wtorek, 31 marca 2020

Zapowiedź: Melisa Bel "Diabelski hrabia".


Kochani dziś przychodzę do Was z zapowiedzią książki Melisy Bel "Diabelski hrabia", która zainteresowała mnie już od pierwszej chwili, kiedy tylko poznałam zarys jej fabuły. Chciałabym zaprezentować ją również Wam, wierząc, że Was również zaciekawi i zechcecie po nią sięgnąć.



Opis książki:

Jocelyn zna hrabiego Winstona od dziecka. Nie wie, że ten mroczny mężczyzna był w niej niegdyś zakochany. Kiedy wychodzi za mąż za jego kuzyna, Edwarda Ashtona, hrabia, nie mogąc przestać o niej myśleć, zaciąga się na front.

Kilka lat później mąż dziewczyny umiera, zostawiając po sobie jedynie ogromne długi i list, w którym nakazuje żonie szukać pomocy właśnie u lorda Winstona.

Gdy lady Ashton zjawia się w ponurej rezydencji hrabiego, ledwie go rozpoznaje w demonicznej, barczystej postaci o przeszywająco zimnym wzroku. Zdana na jego łaskę nie rozumie napięcia, jakie zaczyna się między nimi rodzić.

Tymczasem na scenie pojawia się oszałamiająco przystojny baron, który jest gotów ofiarować jej wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła…

Słowo o autorce:

MELISA BEL-Pod tym pseudonimem kryje się osoba, która od ponad dwudziestu lat komunikuje się ze światem za pomocą dwóch środków wyrazu – słowa i muzyki.

Dyplomowana wiolonczelistka, piosenkarka, autorka polsko i anglojęzycznych tekstów piosenek. Na co dzień zaangażowana w projekty muzyczne i współpracę z wytwórnią płytową. Miłośniczka ekologii, kotów, psychotroniki, medycyna naturalnej oraz oczywiście romansów historycznych, których przeczytała setki.

Jak widzicie, na premierę książki będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, ale już dziś możecie kupić ją w przedsprzedaży, do czego gorąco Was zachęcam. 

Moje wrażenia po lekturze „Diabelskiego hrabi” będziecie mogli poznać już niebawem.

A Wy planujecie sięgnąć po ten tytuł? Napiszcie mi, proszę koniecznie w komentarzach.

sobota, 28 marca 2020

"Zdradzona" - Magdalena Krauze / Recenzja patronacka.


Moi drodzy, dziś porozmawiamy o tym, jak bardzo złudne bywa poczucie szeroko pojętej pewności w małżeństwie, która wzrasta współmiernie z przybywającymi latami stażu małżeńskiego. Często bowiem wiele lat przeżytych u boku naszego współmałżonka w połączeniu ze stabilizacją życiową, którą udało nam się wspólnie osiągnąć, sprawia, że taki stan, rzeczy przyjmujemy za swego rodzaju pewnik. Żyjemy w przeświadczeniu, że tak będzie już zawsze, a nasz/a żona/mąż będzie trwał/a u naszego boku do końca naszych dni.

Tymczasem, jak się za chwilę za sprawą najnowszej książki Magdaleny KrauzeZdradzona”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć, przekonacie, takowe myślenie bywa bardzo zwodnicze i niestety może sprawić, że pewnego dnia obudzimy się w zupełnie nowej dla nas rzeczywistości, w której naszego ukochanego już przy nas nie będzie, a nasz misternie przez lata budowany wspólnie z nim świat legnie w gruzach.

Zanim jednak przejdę do samej książki, chcę podzielić się z Wami wspaniałą dla mnie informacją, otóż blog Kocie czytanie ma ogromną przyjemność, już po raz kolejny otoczyć najnowsze dziecko autorki swoją troskliwą opieką podejmując się patronowania mu.

Przejdźmy zatem do książki, Poznajcie Joannę, kobietę po czterdziestce, której życia mogłoby pozazdrościć wiele kobiet. Joanna jest szczęśliwą żoną i matką dwójki dzieci. Maturzysty Bartka i niespełna jedenastoletniej Oli. W pracy również odnosi sukcesy, czego dowodem są perspektywy awansu zawodowego. Robert przez dziewiętnaście lat małżeństwa z Asią był dla swojej żony takim mężem, jakiego jestem przekonana, chciałaby mieć każda z nas. A to dlatego, że był mężem nie tylko z nazwy, ale nasza bohaterka zawsze czuła w jego osobie prawdziwego partnera, na którego wsparcie niezmiennie mogła liczyć. Nie bez powodu używam czasu przeszłego, pisząc o osobie Roberta, ponieważ od pewnego czasu bardzo się zmienił i w momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy obserwować życie tej rodziny na kartach powieści, niestety nie możemy już powiedzieć o nim tego samego.
Sama Joasia zauważa te zmiany i choć czuje się z nimi bardzo źle, to jednak stara się znaleźć usprawiedliwienie dla jego postępowania. Ciągłe wyjazdy służbowe męża scedowały na kobietę wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi. Nikt nawet przez moment nie pomyśli o jej potrzebach i obowiązkach służbowych, którym ona musi sprostać.

„Poczułam się jak służąca, której zadaniem jest tylko gotować, prać, sprzątać, prasować i myć obszczany kibel, ale sama nie może mieć żadnych ambicji, ani tym bardziej stawiać jakichkolwiek wymagań”.

I zapewne tkwiłaby w takim położeniu jeszcze bardzo długo, gdyby nie pewna sytuacja z Olą, w której Robert pokazał, że nawet dzieci, które dotychczas były dla niego najważniejsze, teraz zeszły  na dalszy plan. Jak wiadomo pod latarnią zawsze najciemniej i to zazwyczaj osoby trzecie, które potrafią spojrzeć na nasze życie z boku, najczęściej dostrzegają w nim to, czego my sami nie potrafimy, a może nie chcemy dostrzec. Tak też stało się i tym razem. Na szczęście Asia ma blisko siebie wspaniałą sąsiadkę, dzięki której postanawia przestać zadręczać się niezrozumiałymi dla niej zmianami w zachowaniu Roberta i pozbyć się targającym  nią poczuciem niepewności. To właśnie rozmowa z Panią Anią dodaje jej odwagi, by przejrzeć telefon męża, z którym ten ostatnio nie rozstaje się ani na chwilę i sprawdzić, czy podejrzenia, które wysnuła sąsiadka, są słuszne. Jak już z samego tytułu książki możecie się domyślać, fakty niestety są takie, że Joanna została zdradzona.
Fundament, na którym opierało się całe życie rodziny, rozpadł się na kawałki, a ona będzie musiała znaleźć w sobie siłę, by zbudować je na nowo dla siebie i dzieci, ale jak wiadomo, powiedzieć jest łatwo, ale znaleźć siłę, aby stawić czoła tak trudnym przeżyciom, to już zupełnie odwrotna strona medalu. Czy Joannie się to uda, a może jest jeszcze szansa na wybaczenie i uratowanie tego małżeństwa? Jeśli jesteście ciekawi, jak potoczą się losy Joanny i jej rodziny musicie oczywiście sięgnąć po książkę, bo ode mnie niczego więcej na ten temat się nie dowiecie.

„W sercu rozpacz, ból i tęsknota, a życie toczyło się dalej, nie pytało, czy człowiek ma siłę zwlec się rano z łóżka, czy ma siłę pójść do pracy, zrobić dziecku śniadanie, zawieźć do szkoły”

Zdradzę Wam natomiast, że osobiste problemy nie będą jedynymi, z którymi Asi przyjdzie się zmierzyć, bowiem przyjaciółka kobiety będzie potrzebowała jej pomocy. Tylko, czy to nie za duży ciężar na jej barki? Sprawdźcie koniecznie.

