czwartek, 26 listopada 2020

Nie bądź bierny wobec przemocy - REAGUJ.

M
oi drodzy dziś podejmę się poruszenia bardzo trudnego tematu, bowiem porozmawiamy o tym, co staje się idealną pożywką dla wszelkiego rodzaju nałogów i patologii w wielu rodzinach. Otóż rodziny, w których za zamkniętymi drzwiami ich domów rozgrywa się piekło przemocy bądź uzależnienia, w obawie przed zemstą swojego oprawcy, a także chcąc uniknąć wstydu oraz postrzegania ich przez pryzmat tego, przez co przechodzą, uciekają się do gry pozorów, którą opanowują do perfekcji. Cierpią w milczeniu, a jednocześnie przez najbliższe otoczenie postrzegani są jako dobre, przykładne rodziny. 

Za kurtyną perfekcyjnej iluzji szczęścia i spokoju oprawca staje się bezkarny i niszczy swoich bliskich nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Grając na ich emocjach, sprawia, że żyją oni w ciągłym strachu i niepewności tego, co wydarzy się za chwilę. Zapewne nie zaskoczę nikogo, kiedy napiszę, że w takiej sytuacji najbardziej bezbronnymi i osamotnionymi w swoim cierpieniu są dzieci. 
Przekonali się o tym Bruno i Gaja, główni bohaterowie książki Karoliny Wójciak „Brunootwierającej cykl „Powrót”, z której recenzją dziś do Was przychodzę. 

Gaja i Bruno są dwójką przyjaciół mieszkających w małym miasteczku w sąsiadujących ze sobą domach. Oboje znają smak strachu, poniżenia i upokorzenia doznanego od osoby im najbliższej, która przecież powinna ich chronić. Mogą jednak liczyć tylko na siebie wzajemnie, ponieważ dorośli wolą zamiatać problemy pod dywan, a ich karmić kłamstwami, że przemoc, której byli świadkami, a nierzadko i ofiarami nigdy się nie powtórzy. Hasło „wszystko będzie dobrze” stało się niczym mantra powtarzana im ciągle i bez końca. Ukojeniem i odskocznią od tego co trudne i bolesne są dla naszej dwójki chwile spędzone razem. Tylko wówczas mogą być naprawdę sobą i zwierzać się sobie z horroru, jaki przeżywają każdego dnia, często pozostawieni samym sobie i zaniedbywani przez dorosłych. 
Jednak pewnego dnia i ten skrawek normalności oraz prawdziwej przyjaźni został Gai odebrany. Bruno zaginął, a wszelkie poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Zrozpaczona dziewczynka obiecuje sobie, że nigdy nie zapomni swojego przyjaciela. 

W momencie kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, mieszkańcami miasteczka wstrząsa wiadomość, jakiej nikt z nich nigdy by się nie spodziewał. Ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich po dziesięciu latach od momentu zaginięcia Bruno wraca do domu rodzinnego. To od Gai właśnie oczekuje się, aby pomogła odnaleźć się mu w zupełnie innej dla nich obojga rzeczywistości. Wszak, kiedy los ich rozdzielił byli tylko dziećmi, a dziś są już niemal dorosłymi ludźmi. Podobnie, jak wszyscy wokół dziewczyna szuka odpowiedzi na dręczące ją pytania. Kim tak naprawdę teraz jest Bruno? Jak to się stało, że zniknął na tak wiele lat, a teraz nagle się pojawia? Gdzie był i co robił? 

Gaja nie wie jednak jeszcze, że pojawienie się chłopaka zburzy tak ciężko wypracowany przez jej rodzinę względny spokój, a także sprawi, że na jaw zaczną wychodzić mroczne sekrety skrywane zarówno przez jej bliskich, jak i również sąsiadów, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego. O tym jednak musicie przeczytać już sami, bo ja nie zdradzę  ani słowa więcej. 

