środa, 6 listopada 2019

Dzień z "Zagubieni" Adriana Rak. / Konkurs.



Kochani dziś nadszedł długo oczekiwany przez wielu z nas dzień premiery książki Adriany Rak "Zagubieni",którą blog Kocie czytanie ma przyjemność otulić swoim ciepłym kocim futerkiem w postaci patronatu medialnego.

Zapewne niektórzy z Was pamiętają, że na blogu pojawiły się już wcześniej materiały promujące książkę oraz moja przedpremierowa recenzja. 

Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z owymi postami, zostawiam Wam do nich bezpośrednie linki.


Dziś przychodzę do Was z obiecaną kontynuację: fragmenty 2 /3.




2. ALEXANDER


Wszystkie piękne i chętne panie uważajcie: król Alexander Heckmann nadchodzi! – krzyknął radośnie mój polski asystent Dagmar Konieczny, kiedy przekroczyliśmy próg jednego z gdańskich nocnych klubów.
Król? – Zaśmiałem się, poklepując go po ramieniu. – Jeszcze nikt nigdy nie mianował mnie na tak wysokie stanowisko.
Król wszystkich kobiecych serc – odparł. Uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy. Pracowaliśmy ze sobą dopiero od dwóch miesięcy, a to wyjście było naszym trzecim wspólnym wypadem, ale ja już zdążyłem polubić tego szaleńca. Był dokładnie taki sam jak ja: żądny przygód i ciekawy wszystkiego, dzięki czemu z łatwością już od pierwszej rozmowy nawiązaliśmy ze sobą świetny kontakt.
Ja bym raczej powiedział to wprost: król wszystkich cipek – dodał mój starszy brat Gregor, stojący tuż obok mnie, na co posłałem w jego stronę posępne spojrzenie. – No co? – Zaśmiał się, widząc moją reakcję. – Taka jest właśnie prawda, mój drogi. Nie odpuścisz sobie żadnej i jestem święcie przekonany, że tej nocy nie wrócisz sam do hotelu.
I choć poczułem się nieco urażony jego słowami, w głębi duszy wiedziałem, że mój ukochany braciszek ma rację. Uwielbiam towarzystwo pięknych kobiet, a jeszcze bardziej lubię spędzać z nimi czas na osobności. Z wielu powodów nie chciałem jednak z żadną wiązać się na dłużej czy też wdawać się w jakiekolwiek głębsze relacje. Swego czasu zaufałem jednej pięknej, mądrej, niezwykle uzdolnionej i bardzo czarującej kobiecie. Miała na imię Monika, poznaliśmy się na studiach. Od początku ciągnęło nas do siebie na tyle mocno, że już po miesiącu byliśmy razem. Zasadniczo wszystko było w porządku do czasu, kiedy po kilku miesiącach okazało się, że moja dziewczyna jest w ciąży. Gdy przekazała mi tę informację, byłem jednocześnie przerażony i podekscytowany. Posiadanie syna było moim największym życiowym marzeniem i skoro los postanowił obdarować mnie dzieckiem w wieku dwudziestu trzech lat, to przyjąłem tę wiadomość i cieszyłem się, mimo tego, że bałem się potwornie, czy sprawdzę się w roli ojca. Jednakże Monika myślała inaczej. Z marszu oznajmiła mi, że umówiła się już z lekarzem na kolejną wizytę, bo chciała poddać się aborcji. Gdy usłyszałem te słowa, wpadłem w szał. Byłem tak bardzo wściekły, że nie potrafiłem zapanować nad sobą, przez co moja matka straciła kilka cennych pamiątek. Pech chciał, że w chwili, w której Monika przekazała mi te druzgocące wiadomości, przebywaliśmy w jadalni w moim rodzinnym domu. Od kilku lat na jednym z dębowych regałów stało kilka cennych, pamiątkowych kryształów, które swego czasu moja mama dostała w prezencie od swoich rodziców. Niestety tamtego feralnego wieczoru straciła je bezpowrotnie. Cały w nerwach wstałem od stołu i aby dać upust emocjom, wziąłem je do ręki i zniszczyłem, rzucając nimi o podłogę. Dźwięk tłuczonego szkła współgrał z przerażonym wzrokiem wciąż siedzącej przy stole Moniki. Gdy wspominam ten wieczór, aż dziw mnie bierze, że wraz z kryształami nie zniszczyłem tego cholernego szklanego stołu, na którym jeszcze kilka dni wcześniej uprawialiśmy namiętny seks. Wtedy jednak już po kilku minutach – wraz z powrotem rodziców do domu – przyszło otrzeźwienie. I w zaledwie kilka godzin ustaliliśmy wszystko.
Nie mogłem dopuścić do tego, aby Monika dokonała aborcji. Wprost nie mieściło mi się to w głowie, tak samo zresztą, jak i moim rodzicom, którzy z przerażeniem słuchali słów Moniki. Moja (wtedy jeszcze moja…) dziewczyna początkowo nie chciała zgodzić się na to, aby donosić ciążę, jednakże z każdą kolejną minutą jej pewność siebie słabła. Być może domyśliła się, że nie odpuszczę i zrobię wszystko, aby urodziła. Na szczęście już po kilku miesiącach zostałem ojcem. I to na pełen etat, bo Monika zrzekła się praw do dziecka, co było dla wszystkich nie lada zaskoczeniem. Gdyby nie moi rodzice, którzy od pierwszych chwil okazali się niesamowitym wsparciem, doprawdy nie wiem, jakbym sobie poradził. Szczególnie na samym początku, kiedy nawet zmiana pieluch była dla mnie kompletną abstrakcją i rzeczą, której nie byłem w stanie poprawnie wykonać. Moja matka przejęła stery nad opieką i wychowaniem swojego ukochanego wnuczka i tak jest do dzisiaj. Jest nie tylko babcią, lecz również matką i przede wszystkim najlepszą przyjaciółką dla mojego obecnie siedmioletniego synka.
