poniedziałek, 27 listopada 2017

Artystyczne dusze

Jesteśmy arcydziełem stworzonym z dwóch samotnych dusz”

Twórczość Brittainy C. Cherry była mi do tej pory nie znana, choć teraz kiedy przeczytałam drugą wydana na polskim rynku wydawniczym książkę tej autorki „Art & Soul” ogromnie żałuję, że do tej pory nie sięgnęłam, po „Kochając Pana Danielsa”, co muszę jak najszybciej nadrobić. Dziś jednak chcę zachęcić Was do sięgnięcia właśnie po „Art & Soul”, ponieważ jest to książka, która poruszy nawet najbardziej zatwardziałe serca. Muszę przyznać, że kiedy rozpoczęłam lekturę, nie wywarła ona na mnie wielkiego wrażenia, wydając mi się schematyczną, ale już po kilku stronach moje odczucia uległy zupełnej zmianie. Nie mogłam oderwać się od czytania, jednocześnie nie mogąc poradzić sobie z targającymi mną emocjami. Łzy cisnęły mi się do oczu, a wzruszenie ściskało gardło. A samo zakończenie wywołało bunt, który przerwał tamę moich emocji, wywołując spazmatyczny szloch.
Cała ta gama uczuć bardzo zaskoczyła mnie samą, gdyż jest to książka adresowana do młodzieży, a ja już od dłuższego czasu niestety nie należę do tej grupy wiekowej. Potwierdza to jedynie fakt, że książek nie należy szufladkować.
Mam nadzieję, że już sam wyraz moich wrażeń, jakie wywarła na mnie ta niezwykła książka, przekonał Was moi kochani do sięgnięcia po nią. Gdyby jednak jeszcze ktoś miał wątpliwości czy na pewno jest to aż tak zachwycający utwór, jestem przekonana, że zarys fabuły pozbawi Was ich ostatecznie.

czwartek, 23 listopada 2017

Znajdź w sobie odwagę

Dziś porozmawiamy sobie o życiu, a dokładnie o tym, jak trudne może ono być. Zapewne każdy z nas nie raz znalazł się na przysłowiowym, życiowym zakręcie. Wówczas czujemy, że fundamenty, na których je opieraliśmy, zaczynają chwiać się w posadach, a nasz świat się wali. W takiej sytuacji zmuszeni jesteśmy do podjęcia wielu trudnych decyzji po to, by nadać naszemu życiu nowy kierunek. Często niestety wymaga to od nas postawienia wszystkiego na jedną kartę, a jak wiemy, nie każdy ma w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby postawić ten zdecydowanie trudny krok i jeszcze raz zawalczyć o to, co najważniejsze.

Na szczęście główna bohaterka najnowszej powieści Pani Doroty Schrammek „Tam, gdzie czekał anioł” znalazła w sobie tę odwagę. A łatwo jej nie było. W momencie, kiedy czytelnik wkracza w jej życie, Beata traci pracę. W domu i małżeństwie od jakiegoś czasu też nie układa się najlepiej. Mąż, który kiedyś wydawał się, tym wymarzonym od jakiegoś czasu jest inny. Raczej oczekuje i wymaga, niż sam z siebie coś daje. Utrata pracy przelewa czarę goryczy. Beata postanawia dać sobie czas na to, by wszystko na spokojnie sobie przemyśleć i poukładać. Dlatego też postanawia podjąć pracę w charakterze opiekunki starszego małżeństwa w Niemczech. Tam właśnie poznaje ludzi, którzy dosyć mocno wpływają na jej życie, a co za tym idzie, pozwala na nowo i trochę z innej perspektywy spojrzeć na siebie, męża, rodzinę. Urokliwe niemieckie miasteczko i przyjazna atmosfera pozwalają kobiecie odzyskać wewnętrzny spokój i stabilizację Niestety, los nie przygotował naszej bohaterki na kolejny druzgocący cios, który spada na nią jak grom z jasnego nieba. Jeśli chcecie wiedzieć więcej, nie pozostaje Wam nic innego, jak tylko sięgnąć po książkę