Musicie wiedzieć, że zawsze z niecierpliwością czekam na moment, kiedy Magdalena Krauze odda w ręce swoich czytelników kolejną swoją książkę, a to dlatego, że znam wszystkie książki autorki i wiem, że w każdej z nich znajdziemy wiele miejsca na refleksję i przemyślenia także odnośnie do własnego życia.
Życiowy i autentyczny obraz perypetii bohaterek jej książek sprawi, że wiele kobiet w podobnej sytuacji znajdzie w nich cząstkę siebie i tego, z czym zmaga się w swoim życiu.
Na kartach „Zdradzonej” stało się podobnie. Asia ma mętlik w głowie, z jednej strony chce wybaczyć, z drugiej natomiast obawia się, że już nigdy nie będzie umieć zaufać i ciągle będzie żyła w obawie, że mąż karmi ją stekiem kłamstw. Nie trzeba przeżyć zdrady, aby domyślić się, że kobiety, które mają ją za sobą, z takimi dylematami toczą wewnętrzną walkę w samotności, ukradkiem ocierając łzy.

Kolejny aspekt, na który autorka zwraca naszą uwagę to wybaczenie dla dobra dzieci. Wiele kobiet zdradzonych słyszy niejednokrotnie od rodziny, znajomych, czy przyjaciół, że powinny spróbować wybaczyć właśnie dla dzieci, aby nie rozpadł się ich świat, bo one też to ciężko przeżywają. Ale czy trwanie w związku po zdradzie wbrew sobie ma jakikolwiek sens. Dzieci są bardzo mądre, wiele rozumieją i bardzo dużo widzą. Na pewno nie chcą dla swojej mamy takiego życia. Najważniejsze w takiej sytuacji jest to, aby dziecko wiedziało i czuło, że pomimo tego,  iż rodzice się rozstali, zawsze oboje będą je tak samo kochać i niezmiennie jest ono dla nich najważniejsze.

Jak widzicie, autorka zdecydowała się podjąć w swojej książce bardzo ważnego i nie łatwego tematu, ale zrobiła to w bardzo przystępny sposób. Ci z Was, którzy mieli już okazję poznać Jej twórczość, zapewne zgodzą się ze mną, że nawet mimo powagi tematów, które podejmuje w swoich książkach, jak ma to miejsce teraz, historie wychodzące spod jej pióra w żaden sposób nie przytłaczają. Co więcej, pokuszę się o stwierdzenie, że jeśli zdecydujecie się je poznać, dobry humor i relaks dostaniecie w pakiecie. Autorka bowiem poprzez swoje książki chce dać nam przede wszystkim dawkę pozytywnej energii i wiarę w to, że nawet w sytuacji bez wyjścia jest wyjście. Czasami tylko potrzeba czasu, aby je dostrzec.

„Potrzebujesz czasu, Asiu. On może nie leczy ran tak, jak mówią, ale pozwoli zaakceptować to, co teraz tak cię boli”.

W tym miejscu mogłabym właściwie zakończyć swoją recenzję, pisząc Wam, że jeśli doczytaliście ją do tego momentu, to wydaje mi się, że oczywiste dla Was jest, że gorąco ją wszystkim polecam. Książka jest wspaniałym połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Lekki i swobodny styl autorki okraszony dawką humoru sprawi, że odprężycie się po ciężkim dniu, a jednocześnie z uwagi na poważny temat, któremu została ona poświęcona, po skończonej lekturze będzie Wam towarzyszyć poczucie spożytkowania czasu na naprawdę wartościową książkę.

Nie skończę jednak na tym swoich odczuć na temat „Zdradzonej”, ponieważ jest jeszcze coś, co mnie w tej książce bardzo mocno poruszyło i wzruszyło i za co z całego serca autorce dziękuję. Mam na myśli postać cudownej i wspaniałej Pani Ani. Starsza kobieta o gołębim sercu pomimo tego, że całe swoje życie poświęciła dzieciom, dziś z bólem w sercu wypowiada te słowa.

„[…] życie to pasmo upadków i wzlotów, które hartują nas każdego dnia. Stary człowiek nie jest nikomu do niczego potrzebny”.

Nie zdradzę Wam oczywiście, w odniesieniu do jakiej sytuacji starsza kobieta dochodzi do takich smutnych wniosków, ale myślę, że są one bardzo wymowne. Nie zapominajmy o tym, że my też kiedyś będziemy starzy i obyśmy nigdy nie musieli doświadczać tak gorzkich refleksji. Zachęcam Was gorąco, abyście przekonali się, czy los jeszcze się do tej cudownej osoby uśmiechnie.

Teraz już naprawdę kończę, dziękując autorce oraz wydawnictwu Jaguar za zaufanie i możliwość patronowania  książce, która oczywiście, jak i dwie pozostałe dołącza do grona moich ulubionych, a Was moi kochani nie zatrzymuję już dłużej, abyście mogli niezwłocznie przystąpić do jej czytania.

Pozostałe książki autorki:


#zostanwdomuczytajksiazki


środa, 25 marca 2020

Czas posprzątać w swoim życiu.

Kiedy młodzi ludzie wkraczają w dorosłe życie, często słyszą, że cały świat stoi przed nimi otworem. Mogą bardzo wiele osiągnąć i tylko od nich zależy, jak będzie ono wyglądało. Brzmi to bardzo pięknie, jednak nie zawsze jest do końca prawdziwe. A to dlatego, że to my dorośli, a szczególnie rodzice jesteśmy odpowiedzialni za to, w jaki bagaż wyposażymy nasze dziecko, kiedy już przyjdzie pora, aby wyruszyło w swoją samodzielną podróż przez życie. Przez całe jego dzieciństwo każdego dnia dokładamy kolejne cegiełki po to, aby kiedy nadejdzie odpowiedni moment, mogło zbudować z nich fundament, na którym ukształtuje swoją przyszłość. Jakość owych cegiełek warunkowana jest tym, w jakiej rodzinie przyszło nam dorastać. I tak jeżeli w naszym domu rodzinnym gościła miłość, poczucie bezpieczeństwa, wzajemne oddanie i wsparcie, wówczas w naszym bagażu znajdą się odwaga, pewność siebie, otwartość na świat i ludzi. Ale teraz zastanówmy się przez chwilę, co stanie się z życiem osób, którym nie było dane cieszyć się szczęśliwym dzieciństwem, a to z czym wyruszyli w swoją trudną życiową podróż to jedynie piętno przemocy, strach i niepewność. W tym miejscu rodzi się jedno z najważniejszych pytań, a mianowicie:

Czy osoby takie, mimo trudnej przeszłości, której winni są dorośli, którzy przecież powinni dbać o swoje dzieci i chronić je mają szansę zawalczyć o lepsze życie, niż to, które znali dotychczas?

Na to pytanie spróbujemy sobie odpowiedzieć wspólnie z Panią Katarzyną Kielecką, przyglądając się życiu głównego bohatera Jej najnowszej książki „Piętno dzieciństwa”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Wojtek Rawicki, bo to właśnie o nim mowa, jest bratem bliźniakiem Edyty, którą mogliście już poznać w pierwszej części dylogii o rodzeństwie Rawickich „Sedno życia”. Tam też poznacie niezwykle poruszającą historię koszmaru dzieciństwa i jego wpływu na to, co tu i teraz widzianą z perspektywy kobiety. Tym razem natomiast nadszedł czas, kiedy to Wojtek jest gotów, aby podzielić się z nami, tym czego doświadczył i jak wiele przeżył z ręki własnego ojca. Dowiemy się również, jak teraz po latach radzi sobie z piętnem, które pozostawiło na nim dzieciństwo, o ile w ogóle  możliwe, jest, aby z podobnymi przeżyciami móc sobie kiedykolwiek poradzić.

Jak pisałam w recenzji „Sedna życia”, wówczas brat Edyty wzbudził we mnie bardzo negatywne uczucia. Jawił mi się jako pupilek tatusia, podczas gdy sama Edyta nigdy nie zasłużyła na uwagę ojca, Już pod koniec tamtej części zrozumiałam, jak bardzo się myliłam, a w tej części jeszcze wyraźniej dostrzegamy to, jak bardzo pozory mogą mylić.

