czwartek, 25 kwietnia 2019

O śmierci optymistycznie

Moi kochani, dziś będziemy rozmawiać o śmierci. Już po przeczytaniu tego jednego zdania zapewne wielu z Was myśli sobie teraz, że nie jest w stanie zmierzyć się z tak trudnym tematem, ale nie obawiajcie się, tym razem, będziemy mówić o kresie ziemskiego życia w aspekcie optymistycznym. Na sto procent większość z Was myśli, że kompletnie oszalałam, no bo co optymistycznego można dostrzec, kiedy ktoś umiera? Przecież to najbardziej traumatyczne przeżycie, jakiego możemy doświadczyć. Otóż wcale nie musi tak być, o czym możemy przekonać się, sięgając po książkę Edyty Świątek Bańki mydlane”.

Główna bohaterka powieści Michalina jest młodą studentką pełną marzeń i planów na przyszłość. Dziewczyna jest dumą swoich rodziców i ukochaną Jakuba, który jest zapatrzony w Michasię bez pamięci. Młodzi cieszą się swoją miłością. Pełna energii nasza bohaterka czuje, że całe życie jeszcze przed nią i wreszcie nadszedł czas, by wziąć je we własne ręce. Niestety nagła wiadomość o chorobie nowotworowej wywraca jej świat do góry nogami.

Nie będę Wam zdradzała tego, jak będzie toczyła się walka Michaliny z chorobą, ponieważ zależy mi, abyście sami sięgnęli po książkę, a z racji tego, że liczy ona tylko niewiele ponad dwieście stron, obawiam się, że mogłabym zdradzić zbyt wiele. Powiem tylko tyle, że jest to naprawdę wyjątkowa historia.

Zapewne chcielibyście wiedzieć, na czym owa wyjątkowość polega. Jak już wspomniałam na wstępie recenzji, jest to opowieść, która pozwala pomimo trudnej tematyki wzbudzić w sercu czytelnika optymizm i nadzieję.

Każdy z nas boi się śmierci i to jest zupełnie naturalne. Boimy się rozstania z najbliższymi, bólu cierpienia oraz niepewności tego, co dzieje się z duszą człowieka po opuszczeniu ziemskiego świata. Jesteśmy pełni obaw, że po drugiej stronie czeka nas zupełna nicość. Autorka w bardzo wzruszający i głęboko poruszający sposób poprzez przeżycia Michaliny pomaga nam oswoić się z tym, co jest nieuniknionym następstwem życia.

Gdybym miała w jednym zdaniu określić, co czeka na Was na kartach „Baniek mydlanych”, bez wahania mogę powiedzieć, że doświadczycie wyjątkowej lekcji świadomego odchodzenia.

Michalina jest podopieczną hospicjum i doskonale zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajduje. Wie, że być może jej czas na tym świecie dobiega już końca, dlatego chce wykorzystać każdą minutę na to, by zamknąć wszystkie swoje ziemskie sprawy oraz przygotować bliskie swemu sercu osoby na swoje odejście, jak również pomóc im pogodzić się z tym, co może się wydarzyć.

Jeśli chcecie przekonać się, jak młoda kobieta poradziła sobie z okrutną rzeczywistością, od której nie ma ucieczki, koniecznie sięgnijcie po tę pozycję.

Moi kochani miałam okazję czytać tę książkę już w pierwszym wydaniu i dziś, kiedy miałam możliwość przeczytać ją po raz kolejny, przyznaję otwarcie, że wtedy nie doceniłam w pełni jej wartości. Oczywiście już wówczas historia opisana przez Panią Edytę Świątek bardzo mnie poruszyła, ale mimo wszystko odbierałam ją tylko jako fikcję literacką.

Niestety od tamtej pory bardzo wiele się zmieniło i dziś sama jestem podopieczną hospicjum. Bardzo się cieszę, że właśnie teraz było mi dane wrócić do tej książki, ponieważ dzięki niej, odzyskałam nadzieję i ufność w to, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Michalina dała mi niezwykle wartościowy przekaz, aby cieszyć się każdą chwilą i wykorzystać je najlepiej, jak potrafię.

Moi drodzy, gorąco zachęcam Was, abyście sięgnęli po tę książkę. Odnajdziecie w niej wiele refleksji i przemyśleń z uwagi na autentyczność tego, o czym czytamy. Tym z Was, którzy zmagacie się z ciężką chorobą, ta książka pokrzepi  serca, a jeśli ktoś  z Waszych bliskich choruje, na pewno po skończonej lekturze będziecie wiedzieli, jak ją wesprzeć i znaleźć pocieszenie w tak trudnej sytuacji dla samych siebie.

Ja sama po zamknięciu książki poczułam wewnętrzny spokój, który jest mi tak bardzo potrzebny.