wtorek, 21 listopada 2017

Moje lustrzane odbicie

Dziś opowiem Wam swoją historię. Zapewne wielu z Was zastanawia się jak to możliwe, że recenzując/opiniując książkę, której przecież nie jestem autorką twierdzę, że jest to moja historia. Powód jest bardzo prosty, otóż wielokrotnie już przy okazji recenzowania książek o tematyce niepełnosprawności czy choroby pisałam, że ja również jestem niepełnosprawna ruchowo. Jednak tym razem miałam wrażenie, że czytam książkę o sobie, a to dlatego, że moja niepełnosprawność jest identyczna z niepełnosprawnością autorki książki"Moje pory roku” Laury Izabeli Jurga. Obie urodziłyśmy się z Dziecięcym Porażeniem Mózgowym. Obie również jako dzieci „byłyśmy baletnicami” chodząc wyłącznie na palcach, wskutek czego obie przeszłyśmy tożsame operacje. Podobieństw jest naprawdę bardzo wiele, lecz nie będę o nich pisać, żeby nie zdradzić całej treści utworu. Lektura tej książki nie była dla mnie łatwa, gdyż powróciło do mnie wiele trudnych, często bolesnych wspomnień z sytuacji, przez które musiałam przejść, by zaakceptować i nauczyć się żyć z jak ja to określam „Moją przyjaciółką niepełnosprawnością". Pani Laura „naszą historią” pokazuje, że naszym największym pragnieniem jest poczucie akceptacji, a naszym największym problemem są wewnętrzne lęki, które jednak pokonujemy przy pomocy rodziny.przyjaciół i dobrych ludzi, których Bóg stawia na naszej drodze. Bo przeszkody są po to, by je pokonywać, a nie je omijać. Musimy tylko nauczyć się prosić o pomoc i zdać sobie sprawę, że nie jest to oznaka słabości. Bo każdy człowiek, by żyć, potrzebuje drugiego człowieka. Musimy wierzyć w siebie, bo ogranicza nas tylko nasz umysł, lęki i obawy. Bo nie chodzi o to, by nie upadać, a oto by się podnieść i iść dalej. Historia młodej kobiety pokazuje, że paradoksalnie największą przeszkodą w spełnieniu naszych codziennych celów życiowych są....schody. Życie, jakie prowadzi ta wspaniała dziewczyna, zadaje kłam błędnej wizji codziennego bytowania osób z niepełnosprawnością jako tych, które są zamknięte na świat i ludzi siedząc w domu i użalając się nad sobą. Autorka to wspaniała otwarta na ludzi i nowe doświadczenia osoba, która nigdy się nie poddaje, stawiając czoła wszelkim życiowym wyzwaniom, a co więcej stawia sobie coraz to nowe cele, podnosząc ich poprzeczkę za każdym razem wyżej. Z pełnym przekonaniem twierdzę, że powinien brać z niej przykład nie jeden pełnosprawny, gdyż osiągnęła tak wiele, że wielu z nas nawet będąc w pełni sprawnymi, nie zdołałoby tego dokonać. Ponadto Pani Laura udowadnia również, że ludzie niepełnosprawni to nie ci, którzy ciągle tylko biorą od innych, ale również wiele innym dają od siebie, wkładając ogrom serca i pracy w słusznej sprawie dla dobra ogółu.
Czytając tę książkę, naszła mnie taka myśl: „Przekuwajmy swoje słabości w naszą siłę, a będziemy w stanie osiągnąć wszystko, czego zapragniemy".

Oczywiście książkę serdecznie polecam i z góry bardzo przepraszam za prywatę, lecz była ona nieunikniona, bo przecież to „moja historia” (oczywiście, jeśli chodzi o jednostkę chorobową, bo w innych aspektach moja niekończąca się opowieść jest zupełnie inna).

sobota, 18 listopada 2017

Nie trzeba słów, by wyrazić to, co najważniejsze

Drogi czytelniku wyobraź sobie, że jesteś małym dzieckiem, które już jako noworodek trafia do domu dziecka i od tego momentu zmieniasz nieustannie miejsca swojego pobytu, trafiając do 32 domów dziecka i rodzin zastępczych, gdyż twoi opiekunowie porzucają cię jak niechciany przedmiot. Czyż nie brzmi to okrutnie...?