Bo oto poznajemy spełnionego zawodowo mężczyznę, który ma wspaniałą rodzinę, więc śmiało moglibyśmy zapytać „czego chcieć więcej”? Jednak pamiętajmy, że prawda często pozostaje niewidoczna dla oczu. Dopiero zaglądając do serca i duszy człowieka, możemy dostrzec to, co prawdziwe, a często najbardziej bolesne. Tak też jest w przypadku naszego bohatera. Rany zadane rękę człowieka, dla którego chwile spędzone z synem były rozkoszną możliwością wyładowania frustracji i złości ciągle się nie zagoiły, a bezlitosną „pamiątką tamtych czasów” są nieustające koszmary nocne. Jak się przekonacie, znosząc cierpliwie upokorzenia ojca, mężczyzna nigdy nie zawalczył o siebie, ponieważ przez cały czas miał na uwadze dobro innych.

Jednak nastaje moment, kiedy los daje Wojtkowi szansę, aby wreszcie pomyślał o sobie. W wigilijny wieczór dowiaduje się, że ma córkę, o której istnieniu nie wiedział. Teraz wszelkie jego działania ukierunkowane są na to, aby na nowo przekonać do siebie i uczciwości swoich zamiarów mamę dziewczynki, a dla niej samej stać się ojcem. Nie będzie to jednak łatwe, ponieważ nikt nigdy nie nauczył go  otwartości w okazywaniu uczuć i emocji. W domu rodzinnym wszelkie ich przejawy były surowo karane. Dziś Wojtek chciałby rozpocząć nowe, lepsze życie, ale aby mogło się tak  stać, musi i chce uporządkować własną przeszłość i poznać o niej całą prawdę.

„Tak. Zarządzam wielkie sprzątanie. Zamierzam pozbyć się brudów, żeby nie wejść z syfem w nowe życie. Nie chcę dłużej czekać”.

Śmiało można powiedzieć, że właśnie takiemu porządkowaniu życia i walce o nowe lepsze jutro poświęcona jest ta część historii. Sprawdźcie koniecznie, czy Wojtkowi uda się otworzyć na ludzi oraz odnaleźć w sobie odwagę i wytrwałość, by mógł zaznać smaku prawdziwego szczęścia i miłości. Przekonajcie się, czy komuś uda się rozbić skorupę, w której ukrywał się przez wiele lat.

Tym z Was, którzy chcielibyście wiedzieć, co słychać u Edyty i jak potoczyły się  koleje jej życia, zdradzę, że autorka nie zapomniała także o jej postaci i tym razem, również będziecie mieli okazję się z nią spotkać na kartach powieści.

„Piętno dzieciństwa” to bardzo poruszająca, emocjonalna i refleksyjna powieść, która żadnego czytelnika nie pozostawi bez nadziei. Autorka wlewa w nasze serca wiarę w to, że nawet jeżeli, jako dzieci doświadczyliśmy tylko cierpienia i rozczarowań, to w żaden sposób nie przesądza to o tym, że nasze życie pozostanie takim już na zawsze. Niezbadane są koleje losu i potrafi on zaskoczyć nas również bardzo pozytywnie, jeśli tylko zechcemy się na te zmiany otworzyć i uwierzymy w to, że my również jak każdy inny człowiek zasługujemy na szczęście.

Pani Kasia nie mami nam oczu, że proces sprzątania i rozliczania się z przeszłością będzie łatwy i prosty, ale dodaje nam siły, aby podjąć się tego ciężkiego zadania, gdyż jest to etap konieczny, aby na końcu trudnej drogi czekała na nas upragniona i zasłużona nagroda.

Jestem przekonana, że kiedy już sięgniecie po ten tytuł, historia, którą przeczytacie na kartach książki, pochłonie Was bez reszty. Nie będziecie jej czytać, a chłonąć sercem. Czyta się ją bardzo szybko, a to, o czym czytamy w zależności od tego, jakie doświadczenia z dzieciństwa wynieśliśmy albo pozwoli nam docenić to, jakimi szczęściarzami jesteśmy, mogąc dorastać, bądź wspominać szczęśliwy, przepełniony miłością rodzinny dom, lub pomoże się nie poddać i walczyć o siebie i swoje pragnienie szczęścia.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.



sobota, 21 marca 2020

"Test na miłość" Helen Hoang / Recenzja przedpremierowa.

Kochani na pewno niejednokrotnie doświadczyliście sytuacji, kiedy sięgając po twórczość zupełnie nieznanego Wam autora, zakochujecie się w niej bez pamięci i od tego momentu z niecierpliwością czekacie na  kolejne owoce jego pracy. Co prawda, w moim przypadku nie zdarza się to zbyt często, ale najczęściej ma to miejsce w odniesieniu do twórców słowa pisanego.

W tym miejscu, chciałabym, abyśmy wspólnie cofnęli się w czasie do dnia 5 czerwca 2019 roku, kiedy to swoją premierę na polskim rynku wydawniczym miała książka Helen Hoang „Więcej niż pocałunek”. Wspominam to, wydarzenie nie bez powodu, ponieważ historia, którą dzięki tej książce miałam możliwość poznać, podbiła moje serce i sprawiła, że z niecierpliwością czekałam na kolejne książki tej autorki.

Dziś wreszcie nadszedł ten tak długo wyczekiwany przeze mnie moment, kiedy  mogę przyjść do Was z przedpremierową recenzją kolejnego książkowego dziecka Pani Hoang, które do naszych księgarni trafi już dosłownie za chwilę, bo 25 marca bieżącego roku, a mam na myśli oczywiście książkę Test na miłość”.

Musicie jednak wiedzieć, że jeśli chodzi o mnie to zawsze, kiedy pierwszą książkę autora, po jaką sięgnęłam, oceniam bardzo wysoko i odbieram z wielkim entuzjazmem, jak miało to miejsce podczas lektury wspomnianego wyżej utworu „Więcej niż pocałunek”, to sięgając po kolejną jego książkę bardzo boję się rozczarowania, ponieważ obawiam się, że niestety może nie być w stanie przeskoczyć tak wysokiej poprzeczki, którą wyznaczył poprzedzający ją tytuł. Jeśli jesteście ciekawi, czy w moim odczuciu „Test na miłość” dorównał światowemu fenomenowi swojej poprzedniczki, zapraszam serdecznie na dalszą część recenzji.

Zanim jednak opowiem Wam, co tym razem czeka na nas na kartach tej książki, pozwólcie, że jak to często w moich recenzjach bywa, zacznę od pewnych ogólnych życiowych rozważań, które jednak jak się przekonacie, mają bezpośredni związek z tym, co tym razem autorka przygotowała dla swoich czytelniczek.

Powszechnie mówi się, że życiowy start ma duży wpływ na naszą przyszłość. To, w jakiej rodzinie dorastamy i żyjemy, jest niejako miejscem startowym, z którego wyruszamy w nasze samodzielne dorosłe życie. Oczywiście zgadzam się z tym, jednak nie należy zapominać, że nasze pochodzenie, czy status materialny nie przesądzają o całokształcie i jakości reszty naszego życia. Wszak nigdy nie jest za późno na zmiany. Jeśli tylko dążymy do tego, aby polepszyć poziom życia nasz i naszych bliskich, los niespodziewanie może dać nam ku temu możliwość, która bardzo często mocno nas zaskakuje.

