środa, 31 lipca 2019

Wywiad z Magdaleną Krauze [cz. 2]



Kochani, dziś swoją premierę ma książka Magdaleny Krauze „Czekałam na Ciebie". Ci z Was, którzy odwiedzili mojego bloga w ostatnim czasie wiedzą, że Kocie czytanie ma przyjemność być jednym z patronów tej książki. O samej książce na blogu pisałam  już dosyć dużo, dlatego teraz chciałabym, abyście poznali bliżej jej autorkę, więc bez zbędnego przedłużania, zapraszam Was na krótki wywiad. Jak widzicie, jest to część druga wywiadu, jeżeli jesteście ciekawi jego pierwszej części, gorąco zachęcam Was do odwiedzenia bloga Zapatrzona w książki, gdzie ona już na Was czeka. 😊


Kocie czytanie: „Czekałam na Ciebie" to bez wątpienia książka wielowątkowa, poza wątkiem miłosnym odnajdziemy w niej inne bardzo wartościowe i życiowe wątki a jednym z nich jest przemoc psychiczna w małżeństwie. Jako psycholog nie mogłabym nie zapytać, skąd wziął się pomysł na taki wątek i co poradziłabyś kobietom, które w swoim małżeństwie zmagają się z podobnym problemem?
Mam to szczęście, że odkąd pamiętam, bardzo dużo moich znajomych zwierzało i zwierza mi się ze swoich trosk. Nazywam, to szczęściem, ponieważ po pierwsze oznacza to, że można mi zaufać, a to naprawdę ważne, a po drugie, większość oczekuje dobrego słowa, pocieszenia, porady i cieszę się, kiedy mogę pomóc, choć wolałabym, żeby każda z tych osób, nie borykała się z problemami. Stwierdziłam, że Panowie często gęsto zapominają o szacunku i należy o tym napisać. Zapominają, o tym, że gesty, słowa, czułość, pomoc, partnerstwo, są przecież bardzo ważnym budulcem związku. Problem jest tak powszechny, że postanowiłam o nim wspomnieć , a w roli „ofiary" obsadzić kobietę, która ostatecznie wykłada kawę na ławę. Myślę, że moją poradę Czytelniczki odnajdą w książce.

KC: Igor jest niespełnioną miłością Pauliny z czasów szkolnych. A czy ty podkochiwałaś się skrycie w którymś z kolegów ze szkoły bądź klasy?
Jasne, a która z nas nie przechodziła przez ten stan? W podstawówce był taki jeden... ale szybko mi przeszło :)

KC: Zapewne twoją książkę przeczytają młode dziewczyny, które właśnie przeżywają bądź wkrótce będą przeżywać swoje pierwsze miłości, co chciałabyś im powiedzieć?
Myślę, że od wygłaszania takich typowych „matczynych” rad jestem daleka. Mogłoby zostać to źle odebrane. Niemniej jeśli młode dziewczyny sięgną po moją książkę, myślę, że znajdą w niej pewną wartość, którą chciałam przekazać i mam nadzieję, że mi się udało. :)

KC: Gdybyś mogła spędzić jeden dzień z wybraną postacią ze swojej książki, kto to by był i dlaczego?
Byłaby nią babcia Pauliny. Dlaczego? Bo sama swoją babcię straciłam ponad dwadzieścia lat temu. Byłam z nią bardzo mocno związana i strasznie mi jej brakuje. Babcia Pauliny ma kilka cech z mojej babci.

KC: Pięć tytułów książek, które opisują najtrafniej twoją osobę?
Idąc tropem samych tytułów i nie wgłębiając się w treść książek, myślę, że te najbardziej mnie opisują.
Rozważna i romantyczna.
Szczęściara.
Kobiety nieidealne
Poskromienie złośnicy
Odważna

Zapatrzona w książki: Jedno życzenie. Możesz wybrać jeden książkowy świat i zamieszkać w nim na stałe. Świat, z jakiej książki byś wybrała?
Zdecydowanie wybieram mój świat. Po co zmieniać coś i marzyć o czymś, skoro tutaj jest mi naprawdę dobrze. :)

ZWK: Co cię najbardziej fascynuje w książkach?
Piękna historia, która do mnie przemawia i wywołuje emocje. Czytając, lubię się pośmiać i lubię popłakać.

ZWK: Co czytałaś jako dziecko? Masz swoją ulubioną książkę z tamtych lat?
Od razu z ręką na sercu przyznaję się, że nie cierpiałam lektur. Bardzo szybko zaczęłam czytać kryminały (przez tatę). Jako dziewięciolatka przeczytałam ‘’Pamiętnik narkomanki’’ i do dziś pamiętam, jak strasznie płakałam podczas czytania. Później czytałam praktycznie każdy gatunek.



ZWK: W jakim innym gatunku literackim chciałabyś się sprawdzić?
Komedia. Tak, komedia jest mi chyba najbliższa.

ZWK: Jeśli duet, to z kim?
Kompletnie się nad tym nie zastanawiałam.

ZWK: Czy posiadasz „szufladę”, w której czekają kolejne zachwycające historie?
Tak. Ta szuflada właśnie sygnalizuje mi „Mało miejsca na dysku C” :)

ZWK: Czy zamierzasz w najbliższym czasie zacząć pisać coś nowego, a może już coś piszesz?
Kończyłam pisać trzecią książkę, ale musiałam chwilowo przerwać pracę nad nią, ponieważ dużo spraw zbiegło się ostatnio z „Czekałam na Ciebie". Mam nadzieję, że niebawem do niej wrócę.

ZWK: Jako debiutantka co byś radziła początkującym pisarzom?
Nie rezygnujcie z marzeń! Ich spełnienie wcale nie jest takie nieosiągalne, jak się może na początku wydawać. Ciężka praca, pokora i wiara w siebie może przynieść dobre wieści...

KC: Gdybyś miała w trzech zdaniach powiedzieć swoim przyszłym czytelnikom, dlaczego warto sięgnąć po Twoją książkę to, co byś powiedziała?
O MATKO! Opis książki jest dostępny, recenzje każdy może przeczytać - cóż ja więcej mogę dodać? Nie masz pojęcia, jak ciężko jest polecać coś, co się napisało. Ale…
Droga Czytelniczko - jeśli jest Ci bliski temat licealnej niespełnionej miłości i jesteś ciekawa, co się stanie, kiedy na taką „miłość” się dosłownie wpadnie, a do tego pod ręką ma się przyjaciółkę, która tonie we łzach, ponieważ jej narzeczony postanowił spakować manatki i sobie pójść, to powiem Ci, że to tylko naparstek wydarzeń, jakie czekają na Ciebie w książce!

ZWK: Zakończenie „Czekałam na Ciebie" sprawiło, że mamy ochotę wyciągnąć od ciebie kontynuację. Zdradź nam chociaż troszeczkę, co szykujesz dla nas w drugim tomie.
Drugi tom jest już ukończony. Nie mogę Wam nic zdradzić. Albo Wam zdradzę? Dobra, powiem jedno… Tajemnica Igora wcale nie okaże się taka oczywista, a prawda zaskoczy (mnie samą zaskoczyła jak wymyślałam ten watek:)) Będzie się działo, a perypetie bohaterów będziecie mogli poznać z dwóch perspektyw: Pauliny i Igora.

Razem z Zapatrzona w książki dziękujemy za udzielone odpowiedzi oraz poświęcony czas. 

sobota, 27 lipca 2019

Kiedy wojownik traci ducha walki.

Jak wiecie albo i nie od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną i odkąd pamiętam, jednym z najczęściej zadawanych mi pytań odnośnie do mojego stanu zdrowia jest to, jak udało mi się pogodzić z tym, że jestem niepełnosprawna. Ja niezmiennie odpowiadam, że z uwagi na to, iż nie wiem, jak to jest być zupełnie zdrową fizycznie, to dla mnie  ten stan nie stanowi żadnego problemu.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, kiedy osoba w pełni sił fizycznych nagle musi pogodzić się z utratą swojej sprawności.

Dziś za sprawą drugiej części cyklu On the ropes „Walcząc z cieniami” autorstwa Aly Martinez, będziemy świadkami tego, jak człowiek toczy najważniejszą walkę w swoim życiu. Walkę o siebie.

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, wspomniany cykl jest poświęcony trzem braciom, których życie nigdy nie rozpieszczało. Porzuceni przez rodziców, już od najmłodszych lat zmuszeni byli radzić sobie sami. Łatwo nigdy nie było, ale braterska miłość, wsparcie i dusze wojowników, które żyją w każdym z nich, stały się najsilniejszą bronią w walce z przeciwnościami losu. To najstarszy z braci Page - Till, stał się dla swoich młodszych braci niczym ojciec, którego nigdy nie mieli. To dzięki jego determinacji i wewnętrznej sile udało mu się ocalić rodzinę. Historię Tilla, możecie poznać, w pierwszej części cyklu „Walcząc z ciszą”. Ta część natomiast poświęcona jest drugiemu z trójki rodzeństwa Flintowi i to właśnie na jego osobę chcę teraz zwrócić Waszą uwagę.

Największą pasją i miłością tych trzech chłopaków, która stała się nieodłączną treścią ich życia, jest boks. Podziwiając osiągnięcia braci, Flint również chce iść w ich ślady i stać się niepokonanym na ringu. Ma do tego wszelkie predyspozycje i na pewno właśnie tak by się stało, gdyby nie jedno tragiczne wydarzenie, które przykuło chłopaka do wózka inwalidzkiego. Wystarczył jeden moment, aby jego świat legł w gruzach. W tym miejscu zaznaczyć należy, że autorka doskonale nakreśliła nam czytelnikom, to co może dziać się w głowie osoby stającej w obliczu tak nagłej i tak trudnej sytuacji. Flint izoluje się od rodziny, staje się totalnym dupkiem. Odrzuca wszelką pomoc i wsparcie od tych, którzy go kochają.
Jednak jak to w przypadku romansów bywa, problemy zdrowotne to nie wszystko, co dręczy naszego bohatera. Jest jeszcze miłość. Niestety miłość zakazana do kobiety, której nigdy nie będzie mógł mieć. Patrząc na szczęście starszego brata, Flint pogrąża się w swoim żalu i bólu, goniąc za tym, co nieosiągalne. Żyjąc tym, co utracone, aż do momentu, kiedy na jego drodze pojawia się ona – Ash Mabie. Młodziutka dziewczyna, która szuka swojego miejsca na ziemi. Niestety patologiczne relacje z ojcem odbierają jej możliwość normalnego życia. Ten bowiem zmusza córkę do okradania ludzi na ulicy. Jak się przekonacie, los splecie drogi Ash i Flint w bardzo nieoczekiwany dla nich samych sposób. Jednak to spotkanie odmieni ich życie na zawsze. Ale jeśli myślicie, że od teraz będą wspólnie kroczyć przez życie drogą usłaną płatkami róż, to niestety tak nie będzie. Ich uczucia, za sprawą pochopnie wypowiedzianych zaledwie kilku słów zostaną wystawione na bardzo długą i ciężką próbę.

Niepełnosprawność Flinta i walka o miłość to nie jedyne wątki, jakie zostały poruszone w książce. W życie rodziny Page brutalnie wedrze się ktoś, kto upomni się o swoje prawa, choć przez całe życie chłopców tej osoby przy nich nie było. Dlaczego właśnie teraz po tylu latach zjawia się niespodziewanie i chce rozbić wszystko, co przez lata udało im się zbudować? A najważniejsze, czy dopnie swego? O tym już musicie przekonać się sami.