Dodatkową motywacją do zakupu książki niech będzie dla Was informacja, że autorka przekaże swoje wynagrodzenie z jej sprzedaży na rzecz jednego z hospicjów.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Replika, za co bardzo dziękuję.



wtorek, 23 kwietnia 2019

"Sedno życia" Katarzyna Kielecka - Recenzja ambasadorska.

Niektórzy ludzie są jak koty, które chodzą własnymi drogami. Budują swoje życie na kształt szczelnie zamkniętego świata, w którym rutyna i przewidywalność dają poczucie stabilności i bezpieczeństwa, na którym tak bardzo im zależy. Jednak zapewne, każdy z nas już nie raz przekonał się, że w życiu tak naprawdę nigdy nie można liczyć na to, iż zawsze będzie się ono toczyło według scenariusza, który sami sobie napiszemy. Los potrafi nas mocno zaskoczyć, co często skutkuje tym, iż zmuszeni jesteśmy opuścić swoją strefę komfortu i stawić czoła wielu problemom.
Przekonała się o tym główna bohaterka powieści Katarzyny Kieleckiej-Masłocha Sedno życia” - Edyta.

Trzydziestoletnia kobieta jest zamkniętą w sobie osobą, która od dziecka była tylko cieniem na tle wizerunku swojej rodziny. Wychowywana wspólnie ze swoim bratem bliźniakiem przez ojca, dla którego od zawsze liczyło się tylko stwarzanie pozorów, nigdy nie czuła się kochana i akceptowana. To syn był dumą mężczyzny. Dumny rodzic podziwiał osiągnięcia Wojtka, bo o nim właśnie mowa, zarówno w pracy zawodowej, jak i w życiu prywatnym. Natomiast, kiedy patrzył na córkę, w jego oczach dziewczyna dostrzegała tylko rozczarowanie i poczucie zawodu. Nigdy nie udało jej się zasłużyć na choćby najmniejsze przejawy uznania z jego strony. Choć ojciec nigdy nie przyznał tego wprost, to jednak podobnie jak sama Edyta, wszyscy doskonale wiedzieli, że traktuje ją jak niewidzialną. Jakby tego, było mało relacje kobiety z bratem, również nie należą do najlepszych.
Naszej bohaterce mimo wszystko udało się ułożyć swoje życie, tak by czuła, że ma swój bezpieczny kawałek przestrzeni. Ma własne mieszkanie i dobrą pracę, którą stara się wykonywać, jak najlepiej, co spotyka się z uznaniem ze strony Wojtka, który jest jednocześnie jej przełożonym. W obawie przed odrzuceniem Edyta dystansuje się od ludzi. Robi, co do niej należy, ale nie wchodzi z nikim w zbytnią zażyłość. Już wkrótce jednak kilka czynników, które niespodziewanie się ze sobą splotą, wywróci jej życie do góry nogami. Nowe stanowisko pracy, niespodziewana diagnoza lekarska oraz nagłe pojawienie się przyjaciółki z dzieciństwa odmienią jej życie już na zawsze. Koniecznie sprawdźcie, jak Edyta odnajdzie się w jego nowej odsłonie. Możecie mi wierzyć, łatwo nie będzie.

Tak bardzo żałuję, że nie mogę zdradzić Wam niczego więcej o tej książce. Chcę jednak, abyście sami poczuli tę ogromną gamę emocji, która trafi w głąb waszych serc, jeśli tylko po nią sięgniecie. Ja płakałam, śmiałam się, czułam strach i nadzieję. Autorka na kartach swojej książki poruszyła wiele bardzo życiowych kwestii, które mogą stać się także treścią życia każdego z nas. W książce czytamy bowiem o cierpieniu, stracie, poczuciu odrzucenia, chorobie, poszukiwaniu siebie, braku akceptacji oraz miłości, która, aby mogła zaistnieć, musi stoczyć nierówną walkę z demonami przeszłości.

Warto zwrócić uwagę na relacje Edyty i Wojtka. Siostra zawsze odbierała osobę brata, jako zadufane w sobie oczko w głowie tatusia. Jednak czytając książkę i poznając historię tej postaci, przekonacie się, że nie zawsze ludzie są właśnie tacy, jakimi ich postrzegamy. Często bowiem nosimy maski, a cała prawda, pozostaje niewidoczna dla oczu. Kiedy Wojtek zdecyduje się zrzucić swoją maskę, przekonacie się, że przeszedł naprawdę wiele.

„Sedno życia” to piękna trafiająca wprost do serca czytelnika historia opisująca życie takim, jakie ono jest naprawdę. Z jego blaskami i cieniami. Radościami i smutkami, lękami i nadziejami.

Bohaterami tej wyjątkowej opowieści są autentyczne postaci, z których jak to, w życiu bywa, jedni wzbudzają naszą sympatię i stają nam się bliscy, a inni natomiast wzbudzają złość, odrazę, a nawet nienawiść. Ja sama znienawidziłam ojca Edyty i Wojtka. 

