środa, 7 sierpnia 2019

Nadszedł czas na konfrontację z wrogami.

Kochani strzeżcie się! Dziś wspólnie z C. J. Tudor i jej najnowszą książką „Zniknięcie Annie Thorne” zabierzemy Was do z pozoru spokojnej małej wioski Arnhill, gdzie wychowywał się i dorastał główny bohater powieści Joe Thorne. Nie dajcie się jednak zwieść, ponieważ spokój panujący w tej wiosce  jest tylko pozorny i nic nie jest takie, na jakie wygląda.

Pojawienie się głównego bohatera w swoich rodzinnych stronach jest ostatnim, czego by sobie życzył. Minęło już dwadzieścia pięć lat, od dnia, kiedy życie jego i jego najbliższych legło w gruzach, a on do dziś czuje ból i żal. On wie najlepiej, że ten, kto się tu pojawi, przepadnie na zawsze. Jedyne czego pragnie to uciec z tego miejsca, jak najdalej i nigdy nie wracać, ale niestety życie często nie pozostawia nam wyboru.

„Tak naprawdę wcale nie chcę wracać. Już prędzej wolałbym zostać żywcem zjedzony przez szczury albo wziąć udział w wieczorku tańców westernowych. Z całego serca nie mam ochoty oglądać zabitej dechami dziury, w której się wychowałem. Jednak czasem nie mamy innego wyboru jak tylko ten zły”.

Zapewne teraz zastanawiacie się, co takiego się stało, że nasz bohater tak bardzo nie chciał wrócić do wioski i co ostatecznie sprawiło, że jednak do niej trafił?

Aby uzyskać odpowiedzi na te pytania, musimy cofnąć się do momentu, kiedy Joe był nastolatkiem. Lata dziewięćdziesiąte, bo do tego okresu wracamy we wspomnieniach bohatera to dla mieszkańców Arnhill czas, w którym centrum ich życia stanowiła praca w kopalni. To kopalnia właśnie była żywicielką dla większości tamtejszych rodzin. Aż do momentu, kiedy tragiczne wydarzenia zmusiły ówczesne  władze do jej zamknięcia. Wówczas miejsce to stało się obiektem ciekawości dzieci, co doprowadziło do tragicznych wydarzeń z udziałem ośmioletniej wówczas siostry Joe -Annie. Tylko on i czwórka innych dzieciaków zna prawdę dotyczącą tego, co się wtedy stało.
I Pewnie Joe nie zdecydowałby się na rozdrapywanie ran przeszłości, gdyby nie musiał uciekać przed życiem, które wiedzie. Doskonale wie, że po piętach depczą mu ci, którzy nigdy nie odpuszczają. Decyzję o powrocie do czeluści piekła demonów przeszłości ostatecznie pomaga mu podjąć tajemnicza wiadomość mailowa, która może świadczyć o tym, że jednak historia lubi się powtarzać. Niestety.
Mężczyzna zatrudnia się na zastępstwo w tamtejszej szkole i tak zaczyna się jego konfrontacja z tymi, którym jego nagły powrót nie jest na rękę.
Wkrótce przekonacie się, że czasami lepiej nie wracać.

Wątek śmierci i konfrontacji z przeszłością to nie wszystko, co przygotowała dla swoich czytelników autorka. W książce odnajdziemy bowiem również porachunki mafijne. Doskonale widzimy, jak uzależnienie może doprowadzić do degeneracji człowieka.
Joe nie ma nic i nikogo, ale jedno potrafi perfekcyjnie kłamać. Przez to, że tonie w długach i zadarł z nieodpowiednimi ludźmi, ciągle ucieka i żyje w zakłamaniu. Ale nie da się uciekać przez całe życie. Przekonajcie się, co się stanie, kiedy nadejdzie czas rozliczeń.

„Zniknięcie Anne Thorne” na swoich kartach skrywa mroczną, przerażającą historię, którą rozpoczyna mrożącą krew w żyłach sceną morderstwa, a potem jest już tylko gorzej. Tu śmierć i strach czają się na każdym kroku. Tu nawet przez chwilę nie możecie czuć się pewnie i bezpiecznie. Pamiętajcie, nikomu nie wolno wam ufać. Z jednej strony żądza zemsty i dążenie do prawdy z drugiej usilne starania, by owa prawda nigdy nie wyszła na jaw. To wszystko skłania do naprawdę bezwzględnych czynów. Jak to się skończy, musicie oczywiście przekonać się sami.
Nie znajdziecie tu bohatera pozytywnego. Każda z postaci coś ukrywa i ma coś na sumieniu. Bądźcie czujni.

O Matko, ta książka mnie przeraziła nie na żarty, ale jednocześnie zahipnotyzowała i nie pozwoliła się od siebie oderwać. Z sercem w gardle i włoskami stojącymi dęba na ciele przewracałam kolejne strony, jak najszybciej się dało, żeby móc natychmiast wiedzieć, co będzie dalej i w tym miejscu muszę zaznaczyć, iż nie uświadczycie w tej książce dynamicznej akcji. Nie, tu poczujecie dojmujący mrok śmierci i jej oddech na plecach.
Jak widzicie, autorka poprzez połączenie kilku gatunków w fabule sprawiła, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jako dodatkowy smaczek zdradzę jeszcze, że puściła też oczko do miłośników fantasy, ale już więcej nic nie powiem.
Myślę, że dalsze słowa są zbędne, bo ta książka jest świetna, a to, co dobre obroni się samo. Czytajcie i uważajcie na siebie. Nie polecam czytać po zmroku i nocą.

Ta książka była już moim drugim spotkaniem z twórczością Pani Tudor. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać mojej recenzji książki autorki, zapraszam serdecznie. Kredziarz, tę książkę również gorąco polecam.


Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Czarna Owca, za co bardzo dziękuję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.