Już teraz mogę Wam się przyznać, że ta seria jest moją ulubioną. Już kończąc lekturę „Walcząc z ciszą”, nie mogłam doczekać się kontynuacji. Cenię sobie ją przede wszystkim za jej realizm i emocjonalność. To nie jest żadna wyimaginowana historia. Wszystko, o czym czytamy mocno, dotyka realiów prawdziwego życia w jego różnorodnych barwach. Bohaterowie jak my wszyscy przeżywają swoje wzloty i upadki, a nawet otrzymują niespodziewane ciosy w plecy. Bywa naprawdę ciężko, ale tylko od nas zależy, czy damy się pokonać. Tak naprawdę nasza największa siła tkwi w nas samych, a wszystko zaczyna się w naszej głowie.
Zapewne chcielibyście wiedzieć, czy Flint zwycięży w walce swojego życia, a może zostanie pokonany przez nokaut. Czy zrozumie, że żyjąc pogrążony w cieniu własnej rozpaczy, może stracić wszystko, co kocha i na czym mu zależy? Szkoda, że tak często doceniamy wartość tego, co mamy, dopiero kiedy to tracimy. Sprawdźcie koniecznie, czy nasz bohater odzyska swoje dawne życie i otworzy się na to, co ono dla niego przygotowało.

W słowie podsumowania chcę, oczywiście zachęcić Was do sięgnięcia po „Walcząc z cieniami”, bo jest to jedna z tych książek, od których nie będziecie mogli się oderwać. Od samego początku bardzo mocno zżyłam się z bohaterami. Dlatego nie chciałam opuszczać ich ani na chwilę. A to, co się u nich działo wzbudzało we mnie cały wachlarz emocji: od strachu o to, jak Flint poradzi sobie z tym, co go spotkało, jak również z tym, co dręczy go jeszcze bardziej, a co musi ukrywać przed najbliższymi i co najważniejsze, jak jego zachowanie wpłynie na więzi łączące tę rodzinę. Potem w moim sercu zagościła nadzieja, że Ash stanie się dla Flinta swego rodzaju siłą, która pozwoli mu podnieść się z kolan, ale kolejne następujące po sobie wydarzenia do końca nie pozwoliły mi być niczego pewną.

Jak widzicie, tych emocji było wiele, ale nie zabrakło również pikantnej, gorącej miłości, która w subtelny sposób pobudza wyobraźnię czytelnika.

Tak, więc jeśli szukacie wciągającego, nad wyraz życiowego romansu pełnego emocji z subtelną nutką pikanterii to doskonale trafiliście.
Ja już nie mogę doczekać się trzeciej części poświęconej najmłodszemu z braci. Przedsmak tego, co zapowiada zakończenie tej części, już dziś mi mówi, że tam również będzie się działo. 

Na zakończenie chcę uspokoić tych z Was, którzy nie czytaliście, jeszcze „Walcząc z ciszą”, a macie możliwość przeczytać właśnie drugą część. Czytajcie bez obaw. Autorka wplotła bowiem w tej części fakty z początku cyklu, w taki sposób, że czytelnik bez problemu odnajdzie się w całej historii.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Niezwykłe, za co bardzo dziękuję.


środa, 24 lipca 2019

Śmiertelna pułapka.


„Poczucie winy to podstępne uczucie. Czai się w mrokach umysłu, czekając, aż będzie mogło odsunąć na bok radość, zadowolenie i spokój; rośnie w siłę i spycha ze sceny wszelkie inne emocje, aż pozostaje już tylko ono”.

Najbardziej bezwzględnym przeciwnikiem w życiu każdego człowieka jest sumienie. Ono nie zna litości i nigdy nie odpuszcza. Jeśli w naszym życiu wydarzy się coś, co sprawi, że wyrzuty sumienia dopadną nas w swoje macki, być może już nigdy nie będziemy mogli zaznać upragnionego spokoju. Przekonała się o tym główna bohaterka powieści C. L. Taylor „Teraz zaśniesz - Anna.

Anna jest młodą kobietą, której życie za sprawą jednej tragicznej nocy zmieniło się w najgorszy koszmar. Jedna chwila wystarczyła, by bezpowrotnie roztrzaskać je na tysiące trawiących duszę odłamków, które każdego dnia niszczą ją coraz bardziej. Choć wszystko wskazuje na to, że dziewczyna nie mogła zrobić nic, by zapobiec temu, co się wówczas wydarzyło, to jednak  gnębiące ją poczucie winy spędza jej sen z powiek. Czy dziewczyna wie coś, czego nie wiedzą inni?

Chyba wszyscy doskonale wiemy, że każde tragiczne wydarzenie, którego doświadczamy, może bardzo mocno odbić się na naszej psychice. Tak też dzieje się w przypadku naszej bohaterki. Anna praktycznie przestaje funkcjonować w codziennym życiu. Lęki i na nowo przeżywane emocje nie pozwalają jej o sobie zapomnieć. Co więcej, przez cały czas towarzyszy jej poczucie, że ktoś ją obserwuje. Co Jest prawdą, a co tylko wytworem wyobraźni Anny? O tym musicie przekonać się sami.

Naturalnym odruchem w przypadku, kiedy spotyka nas coś, z czym nie możemy sobie poradzić, jest próba ucieczki oraz odcięcia się od tego, co nas dręczy i niszczy. Dla Anny takim ratunkiem przed osaczającym ją światem miała stać się szkocka wyspa, gdzie podjęła pracę w hotelu. Przekonana o tym, że tu zupełnie nikt nie zna jej tajemnicy, Anna  małymi kroczkami próbuje odbudować swoje życie. Skupia się na pracy, ponieważ w hotelu gości siedem osób, którymi oboje z właścicielem muszą się zająć. Niestety goście mają pecha, ponieważ na wyspach rozszalał się sztorm, a co za tym idzie, hotel został zupełnie odcięty od świata, Wśród gości znajduje się jednak ktoś, dla kogo takie okoliczności są doskonałe, aby pomóc Annie zasnąć. Kobieta bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że znajduje się pod jednym dachem z kimś, kto czyha na jej życie. A hotel pozbawiony łączności z kimkolwiek stał się dla niej śmiertelną pułapką. Musi być czujna, bo każdy z gości jest podejrzany.

Jak się przekonacie tak osobliwe warunki, w jakich znalazły się wszystkie osoby przebywające w hotelu, sprzyjają wnikliwej obserwacji i odkrywaniu tajemnic, z jakimi każdy z bohaterów się tu znalazł. Przez cały czas wspólnie z główną bohaterką starałam się wydedukować, która z nich jest zabójcą. Jednak autorka podsuwa czytelnikowi tak wiele mylących tropów, że tak naprawdę, każdy ma w sobie coś, co mogłoby wskazywać na niego. W pewnym momencie ja się poddałam i czekałam z niecierpliwością na to, aż autorka sama wyłoży wszystkie karty na stół. I wiecie co, jak się okazuje takiego zakończenia, zupełnie się nie spodziewałam.

I to właśnie zakończenie jest największym atutem tej książki. Ale po kolei.
„Teraz zaśniesz” to bardzo wciągający i mroczny thriller psychologiczny, który czyta się z ogromnym zaangażowaniem i nieustannym oczekiwaniem tego, co za chwilę się wydarzy. I dzieje się naprawdę dużo, tylko niestety to napięcie, którego zawsze oczekuję od książek z tego gatunku, ciągle gdzieś się rozmywa. Jest niczym próba rozpalenia ogniska. Pojawia się iskra, ale niestety ognia nie udaje się rozniecić.
Zabrakło mi mocniejszego natężenia emocji, ale finał całej fabuły w pewnym stopniu rekompensuje to poczucie niedosytu, 

Kolejnym atutem książki jest zdecydowanie kreacja bohaterów i ich portretów psychologicznych. Mamy możliwość doskonałej obserwacji nie tylko tego, co dzieje się z Anną, która nie może pozbierać się po przeżytej tragedii, ale również osoby cierpiącej na zespół stresu pourazowego, oraz kilku innych meandrów ludzkiej psychiki. Autorka nie miała łatwego zadania, aby każdej postaci przypisać cechy bądź zachowania, tak by wszyscy byli w oczach czytelnika podejrzanymi,  dzięki czemu przez cały czas mogła zwodzić nas na manowce. To zadanie jednak wykonała perfekcyjnie.

Jeśli macie ochotę na mroczny, chwilami wręcz klaustrofobiczny thriller, który przesiąknięty jest rządzą śmierci, i nie przeszkadza Wam zbyt niski w moim odczuciu poziom odczuwalnego napięcia, to ta książka będzie doskonałym wyborem. Zarezerwujcie sobie, kilka godzin na to, aby zamknąć się w hotelu i prowadzić swoje własne śledztwo. Zachęcam Was do tego, abyście przekonali się, czy uda Wam się odkryć, kto pod maską pozorów skrywa pragnienie, aby Anna zapadła wreszcie w sen... taki, z którego już się nie obudzi.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.





poniedziałek, 22 lipca 2019

💖Cytaty z " Czekałam na ciebie" Magdalena Krauze.💖

Kochani, kilka dni temu mieliście okazję przeczytać moją patronacką recenzję książki Magdaleny Krauze Czekałam na Ciebie". 

Dziś, aby jeszcze bardziej zachęcić Was do sięgnięcia po książkę, przychodzę do Was z kilkoma cytatami, które w niej znajdziecie.

Przypominam, że swoją premierę książka będzie miała już 31 lipca.



Będzie mi bardzo miło, jeśli w komentarzu napiszecie, który z cytatów podoba Wam się najbardziej?

czwartek, 18 lipca 2019

Jak żyć dalej, kiedy wszystko, w co w życiu wierzyłaś, okazuje się kłamstwem?

„- Nie, nie zorientuje się. Ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć. W to, co im powiesz. Zaufaj mi, wiem, co mówię”.

Kochani, zapewne, gdybym teraz zapytała Was, jakie skojarzenia budzi w Was dom rodzinny, większość z Was na pewno odpowiedziałaby mi, że z miłością, ciepłem, bezpieczeństwem i wieloma innymi ciepłymi określeniami, które wznieciłyby poczucie ciepła w waszych sercach i promienny uśmiech na ustach. Tylko czy jesteście tego pewni? Czy macie pewność, że to poczucie szczęśliwej rodziny, którego doświadczyliście, będąc dziećmi i nastolatkami, nie było tylko pokazem iluzji, w który wasi bliscy chcieli, abyście uwierzyli?

Jak mówi jedno z przysłów: „Prawda, jak oliwa, zawsze na wierzch wypływa”. Tylko pamiętajcie, grzebanie w przeszłości bywa niebezpieczne. Dziś zapraszam Was, abyście wspólnie ze mną i główną bohaterką książki „Nie szukaj mnie Clare Mackintosh – Anną Johnson odkryli, prawdę, o tym, co tak naprawdę stało się z jej poukładanym światem, którego dziś już nie ma, a którego kobieta tak bardzo potrzebuje.

Życie Anny, po raz pierwszy rozsypuje się na kawałki, kiedy jej ojciec popełnia samobójstwo, skacząc z urwiska. Wówczas zrozpaczona córka, wspólnie z matką próbują odpowiedzieć sobie na pytanie, co takiego skłoniło ich bliskiego do tak drastycznego kroku. Niestety, wiele pytań zostaje bez odpowiedzi. Siedem miesięcy później świat Anny legnie w gruzach po raz kolejny, ponieważ jej matka Caroline również odbiera sobie życie. Śledztwo prowadzone w tej sprawie wskazuje na to, że był to desperacki krok zrozpaczonej żony, czego potwierdzeniem jest identyczny, jak w przypadku męża sposób popełnienia samobójstwa.

Kiedy my czytelnicy poznajemy życie Anny po tragedii, która ją spotkała, widzimy, że bardzo stara się pogodzić ze strasznymi faktami, ale nie jest to łatwe. Tym bardziej że nigdy do końca nie uwierzyła w to, że rodzice mogliby odebrać sobie życie. Brak najbliższych doskwiera szczególnie teraz, kiedy sama została matką i chciałaby móc uczyć się tej nowej roli, mogąc liczyć na wsparcie matki. Marzy o tym, aby córeczka dorastała, ciesząc się miłością dziadków. Może liczyć na wsparcie swojego partnera, jednak żałoba jest nieodłącznym elementem ich codziennego życia. Można śmiało powiedzieć, że Anna i Mark tworzą z nią swego rodzaju trójkąt. Zapewne prędzej czy później kobieta pogodziłaby się z tą bolesną, ale jednak nieodwracalną stratą, gdyby nie tajemnicza kartka, która dociera do niej dokładnie rok po śmierci matki. Trzy słowa, które na niej widnieją, nie pozwalają córce zamknąć przeszłości na zawsze. Jak się przekonacie:

„Czasami lepiej trzymać się kłamstw. Prawda mogłaby cię zabić”.