Dowodem na realny wymiar tego, o czym pisze Pani Katarzyna, niech będzie wątek dotyczący przyjaciółki Edyty – Agaty. Ja sama obecnie znajduje się w tylko nieco lepszej sytuacji niż ona, dlatego było mi bardzo ciężko czytać o tym, co ją spotkało, ponieważ mimo woli, automatycznie odbierałam wszystko, co przeżywała kobieta przez pryzmat własnej sytuacji.
Oczywiście, teraz nie zdradzę Wam, w czym rzecz, ale podczas lektury na pewno domyślicie się, o co chodzi. 

Cóż więcej mogę Wam powiedzieć ponadto co oczywiste. Koniecznie przeczytajcie „Sedno życia”. Jestem przekonana, że po skończeniu lektury, zupełnie inaczej będziecie postrzegać własne życie. Nie obejdzie się bez zastanowienia i refleksji. Już nigdy nic nie będzie takie samo, a o książce bardzo długo nie będziecie mogli zapomnieć, a być może nawet będziecie chcieli za jakiś czas do niej wrócić, tak, jak na pewno będzie miało to miejsce w moim przypadku. 

Na zakończenie chcę uspokoić tych z Was, którzy pomyślą, że czytanie o chorobie, cierpieniu i stracie, może okazać się dla nich zbyt trudne. Otóż nie obawiajcie się kochani, bowiem mimo podjętych w książce trudnych tematów, autorka ujęła je w taki sposób, by czytelnik nie poczuł się obciążony i przytłoczony. Oczywiście będą chwile wzruszeń, a może nawet popłyną łzy, ale dzięki idealnemu balansowi pomiędzy cierpieniem i humorem, oraz lekkiemu stylowi pisania autorki, książkę czyta się bardzo lekko i szybko. Od pierwszych stron mocno angażujemy w perypetie bohaterów i następujące po sobie zwroty akcji, tak, że nim się spostrzeżemy, dotrzemy do ostatniego zdania.

Moi drodzy chciałabym podzielić się z Wami informacją, że „Sedno życia”, jest tytułem, którego blog Kocie czytanie ma ogromną przyjemność być ambasadorem. Z czego bardzo się cieszę, ponieważ jest to wyjątkowa opowieść, która na zawsze ma swoje miejsce w moim sercu.
Ja już nie mogę doczekać się kontynuacji „Piętno dzieciństwa”, która jest już w przygotowaniu. 

Natomiast, jeśli Wy chcielibyście przeczytać „Sedno życia”, to wypatrujcie konkursu z tą książką, który już niedługo pojawi się na blogu.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.


czwartek, 18 kwietnia 2019

Czy jesteś pewna, że znasz dobrze swoje dziecko?

Każdy rodzic ma inne metody wychowawcze. Jedni z nas wychowują swoje dzieci twardą ręką, inni natomiast chcą, aby ich syn, czy córka traktowali rodzica również, jako przyjaciela, na którego zawsze dziecko może liczyć. Wierzą, że w ten sposób bardziej zbliżą się do swojej latorośli i będą mogli uczestniczyć w jej życiu. Ale, czy to wystarczy, żebyś jako rodzic z całą pewnością mógł powiedzieć, że naprawdę znasz swoje dziecko?

Zanim odpowiesz na to pytanie, poznaj, proszę historię Zoe, głównej bohaterki najnowszej książki Kathryn Croft „Nie pozwól mu odejść”, której odpowiedź na tak postawione pytanie zawsze była twierdząca. Jednak już za chwilę przekonasz się, że przeświadczenie to, może okazać się dla naszej bohaterki bardzo złudne.

Kiedy my czytelnicy zaczynamy poznawać historię kobiety i jej rodziny, już na wstępie dowiadujemy się, że dotknęła ich ogromna tragedia. Trzy lata temu w tragicznym wypadku zginął wraz ze swoim najlepszym przyjacielem młodszy syn Zoe i Jeka - Ethan. Choć od tamtych wydarzeń, które zburzyły świat całej rodziny, minęło już dość sporo czasu, a oni sami zmienili miejsce zamieszkania, by nic nie przypominało im zarówno o przeszłości, jak i, aby każdego dnia nie musieli patrzeć na wszystko, co przesiąknięte jest wspomnieniami, kiedy byli jeszcze pełną szczęśliwą rodziną, to jednak to nie wystarcza, aby móc wrócić do pełni życia.
Na szczęście małymi kroczkami uczą się żyć z bólem, którego doświadczyli i na  nowo próbują odbudować swój kruchy świat. Ciężko wypracowany spokój nagle zostaje im odebrany. A wszystko za sprawą anonimowego maila, który otrzymuje Zoe. To, co w nim przeczytała, po raz kolejny zmusza ją do przechodzenia przez piekło minionych wydarzeń.

Musisz odkryć prawdę o tym, co przytrafiło się twojemu synowi nad rzeką trzy lata temu. Nie wierz w kłamstwa. To nie był wypadek.

