Pisarka z wrażliwością i obrazowością porusza temat często pomijany w dyskursie o chorobie: emocje i doświadczenia partnerów oraz bliskich osób zmagających się z ciężkimi schorzeniami. Autorka z chirurgiczną precyzją, a zarazem wielką empatią, demaskuje społeczną tendencję do skupiania całej uwagi na osobie chorej, tym samym spychając na margines tych, którzy stoją obok, niosąc równie wielki ciężar. Niezwykle sugestywnie rysuje portrety ludzi, którzy w obliczu cierpienia ukochanej osoby sami stają się niewidzialni. Ich strach, bezsilność, poczucie osamotnienia, a nawet frustracja czy złość – uczucia naturalne w tak ekstremalnych sytuacjach – często zostają stłumione, uznane za nieadekwatne, a nawet egoistyczne. W oczach otoczenia partnerzy stają się przede wszystkim „opiekunami”, „wsparciem”, a nie ludźmi z własnymi potrzebami, lękami i pękającymi sercami. Natasza Socha zmusza nas do refleksji: ile razy, koncentrując się na chorym, zapomnieliśmy zapytać, jak się czuje ten, kto dzień w dzień mierzy się z widmem choroby tuż obok?
To przejmująca opowieść nie tylko o chorobie, ale przede wszystkim o zapomnianej stronie empatii. To literacki apel o dostrzeżenie „tych drugich” – o pamięć, że ból ma wiele wymiarów, a cierpienie nie zawsze jest widoczne na pierwszy rzut oka. Socha zmusza nas do poszerzenia perspektywy, przypominając, że prawdziwa bliskość i wsparcie wymagają dostrzeżenia i zaopiekowania się każdym, kto niesie na swoich barkach ciężar choroby. To książka, która w subtelny, ale mocny sposób, przywraca głos tym, którzy przez chorobę bliskiej osoby często milkną w cieniu.
Wszystko, o czym na kartach książki czytamy, dotyka najczulszych strun ludzkiej duszy, prowadząc czytelnika przez labirynt emocji towarzyszących chorobie, stracie i poszukiwaniu sensu w obliczu cierpienia. To nie jest lekka lektura, ale z pewnością poruszająca i skłaniająca do głębokich refleksji, udowadniająca, że nadzieję można odnaleźć nawet w najciemniejszych zakamarkach życia.
Fabuła powieści koncentruje się wokół Małgorzaty i Adama, dwójki obcych sobie ludzi, których los połączył w specyficznym i trudnym miejscu – zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Ta sceneria, z pozoru ponura i beznadziejna, staje się tłem dla rozwijającej się, subtelnej relacji. Główny wątek toczy się wokół ich codziennych wizyt u swoich chorych partnerów – męża Małgorzaty, Marka, i żony Adama, Anny. To właśnie w korytarzach i poczekalniach, w chwilach wyczerpującej bezczynności, ich drogi zaczynają się splatać. Autorka umiejętnie przeplata teraźniejszość z retrospekcjami. Wspomnienia Małgorzaty i Adama dotyczące ich życia sprzed choroby, ich relacji z partnerami, marzeń i planów, dodają postaciom głębi i sprawiają, że ich obecny ból jest jeszcze bardziej odczuwalny. Dzięki tym powrotom do przeszłości rozumiemy skalę ich straty – nie tylko fizycznej obecności ukochanej osoby, ale także utraconej przyszłości i wspólnych doświadczeń. Powieść jest tkana z ogromną starannością i uważnością z wątków żałoby, bezsilności, poczucia winy, ale i drobnych iskier nadziei, które pojawiają się niespodziewanie.
Oboje są bohaterami nader autentycznymi i wiarygodnymi w swoim cierpieniu. Małgorzata to kobieta, której siła została wystawiona na najcięższą próbę. Jej codzienna walka z rozpaczą i wyczerpaniem, a jednocześnie determinacja w opiece nad mężem, czynią z niej postać, z którą łatwo się utożsamić. Jej portret to studium kobiecej wytrwałości i poświęcenia. Adam jest lustrzanym odbiciem Małgorzaty w bólu. Jego męska perspektywa na chorobę i odchodzenie bliskiej osoby, często naznaczona wewnętrznym cierpieniem i potrzebą zachowania pozorów, jest równie poruszająca. Razem tworzą duet, który mimo indywidualnych dramatów, potrafi znaleźć wspólny język i wzajemne zrozumienie. Ich postacie są dalekie od idealizacji – są ludźmi z krwi i kości, zmagającymi się z bardzo trudnymi emocjami.
Autentycznego wymiaru książce dodaje również język i styl, jakim posługuje się autorka. Prosty, a jednocześnie poetycki i sugestywny. Brak tutaj zbędnego patosu czy manieryzmów. Autorka z wielkim wyczuciem oddaje emocje, operując subtelnymi opisami i trafnymi metaforami. Dialogi są naturalne i wiarygodne, doskonale odzwierciedlając stany psychiczne bohaterów. Socha ma niezwykłą zdolność do nazywania trudnych uczuć, które często pozostają niewypowiedziane. Jej styl jest pełen empatii, co sprawia, że czytelnik czuje się blisko bohaterów i ich wewnętrznych światów. Tempo narracji jest spokojne, wręcz kontemplacyjne, co pozwala na głębokie zanurzenie się w historii i pełne przeżycie emocji.