Moi drodzy, czy jesteście gotowi zaryzykować i towarzyszyć Annie w drodze do prawdy, mimo ostrzeżeń, które, ktoś jej wysyła?

Ja oczywiście bardzo gorąco Was do tego zachęcam, bo „Nie szukaj mnie” to bardzo dobry thriller psychologiczny, który czyta się z ogromnym zaangażowaniem, nie mogąc się doczekać, odkrycia prawdy. Policja jest przekonana, że to samobójstwo, Anna podejrzewa morderstwo, komu uwierzycie?

Historia ta to nie tylko dążenie do odkrycia faktycznych okoliczności śmierci bliskich nam osób. To również bolesne odkrywanie sekretów rodzinnych, które były skrywane przed Anną przez całe jej życie, a konfrontacja, z którymi niszczy wszystko, w co do tej pory wierzyła nasza bohaterka. Jak się okazuje, jej dom rodzinny od zawsze spowity był pajęczyną kłamstw i intryg. Każde dziecko wierzy w nieskazitelny wizerunek swoich rodziców, jak żyć ze świadomością, że był on tylko złudzeniem? Czy da się zrozumieć i wybaczyć? Na te wszystkie pytanie, będziecie musieli odpowiedzieć sobie już sami po przeczytaniu książki.

Jeśli o mnie chodzi, nie wiem, czy potrafiłabym wybaczyć, to czego dopuścili się rodzice Anny i jak okrutnie postąpili wobec własnej córki. Ale jedno wiem na pewno. Gdybym była na jej miejscu, wolałaby nigdy tej prawdy nie poznać.

W książce możemy dostrzec trzy główne zwroty akcji odpowiadające trzem częściom, na które została podzielona jej fabuła. Każda z tych części odkrywa nowe szokujące fakty, które mnie samą nie raz zaskoczyły. Autorka nie wykłada od razu wszystkich asów z rękawa, co dodatkowo potęguje naszą ciekawość tego, co będzie dalej, nie pozwalając nam zaprzestać lektury książki do momentu jej przeczytania. Muszę przyznać, że pomysł na fabułę książki, jest naprawdę świetny. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobną koncepcją. Nie znajdziecie tu powtarzalności i schematów, a zakończenie całej historii nie tylko was zaskoczy, ale również, a może przede wszystkim skłoni do wielu przemyśleń na temat waszych rodzin i tego, czy to jak je postrzegacie, jest słuszne. Aż się boje pomyśleć dokąd te przemyślenia Was zaprowadzą.
Dodatkową zachętą do sięgnięcia po „Nie szukaj mnie” niech będzie fakt, że historia, którą skrywają jej karty, inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami.

Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do przeczytania książki, Zapewniam Was, że niesamowita umiejętność skupiania uwagi czytelnika, którą bezsprzecznie posiada autorka w połączeniu z intrygującą i zaskakującą, a wręcz wprawiającą czytelnika w osłupienie i niedowierzanie fabułą sprawi, że dosłownie pochłoniecie tę książkę w kilka godzin, podczas których reszta świata przestanie dla Was istnieć.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka, za co bardzo dziękuję. 

niedziela, 14 lipca 2019

Patronat: Czekałam na ciebie - Magdalena Krauze/ Recenzja przedpremierowa.




Moi drodzy, dziś nadszedł ten długo, oczekiwany przeze mnie moment, kiedy mogę podzielić się z Wami wrażeniami po lekturze książki Magdaleny KrauzeCzekałam na Ciebie”, którą blog Kocie czytanie ma przyjemność objąć patronatem medialnym.

Ci z Was, którzy są stałymi czytelnikami mojego bloga, wiedzą, że nie podejmuję się zbyt często patronowania książkom. Wynika to przede wszystkim z tego, że ja swoim blogowym patronatom stawiam naprawdę wysoką poprzeczkę. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli decyduję się na promowanie danego tytułu, to muszę być absolutnie przekonana, że historia, którą skrywają karty owej książki, jest tą, którą ja mogę swoim czytelnikom z czystym sumieniem polecić.

Na pewno teraz, wiele z Was zastanawia się, co w takim razie ma w sobie akurat ta książka, co zdecydowało o tym, że jednak dołączyła ona do grona moich blogowych patronatów?

Oczywiście odpowiem Wam na to pytanie, ale pozwólcie, że potrzymam Was jeszcze chwilę w niepewności, gdyż zanim opowiem Wam o samej powieści, nie byłabym sobą, gdybym nie pokusiła się o chwilę życiowych refleksji i przemyśleń, do których oczywiście skłoniła mnie ta historia.

Kochane kobietki, dziś chciałabym się zwrócić szczególnie do tych z Was, które jesteście singelkami. Ile razy zdarzyło Wam się słuchać zwierzeń waszych koleżanek, które są, bądź były w związkach, na temat tego, jak to, one wiele przeżyły i jak duże doświadczenie w tej dziedzinie życia mają. One się ekscytowały, a Wy czujecie się gorsze. Ja sama będąc romantyczką, ze smutkiem muszę stwierdzić, że w dzisiejszym świecie niestety romantyzm został zatracony. Młode dziewczyny, czując presję, coraz bardziej spieszą się do tego, aby z kimś być, często zapominając o tym, co tak naprawdę jest istotą prawdziwego uczucia, a co gorsza zatracając w tym siebie.

Dziś wspólnie z autorką i główną bohaterką jej debiutanckiej książki - Pauliną Jabłońską spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto nie patrząc na poglądy innych, mieć swoje zasady i czekać na prawdziwe uczucie?

Paulina jest dwudziestoośmioletnią kobietą, której życia mogłaby pozazdrościć jej nie jedna z nas. Ma satysfakcjonującą pracę w wydawnictwie kobiecego pisma, kochającą rodzinę, która zawsze służy wsparciem, dobrym słowem i pocieszeniem. Dom rodzinny to dla niej niczym bezpieczna przystań, w której może odnaleźć spokój i wytchnienie, kiedy tylko tego potrzebuje. Nieocenioną wartością są dla niej również przyjaciele, a szczególna więź łączy ją z Malwiną. Nasza bohaterka mimo swojego wieku nadal jest sama. Jednak cały czas w głębi duszy marzy o tym, by kochać i być kochaną. Nie zmienia to faktu, że ma w życiu swoje zasady, którymi się kieruje i konsekwentnie się ich trzyma.
Wie, że jej najbliżsi bardzo chcą, aby u jej boku pojawił się ktoś, kto da jej szczęście, ale ona sama mając na uwadze swój nieudany związek, jak również własne obserwacje, nie chce pochopnie wchodzić w żaden związek. Przez cały czas, w głębi serca wierzy, że gdzieś tam czeka na nią ten jedyny, który obdarzy ją prawdziwym szczerym uczuciem.

Jak widzicie, Paulina wie, czego chce i czuje, że to ona jest projektantką własnego życia. Nic bardziej mylnego. Oto nagle  los stawia na drodze kobiety kogoś, kto wywraca jej uporządkowany świat do góry nogami. Igor Gradecki, niespełniona miłość Pauliny z lat szkolnych. Chłopak, który wówczas był marzeniem każdej dziewczyny. Dawne wspomnienia wracają, ale tamte lata to już przeszłość i Paulina jest w pełni świadoma tego, że od tamtej pory wiele się zmieniło, a przede wszystkim oboje nie są już nastolatkami.

„Wtedy w szkole to chyba najbardziej kochałam Igora za to, co sobie na jego temat wymyśliłam. Chyba nie muszę Ci tłumaczyć, że nastolatka to istota o bardzo małym rozumku. Ale dzisiaj mam dwadzieścia osiem lat, a to znaczy, że jestem o co najmniej dziesięć lat mądrzejsza. Wiem, że nawet najbardziej niebieskie oczy nie gwarantują szczęścia”.
Dziewczyna ma jednak przewagę nad Igorem. Ona go pamięta, a On zupełnie jej nie kojarzy. Co więcej, Paulina chce, aby tak zostało, jak najdłużej. Jeśli jesteście ciekawi dlaczego, nie chce, aby mężczyzna skojarzył jej osobę, musicie sięgnąć po książkę, bo ja niczego Wam nie zdradzę. Tym samym podejmując taką decyzję, kobieta daje swojej młodzieńczej miłości białą, czystą kartkę, która będzie zapisywała się na nowo.

Czy Igor jest prawdziwy w tym, jak postrzega go dziś Paulina, może to tylko gra pozorów? Czy powiedzenie „Stara miłość nie rdzewieje”, znajdzie swoje potwierdzenie pomiędzy tą dwójką? O tym, musicie przekonać się już sami.


Moi drodzy w tym miejscu chciałabym zapewnić Was, że „Czekałam na ciebie” to powieść wielowątkowa i perypetie głównych bohaterów to dopiero jeden z wielu wątków, jakie w książce znajdziemy.

Kolejnym bardzo ważnym dla mnie jako psychologa problemem, o którym, nie mogłabym nie wspomnieć, a który zdecydowała się poruszyć autorka, jest problem przemocy psychicznej w małżeństwie. W ciszy i pokorze zmaga się z nim koleżanka z pracy Pauliny – Monika

Kobieta jest tłamszona przez swojego męża. Zdominowana przez niego, znosi wszelkie upokorzenia, będąc przekonaną, że dla dobra dzieci i tego, aby miały szczęśliwą rodzinę musi poświęcić własne szczęście. Mąż Grzegorz wykorzystuje potulność żony i mocno sobie poczyna jej kosztem.

„A ja zadałam sobie pytanie, czego Monika uczy te dzieci?Że szczęście można poświęcić, że życie wbrew sobie, wbrew własnym pragnieniom, to, coś dobrego? Siedząc tak nocą w mojej niewielkiej kuchni, obiecałam sobie nie godzić się na mniej, nie zaspokajać cudzych pragnień kosztem własnego szczęścia. Nawet jeśli to znaczy, że będę żyła z kotem”.

Moje drogie nigdy nie dawajcie przyzwolenia na podobne traktowanie. Pamiętajcie, musicie oczekiwać od waszych mężów, czy partnerów, szacunku i tego, aby traktowali Was na równi ze sobą
Bez tego nigdy nie stworzycie udanego związku. A wasze dzieci patrząc na to, co dzieje się w domu, przeniosą te błędne wzorce na swoje przyszłe dorosłe życie. Pamiętajcie szczęśliwa mama, równa się szczęśliwe dziecko.

Jeśli jesteście ciekawi, czy Monika wreszcie to zrozumie i znajdzie w sobie siłę, aby o siebie zawalczyć, odpowiedz, oczywiście czeka na Was w książce.

W moim przypadku nie obyło się bez łez, podczas czytania. A wszystko za sprawą wątku ciężkiej choroby, w którym ja odnalazłam dużą część tego, z czym sama również musiałam się zmierzyć. Oczywiście nie będę teraz pisać, co mam na myśli, ale czytając, na pewno domyślicie się, o co chodzi.
Powiem tylko tyle, nigdy nie możemy z góry zakładać, że wiemy, co dla osób nam bliskich będzie najlepsze. Takim przeświadczeniem możemy ich bowiem mocno zranić. Pozwólmy im samodzielnie za siebie decydować.

Jak widzicie „Czekałam na ciebie” to książka, w której naprawdę dużo się dzieje i jestem pewna, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Myślę, że odpowiedz na pytanie, dlaczego zgodziłam się rekomendować Wam tę książkę, jest już oczywista, ale niech tradycji stanie się zadość i podsumujmy sobie wszystko jeszcze raz.