Taki właśnie los spotkał główną bohaterkę książki „Sekretny język kwiatów” - Victorię. Jej opiekunowie i rodzice zastępczy widzą w niej samo zło. Raporty, które powstają na temat dziewczynki, charakteryzują ją jako: aspołeczną, porywczą, małomówna, bezczelną. Nikt jednak nie zadaje sobie trudu, by dociec przyczyn takiego zachowania dziewczynki. Żaden z opiekunów nie zdaje sobie sprawy, że po przeżyciu tak wielu traumatycznych chwil w życiu takie zachowanie Victorii może być jej sposobem „pancerzem” mającym chronić ją przed kolejnym zranieniem ze strony świata dorosłych. Dziewczynka boi się otworzyć i zaufać ludziom. Życie naszej małej bohaterki zmienia się, gdy trafia pod opiekę Elizabeth, która wprowadza ją w tajniki sekretnego języka kwiatów. O tym jednak musicie już przeczytać sami... „Dar” ten pomaga jej wyrażać siebie i komunikować się z innymi ludźmi. Kolejnym przełomem w życiu bohaterki jest chwila, kiedy na jej drodze życiowej pojawia się Grant, który podobnie jak ona rozumie język kwiatów. Znajomość ta pozwala dziewczynie odkryć siebie na nowo. Poznaje smak uczuć, których nigdy wcześniej nie zaznała. Jej niecodzienny „dar,”, choć wydaje się niepozorny, wpływa znacząco na życie wielu osób. Tyle o fabule.

środa, 15 listopada 2017

Terapia w domowym zaciszu.

Moi drodzy, dziś porozmawiamy o relacjach damsko- męskich. Temat stary jak świat, a mimo to nadal do końca niezgłębiony. Moglibyśmy mówić o tym jakże złożonym aspekcie naszego życia bez końca i zapewne zgodzicie się ze mną, że nigdy nie zdołalibyśmy dostatecznie go wyczerpać. Spróbujmy jednak przyjrzeć się temu zagadnieniu troszeczkę bliżej.
Kochane kobiety, dziewczęta, zastanówcie się proszę przez chwilę, jaki typ mężczyzny ma szansę przykuć waszą uwagę i zainteresować Was sobą na przykład w klubie, dyskotece? Czy będzie to mężczyzna cichy, wycofany przysłowiowo podpierający ściany, czy raczej ten pewny siebie, uśmiechnięty z zadziornym błyskiem w oku? Przypuszczam, że zdecydowanie większe szanse ma drugi typ mężczyzn. Pamiętajmy jednak, że nie wszystko złoto co się świeci. Jak się za chwilę przekonamy z książki Niny Reichter „Love line” zachowania tych „królów życia” często są wyuczone, wykalkulowane, dążące do tego, aby uwieść kobietę i wykorzystać ją.

Zanim jednak opowiem kilka słów o samej książce, chcę prosić Was abyście decydując się na lekturę tego tytułu w żaden sposób nie sugerowali się okładką. Jest ona bowiem bardzo myląca w odniesieniu do całości fabuły. Sama patrząc na nią po raz pierwszy, byłam przekonana, że będzie to kolejny, płomienny romans jakich wiele. Ot nic odkrywczego. Teraz wiem, że powiedzenie, by nie oceniać książki po okładce, w przypadku tej pozycji jest bardzo zasadne. Uważam bowiem, że okładka może spowodować krzywdzący jej odbiór „na pierwszy rzut oka”. Tymczasem, kiedy przystąpicie do lektury będziecie bardzo pozytywnie zaskoczeni. Bowiem wbrew temu, jak tytuł ten jest kategoryzowany w żadnym wypadku nie jest to romans. Gdybym miała spróbować przypisać „ Love line” do określonego gatunku literackiego bez wahania powiedziałabym, że jest to bardzo mądra i pouczająca powieść psychologiczna, która pozwala nam w bardzo subtelny sposób zajrzeć za kulisy tego, co dla nas bardzo ważne: związków, uczuć oraz blasków i cieni życia.

poniedziałek, 13 listopada 2017

Piekło na ziemi

Dziś moi drodzy czytelnicy zapraszam was na spotkanie z książką nie łatwą, lecz niewątpliwie wartą tego, by poświęcić jej swój czas. O historii Nataschy Kampusch zapewne wielu z was już słyszało, chodź, by za sprawą mediów czy internetu. O niej i jej losach było dość głośno w 1988 roku. Bo właśnie 2 marca tegoż roku została porwana i uprowadzona w drodze do szkoły wówczas 10-letnia Natascha.

W książce „3096 dni”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć autorka w sposób bezkompromisowy, otwarcie i szczerze mówi o trudnym dzieciństwie, porwaniu oraz fizycznych i psychicznych upokorzeniach, jakich doznawała.

