Jest wiele rzeczy i zachowań ludzkich, które sprawiają mi ogromną przykrość, a nawet bolą. Jedną z nich jest powierzchowność postrzegania przez nas drugiego człowieka. Nie mogę zrozumieć tego, z jak wielką łatwością potrafimy oceniać innych i wyrabiać sobie własne o nich zdanie tylko na podstawie tego, co widoczne dla oczu. Nie próbując najczęściej dowiedzieć się o tej osobie niczego więcej. Często w swoim otoczeniu spotykamy osoby ubogie, biednie ubrane, niestroniące od alkoholu. Wówczas trzymamy się od nich z daleka. Bez chwili zastanowienia przyklejamy im łatkę pijaka i włóczęgi, od którego trzeba stronić, bo jeszcze jakąś zarazę przyniesie. Tymczasem, nie wolno nam zapominać o tym, że za tą powierzchownością kryje się życiowa historia, której przewrotny los mógł uczynić tych ludzi, takimi, jakimi widzimy ich dzisiaj. Mówiąc szczerze, poczułam ogromną ulgę, mogąc podzielić się z Wami tym, co myślę i czuję. Jednak zapewne nie zrobiłabym tego jeszcze bardzo długo, gdyby nie lektura najnowszej książki Anny Stryjewskiej „Skradziona kołysanka”, której premiera odbędzie się już jutro, a którą mój blog ma ogromną przyjemność objąć swoim patronatem medialnym.
Mam nadzieję i chcę mocno wierzyć w to, że każdy, kto zechce sięgnąć po tę powieść, do czego już teraz gorąco zachęcam, poznając losy jej głównej bohaterki Barbary Walczak, zanim następnym razem osądzi kogoś z góry, dwa razy się przedtem zastanowi.
Basia jest mieszkanką małej miejscowości Wetlina w Bieszczadach. Kobieta wiedzie samotne, ubogie życie. Wśród tamtejszej społeczności, której jest częścią, spotyka ją wiele przykrości i upokorzeń. Z uwagi na to, że często zagląda w kieliszek, równie często znajduje się na ludzkich językach. Mieszkańcy uznali ją za menelkę, dziwaczkę i wariatkę. Nierzadko zdarza się także, że staje się ona obiektem wielu obelg, drwin i wyzwisk ze strony dzieci. Dla samej Basi jest to jednak niczym w porównaniu do tego, co trawi jej serce i duszę już od kilku lat. Gdyby bowiem ci, którzy traktują ją, jak śmiecia spojrzeli jej w oczy, dostrzegliby w nich ogromny ból i rozpacz wynikającą z traumatycznych przeżyć dramatu przeszłości, od którego wspomnień nasza bohaterka pragnie uciec. Myślę, że nikogo z Was nie muszę przekonywać, iż człowieczy los nie jest bajką, ani snem. Nawet jeśli w danej chwili swojego życia czujesz, że masz wszystko i udało ci się złapać Pana Boga za nogi, wystarczy zaledwie moment, aby zepchnąć cię w otchłań cierpienia, zniszczyć i uczynić wrakiem człowieka. A już z pewnością nie trzeba przekonywać do tego Barbary Walczak. To właśnie jej życie jest bardzo wstrząsającym dowodem słuszności tych słów.
Kiedyś nasza bohaterka cieszyła się wielką sławą. Będąc wokalistką zespołu muzycznego odnoszącego wielkie sukcesy, pławiła się w uwielbieniu i miłości tłumów ludzi, którzy kochali jej piękny śpiew. Scena i muzyka były jej całym światem. Potem przyszłą miłość. Do pełni szczęścia brakowało tylko dziecka. A kiedy i ten długo wyczekiwany skarb pojawił się na świecie Basia czuła, że osiągnęła już pełnię szczęścia i teraz chce poświęcić się wychowaniu dziecka, które przy mamie nucącej napisaną specjalnie dla córeczki kołysankę czuło się najbezpieczniej. Dla matki, która rodzinę stawiała zawsze na pierwszym miejscu swojej hierarchii wartości, była to najlepsza decyzja. Ciesząc się miłością męża i czasem spędzonym z córeczką przy nieocenionej pomocy mamy Haliny mogła napawać się swoim szczęściem.
Oczywiste jest, że nikt wówczas nawet przez ułamek sekundy nie pomyślał o tym, że los bywa przewrotny i tak samo, jak potrafi nas szczodrze obdarować swoimi dobrami, tak samo szybko potrafi zabrać to, co dał. Jeszcze nie wiedzą, że niebawem ich rodzina przeżyje największy dramat, jakiego można doświadczyć. Dramat, który sprawi, że Basia straci wszystko, co miała, a sama umrze dla reszty świata. O tym jednak musicie przeczytać już sami.
