali się razem, nagle przestają być swego rodzaju jednością. Dlaczego? Co ich podzieliło? Tego oczywiście dowiecie się, sięgając po książkę. Mamy także Dorotę, matkę Konstantego, która walczy o siebie, swoją rolę w małżeństwie i o to, co najważniejsze w związku dwojga ludzi.

Gdybym miała jednym zdaniem określić, czym charakteryzuje się „Światło o poranku”, powiedziałabym, że w tej części przyszedł czas na rozliczenie się z przeszłością, szczerość,  prawdę i ważne życiowe decyzje.

Poznajemy tu bowiem bardzo istotną część przeszłości życia matki Bianki, którą po pierwszej części mogliśmy bardzo surowo ocenić. Jak się okazuje najłatwiej ferować osądy bez poznania prawdy. Czy matka wyjawi córce prawdę, na którą ta, tak bardzo czeka, a może czasami lepiej jest nie wiedzieć? Przekonajcie się sami.
Również Konstanty chce wziąć sprawy w swoje ręce i uwolnić się spod wpływów innych. Czy mu się to uda, a przede wszystkim, czy starczy mu odwagi, by postawić ten ostateczny krok i wziąć swoje życie we własne ręce?
Pomyślicie sobie wiele pytań bez odpowiedzi, ale przecież nie ma nić prostszego, abyście sami uzyskali odpowiedzi na te i inne nurtujące Was pytania niż to, abyście niezwłocznie sięgnęli po” Światło o poranku”, do czego Was zachęcam.

Jeśli chodzi o bohaterów to, byli tacy, którzy bardzo mnie irytowali. Konstanty, który zachowywał się jak młodzik, który skacze z kwiatka na kwiatek. Niby kocha Magdę, a kiedy, tylko zobaczy atrakcyjną dziewczynę, po tej miłości nic nie zostaje. Magda, która zachowuje się jak dziecko, a nie dorosła kobieta. Zdaję sobie sprawę, że należy wziąć poprawkę na to, że wiele przeszła, ale wszystko ma swoje granice.
Jest jeszcze jeden element, który przynajmniej na początku utrudniał mi czytanie książki. Mianowicie nagle przeskoki, jeśli chodzi o poszczególne wątki. Czytamy wątek poświęcony jednej postaci, by za chwilę przeskoczyć do wątku innej postaci. Może się pogubić. Jednak wraz z ubywającymi stronami czytelnik przyzwyczaja się do tak szybkich zmian wątków i nie jest to już tak mocno odczuwalna niedogodność.

Jak pisałam wcześniej, książkę naprawdę warto przeczytać, ponieważ jest to bardzo ciepła historia o miłości, przyjaźni, wybaczaniu, oraz konfrontacji z przeszłością, bez której nie da się iść dalej szczęśliwie przez życie. Jednak nie jest to najlepsza książka autorki. Niemniej jednak mam nadzieję, że powstanie trzecia część serii na którą, jak zawsze będę czekać.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Edipresse Książki.



wtorek, 13 marca 2018

Uratuj życie Ludwikowi.

Kochanie dziś przychodzę do Was z ogromną prośbą. Moja przyjaciółka, również blogerkaa z bloga Medytacje nad książką organizuję zbiórkę pieniężną na leczenie ciężko chorego kota. Bez naszej pomocy Ludwik umrze. Zwracam się do Was o pomoc, ponieważ wierzę, że osoby, które kochają czytać książki, mają również wrażliwe dusze i dobre serca, które nie pozostaną obojętne na cierpienie bezbronnego zwierzaka. Zwierzęta są jak ludzie, one też czują, tylko cierpią w milczeniu. Wierzę, że razem uda nam się uratować życie temu wspaniałemu kociakowi. 

Proszę, udostępniajcie ten apel w jak najszerszych kręgach, a jeśli możecie, dołóżcie swoją cegiełkę. Każda złotówka się liczy. Wszystkie szczegóły zbiórki znajdziecie tu.

Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję w imieniu Agaty i Ludwika.

piątek, 9 marca 2018

Jak feniks z popiołów

Moi kochani dziś chcę opowiedzieć Wam o książce, która jest inna niż większość książek młodzieżowych dostępnych na naszym rodzimym rynku wydawniczym. „Bieg do gwiazd” Dominiki Smoleń, jest niejako głosem nas osób niepełnosprawnych i chorych wołającym o akceptację i wsparcie. Śmiało mogę użyć określenia „nas”, ponieważ sama jestem od urodzenia osobą niepełnosprawną ruchowo i na własnej skórze odczułam, jak bardzo ważne dla mnie samej było i chyba zawsze będzie poczucie, że nie pozostałam w tej chorobie pozostawiona samej sobie, że mam wokół siebie rodzinę i przyjaciół, którzy zawsze mnie wspierają, akceptują taką, jaka jestem i podają pomocną dłoń, kiedy braknie mi sił, by iść dalej wspólnie z moją niepełnosprawnością trudną droga, jaką bez wątpienia jest życie. Niestety nie każda osoba zmagająca się z chorobą ma w swoim życiu anioły w osobach najbliższych, które bez względu na wszystko, co dzieje się w jej życiu gwarantują jej poczucie bezpieczeństwa i miłości. Autorka na kartach swojej powieści przedstawia historię Ady, dziewiętnastoletniej dziewczyny, poprzez koleje losów, której we wręcz brutalnie rzeczywisty sposób chce uświadomić czytelnikom, co może stać się z osobą, która pozostaje osamotniona w swojej chorobie.

Kiedy w wieku siedmiu lat lekarze diagnozują u Ady cukrzycę, choroba ta brzmi jak wyrok. Nie trudno się domyślić, że w takiej chwili, to rodzic powinien stać się dla dziecka bezpieczną przystanią, trwać przy nim i starać się wytłumaczyć dziecku, że mimo ograniczeń, jakie niesie ze sobą ta choroba, da się z nią żyć. Dziecko powinno czuć, że z pomocą najbliższych wszystko będzie dobrze, bo przecież w rodzinie tkwi ogromna siła. Ada niestety nigdy nie otrzymała nawet namiastki podobnych uczuć od swojej rodziny. Co więcej, od momentu zachorowania, czuje, że choroba odebrała jej nie tylko normalne życie, ale i rodzinę. Kiedy była jeszcze zdrowy dzieckiem, cieszyła się wspaniałym dzieciństwem, mając kochających rodziców i młodszą siostrę Karolinę. Wszystko zmieniło się, gdy w życiu naszej bohaterki pojawiła się cukrzyca. Od tego momentu rodzice traktują córkę jak zło konieczne. Niemalże wykreślają ją ze swojego życia, bo ważniejsza od ich dziecka, o zgrozo jest dla nich opinia społeczeństwa i budowanie zakłamanego obrazka szczęśliwej rodzinki. Kiedy zaczynamy poznawać, postać Ady i jej historię nastolatka przebywa w szpitalu psychiatrycznym, gdzie po kolejnej już próbie samobójczej walczy z depresją. Za kilka tygodni kończy się czas jej pobytu w szpitalu, ale mimo tego, że może już wrócić do domu, nadal ma myśli samobójcze, co jednak skrzętnie ukrywa. Po powrocie ze szpitala Ada dowiaduje się, że zmarła jej ukochana babcia, która jako jedyna kochała ją bezwarunkowo i darzyła prawdziwą miłością. Wiadomość ta jest kolejnym bolesnym ciosem dla dziewczyn. Babcia jednak do końca dba o dobro wnuczki. Zostawia dla Ady list, który jest niejako jej ostatnią wolą, a jednocześnie prośbą do Adrianny. List ten może diametralnie odmienić życie dziewczyny, ale, czy na pewno nie jest na to za późno? O tym przekonacie się, sięgając po „Bieg do gwiazd".

Nie mogę nie wspomnieć także o innych bohaterach powieści, którzy wzbudzali we mnie masę emocji. Zacznę od rodziców Ady, którzy rodzicami nie mieli prawa się nawet nazywać. Gdybym mogła, udusiłabym ich własnymi rękami. Jak można traktować swoje dziecko jak przedmiot, który wyrzuca się i zapomina o nim, kiedy się zepsuje. Który prawdziwy rodzic potrafiłby patrzeć na cierpienie swojego dziecka z zimną obojętnością i mało tego, wpajając w dziecku przekonanie, że to właśnie ono jest winne całemu złu, które je spotyka?  Postępowanie zarówno matki, jak i ojca Ady, to bezsprzeczny dowód na to, że nie każdy jest powołany do roli rodzica.
Przyznam szczerze, że Karolina siostra Ady początkowo również nie zaskarbiła sobie mojej sympatii. Zbiegiem lektury, zdałam sobie jednak sprawę, że za jej takie, a nie inne zachowania względem Ady również w dużej mierze odpowiadają rodzice, ponieważ to oni powinni starać się umacniać więź między siostrami.
Teraz przejdźmy do postaci, które uwielbiam. Lenka, Łukasz i Adam to osoby, z których powinniśmy brać przykład. Choć sami nie mieli w życiu łatwo, to właśnie na nich mogła zawsze liczyć Ada. Nie chcę zbyt wiele zdradzać. Wspominam o tym dlatego, że bardzo przykrym paradoksem jest to, że właśnie od tej trójki nastolatka otrzymała w zaledwie kilka tygodni więcej miłości i wsparcia, niż od swoich rodziców przez całe swoje życie. Taka świadomość bardzo boli.
Bieg do gwiazd” to bardzo przejmująca w swej brutalnej rzeczywistości książka. Tu nie ma miejsca na koloryzowanie i delikatność. Autorka przedstawia smutny obraz zarówno choroby, jak i jej daleko idących destrukcyjnych skutków. Przyznaje się otwarcie, że podczas czytania, nie udało mi się powstrzymać łez. Nie były to jednak wyłącznie łzy smutku, bowiem mimo całego smutku tej historii znajdziemy tu również nadzieję, przyjaźń i miłość.

