czwartek, 30 kwietnia 2020

W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi.



Życie jest takie zero – jedynkowe, a przejście na stronę śmierci trwa tylko krótką chwilę, bez względu na to, kim jesteś”.

Śmierć niestety nie ominie nikogo z nas. Ona ma za nic, to kim jesteśmy, co robimy w życiu i jaki jest nasz status społeczny. Dosięgnie każdego. Człowiek jest niczym bąbel na wodzie. Dziś czujesz, że całe życie jeszcze przed tobą, a niestety za chwilę może się ono skończyć bezpowrotnie. Zazwyczaj nie chcemy dopuszczać do siebie takich myśli i odpychamy od siebie tę świadomość. Natomiast są osoby, które, chociażby ze względu na wykonywany zawód każdego dnia zmuszone są być niejako świadkami, często nagłego i zupełnie niespodziewanego, kresu ludzkiego życia. Jednym z takich właśnie zawodów jest praca w policji.

Zapewne teraz zastanawiacie się, dlaczego zdecydowałam się poruszyć ten temat. Już spieszę z odpowiedzią. Otóż dziś przychodzę do Was z recenzją książki Sarah Bailey „Gdy zapadnie noc”, której lektura w bardzo obrazowy sposób dowodzi słuszności zarówno przytoczonego powyżej cytatu, jak i podjętych przemyśleń, ale o tym już za chwilę.

Tytuł ten jest drugą częścią cyklu Gemma Woodstock, który to zapoczątkowała książka „Mroczne jezioro”. Tych z Was, którzy nie mieliście jeszcze okazji czytać mojej recenzji tej pozycji, serdecznie zachęcam do nadrobienia zaległości. Aby nie zdradzać zbyt wiele osobom, które mają jeszcze jej lekturę przed sobą, powiem tylko tyle, że obie części wspomnianego cyklu łączy postać głównej bohaterki - detektyw Gemmy Woodstock, która wspólnie ze swoim partnerem operacyjnym robi wszystko, aby rozwiązać zagadkę niewyjaśnionej śmierci osób w sprawie, do której została przydzielona. Autorka wzbogaciła fabułę swoich książek również o wątek obyczajowy, w którym poznajemy życie prywatne Gemmy. Nie wspominam o tym bez powodu, ponieważ to właśnie jej życie osobiste, jak również prowadzone na kartach „Mrocznego jeziora” śledztwo, które bardzo mocno wpłynęło na kobietę, ma bezpośredni wpływ na to, w jakim momencie życia się teraz znajduje i jak ono wygląda.

Już na samym początku dowiadujemy się, że nasza bohaterka wyprowadziła się ze swojego rodzinnego miasteczka do Melbourne i tam też dostała nową pracę w tamtejszej policji. Siłą rzeczy zmienia się również jej partner. Fleet jest bardzo skryty i okazuje Gemmie wrogość. Tym razem oboje mają za zadanie zająć się sprawą brutalnie zamordowanego bezdomnego mężczyzny Waltera Millera. Mimo że świat Pani detektyw i ofiary z wiadomych powodów dzieli ogromna przepaść, to jednak czuje ona, że coś ich łączy, poczucie osamotnienia w wielkim mieście, choć przecież tętni ono życiem. Gemma bardzo chce odnaleźć sprawcę tej zbrodni, ale niestety, musi odsunąć ją nieco na boczne tory, ponieważ na planie filmowym produkcji, o której od dłuższego już czasu nie przestają mówić największe stacje telewizyjne ginie bardzo znany młody aktor. Ulubieniec wielu nastolatków. Para detektywów musi teraz całą swoją uwagę poświęcić tej sprawie, a łatwo nie będzie, bo jak się okazuje, środowisko aktorów i ludzi branży filmowej za kulisami skrywa wiele sekretów i tajemnic, które wychodząc na światło dzienne, pokazują, że tu nikomu nie można ufać. W trakcie śledztwa zostają ujawnione liczne powiązania między członkami całej obsady filmowej, o których świat zewnętrzny nigdy miał się nie dowiedzieć. Przed policją stoi nie lada wyzwanie odpowiedzi, na dwa najważniejsze pytania, które bezustannie zadają sobie fani i wielbiciele aktora. Czy tragedia, do której doszło to, tylko nieszczęśliwy wypadek, czy może celowe, zaplanowane działanie? A jeśli to morderstwo z premedytacją, to komu i dlaczego zależało na śmierci tego młodego mężczyzny?
Mam nadzieję, że Wy również będziecie chcieli znaleźć odpowiedź na te pytania i wspólnie z funkcjonariuszami zaangażujecie się w dochodzenie, do czego oczywiście Was namawiam i zachęcam.

Nie zapominajmy jednak o pierwszej z prowadzonych równolegle spraw. W środowisku bezdomnych panuje strach. Ludzie mocno przeżywają to, co spotkało Waltera, ale również boją się o własne bezpieczeństwo. Czy obawy te są słuszne? Kto i dlaczego, zamordował bezdomnego? O tym już musicie przekonać się sami.
Muszę Wam się przyznać, że już w momencie, kiedy przeczytałam opis książki, zadałam sobie pytanie, dlaczego Sarah Bailey zdecydowała się umieścić te dwie, wydawałoby się zupełnie różne i odległe względem siebie zbrodnie w jednej fabule. Ja już znam odpowiedź, a Wy poszukajcie jej niezwłocznie na kartach powieści.

Jeśli jesteście ciekawi, jak w nowym miejscu układa się życie Gemmy, to tym razem również wasza ciekawość zostanie zaspokojona. Nie zdradzę Wam zbyt wiele ponadto, że nie jest jej łatwo. Samotność i tęsknota dają o sobie mocno znać, a co więcej, dowiaduje się, że jej bliscy mają swoje tajemnice, przez co nawet im nie może ufać. Wówczas jej świat zaczyna się rozpadać, lecz ona sama również nie jest postacią idealną. Ma swoje wady i popełnia błędy. Ale dzięki temu staje się bardziej autentyczna. Jednocześnie taka postać może nie wzbudzić sympatii czytelnika, choć w moim przypadku nic takiego nie miało miejsca.

Jeśli miałabym porównywać obie te części, to w moim odczuciu ich poziom jest dosyć porównywalny. Fabuła wciąga i potrafi zaskoczyć czytelnika, ale nie możemy liczyć na spektakularne zwroty akcji. Gdybym miała powiedzieć, czego mi zabrakło w tej części, to zdecydowanie zbyt mało rozbudowany jest wątek życia Gemmy poza pracą. Chciałabym go więcej, ale to już indywidualne preferencje czytelnika i dla Was może okazać się on wystarczający. Podobało mi się to, w jaki sposób autorka wykreowała świat celebrytów i uświadomiła nam, że za ich uśmiechami, które widzimy w blasku fleszy, często skrywa się ta mroczna strona sławy, którą napędza zazdrość i pragnienie bycia na świeczniku. Jak daleko jesteśmy  w stanie posunąć się, by mieć swoje pięć minut, podczas których uwaga wszystkich jest skupiona tylko na nas? To pytanie do przemyślenia, z którym zostajemy po zamknięciu książki.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Editio, za co bardzo dziękuję.

wtorek, 28 kwietnia 2020

Konkurs z "Zdradzona" Magdalena Krauze.


Moi kochani dziś przychodzę do Was z długo wyczekiwanym przez wielu z Was konkursem z książką Magdaleny Krauze „Zdradzona". Ku ogromnej radości zarówno mojej, jak i oczywiście samej autorki pod postami dotyczącymi właśnie tej książki, które ukazały się na blogu, wykazaliście się ogromną aktywnością oraz chęcią poznania historii, którą skrywają karty powieści. Dziękujemy! <3 
Gorąco zachęcam do udziału w konkursie.

NAGRODĄ W KONKURSIE JEST: Dwa egzemplarze książki Magdaleny Krauze „Zdradzona".