Przekonała się o tym, główna bohaterka powieści, z której recenzją dziś do Was przychodzę Esme Tran. Dziewczyna jest Wietnamką, która wspólnie z mamą i babcią wiedzie skromne życie. Uboga, ale uczciwa i piękna młoda kobieta pragnie lepszego życia dla siebie i swojej rodziny, a szczególnie dla córeczki, którą sama wychowuje. Na co dzień Esme pracuje jako sprzątaczka w jednym z tamtejszych hoteli. Jak się możecie domyślać, praca ta nie przynosi zbyt wysokich dochodów, ale to właśnie dzięki pracy, a raczej pewnej kobiecie, którą  tam poznała, dostała szansę na lepsze życie w zupełnie niedostępnym dla niej dotychczas świecie. Nieznajoma składa jej niecodzienną i poniekąd ryzykowną propozycję, aby ta wyjechała z nią do oddalonego o setki kilometrów od rodzinnego domu kraju, gdzie ma spróbować obudzić w sercu jej dorosłego już syna uczucia. Przyznajcie, że jest to dość nietypowe zadanie. Zapewne teraz zastanawiacie się, skąd taki dość dziwny pomysł zrodził się w głowie matki chłopaka. Jak wiadomo, sercem matki zawsze kieruje troska o szczęście i dobro swojego dziecka. To właśnie było impulsem do podjęcia działań mających na celu znalezienie kandydatki na żonę dla dwudziestosześcioletniego Khaia, bo to właśnie o nim mowa. Zadanie nie wydaje się naszej bohaterce zbyt trudne, więc wspierana przez najbliższych decyduje się podjąć ryzyko. Na miejscu okazuje się jednak, że nic nie jest tak proste, jakie w pierwszej chwili się wydawało. A to dlatego, że chłopak cierpi na zaburzenia autystyczne, które mają to do siebie, że osoby, u których stwierdzono tę jednostkę chorobową, nie potrafią odczuwać i okazywać głębszych uczuć. Khai jest atrakcyjnym i bardzo inteligentnym mężczyzną, ale świadomość swojego problemu zupełnie zamknęła go na uroki płci pięknej. Jest przekonany, że nie nadaje się do zbudowania związku i założenia rodziny. Jego mama jednak jest innego zdania i właśnie dlatego w jego życiu pojawia się Esme. Wyzwanie, przed którym stoi dziewczyna nie jest proste, tym bardziej że kandydat na przyszłego męża pozostaje niewzruszony na próby zdobycia jego serca, a czas nagli. O tym, czy Esme uda się przekonać  chłopaka, dla którego jej serce zabiło mocniej, że on też potrafi kochać, musicie już przekonać się sami.

Zastanówmy się przez chwilę, czym dla bohaterów książki jest ów tytułowy „Test na miłość”? Musimy wziąć pod uwagę fakt, że przypadek, a może los postawił na wspólnej drodze dwoje zagubionych życiowo ludzi. Ona pragnie  lepszej przyszłości dla siebie i córki i kiedy serce daje jej znak, że Khai jest tym, u którego boku mogłaby i chciałaby ją zbudować, ten nie nie wierzy w to, że może kochać i być kochanym. W jego dotychczas uporządkowanym, podporządkowanym rutynie życiu zapanował zupełny chaos. Teraz musi zrozumieć to, że nie ma serca z kamienia, jak do tej pory uważał, ale po prostu serce to działa na trochę innych zasadach, co nie oznacza, że w związku z tym jest skazany na wieczną samotność. Wszyscy jednak doskonale wiemy, że rodzaju przemyślenia wymagają często bardzo dużo czasu i niestety może okazać się, że na wszystko jest już za późno. Czy tak będzie tym razem?, przekonajcie się sami, sięgając po książkę.

Karty najnowszej książki Helen Hoang skrywają bardzo poruszającą i życiową historię dwojga ludzi, którzy aby dać sobie szansę na miłość w pierwszej kolejności muszą zrozumieć siebie, a następnie nauczyć się siebie nawzajem, akceptując się takimi, jakimi są ze swoimi zaletami, wadami i dziwactwami. Cieszę się, że autorka podjęła się odsłonięcia swego rodzaju kurtyny, za którą mamy możliwość zobaczyć, jak wygląda życie z osobą cierpiącą na zaburzenia autystyczne, a tym samym odrzeć postrzeganie takich osób z pewnego rodzaju tabu i mitów krążących wokół tego tematu.

Podsumowując i kończąc, „Test na miłość” jest książką, którą serdecznie i z czystym sumieniem Wam polecam. Jest to jedna z tych opowieści, która wciąga nas od pierwszej strony dzięki wspaniałemu połączeniu w fabule przyjemnego z pożytecznym. Z jednej strony mamy bowiem lekką w odbiorze, zabawną i seksowną opowieść (nie mylić z erotyczną), z drugiej zaś poważne życiowe tematy imigracja za pragnieniem lepszego życia, choroba,  aspekty wzajemnej akceptacji i zrozumienia. 
Jeśli podobała Wam się poprzednia książka autorki, to jestem przekonana, że ta również przypadnie Wam do gustu, ponieważ można odnaleźć między książkami pewne wspólne elementy.
W ostatnim słowie zdradzę Wam jeden mały sekret, o którym pisze w książce sama autorka. Otóż pewne elementy tego, o czym czytamy, jak również kreacje niektórych postaci książki są inspirowane opowieścią z życia bliskiej autorce osoby. Zapewniam Was, że w momencie, kiedy dowiedziałam się o tym, cała opowieść zyskała w moich oczach głębszego znaczenia i wyrazu. Zobaczyłam ją w zupełnie innym świetle, dlatego mam nadzieję, że udało mi się podsycić Waszą ciekawość i chęć spędzenia czasu z tym tytułem.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Muza, za co bardzo dziękuję.


środa, 18 marca 2020

Zapowiedź: Ciche dni - Abbie Graves.



Moi drodzy dziś przychodzę do Was, aby wspólnie z wydawnictwem Muza zaprezentować Wam wspaniale zapowiadającą się książkę autorstwa Abbie Graves "Ciche dni", której premiera na polskim rynku wydawniczym odbędzie się już za niespełna miesiąc.

Oto co wydawca zdradza nam na temat tego tytułu.

Niesamowicie dojrzały i zaskakujący debiut. Nie mogę się doczekać
kolejnej książki Abbie Greaves!” – Jojo Moyes

"Ciche dni” Abbie Greaves to pełna emocji opowieść o okrutnej sile milczenia i tragicznym w skutkach braku komunikacji. To historia pewnego małżeństwa, jego wzlotów, upadków i bolesnych sekretów. Trzymająca w emocjonalnym napięciu psychologiczna powieść trafi do polskich księgarń już 15 kwietnia – zaledwie tydzień po światowej premierze. 

OPIS WYDAWCY:

Nieumiejętność wyrażania własnych uczuć to temat, o którym mówi się wciąż niewiele. Podobnie jak o ciemnych stronach macierzyństwa, o którym mówimy dobrze albo wcale. Abbie Greaves nie boi się tych tematów. W swojej debiutanckiej powieści kreśli intymny portret na pozór idealnego małżeństwa. Jest w tej opowieści miejsce na rozpacz, cierpienie, gniew, bezradność i poczucie winy, ale nad wszystkim górują dobre wspomnienia.

Frank i Margot są małżeństwem z długim stażem. Choć wiele już razem przeżyli, nie potrafią poradzić sobie z największą w ich życiu tragedią, jaką jest śmierć jedynej córki. Rozpacz, poczucie winy, bezradność i niezgoda na taką kolej rzeczy sprawiają, że Frank zamknął się w sobie. Od pół roku nie zamienił z żoną nawet jednego słowa. Ogłuszająca cisza i podwójna samotność mają tragiczny finał – kobieta usiłuje odebrać sobie życie. Gdy trafia do szpitala, zostaje wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną. Nawet jeżeli odzyska przytomność, nigdy nie będzie już taka sama. Dopiero gdy sprawy przybierają dramatyczny obrót, Frank postanawia wyjawić tajemnicę swojego milczenia. Czy prawda uratuje Margot? Czy uratuje ich małżeństwo?

Opowieść Abbie Graves pulsuje emocjonalnym napięciem, jest uderzająco prawdziwa, wzruszająca i rozdzierająco piękna. To niezwykle autentyczna historia o walce z przeciwnościami losu, o młodzieńczych marzeniach, codziennych problemach i uczuciach towarzyszących utracie bliskiej osoby. Autorka niemal na każdej stronie uświadamia nam, jak ważne są najmniejsze nawet gesty i czułe słowa oraz dlaczego uczucia zasługują na codzienną pielęgnację – bez względu na to, jak długi jest staż związku.