” Czuję się już na tyle silna, aby opowiedzieć całą historię mojego porwania".
Tytuł książki jest zarazem wyznacznikiem czasu jaki .Natascha spędziła w rękach porywacza. Bo właśnie tyle 3096 dni (8,5 roku)
trwało jej piekło.
Jej porywaczem był Wolfgang Priklopil 35-letni mężczyzna niezrównoważony psychicznie, który owego feralnego dnia wciągnął dziewczynkę do swojej białej furgonetki.

„Usiłowałam krzyczeć. Nie wydałam żadnego dźwięku. Moje strumy głosowe po prostu nie funkcjonowały. Cała byłam jednym wielkim krzykiem. Niemym krzykiem, którego nikt nie słyszał”

piątek, 10 listopada 2017

Egzamin z macierzyństwa

Drogi czytelniku dziś zapraszam Cię na recenzję książki autorki, która w swoich utworach nie boi się podejmowania trudnych tematów, takich, które bardzo często są pomijane bądź przemilczane. W jej książkach nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Próżno w nich szukać historii łatwych i prostych, wręcz przeciwnie, złożoność problematyki kreowanej fabuły sprawia, że to jak daną historię odbierzemy, zależy od tego z perspektywy, którego z jej bohaterów na nią patrzymy. Wielopłaszczyznowość ta sprawia, że podczas lektury skłaniani jesteśmy do wielu refleksji i przemyśleń. To wszystko w połączeniu z lekkością pióra i płynnością słowa niezmiennie zachęca nas czytelniczki do sięgnięcia po każdą kolejną książkę tej wspaniałej polskiej pisarki, na którą zawsze oczekujemy z niecierpliwością. A mowa oczywiście o Pani Magdalenie Majcher. Zapewne nikomu z was osoby Pani Magdaleny przedstawiać nie trzeba, powiem więc tylko tyle, że „Matka mojej córki”, bo to właśnie o tej książce jak się domyślacie, chcę wam dziś opowiedzieć, jest trzecim tytułem w dorobku pisarskim Pani Majcher, natomiast drugim po „Stanie niebłogosławionym” traktującym o macierzyństwie. Ci z Was, którzy czytali moją recenzję „Stanu niebłogosławionego”, wiedzą, że wówczas to właśnie dzięki niej autorka zdobyła moje serce bowiem, było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Byłam pod ogromnym wrażeniem owej pozycji i gorąco zachęcałam Was do lektury. Jednocześnie wiedziałam, że kolejnej książce, którą napisze Pani Magda, postawię bardzo wysoką poprzeczkę i obawiałam się, czy dorówna swojej poprzedniczce. Jeśli jesteście ciekawi czy autorce udało się wyjść naprzeciw moim oczekiwaniom i im sprostać proszę o chwilę cierpliwości, przekonacie się o tym w dalszej części mojej recenzji.

wtorek, 7 listopada 2017

Co zrobić z tą miłością?

*A gdy się zejdą, raz i drugi,kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością,bardzo się męczą, męczą przez czas długi,co zrobić, co zrobić z tą miłością?....”

Te właśnie słowa piosenki w pełni odzwierciedlają losy głównych bohaterów powieści Pani Agnieszki Lingas- Łoniewskiej „Łatwopalni". Często zdarza się tak, że w naszym życiu dzieją się rzeczy, które już na zawsze czynią je jałowym i pozbawionym jakiegokolwiek sensu. W jednej chwili tracimy wszystko, a sami stajemy się zamkniętymi w sobie życiowymi pustelnikami. Takie właśnie życie wiedzie ON, mężczyzna, który nie ma już nic-zdarzenie z przeszłości nie pozwala mu normalnie żyć. Jedyne, co mu zostało to ucieczka, choć demony przeszłości dopadają go wszędzie.

„Padł na kolana, uniósł twarz ku słońcu, zacisnął pięści i krzyknął:
- Wybaczcie mi!Potem spojrzał na popękaną ziemię wokół i zrozumiał,że tak właściwie wygląda on sam.Spuścił głowę i pokonany wrócił do motocykla.Nie zasługuje na nic.

Ascetyczne życie i nieustanne umartwianie się staje się jego codzienną karą za to, co choć wydarzyło się już jakiś czas temu, w nim-Jarku każdego dnia odżywa na nowo, trawiąc jego serce i duszę....
Los na jego drodze stawia ją- Monikę. Kobieta jest zamkniętą w sobie, ograniczoną przez konwenanse osobą, która również w życiu wiele wycierpiała.
Kiedy drogi tych dwojga splatają się, rodzi się między nimi uczucie. Jednak nie jest to łatwa miłość. Oboje potrzebują ukojenia i spokoju. Marzą, by kochać i być kochanym. Niestety życie nadal ich nie oszczędza. Oboje wiedzą, że aby móc z radością patrzeć w przyszłość trzeba zamknąć drzwi przeszłości, a żeby móc to uczynić należy wybaczyć i uzyskać przebaczenie.