Aby wziąć udział, należy:
- Zapoznać się z regulaminem konkursu -> REGULAMIN.
- Odpowiedzieć na pytanie konkursowe.

PYTANIE KONKURSOWE:

W obliczu ciężkich życiowych przeżyć przyjaźń często musi sprostać trudnym zadaniom.
Wyobraź sobie sytuację, w której twoja najlepsza przyjaciółka zwierza ci się, że została zdradzona.
Co jej powiesz i jak zmotywujesz do tego, aby się nie poddała i uwierzyła w to, że może na nowo ułożyć sobie życie i być szczęśliwa?

Informacje uzupełniające:
-Do wygrania są 2 egzemplarze książki Magdaleny Krauze „Zdradzona".
- Konkurs trwa - 28.04 - 5.05.2020.
- Sponsor nagrody - Wydawnictwo Jaguar.
- Koszt wysyłki pokrywa sponsor (tylko na terenie Polski)
- Pod uwagę będą brane tylko zgłoszenia zostawione w komentarzach pod tym postem.
- Będzie mi miło, jeśli zaobserwujesz bloga Kocie czytanie (osoby, które po zakończeniu konkursu przestaną obserwować blog, nie będą brane pod uwagę w kolejnych konkursach) oraz fanpage autorki/i wydawnictwa, jak również udostępnisz informację o tym konkursie na swoich socjal mediach

Wzór zgłoszenia konkursowego:
Zgłaszam się.
Odpowiedz na pytanie konkursowe:
Obserwuję jako:
Udostępniam: link
Adres e-mail: (w przypadku, kiedy nie podasz adresu e-mail, musisz śledzić wyniki konkursu, które zostaną ogłoszone w tym poście w ciągu dwóch tygodni od daty jego zakończenia).

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych tj. podanie mojego imienia i nazwiska w przypadku wygranej.

Ze swej strony chcę serdecznie podziękować wydawnictwu Jaguar za pomoc w organizacji konkursu, a wszystkim, którzy wezmą udział w zabawie, życzę powodzenia.

****

Książkę Zdradzona  Magdaleny Krauze wygrywają...


Dziewczynom serdecznie gratuluję i proszę o kontakt na maila w celu ustalenia szczegółów wysyłki.

Pozostałym uczestnikom dziękuję za udział w zabawie i zapraszam już niedługo na następny konkurs.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Mój ojciec jest potworem w ludzkiej skórze.


Moi kochani, jeśli od dłuższego czasu jesteście w miarę regularnymi gośćmi na moim blogu, to zapewne wiecie, że z wykształcenia jestem psychologiem dziecięcym. Wybierając ten zawód, kierowałam się chęcią niesienia pomocy tym najbardziej bezbronnym, czyli właśnie dzieciom. Nie piszę Wam tego, aby w jakikolwiek sposób „urosnąć” w Waszych oczach, ale dlatego, abyście mieli świadomość, że ten piękny, ale i trudny zawód niejako wymógł na mnie konfrontację z ogromem bólu i cierpienia, którego doświadczają dzieci i młodzież niestety także we własnych domach. Większości z nas dom rodzinny, kojarzy się z poczuciem ciepła i bezpieczeństwa, tymczasem w tych młodych ludziach słowo dom budziło strach i lęk, bo właśnie tam doznały największego cierpienia i upokorzenia. Teraz, mimo że na szczęście w wielu przypadkach, ktoś podał im pomocną dłoń, aby mogły zaznać choć trochę lepszego życia, to jednak piekło wszystkiego, co przeżyły w przeszłości, trwa nadal w ich wspomnieniach, z którymi często nie mogą sobie poradzić.

Zdecydowałam się poruszyć ten temat ze względu na przeczytaną przeze mnie w ostatnim czasie książkę Małgorzaty Brodzik Walcząc z przeszłością”. Niektórzy z Was mogą już kojarzyć autorkę z bloga Mama na obcasach, którego jest twórczynią.

Walcząc z przeszłością” to debiutancka powieść Pani Małgosi i muszę przyznać, że jestem pełna podziwu, iż znalazła w sobie siłę i odwagę, aby od razu na początku swojej przygody z pisaniem podzielić się z nami tak trudną i bolesną historią, jaką znajdziemy na kartach książki. Tym bardziej że jak dowiadujemy się z samej jej okładki, wydarzenia, o których w niej przeczytamy, są inspirowane przeżyciami z dzieciństwa autorki. A temat, któremu zdecydowała się stawić czoła to dorastanie w rodzinie, w które alkohol, przemoc i bieda są stałymi elementami życia.

Poznajcie Emmę nastoletnią dziewczynę, która, od kiedy tylko sięga pamięcią wspólnie z matką żyła w piekle zgotowanym im przez ojca alkoholika. Dziewczyna przez wiele lat była świadkiem tego, jak ojciec pił i bił matkę, a ta znosiła wszystko w pokorze i ciszy. Krzysztof, bo to o nim mowa, jest potworem w ludzkiej skórze. Aby zdobyć pieniądze na picie, ograbi rodzinę z ostatniego grosza. A kiedy trunek przejmie nad nim władzę, nie szczędzi żonie i córce razów zarówno tych psychicznych, jak i fizycznych. Nasza bohaterka często jest pozostawiona samej sobie, bo mimo tego, że to ona jest dzieckiem, a jej matka rodzicem, to niestety bierność kobiety wobec tego, co dzieje się w ich domu, której córka nie może zrozumieć, sprawia, że jest ona zmuszona bardzo szybko dorosnąć i przejąć opiekę nad matką. Paula pragnie lepszego życia dla swojej Emmy, ale nie podejmuje żadnych działań, by zrobić cokolwiek w tym kierunku. Emma ma o to żal do swojej rodzicielki, ponieważ wie, że istnieje wiele instytucji, które mogłyby im pomóc, gdyby tylko ta zechciała opowiedzieć całą prawdę o ich koszmarnym życiu. Ich codzienność to gra pozorów i życie w ciągłym lęku o to, co przyniesie kolejny dzień.

W tym miejscu muszę przyznać się Wam, że poznając tę historię, przez cały czas zadawałam sobie pytanie, co też jeszcze musi się stać, aby Paula się opamiętała i zawalczyła o siebie i swoje dziecko? I stało się. Jak to zazwyczaj w takich sytuacjach bywa, musiało dojść do tragedii, aby zrozumieć, że wielu krzywdom można było zapobiec. Ale o tym musicie przeczytać już sami.

Podczas niedawnej rozmowy z moją koleżanką na temat tej książki ona powiedziała mi, że nie może zrozumieć, dlaczego ludzie, którzy w swoim życiu doznali krzywdy, chcą się nią dzielić publicznie, na przykład pisząc książki, czy też występując w programach telewizyjnych. Otóż czasem wspomnienia przeszłości są tak trudne, że nie jesteśmy w stanie z nimi dalej żyć i zamknąć tak bolesnego rozdziału naszej przeszłości. Aby móc iść dalej potrzebujemy wyrzucić z siebie cały trawiący nas od środka ból i go przepracować. Przelanie swoich emocji na papier, czy też opowiedzenie komuś o tym, co nas spotkało, może stać się dla nas swego rodzaju terapią i oczyszczeniem z tego, co niszczy nas każdego dnia, powracając, chociażby w ciągle bardzo realistycznych mimo upływu czasu snach. Oczywiście prawdopodobnie nigdy nie da się wymazać tych okrutnych przeżyć z pamięci, ale takie otwarcie się przed ludźmi może sprawić, że ból stanie się choć trochę łatwiejszy do zniesienia. Przestaniemy uciekać w poczucie winy, którym często ofiary przemocy się dręczą i nauczymy się żyć z tym, co już zawsze będzie częścią nas samych, a przede wszystkim pozwoli nam uwierzyć w to, że mamy prawo do normalnego, spokojnego życia bez strachu, przemocy i poniżania.