SŁOWO O AUTORCE:

Abbie Greaves – ukończyła studia na uniwersytecie w Cambridge. Od kilku lat pracuje w agencji literackiej. Do napisania pierwszej książki zainspirował ją artykuł o chłopcu z Japonii, który nigdy nie widział, by jego rodzice ze sobą rozmawiali.


Ja jestem bardzo ciekawa tej książki i cieszę się, że już niebawem będę ją czytała, by po lekturze, niezwłocznie podzielić się z Wami swoimi wrażeniami i odczuciami. 

A Wy czekacie na jej premierę?

niedziela, 15 marca 2020

Ostatni dzień naszego szczęśliwego życia.

Dla większości z nas rodzina stanowi fundament naszego życie. Dokładamy wszelkich starań, aby zapewnić swoim bliskim poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Widząc radość na twarzach i spokój w sercach tych, których kochamy, sami również czujemy się szczęśliwi i robimy wszystko, aby nic tego szczęścia nie zachwiało, starając się uchronić ich przed wszelkim cierpieniem.
Niestety, jak wszyscy doskonale wiemy, nawet największe pokłady miłości nie stanowią wystarczającego parasola ochronnego, który byłby dla nas gwarancją tego, że nic nigdy nie zachwieje tak ciężko budowanej harmonii panującej w naszej rodzinie.
Mając tę świadomość w sytuacji, kiedy jednak niestety nieszczęścia i problemy nie omijają naszego domowego zacisza, często pragniemy wziąć ich ciężar na własne barki, aby nie przysparzać bólu naszym bliskim. W ten sposób rodzą się sekrety i tajemnice, których, jak już niejednokrotnie się przekonaliśmy, nie da się ukrywać w nieskończoność. Dlatego dziś zadajmy sobie pytanie:

Czy warto ukrywać bolesną prawdę przed współmałżonkiem, dziećmi, czy rodzicami wiedząc, że życie w nieświadomości jest dla nich tylko chwilowym odwlekaniem tego, co nieuniknione? A ta niewiedza to zaledwie krótki czas dodatkowego szczęścia, który skończy się, gdy poznają całą prawdę?

Z takimi właśnie myślami biją się główni bohaterowie powieści psychologicznej autorstwa B.A. Paris „Dylemat”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Adam i Livia Harmon są szczęśliwym małżeństwem. Owocem ich miłości jest dwójka dorosłych już dziś dzieci. Marnie i Josh studiują i zaczynają budować własne życie, więc wreszcie nadszedł czas, aby rodzice zaczęli myśleć o sobie, gdyż bardzo młodo założyli rodzinę, a tym samym ominęło ich wiele z tego, co wówczas przeżywali ich rówieśnicy.

W momencie, kiedy my czytelnicy pukamy do drzwi ich domu, bardzo szybko wręcz odczuwamy napięcie panujące w relacjach między nimi. Z czego ono wynika, przekonacie się już sami, ponieważ całą uwagę zarówno naszą, jak i oczywiście również Harmonów przykuwają przygotowania do planowanego od wielu lat przez Livię przyjęcia z okazji jej czterdziestych urodzin. W tym niezwykłym dniu kobieta chce przeżywać swoje szczęście z rodziną i przyjaciółmi. Niestety córka nie będzie mogła uczestniczyć w urodzinach matki, co kobietę mimo miłości do niej specjalnie nie martwi, a wręcz sprawia ulgę, ponieważ od jakiegoś czasu wie o swoim dziecku coś, co kiedy wyjdzie na jaw, może na zawsze zniszczyć niezwykłą więź łączącą ojca z córką, a co więcej odbić się również na relacjach z bliskimi przyjaciółmi rodziny. Sekret, który nasza bohaterka skrywa przed mężem, nie daje jej spokoju, ale chce odwlec moment konfrontacji z prawdą do momentu zakończenia się przyjęcia.

Tymczasem Adam przygotowuje dla żony wspaniałą niespodziankę. Chce, aby to przyjęcie było dla niej niezapomnianym przeżyciem. Podekscytowanie i radość mężczyzny zostają brutalnie odebrane, w momencie, kiedy na kilka godzin przed rozpoczęciem się uroczystości  dowiaduje się, że być może wydarzyło się coś, co na zawsze zniszczy życie jego rodziny i szczęście żony. Być może ich świat legnie w gruzach już na zawsze. Zdaje sobie sprawę z tego, że choć nic nie jest jeszcze pewne, to powinien podzielić się swoimi obawami z Livią. Z drugiej jednak strony nie chce, zniszczyć swojej drugiej połówce tych chwil szczęścia, gdyż czuje, że mogą to być ostatnie godziny, w których czuje się szczęśliwa. Kolejne mogą się nie powtórzyć przez bardzo długi czas, o ile powtórzą się jeszcze kiedykolwiek.
Tym samym rodzi się pytanie nie tylko do naszych bohaterów, ale również do przemyślenia dla każdego z nas.

Jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się, aby choć o kilka godzin przedłużyć szczęście bliskich naszemu sercu osób, wiedząc, że za chwilę może się ono dla nich skończyć bezpowrotnie?

W swojej najnowszej książce autorka skupiła się na emocjach targających człowiekiem w obliczu traumatycznych sekretów skrywanych w imię miłości i przyjaźni. Zabieg podzielenia fabuły na rozdziały przedstawiane z perspektywy obojga małżonków pozwala nam niemalże zajrzeć do ich myśli i poczuć wszystko to, co każde z nich czuje. A uwierzcie mi, tytułowy dylemat jest naprawdę wielki i poważny, ponieważ nie wolno nam zapomnieć, że każda decyzja, którą podejmiemy, pociąga za sobą konsekwencje. Przekonajcie się koniecznie, jakie one będą w przypadku tej rodziny, a co najważniejsze, jak poznanie prawdy odciśnie się na nich wszystkich.

Co prawda „Dylemat” to dopiero moje drugie spotkanie z twórczością Pani Paris, ale pierwsze, które miało miejsce podczas lektury książki „Pozwól mi wrócić” uznałam za udane, więc i tym razem w tym tytule pokładałam wielką nadzieję na ciekawą historię. I już teraz mogę Wam zdradzić, że się nie zawiodłam. W moje ręce trafił wciągający thriller psychologiczny, który, jak na ten gatunek książek przystało, może pochwalić się wspaniale wykreowanymi portretami psychologicznymi bohaterów, którzy pozwalają nam na bardzo bliską obserwację swojego życia, które, jak widać, ma swoje drugie dno. Nie doświadczycie tu dynamicznej akcji, ale na pewno udzieli się Wam napięcie wynikające z tego, co skrywają maski tylko pozornego szczęścia. Czy, będzie to już ostatni pozornie szczęśliwy dzień tej rodziny? Odpowiedzi na to pytanie znajdziecie na kartach książki, którą koniecznie musicie przeczytać.
Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do sięgnięcia po „Dylemat” i jesteście gotowi poznać całą prawdę, która zapewniam Was, łatwa dla nikogo nie będzie, a na pewno też da Wam wiele do myślenia również o waszym życiu i rodzinie.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.


czwartek, 12 marca 2020

Niezwykłe spotkanie, które odmieniło wszystko.

Przez całe nasze życie spotykamy i poznajemy bardzo wielu ludzi. Jedni pojawiają się w nim tylko na chwilę i szybko o nich zapominamy, inni natomiast stają się w taki, czy inny sposób jego częścią na dłużej, a nawet na zawsze. Ja sama uważam, że nikt, z kim los splata nasze drogi, nie pojawia się na nich bez powodu. Każde spotkanie z drugim człowiekiem, coś nam daje, czegoś nas uczy, a nawet pozwala spojrzeć na nasze życie z zupełnie innej perspektywy, niż ta, z jakiej postrzegamy je my sami. Ja bardzo lubię zawierać nowe znajomości i zawsze jest to dla mnie niezwykłe doświadczenie. Co prawda nie zdarzyło mi się jeszcze z nikim nawiązać relacji, która wpłynęła na mnie tak mocno, aby diametralnie odmienić moje dotychczasowe życie, ale wiem, że takie sytuacje rzeczywiście mają miejsce i o jednej z nich chcę Wam właśnie dziś opowiedzieć za sprawą książki Beaty Olejnik „W deszczu łatwiej ukryć łzy”.