Dla mnie samej tak książka okazała się bardzo wyjątkowa i jak wspomniałam już wcześniej, odbieram ją poniekąd bardzo osobiście. Nie jest to jednak jedyny aspekt świadczący o wyjątkowości tego tytułu. Nie wiem jak Wy, ale ja nigdy wcześniej nie spotkałam się z żadną książką, która opisuje istotę choroby, jaką jest cukrzyca w książkach dla młodzieży. A tu mamy w bardzo przystępny sposób wyjaśnione czym jest i  jak żyje się na co dzień z tą chorobą. Uważam, że „Bieg do gwiazd” powinien przeczytać każdy, a w szczególności młodzi czytelnicy, gdyż wierzę w to, że poznanie losów Ady spowoduje wzrost świadomości tej choroby, a tym samym osoby cierpiące na cukrzyce być może choć w niewielkim stopniu przestaną być obiektem szykan i kpin ze strony swoich rówieśników. Jeśli ta książka miałaby pomóc choć jednej osobie, to należy o niej mówić dużo i głośno.

Myślę, że nie muszę pisać, iż oczywiście zachęcam każdego z Was do lektury „Biegu do gwiazd”, ale niech formalności stanie się zadość, gorąco polecam. Ta książka chwyci Was za serce, na długo pozostanie w Waszej pamięci i skłoni Was do wielu przemyśleń.

Pani Dominiko z całego serca dziękuję za tę wyjątkową książkę i z niecierpliwością czekam na kolejne.

Za egzemplarz recenzencki i kilka godzin wspaniałej, emocjonalnej lektury serdecznie dziękuję wydawnictwu Szara Godzina.



wtorek, 6 marca 2018

Jemy po to, by żyć, a nie żyjemy po to, by jeść.

Kochani dziś zapraszam Was na recenzję książki Pani Wandy Szymanowskiej „Lardżelka”. Twórczość Pani Wandy skradła moje serce od chwili, kiedy przeczytałam jej inną książkę pt.”. Zaina”, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jeśli jeszcze nie czytaliście mojej recenzji tej książki, link do niej macie tu. Bardzo cenię sobie autorów, którzy w swoich książkach nie boją się poruszać trudnych, ale jakże ważnych tematów. Takie właśnie tematy poznajemy w książkach tej autorki. Biorąc do ręki kolejną Jej książkę, byłam pewna, że historia opisana na jej kartach, będzie dla mnie bardzo wartościową lekcją, z której na pewno wyniosę, coś dla siebie. Czy w istocie dostałam to, czego oczekiwałam? O tym przekonacie się w dalszej części mojej recenzji.

Zapewne wielu z Was mogłoby powiedzieć: „Przecież jest wiele książek poruszających trudne, życiowe tematy. Czym więc książki Pani Wandy wyróżniają się spośród innych”? Otóż czytając historię bohaterów wykreowanych przez autorkę niemalże od pierwszego zdania, wyczuwa się ich autentyczność. Wraz z kolejnymi ubywającymi stronami zapominałam o tym, że czytam książkę, bo miałam wrażenie, że siedzę przy stole, popijając herbatę z bliską mi osobą opowiadającą mi swoją historię. Wszystko to wynika z faktu, że Pani Wanda ma niezwykłą umiejętność pisania o codziennych ludzkich problemach w sposób lekki i prosty, okraszony dawką humoru.