„Czekałam na Ciebie” to wspaniały debiut literacki, który wciąga od pierwszej strony i tak już zostaje do samego końca. Historia, którą Magdalena Krauze oddała w ręce swoich czytelniczek, ujmuje swoją autentycznością. Ta historia mogłaby być historią każdej z nas. Wszystko to, o czym czytamy, wzbudza wiele emocji: smutek, wzruszenie, ale również nie zabraknie niepohamowanych salw śmiechu.

Nie można też pominąć bez słowa wspaniałej nad wyraz prawdziwej i wyrazistej kreacji bohaterów. Nie są oni w żaden sposób wyidealizowani. Jak każdy z nas mają swoje wady i zalety. Popełniają błędy. Cieszą się i płaczą. Jedni wzbudzają naszą sympatię, a innych mamy ochotę udusić. Nic dodać, nic ująć - samo życie.

To wszystko w połączeniu z lekkim i bardzo przystępny stylem pisania, którym posługuje się autorka, sprawia, że książkę czyta się w mgnieniu oka i żałuje się, że tak szybko się skończyła, a potem jeszcze bardzo długo nie można przestać o niej myśleć.

Zdecydowanie widać, że autorka włożyła w napisanie tej historii nie tylko całe serce, ale również ogrom pracy, co zaowocowało wspaniałą, pełną humoru, ale i cennych wartości książką, która pozwoli Wam się odprężyć i oderwać od trudów codziennego życia.

Gorąco zachęcam Was moi drodzy do tego, abyście Wy również przeczytali tę książkę.
Życzyłabym nam wszystkim, coraz więcej tak dobrych debiutów.

Pamiętajcie, swoją premierę książka będzie miała 31 lipca br., jednak już teraz można ją kupić w przedsprzedaży na stronie internetowej księgarni Empik.

Ja już nie mogę doczekać się kontynuacji, bo zakończenie tej części tak mnie, zaskoczyło, że jak najszybciej chcę wiedzieć, co będzie dalej.

Ze swej strony chciałabym serdecznie podziękować Autorce oraz wydawnictwu Jaguar za umożliwienie mi patronowania tak świetnej książce.








środa, 10 lipca 2019

Kiedy w sercu rozpęta się burza.

Moi drodzy dziś chciałabym zabrać Was ze sobą w odwiedziny do babci Kaliny i bliskich jej sercu osób, który już po raz trzeci otwierają dla nas drzwi Willi pod kasztanem. Wybrać się tam możemy oczywiście dzięki Pani Krystynie Mirek i trzeciej części cyklu „Willa pod kasztanem” - „Na strunach światła”.

Muszę się Wam przyznać, że wracałam do tego niezwykłego miejsca i jego wszystkich mieszkańców z ogromną radością i sentymentem, ponieważ ma ono w sobie wyjątkowy klimat. Tak się złożyło, że kiedy piszę dla Was te kilka słów o książce, przeżywam trudny okres w swoim życiu, a ta powieść jest dla mnie doskonałym sposobem na odrobinę wytchnienia i oderwania się od tego, co bolesne. Mając w pamięci poprzednie odsłony tej historii, byłam pewna, że cudowna babcia Kalina z otwartym sercem zaprosi mnie do swojej kuchni, gdzie unosił się będzie wspaniały zapach domowego ciasta. A uwierzcie mi w tak życzliwej i serdecznej atmosferze, w gronie przyjaciół, za których uważam bohaterów, powieści wszystkie troski w mgnieniu oka stają się łatwiejsze do zniesienia. Stało się dokładnie tak, jak myślałam, ale tego, co się dzieje u moich przyjaciół zupełnie się nie spodziewałam i kiedy podzielili się ze mną tym, co u nich słychać poczułam się naprawdę zaniepokojona. Jeśli chcecie wiedzieć, co się stało, chętnie opowiem Wam o tym, czego się dowiedziałam.

Nasza kochana seniorka zawsze służy dobrą radą, a i pysznym posiłkiem zawsze poczęstuje, z czego korzystają zarówno jej wnuczęta, jak i rodzeństwo Łaniewskich. Cały dom tętni życiem, co babcię bardzo cieszy, gdyż jeszcze niedawno stałym jej towarzyszem była jedynie cisza. W powietrzu unosi się miłość, która rozkwita, tak samo pięknie, jak jej ogród. Niestety, kiedy jedni budują szczęśliwe życie, inni cierpią.

„Na strunach światła” skupia się głównie na dwóch wątkach. Pierwszy z nich to motyw zakazanej miłości. Jeden z bohaterów, oczywiście nie zdradzę Wam, który, kocha skrycie, miłością niespełnioną w kobiecie, o której nie wolno mu nawet pomyśleć w podobny sposób, W sercu mężczyzny panuje burza emocji. Wie, że jeśli to, co czuje, wyjdzie na jaw, zniszczy wszystko, co do tej pory było dla niego najcenniejszą wartością. Podczas gdy chłopak toczy nierówny pojedynek serca z rozumem, babcia Kalina bogata w doświadczenie i mądrość życiową niepokoi się o szczęście tych, których kocha.
Ten wątek to doskonały dowód na to, jak bardzo miłość bywa przewrotna. Często bowiem pociąga nas zakazany owoc, podczas gdy pozostajemy ślepi na to, co los daje nam niemalże na tacy. Czy tym razem serce zagubionego chłopaka odnajdzie właściwy kierunek i przyniesie upragnione szczęście? Sprawdźcie sami.

Niestety problemy uczuciowe młodych, to nie jedyne troski, które trapią Kalinę. Przykro mi to pisać, ale nad willą zawisło bezwzględne widmo przeszłości obciążone wieloma niewyjaśnionymi tajemnicami, poczuciem, krzywdy i urazy, które domaga się sprawiedliwości.
Oto pewnego dnia w tak ciepłym i przytulnym miejscu, jakim jest willa, powiało chłodem do szpiku kości. A wszystko za sprawą matki Antka, która nie bawiąc się w subtelności, zjawia się w domu swojej byłej teściowej, aby przedstawić swoje racje i zażądać tego, co jej zdaniem jej się należy.
Obojętna na działania Iwony nie pozostaje również matka Bianki. Tak oto dochodzi do starcia byłej żony i kochanki i niestety, nie trudno się domyślić, że kartą przetargową w konflikcie kobiet stały się ich dzieci.

Jak widzicie, serca naszych bohaterów targane są burzliwymi emocjami. Jeśli jesteście ciekawi czy przytulne królestwo babci Kaliny ma w sobie wystarczającą moc, by na nowo wlać w serca swoich mieszkańców spokój, gorąco zachęcam do sięgnięcia po „Na strunach światła”.

Jestem przekonana, że wielbicieli twórczości autorki do lektury owego tytułu namawiać nie muszę. A tych z Was, którzy jeszcze nie czytali cyklu „Willa pod kasztanem”, zapewniam, że jest to bardzo ciepła i wciągająca historia, która skradła moje serce już w pierwszej części i ma w nim swoje miejsce do dzisiaj. To jedna z tych książek, której się nie czyta, a odczuwa. Co więcej, podczas czytania przez cały czas miałam wrażenie nie tylko tego, że jestem bardzo blisko przeżyć każdego z bohaterów książki, ale wręcz  jestem częścią kochającej się rodziny. Rodziny, która mimo nieomijających ją zmartwień, trosk i problemów, zawsze jest razem.
Za każdym razem, kiedy kończę czytać książkę i odkładam ją na półkę towarzyszy mi smutek, że muszę ich wszystkich opuścić. Tym razem jest podobnie, ale ku mojej ogromnej radości wiem, że nie było to moje ostatnie spotkanie z tym cyklem. Ja już nie mogę doczekać się czwartego tomu, a Wy, znacie ten cykl? Jeśli tak koniecznie napiszcie w komentarzach, czy podobnie jak było to w moim przypadku, skradł on również Wasze serca, a może dopiero planujecie rozgościć się w Willi pod kasztanem?

Recenzja powstała we współpracy z portalem Czytajmy polskich autorów, za co bardzo dziękuję.

Jeśli jesteście ciekawi, co pisałam na temat  jednego z poprzednich tomów cyklu, zapraszam TUTAJ.


sobota, 6 lipca 2019

Od przeszłości nie uciekniesz.

Kochani, czy pamiętacie czas swoich matur i egzaminów zawodowych? Wiem, że niektórzy z czytelników mojego bloga, właśnie w tym roku pisali swój egzamin dojrzałości, więc te emocje są jeszcze w Was bardzo świeże. Ja swoją maturę pisałam piętnaście lat temu, ale wspomnienia tamtego czasu w moim życiu nadal pozostają żywe. Nie wiem, jak, było w waszym przypadku, ale dla mojej całej klasy był to, czas, kiedy bardzo mocno się zjednoczyliśmy i staraliśmy się wykorzystać, jak najlepiej te ostatnie dni przed tym, zanim nasze drogi się rozejdą i każdy z nas patrząc odważnie w przyszłość, pójdzie własną drogą, by realizować swoje plany i marzenia.

Pewnie teraz zastanawiacie się, dlaczego akurat dziś dzielę się z Wami wspomnieniami z tamtejszych wydarzeń. Odpowiedź kryje się w książce „1000 pierwszych szeptów" Anieli Wilk, o której  chcę Wam dziś opowiedzieć.
Główną bohaterką powieści jest Lila. Maturzystka, która w momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, powinna wspólnie z koleżankami i kolegami z klasy przeżywać stres związany z tym, jakie zadania przyjdzie jej rozwiązać na teście maturalnym. Niestety może jedynie za pomocą mediów społecznościowych śledzić zmagania przyjaciół, bo sama do matury nie przystąpi. Los bowiem bardzo szybko zmusił ją do zdania znacznie trudniejszego egzaminu niż ten szkolny. W starciu z bezwzględnym przeciwnikiem, jakim stało się dla niej życie, które nigdy jej nie rozpieszczało, musiała zmierzyć się z tak wieloma problemami i troskami, że nauka zeszła na drugi plan.
Samotnie musiała patrzeć na chorobę i śmierć matki, a także przejąć opiekę nad nastoletnim bratem Markiem. Nigdy nie mogła liczyć na wsparcie nikogo bliskiego, ponieważ ojciec odszedł od rodziny, przed przyjściem Marka na świat. Przystępując do lektury książki, właśnie towarzyszymy rodzeństwu w podróży na Pomorze do domu babki ze strony ojca, który teraz ma się stać również ich domem. Dla samej Lili, taki obrót spraw jest nie lada zaskoczeniem, ponieważ za życia swojej synowej babka nie utrzymywała kontaktów z rodziną. W tym miejscu rodzą się pierwsze pytania. Dlaczego ojciec Lili i Marka opuścił rodzinę? Dlaczego babka Alicja nie interesowała się losem rodziny syna? Oczywiście dziewczyna będzie szukała odpowiedzi na te pytania. Na ten moment, ma o wiele większy problem. Po traumatycznych przeżyciach, których oboje z Markiem doświadczyli, nasza bohaterka zupełnie nie może poznać osoby brata. Chłopak wykazuje przerażające siostrę fascynacje, stał się agresywny i całkiem obcy. Lili przeraża to, co się z nim dzieje i choć bardzo się stara, nie potrafi do niego dotrzeć.
Rodzinne strony ojca są dla dziewczyny wkroczeniem w nieznane i teraz będzie musiała na nowo ułożyć swoje życie, zamykając za sobą pewien rozdział.
Szansą na nowy, lepszy początek jest dla niej Miłosz, tamtejszy leśnik, który staje na jej drodze życiowej w dość nietypowych okolicznościach.
Z czasem między tą dwójką rodzi się płomienne uczucie, ale jak się przekonacie, szansa ta może okazać się tylko niemożliwym do spełnienia marzeniem. A dlaczego? Sięgnijcie po książkę i poszukajcie odpowiedzi na jej kartach.

