sobota, 14 września 2019

Kiedy tracisz wszystko, co jest ci bliskie i co kochasz.

Kiedy dwoje młodych ludzi decyduje się założyć rodzinę, wszyscy wokół życzymy im szczęścia na nowej drodze życia i chcemy, aby krocząc wspólną drogą, mogli po latach małżeństwa powiedzieć o sobie „I żyli długo i szczęśliwie”. Taki scenariusz na wiele wspólnych lat jest pragnieniem każdej pary. Niestety jednak oczekiwania i marzenia często nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości, ponieważ los potrafi poddać nawet największe uczucie wielu bolesnym próbom, z których mimo starań małżonkom nie udaje się wyjść zwycięsko. Przekonała się o tym główna bohaterka książki Shalini Boland „Sekret matki”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Tessa i Scot Martkham byli szczęśliwym małżeństwem, lecz dziś, kiedy my czytelnicy za sprawą Tessy wkraczamy w ich życie, od razu dowiadujemy się, że zarówno po ich związku, jak i po wspólnym szczęściu nie pozostał już żaden ślad. Stało się tak dlatego, że nie udało im się wspólnie podnieść po tragicznych przeżyciach, które dosięgły ich rodzinę. Jako młodzi rodzice z niecierpliwością wyczekiwali narodzin swoich ukochanych dzieci. Wspaniała nowina, iż spodziewają się bliźniąt wypełniała ich serca ogromem szczęścia i miłości. I wtedy stało się coś, co zniszczyło cały ich świat. Ich ukochane maleństwa zmarły.
Choć od tamtych druzgocących wydarzeń minął już jakiś czas, to niestety serce matki nie potrafi pogodzić się z tak dojmującą stratą. Mimo leczenia i wielu godzin terapii tamtejsze przeżycia i emocje pozostają w kobiecie nadal żywe. Jak się możecie domyślać to, że nasza bohaterka ciągle żyje przeszłością, odbija się negatywnie na jej relacjach ze Scotem. Mężczyzna postanawia odejść i spróbować ułożyć sobie życie na nowo.
A co z Tessą? Otóż ona żyje z dnia na dzień, Trwa w swoim bólu, który stara się ukoić, oddając się pracy zawodowej. Ale pewnego dnia wracając właśnie z pracy do domu, nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że w domu czeka na nią ktoś, kogo pojawienie się zmieni zupełnie jej życie.
Co ma myśleć kobieta w momencie, kiedy wchodząc do własnego domu, zastaje w nim chłopca, który twierdzi, że przyprowadził go do niej anioł, a ona jest jego nową mamusią? Oczywiście sprawa zostaje zgłoszona na policje, ale niestety zgłoszenie nie zostaje potraktowane przez wymiar sprawiedliwości tak, jak Tessa tego oczekuje. Policjanci, mając wiedzę na temat jej traumatycznych przeżyć z przeszłości, nie wierzą w jej wyjaśnienia, uznając, że to ona porwała dziecko i przyprowadziła je do swojego mieszkania. Co więcej, nie wierzy jej nawet Scot. Wkrótce o całej sprawie dowiadują się media i węsząc temat na pierwsze strony gazet, urządzają nagonkę na Tessę, zamieniając jej życie w koszmar. Kobieta, czując, że została ze wszystkim, co ją spotkało zupełnie sama, postanawia walczyć o swoje dobre imię i oczyszczenie z zarzutów na własną rękę. Tylko jest jeden bardzo istotny problem. W pewnym momencie próby samodzielnego wyjaśnienia, tego, o co w tym wszystkim chodzi, sama zaczyna wątpić w swoją niewinność. A jeśli ci wszyscy ludzie mają rację i ona rzeczywiście porwała chłopca, tylko nic nie pamięta. Przecież to możliwe. W końcu nadal przeżywa stratę swoich dzieci i przerwała terapię. Może powinna znowu zacząć się leczyć?

Na te wszystkie pytania i wątpliwości odpowiedz, znajdziecie oczywiście na kartach książki, ale macie moje słowo, że tego, jakie będzie rozwiązanie zagadki pojawienia się w życiu Tessy małego Harego, na pewno się nie spodziewacie.