W głowie matki rodzi się tysiące pytań, na które chce, znaleźć odpowiedz. Jack przekonuje żonę, że padła ofiarą okrutnego żartu, o którym powinna zapomnieć. Jednak już wkrótce tajemniczy adresat wiadomości odzywa się ponownie.

Może Twój syn zasłużył na śmierć.

Zoe nie może zrozumieć jak to możliwe, że być może jej kochany syn nie jest tylko ofiarą tego, co go spotkało, a znacznie kimś więcej.
Przecież ona zna swoje dzieci i wie, że zarówno Ethan, jak i Harley nie byliby w stanie nikogo skrzywdzić. A gdyby syn miał jakieś kłopoty, ona na pewno by o nich wiedziała. Nie miał powodów, by mieć przed nią jakiekolwiek tajemnice. Przecież od zawsze powtarzała obu synom, że ze wszystkim mogą do niej przyjść. Zawsze ich wysłucha i doradzi, nawet jeśli będzie to dla nich trudne. Ale, czy na pewno dzielili się z nią wszystkim, co  działo się w ich życiu?

Ta wiadomość utwierdza zagubioną Zoe w przekonaniu, że jako matka nie może nie reagować na to, co sugerują te wiadomości i musi dociec prawdy. W tym momencie rozpoczyna się jej walka nie tylko o prawdę, ale również o rodzinę, którą ktoś próbuje zniszczyć.

Zapewne podobnie, jak nasza bohaterka, chcielibyście dowiedzieć się, kto ukrywa się za wszystkimi wiadomościami, których jest coraz więcej? Czy rzeczywiście mówi prawdę, a może drwi sobie z cierpienia zrozpaczonej matki? A przede wszystkim, jeśli, to w istocie nie był wypadek, to kto jest winien temu, co wydarzyło się tamtej nocy nad rzeką?

Odpowiedzi znajdziecie oczywiście na kartach książki, ale bądźcie ostrożni, bowiem podobnie jak Zoe, doświadczycie okropnego uczucia tonięcia w morzu kłamstw. Kobieta bardzo szybko przekonuje się, że nikomu nie może ufać. Na jaw wychodzą ociekające fałszem i obłudą sekrety bliskich jej osób. Wie, że ci, którzy powinni ją wspierać, zadali najbardziej bolesny cios.

„Nie pozwól mu odejść” to bardzo wciągający thriller psychologiczny, którego ze względu na mocno zaskakujące zwroty akcji czyta się z ogromnym zaangażowaniem. Akcja powieści przedstawiona jest z perspektywy kilku postaci z których, każdy ma coś do ukrycia, co dodatkowo wzbudza ciekawość czytelnika. Każda z postaci jest bardzo wyrazista, przez co wzbudzają w nas wiele różnorodnych odczuć. Podczas gdy jedne osoby mamy ochotę wesprzeć i pocieszyć, inne bez wahania chcemy zniszczyć i przyczynić się do tego, aby ponieśli karę za czyny, których się dopuścili.

Jest jednak coś, czego mi w tej historii zabrakło. A mianowicie nie odczułam napięcia, którego oczekuję od książek reprezentujących ten gatunek. Owszem fabuła mocno mnie wciągnęła i zaciekawiła, ale zabrakło mi tej iskry niepewności i strachu. Według mnie, choć w publikacji, jak wcześniej wspominałam, nie zabrakło zwrotów akcji, to jednak wszystko działo się zbyt spokojnie. Zakończenie jednak mocno mnie zaskoczyło i zrekompensowało ten jeden minusik.

Ostatecznie bardzo serdecznie polecam Wam tę książkę. Zarezerwujcie sobie kilka wolnych godzin, ponieważ jestem pewna, że bardzo mocno zaangażujecie się w to, aby wspólnie z Zoe, wyrwać się z macek kłamstw i wreszcie poznać całą prawdę. Książkę czyta się bardzo szybko, więc jest to lektura na jeden, maksymalnie dwa wieczory z bardzo ciekawą książką.
Było to drugie po książce „Nie ufaj nikomu” moje spotkanie z twórczością autorki i na pewno, już wkrótce sięgnę po kolejną Jej książkę.


Na zakończenie mam pytanie do Was kochani rodzice:

Czy Wy jesteście pewni, że znacie dobrze swoje dziecko?

Recenzja powstała, we współpracy z Portalem Duże Ka, za co bardzo dziękuję.



poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Spełniaj swoje marzenia.