Od dnia, w którym Monika przyniosła do naszego domu zaledwie trzytygodniowego maluszka i oznajmiła nam, że zrzeka się praw rodzicielskich i wyjeżdża do RPA, aby tam kontynuować swoje studia, nie widziałem jej już nigdy więcej. I mam wielką nadzieję, że już tak zostanie, bo tamtej nocy, kiedy poinformowała mnie o ciąży i jednocześnie o zamiarze dokonania aborcji, przestałem ją kochać. Do tamtej chwili myślałem, że nie da się przestać kochać kogoś od razu, pod wpływem jednej sytuacji. Przecież byłem święcie przekonany, że Monika to kobieta mojego życia i że znam ją jak nikt inny na świecie… O tym, jak bardzo jestem naiwny, dowiedziałem się niebawem. Tamta pamiętna noc sprawiła również, że obiecałem sobie jedno. Już nigdy więcej nie zaufam żadnej kobiecie. Jedyną, którą darzyłem szczerym uczuciem, była moja matka i w tej kwestii nie miałem zamiaru zmieniać niczego. Już nigdy więcej…
Byłem zatem panem swojego życia. Przez ostatnie lata bawiłem się kobietami tak samo, jak Monika mną. Gdy odeszła ode mnie, zostawiając mi maleńkie dziecko, zaczęły dochodzić do mnie informacje, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochała. Nasi znajomi, widząc jej zachowanie, postanowili powiedzieć mi prawdę. A ich zdaniem prawda była taka, że Monika była ze mną tylko dla pieniędzy i dlatego, że myślała, iż dzięki mnie i wpływom moich rodziców czekać ją będzie wielka kariera. Nienawidziłem jej więc z całego serca i nienawidzę do dzisiaj. Szczególnie za to, że przez te wszystkie lata ani razu nie próbowała skontaktować się z własnym dzieckiem…
Jak każdy żyjący facet na tym świecie miałem jednak swoje potrzeby i jedną z nich było towarzystwo kobiet. Tak, wiadomo, w jakim celu spotykam się z nimi… To nieuniknione, tym bardziej, że od zawsze lubiłem się dobrze zabawić.
Mój brat miał zatem rację – tej nocy z pewnością nie wrócę sam do hotelu, zwłaszcza że, odkąd tylko przekroczyliśmy próg klubu, zewsząd wyłaniały się same piękności. Za to właśnie kochałem Polskę – za piękne i błyskotliwe kobiety, z którymi spędzenie nocy nie zawsze oznaczało sam seks. Większość z nich uwielbiała rozmawiać, tak samo, jak i ja. Nie wiem, czy jest to standardem, czy najzwyczajniej w świecie w jakiś nieznany mi sposób przyciągałem do siebie takie kobiety, jednakże w żadnym innym kraju na świecie nie spotkałem się z czymś takim, a już szczególnie w Niemczech, gdzie żyję na co dzień wraz z całą moją rodziną.
Po wejściu do klubu skierowaliśmy się do zarezerwowanej wcześniej loży. Dagmar jak zwykle miał nosa. Zajął dla nas najlepsze ze wszystkich możliwych miejsc. Tuż przed naszą lożą był podest, na którym po kilku sekundach pojawiły się tancerki. Zupełnie jakby ze swoim występem czekały na nas.
Wraz z pierwszymi ruchami ponętnych kobiet mój humor poprawił się. Wreszcie, po tylu dniach stresu, który związany był z naszą nową polską lokalizacją, mogłem się wyluzować i pobyć w towarzystwie płci pięknej.
Widzę, że szykuje się dzisiaj zajebista impreza – powiedział mój brat, patrząc na apetyczny tyłeczek jednej z pań. – O, właśnie dotarło nasze zamówienie – dodał, wymownie spoglądając w oczy kelnerki. – Nieźle się zapowiada…
I rzeczywiście, impreza była całkiem udana. Już po chwili, kiedy wypiliśmy pierwsze drinki, udaliśmy się na parkiet, a tam czekało na nas całe stado napalonych lasek. Jedna z nich, niska szatynka o zielonych oczach, szczególnie zwróciła moją uwagę – głównie dlatego, że na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasowała do tego miejsca. Piękna nieznajoma była ubrana w czarną sukienkę do kolan, która szczelnie zasłaniała jej biust i plecy. Wyraz jej twarzy jasno pokazywał, że chyba nie do końca jest zadowolona z tego, że jest w takim klubie. Była wyraźnie zdezorientowana, a jej ruchy wyglądały na sztuczne, jakby wymuszone. Na tle innych tańczących i roznegliżowanych kobiet jawiła mi się jako istota z innego świata.
Hej, zatańczymy? – zapytałem, stając tuż za nią, co chyba nieco ją wystraszyło, bo kiedy usłyszała mój głos, momentalnie wzdrygnęła się.
Jeśli chcesz – odpowiedziała, nie patrząc mi nawet w oczy, po czym oboje zaczęliśmy powoli poruszać się w rytm rozpoczynającej się piosenki. Ku mojemu zdziwieniu, już po kilkunastu sekundach, gdy delikatnie położyłem swoją dłoń na jej plecach, piękna nieznajoma zbliżyła się do mnie, po czym wtuliła się w moje ramiona.