Przygotujcie się na lekturę trudną, szokującą i wywołującą bardzo silne emocje, ale jednocześnie taką, od której nie można się oderwać. Karolina Wójciak podjęła się bardzo trudnego i przerażającego w swej autentyczności zadania pokazania nam obrazu życia pod jednym dachem z psychopatą, który w jednej chwili z przykładnego i kochającego męża i ojca może stać się bestią zagrażającą życiu swoich bliskich. A także próby pokazania nam jak bardzo duży wpływ na dzieci ma dorastanie w tak bolesnej i przerażającej rzeczywistości w momencie kiedy wszyscy wokół odwracają oczy od dziejącej im się krzywdy. Nie jest to jednak wszystko, co czeka na nas na kartach tej mocno dającej do myślenia i bezkompromisowej powieści. Autorka nie boi się spojrzeć w oczy okrutnej prawdzie i mocno wstrząsnąć czytelnikiem, a wszystko po to, by zaapelować do nas, abyśmy nie pozostawali bierni wobec cierpienia drugiego człowieka osłabionego poprzez zastraszenie i złudne nadzieje na poprawę swojej przyszłości. Reagujmy i nie dawajmy przyzwolenia na przemoc. 

Wszystko to, o czym, tutaj napisałam, jest zaledwie niewielkim procentem tego, o czym przeczytamy w książce. Karolina Wójciak zaskakuje nas bowiem fabułą splecioną z licznych i w żaden sposób nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Dodatkowo warto zaznaczyć, że tu nic nie jest podane na tacy, dzięki czemu do ostatniej strony czytanej historii jesteśmy utrzymywani w napięciu i rosnącej ciekawości tego, jaki będzie jej finał. A samo zakończenie wbija w fotel. Nie możemy uwierzyć w to, co właśnie przeczytaliśmy. Niezwykłym atutem książki jest podział jej fabuły na dwie perspektywy czasowe opisujące zdarzenia  z perspektywy kilku bohaterów, które  miały miejsce za czasów dzieciństwa Gai i Bruna oraz tego, co działo się po jego zaginięciu w niewyjaśnionych okolicznościach, jak również czasów teraźniejszych, kiedy wraca już jako zupełnie inny człowiek do miasteczka i nieźle miesza w życiu jego mieszkańców, a przede wszystkim Gai. Czy może mu ufać, jak kiedyś? Przekonajcie się sami. 

„Bruno” to książka, która jestem tego pewna, nie pozostawi obojętnym na skrywaną w niej historię nikogo, kto po nią sięgnie. Myślę, że właśnie taki był cel autorki. A to dlatego, że piekło przemocy przeżywa wiele rodzin. Być może nawet blisko nas. Wystarczy tylko się rozejrzeć i pamiętać, że nasza pomocna dłoń może być dla tych osób jedyną deską ratunku oraz  impulsem dającą im siłę do podjęcia walki o siebie i swoje lepsze życie. 

Chyba nie macie wątpliwości, że polecam Wam ten tytuł całym sercem. Lektura ta zaangażuje Was bez reszty, a klimat niedopowiedzeń, tajemnic i brutalnej prawdy długo nie pozwoli Wam otrząsnąć się z całego wachlarza emocji, które będą Wam towarzyszyć. Poczujecie smutek, złość, nienawiść, szok, współczucie, wzruszenie i wiele innych skrajnych odczuć. Jednych z bohaterów, których tu poznacie, polubicie, innych będziecie mieli ochotę udusić. Będą też tacy, którymi będziecie chcieli wstrząsnąć i przemówić im do rozsądku. 

Zapewne niektórzy z Was pomyślą sobie, że z uwagi na trudną tematykę nie jest to książka dla Was, ponieważ czujecie, że nie podołacie jej ładunkowi emocjonalnemu. Nic bardziej mylnego. Nie obawiajcie się. Lekkość stylu pisania autorki oraz bardzo przystępny język, którym się posługuje, sprawia, że mimo powagi poruszanych w książce problemów, czyta się ją niemalże w mgnieniu oka. Zanim się zorientujecie, dotrzecie jej końca i macie moje słowo, jak najszybciej będziecie chcieli sięgnąć po kontynuację cyklu. 

