Moi kochani, dziś przychodzę do Was z recenzją książki Anety Krasińskiej „Gdy opadły emocje”, której mam ogromny zaszczyt i przyjemność być ambasadorką, za co już na wstępie bardzo dziękuję.
Muszę Wam się przyznać, że książka ta, stała mi się w pewnym sensie bardzo bliska i pomogła mi spojrzeć z dystansem, bez emocji, także na moją przeszłość, a tym samym, wiele przemyśleć i uporządkować, przede wszystkim wewnątrz siebie.
Zapewne teraz, zastanawiacie się dlaczego, ale o tym, opowiem Wam już za chwilę.
Najpierw pozwólcie, że zaproszę Was do swego rodzaju wehikułu czasu, który przeniesie nas do lat, kiedy byliśmy licealistami.
Dla wielu z nas, czasy liceum kojarzą się z budowaniem przyjaźni nierzadko na całe życie, pierwszych uczuciowych uniesień i pięknych miłości. Wówczas żyjemy w przekonaniu, że cały świat stoi przed nami otworem i tylko my decydujemy o tym, jakich wyborów dokonamy i jak będzie wyglądała nasza przyszłość. To czas decyzji, które często mają wpływ nie tylko na nasze teraz, ale również, a może przede wszystkim na nasze kiedyś.
Dlaczego o tym piszę?
Otóż Pani Aneta Krasińska, tworząc historię opisaną na kartach powieści, którą oddała w ręce swoich wiernych czytelników, uświadamia nam, że tak naprawdę, wystarczy jedna chwila, jedno zdarzenie, które już na samym starcie, kiedy dopiero co wkraczamy w dorosłość, może odcisnąć swoje piętno na nas samych oraz wyborze ścieżki życiowej, jaką zdecydujemy się podążyć.
Przekonali się o tym Marcelina, Magda i Emil, którzy w liceum tworzyli zgraną paczkę i byli pewni tego, że łącząca ich przyjaźń przetrwa lata.
Byli niczym wzajemnie uzupełniające się ogniwa, które wspólnie budowały godną pozazdroszczenia relację. Do ich teamu należał również Robert. Niestety, o czym jeszcze wtedy nikt nawet nie śmiał pomyśleć, już wkrótce jednego z tych, jak wówczas tym młodym ludziom się wydawało, niezniszczalnych ogniw miało zabraknąć na zawsze. Bo oto, w dniu rozdania świadectw maturalnych, tragiczną śmiercią ginie Robert.
Przyjaciele chłopaka, jak się możecie domyślić - przeżywają traumę, która jak się okazuje, nie pozostaje bez wpływu na nich samych.
Musicie wiedzieć, że, „Gdy opadły emocje”, to dopiero pierwsza część trylogii. Autorka bowiem zdecydowała się, przedstawić tamtejsze tragiczne przeżycia trójki przyjaciół z perspektywy każdego z nich, po to, aby ukazać, jak odejście przyjaciela i jego niestety, po dziś dzień do końca niewyjaśnione okoliczności śmierci, diametralnie zweryfikowały młodzieńcze postanowienia i zapewnienia.
W tej części poznajemy życie Marceliny.
Dorosła już dziś kobieta jest żoną marynarza i matką nastoletnich bliźniąt. Z racji zawodu męża, praktycznie całe życie rodzinne jest na jej głowie, przez co, często czuje się przytłoczona codziennymi obowiązkami.
Na szczęście, ma u swojego boku Magdę, która dba o to, aby przyjaciółka od czasu do czasu pomyślała również o sobie.
W momencie, kiedy my czytelnicy poznajemy życie Marceliny, Magdzie udało się namówić ją do udziału w spotkaniu klasowym zorganizowanym z okazji minionych dwudziestu lat od matury.
Mimo że minęło tak wiele lat, okazuje się, że zjazd ten rozdrapuje zabliźnione rany.
Pomimo tego, że dziś nasi bohaterowie są już zupełnie innymi ludźmi i emocje tamtejszych wydarzeń zostały wyciszone, to jednak pozostało wiele niewyjaśnionych kwestii i niedopowiedzeń, które nie pozwalają w pełni pogodzić się z tym, co się kiedyś wydarzyło.
Nie chcę zdradzać Wam zbyt wiele, abyście mogli sami poznać tę poruszającą i niewątpliwie życiową w swojej wymowie historię, która poprzez swój autentyczny wymiar, dostarczy Wam mnóstwo emocji i wzruszeń.
Lektura książki da Wan także do myślenia i pozwoli zrozumieć, że czasami nie warto patrzeć wstecz, ponieważ przez to możemy postawić na szali to, co kochamy i to, co jest dla nas najważniejsze, ryzykując utratę tego, a tym samym zniszczyć naszą teraźniejszość.
A teraz odrobina prywatny.
Jak wspomniałam wcześniej, książka pozwoliła mi w pewnym stopniu uporać się z własną przeszłością. Jak wiecie, albo i nie, jestem osobą niepełnosprawną ruchowo i niestety w czasach liceum często z tego powodu stawałam się obiektem prześladowań i kpin ze strony swoich rówieśników.
Choć od tamtych wydarzeń minęło już szesnaście lat, to jednak żal do kolegów i koleżanek pozostał we mnie do dziś.
Nadal nie mogę zapomnieć o pewnych wydarzeniach z tamtego okresu, co wpłynęło również na to, co dziś dzieje się w moim wnętrzu.
Książka „Gdy opadły emocje” pozwoliła mi zrozumieć, że nie warto chować urazy i żalu, ponieważ uczucia te mogą zniszczyć nasze tu i teraz.
Na zakończenie chcę oczywiście gorąco polecić Wam lekturę książki i zapewnić Was, że spędzicie z nią wspaniały czas.
Decydując się na lekturę, poznacie opowieść o przyjaźni, miłości, trudnych wyborach młodości, a więc o wszystkim tym, co zwie się życiem. W historii tej, niektórzy z nas, z pewnością odnajdą cząstkę własnego życia.
Ja sama przeczytałam tę książkę bardzo szybko, właśnie z uwagi na jej realizm, który nie pozwolił mi się od niej oderwać. Jej bohaterowie stali mi się bardzo bliscy, dlatego z niecierpliwością czekam na moment, kiedy będę mogła poznać kolejne odsłony z perspektywy pozostałych jej uczestników.
Jeśli udało mi się zachęcić Was do sięgnięcia po „Gdy opadły emocje”, czego bardzo bym chciała, bo naprawdę warto, to mam dla Was niespodziankę.
Już niebawem na moim blogu pojawi się konkurs, w którym do wygrania będzie jeden egzemplarz książki. Także czekajcie cierpliwie.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.