Mogę wiedzieć, jak masz na imię? – zapytałem, chcąc rozładować wciąż napiętą atmosferę panującą między nami.
Czy to ważne? – odpowiedziała zalotnie.
Wolałbym wiedzieć, kto tak pięknie pachnie i jak nazywa się właścicielka najseksowniejszego ciała w tym klubie, ale skoro to taka tajemnica, to muszę pozostać w błogiej nieświadomości. – Zaśmiałem się, a mój śmiech udzielił się również mojej partnerce.
Mam na imię Kasia.
Miło mi, Kasiu – odparłem i przycisnąłem ją do swojego ciała. Patrząc wprost w jej rozanieloną twarz, dotknąłem dłońmi jej pośladków, na co błyskawicznie zareagowała, cicho pojękując w moje ucho, co dało mi jasny sygnał. Byłem gotowy do dalszego działania. – Może miałabyś ochotę wyjść stąd i pojechać do mojego apartamentu? Strasznie tu tłoczno i duszno… – dodałem, a ona przyjęła to z uśmiechem na ustach.
Pół godziny później byliśmy w moim apartamencie. I gdy zostaliśmy całkiem sami, bez ciekawskich oczu stojących z boku, siedząc i delektując się w ciszy szampanem, którego wyciągnąłem z lodówki, moja nowa znajoma rozluźniła się na tyle, że już po kilku minutach leżeliśmy nadzy w moim łóżku i pozostaliśmy w nim aż do świtu…
O poranku obudziłem się z powrotnym bólem głowy, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo przecież poprzedniej nocy nie wypiłem na tyle dużo, abym teraz musiał cierpieć. Zanim jednak zdążyłem dojść do siebie, przypomniałem sobie o obecności Katarzyny. Odwróciłem się zatem, przekręcając na drugi bok, i jakie było moje zdziwienie, kiedy zamiast śpiącej kobiety zobaczyłem zaścielone, puste miejsce. Wstałem pospiesznie z łóżka i skierowałem się do kuchni. I to właśnie tam ją zobaczyłem, ubraną jedynie w mój czarny T-shirt, stojącą przy kuchennym blacie.
Dzień dobry – przywitałem się. – Dziękuję ci za to, ale naprawdę nie oczekiwałem od ciebie tego, abyś wstała i zrobiła nam tyle jedzenia – dodałem, patrząc na talerz pełen kanapek i jajecznicę dochodzącą na patelni.
Och, przepraszam. Nie chciałam cię zezłościć – odpowiedziała i momentalnie posmutniała. – Myślałam, że po tylu nocnych wrażeniach jedyne, o czym będziesz marzył o poranku, to dobre jedzenie… Przepraszam, nie powinnam była się tak panoszyć.
Nie, to nie tak, że jestem zły. Po prostu… Kobieta gotująca w mojej kuchni to dla mnie nowość. – Chrząknąłem, starając się jakoś wyjść z tej kłopotliwej sytuacji. Przecież to nie była jej wina, że miałem obsesję na punkcie swojej prywatności i nie chciałem, aby z nią czy jakąkolwiek inną kobietą, z którą spotykałem się z wiadomych powodów, łączyło mnie coś więcej aniżeli wspólne chwile spędzone w łóżku. – To co my tutaj mamy dobrego? Och, skąd wiedziałaś, że lubię takie kanapki? – Zaśmiałem się, plotąc to, co ślina przyniosła mi na język. Katarzyna szybko odzyskała dobry humor.
I w tak dobrych nastrojach spędziliśmy tamten poranek, żegnając się czule i obiecując sobie nawzajem, że z pewnością wkrótce się spotkamy, co z mojej strony nie było prawdą, ale nie chciałem jej ponownie urazić. Miałem jednak jedną zasadę: nigdy nie spotykałem się z kobietą więcej niż raz, bo z żadną nie chciałem się angażować w jakąkolwiek poważniejszą relację. Już nigdy więcej nie zamierzałem cierpieć z powodu nieszczęśliwej miłości i miałem wielką nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu przez całe moje życie…
Gdy Katarzyna opuściła mój apartament, wróciłem do łóżka i już po chwili zasnąłem. Obudziłem się tuż po osiemnastej i zjadłem resztki naszego śniadania, po czym udałem się do swojego biura i włączyłem znajdujący się na biurku laptop. Pomimo tego, że przespałem dobrych kilka godzin, wciąż czułem zmęczenie. Rozsiadłem się zatem wygodnie w moim fotelu i zacząłem odpisywać na służbowe e-maile, których codziennie było tak dużo, że nie zawsze byłem w stanie odpowiedzieć na nie tego samego dnia, a z racji tego, że wczoraj nie miałem czasu na sprawdzenie poczty, takich wiadomości było naprawdę sporo.
Zapowiada się pracowity wieczór – pomyślałem, przeglądając otrzymane maile. Wśród wielu służbowych znalazłem również kilka reklam, a jedna z nich zwróciła moją uwagę. Informowała o portalu randkowym MeAndYou. Swego czasu spędzałem czas na szukaniu tej jednej, jedynej, wymarzonej kobiety właśnie na tego typu stronach. Z ciekawości zajrzałem zatem na ten portal i gdy wyświetliła mi się główna strona, ujrzałem zdjęcie pewnej kobiety, znajdujące się w rubryce Nowi członkowie.
Kliknąłem w jakże wyszukaną nazwę Tamara123 i zacząłem czytać:

