My ludzie mamy tendencję do porównywania się z innymi. Patrząc na życie naszych znajomych, przyjaciół, czy sąsiadów żywimy przekonanie, że to, jak żyją, jest tym idealnym odzwierciedleniem wizji naszej codzienności skrywanej w marzeniach, która niestety nie ma szans się spełnić. Tymczasem kochani, bardzo często okazuje się, że pod lazurową taflą czyjegoś życia widoczną dla ludzkich oczu, kryje się wiele sekretów i ciężkich doświadczeń, z którymi te osoby muszą się zmierzyć. Poruszam ten temat, gdyż dziś przychodzę do Was z recenzją książki Iwony Mejzy „Przyjaciółka”, której główna bohaterka Marta i jej rodzina z doświadczenia wiedzą, jak bardzo pozory mogą zatuszować trudną prawdę. O tym jednak opowiem wam w dalszej części recenzji.
Zacznijmy zatem od początku. Przystępując do lektury powieści, poznajemy 32-letnią Martę i 6-letnią Polę. Dziewczynkę, dla której młoda kobieta zmieniła wszystkie swoje życiowe plany. Wkraczając w ich życie, trafiamy do małego miasteczka Anielin, do którego wspólnie z rodzicami przeprowadziły się cztery lata temu. Jest to bardzo urokliwe i spokojne miejsce, w którym czas płynie niespiesznie, a życie toczy się ustalonym rytmem. To właśnie tutaj Wójciccy chcą zacząć wszystko od nowa i nie wracać do tego, co kiedyś ich spotkało. A trzeba przyznać, że dźwigają ciężki bagaż doświadczeń, wzajemnych urazów i żalu. Uzdrowieniem dla każdego z nich może być tylko szczerość, otwartość i przebaczenie. Marta ma nadzieję, że harmonia i spokój, którego tak bardzo potrzebują i które to miasteczko ofiarowuje, pozwoli im wszystko poukładać i znaleźć swoje miejsce na ziemi. Choć droga ku temu jest jeszcze bardzo długa, to wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku. Niestety los bywa bardzo przewrotny i tak samo, jak potrafi okazać swoją przychylność, równie niespodziewanie może stać się bezlitosny i w jednej chwili zburzyć wszystko to, co dawało nadzieję na lepsze jutro. Ta książka to samo życie. Autorka pokazała nam, że człowiek każdego dnia balansuje między szczęściem i dramatami, które spadają na jego barki.
Marta i Pola nie wiedzą jeszcze, że już za chwilę dostaną wiadomość o tragedii, która zniszczy ich kruche poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. To, co się stało, nie tylko będzie najboleśniejszym ciosem zadanym bez ostrzeżenia, jaki będą musiały przyjąć, ale także niejako wymusi na młodej kobiecie powrót do spychanej przez lata w najdalsze zakamarki pamięci skomplikowanej i złożonej przeszłości. Stopniowe docieranie do sedna po dziś dzień niewyjaśnionej prawdy obudzi uśpione wspomnienia o przyjaciółce Marty, której pojawienie się w jej życiu miało bardzo znaczący wpływ nie tylko na nią samą, ale także na całokształt życia ważnych dla niej osób. Ta historia uświadamia nam, że ważnych dla nas rzeczy, takich właśnie jak szczera rozmowa, wyjaśnienie sobie tego, co nas boli i rani, czy starań o wzajemne wybaczenie sobie, nie wolno odkładać na później. Nigdy nie możemy mieć pewności, czy owo później będzie miało szansę dla nas zaistnieć. Teraz to właśnie Marta będzie musiała zdecydować, które tajemnice powinny ujrzeć światło dzienne, a które na zawsze pozostać pokryte kurzem mijającego czasu. Nie będzie to łatwe, gdyż na względzie musi mieć przede wszystkim dobro Poli, a pewność o tym, że w tej małej społeczności mogą czuć się bezpieczne, zostaje zachwiana w momencie, gdy do ich ogrodu zakrada się obcy mężczyzna.