W „Lardżelce” poznajemy historię Zofii, kobiety, która niemalże od zawsze zmaga się z problemem otyłości. Zosia nie potrafi radzić sobie ze stresem, dlatego notorycznie go zajada. Czara goryczy przelewa się w pewien sylwestrowy wieczór, kiedy z ust jej mężczyzny padają bolesne słowa odnośnie do jej wyglądu i tuszy. Ten wieczór staje się dla naszej bohaterki początkiem walki o siebie.
Z postacią Zofii zapewne utożsami się wielu czytelników zmagających się z tą chorobą. Gdybyśmy mieli nakreślić portret psychologiczny takiej osoby, jest to osoba wycofana, zamknięta w sobie, z dużym zachwianiem poczucia własnej wartości, która nienawidzi swojego ciała, a jej jedynym pocieszeniem i przyjemnością w życiu jest jedzenie. Taka właśnie jest główna bohaterka „Lordżelki”, do momentu, aż pewnego dnia trafia na turnus odchudzający, który staje się początkiem wielu zmian w jej życiu.

Pani Wanda dzięki swojej książce uświadamia nam, że odchudzanie wcale nie musi być katorżniczą drogą przez mękę. Wszystko zależy od tego, jak do tego problemu podejdziemy, bowiem proces odchudzania zaczyna się w naszej głowie. Nie dajmy się zwieść tzw. dietom cud, bo takie nie istnieją. Musimy zdać sobie sprawę, że odchudzanie to długotrwały proces metodą małych kroczków. Ważne jest, żeby odchudzania nie traktować, jak kary. Pamiętajmy, że każdy zgubiony kilogram jest bardzo cenny nie tylko dla naszego wyglądu, ale przede wszystkim dla naszego zdrowia. Często samo słowo odchudzanie wzbudza w wielu osobach strach, dlatego stwierdzenie odchudzam się, zastąpmy stwierdzeniem, prowadzę zdrowy styl życia i niech ta myśl stanie się naszym sposobem na życie, a efekty nas zaskoczą.

To, na co autorka kładzie bardzo duży nacisk i co w istocie jest równie ważne, co dieta i ćwiczenia, to wsparcie innych osób. Zosia dopiero uczestnicząc w turnusie odchudzającym, uwierzyła, że może jej się udać, wygrać tę walkę. Jak wiadomo w grupie siła. Nikt tak nie zrozumie grubasa, jak inny grubas. Z pewnością nie muszę pisać o tym, że kiedy już zaczniemy się odchudzać, nie roztoczy się przed nami samo pasmo sukcesów i będziemy tracić kilogramy w mgnieniu oka. Niestety, tak to nie działa będą również porażki i niepowodzenia. Dlatego ważne jest, aby w takich chwilach był z nami ktoś, kto nas wesprze i da nam mentalnego kopniaka, który pomoże nam się zebrać do kupy i walczyć dalej. Kocham Iwonkę, która była dla Zosi dobrym duchem i najwspanialszą przyjaciółką. Taki przyjaciel to skarb.

Niestety społeczeństwo nie zawsze jest tak łaskawe i wyrozumiałe dla osób z nadwagą, czy otyłością. I tu dochodzimy do bardzo ważnego aspektu dyskryminacji społecznej takich osób. Bardzo przykrym i niestety częstym zjawiskiem jest zjawisko, szykanowania i niewybrednych „żartów” pod adresem osób otyłych ze strony osób szczupłych. Tak łatwo jest oceniać i kpić nie siląc się na to, by choć przez chwilę zastanowić się, co może być podłożem takiej choroby. Niestety dyskryminacja ta zatacza dużo szersze kręgi, ale o tym przeczytacie, sięgając po książkę Pani Wandy.

Uważam, że „Lardżelkę” powinien przeczytać, każdy. Bo nawet jeśli nie zmagamy się z problemami, jakie ma Zosia, to może dzięki tej książce zaczniemy patrzeć na takie osoby w innym świetle. A może nawet staniemy się dla kogoś niezbędnym wsparciem.

Za możliwość wartościowej lektury dziękuję Autorce.

sobota, 3 marca 2018

Nigdy nikogo nie można poznać tak naprawdę do końca.

Moi drodzy dziś wspólne z autorką powieści „Wszystko, czego pragniemy” Marybeth Mayhew Whalen chcę zaprosić Was do Jaworowej Doliny. W tym urokliwym, podmiejskim miasteczku właśnie rozpoczynają się wakacje. Mieszkańcy miasteczka to niewielka społeczność, która nie zabiega o podtrzymywanie relacji towarzyskich. Pomimo że wszyscy mieszkają niemalże w sąsiedztwie ze sobą, to jednak każdy żyje tu na własny rachunek, nie interesując się zanadto życiem innych. Sytuacja wygląda troszkę inaczej właśnie w okresie letnim, kiedy to zostaje otwarty basen, będący niejako atrakcją dla owej społeczności. To właśnie na basenie się spotykają. Nie ma to jednak odzwierciedlenia w pogłębieniu się zażyłości między ludzkiej. Kontakty ograniczają się do grzecznościowych pozdrowień bądź zdawkowej wymiany zdań. Jednak to lato, będzie inne niż wszystkie. Choć nikt jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, zmieni ono życie wielu osób. A wszystko zaczyna się od… o tym już za chwilę.