Drodzy Podglądacze,

nazywam się Tamara…

Przeczytałem, wpatrując się wciąż w podobno realne zdjęcie autorki tego ogłoszenia i nie myśląc zbyt długo, postanowiłem odpisać.

Droga Tamaro,

wiedz, że urzekło mnie twoje ogłoszenie. Zakładając, że jest ono szczere i prawdziwe, tak jak załączone przez ciebie zdjęcie, chciałbym zapytać, czy ten portal jest miejscem dla takiej kobiety jak ty? Bo coś mi mówi, że znalazłaś się tutaj zupełnie przypadkiem.

Pozdrawiam,
Twój Podglądacz Alexander.

PS. Uśmiechnij się ;-) Masz niezwykle smutne i przejmujące spojrzenie…

Napisałem, po czym wysłałem swoją wiadomość. Wciąż jednak wpatrywałem się w ten przygaszony wzrok, pozbawiony jakiejkolwiek radości. Doprawdy, nie mogłem pojąć, dlaczego jego właścicielka znajduje się na tym portalu, pełnym zboczeńców i poszukiwaczy jednorazowych przygód… Kiedy jednak ponownie spojrzałem na listę otrzymanych wiadomości, przestałem zastanawiać się na tym i zająłem się swoimi obowiązkami, bo przecież to wychodziło mi najlepiej. I cokolwiek miało by się nie dziać, praca zawsze będzie dla mnie najważniejsza. Oczywiście poza moim synem, za którym mimowolnie tęskniłem, żywiąc nadzieję, że już za kilka dni, kiedy domknę wszelkie sprawy w Polsce, wyjadę z nim na długie wakacje. Tego właśnie pragnąłem najbardziej.



3. TAMARA

Masz niezwykle smutne i przejmujące spojrzenie…
Brawa dla ciebie, geniuszu, za odkrycie prawdy – powiedziałam kąśliwie, czytając te słowa.
Spośród kilkudziesięciu innych wiadomości jedynie ta nadawała się do tego, abym przeczytała ją w całości, poświęcając na to kilka jakże cennych sekund mojego życia. Reszta spamu, bo właśnie tym były pozostałe wiadomości, nie była warta mojej uwagi, bowiem we wszystkich anonsach chodziło tylko o jedno – o seks oczywiście, czego ja, jak zresztą wyraźnie zaznaczyłam w swoim ogłoszeniu, nie szukałam. Jednakże, kiedy przeglądałam swoją skrzynkę odbiorczą, zrozumiałam, że ten portal nie jest odpowiednim miejscem dla mnie ani dla żadnej szanującej się kobiety. Okej, może gdzieś na świecie istnieją ludzie, którzy poznali się dzięki takim portalom i obecnie wiodą szczęśliwe życie, ale ja, patrząc na te wszystkie obrzydliwe, niemające żadnego sensu wiadomości nie mogłam myśleć inaczej. Zresztą, mogłam spodziewać się tego wcześniej i w ogóle nie zakładać tego konta…
Wiadomość od niejakiego Alexandra była jedyną normalną odpowiedzią i właśnie dlatego, choć tak naprawdę sama nie wiedziałam po co, odpisałam mu. A jeszcze chwilę wcześniej myślałam o usunięciu konta… Coś mi jednak mówiło, że powinnam odpisać.