Ja ogromnie się cieszę, że na mojej półce gości już  jego drugi  tom. Jestem bardzo ciekawa, czym tym razem Karolina Wójciak mnie zaskoczy, bo trzeba powiedzieć otwarcie, że postawiła sobie bardzo wysoką poprzeczkę. 

Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję. 

poniedziałek, 23 listopada 2020

Już dziś możesz zostać świętym Mikołajem i pomóc Igorkowi.

Kochani dziś miała pojawić się recenzja książki, ale się nie pojawi. A to dlatego, że są rzeczy ważne i ważniejsze. 

Dziś chciałabym prosić Was o wsparcie i pomoc w leczeniu wspaniałego i dzielnego chłopca. Igorek jest synkiem mojej znajomej i wspólnie z wychowującą go samotnie mamą każdego dnia walczą o to, aby mógł się rozwijać i miał szansę na poprawę swojego zdrowia i lepszy start w przyszłość. Wiola jest wspaniałą mamą i wkłada całe swoje serce, ogrom pracy i starań, w to, aby pomóc swojemu synkowi, który jest jej największym szczęściem. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że bez pomocy ludzi o wielkich sercach ta walka o lepsze jutro dla dziecka jest bardzo trudna. 
I stąd moja ogromna prośba, do której przyłącza się również mama Igorka o to, abyście otworzyli swoje serca na niesienie dobra dla tego wspaniałego dziecka.

O Igorku i jego schorzeniach kilka słów napisała jego mama.

Igor to wcześniak z 32 tygodnia. Urodził się z wadą wrodzoną-skrajne wodogłowie. Uszkodzenia mózgu niestety okazały się bardzo duże i po urodzeniu skierowali nas do hospicjum domowego. Poważnie uszkodzony mózg sprawił, że borykamy się teraz z licznymi opóźnieniami w rozwoju. Mały ma prawie 3 latka. Nie siedzi samodzielnie, nie chodzi, nie mówi. Później doszły nam jeszcze inne schorzenia takie jak: masywna kamica nerek i moczowodów oraz od niedawna padaczka. Mały ma też wiotkie porażenie kończyn. 

Już w ciąży zostałam sama. Wychowuje Igorka samotnie od urodzenia. Było bardzo ciężko, ale musiałam jakoś dać radę. Niestety, kiedy Igorek zaczął rosnąć i okazało się, że z samodzielnym siedzeniem, staniem będą problemy zmuszeni byliśmy zaopatrzyć w drogi sprzęt rehabilitacyjny. Którego ceny to koszt od kilku do kilkunastu tysięcy. 

Ponadto ze względu na stan małego zalecona jest rehabilitacja nawet 5 razy w tygodniu w specjalnym ośrodku. Jest to koszt prawie 2 000 miesięcznie. Na NFZ przez pandemię wszystko nam odwołali. A niestety w jego sytuacji efekt da tylko stała rehabilitacja. Wiele miesięcy ćwiczeń nam przepadło, ponieważ rzez te niespełna 3 lata Igor miał 3 operacje neurochirurgiczne, 4 zabiegi na nerki i 1 operację urologiczną. Jesteśmy pod opieką na stałe dwóch szpitali, 11 poradni specjalistycznych. W każdym miesiącu mamy jakieś wizyty, badania.

Synek jest także na specjalnej diecie, ponieważ nie potrafi gryźć. Koszty utrzymania dziecka ze specjalnymi potrzebami są naprawdę ogromne. A my utrzymujemy się tylko ze świadczeń, gdyż Igorek potrzebuje opieki 24/7. Wstyd mi zakładać wszelkie te zbiórki i prosić obcych o pomoc, ale dobro dziecka jest najważniejsze.

Obecnie z okazji zbliżających się Mikołajek i świąt Bożego Narodzenia zorganizowana została świetna zbiórka, której celem jest zebranie środków na rehabilitację Igorka. Z całego serca prosimy o, chociażby najmniejszy dar Waszych serc dla tego słodkiego i dzielnego chłopca.