„Sekret matki" to wciągający i zajmujący thriller psychologiczny, który doskonale uświadamia nam czytelnikom dwie bardzo ważne życiowe kwestie, które niestety mają swoje potwierdzenie również w życiu realnym.
Po pierwsze to, jak łatwo i bez skrupułów społeczeństwo potrafi szufladkować i przypinać etykiety ludziom. Tessa straciła dzieci, po których stracie cierpi, więc wszyscy wokół założyli, że to, czego doświadczyła, odbiło się na jej psychice i uprowadziła bezbronne dziecko. Z góry została jej przyklejona etykieta porywaczki. I coś w tym jest. Z racji zawodu miałam okazję rozmawiać kilkakrotnie z byłymi więźniami i zawsze, kiedy mówiono im, że po odbyciu kary mają szansę zacząć nowe życie, oni niezmiennie odpowiadali:

„Jeśli raz zostanie ci przyklejona etykieta, to ten smród będzie się ciągnął za tobą już zawsze, i jeśli w twojej okolicy dojdzie do przestępstwa, to choćbyś powtarzał, że jesteś niewinny, to i tak będziesz pierwszym podejrzanym". Przykre, ale jakże prawdziwe.

Drugim równie istotnym problemem, na który autorka książki zwróciła, uwagę jest niszcząca siła szeroko pojętych mediów. To, co spotkało Tessę ze strony dziennikarzy i to, co przeczytała o sobie na stronach wielu portali internetowych, jest dowodem na to, że tak naprawdę wystarczy tylko niewielka pogłoska, by media uczyniły z naszego życia piekło. Byśmy czuli się wręcz zaszczuci, stając się więźniami czterech ścian naszego domu. Każdy z nas, doskonale zdaje sobie sprawę, że dla mediów liczy się gorący temat, który jak najdłużej skupi zainteresowanie i uwagę odbiorców. Oczywiście nie chcę generalizować, bo nie każdy dziennikarz kieruje się takimi przesłankami, ale historia Tessy otwiera nam oczy na to, że mediom nie zawsze chodzi o odkrycie prawdy, a o sensacje i emocje. Dlatego pamiętajcie, nigdy nie wierzcie ślepo w to, co słyszycie i co czytacie.

Wobec powyższego nie muszę chyba już nikogo przekonywać, że „Sekret matki” zdecydowanie warto przeczytać, do czego gorąco zachęcam. Autorka przedstawiła nam poruszającą historię kobiety, która straciła wszystko, co miała i kochała, a teraz została zmuszona do walki o siebie. Finał tej walki zaskoczy ją bardzo, ale Was zaskoczy jeszcze bardziej. Autentyczny wymiar wszystkiego, o czym czytamy w książce sprawia, że postać głównej bohaterki staje nam się bardzo bliska i mocno trzymamy za nią kciuki w tych niełatwych zmaganiach, o to, aby odkryć prawdę.

Na pewno jesteście ciekawi, czy prawda ją wyzwoli i pozwoli wreszcie odzyskać utracone życie oraz spokój, a może będzie to prawda, której wolałaby nigdy nie poznać?
Nie zastanawiajcie się dłużej, tylko niezwłocznie sięgnijcie po książkę, bo na pewno nie pożałujecie spędzonego z nią czasu. 

Jednak jest coś, co powinniście wiedzieć przed tym, zanim przystąpicie do lektury. Otóż owszem książka na pewno Was wciągnie i nie będziecie mogli się od niej oderwać, daje Wam moje słowo, ale jest coś, czego mi zabrakło, a mianowicie napięcia. Oczywiście przez całą książkę z ogromnym zainteresowaniem śledziłam  rozwój następujących po sobie wydarzeń, ale w moim subiektywnym odczuciu natężenie emocji było zbyt niskie w porównaniu do opisywanych sytuacji. Jak dla mnie klimat był od początku do końca utrzymany na jednostajnym poziomie. Mnie zabrakło dreszczyku emocji charakterystycznego dla tego gatunku książek. 
Nie zmienia to, jednak faktu, że jest to świetna książka i musicie ją koniecznie przeczytać.

Recenzja powstała we współpracy z portalem Duże Ka, za co bardzo dziękuję.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.