„1000 pierwszych szeptów” to pierwsza część cyklu i to widać od samego początku książki. Nie trudno dostrzec, że to wszystko, o czym czytamy, jest dopiero wstępem i preludium do tego, co przygotowała dla nas autorka. Aniela Wilk skupia się na tym, aby przedstawić swoim czytelnikom zarys fabuły oraz zaprezentować postacie jej bohaterów, jak również relacje ich łączące. I tak oto poznajemy Lilkę - młodą dzielną kobietę, która stara się odnaleźć utracony spokój i odzyskać kontrolę nad własnym życiem, ale ku jej rozpaczy nie ułatwia jej tego, agresywny i krnąbrny nastoletni brat Marek, o którego lęk i troska spędza siostrze sen z powiek. Babkę Alicję, kobietę mocno osobliwą, która na każde pytanie wnuczki dotyczące ojca i przeszłości rodzony odpowiada tak, by nie powiedzieć niczego znaczącego. Można przypuszczać, że ma coś do ukrycia. No i jest jeszcze Miłosz – młody pracownik straży leśnej, który choć potrafi mocno irytować nadmierną pewnością siebie, to jednak ma w sobie coś, co fascynuje Lili. On też wiele już w życiu przeszedł.

Ta część nie powie nam zbyt wiele o samej istocie perypetii czekających bohaterów, ale mocno podsyci naszą ciekawość odnośnie tego, co spotka ich w kolejnej części. A zakończenie tego tytułu wyraźnie wskazuje na to, iż przeszłość, której tak pieczołowicie chroni Alicja, powróciła ze zdwojoną siłą i może zagrozić nie tylko całej rodzinie, ale także zniszczyć wszystko, co piękne.

Ze swej strony, gorąco zachęcam Was do poznania tego, co skrywa „1000 pierwszych szeptów”. Jest to ciekawie napisana, wprowadzająca w dalszą część historii będącą obiecującą zapowiedzią wciągającej historii, która uświadamia nam, że niezależnie, od tego, jak bardzo chcielibyśmy uciec od przeszłości, jest to absolutnie niemożliwe i prędzej, czy później będziemy musieli się z nią zmierzyć. 

Ja z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę powieści.
A Wy czekacie razem ze mną? Znacie już ten tytuł? Jeśli nie, to myślę, że jest to ciekawa propozycja na spędzenie wakacyjnego popołudnia. Jest to niewielka objętościowo pozycja, którą z uwagi na lekki i swobodny styl pisania autorki czyta się bardzo szybko i przyjemnie, dlatego jestem pewna, że kawa przy tej książce będzie smakowała wybornie. Ostrzegam jednak, że możecie być zmuszeni wypić zimną kawę, bo książka wciąga i istnieje ryzyko, że o kawie najzwyczajniej w świecie zapomnicie.

Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Tania książka, za co bardzo dziękuję.
Zachęcam Was również do zapoznania się z pozostałymi nowościami, które przygotowała dla nas księgarnia, bo jest ich naprawdę wiele i jestem pewna, że każdy znajdzie coś dla siebie.

piątek, 5 lipca 2019

Wspierajmy młode talenty. Odrobina prywaty.




Witajcie kochani, dziś przychodzę do Was z odrobiną prywaty. Wierząc w to, że my miłośnicy literatury chętnie wspieramy także inne dziedziny kultury, chciałabym prosić Was o wsparcie dla Oliwii, utalentowanej młodej dziewczyny o pięknym głosie, która próbuje swoich sił w konkursie wokalnym.
Jeśli zaprezentowany utwór Wam się podoba, w imieniu wykonawczyni poproszę o głos. Dla Was będzie to tylko jedno kliknięcie, a dla Oliwii wielka szansa i radość. 
Wystarczy kliknąć tu 

Głosowanie trwa do 18 sierpnia br. i jest zupełnie bezpłatne. Głosować można wielokrotnie. Jednak każdego dnia konkursu można oddać tylko 1 głos.

Będzie nam miło, jeśli udostępnicie tę informację na swoich social mediach.


Z góry dziękuję:).

środa, 3 lipca 2019

Fragment: Walcząc z cieniami Aly Martinez cz. 3



Kochani wreszcie dziś doczekaliśmy się premiery książki Walcząc z cieniem autorstwa Aly Martinez, której poprzednie odsłony możecie odnaleźć na moim blogu. Z tej okazji, przychodzę do Was z , ostatnimi już fragmentani książki, po przeczytaniu których, mam nadzieję, natychmiast pobiegniecie do księgarni, aby poznać całość historii, którą skrywają karty książki.