Historia niezwykłego spotkania Marty i Sebastiana, o którym przeczytamy na kartach powieści to splecenie dwóch zupełnie różnych światów, które, choć odległe wydają się sobie tak bliskie.

Marta jest, kobieta, która zbudowała swój mały świat za drzwiami niewielkiej kwiaciarni, którą prowadzi. Dziewczyna wiedzie spokojne, ustabilizowane życie. Ma oddanych przyjaciół i narzeczonego Grzegorza, który, choć kocha swoją wybrankę, to jednak w jego hierarchii wartości zajmuje ona dopiero drugie miejsce. Mężczyzna ponad wszystko kocha pieniądze i to właśnie pogoń za nimi staje się dla niego najważniejsza. Nic nie jest w stanie zmienić tych priorytetów, dlatego Grzegorz usilnie namawia Martę, aby ta rzuciła wszystko i wyjechała z nim, by on mógł prowadzić swoje interesy. Nigdy nie brał na poważnie pracy swojej narzeczonej, dlatego nie widzi w takim rozwiązaniu żadnego problemu.
Nasza bohaterka natomiast wyznaje zupełnie inne wartości. Dla niej przede wszystkim liczy się człowiek. Zawsze otwarta na ludzi darzy ich serdecznością, chęcią pomocy i wsparcia. Dlatego, kiedy pewnego dnia przed oknem jej kwiaciarni pojawia się zziębnięty młody chłopak, bez wahania proponuje mu ciepłą herbatę, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że ten serdeczny gest stanie się początkiem szeregu niezwykłych zmian, które obróci życie obojga do góry nogami.

Sebastian to zagniewany i wystraszony chłopak, który nie znosi bogaczy. Jego samego, życie nigdy nie rozpieszczało. Jako pół sierota, jest wychowywany przez ojca narkomana, który traktuje go gorzej od śmiecia. Nastolatek już wielokrotnie zaglądał przez okno do kwiaciarni i był przekonany, że jej właścicielka to, kolejna bogaczka, która gardzi biedą. Jednak tym razem, los sprawił mu wspaniałą niespodziankę. Jak sam to wielokrotnie podkreśla Marta stała się jego dobrą wróżką. To dzięki niej już wkrótce w życiu chłopaka zaczynają się dziać rzeczy, które dosłownie dają mu szanse na nowe, lepsze życie. Takie, o którym nigdy nawet nie śmiałby marzyć. Nie mogę zdradzić Wam nic więcej, ale uwierzcie mi, to, co będzie się działo niemalże na Waszych oczach, z pewnością poruszy każdego, a i łezka się w oku zakręci.

Tymczasem związek Marty z Grzegorzem, o czym możecie przeczytać już na okładce książki, rozpada się. Kobieta cierpi, ale jednocześnie widzi, że to właśnie Sebastian darzy ją swoją pierwszą młodzieńczą miłością. W jej sercu również rodzi się uczucie do niego, jednak wie, że nie powinno ono nigdy mieć miejsca. Przecież to jeszcze dziecko, a ona jest dorosłą kobietą. I tu rodzi się pytanie: „Czy można kochać wbrew sobie”?

Niczego więcej Wam nie zdradzę, a to dopiero niewielki procent tego, co czeka na Was w książce, także koniecznie musicie po nią sięgnąć, aby sprawdzić, co jeszcze przygotowała dla nas autorka. A przygotowała naprawdę bardzo dużo. Jest to bardzo piękna i poruszająca opowieść, która łączy w sobie wiele życiowych wątków, które każdy z nas może postrzegać zupełnie inaczej.
Tak jak wspomniałam wcześniej mamy możliwość zobaczyć, jak bardzo różne w życiu każdego z nas mogą okazać się poglądy i cenione wartości oraz jak istotny wpływ mogą mieć one na związek dwojga ludzi.

Ponadto autora uświadamia nam, jak wiele w naszym życiu może zmienić zupełnie obca nam osoba. Musimy pamiętać, że takie  zmiany nigdy nie są tylko jednostronne. My dajemy coś komuś od siebie, ale ta druga strona również wpływa na nas samych. Marta bardzo pomogła Sebastianowi, ale on również pozwolił jej odkryć w sobie nowe piękne emocje. Spojrzała na siebie jego oczami. Między tą dwójką wytworzyła się niezwykła więź oparta na przyjaźni, z której zrodziło się uczucie. Czy ma ono szansę przetrwać? O tym już musicie przekonać się sami, sięgając po książkę.

No i tym sposobem dochodzimy do wątku postrzeganego jako niewłaściwy i niestosowne. Związku starszej kobiety z nastoletnim chłopakiem. Co prawda nie jest on tutaj napiętnowany, ale sama Marta ma wiele obaw i przemyśleń na temat tego, co dzieje się między nią i Sebastianem. Sprawdźcie sami, czy obawy te są słuszne.

Nie mogę też nie wspomnieć o Michale i Edycie. Oboje są u boku naszej bohaterki zawsze, kiedy ich potrzebuje. Michał służy wsparciem i pocieszeniem. Rozumie ją bez słów. Nie narzuca się, po prostu jest. Mówią, że cierpliwość będzie wynagrodzona. Czy w tym przypadku też tak będzie i kto dostrzeże to, co, choć jest na wyciągnięcie ręki, ciągle pozostaje niezauważalne? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na to i wszystkie pozostałe pytania, z którymi Was tutaj zostawiam, nie zwlekajcie ani chwili dłużej i chwyćcie tę książkę w swoje ręce.

„W deszczu łatwiej ukryć łzy” to bardzo ciepła i poruszająca opowieść, która trafi wprost do serca czytelnika. Tej książki się nie czyta, a właśnie odbiera sercem. Jej wielowątkowość sprawia, że możemy spojrzeć na życie ludzkie z bardzo szerokiej perspektywy, dostrzegając jego wyjątkowość, ale również złożoność. Ono potrafi pozytywnie zaskoczyć, ale również sprawić ból, jak i wycisnąć łzy. Jestem przekonana, że emocje, które towarzyszą lekturze tej książki, bardzo mocno udzielą się każdemu z Was, dlatego przygotujcie się na rollercoaster. Będzie złość, cierpienie, ale także radość, nadzieja i szczęście.

Nie wiem, co więcej mogę jeszcze napisać Wam o książce, ponieważ te wszystkie emocje są nadal we mnie żywe i ciężko jest mi ubrać w słowa to, co czuję. Powiem tylko tyle, że znalazła ona swoje miejsce w moim sercu i na pewno zostanie tam na bardzo długo.

Recenzja powstała dla portalu Duże Ka, za co bardzo dziękuję.




niedziela, 8 marca 2020

Każdy z nas nosi w sobie piekło.

Moi drodzy każdy z nas w życiu doświadczył i nie oszukujmy, się na pewno w ciągu całego swojego życia doświadczy jeszcze wielokrotnie wielu bolesnych doświadczeń i ciężkich przeżyć. Wszyscy doskonale wiemy, że żadne tego rodzaju zdarzenia nie pozostają bez wpływu na nas samych i nasze dalsze życie. Ich piętno dość często staje się dla nas swego rodzaju klątwą, przez którą nie potrafimy pogodzić się z całym złem, jakie nas spotykało, a tym samym zamknąć tych trudnych etapów, choć często są one naszą już odległą przeszłością i ruszyć dalej budując nasze tu i teraz, nawet jeśli los dał nam taką szansę.

Czując ciężar przeszłości na swoich barkach, nierzadko czujemy się zagubieni i nie wiemy, jaką drogą podążyć, by wyzwolić się od trawiących nas demonów i poczuć wreszcie, tak bardzo wielu nam potrzebne katharsis. Oczywiście nikt, nie da nam gotowej recepty, jak tego dokonać, ponieważ niestety każdy ten niełatwy proces musi przejść sam w głębi swojego serca i duszy, ale jeśli rozejrzymy się uważnie wokół siebie, możemy dostrzec pewne czynniki, czy rzeczy, które mogą stać się dla nas cennymi wskazówkami do tego, co możemy zrobić, aby sobie pomóc.