Według mnie, choć, jak sama autorka pisze, tylko niektóre opisane w książce sytuacje są prawdziwe, to właśnie ta książka może być dla niej swego rodzaju katharsis.
Małgorzata Brodzik apeluje również do nas wszystkich, abyśmy nie pozostawali obojętni na ludzkie cierpienie. Zjawisko przemocy domowej jest niestety bardzo częste w naszym społeczeństwie, dlatego bardzo ważne jest, abyśmy reagowali natychmiast, kiedy jesteśmy świadkami przemocy, bądź jeśli wiemy, że komuś za zamkniętymi drzwiami własnego domu dzieje się krzywda. Przykład głównej bohaterki książki pokazuje, że gdyby ktoś odważył się jej pomóc, życie tej rodziny mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej.

Zazwyczaj, kiedy czytam książki, które są opisem gehenny, jaką z różnych powodów stało się czyjeś życie, nie decyduję się na ich ocenę, ponieważ uważam, że po prostu nie mam do tego prawa. Tym razem jednak ze względu na to, że część przedstawionej nam opowieści jest fikcją literacką, a także mając na uwadze swoje wykształcenie zawodowe, pokuszę się o pewne uwagi po lekturze.

„Walcząc z przeszłością” to bardzo trudna i wstrząsająca historia, która na pewno nikogo, kto sięgnie po książkę, nie pozostawi obojętnym na to, o czym w niej przeczyta. Biorąc do ręki ten tytuł, musicie mieć świadomość, że jej lektura może okazać się dla Was trudną emocjonalną przeprawą, choć trzeba przyznać, że swobodny i przystępny styl pisania, którym posługuje się autorka zdecydowanie, ułatwia nam skonfrontowanie się z całym syfem, jak, jak określa to Ona sama. Tytuł ten to zdecydowanie bardzo udany debiut i serdecznie zachęcam Was do jego przeczytania, ale jednak, jako psycholog nie mogę zgodzić się z kreacją sfery emocjonalnej samej Emmy.

Z doświadczenia wiem, że dzieci, które stały się ofiarami przemocy, nie prezentują takiej postawy, jaką możemy zaobserwować u tej postaci. Nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać, aby nie narzucać Wam, jak macie odbierać jej osobę. Dzieci te są wystraszone, nieśmiałe i zamknięte w sobie. Emma natomiast mocno kontrastuje z tymi faktami. Dlatego, jeśli miałabym oceniać realizm tej postaci, to nie do końca został on odzwierciedlony.

Przejdźmy zatem do kilku słów podsumowania. „Walcząc z przeszłością” to książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć, jeśli tylko jesteście gotowi zmierzyć się z bólem, cierpieniem i ciężarem krzywdy, której jest tu naprawdę wiele. Książka wstrząsa czytelnikiem, porusza do głębi, daje do myślenia i otwiera nasze oczy na piekło. Na to, co dzieje się w patologicznych rodzinach, a czego my często nie zauważamy, albo mówiąc wprost, od czego umywamy ręce, tłumacząc to tym, że nie chcemy się wtrącać w nie nasze sprawy. Kochani pamiętajmy o jednym, jeśli krzywda dzieje się dziecku, to zawsze jest nasza sprawa i nie wolno nam po prostu nie reagować.

Poza głównym wątkiem przemocy odnajdziemy tu również kilka innych bardzo ważnych kwestii, na które została zwrócona nasza uwaga. Jednym z nich jest prześladowanie, Emmy przez rówieśników w szkole. Dziewczyna była uważana za gorszą właśnie dlatego, że koledzy postrzegali ją przez pryzmat ojca alkoholika i prześladowali tylko ze względu na to, że była biedna. Uczulam Was moi kochani, abyście rozmawiali ze swoimi dziećmi na tak ważne tematy w domach i uświadamiali im, że dzieci nie odpowiadają za czyny swoich rodziców i nie powinno się ich w taki sposób oceniać. A to, że są biedni, nie znaczy, że są gorsi. Emma nie miała przyjaciół, choć bardzo tego potrzebowała. Wtedy na pewno byłoby jej łatwiej przejść przez tę trudną drogę, którą wybrało dla niej życie.

Kolejny aspekt to kwestia żalu, poczucia winy, przebaczenia i wyznania całej prawdy. Emma wielu zachowań i wyborów swojej matki nie rozumiała, dlatego to właśnie ją w dużej mierze obwiniała za to, jak potoczyło się ich życie. Miała do niej żal i obarczała ją winą za wiele zaistniałych sytuacji. Obie kobiety natomiast zmagały się z poczuciem własnej winny, bo każda z nich miała sobie coś do zarzucenia. W tej sytuacji tylko otwartość i szczerość często aż do bólu może przynieść ukojenie i szansę na wybaczenie. Sprawdźcie koniecznie, czy w przypadku Emmy i Pauli doszło do takiej rozmowy i czy padły słowa przebaczenia.

Cóż więcej mogę napisać. Autorce serdecznie gratuluję tak wartościowego debiutu i dziękuj, że zechciała podzielić się z nami tak bolesnymi życiowymi doświadczeniami, co z pewnością nie było łatwe. Was jeszcze raz zachęcam do poznania tej historii, a przede wszystkim do głębokich i ważnych refleksji, których zapewniam, nie da się uniknąć. Sama z niecierpliwością czekam na kontynuację, ponieważ zakończenie sugeruje, że takowa może się pojawić, na co bardzo liczę i mam nadzieję, że będziemy mogli ją poznać już niedługo.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem WasPos, za co bardzo dziękuję.


piątek, 24 kwietnia 2020

Podobieństw między dwojgiem ludzi szukaj zawsze w ich wnętrzu.


Mówi się, że życie jest piękne i rzeczywiście tak jest. Jeśli jednak jesteś młodą osobą, dla której od dziecka miało ono do zaoferowania tylko gorycz cierpienia i ból odrzucenia, to niestety w pewnym momencie zaczynasz zamykać się na nie i na wszystko, co ze sobą niesie. Jeśli rani i krzywdzi ktoś, kto powinien cię chronić i dawać poczucie bezpieczeństwa, boisz się ponownie zaufać. Za fasadą pozorów widocznych dla ludzkich oczu skrywasz własne pragnienia i marzenia. Nie chcesz, by ktoś znalazł drogę do twojego serca, bo wtedy staniesz się bezbronna.

Tak właśnie czuje się główna bohaterka najnowszej powieści Anny Dąbrowskiej „Odlecimy stąd”, z której recenzją dziś do Was przychodzę. Delfina jest nastolatką, jednak w żaden sposób ani wyglądem, ani zachowaniem nie przypomina innych dziewcząt w swoim wieku. Jestem pewna, że kiedy poznalibyśmy ją w życiu realnym, w pierwszej chwili uznalibyśmy ją za dość osobliwą postać. Dziewczyna stroni od ludzi. Jej świat stanowi nauka, praca w warsztacie samochodowym dziadka oraz muzyka, która wypełnia pustkę, jaką pozostawili po sobie ci, dla których okazała się mniej ważna od osób, dla których ją porzucili. Dziewczyna mimo swojego młodego wieku jest bardzo dojrzała, co bez wątpienia wynika z faktu, że niestety ukształtowało ją cierpienie. Porzucona przez matkę ma na świecie już tylko dziadka i to on jest dla niej najważniejszy. Nasza bohaterka w obawie przed ponownym zranieniem boi się otworzyć na innych ludzi, dlatego skrywa swoją prawdziwą twarz za maską chłopczycy. Jest przekonana, że po doświadczeniach z przeszłości nie potrafi już kochać i nigdy się nie zakocha, ale jak wiadomo, uczucia to ta sfera naszego, życia, nad którą my nie mamy najmniejszej władzy. Tak samo, jak mocno potrafią krzywdzić, tak niespodziewanie się pojawiają. A sercu nie da się rozkazywać.

„Od ludzi małomównych nie wymaga się wielu słów. Czego zatem wymagać od dwojga osób, które mają swoje lęki i tajemnice? Na szczerą rozmowę nie mogą liczyć, bo nie potrafią wydobyć z ust więcej niż parę słów… Coś jednak musi ich łączyć, skoro chcą wciąż trwać przy sobie.”