Należę do osób, które bardzo mocno wierzą w terapeutyczną moc książek. Niejednokrotnie przekonałam się, że kiedy w moim życiu dzieje się coś złego, o czym, choć na chwilę chcę zapomnieć, bardzo często sięgam po książkę i to naprawdę pomaga. Jednak chwilowa ucieczka od tego, co nas martwi bądź przytłacza, to nie jedyny dobroczynny skutek zatopienia się w świecie książek. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że odpowiednio dopasowana do stanu ducha, w jakim w danej chwili się znajdujemy książka, może podziałać na nas tak samo dobrze, jak niemal rozmowa z psychologiem. Co prawda czytanie książek nie rozwiąże naszych problemów, ale z pewnością poznając historie przedstawione na ich kartach, nie raz możemy odnaleźć w perypetiach ich bohaterów cząstkę siebie i codziennych trosk, z którymi również i my się zmagamy. Co za tym idzie, często to właśnie książka pozwala nam spojrzeć na nasz problem z dystansem, podpowiada, jak poradzić sobie z sytuacją, z której w naszej ocenie nie ma wyjścia, a także często staje się impulsem do wielu daleko idących zmian na lepsze.

Dziś chcę Wam właśnie o jednej z takich książek opowiedzieć. Będziemy mówić oczywiście o najnowszej powieści Pani Krystyny MirekTam, gdzie serce twoje”.

Jestem przekonana, że historia Laury, głównej bohaterki powieści może okazać się i na pewno, w wielu przypadkach okaże się bardzo podobna do tego, co każdego dnia przeżywa wiele kobiet. Nie przedłużając, zapraszam Was w takim razie do poznania Laury oraz kolei jej losów.

Kobieta z pozoru ma wszystko - wspaniały dom, męża lekarza i jako jego żona cieszy się szacunkiem wśród lokalnej społeczności. Nie bez powodu, jednak użyłam stwierdzenia „z pozoru ma wszystko”, bowiem jej prawdziwe życie,  do którego  nie sięga wzrok innych ludzi, jest niczym klatka, w której Laura się dusi. W rzeczywistości jest tylko dodatkiem do wizerunku małżonka, a w zasadzie tłem, z którego potrzebami nikt się nie liczy. Zarówno mąż, jak i toksyczni teściowie, a głównej mierze teść, emerytowany i ceniony w środowisku lekarskim doktor Wacław Andrychowski, oczekują od naszej bohaterki, tylko jednego – dziecka. Po wielu miesiącach bezowocnych starań, zarówno mąż Paweł, jak i jego ojciec, pod którego silnym wpływem znajduje się syn, całą winą za zaistniały problem obwiniają Laurę.
Pewnego dnia, kiedy kolejny cykl nie przynosi dobrych wieści zrozpaczona kobieta, wiedząc, że czekają ją kolejne upokorzenia i spojrzenia pełne zawodu, postanawia zamknąć ten etap swojego życia i zacząć walczyć o siebie i swoje marzenia. O czwartej nad ranem rzuca wszystko i wyjeżdża nad morze. My czytelnicy jesteśmy świadkami tego, jak Laura próbuje odnaleźć na nowo dawną siebie i uporządkować własne uczucia. Na drodze tego, bez wątpienia niełatwego procesu spotka wielu życzliwych ludzi, którzy podobnie, jak ona mają swoje troski i problemy, ale jest też coś, co ich łączy. Wszyscy marzą, pragną kochać i być kochanymi.

Autorka dużą część swojej książki poświęciła postaci Alfreda. Mężczyzny, który za sprawą wyłowionych kilka lat temu bursztynów jest bardzo bogaty, ale niestety bardzo samotny. Pochłonięty własnym znaleziskiem zapomniał o tym, co tak naprawdę jest największym skarbem w życiu człowieka. W momencie, kiedy jego życie dobiega końca, bardzo chce naprawić błędy przeszłości i zadośćuczynić krzywdy, które wyrządził. Jednak nie jest to, takie proste, jak mu się wydawało.
Pamiętajcie - całego zła, które popełniamy, nie da się naprawić w pięć minut.
Czy Alfred zdoła odkupić swoje winy i uzyska przebaczenie, zanim jego ziemskie życie dobiegnie końca oraz jaki wpływ On i Laura będą mieli na siebie wzajemnie? O tym musicie już przekonać się sami.


„Tam, gdzie serce twoje” to bardzo życiowa, ciepła i poruszająca historia. To opowieść o miłości, której wartość i obecność doceniamy dopiero wtedy, gdy ją tracimy. To książka, która zostawia nam nadzieję na drugą szansę, jednak tylko od nas zależy, czy ją wykorzystamy, czy pozwolimy jej przejść obok nas, a tym samym, będziemy musieli liczyć się z konsekwencjami. 

To także wciągająca opowieść o trudnych wyborach i decyzjach, od których nie sposób się oderwać. Każdy z bohaterów w chwili, kiedy ich poznajemy, znajduje się na rozstaju życiowych dróg i doskonale zdają sobie sprawę, że od kolejnego kroku, na jaki się zdobędą, bądź nie zależy nie tylko ich przyszłość, ale być może ostatnia szansa na bycie szczęśliwym.