Mówię Wam o tym wszystkim nie bez powodu, ponieważ dziś przychodzę do Was z recenzją książki Piotra Podgórskiego Anathema”, która piszę to z ogromnym przekonaniem, jeśli tylko zagłębicie się w historię opisaną na jej kartach z całą pewnością stanie się dla Was takim właśnie bardzo cennym drogowskazem.

Poznajcie Marka, chłopca niechcianego i niekochanego już od momentu narodzin. Rodzice, którzy powinni darzyć swoje dziecko największą miłością i zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa uczynili z jego życia gehennę. Chłopiec dorastał w patologicznej rodzinie, każdego dnia doświadczając odrzucenia i upokorzenia. Dziecko już od czasów przedszkolnych wyróżniało się na tle swoich rówieśników i niestety również tam niedane mu było poznać uczucia zrozumienia i akceptacji. W domu gdzie alkohol i przemoc były stałym punktem życia, zawsze wprost mówiono mu, że jest nikim. Nigdy nie udało mu się zasłużyć na miłość i uznanie ojca, który, jak się przekonacie podczas lektury książki, traktował go niczym zbędną rzecz, z którą może robić, co mu się żywnie podoba, nie licząc się z uczuciami syna, by potem bez skrupułów się jej pozbyć.

„Przecież był zerem, a tacy nie mają prawa patrzeć nawet na słońce”.

Jedynym jasnym i najcenniejszym punktem życia Marka była bezgraniczna miłość i oddanie jego ukochanej babci, która pragnęła, aby wnuk zaznał prawdziwego szczęścia, na które tak bardzo zasługuje. Wreszcie wszystko wskazuje na to, że tak wielka wiara kobiety w lepsze jutro dla chłopca przyniosła wymierne owoce, ponieważ Marek odnosi wielki sukces za oceanem. Zakłada rodzinę i staje się poważaną osobą. Jednak w nowym życiu naszego bohatera nie może zagościć pełnia szczęścia i spokoju, ponieważ ciągle podążają za nim cienie przeszłości. Jej demony nie pozwalają o sobie zapomnieć i mężczyzna niestety będzie musiał stoczyć z nimi walkę, w której stawką jest szczęście tych, którzy są w jego życiu najważniejsi.

Anathema to bardzo przejmująca i boleśnie prawdziwa opowieść o rodzinie, jakich niestety wiele w naszym kraju. Rodzinie patologicznej, zdegradowanej, w której oczywiście niestety najbardziej cierpią dzieci, a wszystko, czego doświadczają, ciągnie się za nimi przez resztę ich życia. Konfrontacja z przeszłością bardzo często jest nieunikniona, ale także dla wielu z nas zbyt trudna, aby jej podołać. Przykre jest to, że dopiero w obliczu choroby, czy śmierci rodzina jest w stanie zrozumieć, jak wiele stracili, jak wiele krzywd zostało wyrządzonych. Autor pozwala swojemu czytelnikowi być świadkiem procesu zmian zachodzących w naszych bohaterach. Aby były one możliwe, potrzebne są słowa wybaczenia i akceptacji. Przekonajcie się koniecznie, czy w tej rodzinie jest to jeszcze możliwe. Czy są oni w stanie zaznać oczyszczenia z ogromu cierpienia i zła, aby stać się jednością, którą winna być każda rodzina? Sprawdźcie to już sami. 

Najnowsza książka Piotra Podgórskiego jest jedną z tych po które, kiedy już sięgniemy, nie możemy się od nich oderwać i to nie tylko ze względu na trudną i przejmującą tematykę, która zapewniam Was, poruszy serce każdego, ale także na jej niejako baśniowy i magiczny klimat związany z wierzeniami i legendami, które również tu znajdziecie. Wątek ten podczas czytania budzi w czytelniku pewną niepewność, ale i ciekawość tego, z czym on jest związany i co wniesie do całej opowieści.
To wszystko oczywiście jest ogromnym plusem książki, ponieważ sprawia, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, ale nie są to już wszystkie mocne strony i atuty tego tytułu.

Kolejne to wspaniale wykreowane postacie bohaterów, którzy w moim przypadku wzbudzili szereg emocji od współczucia, poprzez złość, a nawet czego się po sobie nie spodziewałam nienawiść. To, co sobie bardzo cenię to fakt, iż autor pozwala nam niemalże zajrzeć do serc i umysłów swoich bohaterów, abyśmy mogli poczuć to, co czują i myślą oni sami.

No i ostatni atut, na który chcę zwrócić Waszą uwagę, aczkolwiek nie ostatni dla samej książki to bezwzględny realizm tego, o czym czytamy. Tu nie ma miejsca na koloryzowanie i łagodzenie brutalnej prawdy. Abyśmy przestali tkwić w swojej przeszłości, musimy przyjąć ją taką, jaką ona naprawdę jest, nawet jeśli to nas bardzo boli, dlatego bądźcie przygotowani na to, że będziecie musieli zmierzyć się z uzależnieniem, przemocą, patologią, upokorzeniem, brakiem akceptacji, odrzuceniem i samotnością, ale nie obawiajcie się, ponieważ nie zostaniecie pozostawieni bez nadziei na lepsze jutro i wiary w to, że zawsze jest możliwość uporania się z trawiącymi nas koszmarami.

Zapewniam Was, że po przeczytaniu historii, którą autor oddał w nasze ręce, nie unikniecie wielu refleksji odnośnie do Waszego życia i życia w szerokim tego słowa znaczeniu. A jeśli Wy również zmagacie się z własnymi demonami, wierzę mocno w to, że ta książka będzie dla wielu z Was impulsem do tego, aby znaleźć w sobie siłę i odwagę, by stanąć z nimi twarzą w twarz, za co ze swej strony z całego serca autorowi dziękuję.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem WasPos, za co bardzo dziękuję.

środa, 4 marca 2020

Kiedy balansujesz na krawędzi życia i śmierci.

Mam na imię Agnieszka i mieszkam w małej miejscowości, w której niestety nie ma większych perspektyw rozwoju. Mieszkający tu młodzi ludzie już od czasów szkolnych marzą o tym, aby jak najszybciej wyrwać się stąd „do lepszego świata”. Sama również kiedyś bardzo tego chciałam, ale moje życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż to sobie zaplanowałam. Nie o tym jednak dziś chcę Wam opowiedzieć.

Zdecydowałam się poruszyć ten temat ze względu na przeczytaną przeze mnie w ostatnim czasie książkę Uprowadzone” Natashy Preston, o której chcę Wam opowiedzieć kilka słów. Zanim jednak przejdę do samej książki, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na jej okładkę, która według mnie już sama w sobie jest bardzo wymowna, a w połączeniu z tytułem wyraźnie sugeruje, czego możemy spodziewać się w środku.

Na okładce bowiem widzimy krzesło, przez którego oparcie przewieszony jest gruby łańcuch a na jego siedzisku leżą różowe kwiaty. W moim odczuciu łańcuch na krześle symbolizuje niewolę i zniewolenie, natomiast kwiaty to symbol niewinności, delikatności i kruchości. Oczywiście moja interpretacja jest subiektywna, ale jak się za chwilę przekonacie, doskonale wpisuje się w historię, którą odnajdziemy na kartach książki.