Delfina nie wie jeszcze, że ten tajemniczy mężczyzna o pięknych oczach, które przyciągnęły jej uwagę, już niebawem bardzo mocno odmieni jej życie. Jakub to były wokalista rockowy, który tak jak może zrobić wrażenie na kobiecie, potrafi również być totalnym dupkiem. Irytujący, chamski i zmienny, jak kierunek chorągiewki powiewającej na wietrze. Wydawać by się mogło, że tę dwójkę różni absolutnie wszystko, jednak mimo to wbrew sobie Delfina, zaczyna czuć, że Kuba sprawił, iż jej serce zaczęło szybciej bić, a oddech przyspieszać zawsze, kiedy On jest blisko. Jakub to czuje i sam również zaczyna walczyć  ze sobą.

„Obiecaj, że nigdy się we mnie nie zakochasz. Nie chce cię zranić".

Zapewne nie będzie dla Was zaskoczeniem, że łatwiej jest to naszym bohaterom powiedzieć niż zrobić. Choć trudno im wyrazić słowami, co czują i czego pragną, to panująca między nimi cisza mówi o wiele więcej niż setki wypowiedzianych słów. To właśnie muzyka i gra na gitarze, której uczy Delfinę Jakub, pokazuje wszystko, to, co kryje się na dnie ich zranionych dusz. To dźwięki i słowa muzyki, która płynie wprost z serca, otwierają ich wzajemnie na siebie.

Kiedy Jakub decyduje się kawałek po kawałku pokazać dziewczynie, która staje się dla niego, kimś wyjątkowym całą prawdę o sobie, niestety okazuje się, że wszystko to, z czym do tej pory w samotności zmaga się każdego dnia, jest bardzo bolesne i trudne. Teraz mężczyzna stoi na rozdrożu dróg i musi dokonać wielu ważnych wyborów oraz znaleźć w sobie siłę, aby nie tylko walczyć o siebie, ale również o kogoś, kto od zawsze jest najważniejszą w jego życiu osobą, a teraz jest zupełnie bezbronna i potrzebuje go bardziej, niż kiedykolwiek inny. On także ma za sobą trudną przeszłość, którą trzeba wreszcie uporządkować, by móc budować przyszłość. Czy jednak w tej przyszłości znajdzie się miejsce dla Delfiny, a może jej zostaną tylko wspomnienia i kolejna rana na sercu oraz nadzieja, że ona także, jak wszystkie wcześniejsze, kiedyś się zabliźni i przestanie tak bardzo boleć?
O tym musicie przekonać się już sami.

Kochani gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po „Odlecimy stąd”. Anna Dąbrowska słowem porusza najgłębiej skrywane emocje i uczucia czytelnika. Sprawia, że piękno opisanej na kartach powieści historii niemalże nas wypełnia. To jedna z tych książek, podczas lektury której jej subtelność gra na naszych emocjach niczym najpiękniejsze melodie grane na strunach gitary. Wystarczy lekkie muśnięcie strun, a budzą się słowa ukryte w dźwięku. Tej książki się nie czyta, ją się chłonie całą sobą. Po jej przeczytaniu poczułam, że potrzebuję dłuższej chwili, aby uspokoić swoje myśli i uczucia i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że po mojej twarzy płyną łzy. Aniu, dziękuję za te piękne i niezapomniane kilka godzin spędzone z Twoją książką. Nigdy jej nie zapomnę i na pewno jeszcze wielokrotnie do niej wrócę.

Jak widzicie, autorka tym razem postawiła na emocje i uczucia, ale nie jest to jedyny aspekt, na który zwróciła naszą uwagę. W książce znajdziemy bowiem również wątek relacji dziadka wychowującego nastoletnią wnuczkę. Uwielbiam Pana Janusza. Jest dla Delfiny nie tylko dziadkiem, ale również przyjacielem. Martwi się o nią, ale w żaden sposób nie neguje jej decyzji i wyborów. Ufa jej i chce, by była szczęśliwa.

Ponadto przeczytamy tu również o zmaganiu się z depresją, z którą boryka się tak wielu z nas, niestety często w samotności. Perypetie Delfiny i Jakuba to trudna droga przez życie, ale jednocześnie, to piękny przykład tego, jak wiele mogą dać sobie wzajemnie zupełnie różni, pochodzący z odległych światów ludzie. Ich historia, to także dowód na to, jak bardzo te różnice mogą okazać się pozorne. Nie wolno nam bowiem zapomnieć, że często prawdziwych podobieństw między ludźmi należy szukać w tym, co niewidoczne dla oczu.

To wszystko i o wiele więcej czeka na Was podane w najlepszym wydaniu i formie, więc koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Dajcie się ponieść i nie brońcie się przed nieuniknioną falą głębokich przeżyć, której z pewnością doświadczycie. Książkę czyta się jednym tchem i nie sposób się od niej, oderwać. Ja jednak  zachęcam do tego, abyście czytali ją niespiesznie, dając sobie czas na jej przeżywanie.

Na zakończenie przyznam Wam się szczerze, że ciągle towarzyszy mi poczucie, iż nie napisałam o tej książce wszystkiego, co chciałabym Wam na jej temat przekazać. Czasami bowiem w nasze ręce trafiają takie książki, po przeczytaniu których mamy poczucie, że czegokolwiek na ich temat nie powiemy, to i tak będzie za mało, aby wyrazić, pod jak wielkim ich wrażeniem jesteśmy. I tak właśnie czuję ja, opowiadając Wam o tej pozycji.

„Odlecimy stąd” to jedna z najlepszych książek, jaką miałam przyjemność czytać w tym roku i mam ogromną nadzieję, że to przekona Was ostatecznie do tego, żebyście i Wy zechcieli ją przeczytać.

Recenzja powstała we współpracy z portalem Papierowe motyle, za co bardzo dziękuję. 


poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Cytaty z "Zdradzona" Magdalena Krauze. /Odsłona druga.

Kochani, jakiś czas temu mieliście okazję przeczytać moją patronacką recenzję książki Magdaleny Krauze „Zdradzona".

Dziś, aby jeszcze bardziej zachęcić Was do sięgnięcia po książkę, przychodzę do Was z kilkoma cytatami, które w niej znajdziecie.








Jak możecie przeczytać w tytule posta, jest to druga odsłona cytatów. Jeśli chcielibyście poznać ich jeszcze więcej, znajdziecie je na blogu Zapatrzona w książki, gdzie wspólnie z jego autorką Ireną Bujak serdecznie Was zapraszamy.

Będzie mi bardzo miło, jeśli w komentarzu napiszecie, który z cytatów podoba Wam się najbardziej?

czwartek, 16 kwietnia 2020

"Bezmiar cierpienia" - Adriana Rak. / Recenzja Przedpremierowa.


Kochani nie wiem, jak jest w waszym przypadku, ale ja mocno wierzę w to, że każdy człowiek, który pojawia się w naszym życiu, pojawia się w nim nie bez powodu. Czasem musimy tylko poczekać chwilę, aby przekonać się, jak wiele łączy nas z zupełnie nieznaną nam przecież osobą i jak bardzo dużo możemy sobie wzajemnie ofiarować.
Niezmiennie jestem przekonana również o tym, że los splata ludzkie drogi w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebujemy, choć my sami najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dlatego nie wierzę w przypadki, a w przeznaczenie. Życie bowiem już niejednokrotnie udowodniło mi, że jest wiele rzeczy, które mogą zbliżyć do siebie ludzi. Jedną z nich jest niestety cierpienie. Wszak zapewne zgodzicie się ze mną, że ból i gorycz tego uczucia najlepiej zrozumie ten, kto również go doświadczył.