Ze swej strony nie pozostaje mi nic innego, jak tylko z całego serca polecić Wam tę wspaniałą książkę. Całym sercem dołączam się do słów, które Pani Krystyna Mirek zostawiła dla nas w podziękowaniach dołączonych do książki:

„Niech ta historia da Wam wiele dobrych emocji, siły i wiary w siebie. Pomoże odpocząć, zrelaksować się, a potem wstać z nową energią do spełniania marzeń”.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Filia, za co bardzo dziękuję.



środa, 10 kwietnia 2019

Dzieciobójczyni czy ofiara?

Kiedy stajesz się matką, chcesz chronić swoje dziecko i robisz wszystko, aby zadbać o jego bezpieczeństwo.  Wydaje się to tak oczywiste, że często nie jesteśmy nawet w stanie,  pomyśleć o tym, by mogło być inaczej. Niestety, w życiu tak naprawdę niczego nie możemy brać za pewnik. 
Przekonała się o tym główna bohaterka najnowszej książki Jenny BlackhurstTak cię straciłam” - Susan. 

Gdy na świat przychodzi jej synek Dylan, nic nie jest takie, jakie miało być. Młoda mama popada w depresję poporodową, a kiedy już bodźce ze świata zewnętrznego trafiają do jej świadomości, dociera do niej coś, co zmienia jej życie w piekło. 
Wszyscy wokoło twierdzą, że z zimną krwią zabiła swoje własne zaledwie trzymiesięczne dziecko. 
Susan nie pamięta niczego z tamtejszych wydarzeń. Po prostu wierzy w to, co mówią jej policja, lekarze i mąż. 
Dźwigając na barkach piętno dzieciobójczyni, kobieta zostaje skazana na roczny pobyt w szpitalu psychiatrycznym oraz trzyletnią karę pozbawienia wolności. 

W momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w życie bohaterki, jej pobyt w więzieniu dobiega końca, a ona sama, choć nigdy nie potrafiła do końca pogodzić się z tym, co zrobiła, stara się, na tyle, na ile to możliwe rozpocząć nowy etap w swoim życiu. 
Powrót do funkcjonowania na wolności nie jest łatwy i nasza bohaterka doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego postanawia całkowicie odciąć się od dawnego życia. 
Zmienia nie tylko miejsce zamieszkania, ale i tożsamość, mając nadzieję, że to pomoże jej pozostać anonimową. Tym bardziej że do starego życia, nie ma po co wracać. Mąż nigdy jej nie wybaczy, a ojcu, który wspierał ją w całej drodze przez piekło, przez które, przeszła, nie potrafi spojrzeć w oczy. 
Z pomocą kuratora i  poznanej w więzieniu przyjaciółki wszystko zaczyna się powoli układać, ale niestety względny spokój, który zapanował w życiu kobiety, nie trwa zbyt długo. Nagle przeszłość ponownie domaga się uwagi. Tajemnicza przesyłka, która w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach trafia do Susan, wywraca jej kruchy świat do góry nogami, bowiem wszystko wskazuje na to, że to, w co do tej pory wierzyła, może okazać się kłamstwem. Ktoś, kto przysłał jej tajemniczą kopertę ze zdjęciem chłopca, sugeruje, że Dylan żyje, a ona jest niewinna. 

Czy jest to tylko okrutny żart ze strony kogoś, kto mimo usilnych starań kobiety, by nikt nie kojarzę jej ze zdarzeniami, które miały miejsce cztery lata wcześniej, zdołał poznać jej przeszłość, czy rzeczywiście prawda? 
Tego oczywiście za wszelką cenę, będzie chciała dowiedzieć się matka dziecka. 

Zachęcam Was do tego, abyście wspólnie z główną bohaterką zaangażowali się w proces dążenia do prawdy, ponieważ, jak się przekonacie, wraz z tą trudną sprawą, zaczną wychodzić na jaw inne, nieznane dotąd Susan fakty z życia bliskiej jej osoby, o której dotychczas była przekonana, że wie wszystko. 

„Tak cię straciłam” to przyjmujący, trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej strony thriller psychologiczny, w którym autorka doskonale połączyła ze sobą płaszczyznę społeczną i obyczajową.
Bohaterka opisanej na kartach książki historii, doskonale wie, jak społeczeństwo traktuje takie osoby, jak ona, dlatego pierwsza myśl, jaka przychodzi jej do głowy, to to, że jednak ktoś zna jej przeszłość i zrobi wszystko, by o niej nie zapomniała. A może nawet, chce wymierzyć jej jedyną, w jego mniemaniu słuszną karę. 
Czy życie Susan Jest w niebezpieczeństwie?
Oczywiście, ode mnie tego się nie dowiecie, dlatego sięgnijcie koniecznie po książkę. 

Teraz skupmy się przez chwilę na samej konstrukcji powieści, ponieważ czytając książkę, zapewne zgodzicie się ze mną, że dla całości historii, jest to element niezwykle znaczący. 
Otóż w przypadku tej książki, akcja dzieje się dwutorowo. Czytamy o wydarzeniach, które miały miejsce cztery lata temu oraz o tym, co dzieje się obecnie, jak również o przyszłości, cofając się do zdarzeń rozpoczynających się w roku 1987. 