Drogi Podglądaczu Alexandrze,

dziękuję za twoją troskę i obawę o to, czy rzeczywiście ten portal jest miejscem dla takiej kobiety jak ja. Notabene, sama nie wiem, co dokładnie masz na myśli, używając słów „takiej kobiety jak ty” – przecież nie znasz mnie, więc skąd te wnioski…? Zresztą nieważne.
W odpowiedzi na twoją wiadomość chciałabym cię poinformować, że od kilku lat jestem dorosłą kobietą, która doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co i dlaczego robi ;-)
Pewnej nocy, będąc pod wpływem emocji, założyłam to konto, licząc w duchu na to, że i ja (tak jak i rzekomo tysiące innych osób na świecie) właśnie tutaj znajdę swoją drugą połówkę. Z przykrością jednak stwierdzam, pomimo otrzymania ponad stu wiadomości, że moje oczekiwania były na wyrost – z pewnością nie znajdę tutaj swojego księcia na białym koniu ;-) A szkoda, bo zawsze chciałam poczuć się jak prawdziwa księżniczka… ;-)

Dziękuję za twoją (jedyną normalną spośród całego „spamu”) wiadomość i życzę wszystkiego najlepszego,
Tamara.

Odpisałam i wylogowałam się z portalu, po czym położyłam się do łóżka. Mijający dzień był kolejną katastrofą. Wieść o moim zwolnieniu rozeszła się błyskawicznie, poprzez co stałam się obiektem skupiającym na sobie uwagę wszystkich pozostałych pracowników. Część z nich, na czele z Amelią Krauze, jawnie cieszyła się z decyzji naszego kierownika, a pozostali, w tym pani Jadzia, jedna z nielicznych pracownic sklepu, z którą od samego początku udało mi się złapać doskonały kontakt, wyrażała swoje niezadowolenie. Poza tym pani Jadzia, znająca moją obecną sytuację życiową, szczerze obawiała się tego, czy i jak poradzę sobie bez pracy.
Kochana, jak na ciebie patrzę, to nie umiem inaczej – mówiła, ocierając łzy z oczu, kiedy prosiłam ją, by przestała płakać. – Ja rozumiem, że każdy chce jak najlepiej i wymaga od swoich pracowników ciągłej dyspozycyjności, ale w twoim przypadku należałoby okazać zrozumienie i jakoś inaczej to wszystko rozegrać… Sama nie wiem… Mam ochotę oddać ci swoje miejsce. – Łkała, co rusz ocierając łzy chusteczką.
Pani Jadziu, niech pani nawet tak nie myśli…. Sądzę, że pani ta praca jest potrzebna, może nawet bardziej niż mnie… Pani syn jest niepełnosprawny, a mąż właśnie stracił zatrudnienie. Poza tym ja jestem młoda, dam sobie radę… – mówiłam, wpatrując się w zatroskaną kobietę. – Zresztą, to bez znaczenia, kto i jaką ma sytuację. Widocznie tak miało być, pani Jadziu, że stracę tę pracę, muszę się pogodzić z tym wszystkim…
Wiedziałam, że cokolwiek by się nie działo, dam radę. Taka już przecież byłam – silna, choć nigdy nie wierzyłam w siebie i często użalałam się nad swoim życiem.
Tym bardziej w takie dni jak ten, kiedy sterana po pracy, z głową pełną niezbyt przyjemnych myśli, wracam do domu, a tam, tak jak i poprzedniego dnia, ojciec siedzi pijany przed telewizorem i dyryguje zrozpaczoną matką próbującą zabawiać Oleńka. W takich chwilach, kiedy widziałam mojego syna patrzącego na pijanego dziadka i niejako zmuszonego przeze mnie do tego, aby spędzać z nim całe dnie, nienawidziłam samej siebie. Mój syn, tak jak i każde dziecko, zasłużył na to, aby wychowywać się w spokojnym domu, pełnym miłości, a w obecnej sytuacji to było niemożliwe, bo przecież całe dnie przebywał z babcią i oboje byli skazani na obecność tego okropnego ochlejtusa.
O, widzę, że ktoś tutaj świetnie się bawi – powiedziałam kąśliwie, wchodząc do mieszkania. – Szkoda tylko, że my nie jesteśmy w takim dobrym humorze – dodałam, patrząc wymownie na matkę.
A co sobie będę żałował – odpowiedział rozbawiony ojciec, nie przerywając oglądania.
A podanie o pracę złożyłeś? – zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedzieć. Na pewno nigdzie nie poszedł, mimo tego, że o poranku obiecywał na wszystkie świętości, że pójdzie do wskazanej przeze mnie agencji pracy i złoży swoje CV.
Jak wyszłaś z domu, to tak się źle poczułem, że aż zostałem w domu – drwił sobie dalej, nie odrywając wzroku od jednego z tych durnych talent show, w którym tak naprawdę zwracało się uwagę na wszystko poza talentem.