W razie jakichkolwiek pytań zostawiam Wam link do konta na Facebooku do Wioli. Tam możecie również dowiedzieć się, jak jeszcze można pomóc Igorkowi, jak również na bieżąco śledzić wszystko, co się dzieje u niego i jego mamy.


Poznałam tu bardzo wielu wspaniałych i serdecznych osób, których dobra wielokrotnie doświadczyłam, dlatego wiem, że wspólnymi siłami możemy zdziałać naprawdę bardzo wiele.

Pomagajmy. Dobro procentuje i powraca.

Jeśli nie możecie pomóc, proszę udostępnijcie tę prośbę o pomoc, gdzie tylko się da.



czwartek, 19 listopada 2020

Wierna dręczycielka.

K
ochani dziś zabieram Was w niezwykłą podróż do dziewiętnastowiecznej Anglii. Drogie panie chcę, abyśmy wspólnie choć przez chwilę poczuły, jak wspaniale byłoby móc wówczas bywać na odbywających się wtedy wspaniałych balach organizowanych przez zamożne panie z towarzystwa. Być damą w pięknej sukni, za którą tęsknie wodziliby wzrokiem szlachetnie urodzeni dżentelmeni. Nie ukrywam, że jestem romantyczką i często, czuję, że nie pasuję do czasów, w których przyszło mi żyć. Teraz więc pozostaje pytanie, czy odnalazłabym się w wieku dziewiętnastym? Oczywiście sama nie mam możliwości tego sprawdzić, ale na szczęście dzięki książkom wszystko jest możliwe. Dlatego też tym razem na to pytanie postaram się odpowiedzieć sobie i Wam dzięki najnowszej książce Melisy Bel „W paszczy lwa”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Już teraz mogę Wam zdradzić, że owa odpowiedź nie będzie tak oczywista, jak może się to wydawać, bowiem bycie kobietą tamtych czasów wcale nie jest łatwe. Ograniczane przez konwenanse oraz obowiązującą etykietę zmuszone są znieść naprawdę wiele, aby móc zaznać szczęścia i prawdziwej miłości. Bardzo dobitnie przekonała się główna bohaterka powieści - Catherine Williams.
Młoda dziewczyna od zawsze żyje w cieniu swojej starszej siostry Helen, która jest oczkiem w głowie swojej matki. To właśnie do niej lady Amelia nieustannie porównuje młodszą córkę. To właśnie Helen jest tą piękną i dystyngowaną młodą damą, która wzbudza zainteresowanie wielu panów na salonach. Tymczasem Catherine z ust rodzicielki słyszy tylko kąśliwe reprymendy i ubolewania nad jej dziecięcą nieporadnością, mimo że właśnie debiutuje na balu. W budowaniu wizerunku idealnej kandydatki na żonę nie pomagają również bujne kształty naszej bohaterki, które żadną miarą nie wpisują się w obowiązujące kanony urody. Los nie obchodzi się z dziewczyną łaskawie, dając jej także niepożądany dar wpadania w kłopoty i krępujące sytuacje. Ona sama jednak marzy o dobrym i miłym mężu.

Pewnego dnia na drodze dziewczyny staje mężczyzna, dla którego jej serce zabiło mocniej. Nicolas Devon właśnie wrócił z frontu i jest uznany za bohatera. Niestety zdobycie serca mężczyzny nie jest łatwe, ponieważ jest on lwem salonowym rozchwytywanym przez wiele pań, które zabiegają o jego uwagę i względy. Taka szara myszka, jak panna Williams nie ma u takiego mężczyzny najmniejszych szans. Można by przypuszczać, że odpuści i zrezygnuje ze swojej szansy na miłość, gdyby nie pewne upokarzające ją zdarzenie, które paradoksalnie stało się początkiem jej spektakularnej metamorfozy i determinacji w walce o tego, na którym jej zależy.