Czytając tę książkę, zdałam sobie sprawę z jednej bardzo istotnej prawidłowości. Otóż ludzkie nieszczęście i chęć niesienia pomocy jednoczy ludzi. Zawsze kiedy, dowiadujemy się, że gdzieś, komuś stała się krzywda, automatycznie łączymy się w chęci niesienia pomocy. Tak też dzieje się w Jaworowej Dolinie, kiedy pewnego dnia mały chłopiec ulega wypadkowi na basenie i walczy o życie. To tragiczne wydarzenie jest tylko preludium tego, co jeszcze ma się wydarzyć.
Sama mieszkam w małej miejscowości, w której wszyscy się znają i często słyszę, że w tak małej społeczności niczego nie da się ukryć, bo zanim ktoś cokolwiek zdąży zrobić, to już wszyscy dookoła będą o tym wiedzieć. Bohaterowie utworu Pani Marybeth udowadniają nam, że takie myślenie może okazać się bardzo mylące i zwodnicze, bowiem w Jaworowej Dolinie, każdy ma swój sekret, który stara się zepchnąć w najgłębsze zakamarki swojej pamięci, a najlepiej o nich zapomnieć i cieszyć się szczęściem tego, co tu i teraz. Niektóre z tych sekretów są wynikiem złych wyborów z przeszłości, inne koniecznością wyboru mniejszego zła. Ale jak nie raz już życie pokazało, nie da się zbudować szczęścia bez szczerości i prawdy, a z przeszłością trzeba będzie kiedyś stanąć twarzą w twarz.
Takie rozliczenie się z przeszłości może okazać się bardzo trudne będziemy zmuszeni do konfrontacji nie tylko z sobą, ale i z naszymi najbliższymi, którzy mogą okazać się zupełnie inni, niż myśleliśmy przez całe życie. Tego wszystkiego doświadczają właśnie nasi bohaterowie. Czy uda im się znaleźć w sobie odwagę, by wyjawić trawiące ich duszę sekrety? Czy wraz z wyjawieniem prawdy poczują ulgę? Czy uzyskają przebaczenie i nową szansę, by zacząć wszystko na nowo? A może na to jest już za późno i lepiej byłoby, gdyby prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego? Na te i wiele innych rodzących się podczas lektury pytań znajdziecie, odpowiedz, sięgając po „Wszystko, czego pragniemy”.

Wszystko, czego pragniemy”, to książka, po którą naprawdę warto sięgnąć. Co prawda historia opisana na jej kartach nie wywoła na czytelniku jakiegoś spektakularnego wrażenia, ale pozwoli wiele przemyśleć również w odniesieniu do nas samych i do naszego życia. Często żyjąc na co dzień ze swoimi bliskimi, jesteśmy przekonani, że znamy się wzajemnie, jak przysłowiowe łyse konie, wiemy o sobie wszystko, jak również jesteśmy pewni zarówno w stosunku do siebie, jak i naszych rodzin, do jakich czynów jesteśmy zdolni, a jakiej granicy byśmy nie przekroczyli.
Ta książka pokazuje nam, jak w bardzo błędnym przeświadczeniu żyjemy. Ta historia to dowód na to, że tak naprawdę nikogo nie da się poznać do końca, nawet samych siebie, bo to życie kształtuje nas każdego dnia.

Nie muszę chyba pisać, że książkę gorąco polecam. Czyta się ją bardzo szybko, choć muszę przyznać, że na początku całej historii panuje niewielki chaos związany z nagromadzeniem postaci o różnych osobowościach, a co za tym idzie, wielu perspektyw opisanych zdarzeń.  Jednak z biegiem fabuły wszystko staje się prostsze. Akcja toczy się niespiesznie, a realizm fabuły sprawia, że wspólne z bohaterami przeżywamy ich perypetie. Jedni z nich wzbudzają sympatię czytelnika inni wręcz przeciwnie.

Na zakończenie chciałabym zadać Wam pytanie, które w książce zadaje swoim czytelnikom autorka:

„Czy zastanawiasz się czasem, czego tak naprawdę pragniesz?
I jak dobrze znasz siebie oraz bliskich?"

Za możliwość wartościowej lektury i wielu cennych przemyśleń dziękuję wydawnictwu Editio.