Dobrze, że chociaż na chlanie piwa miałeś siły i czas…
Oj, na to zawsze jestem w pełni gotowy.
Jak tam w pracy? – wtrąciła po chwili matka. – Pewnie jesteś bardzo zmęczona. Idź do kuchni i zjedz sobie, w garnku znajdziesz zupę, a w lodówce odłożyłam dla ciebie porcję spaghetti.
Bez żadnego sprzeciwu, chcąc jak najszybciej zjeść, umyć się i położyć w łóżku, udałam się do kuchni, gdzie odgrzałam sobie jedzenie. Po kilku minutach i szybkim prysznicu byłam z Olkiem już w naszym pokoju, gdzie syn zaledwie po przeczytaniu jednej krótkiej bajki zasnął w moich ramionach, a ja właśnie wtedy włączyłam laptop i przejrzałam swoją elektroniczną pocztę. Po odpisaniu na wiadomość niejakiego Alexandra (a odpisałam mu głównie ze względu na jego imię…) leżałam i wpatrywałam się w okno, za którym rozprzestrzeniał się widok na okolicę. W oddali słychać było jeżdżące tramwaje i ten monotonny, na co dzień denerwujący dźwięk, który akurat w tej chwili koił moje nerwy.
Tamtej nocy moja głowa była pełna myśli. Nadal nie wiedziałam, jak powiedzieć matce, że właśnie straciłam pracę. Z pewnością biedaczka przejmie się tym na tyle, że nie będzie w stanie, tak ja i ja, myśleć o niczym innym. Znałam ją doskonale i wiedziałam, że pod tym względem jesteśmy identyczne – ciągłe rozmyślania to dla niej chleb powszedni. Miała wystarczająco dużo zmartwień, a u boku niewdzięcznego małżonka, któremu jak widać, wciąż nigdzie się nie spieszyło, a już szczególnie do pracy, dlatego nie miałabym serca katować jej kolejną złą wiadomością. Postanowiłam więc, że moją utratę pracy będę trzymała w sekrecie tak długo, jak będzie to możliwe. Tym bardziej, że liczyłam na to, że w najbliższym czasie znajdę jakiekolwiek sensowne zatrudnienie. W ciągu kilku najbliższych dni z pewnością udam się do dobrze znanej mi agencji i rozważę każdą z możliwych ofert, taki przynajmniej miałam plan…
Rozmyślając o nadchodzącej przyszłości, zasnęłam i obudziłam się nazajutrz z samego rana, czując na sobie rączki mojego wciąż wtulonego we mnie synka. To właśnie za to – za tę poranną bliskość i ten niezwykły, nieporównywalny do niczego innego widok śpiącego dziecka – kochałam macierzyństwo, chociaż bycie matką zupełnie odbiegało od tego wizerunku, który często kreowany jest przez media. Ilekroć widziałam, czy to w reklamach, czy w jakimś programie, matkę ubraną w nieskazitelnie czyste ciuchy, dumnie kroczącą u boku swoich dzieci, z wielkim uśmiechem na ustach, tylekroć zastanawiałam się, jakim cudem takie kobiety dają sobie radę w życiu. Bo w to, że takie istnieją naprawdę, nie wątpiłam, wszak wciąż wierzyłam w prawdziwą miłość i szczęście, jakiego można zaznać u boku drugiej osoby. Mimowolnie w takich chwilach zazdrościłam tym wszystkim idealnym matkom nie tylko ich życia, lecz właśnie bliskości ukochanego partnera, w czym doszukiwałam się powodzenia w ich życiu.
Leżąc i patrząc na beztroskiego, śpiącego Oleńka, zastanawiałam się nad tym, co nieprzerwanie trapiło mnie od dnia, w którym zerwałam z Arkiem, tracąc przy okazji siły do dalszego życia w jakimkolwiek związku.
Czy kiedykolwiek dane mi będzie zasmakować szczęścia u boku innego mężczyzny? Czy będę w stanie zagwarantować mojemu dziecku takie życie, o jakim zawsze marzyłam? Czy w czasach, w których naszą atrakcyjność wyznaczają lajki na Facebooku i Instagramie, uda mi się znaleźć mężczyznę, który zwiąże się ze mną, pomimo moich wad i tego, że mam dziecko? – zastanawiałam się, nie odrywając wzroku od syna.
To oczywiste, że Olek nigdy nie stanowił dla mnie żadnego problemu i wedle własnej oceny wciąż w głębi duszy wierzyłam w to, że w oczach innych mężczyzn jestem na tyle atrakcyjną kobietą, iż warto zwrócić na mnie uwagę. Ja i Olek stanowiliśmy nierozłączny pakiet i tak pozostanie już na zawsze.
