piątek, 9 sierpnia 2024

"Sekret bibliotekarki" Wioletta Piasecka



Moi drodzy świętujemy Dzień miłośników książek, a jako że takową miłośniczką jestem, to jest to idealny czas, aby w tym wyjątkowym dniu opowiedzieć wam o równie wyjątkowej książce, którą niedawno w ręce swoich czytelników oddała Wioletta Piasecka. A jest nią oczywiście powieść „Sekret bibliotekarki”. Jest to czternasta powieść dla dorosłych w dorobku twórczym autorki, a ósma wydana pod opiekuńczymi skrzydłami wydawnictwa Skarpa Warszawska. Przeczytałam wszystkie, ale już teraz mogę przyznać, że to właśnie najnowsze literackie dziecko Wioli podczas lektury wzbudziło we mnie najsilniejsze emocje. A jednocześnie w moim sercu zrodził się wielki podziw, uznanie, ale także ogromna wdzięczność dla niej samej wynikający z faktu, że podjęła się napisania, jak się za chwilę przekonacie bardzo trudnej tematycznie historii. Zanim jednak skupię się na samej fabule książki, nadmienię tylko, że mam tę niezwykłą przyjemność utrzymywać z Wiolą kontakt prywatny i już niejednokrotnie przekonałam się, że jest coś, co nas łączy. Obu nam zawsze na sercu leży chęć niesienia pomocy i wsparcia drugiemu człowiekowi. A piszę wam o tym dlatego, że „Sekret bibliotekarki”, jak sama Wiola przyznaje, chociażby na spotkaniach autorskich z czytelnikami, jest takim właśnie sposobem naniesienie pomocy, który zrodził się w jej sercu, kiedy niemalże namacalnie zetknęła się z codziennym dramatem ludzi, na których niestety mało kto zwraca uwagę.

Na kartach książki bowiem w sposób niezwykle autentyczny zostaniemy skonfrontowani z bardzo trudnym, ale także mocno złożonym problemem bezdomności i alkoholizmu. A jego wstrząsające i szokujące oblicze poznamy, śledząc koleje losów trzydziestoletniej Dagmary Brewki. Kobiety, która dorastając w patologicznej rodzinie, nigdy nie zaznała tak potrzebnego każdemu człowiekowi ciepła, czy zainteresowania. Miała nadzieję, że to wszystko, a także upragnioną wolność ofiaruje jej Wojtek. Niestety źle ulokowane uczucia, a także niewłaściwie pojęta wolność sprawiły, że stała się częścią bezdomnej społeczności Gdańska. Już w pierwszym rozdziale Daga bierze udział w brutalnym incydencie, który jak się okazuje, niszczy komuś życie, a jej samej, choć nie jest bezpośrednią sprawczynią owego czynu, gdy tylko opuści ją pijacki amok i to, co się stało, dotrze do jej świadomości, bardzo mocno obciąży sumienie. Jest to jeden z najbardziej trudnych momentów w książce, a tych jest tutaj naprawdę wiele. Nie chcę zdradzać zbyt dużo, abyście sami mogli przeżywać wszystko, to co spotyka bohaterkę książki. Powiem tylko, że w wyniku kolejnych nieszczęśliwych wydarzeń Dagmara trafia do Fromborka, które to miasto staje się dla niej szansą na to, by mogła zawalczyć o siebie. A tę szansę daje jej pewna starsza kobieta, która jako jedyna wyciąga do niej pomocną dłoń i tak dziewczyna staje się pacjentką tamtejszego szpitala psychiatrycznego.

W tym miejscu pozwólcie, że na chwilę się zatrzymam i wrócę do wspomnianej już wcześniej przeze mnie wdzięczności, z której uczuciem zagłębiłam się w lekturze tego tytułu. Otóż musicie wiedzieć, że książka ma wymiar społeczno – terapeutyczny i powstała nie tylko po to, aby skupiać się na samej bezdomności, ale przede wszystkim, aby nieść wsparcie dla rodzin i bliskich osób uzależnionych i pokazać im, jak mogą pomóc swoim dzieciom, małżonkom, wyrwać się ze szponów nałogu. Przy czym śledząc proces terapeutyczny Dagmary opisany w książce na podstawie rozmów autorki z lekarzami i terapeutami pracującymi z alkoholikami, przekonujemy się, jak bardzo trudna i kręta jest droga do trzeźwości, a może bardziej adekwatne będzie, jeśli napiszę, jak ciężko jest takim osobom wytrwać w trzeźwości.