Samemu Nicolasowi skrycie Catherine podobała się od dawna, ale dzieli ich znaczna różnica wieku i przecież ona jest tylko dzieckiem. Nie wie jednak jeszcze, że ta słodka jaskółeczka, jak zwykł o niej mówić i myśleć ma już przygotowany swój plan zapolowania na salonowego lwa. Podejmie z nim grę, która udowodni, że po tamtym dziecku, którego widział w niej wybranek jej serca, nie ma już śladu. Grę, na którą nie będzie przygotowany. Sprawdźcie koniecznie, czy da się usidlić, a może pozostanie odporny na uroki swojej wiernej dręczycielki.

Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę, do czego gorąco Was zachęcam, otrzymacie pełen namiętności i humoru romans historyczny, od którego nie będziecie mogli się oderwać. Niesamowity londyński klimat oraz różnorodność i barwność każdego z bohaterów tej historii sprawi, że zapomnicie o otaczającej Was rzeczywistości, chcąc jak najdłużej pozostać pod jej urokiem. Niemalże na własnej skórze poczujecie subtelność, ale także pasję rozkwitającego uczucia, okraszonego zabawnymi utarczkami słownymi.

Miłość to jednak nie jedyny aspekt, na którym opiera się fabuła książki. Poznajemy również trudną historię rodzinną Nicolasa, który żyje w poczuciu winy za tragedię, która zniszczyła jego rodzinę, a także siłę plotki i starania, aby odbudować majątek rodzinny.
Ponadto jesteśmy świadkami tego, jak główna bohaterka robi wszystko, aby wyrwać się z ucisku wywołanego rolą matki i żony przypisywanej kobiecie. Pragnie mieć u swojego boku mężczyznę, który będzie traktował ją jak równą sobie i przy którym będzie mogła czuć się wolna.

Nie mogłabym również nie wspomnieć o wątku wyjątkowej przyjaźni między Catherine i jej damą do towarzystwa. Charlotte pochodzi z zupełnie innego z perspektywy życia nowej przyjaciółki świata. Wychowywana w przytułku, wie, czym jest bieda i uciemiężenie. Dzięki niej Catherine pozna trudy prawdziwego życia, o którym dotychczas nie miała pojęcia, żyjąc pod kloszem.

Myślę, że już teraz sami widzicie, iż naprawdę warto spędzić czas z tą pozycją. Czyta się ją z niezwykłą lekkością i swobodą. Melisa Bel ma wspaniałą umiejętność odzwierciedlania realiów tamtejszych czasów, jak również kreślenia słowem wspaniałych obrazów, które czytelnik może niemalże widzieć, zamykając oczy.
To wszystko i o wiele więcej, czego ja Wam oczywiście nie zdradzę, sprawia, że już nie mogę doczekać się trzeciej części cyklu Niepokorni”. A Wy dacie się namówić?

Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję.

Moja recenzja pierwszej części cyklu:

sobota, 14 listopada 2020

Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą

M
oi drodzy mieszkam na wsi i nigdy nie chciałabym tego zmienić. Jako młoda osoba, która zawsze dąży do tego, aby się rozwijać i robić to, co kocham, cieszę się, że wraz z upływem lat zarówno wizerunek polskiej wsi, jak i również mentalność oraz priorytety jej mieszkańców bardzo mocno ewaluowały. Dziś wygląda ona zupełnie inaczej, niż ta, którą znamy, chociażby z opowieści starszego pokolenia naszych bliskich. Dziś polska wieś stała się przyjazna dla młodego człowieka, a co za tym idzie, mając wsparcie w rodzinie, młodzi ludzie mogą bez przeszkód realizować swoje plany i marzenia. Niestety nie zawsze wyglądało to tak sielsko i anielsko, jak nam się to teraz może wydawać. Wystarczy bowiem cofnąć się w czasie, aby przekonać się, że były takie lata, kiedy aby dać sobie szansę na lepsze życie w poczuciu spełnienia osobistego, młody człowiek zmuszony był stoczyć nierówną walkę z wieloma piętrzącymi się przeciwnościami losu. Nie musicie jednak szukać wehikułu czasu, aby niemalże na własnej skórze poczuć trudne realia minionych lat. Dziś bowiem przychodzę do Was z recenzją książki Anny Stryjewskiej „Zośka. Dopóki bije serce”, dzięki której trafiamy do niewielkiej wiejskiej społeczności lat 60. XX w.