Nocne i poranne rozmyślania wprawiły mnie w dość dobry nastrój. Niestety, kilka minut później, kiedy oboje z Oleńkiem, który w międzyczasie zdążył się już obudzić i obsypać mnie porannymi buziakami, udaliśmy się do kuchni, na widok pijanego ojca zrzedła mi mina, a mój dobry humor ulotnił się niczym kamfora. Na zegarze wybiła dziewiąta rano, a mój wspaniały ojczulek był wyraźnie wstawiony. W takich chwilach zawsze zastanawiałam się, skąd on na to picie bierze pieniądze, bo przecież nie zarabiał ani grosza… Wiedziałam jednak, że w tym wszystkim poniekąd winna jest moja mama, która pomimo tego, że wiedziała, iż nie jest to mądre posunięcie, dawała mu drobne kwoty, które ten w całości przeznaczał na zakup alkoholu. Poza tym tacy ludzie jak on zawsze znajdowali sposób na szybki i łatwy zarobek lub darmowe chlanie na umór z przypadkowymi osobami u boku…
No widzę, że nie zwalniasz tempa – krzyknęłam, rzucając w jego stronę posępne spojrzenie. – Dziewiąta rano, a ty już bełkoczesz i ledwo stoisz na nogach. Szkoda, że akurat dzisiaj nie odwiedziła nas pani Wiola i nie zobaczyła, w jaki sposób ten biedny, schorowany staruszek spędza poranki – dodałam, wspominając o jednej z pracownic Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, która odwiedzała nasze mieszkanie co jakiś czas.
Kilka lat temu psycholog szkolny, widząc mnie i mojego brata po kilkudniowej libacji ojca, po której wróciliśmy do szkoły, wyciągnęła z nas całą prawdę i z pomocą wspomnianej pani Wioli założyła ojcu tak zwaną Niebieską Kartę, dzięki której byliśmy pod stałą obserwacją osób zajmujących się niesieniem pomocy rodzinom takim jak nasza. Przez tyle lat w zachowaniu naszego ojca nie zaszły żadne większe zmiany, a już z pewnością żadne pozytywne, dlatego też pani Wioletta odwiedzała nas co jakiś czas, notując w swoim starym, wysłużonym notesie wszystko to, co jej mówiliśmy, i to, co sama była w stanie zaobserwować podczas tych kilku krótkich chwil spędzonych w naszym mieszkaniu.
Ha, ha. – Zaśmiał się. – Wy to tylko byście chciały się mnie pozbyć i żyć w luksusach.
W końcu mówisz do rzeczy!
Ale złego diabli nie biorą – dodała cicho moja mama i czym prędzej wyszła z kuchni, zabierając ze sobą Oleńka, a ja, wykorzystując tę sytuację, zrobiłam dla naszej trójki szybkie śniadanie i również udałam się do salonu, nie chcąc dłużej patrzeć na tę pijacką mordę.
No nic, ja muszę się już zbierać. O jedenastej powinnam być w pracy. – Po skończonym śniadaniu i kilkunastu minutach spędzonych na zabawie z synem musiałam zbierać się do pracy, chociaż najchętniej zostałabym w domu z Oleńkiem i zamknęła się z nim w pokoju. Niestety, musiałam wyjść i pójść do sklepu, w którym pracowałam, bo nie mogłam dopuścić do tego, aby moi najbliżsi pozostali bez jakichkolwiek pieniędzy. Tym bardziej, że wkrótce zostanę bez pracy…
I na szczęście, ku mej ogromnej radości, osiem godzin, które musiałam spędzić w sklepie, minęło zaskakująco szybko, głównie ze względu na to, że niemalże przez cały dzień rozpakowywaliśmy dostarczony towar. Praca była niezwykle męcząca, ale dzięki temu, że każdy z pracowników odpowiadał za rozpakowanie konkretnego produktu i ułożenie go nie tylko na magazynowych półkach, ale i tych znajdujących się na głównej, sprzedażowej hali, każdy z nas zajęty był sobą, co sprawiło, że nikt nie miał czasu plotkować na mój temat.
Gdy tuż przed dwudziestą pierwszą wróciłam do domu, ojciec spał w najlepsze, co tylko spotęgowało mój względnie stabilny nastrój. Dodatkowo, kiedy weszłam do sypialni, ujrzałam śpiącego syna, dzięki czemu miałam czas tylko dla siebie.
Zasiadłam więc do laptopa z chęcią usunięcia konta na portalu MeAndYou. Właśnie taki plan – chęć usunięcia tego konta – chodził za mną przez cały dzień i po kilkunastogodzinnych rozmyślaniach postanowiłam, że to zrobię. Nie było przecież sensu w posiadaniu czegoś, co i tak nie przyniesie mi żadnych korzyści, a już z pewnością nie sprawi, że poznam kogoś godnego uwagi. Po włączeniu laptopa kliknęłam w ikonkę przeglądarki i już po kilku sekundach zalogowałam się na portalu, gdzie w skrzynce odbiorczej czekało na mnie łącznie trzydzieści nowych wiadomości, w tym jedna od rzekomego Alexandra.