Postanowiłam, podzielić się z Wami tymi niełatwymi przemyśleniami, gdyż dziś przychodzę do Was z recenzją najnowszej książki Adriany Rak „Bezmiar cierpienia”, której karty skrywają niezwykłą historię dwójki młodych zagubionych i przytłoczonych przez życie ludzi. Kiedy Izabela i Adam poznają się w Łebie w jednej z tamtejszych restauracji, w której pracuje chłopak, nie wiedzą jeszcze, jak wiele ta znajomość zmieni w ich życiu i jak bardzo wpłynie na nich samych. Zarówno chłopak, jak i dziewczyna są ogromnie zaskoczeni faktem, że choć znają się zaledwie chwilę, czują się tak, jakby znali się przez całe życie. My czytelnicy wiemy, niemalże od samego początku, że oboje znajdują się z problemami życia prywatnego, czując się zranieni i skrzywdzeni. Oboje też nie są gotowi, aby rozmawiać o tym, co dzieje się w ich sercach. Nikt nie naciska na zwierzenia. Wszystko, co dzieje się między naszymi bohaterami jest bardzo szczere i naturalne, co owocuje rodzącą się na naszych oczach piękną przyjaźnią. Kiedy nadchodzi moment, w którym przyjaciele otwierają się przed sobą, dowiadujemy się, że choć pochodzą z zupełnie innych światów i bez wątpienia możemy powiedzieć, że ich cierpienie wydaje się nieporównywalnie i niewspółmiernie różne, to jednak pamiętajmy, że nie wolno nam oceniać żadną miarą ludzkiego bólu.

Izabella jest młodą kobietą, która przez całe życie żyła w luksusie pod czujnym okiem nadopiekuńczych rodziców. W momencie, kiedy zaczynamy niejako uczestniczyć w jej życiu, widzimy, że nasza bohaterka cierpi z powodu trudnego rozstania ze swoim marokańskim księciem Hamidem, który zaprzepaścił ich wspólne szczęście, dopuszczając się zdrady. Wszystko wokół nosi ślady mężczyzny, którego jej serce ciągle nie przestało kochać, dlatego Izabela postanawia, na okres wakacji wyprowadzić się z rodzinnego Gdańska właśnie do Łeby gdzie będzie pracowała sezonowo.

Z podobnym zamiarem pracy do tego samego miasta wyjechał również Adam. Jego sytuacja jednakże jest zupełnie inna. Mimo że chłopak ma dopiero dwadzieścia jeden lat, to przeżył już naprawdę wiele w swoim krótkim życiu, które nigdy go nie rozpieszczało. Jako siedmioletnie dziecko został sierotą i jedyną bliską mu osobą, która została mu na świecie, jest wychowujący go dziadek. W jego życiu był moment, kiedy wierzył w to, że będzie szczęśliwy, u boku dziewczyny, z którą ma  dziś już dwuletniego syna Kamila. Niestety matka dziecka nie dorosła do swojej roli i nadal zachowuje się bardzo niedojrzale, przyjmując sobie za główny cel swojego życia upokarzanie Adama i utrudnianie mu kontaktów z synem. Dla Adama syn jest całym życiem i to właśnie dla niego bardzo szybko wydoroślał i robi wszystko, aby  uczestniczyć w jego życiu. Z trudem podejmuje się pracy w Łebie, bo wie, że będzie musiał   rozstać się z dzieckiem, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że pieniądze, które w tym czasie zarobi, są bardzo potrzebne nie tylko dla syna, ale i kochanego dziadka.

Nie będę oczywiście zdradzała Wam, co wniesie w życie naszych bohaterów tak nagłe i niespodziewane zacieśnienie więzi między nimi, ale możecie mi wierzyć, że nie będzie to przyjaźń łatwa, ponieważ pomimo swej wyjątkowości zostanie poddana wielu próbom. Jak się przekonacie, nie uchroni, ani jednej, ani drugiej strony przed trudnymi wyborami i decyzjami.
Adam i Izabela stali się sobie bardzo bliscy nie tylko dlatego, że oboje wiedzą, czym jest cierpienie, ale przede wszystkim dlatego, że potrafili patrzeć na siebie sercem. On pokazał jej, że nie warto użalać się nad sobą, a po prostu warto żyć. Ona natomiast pokazała mu jak wspaniałym i wartościowym jest człowiekiem, Czasami jednak niestety nic i nikt nie jest w stanie zdjąć z naszych barków ciążącego nam bezmiaru cierpienia. Bo uśmiech na ustach, a w sercu ból, to najtrudniejsza, ze wszystkich życiowych ról.

Czytając wypowiedzi samej autorki na temat „Bezmiaru cierpienia”, chociażby na Jej socjal mediach możemy dowiedzieć się, że jest to książka niezwykle dla niej ważna. Moglibyście powiedzieć, że przecież dla autora każda książka jest ważna. Owszem z pewnością tak jest, ale zapewniam Was, że dopiero, kiedy dotrzecie do końca historii i przekonacie się, w czym tkwi sedno jej wyjątkowości, zobaczycie ją w zupełnie innym świetle. Ja wiedząc już wszystko i znając jej zakończenie, płaczę, pisząc te słowa i mam ochotę przytulić Adrianę, dziękując jej za to, że znalazła w sobie siłę, aby przelać to, co skrywało jej serce na papier i odwagę, by się tym z nami podzielić. Więcej nic nie powiem, bo zwyczajnie po ludzku brakuje mi słów.

„Bezmiar cierpienia” to bardzo prawdziwa historia ludzkiego życia, które bywa niezwykłe, ale też potrafi zmusić nas do konfrontacji z faktami, które często są ponad nasze siły.

Autorka poruszyła w swojej książce kilka wątków, które na pewno są częścią codzienności wielu z nas. Są to między innymi wybaczenie zdrady i ponowne zaufanie. Wiele kobiet, które zostały zdradzone, jest proszonych przez swoich partnerów, czy mężów o drugą szansę. W pierwszej chwili nasuwa się myśl „nie potrafiłabym wybaczyć”, ale co w sytuacji, kiedy rozum mówi jedno, a serce zupełnie coś innego. Czy warto ponownie zaufać? Przekonajcie się sami, co zdecydowała Iza.

Kolejny aspekt poruszony w książce to utrudnianie przez matki, kontaktów dziecka z ojcem. O ile mogę to zrozumieć w sytuacji, kiedy kontakty ojca z dzieckiem negatywnie na nie wpływają, to nie jestem w stanie pojąć takiego zachowanie matek, które robią tak tylko po to, aby upokorzyć i zranić mężczyznę. A w rezultacie zakpić z niego, mając za nic jego uczucia. Sami się przekonacie, do jak tragicznych i nieodwracalnych konsekwencji może prowadzić tak nieodpowiedzialne postępowanie.

Moi drodzy koniecznie przeczytajcie ten tytuł i przygotujcie się na przejmującą lekturę, która trafi wprost do Waszych serc. Wzbudzi najgłębsze emocje i wyciśnie potok łez. Długo o niej nie zapomnicie, a samo zakończenie roztrzaska Wasze serca na miliony kawałków.

Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do sięgnięcia po „Bezmiar cierpienia”. Jeśli tak to, już 21.04.2020. będziecie mieli możliwość wzbogacić swoją biblioteczkę o ten tytuł.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem WasPos, za co bardzo dziękuję.


piątek, 10 kwietnia 2020

Ciche dni ABBIE GREAVES / Recenzja przedpremierowa.

Moi drodzy chciałabym, abyśmy wspólne zastanowili się przez chwilę, do czego porównalibyśmy związek dwojga ludzi. Gdybym miała obrazowo określić, czym w moim odczuciu jest związek, czy też małżeństwo, porównałabym go do sinusoidy. Każdy z Was, kto dzieli swoje życie z drugą osobą, zapewne zgodzi się ze mną, że życie we dwójkę niesie za sobą zarówno wzloty, jak i upadki. Nie ulega też wątpliwości, że na całokształt tego, co dzieje się w naszym małżeństwie i jak ono wygląda, wpływają różnego rodzaju sytuacje życiowe, przez które wspólnie przechodzimy. Niestety nie zawsze są one budujące. Nierzadko jesteśmy zmuszeni stawić czoła bolesnym i druzgocącym przeżyciom, ponieważ życie potrafi boleśnie nas doświadczać. Takie trudne sytuacje bywają ciężkim czasem próby dla wielu związków.