Dagmara próbuje zacząć nowe życie, a jego początkiem staje się dla niej praca w bibliotece i wynajmowane mieszkanie. Jest pełna lęku i niepewności. Nie wierzy w siebie i w to, że to właśnie ona może być w tych zaledwie dwóch procentach ludzi, którym się udaje. Każdego dnia małymi kroczkami toczy ze sobą wewnętrzną walkę. A tak niewiele trzeba, aby upadła i poniosła porażkę. Jednak nie ten przegrywa, kto upada, ale ten, kto nie ma siły się podnieść. Przeczytajcie książkę i przekonajcie się, czy ona znajdzie w sobie tę siłę, która nie pozwoli jej się poddać.

To, co musi wybrzmieć, kiedy mówimy o „Sekrecie bibliotekarki”, to fakt, że mimo iż jest ona bardzo wartościowa i potrzebna społecznie nie tylko dla współuzależnionych rodzin, którym niesie nadzieję. Również dla nas, którzy często pozostajemy wobec osób bezdomnych obojętni, bądź co gorsza, jedyne, co spotyka ich ze strony społeczeństwa to pogarda, obelgi i przemoc, to trzeba zaznaczyć, że nie jest to książka dla wszystkich. Czytając ją, staniejemy w prawdzie z samym życiem, w którym nie zawsze wszystko dobrze się kończy. Doświadczamy śmierci, krzywdy, niewdzięczności, co dla czytelnika staje się jeszcze bardziej dojmujące ze względu na to, że książka jest pisana w pierwszej osobie i na co po prostu może nie być gotowy.

Odnośnie do stawania w prawdzie muszę wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie książki. Otóż Dagmara bardzo chce odciąć się od swojej przeszłości i zachować ją w sekrecie przed społecznością, w której teraz żyje. Jednak przeszłość jest częścią nas, to ona nas kształtuje i nawet jeśli chcielibyśmy wyrzec się samych siebie, nie jest to możliwe. Przeszłość prędzej, czy później upomni się o nas, tak jak, co mogę wam zdradzić, upomniała się o Dagmarę i zachwiała jej na nowo układanym życiem.

Wioletta Piasecka uczula nas na to, abyśmy nie odwracali się od osób bezdomnych oraz uzależnionych i  nie osądzali ich  zbyt pochopnie. Często bowiem ulegając swojemu poczuciu estetyki, ferujemy pochopne opinie i wyroki wobec ludzi, którzy wzbudzają w nas odrazę i obrzydzenie, uznając ich za patologię. Tymczasem, kiedy spędzicie czas z tą książką, przekonacie się, że bezdomność nie zawsze się z nią wiąże. Można mieć wszystko, a mimo to sięgnąć dna.

Jest to jedna z tych książek, której nie czyta się dla przyjemności czytania, ale po to, aby odebrać cenną lekcję życia, której nigdy nie zapomnimy. Taką, która daje do myślenia i otwiera oczy na to, od czego najczęściej odwracamy wzrok. Ja musiałam dawkować sobie poznawanie tej przejmującej i chwytającej za serce opowieści, po to, aby dać sobie czas na uspokojenie kłębiących się w moim sercu uczuć. Płakałam, czułam złość, lęk i niepewność tego, co wydarzy się za chwilę. Trzymałam mocno kciuki za szczęście Dagmary, ale jednocześnie starałam się wewnątrz siebie odpowiedzieć na jedno z najważniejszych pytań, jakie czekają na czytelnika na kartach książki: Czy wszystko można usprawiedliwić i wybaczyć? Bo to także książka o wybaczaniu i miłości dwojga zagubionych i samotnych osób oraz próbie odbudowy zaufania do ludzi, a także odzyskania dawno utraconego spokoju. Ostatecznie książkę odłożyłam z przekonaniem, że jeśli tylko bardzo chcemy i mamy w sobie wystarczająco dużo determinacji, wszystko jest możliwe. Lęk i strach przed tym, co nowe i nieznane jest czymś zupełnie naturalnym, ale tylko od nas zależy czy obudzimy w sobie siłę, która jest gdzieś w środku każdego z nas i odważymy się postawić ten pierwszy krok ku lepszej przyszłości.

[Zakup własny].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.