piątek, 3 grudnia 2021

"Topieliska" Ewa Przydryga

N
ie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale w moim odczuciu wszystko, co złe i czego skutki zostawiają swoje piętno na naszym życiu na bardzo długi czas, a nierzadko na zawsze dzieje się nagle i zupełnie niespodziewanie. Najczęściej nic nie wskazuje na to, że wkrótce wydarzy się coś, co sprawi, że już nigdy nic nie będzie takie samo. Nikt z nas bowiem nie myśli o tym, że wystarczy jedna chwila, abyśmy stracili wszystko to, co dotychczas było dla nas wyznacznikiem szczęścia i od teraz pogrążyli się we wszechogarniającej nas pustce, którą wypełni mrok, niepewność i tysiące pytań bez odpowiedzi. A już na pewno tragedii, która spotka jej rodzinę, nie spodziewała się główna bohaterka książki Ewy Przydrygi „Topieliska”, o której chcę wam opowiedzieć kilka słów.

 Pola jest szczęśliwą żoną i matką. Wiedzie ustabilizowane, spokojne życie, które nie wyróżnia się niczym szczególnym od tych, jakie wszyscy znamy. Zimowy poranek, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, miał być taki, jak każdy inny. Tata małego Jasia zabiera chłopca do przychodni na umówioną już wcześniej wizytę, a mama wraca do łóżka złapać jeszcze trochę snu, przed powrotem swoich chłopaków do domu, gdyż tego dnia nie czuje się najlepiej. Spokojny sen przerywa jednak telefon, po którym w serce kobiety wdziera się lęk i obawa o to, co mogło się wydarzyć. Okazuje się bowiem, że Kuba nie dotarł z synem do przychodni. Pola wiedziona impulsem postanawia udać się tam osobiście, mając nadzieję, że szybko wszystko się wyjaśni. Warunki na drodze nie są łatwe, więc o nieszczęście nie trudno, czego potwierdzeniem jest fakt, że po drodze Pola jest świadkiem akcji ratunkowej, w której z rzeki wyławiany jest samochód z rozbitą przednią szybą. Niestety nasza bohaterka rozpoznaje w nim nissana męża. Jego ciało zostaje wyłowione kilka dni później. Dziecka nie odnaleziono. Policyjne dochodzenie wskazuje na nieszczęśliwy wypadek. Serce matki jednak nie traci nadziei. Ciągle tli się w nim nadzieja, że być może jej synek żyje. Pola decyduje się przeprowadzić własne śledztwo.

To, co podczas niego odkrywa burzy jej obraz postrzegania męża. Oboje obiecywali sobie bezwzględną szczerość wobec siebie, a tymczasem, prawdziwe oblicze mężczyzny, z którym dzieliła wspólne życie, jest dla niej zupełnie obce. Mnożą się tajemnice, mroczne sekrety, a na jaw wychodzą przerażające fakty. A wszystko to spowija zimne ramię śmierci, które, jak się przekonacie, dosięgło tę rodzinę już nie raz.

Wszyscy doskonale wiemy, że każde traumatyczne zdarzenie nie pozostaje bez wpływu na człowieka, który go doświadcza. Jak zatem poradzić sobie z czymś, co nas niszczy i od czego chcielibyśmy uciec, a najlepiej zapomnieć o tym na zawsze? Czy to, jest możliwe i do czego jesteśmy zdolni, aby odzyskać utracone życie? Na te i wiele innych szokujących pytań odnajdziecie wstrząsające odpowiedzi na kartach powieści.

Jest jednak coś, o czym wszyscy, którzy znają już twórczość Ewy Przydrygi doskonale wiedzą, a o czym nie wolno nam zapomnieć podczas czytania „Topielisk”. Mianowicie, jest to autorka, w której książkach nie ma miejsca na nic, co przewidywalne i oczywiste. Kiedy zaczynamy je czytać, powinniśmy spodziewać się niespodziewanego. Tak też jest i tym razem. Zostajemy wciągnięci w psychodeliczny klimat thrillera pełnego zagadek, który zwiedzie na manowce nasz umysł i realne postrzeganie rozgrywających się na jego kartach wydarzeń. Oczywiście będziecie ulegali przeświadczeniu, że udało wam się odnaleźć drugie dno tego, co dzieje się niemalże na waszych oczach, ale Pani Ewa właśnie tego chce. Zwodzi nas, gra na naszych emocjach, by za chwile ujawnić kolejny element tej przerażającej układanki zbudowanej z cierpienia, krzywdy i straty. Nie bez powodu napisałam, że ulegamy wrażeniu, iż bieg następujących po sobie wydarzeń rozgrywa się na naszych oczach.

 Ja poznając fabułę tej książki, poczułam się dosłownie wessana w najgorszy koszmar, z którego chciałam się, jak najszybciej obudzić, a jednocześnie nie mogłam się oderwać od czytania, chcąc wreszcie dowiedzieć się, co jest tu prawdą, a co tylko na prawdziwe ma wyglądać. Pani Ewa ma niezwykłą umiejętność oddziaływania nie tylko na emocje, ale także na wyobraźnię swoich czytelników. Wszystko, o czym czytałam, wizualizowało się niczym film klatka po klatce w mojej głowie, co dodatkowo potęgowało moje napięcie, a także odczucie niepokoju, a jednocześnie zagubienia. Tak zagubienia, bo w pewnym momencie nie wiedziałam, komu mogę zaufać, a to dlatego, że kreacje postaci wszystkich bohaterów książki są tak złożone, iż każdy może mieć wiele twarzy, ale o tym już musicie przekonać się sami.

Chciałabym zdradzić wam o wiele więcej na temat tego, co czeka Was, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po ten tytuł, do czego serdecznie zachęcam, ale nie zrobię tego, gdyż, jeśli cokolwiek więcej zdradzę, pozbawię jej przyszłych czytelników tej podsycającej ciekawość niewiadomej, która przerazi i zszokuje, kiedy przekręcą kolejną stronę książki. Zależy mi na tym, abyście podobnie jak ja czytali tę książkę w pełni zaangażowani w lekturę, z duszą na ramieniu, ale i z przecież nigdy nieutraconą wiarą, że jeszcze wszystko ma szansę dobrze się skończyć.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Muza, za co bardzo dziękuję.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.