Rozdział trzeci
Ash
– POMOCY! PROSZĘ! – KRZYKNĘŁAM, niemal taranując dobrze ubranego mężczyznę. Na gołych stopach czułam chłód betonu, a podarty sweter nie chronił mnie przed lodowatym wiatrem, który hulał po mieście.
– Wow! – krzyknął, chwytając za moje ramiona, żeby mnie uspokoić.
– Proszę. Musi mi pan pomóc. Mój ojciec… On… – przerwałam, a do oczu napłynęły mi łzy. – Muszę zadzwonić do mamy. Nie ma pojęcia, gdzie jestem. – Złapałam go za nadgarstek i owinęłam sobie jego rękę wokół ramienia, chowając twarz w jego płaszcz.
– Chwilę. – Zrobił ogromny krok w tył, przerywając ten mimowolny uścisk. – O co, do cholery, chodzi? – Zmarszczył czoło i przyglądał się mojej twarzy, szukając odpowiedzi, których nigdy nie mogłabym mu udzielić.
– O mój Boże! – szepnęłam, wyglądając zza jego ramienia. – Idzie tu. Szybko, niech pan mnie schowa!
Używając jego płaszcza, przyciągnęłam go do siebie. Jego ręce wisiały bezwładnie wzdłuż ciała. Był widocznie zdezorientowany. A ja nie. Miałam tylko jeden cel.
– Proszę, niech mi pan pomoże. Nie mogę znowu tego zrobić – załkałam.
Napięte ciało mężczyzny od razu się rozluźniło.
– Okej, okej. Uspokój się.
Zerknął na przepełniony ludźmi chodnik, po czym poprowadził mnie do zaułka znajdującego się między dwoma budynkami.
– Lepiej? – zapytał.
Jeszcze nie.
Uniosłam głowę spoczywającą dotychczas na jego klatce piersiowej. 
– Przepraszam. – Wepchnęłam dłonie do kieszeni swetra.
– Jak masz na imię?
– Danielle – odpowiedziałam, a następnie zaczęłam nerwowo przygryzać dolną wargę.
– Okej, Danielle. Ile masz lat?
– Siedemnaście. – Powiedziałabym, że mniej, ale miałam metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i biustonosz w rozmiarze siedemdziesiąt E. Już nikt by się na to nie nabrał.
– Kurde. – Głośno przełknął ślinę.
Stanęłam na placach i wyjrzałam zza jego ramienia, a jego wzrok powędrował za moim.
– Kogo szukasz?
Odchrząknęłam.
– Nikogo nie szukam. Czy mogłabym, ee… Mogłabym pożyczyć od pana telefon, żeby móc zadzwonić do mamy?
– Tak. Pewnie. – Zaczął poklepywać kieszenie swoich eleganckich spodni. – Kurczę, musiałem zostawić go w samochodzie.
– O Boże. – Znowu zaczęłam płakać.
– Nie. Nic się nie stało. Zaparkowałem niedaleko, z przodu budynku. Możemy po niego pójść. – Uśmiechnął się, więc musiałam odwrócić wzrok.
– Nie mogę tam znowu wyjść. Zobaczy mnie. Nie wie pan, co mi zrobi, jeśli mnie znajdzie. Po prostu chcę wrócić do domu. – Zaczęłam szczękać zębami. 
Zdjął swój płaszcz, po czym zarzucił mi go na ramiona.
– Pewnie jest ci zimno.
– Dziękuję – powiedziałam cicho, delikatnie się uśmiechając.
– Słuchaj, pójdę po telefon. Ty zostań tutaj przez kilka minut.
Skinąwszy głową, oparłam się o ceglany mur budynku.
– Zaraz wracam. – Wycofując się, patrzył mi w oczy. Mój Miłosierny Samarytanin ostrożnie spojrzał na dwie strony chodnika, po czym wyszedł z zaułka.
– Na pewno – wymamrotałam, zbliżając się powoli do rogu, by móc obserwować, jak się oddala.
Kiedy odszedł, zaczęłam działać.
Gdy tylko zdjęłam z siebie jego płaszcz, zaczęłam grzebać w kieszeniach swetra. Wyciągnęłam kluczyki od samochodu, które z łatwością mu zwinęłam. Szybko przeciągnęłam po nich rękawem, by usunąć lub przynajmniej rozmazać wszystkie odciski palców, a następnie upuściłam je na ziemię, obok jego płaszcza.
Wydawał się miły. Przynajmniej tyle mogłam dla niego zrobić.
Czułam cholernie silne poczucie winy, lecz nawet nie obejrzałam się za siebie; ruszyłam szybko w przeciwnym kierunku. Biegłam zygzakiem kilkoma bocznymi ulicami, po czym w końcu się zatrzymałam, wyciągnęłam jego telefon i wpisałam numer ojca.
Po rozbrzmieniu jednego dzwonka, warknął:
– Gdzie ty jesteś?
– Róg Price i Czternastej. – Rozłączyłam się.
Minęło kilka minut, zanim sedan ojca wtoczył się i zatrzymał przede mną.
– Co ci tak długo, do cholery, zajęło? Jest spora szansa, że odmroziłam sobie kilka palców u stóp – oznajmiłam gniewnie, wchodząc do samochodu i wsuwając na stopy klapki z podobizną Oskara Zrzędy, które tam na mnie czekały. – Przypomnij mi raz jeszcze, dlaczego musiałam wyjść na bosaka?
– Według najnowszych badań mężczyźni chętniej pomagają kobietom, które są bose. Masz. – Podał mi duży, plastikowy kubek pełen wody.
Znałam procedurę. Wrzuciłam swojego nowo zdobytego iPhone’a do środka. W ciągu kilku sekund ekran zrobił się czarny.
Płakałam nieco za każdym razem, kiedy musieliśmy niehumanitarnie uśpić tak piękną bestię. Mogłabym dać temu telefonowi wspaniały dom w swojej tylnej kieszeni spodni. Bardzo by się cieszył przy wysyłaniu moich tweetów. Mogłam niemal wyobrazić sobie jego zachwyt, gdy pomagałby mi w tworzeniu memów z kotami. Niestety dla mnie i błyszczącego malca, telefony komórkowe można było namierzyć. Więc niezależnie od tego, jak wiele z nich udawało mi się podwędzić, wszystkie czekał ten sam los.
– Ash, nie patrz tak na mnie! Wkrótce załatwimy ci nową komórkę – skłamał.
Codziennie słyszałam tę i wiele innych obietnic. Same kłamstwa. Nigdy nie miałam dostać nowego telefonu, nie po tym, jak oddał mój swojej pięknej, nowej żonie. Tej szmacie.
– Proszę. Chcesz ten? – Zakręcił w palcach tanim, przeznaczonym do jednorazowego użytku telefonem z klapką.
Przewróciłam oczami.
– To wspaniała oferta, ale z niej nie skorzystam – odparłam sarkastycznie, a on zachichotał.
– Dobra. Co jeszcze masz dla mnie? – zapytał, zacierając ręce.
Zaczęłam grzebać w kieszeniach swojego swetra.
– Zegarek.
Podniósł go, żeby mu się przyjrzeć.
– No weź, Ash. To podróbka!
– Ojej. Przepraszam, ojczulku. Może sam powinieneś mataczyć? Czy są jakieś badania informujące o tym, jak mężczyźni reagują na facetów z włosami zaczesanymi na część głowy z łysiną? Powinniśmy spróbować. – Uśmiechnęłam się krzywo.
– Nie waż się mówić do mnie takim tonem. Chyba że chcesz przeprowadzić się do Minneapolis. – Uniósł brew.
– Co? Nie! – krzyknęłam. – Powiedziałeś, że możemy zostać w Tennessee.
– To przestań mi truć dupę. Tu nie jest tanio. Jeśli chcesz tu zostać, musisz przynosić mi coś lepszego niż podróbki rolexów. I nawet nie udawaj, że tego nie zauważyłaś, kiedy obrałaś tego kolesia za cel.
Zacisnęłam zęby.
Och, zauważyłam. Właśnie dlatego go wybrałam. Nie byłam złą osobą. Pewnie, byłam złodziejką, ale brałam tylko to, czego potrzebowałam, żeby udobruchać ojca. Nienawidziłam okradać ludzi, szczególnie tych miłych, którzy, jak się zdawało, naprawdę się o mnie martwili. Na zewnątrz był okropny ziąb, a ten nieznajomy okrył mnie swoim płaszczem. W przeciwieństwie do mojego ojca, który zabrał mi buty i wypchnął z samochodu dwie przecznice dalej.
Nie chciałam okradać ludzi, jednakże byłam gotowa zrobić wszystko, byle tylko nie musieć się znowu przeprowadzać.
Piętnaście lat. Dwadzieścia dwa domy. Cóż, dom może być nadużyciem tego słowa. Pewnie, mieszkaliśmy w domach. Ładnych. Dużych. Ale mieszkaliśmy też w przyczepach, mieszkaniach i, więcej niż raz, w naszym samochodzie. Oszukiwanie ludzi nie zapewniało stałego dochodu.
Sięgając do kieszeni, wyjęłam z niej resztę rzeczy mężczyzny.
– Proszę.
– Dobra dziewczynka! – Wyrwał mi z rąk portfel oraz wizytownik. – Gdzie są jego kluczyki od samochodu?
– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami, z zakłopotaniem wyglądając przez okno.
– Cholera, Ash! – wybuchnął.
– Był miły! Zabrałam mu portfel! Nie miałby jak zapłacić za taksówkę!
– Tak? Biedaczyna. Może napisz do niego list z przeprosinami?
Nie najgorszy pomysł, ale byłam całkiem pewna, że ojciec miał coś zupełnie innego na myśli.
– Kiedy wylądujesz w pierdlu! – dokończył. – Były na nich twoje odciski palców. Jak cię złapią raz, to będą mogli cię wrobić w każdego innego dupka, którego obrobiłaś!
– Nie! Wytarłam je.
– Cóż, dla twojego dobra, mam nadzieję, że zrobiłaś to dokładnie! Skończ z zostawianiem tych pieprzonych kluczyków! – Uderzył otwartą dłonią w kierownicę.
– To niegrzeczne. I tak nic z nimi nie robimy. Po prostu wyrzucamy je do śmieci.
– Teraz posłuchasz mnie bardzo uważnie. – Gdy tylko wyjechaliśmy z miasta, zjechał na pobocze. – Twoim zadaniem jest zabieranie wszystkiego, co mają w kieszeniach. I tyle. Jeśli twoje dłonie czegoś dotkną, to wraca to z nami do domu. Rozumiesz?
Przewróciłam oczami.
A on swoje zwęził.
– Wiesz co? Może Minneapolis byłoby dla ciebie dobrą odmianą.
Tymi słowami zwrócił moją uwagę.
– Nie!
– Zaczynasz robić się nieuważna, Ash. – Zrobił wdech przez zęby, siorbiąc przy tym. Od tego dźwięku zrobiło mi się niedobrze. – Odmiana jest dokładnie tym, czego ci trzeba. – Ruszył znowu w drogę, cholernie opanowany.
Jednak ja byłam wściekła.
– Dobra! Zacznę brać kluczyki!
– Nie. Za bardzo przyzwyczaiłaś się do mieszkania tutaj. Każdego łatwo tu obrobić. Potrzebujesz wyzwań, jakie oferuje większe miasto.
– Tato! Nie. Przysiągłeś, że zostaniemy tu cały rok. A minęły dopiero trzy miesiące!
– Nie mogę tak ryzykować i zostawiać twoje odciski palców w całym tym cholernym mieście. Poza tym mam robotę w Minnesocie. Mogłaby nas na jakiś czas ustawić.
– W przyszłym tygodniu zaczyna się szkoła! Obiecałeś, że po świętach będę mogła się do niej zapisać.
– A wiesz co? Czasami sprawy się spieprzą i nie chcą iść po naszej myśli. – Sięgnąwszy w moją stronę, otworzył schowek, wyciągając z niego wykałaczkę i wtykając ją sobie do ust. Czułam nieodpartą potrzebę wbicia mu jej w oko. – Szczególnie kiedy wracasz z pięcioma stówami oraz pieprzonym etui na wizytówki.
Nie wiedział, że miły facet, którego dopiero co obrobiłam, miał w swoim portfelu, oprócz pięciuset dolarów, także kartę ubezpieczenia społecznego. Nie wiedział też tego, że wyjęłam ją niepostrzeżenie, kiedy sprawdzał zegarek. Prawdopodobnie dzięki mnie ten biedny palant nie zmarnuje trzech lat swojego życia, próbując odzyskać swoją tożsamość po tym, jak mój ojciec skończyłby jej używać. Ale… był miły.
– Dupek – wymamrotałam pod nosem. Chociaż ani trochę nie byłam cicho.
– Po prostu daj sobie z tym spokój, Ash. Zmieniłem zdanie. Nie sądzę, żeby szkoła do ciebie pasowała. Poza tym co ty, do cholery, wiesz na temat algebry?
– Nic! – krzyknęłam. – Nic nie wiem na temat algebry, angielskiego ani historii, a ciebie to nie obchodzi. To cholerny cud, że potrafię chociaż czytać i pisać.
– Och, daj, kurde, spokój. Ciągle siedzisz z nosem w jakiejś książce. Poza tym zdobyłem dla ciebie komputer, żebyś mogła zacząć lekcje online. Przestań dramatyzować. – Wrócił do wyglądania przez okno.
– Nie zdobyłeś dla mnie komputera. Ukradłam go! Dziewięćdziesięcioletniemu staruszkowi, któremu kupiły go wnuki, żeby mogły codziennie rozmawiać z nim na Skypie, ponieważ bardzo za nim tęskniły.
– O czym ty, kurwa, gadasz? – Zaśmiał się. – Miał sześćdziesiąt pięć lat i pełno kasy. Jego wnuki go nienawidziły.
– Nie wiesz tego! Mogłabym mieć rację. – Skrzyżowałam ręce na piersiach, ostentacyjnie wydymając usta.
– Nie, nie mogłabyś. A skąd niby, do cholery, miałem klucze do jego domu? Jego syn, kryminalista, zapłacił mi, żeby mu zwinąć ten komputer. Zanim udekorowałaś to urządzonko naklejkami ze szczeniaczkami, było w nim sporo ciekawych informacji.
Nieważne. Wolałam swoją historię.
Znowu wróciłam do poprzedniego tematu.
– Nie zamierzam się przeprowadzać.
– Debbie w tym momencie pakuje twoje graty.
– Nie – wykrztusiłam.
– Nie stać nas na to, żeby zostać. Gdybyś przyniosła mi coś naprawdę pożytecznego, moglibyśmy przetrwać jeszcze kilka tygodni, ale wizytówkami nie zapłaci się za wynajem.
Tennessee było naprawdę do dupy. Nie miałam tu żadnych przyjaciół i spałam na kanapie w jednopokojowym mieszkaniu, w którym roiło się od mrówek. A jednak oddałabym kompletnie wszystko, żeby tu zostać. To tutaj ojciec po raz pierwszy na serio rozważał posłanie mnie do szkoły. Nienawidziłam jego żony, a ona, całe szczęście, odwzajemniała moje uczucia. Była tak zdesperowana, żeby się mnie pozbyć, że tak właściwie przekonała starego, że szkoła dobrze by mi zrobiła. Nie eksperymentowałam ze swoją seksualnością, ani nic, ale gdy w końcu się zgodził, chciałam ją powalić i zacząć ujeżdżać.
Od kiedy pamiętam, błagałam ojca, żeby pozwolił mi pójść do szkoły. Lecz zawsze odpowiadał stanowczym „nie”. Przez lata karmił mnie tonami gównianych wymówek, jednak ja znałam prawdę. Wszystko sprowadzało się do zostawiania za sobą śladu w postaci dokumentów. Ray Mabie użył już stu różnych tożsamości. Bardzo rzadko zdarzało się, żeby korzystał z własnej. Jednakże jeśli Ash Victoria Mabie zapisałaby się do szkoły publicznej, musiałby dostarczyć jakiś dokument. Boże, zabiłabym, żeby móc pójść do szkoły, gdzie chodzą dzieciaki w moim wieku. Słyszałam, że nastoletnie dziewczyny to suki, ale z chęcią przekonałabym się o tym na własnej skórze. Nie mogły być aż takie złe. Cholera, ja byłam całkiem ekstra. Na pewno znalazłyby się jakieś laski podobne do mnie.
Wzięłam głęboki wdech i wsunęłam rękę do kieszeni, dotykając karty ubezpieczenia społecznego, która, wiedziałam to na pewno, podarowałaby mi więcej niż tylko kilka dodatkowych tygodni. Zaczęłam ją wyciągać, ale zatrzymałam się, kiedy przypomniałam sobie delikatny uśmiech mężczyzny. Miłosiernego Samarytanina, który zaoferował mi – nieznajomej w potrzebie – swój płaszcz. Nie musiał tego robić. Mógł się odwrócić i ruszyć w przeciwną stronę, tak jak wielu innych zrobiło tego dnia.
Cholera. Dlaczego musiał być taki miły?
– Nienawidzę cię – wymamrotałam, opuszczając szybę i wyrzucając kartę ubezpieczenia społecznego na pobocze.
– Co to, do cholery, było? – zapytał ojciec.
– Papierek po gumie. Chcesz? – Podrzuciłam opakowanie gumy do żucia, które schowałam w dłoni.
Przyjrzał mi się z uwagą.
– Guma, hę?
– Tak – odpowiedziałam, po czym zrobiłam balon, który głośno pękł.
– Nie śmieć – zganił mnie.
Roześmiałam się. Ten mężczyzna wysłał mnie bezbronną na ulicę, ale przeszkadzał mu papierek po gumie na poboczu. Do diabła z jego córką, ale lepiej nie ingerować w kruche środowisko.
Pieprzyć takie życie.