Muszę przyznać, że początkowo, zupełnie nie mogłam zrozumieć, czemu owa dwutorowość akcji ma służyć i  jaki związek wydarzenia z lat 90-tych  mogą mieć z tym, co  przeżyła Sudan. 
Natomiast, kiedy już wszystko zaczęło układać się w jedną całość, a te, wydawałoby się niemające ze sobą nic wspólnego wątki, zaczęły się uzupełniać, byłam naprawdę pełna podziwu i uznania dla pomysłowości autorki i jestem pewna, że Wy również będziecie pod wrażeniem. A samo zakończenie sprawi, że nie będziecie mogli uwierzyć w to, co właśnie przeczytaliście. 
Ja sama po poznaniu zakończenia, którego nawet przez chwilę się nie domyślałam, miałam nieodpartą ochotę, by zacząć czytać wszystko jeszcze raz. 

Nie możemy również pominąć bez słowa kreacji bohaterów, którzy są bardzo wyraziści i autentyczni. Każda postać, nawet drugoplanowa jest w tej historii po coś, nie stanowi zbędnego tła, a ma do wykonania swoje zadanie, które w mniejszym, lub większym stopniu dopełnia całości historii.

Kochani możecie mi wierzyć, że autorka oddała w nasze ręce historię, która jeśli po nią sięgniecie, nie pozwoli wam na odłożenie książki do momentu, aż nie przeczytacie ostatniego zdania. Nawet jeśli będziecie musieli odejść do czekających was codziennych obowiązków, ta historia będzie trwała ciągle w waszej głowie. Nie przestaniecie o niej myśleć. 
Jej mroczny, pełen napięcia klimat wciągnie Was bez reszty. W tej historii niczego nie można być pewnym. Ona zaskoczy Was niejednokrotnie. 
Myślę, że nie znajdę więcej słów, aby przekonać Was do lektury „Tak cię straciłam”, jednak nie martwię się tym, gdyż o tym, co dobre, nie trzeba mówić wiele. To, co dobre obroni się samo. 
Ta książka jest rewelacyjna. 

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję. 

wtorek, 9 kwietnia 2019

Konkurs z Gdy opadły emocje Anety Krasińskiej



Cześć kochani, dziś zapraszam na swój pierwszy Konkurs z Gdy opadły emocje Anety Krasińskiej, mam  nadzieję,  że zadanie się spodoba i będzie proste do wykonania.

Aby wziąć udział w konkursie należy:
– zapoznać się z regulaminem rozdania -> REGULAMIN
– odpowiedzieć na zadanie konkursowe

ZADANIE KONKURSOWE
Czy w twoim życiu wydarzyło się coś, co znacząco wpłynęło na konieczność zmiany wcześniej podjętych planów życiowych przez ciebie?

Informacje uzupełniające:
– do wygrania jest egzemplarz Gdy opadły emocje Anety Krasińskiej
– rozdanie trwa – 01.04-08.04.2019
– sponsor nagrody – Wydawnictwo Szara Godzina
– koszty wysyłki pokrywa SPONSOR
– miło mi będzie jeśli zaobserwujesz bloga Kocie czytanie oraz polubisz fanpage wydawnictwa oraz autorki.

Opis:
Spotkanie po latach może skutkować sporą dawką emocji i zmianą życiowych planów.
Marcelina jest mężatką wychowującą nastoletnie bliźnięta. Bywa przytłoczona codziennymi obowiązkami. Od czasu do czasu jej przyjaciółka Magda próbuje to zmienić. Tym razem namawia koleżankę do udziału w imprezie zorganizowanej dwadzieścia lat po maturze. Spotkanie otwiera niezabliźnione rany.
Gdy opadły emocje to pierwsza część trylogii. Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby w związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.
W przygotowaniu: Gdy nadeszło życie i Gdy powrócił spokój.


Kochani konkurs został już zakończony. Dziękuję wszystkim za udział. Wyniki pojawią się już niebawem, w tym poście. 😊 

***

Gdy opadły emocje Anety Krasińskiej wygrywa...

izabela wyszomirska!

Serdecznie gratuluję i proszę o kontakt na maila w celu ustalenia szczegółów wysyłki.

Pozostałym uczestnikom dziękuję za udział w zabawie i zapraszam niedługo na następny konkurs.

czwartek, 4 kwietnia 2019

Kiedy dorosłość dopada zbyt wcześnie

Kochani, dziś przychodzę do Was, ponieważ chciałabym porozmawiać z Wami o macierzyństwie. 

Ciągle słyszy się, że ciąża to najwspanialszy czas w życiu kobiety, który każda z nas chce przeżywać jak najpełniej, jak najbardziej świadomie, po to, by czerpać z tego wspaniałego okresu, jak najwięcej. Przyszła mama promienieje szczęściem i z niecierpliwością oczekuję przyjścia na świat swojego upragnionego dziecka. 