Psychologowie i terapeuci nieustannie powtarzają i słusznie, że jednym z najlepszych dla każdego małżeństwa, a w szczególnie dla tych, które borykają się z problemami sposobem na to, aby wyjść zwycięsko z tego, co nas gnębi, jest szczera rozmowa. Niby takie proste i oczywiste, a jednak często o tym zapominamy i to właśnie stanowi istotę wielu problemów. Tymczasem wzajemne otwarte komunikowanie swoich odczuć i potrzeb jest bardzo ważnym krokiem w złożonym procesie walki o siebie i tych, których kochamy.

Dziś za sprawą książki Abbie Greaves „Ciche dni”, o której chcę Wam kilka słów opowiedzieć, będziemy mogli niemalże namacalnie poczuć, co dzieje się w momencie, kiedy wspomnianej otwartości i rozmowy zabraknie. Jeśli chcecie przekonać się, jak bardzo niszcząca może okazać się siła milczenia, zapraszam Was serdecznie na dalszą część recenzji.

Poznajcie Meggie i Franka kochające i szczęśliwe małżeństwo z wieloletnim stażem. Tak właśnie moglibyśmy o nich powiedzieć w pierwszej chwili, kiedy ich poznajemy. Jednak jeśli zdecydujemy się zostać z nimi choć trochę dłużej, to niestety zauważymy, że w ich domu nie słychać dźwięków rozmowy. Mieszkają ze sobą, wykonują zwykłe codzienne czynności, ale niestety przestrzeń między nimi wypełnia bolesna i przytłaczająca cisza. Wydawać by się mogło, że to nic takiego, bo przecież w każdym małżeństwie zdarzają się ciche dni. Owszem, ale sytuacja nabiera zupełnie innego wymiaru, kiedy dowiadujemy się, że cisza jest nieodłącznym elementem życia naszych bohaterów już od pół roku. Od tak dawna nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. To Frank przestał się odzywać, a w momencie, kiedy my czytelnicy zaglądamy z ogromną ostrożnością za kulisy ich rodzinnego życia, jesteśmy świadkami tego, jak Meggie nie ma już siły, aby dźwigać na swoich barkach ciężar samotności i niewypowiedzianych słów. Decyduje się na ostateczny i dramatyczny krok, podejmuje próbę samobójczą. Dla Franka jest to ogromny wstrząs. Trwając w lęku o życie żony, uświadamia sobie, że nie może mieć pewności, ile wspólnego czasu im jeszcze zostało. Niepewność jutra staje się dla mężczyzny impulsem do tego, aby trwając przy łóżku utrzymywanej w śpiączce farmakologicznej żony, wyznać jej całą skrywaną do tej pory prawdę o powodach swojego milczenia.

Tak oto czytelnik staje się słuchaczem bardzo poruszającej i intymnej spowiedzi Franka. Poznajemy niezwykłą historię życia naszych bohaterów, która jest piękna, ale nie pozbawiona bólu i rozpaczy spowodowanej stratą, która naznaczyła ich dalsze życie. Przez cały czas jesteśmy świadomi tego, jak Frankowi trudno jest wypowiadać każde słowo, które pada z jego ust, ale jednocześnie są one dla niego swego rodzaju oczyszczeniem, bo dopiero teraz po raz pierwszy jest zupełnie szczery w tym, co mówi do nieprzytomnej Meggie. Wyznaje jej sekrety, które tak bardzo długo ciążyły mu na sercu i powodowały trawiące duszę poczucie winy.

Wiemy jednak, że w momencie, kiedy coś złego dzieje się między dwójką kochających się osób, to zazwyczaj wina leży pośrodku. Nawet jeśli myślimy, że problem leży tylko w nas samych, często przekonujemy się, że nasza druga połówka też ma coś na sumieniu, tylko skrzętnie to ukrywa. Jak się przekonacie podczas lektury książki, sama Meggie również ma swoje sekrety.

Moi kochani zachęcam Was serdecznie do tego, abyście sięgnęli po „Ciche dni” sami i nie tylko poznali, co jest powodem milczenia Franka oraz, jakie są tak skrzętnie skrywane przed sobą wzajemnie tajemnice obojga bohaterów, ale również, a może przede wszystkim, czy los da im ostatnią szansę na szczerość i wybaczenie, którego tak bardzo potrzebują.

„Ciche dni” to bardzo piękna i prawdziwa historia, która nie tylko uświadamia nam, jak ważne jest to, abyśmy nie zamykali się na siebie w obliczu trudnych przeżyć, budując mur milczenia, ale również pokazuje nam, że nigdy nie powinniśmy odkładać na później tego, co chcemy powiedzieć i czym chcemy się podzielić z bliską nam osobą. Wszak większość z nas niestety doświadczyła uczucia, towarzyszącego nam w momencie, gdy tracimy bliską naszemu sercu osobę, a jeszcze tak wiele chcielibyśmy jej powiedzieć. Niestety często jest już na to za późno.

Jeśli szukacie historii, którą chłonie się sercem, czytając niespiesznie, poddając się atmosferze intymności i wzruszeń to jestem pewna, że lektura tej książki będzie dla Was niezwykłym przeżyciem nie tylko literackim, ale także emocjonalnym i duchowym.

Autorka przedstawiła opisaną na kartach swojej powieści historię z perspektywy obojga bohaterów, co sprawia, że my czytelnicy możemy spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy i co bardzo prawdopodobne odnieść wszystko, o czym czytamy do swojego życia, a tym samym mam nadzieję uczyć się na ich błędach.

Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do sięgnięcia po ten tytuł i oddać jego niezwykłą wartość. Jeśli tak, to już w maju będziecie mogli wzbogacić swoją biblioteczkę o ten tytuł, do czego wspólnie z wydawnictwem Muza gorąco Was namawiamy.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Muza, za co bardzo dziękuję.


poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Wiem, jak to jest być nastoletnią matką


Moi drodzy dzisiaj poruszymy bardzo ważny temat, jakim jest młode rodzicielstwo, a dokładniej nastoletnie macierzyństwo. Powszechnie mówi się, że bycie matką to najpiękniejsze, czego może doświadczyć kobieta. Ja oczywiście się z tym zgadzam, jednak uważam, że przeżycia, jakie niesie za sobą ten wyjątkowy czas, są ściśle zależne od tego, czy jesteśmy na nie gotowi. Nie jest niczym zaskakującym fakt, że świadomość tego, iż za dziewięć miesięcy w naszym życiu pojawi się mała istotka, za którą jesteśmy w pełni odpowiedzialni, zupełnie wywraca nasz świat do góry nogami bez względu na to, w jakim momencie życia się znajdujemy. Nawet jeżeli jesteśmy dorosłymi, ustabilizowanymi życiowo kobietami, to i tak w głębi serca czujemy obawę i strach przed tym, jak sobie poradzimy w tej nowej dla nas roli. A teraz zastanówmy się przez chwilę, jak czuje się młoda dziewczyna, która sama dopiero uczy się życia, kiedy wieść o byciu mamą spada na nią nagle i niespodziewanie? Kiedy jest to ostatnie, o czym chciałaby teraz myśleć?

Wiem, że wielu z nas jest to sobie trudno wyobrazić, czemu się nie dziwię, bo nikt, kto nie znalazł się w podobnej sytuacji, nie będzie mógł w pełni zrozumieć, jak wiele się wówczas zmienia. Dlatego, jeśli jesteście ciekawi, jaki wpływ na życie tak młodej dziewczyny ma nastoletnia ciąża, zapraszam Was na recenzję najnowszej książki Colleen Hoover „Gdyby nie ty”, w której autorka poświęciła swoją uwagę właśnie tej kwestii.