Głównymi jej bohaterkami są dwie nastolatki Piper i Henzel. Dziewczyny przyjaźnią się i tak naprawdę poza wspólnym spędzaniem czasu nie mają większych atrakcji w swoim życiu. W małym miasteczku, gdzie mieszkają, nic nigdy się nie dzieje. Co prawda właśnie zaczęły się wakacje, ale przyjaciółki nie są zwolenniczkami towarzyskiego trybu życia i wolą spędzać czas oglądając horrory. Ostatnio jednak ich myśli zajmują zaginięcia w niewyjaśnionych okolicznościach nastolatków z ich miejscowości. Władze znają problem, ale nie przywiązują do niego większej wagi, uznając, że młodzi szukają przygód i po prostu uciekli. Nasze bohaterki nie dają jednak wiary przyjętym założeniom policji i same postanawiają przyjrzeć się tej tajemniczej sprawie bliżej. Nie wiedzą jeszcze, że już wkrótce, trafią do miejsca, które stanie się ich piekłem na ziemi, a one same staną się uczestnikami najbardziej przerażającego horroru, który zgotuje im ktoś, kto uwielbia upajać się cierpieniem innych. Obie niczego nie podejrzewając, dają się zwieść urokowi „diabła w ludzkiej skórze” i zostają zwabione do domku w lesie, który okazuje się labiryntem zła, w którym zmuszone będą, balansując na krawędzi życia i śmierci walczyć o przetrwanie. Nie są jedynymi zmuszonymi do wzięcia udziału w bezlitosnej grze na śmierć i życie. Już teraz wiedzą, gdzie przez ten cały czas byli ci, których nikt nie szukał. Znają prawdę, ale dopiero towarzysze niedoli uświadamiają im, jak wysoką cenę przyjdzie im zapłacić za jej odkrycie.
Ku swojemu przerażeniu dowiadują się bowiem, że w momencie, kiedy przekroczyły próg tego, wydawałoby się niepozornego domku, trafiły do miejsca, w którym każdy jego mieszkaniec zostaje poddany wymyślnym torturom wedle zachcianek i upodobań porywaczy. Każde z drzwi, których jest tu wiele, prowadzą do innego pokoju tortur.
Oczywiście nie zdradzę Wam, z czym przyjdzie się zmierzyć każdemu z uwięzionych. Powiem tylko tyle, że oprawcy nie znają litości, a okazanie słabości, jeszcze bardziej podsyca ich chore upodobania.

Spod pióra Natashy Preston wychodzą głównie thrillery dla młodzieży i również ten gatunek reprezentują „Uprowadzone”. Autorka postawiła bohaterów swojej książki w bardzo trudnej sytuacji, kiedy nie tylko są zmuszeni podporządkować się psychopatycznym zasadom gry o przetrwanie, ale także przez cały czas walczą ze sobą i własną psychiką o to, aby się nie poddać i nie okazać słabości, która przecież jest pożywką dla zwyrodnialców, których są zakładnikami. Trwają w nieustannym napięciu, oczekując na, to kiedy i które z nich zostanie wywołane do pokoju tortur, a co najważniejsze, której z nich będą musieli tym razem stawić czoła. Nie wiedzą też, jak daleko w znęcaniu się nad nimi posuną się porywacze, ani kiedy i jak ten koszmar się skończy.
To, przez co przechodzą za zamkniętymi drzwiami pokoi, zmienia ich na naszych oczach i zostaje z nimi, prześladując ich bardzo długo, o ile nie na zawsze.
Na przykładzie postaci Piper i Hazel widzimy doskonale, jak różne mogą być zachowania osób w obliczu poczucia zagrożenia i strachu. Nie będę Wam opisywała tych postaw, abyście sami mogli obserwować ich zmiany podczas lektury książki.

Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po „Uprowadzone”, do czego oczywiście Was zachęcam, otrzymacie napisaną bardzo przystępnym językiem, wciągającą historię, którą czyta się bardzo szybko w poczuciu rosnącej ciekawości tego, jak się ona zakończy. Nieustannie zadajemy sobie pytanie, czy nastolatkom uda się wyjść cało z tej gehenny? Przy czym, bardzo szybko orientujemy się, że tutaj nigdy niczego nie możemy być pewnymi, bowiem w książce czeka na nas kilka zaskakujących zwrotów akcji i to wszystko jest wielkim plusem tego tytułu.

Ja jednak czuje pewien niedosyt odnośnie do dwóch aspektów. Po pierwsze styl pisania autorki, który jest bardzo lekki i swobodny nie współgra z tym, co przeżywają jej bohaterowie. Ta lekkość i swoboda stoi w sprzeczności z traumami, jakich oni doświadczają, co według mnie nie pozwala czytelnikowi w pełni poczuć ich emocji, napięcia i przerażenia. Jednak, mając na uwadze fakt, że docelową grupą odbiorców tej książki ma być młodzież, jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak właśnie się dzieje. No i zakończenie, które nie daje odpowiedzi na wszystkie rodzące się w naszej głowie pytania i aż się prosi o kontynuację.

Podsumowując, nawet jeśli nie jesteś już nastolatkiem, a szukasz wciągającej historii, która może nie przyprawi cię o szybsze bicie serca, ale na pewno wzbudzi uczucie napięcia, niepewności i niepokoju, to wybór tego tytułu będzie strzałem w dziesiątkę.

Recenzja powstała we współpracy z księgarnią internetową Tania Książka, za co bardzo dziękuję.

Zachęcam Was także do zapoznania się z całą ofertą nowości przygotowaną dla nas przez księgarnie.

niedziela, 1 marca 2020

ZAPOWIEDŹ PATRONACKA: ZDRADZONA MAGDALENA KRAUZE.


Moi drodzy dziś chciałabym, zaprezentować Wam zapowiedz najnowszej książki Magdaleny Krauze „Zdradzona". Dla mnie jest to premiera wyjątkowa, ponieważ blog Kocie czytanie ma ogromną przyjemność objąć ten tytuł swoim patronatem. Moja radość i zaszczyt jest ogromna, gdyż patronowałam również wszystkim poprzednim książkom autorki i każda z nich okazała się świetna, czego dowodem jest bardzo pozytywny i entuzjastyczny ich odbiór przez czytelników. 

Już teraz mogę Was zapewnić, że najnowsze dziecko autorki „Zdradzona”, której premiera odbędzie się już 25 marca 2020 roku, nakładem wydawnictwa Jaguar, jest tak samo dobra, jak poprzednie historie, które pisarka oddała w nasze ręce, ale jednocześnie zupełnie odmienna od tych, które już znamy.

Nowa powieść obyczajowa autorki Czekałam na ciebie Zaufaj mi jeszcze raz.
Miłość i zdrada – jak poradzić sobie z życiową katastrofą?

OPIS WYDAWCY:

Joanna jest po czterdziestce. Ma wymarzony dom, satysfakcjonującą pracę, w której spodziewa się awansu, cudowne dzieci oraz wspaniałego męża. Ostatnimi czasy mąż jest jakby mniej wspaniały, bardzo często wyjeżdża na delegacje, a kiedy jest w domu, nie rozstaje się z telefonem. Joanna nie może zrozumieć zachowania Roberta ani dystansu, jaki nagle pojawił się między nimi. Dzięki skutecznym namowom sąsiadki podstępem przechwytuje telefon męża.

Czy po tym, co znajdzie w telefonie Robert, będzie umiała stawić czoło faktom?
Czy znajdzie w sobie siłę, aby uporać się z katastrofą we własnym życiu i być przy tym wsparciem dla przyjaciółki, która teraz bardzo jej potrzebuje?


Kategoria: obyczajowa
ISBN: 978-83-7686-890-5
Format: 135x200 mm
Oprawa: miękka
Liczba stron: ok. 320

Na zakończenie mam dla Was świetną wiadomość. Otóż  książkę „Zdradzona" możecie kupić już dziś.


Jestem bardzo ciekawa, czy będziecie wspólnie ze mną wyczekiwać dnia premiery. Uwierzcie mi, jest na co czekać. Macie moje słowo.

Napiszcie mi, proszę w komentarzach, czy udało mi wzbudzić w Was zainteresowanie tą książką, jak również czy czytaliście już poprzednie książki Magdaleny Krauze?

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji po nie sięgnąć, zachęcam Was gorąco do nadrobienia zaległości, a jeśli chcielibyście poznać moje wrażenia po ich lekturze, zapraszam serdecznie tutaj.