Rozdział czwarty
Flint

Osiem miesięcy później…

– MUSZĘ SIĘ STĄD zmyć – oznajmiłem, jakby przetrzymywano mnie w czeluściach piekieł. I według mnie naprawdę tak było.
Szczyciłem się swoim logicznym myśleniem oraz zrównoważeniem. Lubiłem planować, analizując każdy detal. Czasami zakrawało to na obsesję. Ale wtedy, gdy z moich ust wyszły te słowa, podjąłem pochopną decyzję. Zrobiłem to w chwili, kiedy przyłapałem swojego brata na niewinnym całowaniu swojej żony, która trzymała ich dziecko. Miał do tego pełne prawo, a ja miałem pełne prawo odejść i nie musieć już tego oglądać.
Till z Elizą z całych sił starali się sprawić, żebym dobrze się poczuł w ich nowym domu. I każdy mógłby uznać, że świetnie im się to udało. Dom zupełnie nie przypominał zapyziałej nory, w jakiej dorastaliśmy. Powinienem być zachwycony, a czułem się przytłoczony w tej wartej prawie półtora miliona rezydencji. Pewnie, specjalnie dla mnie wybudowano pokój uzupełniony w przylegającą siłownię – spełnienie marzeń każdego fizjoterapeuty – oraz w pełni dostosowaną do potrzeb osób niepełnosprawnych łazienkę. Miałem wolność, o jakiej większość ludzi znajdujących się w mojej sytuacji mogła tylko pomarzyć.
A jednak czułem się jak więzione zwierzę.
– Okej – powiedział zaskoczony Till. – Dokąd chcesz się zmyć? – Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zaczął mi się uważnie przyglądać.
Gdziekolwiek, byle nie było to miejsce, gdzie pieprzysz kobietę, którą kocham.
– Do college’u – odpowiedziałem. – Czuję się lepiej, a już i tak jestem semestr do tyłu. Jestem gotowy zacząć studia.
Eliza uśmiechnęła się sztywno, przekładając swoją pięciomiesięczną córkę z jednego biodra na drugie.
– Możesz chodzić do college’u i tu mieszkać. To tylko piętnaście minut drogi stąd.
Pieprzyć. To.
– Mają akademiki z dostępem dla wózków inwalidzkich – powiedziałem, nie patrząc jej w oczy.
Tak. I trzeba czekać rok na pokój w tym akademiku.
– To chyba nie najlepszy pomysł, Flint. W stu procentach jestem za tym, żebyś zaczął szkołę, ale dopiero co zatrudniliśmy nową fizjoterapeutkę. – Till uniósł brwi i posłał mi kpiący uśmiech. – Myślałem, że lubisz Mirandę.
Och, dobrze wiedział, że ją lubię. Kilka tygodni temu przyłapał mnie na pieprzeniu jej. Jednak nie wiedział o tym, że ta dziewczyna jest hardcorową naciągaczką. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na dom i niemal uklękła, gdy tylko wjechałem do pokoju. Lecz ona nie chciała mnie. Chciała pieniędzy, które, jak zakładała, zdobędzie, gdy dobierze mi się do spodni. Te cotygodniowe fizjoterapie zazwyczaj przynosiły korzyść tylko mojemu penisowi. Tak właściwie Till wynajął dla mnie prostytutkę z dyplomem ukończenia studiów.
Jednakże ponieważ byłem tak nieszczęsnym sukinsynem, to znając mojego brata, w ogóle nie obchodził go fakt, iż wydaje pieniądze na zaspokajanie mnie. Chociaż z pewnością zainteresowałoby go to, gdyby wiedział, że dwie minuty po tym, jak wyszedł z pokoju po przyłapaniu mnie i Mirandy na seksie, musiałem nazywać ją Elizą, żeby móc dojść. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Chyba jakiś ignorancki dupek wymyślił powiedzenie „czas leczy rany”. Z mojego doświadczenia wraz z upływem czasu wszystko stawało się gorsze. Chociaż robiłem ogromne postępy we wracaniu do zdrowia, to nadal tkwiłem w miejscu ze swoimi bezużytecznymi nogami oraz doskwierającą obsesją na punkcie żony brata. Odwiedzenie Elizy w szpitalu, gdy urodziła się Blakely, niemal mnie zabiło. Więc zrezygnowałem ze wszystkiego, co robiliśmy jako rodzina. W dniu, kiedy mojemu bratu wszczepiono implant ślimakowy, dzięki któremu znów mógł słyszeć po raz pierwszy od ponad roku, odmówiłem pójścia z nim na ten zabieg. Zacząłem uskarżać się Tillowi na ogromny ból, więc szybko przestał mnie namawiać. Eliza wiedziała, że skłamałem, a ja wiedziałem, że łamię jej tym serce. Brat zasłużył na to, żeby znowu słyszeć, ale ja nie mogłem po prostu siedzieć i patrzeć, jak napawa się tym wszystkim.
Z każdym dniem odczuwałem coraz więcej i więcej goryczy wobec niego.
To nie było fair.
To nie było w porządku.
A jednak chciałem, by zapłacił za każdą cząstkę szczęścia, na którą tak ciężko pracował.
Jakimś cudem, w tym swoim pokrętnym umyśle, zacząłem nienawidzić jedyną osobę, której chociaż trochę na mnie zależało. I tu nie chodziło tylko o Elizę. Szczerze mówiąc, nie byłem pewien, o co mi chodziło. Po prostu Till Page miał życie, za jakie bym zabił, jednak przez jeden pierdolony pocisk nigdy nie mógłbym nawet próbować walczyć o coś takiego.
Mieszkanie z nimi pogarszało sprawę. To było wyczerpujące. Jak tylko opuszczałem swój pokój, zmuszałem się do przybrania cholernie sztucznego uśmiechu i udawania, że nie chciałem uderzyć Tilla za każdym razem, gdy chociażby wpadłem na niego w kuchni, kiedy robiłem sobie pieprzoną kanapkę.
Jego kuchni.
Potrzebowałem własnej cholernej kuchni. I, skoro już o tym mowa, własnej kobiety.
Mój penis był sprawny; przynajmniej tyle miałem. Chociaż dziewczyn raczej nie podniecała wizja bycia z połową faceta. Pieprzyć je. Tak naprawdę pragnąłem tylko jednej, lecz nie mogłem z nią być z powodu o wiele większej bariery niż mój wózek. Ta bariera miała ponad metr dziewięćdziesiąt i ważyła sto trzynaście kilogramów.
Wolałem się wyprowadzić dla dobra wszystkich, jednak gdy wpatrywałem się w zatroskane oczy Tilla, którymi spoglądał na mnie z drugiego końca pokoju, wiedziałem, że on wolał, żebym został. Właśnie to robi z ludźmi obowiązek. A ja stałem się właśnie tym.
– Flint, po prostu zostań tu jeszcze trochę. Możesz pójść do college’u, ale chyba najbezpieczniej będzie, jeśli się nie wyprowadzisz – oznajmił.
– Nie! – krzyknąłem. – Kurwa, nie powstrzymasz mnie! – Podjechałem na wózku do przodu, zatrzymując się kilka centymetrów od swojego starszego brata. Byłem od niego wyższy o pięć centymetrów, lecz musiałem patrzeć w górę niczym proszące dziecko, za które, najwidoczniej, nadal mnie miał. – Wyprowadzam się. Nie proszę cię o zgodę. Po prostu cię o tym informuję.
Z wściekłością zmierzył mnie wzrokiem, a ja odważnie zrobiłem to samo. Od kiedy skończyłem ćwiczyć w On The Ropes sporo schudłem, więc był cięższy ode mnie przynajmniej o dwadzieścia kilogramów, choć jeśli chodziło o złość, nie miałem sobie równych. Till mógł co najwyżej pomarzyć o zebraniu w sobie takiej ilości gniewu.
– Mam prawie dziewiętnaście lat. Nie. Możesz. Mnie. Powstrzymać – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Flint, skończ – poprosiła stojąca u jego boku Eliza.
Ani na chwilę nie oderwałem wzroku od brata, ale byłem pewien, że łzy płynęły po jej policzkach. Jednak już mnie to nie obchodziło. To Till powinien się nią zająć. Nie ja.
Nie. Ja.
– Masz rację. – Zaczął skubać dolną wargę za pomocą palca wskazującego oraz kciuka. Robił tak zawsze, gdy się denerwował, więc ten gest oznaczał moje zwycięstwo. – College dobrze ci zrobi. Kiedy się przeprowadzasz? – Owinął rękę wokół ramion Elizy i pocałował ją w czubek głowy.
No i proszę.
Odwracając od nich wzrok, odpowiedziałem:
– Dzisiaj wieczorem.
– Co? – zapytała Eliza, robiąc głęboki wdech.
– Zostanę na kilka dni u kolegi. A potem zobaczę, czy Slate będzie mógł przyjść i pomóc mi przenieść moje rzeczy.
– Flint, co się tu, do cholery, dzieje? Rozumiem, że chcesz zacząć studia. Ale dlaczego tak nagle zaczęło ci się spieszyć, żeby się wyprowadzić? – zapytał Till.
I zanim mogłem się powstrzymać, szybko spojrzałem na Elizę. Równie prędko odwróciłem wzrok, próbując ukryć swoje niezamierzone wyznanie, lecz zanim miałem ku temu szansę, opuściła ramiona. Może ona nie była mi przeznaczona, jednak sposób, w jaki jej podbródek zadrżał, gdy spoglądała w dół, na podłogę, zdecydowanie był przeznaczony dla mnie. A ja nienawidziłem siebie za to.
– Nie wiem. Po prostu mam dość siedzenia cały czas w domu.
Przechylił głowę, nie do końca przekonany.
– A kiedy zaczynają się zajęcia?
– W poniedziałek. – Zgadywałem. Za cholerę nie wiedziałem, kiedy się zaczynają, ale z radością wcisnąłbym mu jakiekolwiek gówno, żeby jak najszybciej móc się stąd wydostać.
– I jesteś co do tego pewien? – zapytał.
– W stu procentach.
Wzdychając, złapał się za kark.
– Okej, ale jeśli zmienisz zdanie, możesz w każdej chwili wrócić. Zaraz wypiszę ci czek. Przedpłata czesnego za pierwszy rok i za twój pokój. Resztę wydaj na książki. Co miesiąc będę przelewał ci na konto pieniądze na jedzenie oraz inne pierdoły. – Wypuściwszy z objęć Elizę, zaczął wychodzić z pokoju.
– Oszalałeś? Nie zamierzam brać od ciebie pieniędzy!
Zatrzymał się i odwrócił do mnie.
– Słucham?
– Nie wezmę od ciebie pieniędzy. W żadnym wypadku.
– Oczywiście, że, kurwa, weźmiesz!
– To twoje pieniądze. Nie moje. Wydaj je na swoją żonę i córkę. Sam mogę opłacić college.
– Masz rację. To moje pieniądze, na które cholernie ciężko pracowałem, bo chciałem utrzymać swoją rodzinę. Ty jesteś jej częścią – odgryzł się.
– Niestety – wymamrotałem.
Powiedziałem coś dziecinnego, a do tego nie była to prawda. Jednak jedynie te słowa wpadły mi do głowy. Chciałem go zranić. Jednakże stał na drugim końcu pokoju, więc tylko Eliza je usłyszała.
– Flint! – zganiła mnie, ocierając łzy i prostując ramiona.
Kurwa. Znałem to spojrzenie. Wiedziałem, że nie wróżyło ono nic dobrego.
– Till, zabierz Blakely i pójdź po ten czek. Pomogę Flintowi spakować część jego rzeczy. – Uśmiechnęła się słodko, co, całkiem szczerze, cholernie mnie przeraziło.
Brat również musiał poznać to spojrzenie, bo przejmując od niej dziecko, ugryzł się w wargę, żeby ukryć śmiech.
Mniej niż sekundę po tym, jak wyszedł z pokoju, Eliza zaczęła mnie ganić.
– Skończyłeś już? – skrzyżowała ręce na piersiach.
– Taaa. – Nie chcąc słuchać jej kazania, zacząłem wykręcać koła wózka. Lecz zanim udało mi się całkiem odwrócić, podniosła stopę i z całej siły uderzyła nią w hamulec wózka.
– Nie skończyłeś.
– Och, nie? – Zaśmiałem się gorzko, przewracając oczami. Zwolniła hamulec, więc znowu zacząłem odjeżdżać, jednak ona planowała coś innego.
Stanąwszy przed moim wózkiem, zaczęła mierzyć mnie groźnym wzrokiem. Pochyliła się, kładąc dłonie na moich udach.
– Pocałuj mnie.
– Co? – zapytałem, odchylając się.