Główną bohaterką powieści jest Morgan. Odpowiedzialna i oddana rodzinie kobieta, która wiedzie szczęśliwe i ustabilizowane życie u boku swojej miłości z młodzieńczych lat. Jednak musicie wiedzieć, że choć teraz życie tej rodziny płynie spokojnie, to jednak Morgan od zawsze ma świadomość, że mogłoby ono wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie ciąża, w którą zaszła w wieku siedemnastu lat. Na świat wówczas przyszła nastoletnia dziś Clara. Choć Morgan kocha córkę, to jednak wie doskonale, do jak wielu poświęceń i wyrzeczeń była wówczas zmuszona. Podczas gdy jej rówieśnicy decydowali o wyborze studiów, ona wzięła szybki ślub z Chrisem i poświęciła się wychowaniu córki, po to, by mąż mógł się rozwijać  spełniając swoje zamierzenia i plany.

Kiedy my czytelnicy zaczynamy obserwować życie tej rodziny, niemalże od początku wyczuwamy napiętą relację między obiema kobietami. Clara jest teraz w trudnym wieku i czuje, że jej nudna, zgorzkniała i przewidywalna matka ją tłamsi. Dziewczynie zdecydowanie łatwiej porozumieć się z rodzoną siostrą Morgan - Jenny. Samą Morgan tak dobra więź córki z ciotką cieszy, gdyż ona i siostra od dzieciństwa są dla siebie najlepszymi przyjaciółkami. Więź Clary z ciotką sprawia, że to jej zwierza się z tego, co dzieje się w jej życiu i co czuje. Serce nastolatki od dłuższego czasu bije mocniej do miejscowego chłopaka Millera. Rodzice jednak z nieznanych jej powodów nie popierają tego, aby córka się z nim spotykała. Jenny również ułożyła sobie życie z wieloletnim przyjacielem Chrisa – Jonahem.

Jak widzicie, młodzieńcze lata tej czwórki do łatwych nie należały, ale teraz po siedemnastu latach wszystko zdaje się już względnie ustabilizowane, aż do dnia, w którym serca Morgan i Clary przeszywa druzgocący ból na wieść o tragicznym wypadku, w którym śmierć poniosły dwie najbliższe ich sercu osoby. Śmierć Męża i siostry sprawia, że życie naszej bohaterki legnie w gruzach. Tragiczne wydarzenia, które dotknęły tę rodzinę, jeszcze bardziej oddalają od siebie matkę i córkę. Morgan wie, że Clara coraz więcej czasu spędza z Millerem, co wzbudza jej lęk, aby ta nie popełniła jej błędów młodości.

Nie jest to jednak jedyny problem, który nie pozwala kobiecie odzyskać utraconego spokoju. Śmierć najbliższych pozostawiła bowiem wiele pytań bez odpowiedzi. Z biegiem mijających dni na światło dzienne wychodzą sekrety i fakty świadczące o tym, że ci, których już z nimi nie ma, perfidnie oszukiwali, zarówno samą Megan, jak i Jonaha. Przekonajcie się sami, co takiego ukrywali, i jak teraz w obliczu okrutnej prawdy postąpią nasi bohaterowie. Czy zdołają żyć ze świadomością, że ci, których kochali, którym ufali, nie byli tacy, jakimi ich postrzegali? A co najważniejsze, czy znajdą w sobie siłę, aby podnieść się po ciosie, jaki zadał im los i dać sobie szansę na to, by żyć dalej i otworzyć się na szczęście?
Na te i wiele innych pytań oczywiście znajdziecie, odpowiedz na kartach książki, do której lektury serdecznie Was zachęcam.

„Gdyby nie ty” to wielowątkowa bardzo poruszającą opowieść o radzeniu sobie ze stratą, poczuciem krzywdy i zawodu. To także powieść o miłości, która często czeka na nas tam, gdzie byśmy się jej nie spodziewali. To wreszcie dowód na to, że czasami nie warto walczyć z uczuciami i stawiać sobie zakazów, bo choć miłość to nierzadko  trudne wybory i jeszcze trudniejsze decyzje warto zaryzykować, by zaznać jej prawdziwego piękna. Niezależnie od tego, jak spojrzymy na historię, którą Colleen Hoover oddała w nasze ręce, od początku do końca widzimy, że jej największą i najważniejszą wartością, na którą autorka chce zwrócić naszą uwagę, jest rodzina. To ona stanowi dla większości z nas najmocniejszy fundament i choć bywa, że trudne przeżycia sprawiają, iż chwieje się on w posadach, to jednak właśnie w rodzinie tkwi największa siła.

Gorąco polecam Wam sięgnąć po ten tytuł, gdyż  poznacie bardzo emocjonalną i chwytającą za serce historię, która dzięki wspaniałemu połączeniu tak wielu istotnych wątków, które uwierzcie mi, są bardzo prawdziwe i życiowe, skłoni Was zapewne do refleksji i przemyśleń.

Mamy tu bowiem wspaniale ukazaną trudną i złożoną relację matki i córki. Matka chce dla swojego dziecka lepszego życia, niż to w poczuciu niespełnienia, które sama wiedzie. Chce zrobić wszystko, aby jej córka nie powtórzyła jej błędów młodości. Clara natomiast ma za złe matce, że ta nazywa ją „błędem” i nie chce być taka, jak matka.

Kolejny z wątków to bolesny fakt zderzenia się ze świadomością, iż osoby, z którymi dzieliłaś swoje całe życie, prowadziły praktycznie na twoich oczach podwójne życie, a ty niczego nie zauważyłaś. Teraz ich już nie ma i nigdy nie wrócą, a Ty nie tylko próbujesz poradzić sobie z bólem, który trawi twoje serce i duszę, ale także musisz postarać się uporządkować bałagan, który po sobie zostawili, tak, by uchronić przed dodatkowym cierpieniem tych, których kochasz.

No i wreszcie dochodzimy do wątku zakazanego uczucia. Często w życiu postępujemy nie tak, jak byśmy tego pragnęli, a tak jak należy postąpić w danej sytuacji dla dobra innych. Przez co niestety zdarza nam się poświęcać prawdziwe uczucia. Nie zdradzę Wam nic więcej ponadto, że w życiu naszych bohaterów również są relacje, które, choć kiedyś znaczyły dla nich bardzo wiele, dziś zdają się zanikać. Teraz stają przed trudnym pytaniem „czy warto, o nie jeszcze walczyć i czy jest szansa, aby je odbudować”? Jaką decyzję podjęli, sprawdźcie już sami.

Najnowsza książka autorki to prawdziwa uczta dla serc i dusz czytelników. Jestem przekonana, że przeczytacie ją z dużym zaangażowaniem, bardzo namacalnie odbierając emocje i rozterki towarzyszące jej bohaterom. Wszyscy oni staną Wam się bliscy i będziecie mocno trzymali kciuki, aby w sercu każdego z nich na nowo zagościło szczęście i spokój, którego teraz tak bardzo potrzebują.
To jedna z tych książek, którą czyta się bardzo szybko, ale która nie pozwala długo o sobie zapomnieć.

Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Tania książka, za co bardzo dziękuję.
Zapraszam Was również do zapoznania się z całą ofertą bestsellerów księgarni.


czwartek, 2 kwietnia 2020

Coś jest ze mną nie tak. Nikt mnie nie rozumie.


Kocham życie, jednak wiem, że bywa ono bezwzględnym przeciwnikiem. Doświadcza nas wieloma ciężkimi przeżyciami, które często odciskają swoje piętno na bardzo wiele lat, a nawet na zawsze. Najbardziej bolesny jest w moim odczuciu fakt, że nie oszczędza ono nawet dzieci. Nierzadko bowiem wiele z nich od najmłodszych lat zmuszone jest zmagać się z sytuacjami, z którymi niejeden dorosły miałby problem sobie poradzić. Nie możemy jednak zapomnieć, że wszystkie takie zdarzenia kształtują usposobienie dziecka, jego otwartość na świat i ludzi, a także mają wpływ na to, jak ono samo będą, siebie postrzegało w przyszłości.