Tamaro,

dziękuję za szczerość. Zresztą tego właśnie spodziewałem się w odpowiedzi – szczerości i humoru, nie pytaj, proszę, skąd to wiem, bo przyznam szczerze, że... sam nie wiem… ;-) Po prostu – kiedy pierwszy raz ujrzałem twoje zdjęcie, wiedziałem, że mam do czynienia z kimś szczególnie godnym uwagi i czytając twoją nową wiadomość, cieszę się, że zdecydowałem się napisać do ciebie.
Ja też, tak samo jak i ty, dałem się niegdyś omamić sile reklamy tego portalu i chciałem być, tak jak tysiące innych osób, szczęśliwie zakochany, znajdując tutaj kobietę swojego życia. Szybko zrozumiałem, że marzenia to jedno, a prawdziwe życie to już zupełnie inna historia, niemająca nic wspólnego z takimi miejscami jak to… ;-)

Dziękuję ci również za miłe słowa i cieszę się, że jako jedyny napisałem, jak sama to nazwałaś, normalną wiadomość ;-) Czyżby dzięki temu wróciła do ciebie wiara w istnienie normalnych mężczyzn? Jeśli tak, to wspaniale – bo właśnie taki jestem na co dzień…

Spokojnej nocy, Tamaro.
Wciąż czekam na twój uśmiech.

Z pozdrowieniami,
Alexander

PS. Zawsze chciałem być rycerzem, który pewnego dnia, przyjeżdżając na białym koniu, odwiedzi pewną piękną księżniczkę…
PS2. W takim przypadku odwiedziny te z pewnością skończyłyby się porwaniem…

Przeczytałam, śmiejąc się w duchu. Wiadomość Alexandra, a już szczególnie jej zakończenie sprawiło, że na mojej twarzy wreszcie pojawił się dawno niewidziany uśmiech.
No dobrze, panie Alexandrze, to właśnie z uśmiechem na ustach odpiszę na twoją wiadomość – powiedziałam na głos, zabierając się do pisania i kiedy po chwili przeczytałam to, co ten uroczy nieznajomy miał dostać w odpowiedzi, uśmiechnęłam się ponownie.
Za moment znalazłam się w swoim wygodnym łóżku, wzięłam do ręki jedną z książek, które niedawno (z ciężkim bólem serca) kupiłam sobie w jednym z supermarketów i zaczęłam czytać, zanurzając się w cudowny świat bohaterów. Świat pełen namiętności i gorących uczuć – czyli dokładnie taki, o jakim wciąż skrycie marzyłam…





Mam nadzieję, że fragmenty zachęciły Was do sięgnięcia po książkę. Jeśli tak to mam dla Was niespodziankę.

Zapraszam Was na konkurs z  Zagubieni Adriany Rak.

Aby wziąć udział w konkursie, należy:
– zapoznać się z regulaminem rozdania -> REGULAMIN.
– odpowiedzieć na zadanie konkursowe.

ZADANIE KONKURSOWE:
Odpowiedź na pytanie:

Czy internetowa znajomość ma szansę przerodzić się w prawdziwe uczucie?

Informacje uzupełniające:
– do wygrania są dwa egzemplarze,"Zagubieni" Adriany Rak z dedykacją lub autografem autorki na życzenie zwycięzcy.
 .
– rozdanie trwa - 6- 13.11.2019
– sponsor nagrody – Wydawnictwo WasPos.
– koszty wysyłki pokrywa SPONSOR
– miło mi będzie, jeśli zaobserwujesz bloga Kocie czytanie, udostępnisz informację o konkursie na swoim blogu bądź innych mediach społecznościowych oraz polubisz fanpage wydawnictwa oraz autorki.


Serdecznie zachęcam do udziału w konkursie i życzę wszystkim powodzenia.

***
Wyniki konkursu.


Kochani bardzo dziękuję wszystkim Wam, którzy wzięliście udział w konkursie. Wszystkie odpowiedzi na pytanie konkursowe bardzo mi się podobały i uwierzcie mi, że wybór dwóch zwyciężczyń był naprawdę trudny, Ale udało się, nagrodzę, egzemplarz książki „Zagubieni” otrzymują 

Nikola Jabłońska oraz Aneta Iwaniuk.

Dziewczynom serdecznie gratuluję i proszę o wysłanie mi adresów do wysyłki nagrody na maila znajdującego się w zakładce „Współpraca i kontakt”( W mailu napiszcie proszę, czy chcecie otrzymać książkę z dedykacją imienną od autorki, autografem, czy też nie życzcie sobie żadnego wpisu)? A tych z Was, którym dziś nie udało się  wygrać, zachęcam do wypatrywania kolejnego konkursu na blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.