Nie trzeba spędzić na tym świecie wielu lat, aby dać innym naprawdę wszystko. Wystarczą zaledwie czterdzieści cztery minuty, aby stać się czyimś cudem i odmienić jego życie na zawsze. Takim maleńkim cudem dla Aleksandry Jeryś, autorki książki „Stasiu, miłości Ty nasza”, o której chcę wam dziś opowiedzieć i jej męża Bartka jest ich synek Staś, któremu na tym świecie w ramionach rodziców dane było spędzić tak krótki czas. Jednak, jak się za chwilę przekonacie, to wystarczyło, aby chłopiec stał się dla swoich bliskich natchnieniem prowadzącym do zrobienia czegoś pięknego i wyjątkowego, czego owocem jest między innymi ta książka.
Doświadczenie straty i bólu z nią związanego jest czymś, z czym każdy radzi sobie na swój sposób, ale nieodłącznym elementem przeżywania żałoby jest poczucie osamotnienia. Aby uporać się z emocjami i uczuciami, które dzieją się w naszym sercu, musimy znaleźć sposób, aby móc je wyrazić i uporządkować. W momencie, kiedy tracimy wszystko, co było dla nas najdroższe, nasze życie zaczyna tracić sens, a nie zawsze jesteśmy gotowi na to, aby mówić o tym głośno i otwarcie. Dlatego jednym z bardzo dobrych sposobów terapeutycznych jest przelanie tego, co myślimy i czujemy na papier. Dla nas samych często zaskoczeniem jest, dokąd takie pisanie może zaprowadzić.
Przyznam się szczerze, że przystępując do lektury tej książki, obawiałam się, że nie będę w stanie udźwignąć ciężaru ładunku emocjonalnego, który bez wątpienia będzie ogromny, a wręcz przytłaczający. Tymczasem, bardzo szybko przekonałam się, że moje obawy okazały się bezpodstawne, ponieważ na kartach książki otrzymałam piękne świadectwo siły, wiary i miłości. Tej rodzicielskiej, tej małżeńskiej i rodzinnej. Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę wyjątkową książkę, do czego już teraz gorąco was zachęcam, w wasze ręce trafi swego rodzaju pamiętnik będący zapisem zatrzymanych w pamięci autorki wspomnień z całego jej życia. Od czasów dzieciństwa poprzez problemy rodzinne, relacje z rodzeństwem, przyjaźnie, aż do momentu poznana przez Olę męża. Te wszystkie zdarzenia były częścią bardzo trudnej drogi, którą małżonkowie musieli przejść, aby Staś mógł pojawić się na świecie.
Nie był łatwo, ponieważ, o czym Ola także pisze w swojej książce, usłyszała od lekarzy, że nigdy nie urodzi dziecka. Przy wsparci męża razem kroczą tą trudną drogą i w pewnym momencie okazuje się, że w ich życiu zadział się cud. Autorka bez tabu mówi o problemie bezpłodności, z którym wiele kobiet zmaga się w samotności, a jednocześnie uczy nas (społeczeństwo) taktu i delikatności wobec kobiet. Nie zadawajmy pytań: „Dlaczego jeszcze nie macie dzieci”? Nie każdy chce na ten temat mówić, a my musimy to uszanować. Co bardzo istotne powinniśmy także uważnie słuchać tego, co chcą nam powiedzieć osoby doświadczające straty, gdyż często nie potrafią powiedzieć wprost, o tym, co czują.
Nie bójcie się jednak przytłoczenia powagą tematu. Mimo że książka porusza trudne aspekty życia, to jednak nie brakuje w niej również radości. W dzieciństwie, czasach nastoletnich w życiu małej Oli, a później dorosłej Aleksandry i jej przyjaciół naprawdę dużo się działo. Wiele zmian i wiele zdobytych doświadczeń.
„Stasiu, miłości Ty nasza” to niezwykle potrzebna społecznie, mądra i ujmująca historia, która powinna trafić do jak najszerszego grona odbiorców. Nie wiem, jak wy, ale ja tak mam, że kiedy dowiaduję się, że coś poważnego mi dolega, szukam informacji na ten temat, aby móc przygotować się na to, z czym będę musiała się zmierzyć. Wyobraźmy sobie zatem przyszłą mamę, która dowiaduje się, że jej dziecko urodzi się chore, martwe, bądź będzie żyło bardzo krótko, po czym jego życie zgaśnie. Taka mama z pewnością chciałaby dostać choć trochę więcej informacji. I właśnie taka książka, w której czuje się miłość, szacunek wsparcie, dobro, a nawet spokój, na pewno w tej chwili będzie nieocenioną dla niej pomocą. Jednak w żadnym wypadku nie jest to książka adresowana do ściśle określonej grupy odbiorców. Wszak śmierć jest częścią życia i każdego z nas, kiedyś dotknie. Niezależnie od tego, czy umiera dziecko, czy dorosła osoba, zawsze jest ona tak samo bolesna.
Ta książka to samo życie i świadectwo prawdy, która jest bolesna i trudna, ale też piękny zapis przeżyć, które dają nadzieję życia po życiu. Bo kiedy, odchodzi dziecko, czy też dorosła bliska nam osoba, to mimo wszystko ona ciągle jest z nami. Ja jestem przekonana, że to właśnie mały Staś, który patrzy na swoją rodzinę z góry, pomógł mamie napisać tę książkę, która na zawsze pozostanie w sercu każdej osoby, która ją przeczyta.
Na zakończenie chciałabym serdecznie podziękować Oli za to, że zdecydowała się nie pisać tylko dla siebie, ale również puścić historię Stasia, męża Bartka oraz swoją w świat i nieść dobro.
{Materiał reklamowy] Wydawnictwo Zen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.