Zdecydowałam się podjąć ten temat nie bez powodu. Dziś bowiem chciałabym przedstawić Wam nastoletnią Miriam bohaterkę powieści „Szepty przeszłości” Mileny Breś, która jak nikt inny wie, jak trudno jest żyć w świecie, w którym nikt cię nie rozumie, a jedynie potrafi ferować krzywdzące osądy.

Dziewczyna od zawsze czuje się niechciana przez innych. Boi się ufać i zbliżać do ludzi. Od tragicznej śmierci ojca została pozostawiona samej sobie, gdyż matka pogrążona w chorobie alkoholowej zupełnie straciła jakąkolwiek więź z córką. Jedynym przyjacielem dziewczyny jest Maciek i chciałabym móc powiedzieć, że to świetnie, iż  jest przy niej chociaż jedna osoba, na którą zawsze może liczyć, gdyby nie jeden bardzo istotny fakt,  Maciek jest niewidzialny. Nie widzi go nikt poza Miriam. I nie myślcie sobie, że mamy tu wątek fantasy, nic bardziej mylnego. Sama dziewczyna czuje, że musi być z nią coś nie tak, skoro wszyscy prędzej, czy później ją od siebie odpychają. Jej nietypowa relacja z niewidzialnym przyjacielem sprowadza na nią wiele kłopotów. Po jednym z takich właśnie incydentów matka decyduje się oddać Miriam do szpitala psychiatrycznego. Miriam ma jej to za złe, gdyż przeżywa tam piekło, ale tam też ktoś po raz pierwszy mówi jej, że wszystko, to co się z nią dzieje nosi swoją nazwę i ma miejsce tylko w jej głowie. To schizofrenia. W placówce rozgrywa się koszmar, więc Miriam jest szczęśliwa, kiedy dowiaduje się, że z pomocą przyszedł jej dziadek, który postanawia zabrać wnuczkę do domu rodzinnego jej ojca i tam wspólnie z żoną się nią zaopiekować. Dziadek stawia tylko jeden kategoryczny warunek. Miriam musi chodzić do szkoły. Pewnie wydaje Wam się to dosyć dziwne i oczywiste zarazem, ale dla naszej bohaterki jest to nie lada wyzwanie, ponieważ to będzie jej pierwszy raz w murach szkolnych. Dotychczas uczyła się bowiem tylko w systemie nauki indywidualnej, Co było tego powodem, musicie już przekonać się sami. O pomoc w zaaklimatyzowaniu się wnuczki w nowym środowisku dziadkowie proszą Piotrka, miejscowego chłopaka, którego Miriam zna z czasów, kiedy wspólnie z rodzicami odwiedzała dziadków, ale do którego nie pała sympatią. Nie wie  jeszcze jednak,  jak bardzo on sam i pobyt w rodzinnych stronach taty odmieni jej życie, Tylko czy na lepsze? O tym dowiecie się, sięgając po książkę.

Szepty przeszłości” to książka napisana przez osiemnastoletnią wówczas autorkę i właśnie ten fakt trzeba mieć na uwadze, przystępując do jej lektury. Jestem psychologiem i już teraz mogę Wam zdradzić, że sposób przedstawienia w tej powieści samej choroby, jaką jest schizofrenia, znacznie odbiega od stanu faktycznego. Proces leczenia i samego radzenia sobie z tą jednostką chorobową nie przebiega tak lekko i problem nie znika tak  niemal  na pstryknięcie palcem, jak zostało to ukazane w tej historii, ale za to autorce doskonale udało się pokazać, jak bardzo duże znaczenie ma dla osoby zmagającej się z podobnymi problemami poczucie akceptacji i zrozumienia. Ta choroba, jak i zresztą wiele innych może pozbawić chorego poczucia własnej wartości, możemy przestać wierzyć w siebie i w to, że są wokół nas ludzie, którym na nas zależy i dla których jesteśmy ważni. To właśnie Piotrek i Maja, którą poznacie już sami, starają się pomóc Miriam i przywrócić jej odwagę, którą zaszczepił w niej tata.

Niestety choroba to nie jedyne, z czym przyjdzie się jej zmierzyć. Pobyt u dziadków ujawnia nieznane dotąd fakty z przeszłości, którym Miriam będzie musiała stawić czoła, aby sprawiedliwości stało się zadość. Tylko czy starczy jej na to sił i odwagi? Nie będzie to proste, ponieważ, aby mogło się udać niezbędna będzie konfrontacja z własnymi lękami.

Milena Breś w bardzo trafny sposób uświadomiła nam dorosłym z jak wieloma problemami często w poczuciu osamotnienia i braku wsparcia muszą zmagać się młodzi ludzie. Myślę, że po przeczytaniu tej książki rodzice zaczną bardziej zwracać uwagę na to, co dzieje się z ich dziećmi i jak można im pomóc, nie oceniając z góry.
Mimo że jak wspomniałam wcześniej, w książce nie znajdziecie pełnego obrazu tego, jak wygląda życie ze schizofrenią, to przeczytacie tu o sile przyjaźni i miłości, która jest nam wszystkim niezbędna w tak trudnej sytuacji.
Żałuję tylko, że wszystkie opisane w książce sytuacje działy się tak szybko. Miałam wrażenie, że autorka pędzi przez nie jakby poganiana przez kogoś.
Nie wiem, jak Wy, ale w moim przekonaniu poruszanie tematu choroby, osamotnienia, odrzucenia, czy też miłości i przyjaźni potrzebuje, aby czytelnik zatrzymał się na dłuższą chwilę, po to by mieć czas na przemyślenia i refleksje odnośnie do tego, o czym właśnie przeczytał i mnie tutaj tego zabrakło.

Ostatecznie jednak oczywiście zachęcam Was do tego, abyście sięgnęli po „Szepty przeszłości”, ponieważ pomimo wspomnianych mankamentów uważam, że jest to udany debiut młodej autorki. Choć według mnie jest to książka adresowana głównie do nastoletniego czytelnika, to starsi również mogą spędzić przy niej miło czas, a rodzice, spróbować spojrzeć na wiele istotnych kwestii, oczami dorastającego dziecka z problemami w dużej mierze mającymi swój początek w przeszłości. Podczas lektury robi się ciepło na sercu, kiedy widzimy, jak rozwija się relacja między Piotrkiem a Miriam. Jak również to, jaką piękną przyjaźń ofiarowała jej Majka. Jeśli chodzi o samych bohaterów, to pokochałam Piotrka. Taki chłopak to naprawdę skarb. Jest wspaniały, choć, jak się przekonacie, sam również nie ma łatwego życia. Majka zaprzecza wszelkim stereotypom córki bogatych rodziców i za to bardzo ją polubiłam. A jeśli chodzi o samą główną bohaterkę, to nie od razu wzbudziła ona moją sympatię, ale znając jej historię, jestem w stanie zrozumieć, z czego to wynikało.

Cóż więcej mogę Wam powiedzieć, Jestem pełna podziwu dla autorki, że zdecydowała się w tak młodym wieku podjąć pisania na tak naprawdę trudny i złożony temat. Wyszło jej to naprawdę dobrze z naciskiem na emocje i uczucia młodego człowieka, w sytuacji, kiedy ciężko Ci poradzić sobie samemu ze sobą, a co dopiero z otaczającym Cię światem. Książkę czyta się naprawdę bardzo szybko i lekko więc jedno popołudnie lub wieczór na pewno wystarczą na jej przeczytanie. Zapewniam Was, że jeśli zdecydujecie się sięgnąć po „Szepty przeszłości”,  nie będziecie tego, żałować. Czytajcie i dzielcie się swoimi wrażeniami po lekturze książki, bo niestety jakoś o niej cicho.

Recenzja powstała we współpracy z portalem Czytajmy polskich autorów, za co bardzo dziękuję.