„Skradziona kołysanka” to bardzo poruszająca i emocjonalna historia pokazująca przemianę człowieka pod wpływem dramatycznych i bolesnych doświadczeń życiowych. To przejmujący obraz tego, jak pod wpływem nieopisanego bólu i straty z człowieka będącego na szczycie sławy można stać się nikim dla innych. Autorka pokazała nam także, jak bardzo potrafią zmienić się relacje w małżeństwie i rodzinie pod wpływem druzgocących nas przeżyć, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Andrzej, mąż Basi, z którym współtworzyła zespół, nieustannie zapewniał ją o swojej miłości i oddaniu. Patrzył na nią z ogromnym podziwem, aż do momentu, kiedy trzeba było przeistoczyć te piękne słowa w czyny i trwać przy sobie na dobre i na złe. Nie zdradzę nic więcej, abyście sami mogli przekonać się, czy słowa te miały dla tych dwoje jakąkolwiek wartość.
Muszę Wam się przyznać, że kiedy zaczynałam czytać „Skradzioną kołysankę” z racji tego, że jak wspomniałam wcześniej, podjęłam się opieki medialnej nad nią, miałam wrażenie, że mniej więcej wiem, czego mogę się po niej spodziewać. Wszak przygotowując dla Was posty ją promujące, czytałam fragmenty, cytaty. I wiecie co, bardzo się myliłam. Dopiero poznając całość powieści, poczułam się zdruzgotana emocjonalnie nie tylko jako czytelnik, ale przede wszystkim, jako kobieta. Nie potrafię nawet myśleć o tym, co czuje kobieta, która doświadcza tak niewyobrażalnej tragedii, jaka stała się udziałem Basi. Musicie bowiem wiedzieć, że choć ta historia jest fikcją literacką, to niestety takie dramaty zdarzają się także w prawdziwym życiu. Nie dziwię się zupełnie, że przez to, co spotkało Basię, stała się taką, a nie inną osobą. Ktoś okradł ją z największego skarbu i odebrał jej najpiękniejszą melodię.
Czytając tę książkę, płakałam jak dziecko, czułam ogromną bezsilność wobec tego, że w żaden sposób nie mogę pomóc Basi, a jednocześnie przez cały czas w myślach mówiłam do niej „Nie poddawaj się, nie trać nadziei. Nie jesteś sama”. I rzeczywiście na szczęście autorka nie zostawiła Basi w jej niedoli zupełnie samej. Znaleźli się w jej jakże zupełnie odmienionym obecnie życiu ludzie, którzy dostrzegli w niej coś więcej niż podarte ubranie, czy odór alkoholu, które było od niej czuć. Nie będę opisywała Wam szczegółów, ale nie mogłabym nie zwrócić Waszej uwagi na wyjątkową relację, która połączyła Basię z małą Mają. Choć Maja jest dzieckiem, a Basia dorosłą kobietą bardzo wiele je łączy. Obie czują się w pewien sposób wyobcowane. I tylko one potrafią dostrzec u siebie wzajemnie dobroć i wyjątkowość, której nikt inny nie dostrzega. Tylko one czują, jak bardzo są do siebie podobne.
O samej fabule książki nie napiszę już ani słowa więcej, ponieważ chcę, abyście sami mogli ją poznać i poczuć jej wyjątkowość, ale na pewno chcielibyście poznać trochę szczegółów, jeśli chodzi o stronę techniczną tego tytułu. Ci, którzy znają już twórczość Anny Stryjewskiej, zapewne zgodzą się ze mną, że w pisanie każdej swojej książki wkłada ona całe serce i to się czuje już od pierwszych czytanych zdań. Tak też jest i tym razem. Ania już w pierwszej scenie bardzo mocno wzbudza ciekawość czytelnika i przykuwa jego uwagę. I tak zostaje już do samego końca. Powieść ta osnuta została wyjątkowym klimatem, który sprawił, że czujemy się częścią rozgrywających się na jej kartach wydarzeń, przez co, bardzo mocno wpływają one także na nas samych. Bogactwo języka oraz lekkość stylu, którym posługuje się autorka, sprawia, że książkę czyta się z ogromną lekkością i płynnością, a jednocześnie niemijającym uczuciem przejęcia. Na uwagę zasługują również kreacje postaci bohaterów, którzy są bardzo prawdziwi. Popełniają błędy, są często niesprawiedliwi i bezlitośni w swoich osądach. A jednocześnie pragną zrozumienia i wybaczenia. Warto podkreślić również, że całość fabuły została podzielona na dwie perspektywy czasowe. Wydarzeń mających miejsce w Łodzi lat dziewięćdziesiątych i współczesnych w Wetlinie.
Jeśli chcecie przeczytać mądrą, poruszającą i bardzo emocjonalną powieść, która będzie bezlitosna pod względem przeżyć towarzyszących jej lekturze, to nie wahajcie się ani chwili. Będziecie płakać, czuć niemoc i bezsilność, ale także nie stracicie do końca wiary w to, że zły los Basi w końcu się odmieni, bo jak nikt inny na to zasługuje. To jedna z tych książek, której się nie czyta, a przeżywa i o której nigdy się nie zapomina. Pochłonie Was bez reszty i nie pozwoli przerwać lektury nawet na chwileczkę. Zarwana noc i kac książkowy gwarantowany. W moim sercu „Skradziona kołysanka” ma już swoje miejsce i zostanie w nim na zawsze.
PREMIERA JUŻ JUTRO!
Kończąc, chciałabym serdecznie podziękować Autorce oraz wydawnictwu Szara godzina za zaufanie i możliwość patronowania tak pięknej książce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.