Jestem przekonana, że ta książka trafi do serca każdego, kto zechce spędzić z nią swój wolny czas, do czego gorąco zachęcam i zostanie w jego pamięci na długo po odłożeniu jej na półkę. Zmusi do zastanowienia się nad ulotnością życia, kruchością istnienia i tym, co naprawdę się liczy. Kiedy poznamy już tę wciągającą bez reszty historię, nie sposób jest uniknąć kilku ważnych i głębokich rozważań, które z pewnością każdy czytelnik przeniesie na płaszczyznę własnego życia.
* Prawda o chorobie i opiece: Książka bez cenzury pokazuje realia życia z ciężko chorą osobą – wyczerpanie, bezsilność, poczucie straty, które często dotyka opiekunów jeszcze przed faktyczną śmiercią bliskiego.
* Siła ludzkich relacji: Nawet w najtrudniejszych okolicznościach, możliwość nawiązania więzi z kimś, kto rozumie nasze cierpienie, staje się bezcenna. Spotkanie Małgorzaty i Adama pokazuje, jak małe gesty, wspólna kawa czy krótka rozmowa mogą stać się kotwicą w sztormie.
* Nadzieja wbrew wszystkiemu: Mimo wszechobecnego smutku i bólu, Socha przemyca subtelne przesłanie o nadziei. Nie jest to nadzieja na cudowne uzdrowienie, lecz nadzieja na to, że nawet po największej stracie życie może toczyć się dalej, a w sercu znajdzie się miejsce na nowe uczucia i spokój.
* Znaczenie małych rytuałów: Tytułowa kawa o poranku, powtarzana codziennie, staje się symbolem wytrwałości, ale i momentu, w którym można na chwilę oderwać się od cierpienia i znaleźć odrobinę wytchnienia. To przypomnienie, że nawet w chaosie warto szukać stałych punktów, które pomagają przetrwać.
Powieść Nataszy Sochy to nie tylko historia o chorobie i śmierci, ale przede wszystkim o miłości w jej najtrudniejszej formie, o wytrwałości ducha i o tym, że nawet najbardziej połamane skrzydła da się jeszcze posklejać. Jest to książka, która uczy empatii, pokory i wdzięczności za każdy dzień. Zdecydowanie polecam ją każdemu, kto szuka literatury z głębią, która zmusza do myślenia i odczuwania.
Jak wspomniałam przed chwilą, jest to również książka o miłości, także tej romantycznej. Odnajdziemy w niej wątek romantyczny. Jest on subtelnie wpleciony w historię, odgrywając rolę delikatnego tła i nadziei dla głównej bohaterki, ale nie jest jej centralnym punktem. Książka skupia się bardziej na procesie żałoby, poszukiwaniu sensu życia po stracie bliskiej osoby i odnajdywaniu siły w sobie, jednak wątek romantyczny stanowi ważny element w drodze do uzdrowienia. Główna bohaterka, która mierzy się z traumą i poczuciem straty, powoli otwiera się na nowe znajomości. Relacja, która zaczyna się wyłaniać, nie jest gwałtownym romansem, lecz raczej powolnym budowaniem zaufania i bliskości. Autorka unika tu schematów typowych dla literatury obyczajowej, gdzie miłość pojawia się jako magiczne rozwiązanie wszystkich problemów. Zamiast tego, pokazuje, jak nowa relacja może być delikatnym wsparciem i motywacją do podnoszenia się z trudnej sytuacji. Partner, który pojawia się w życiu bohaterki, jest postacią wrażliwą i cierpliwą. Nie naciska, daje jej przestrzeń na przeżywanie emocji i jest obecny, kiedy go potrzebuje. To właśnie w tej subtelności i braku nachalności tkwi siła tego wątku. Jest to miłość, która rozumie ból i nie próbuje go zatuszować, ale raczej współistnieje z nim, oferując ukojenie i perspektywę na przyszłość. Wątek miłosny w "Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku" jest zatem metaforą odradzania się. Nie jest to miłość, która zastępuje utraconą, ale raczej taka, która pokazuje, że życie po stracie może być piękne i wartościowe, a w sercu wciąż jest miejsce na nowe uczucia. Jest to opowieść o tym, jak nawet w najtrudniejszych chwilach, iskierka nadziei i ludzkiej bliskości może pomóc odnaleźć drogę do światła.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu mojej recenzji, nie będziecie mieli już żadnych wątpliwości, że warto spędzić z tą powieścią swój, uwierzcie mi wartościowy, wolny czas. To naprawdę wyjątkowa lektura, która porusza i inspiruje. Jeśli jednak wciąż się wahacie, zdradzę Wam istotną ciekawostkę: ta historia jest oparta na faktach, a główni bohaterowie mają swoje pierwowzory w rzeczywistości. To tylko dodaje jej autentyczności i sprawia, że staje się jeszcze bardziej wciągająca. Dajcie się porwać tej opowieści, a obiecuję, że nie pożałujecie.
Na najmłodsze literackie dziecko autorki w dużej mierze złożyły się ludzkie historie z życia wzięte, które dzieją się każdego dnia. Wielu z nas może odnaleźć cząstkę siebie w doświadczeniach bohaterów. Ta książka bez wątpienia jest niezwykle potrzebna społecznie. Ma moc, by stać się wsparciem i pocieszeniem w trudnych chwilach, takich jak strata czy choroba bliskiej osoby. Przypomina, że nie jesteśmy sami i że nawet po najgorszej burzy w końcu wychodzi słońce, przynosząc szansę otwarcia się na coś nowego. Innego, ale równie pięknego.
Autor zdjęcia: Natasza Socha
[Zakup własny].