– Kochasz mnie, nie? To dlatego się wyprowadzasz, prawda? W takim razie pocałuj mnie. Kto wie? Może mi się spodoba. – Wzruszyła ramionami i przybliżyła się jeszcze bardziej.
Wyobrażałem sobie całowanie Elizy przynajmniej milion razy.
– Wow, Elizo. Nie sądziłem, że jesteś zdolna do zdrady.
– To nie zdrada, ponieważ nic bym nie poczuła.
Znowu się zaśmiałem, starając się ukryć dziurę, jaką jej słowa wywierciły w mojej duszy.
– No, skoro tak to ujmujesz.
– W takim razie powiedz mi, dlaczego się wyprowadzasz – zażądała, nie cofając się.
– Mówiłem. Chcę pójść na studia. Poza tym mam dość tego, że cały czas się mną zajmujecie. Muszę zrobić to sam.
Och, i dlatego, że chcę powyrywać ręce mojemu bratu za każdym razem, kiedy cię dotyka.
– Gówno prawda. Wyprowadzasz się przeze mnie.
– Schlebiamy sobie dzisiaj, co? Nie wszystko kręci się wokół ciebie.
– Świetnie zdaję sobie z tego sprawę, jednak tym razem tak jest – wysyczała. – Kocham cię, Flincie Page’u. I ty z pewnością też mnie kochasz, ale nie tak, jak ja ciebie. Jeśli dzięki pocałunkowi zobaczysz, że się po prostu we mnie zauroczyłeś, to jestem w stanie się poświęcić.
– Poświęcić się? Chryste, umiesz zrobić nastrój – stwierdziłem sarkastycznie, choć spojrzałem na jej usta.
Pieprzyć to.
Nagle złapałem ją za kark, przyciągając niesamowicie blisko siebie. Otworzyła szeroko oczy i choć podbródek jej zadrżał, nie cofnęła się.
Latami wzdychałem za Elizą, lecz gdy jej usta znalazły się mniej niż centymetr od moich, uderzyła mnie przytłaczająca rzeczywistość, że nigdy z nią nie będę. Mogłem pocałować ją raz, jednak nigdy nie mógłbym liczyć na więcej. Powinienem to zrozumieć, kiedy brała ślub z moim bratem, ale prawdę pojąłem dopiero wtedy, gdy strach i obawa pojawiły się na jej pięknej twarzy.
Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, ponieważ w końcu postanowiłem o niej zapomnieć. Wpatrywała się we mnie, prosząc swoimi błyszczącymi, ciemnoniebieskimi oczami, a pojedyncza łza zaczęła płynąć po jej policzku.
Kurwa. Ta jedna pieprzona łza mnie zniszczyła.
To był koniec.
Z tą świadomością moja złość zniknęła, pozostawiając mnie obnażonym oraz słabym. Nie mogłem nawet zatrzymać prawdy wypływającej z moich ust.
– Nie wiem, co robić. Stałem się zgorzkniały, Elizo. Przez większość czasu nawet nie wiem dlaczego. To znaczy, jasne, jest ta oczywista rzecz. – Spojrzałem na swoje nogi. – Ale, Boże, tu chodzi o wiele więcej. Kocham cię, więc jego zaczynam nienawidzić. A jednak jest też moim bratem, więc nienawidzę również ciebie tak cholernie bardzo za to, że też go kochasz.
– Nie kochasz mnie, Flint – wyszeptała.
– Nie mów tak! Nie wiesz tego! – wrzasnąłem, po czym zamilkłem. – Po prostu muszę opuścić to miejsce.
– Okej. W takim razie nie zamierzam z tobą walczyć. Jeśli chcesz się wyprowadzić, to w porządku. Jednak czuję, że nie zamierzasz tu wracać. – Kucnęła przede mną i mocno, aż do bólu, ścisnęła moją dłoń. – Musisz mi przysiąc, że twój adres nie zmieni się na stałe.
– Nie mogę… – Przerwałem.
– Nie musisz być w pobliżu mnie, jeśli nie chcesz, ale, proszę, nie rób tego Tillowi i Quarry’emu. – Jej głos stał się piskliwy.
Cholera, jaki ze mnie kutas.
– Tu nie chodzi o ciebie, Elizo. To znaczy, częściowo tak, tylko… kurwa. Tonę. Każdy jest taki szczęśliwy. Till prowadzi teraz klub razem ze Slate’em. Quarry powala na deski wszystkich z ligi boksu amatorskiego. A ja… siedzę na trybunach i patrzę.
Puszczając moją dłoń, zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej. Przyłożyła dłonie do mojej twarzy i powiedziała:
– Nie siedzisz na trybunach, Flint. Po prostu się przystosowujesz. Wkrótce znowu będziesz na ringu.
– Nie mów tak – wyszeptałem. – Nigdy już nie wejdę na ring. Oboje dobrze o tym wiemy.
Pokręciła głową, nie zgadzając się ze mną, ale nie powiedziała swojego kłamstwa na głos.
– Boże, prawie cały ostatni rok dla ciebie cholernie ciężki. Nie możesz się spodziewać…
Przerwałem to, co z pewnością zamieniało się w motywacyjną gadkę.
– Po prostu spójrzmy na to realistycznie.
Westchnęła i oparła łokcie na moich bezużytecznych udach.
– Może masz rację. Chociaż mnie to zabije, to muszę przyznać, że wyprowadzka i rozpoczęcie nowego życia może nie być najgorszym pomysłem. Zawsze byłeś nerdem. – Droczyła się ze mną, choć w oczach miała łzy. – College to świetny pomysł.
Boże, była cudowna. I tylko z tego powodu wypaliłem:
– Ty też miałaś rację. To jest pożegnanie.
Jej ciało zesztywniało. Nienawidziłem oglądać tego słownego policzka, który jej wymierzyłem, ale jeśli istniała kiedykolwiek jakaś zasługująca na prawdę kobieta, to była nią właśnie ona.
– Muszę zacząć wszystko od nowa, a tutaj jest to niemożliwe. Chcę znaleźć pomysł na siebie, skoro tak wygląda moja nowa rzeczywistość – powiedziałem. Z pewnością założyła, iż mówiłem o swoim kalectwie. Nie mogę powiedzieć, że się myliła. Chociaż nie miała też racji. Tak duża część mojego życia była z nią związana. Nie do końca wiedziałem, jak teraz ruszyć do przodu.
Jednak chciałem tego spróbować.
– Wiem. – Pociągnęła nosem, wstając. – Okej. Koniec beczenia. To dla twojego dobra. – Robiąc głęboki wdech, otarła swoje łzy.
Wtedy się wyprostowała.
Kurwa.
– Chciałabym, żebyś przyjął czek od swojego brata – oznajmiła stanowczo.
– Nie mogę. Till sam na wszystko zapracował. A ja jestem teraz dorosłym facetem. Chcę zrobić to samo.
– Może i jesteś „dorosłym facetem” – te słowa opatrzyła cudzysłowem – ale jesteś też jego młodszym bratem. Flint, on pogrążył się w ciszy, bo chciał zarobić wystarczającą ilość pieniędzy i móc wypisać ci taki czek.
– Przykro mi…
– Zamknij się i słuchaj.
Przewróciłem oczami, lecz jej to chyba nie obchodziło.
– Z początku, kiedy Till ogłuchł, podał mi trzy powody, dla których musiał dalej się boksować i tym samym zrezygnować z implantu ślimakowego: żeby kupić dla mnie dom. – Machnęła rękami. – Żeby zapłacić za najlepszego specjalistę dla Quarry’ego. – Skrzyżowała ręce na piersiach. – I żeby móc zapłacić za wybrany przez ciebie college. Zawsze chwali się każdemu, jaki jesteś bystry. Uwielbia to, że naprawdę lubisz chodzić do szkoły. Chciał zapewnić ci możliwość rozwoju. Nie chce, żebyś musiał harować, tak jak on.
– Nie mogę przyjąć od niego pieniędzy – powtórzyłem.
– Musisz. I jeśli mam zapomnieć o tym, dlaczego tak naprawdę nas opuszczasz i trzymać gębę na kłódkę, to przyjmiesz ten czek, po czym odjedziesz autem, który Till kupił dla ciebie kilka miesięcy temu.
– Nie zamierzam odjechać tym minivanem. Wygląda dziwacznie.
– To fakt. – Zaśmiała się, a po chwili znowu spoważniała. – Jednak musisz go przyjąć. Czek również. Jeśli zamierzasz zniknąć na chwilę, to przynajmniej zadbaj o nasz spokój i pozwól nam wierzyć, że nie masz finansowych problemów.
– Nie chcę…
– Proszę – oznajmił Till, wchodząc z powrotem do pokoju. – Nie byłem pewien, ile płaci się za pokój w akademiku. Próbowałem to sprawdzić, ale przysięgam, to skołowało mnie jeszcze bardziej. W każdym razie tyle chyba wystarczy na to oraz na czesne. Daj znać, gdybyś potrzebował więcej kasy. W przyszłym tygodniu ustawię stały przelew dla ciebie. – Wyciągnął w moją stronę czek.
Od razu się cofnąłem.
– Słuchaj… – zacząłem, lecz Eliza odchrząknęła, zwracając na siebie moją uwagę.
– Weź czek – powiedziała bezgłośnie zza jego pleców.
Nie chciałem, żeby Till płacił za moje studia. Jednak mogłem przyjąć czek, żeby zapewnić bratu spokój. Zrealizowanie go było kompletnie inną historią.
Wziąłem papierek.
– Dzięki. Naprawdę to doceniam. – Szybko spojrzałem na Elizę, która ciągnęła naszą tajną rozmowę.
– I – powiedziała bezgłośnie.
Kręcąc głową, znowu spojrzałem na Tilla.
– I chciałbym cię poprosić o kluczyki do vana – wymamrotałem.
Jego oczy pojaśniały, a na twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
– Musi mieć na ciebie grubego haka, skoro zgodziłeś się przyjąć czek i samochód. Jezu, ta kobieta jest niezła. – Zaśmiał się głośno, zerkając na swoją żonę, a ona wzruszyła niewinnie ramionami.
– Zgadzam się – potwierdziłem.
– Chodź. Pokażę ci wszystko, co do niego dodałem. Ręczne sterowanie jest łatwe w obsłudze. Skoczę po kluczyki i spotkamy się przy aucie. – Ścisnął mnie za ramię, a następnie poszedł w stronę garażu.
Ruszyłem za nim, lecz zanim dotarłem do drzwi, Eliza mnie zatrzymała.
– Hej, Flint.
Odwróciłem się w jej stronę.
– Wróć, dobrze? Nie śpiesz się i poukładaj sobie wszystko w głowie. Ale proszę, po prostu wróć. – Uśmiechnęła się sztywno, w jej oczach znowu pojawiły się łzy.
– Obiecuję. – Przełknąłem głośno ślinę.
***
Uzbrojony w torbę z ubraniami, z czekiem w kieszeni, siedząc w przystosowanym dla osób niepełnosprawnych minivanie, wyjechałem z podjazdu Tilla oraz Elizy. Patrząc, jak okazały budynek znika w lusterku wstecznym, nie miałem nawet najmniejszego zamiaru tam wracać – pomimo swojej obietnicy danej Elizie. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić dnia, w którym to miejsce nie wprawiłoby mnie w depresję.
Moim pierwszym przystankiem był college. Godzinami wypełniałem papiery: podanie o przyjęcie na studia, wniosek o przyznanie pomocy finansowej oraz zakwaterowania. Na szczęście nadal chcieli mnie przyjąć. Niestety, oczekiwanie na pokój dla niepełnosprawnych miało trwać dwa lata. Jednak otrzymałem jedną świetną wiadomość – bycie spłukanym miało swoje zalety. Doradca finansowy zapewnił mi wystarczającą ilość pożyczek oraz dofinansowań, że byłbym w stanie zapłacić za czesne i lokum. Zdobycie pieniędzy zajęłoby kilka tygodni, ale nie przeszkadzało mi to. Nadal spoczywało na mnie trudne zadanie znalezienia miejsca, w którym mógłbym zamieszkać.
Wyjechałem z college’u, czując się niewiele lepiej. Przynajmniej powziąłem jakiś krok w kierunku przywracania swojego życia na właściwy tor. Wdrapałem się do środka vana, po czym zacząłem jeździć bez celu po okolicy. Rozważałem zadzwonienie do Slate’a i zapytanie, czy nie mógłbym przespać się u niego w domu, lecz to by niemal gwarantowało rozmowę o tym, dlaczego nie chciałem wrócić do siebie i prawdopodobnie musiałbym się spotkać z Tillem, po tym, jak Slate by mnie wydał.
Ostatecznie znalazłem się w dobrze znanym mi biurze wynajmu nieruchomości, błagając o klucze do pewnych konkretnych drzwi.