Właśnie taki wizerunek kobiety ciężarnej najczęściej prezentują nam media, czy prasa. Oczywiście, nie neguję prawdziwości tego przekazu, gdyż na pewno każdy z nas zna mamy, którym stan błogosławiony, a w późniejszym czasie również macierzyństwo służą. Z pewnością, wiele z Was samych drugie mamy doskonale odnajduje się i spełnia w roli rodzica, z czego należy i trzeba się cieszyć. 

Nie możemy jednak zapomnieć o tym, że istnieje również druga strona macierzyństwa, o której niestety się nie mówi, a jeśli już, to niewiele. 
Nie wolno nam bowiem pominąć milczeniem sytuacji tych z nas, dla których wieść o zostaniu mamą, nie jest powodem do radości, a wręcz przeciwnie, budzi mnóstwo lęku, strachu i obaw, a sama ciąża, nie jest dla tych kobiet pięknym przeżyciem, a sytuacją, która wywraca ich świat do góry nogami. 

Na szczęście, w takich sytuacjach, zawsze możemy liczyć na książki. Są bowiem autorzy, którzy nie boją się podjąć, niewątpliwie trudnego zadania, ukazania tego, co dzieje się z kobietą i  jej życiem, kiedy posiadanie dziecka, to ostatnie, o czym w danym momencie swojego życia, chciałaby myśleć. 

Dlaczego piszę o tym właśnie dziś? 

Powodem, dla którego zdecydowałam się poruszyć ten temat, jest przeczytana przeze mnie ostatnio książka Darii SkibyDlaczego, mamo?”. Nasza rodzima autorka, podjęła się trudu opisania na kartach swojej najnowszej powieści problemu nastoletniego macierzyństwa. Czy autorce udało się sprostać temu zadaniu? O tym, przekonacie się w dalszej części recenzji. 

Główną bohaterką powieści jest Marlena 17-latka, która dosłownie za moment kończy naukę w szkole średniej i tak, jak większość osób w jej wieku, planuję pójście na studia. Dziewczyna czuję, że uśmiechnęło się do niej szczęście, ponieważ kocha ją chłopak, o którym marzy niemalże każda dziewczyna w szkole. Jednak niestety, już wkrótce Marlena boleśnie przekona się o tym, że, prędzej niż przypuszczała, bo samej będąc jeszcze dzieckiem, będzie musiała wkroczyć w świat dorosłości, który dopadnie ją tak niespodziewanie. A wszystko, za sprawą dwóch czerwonych kresek na teście ciążowym.
Przekonuje się także, że poważne problemy bardzo mocno weryfikują prawdziwość i siłę uczuć, bowiem ojciec dziecka, ten, którego tak kochała, nie przyznaje się do ojcostwa.

Nasza bohaterka jest przerażona wizją bycia samotną matką. Zagubiona i przepełniona lękiem, obawia się, że nie podoła tak dużej odpowiedzialności. Na szczęście, ma obok siebie wspaniałą rodzinę. Matkę, na której wsparcie i pomoc zawsze może liczyć, siostrę, która służy wsparciem i dobrą radą, a nawet ojca, który, choć nigdy do ideałów nie należał, kiedy dowiaduje się o ciąży córki, przechodzi swego rodzaju przemianę.

Niestety, mimo wsparcia najbliższych, młoda mama popada w depresję poporodową. 

Więcej zdradzała nie będę, ponieważ chcę, abyście sami przekonali się, do czego może prowadzić przedłużający się taki stan rzeczy, a przede wszystkim, sprawdzili, czy znajdzie się ktoś, kto zdoła pomóc Marlenie. A  może, nowa rola, tak bardzo przerosła dziewczynę, że jednak na pomoc jest już za późno?

„Dlaczego, mamo?”, to na wskroś prawdziwa historia, ukazująca przemilczane cienie zbyt wczesnego macierzyństwa. 
Chodź opisane w książce wydarzenia są fikcją literacką, to jednak jestem przekonana, że perypetie Marleny są głosem wielu młodych dziewczyn, które w wielu młodych dziewczyn, które wychowując samotnie swoje dzieci, każdego dnia walczą ze sobą o to aby się nie poddać, nieustannie czując, że są złymi matkami, które mogą skrzywdzić swoje maleństwo. 
Choć kochają swoje dzieci, to jednak często pragną uciec i zostawić wszystko za sobą. 

To niezwykle emocjonalna książka, która nie pozwala o sobie zapomnieć na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Daje do myślenia, wstrząsa czytelnikiem, a także trafia w głąb jego serca. 
Ja na pewno do niej wrócę, a Wam oczywiście, gorąco ją polecam .

A Wy kochane mamuśki, jak wspominacie czas swojej pierwszej ciąży i moment, kiedy musiałyście  odnaleźć się w  roli mamy? 

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Videograf za co bardzo dziękuję.