Autorka w swoim dziele porusza wiele ważnych problemów, które mogą także spotkać każdego z nas: ból rozrywający serce, poczucie straty, samotności, walkę z samym sobą, by móc żyć na nowo.
Pani Agnieszka w subtelny i sobie tylko znany sposób niepostrzeżenie trafiła do głębi mojego serca, grając wspaniały koncert na delikatnych strunach moich emocji.
Książkę zdecydowanie polecam. Jest wspaniała, rewelacyjna,jedyna w swoim rodzaju!!!
Już nie mogę się doczekać kontynuacji historii, którą odnajdziemy w drugiej części „PRZEBUDZENIE.ŁATWOPALNI II". 

* Fragment piosenki „Czy te oczy mogą kłamać".

niedziela, 5 listopada 2017

Pod hasłem kontrowersja

*Dziś zapraszam wszystkich do lektury książki pod hasłem kontrowersji. Ukazanie się jej na rynku wydawniczym wzbudziło w czytelnikach wiele emocji i niezbyt pochlebnych opinii. Mowa oczywiście o utworze Sophie Morgan"Wyznania uległej”, Ale zanim powiem kilka słów o samej książce, przyjrzyjmy się jej jakże wymownej okładce, która w zasadzie mówi wszystko o charakterze utworu. Czarne mroczne tło symbolizujące mroczną stronę pożądana a na nim skrępowane kobiece dłonie będące symbolem uległości i poddaństwa. W dłoniach piękna róża kwintesencja kobiecości. No i te czarne paznokcie będące wyrazem buntu, który pomimo poddaństwa budzi się w uległej kobiecie. Są to moje subiektywne odczucia i skojarzenia, jakie nasunęły mi się od razu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę jeszcze przed przeczytaniem książki w zestawieniu z jej tytułem i cytatem umieszczonym na rewersie książki.

Lubię, kiedy sprawiasz mi ból. Pragnę tego. Wiem, że możesz nie wierzyć w to kiedy patrzę na ciebie ze złością, płaczę, rumienię się albo próbuję ukryć strach.Ale to właśnie mnie kręci. Ból, poniżenie, niepewność-to na mnie działa. Kiedy krępujesz mi nadgarstki, chwytasz za gardło, ciągniesz za włosy, posiadasz mnie, władasz mną, moje serce szybciej bije.I robię się mokra...
Myślę, że ten cytat wszystko wam uzmysłowił moi drodzy, ale gdyby w kimś jednak budził jeszcze jakąś niepewność co do fabuły, pozwolę sobie napisać o niej kilka słów.

czwartek, 2 listopada 2017

Nie żyjemy tylko dla siebie

Recenzja była pierwotnie publikowana gościnnie na blogu Medytacje nad książką.
Moi kochani, dziś porozmawiamy na temat trudy i bolesny. Temat, o którym na co dzień nie chcemy myśleć i mówić z obawy, by nie wywołać wilka z lasu i nie ściągnąć złego, bądź też z przekonania, że problem ten przecież nas nie dotyczy. Będziemy mówić o chorobie i śmierci. W dzisiejszych czasach, kiedy mamy swobodny i łatwy dostęp do internetu nieustannie czytamy kolejne apele, a wręcz błaganie o pomoc dla kogoś, kto potrzebuje naszej pomocy po to, by móc żyć. Oczywiście odczuwamy współczucie, dowiadując się o dotykającym innych cierpieniu, ale z reguły po chwili zajęci własnym życiem i problemami zapominamy o tym, co czytaliśmy, bo przecież to wszystko dzieje się tam a my nie możemy nic zrobić, by pomóc. Dzięki książce Pani Nataszy Sochy „Apteka marzeń” przekonasz się, że i Ty w bardzo prosty sposób może podarować komuś życie. Drogi czytelniku nie myśl sobie, że skoro mowa o książce, to nie ma czym się przejmować, bo zapewne jest to, tylko kolejna ckliwa historyjka będąca fikcją literacką. Otóż nie na kartach „Apteki marzeń” poznasz prawdziwą historię wspaniałej dziewczynki i jej rodziny, od której my dorośli możemy się bardzo wiele nauczyć.