„Przyjaciółka” to chwytająca za serce słodko – gorzka historia, która wywołuje w czytelniku całą gamę emocji. Kiedy zaczynamy ją poznawać, czujemy się niczym otuleni ciepłym kocykiem, trafiając do niemal sielskiego miejsca. Co prawda, od początku Iwona Mejza sygnalizuje czytelnikowi, że Marta i jej rodzina wiele przeszli, ale będąc pod wpływem atmosfery i klimatu miasteczka nie przypuszczamy nawet, jak trudne perypetie były ich udziałem. Mimo że od ich przeprowadzki do Anielina minęły już cztery lata, to ciągle odbierani są, jako ci nowi. Nie zmienia to jednak faktu, że zostali przyjęci bardzo serdecznie, a sama Pola swoją dojrzałością i rezolutnością mimo bycia dzieckiem, zaskarbiła sobie sympatię wszystkich. Wraz z biegiem fabuły i tragicznych wydarzeń łzy cisną nam się do oczu. Wracając we wspomnieniach Marty do czasów, kiedy jeszcze w życiu jej i bliskich jej osób obecna była serdeczna przyjaciółka, czujemy się głęboko poruszeni, a jednocześnie zadajemy sobie pytanie, jak postąpilibyśmy, gdybyśmy to my sami byli bohaterami wszystkiego, o czym czytamy na kartach książki. Musicie bowiem wiedzieć, że przeczytacie tutaj o miłości i przyjaźni, ale także o poświęceniu, chorobie, trudnych wyborach i decyzjach, które nie pozostaną bez wpływu nie tylko na to, co tu i teraz, ale również na przyszłość.
Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak wspaniale udało się autorce połączyć wydarzenia rozgrywające się na dwóch płaszczyznach czasowych w jedną ciepłą przeplataną, jak to w życiu bywa szczęściem i smutkiem historię, która niejednokrotnie zaskoczy czytelnika i przypomni nam, że życie nie jest tylko czarne, albo tylko białe. Ma swoje blaski i cienie, i nigdy nie możemy być pewni, co ma jeszcze dla nas w zanadrzu. Możemy się o tym przekonać nie tylko na podstawie tego, czego dowiadujemy się o głównych bohaterach, ale także różnorodności pozostałych mieszkańców Anielina. Zarówno kreacje ich wyrazistych portretów, jak i wszystkiego, co ich martwi, bądź cieszy, zasługuje na uwagę i ogromne uznanie czytelnika. Każdy z nich jest inny, ale wszyscy chcą po prostu być szczęśliwi.
Mam nadzieję, że czytając moją recenzję nie macie już najmniejszych wątpliwości, że warto sięgnąć po ten tytuł, do czego was serdecznie zachęcam. Udając się w literacką podróż do Anielina, nie tylko poczujecie się niemalże przyjaciółmi Marty i Poli, które bardzo szybko staną się wam bliskie i będziecie mocno trzymać kciuki za ich pomyślną przyszłość. Wspólnie z nimi traficie również do klimatycznej księgarni braci Pruskich, pizzerii Romano serwującej przepyszną pizzę, czy też do zawsze świetnie zorientowanej we wszystkim, co dzieje się w miasteczku kioskarki Felicji. Będziecie też mogli odwiedzić sklep Agaty, której sen z powiek zabierają problemy finansowe oraz małżeńskie.
Uwierzcie mi, to miasteczko wraz z zakończeniem lektury czytelnik opuszcza z wielkim żalem, że niepostrzeżenie dla siebie samego, za sprawą wciągającej fabuły, lekkości pióra autorki i niezwykłego klimatu, w jaki osnuta została powieść, orientujemy się, że to już koniec. Na szczęście nie musimy się martwić. Do Anielina jeszcze wrócimy, gdyż jest to dopiero pierwsza część cyklu Anielin. I już teraz mogę wam zdradzić, że z niecierpliwością czekam na kontynuację, gdyż Iwona Mejza zakończyła pierwszą część tak, że mamy świadomość, iż już nigdy nic nie będzie takie samo, ale zdarzyć może się naprawdę wszystko.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Dragon, za co bardzo dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.