Mieszkańcami tej hermetycznie zamkniętej wioski są tytułowa Zośka i jej trzyosobowa rodzina. Codzienność dziewczyny wypełnia nieustanna praca i opieka nad młodszą siostrą. Zosia nie skarży się na swój los, ponieważ jest bardzo pracowita i zna wpajaną jej nieustannie przez rodziców wartość pracy. Kocha też swoją siostrę Jadzię i robi wszystko, aby okazać jej jak najwięcej miłości i serdeczności, której żadna z nich nie otrzymała od matki. Rodzicielka nigdy nie darzyła swoich córek miłością. Jedyne czego mogły się od niej spodziewać to ciągłe utyskiwania, polecenia rzucane ostrym tonem i krytyka. To, co się dla ich matki liczy to praca i nie ma dla niej nic ważniejszego ponadto. Sytuacji nie ułatwia bieda, która jest nieodłącznym elementem życia mieszkańców tej wioski. Jedyną odskocznią od wielu problemów dnia codziennego są dla dorastającej Zosi marzenia o lepszym życiu i przyszłości, w której będzie mogła realizować swoje marzenia, będąc kochaną.

Anna Stryjewska oddała w nasze ręce bardzo poruszającą i wciągającą historię opartą na faktach. Tę prawdę i autentyzm czujemy niemalże od pierwszej strony. Na kartach książki poznajemy prawdziwe życie z jego blaskami i cieniami. W momencie, gdy przystępujemy do lektury tego tytułu, stajemy się obserwatorami rytmu życia na wsi wyznaczanego przez zmieniające się pory roku i prace polowe. Rodzicom młodego pokolenia nie w głowie są uczucia i wzniosłe marzenia. Mając w pamięci piętno, które odcisnęła na nich przeżyta wojna, teraz tylko w ciężkiej pracy na roli widzą sens. Jednak ich dzieci chcą czegoś więcej.
Nasza Zosia ma niezwykły talent do szycia i właśnie z szyciem chciałaby wiązać swoją przyszłość. Czy znajdzie się ktoś, kto uwierzy w talent dziewczyny i doda jej siły, aby nigdy się nie poddawała? Sprawdźcie to już sami, bo ja oczywiście nic więcej nie zdradzę. Mogę powiedzieć tylko, tyle że przed Zosią jeszcze bardzo trudna droga.

Zarówno czytelnik, jak i sama główna bohaterka pokłada nadzieję na zmiany wiodące ku lepszemu życiu w miłości i małżeństwie. Niestety, jak się przekonacie, bardzo szybko okaże się, że lepsze jest wrogiem dobrego. A miłość to, czasami zbyt mało, aby czuć się szczęśliwym. Niestety bywa tak, że fizyczna dojrzałość osoby, którą kochamy, nie idzie w parze z dojrzałością emocjonalną, a to może być przyczyną wielu krzywd, które nam wyrządza, mimo że darzy nas uczuciem.

Jak widzicie „Zośka. Dopóki bije serce” to wielowątkowa i piękna powieść, która sprawi, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. Ja sama bardzo mocno wczułam się jej klimat i rozgrywające się wydarzenia. Szczerze mogę przyznać, że podczas czytania zupełnie zapominałam o otaczającej mnie rzeczywistości i czułam się niemal częścią opisywanej przez autorkę historii.

Niezwykłym atutem tej, jak również każdej poprzedniej książki Pani Ani jest piękny język, którym się posługuje oraz wspaniała umiejętność malowania słowem pięknych obrazów, które my czytelnicy widzimy, zamykając oczy. Nie mogłaby również nie zwrócić Waszej uwagi na wspaniałe kreacje bohaterów książki. Każda z postaci, którą tu spotkacie, jest osobą niezwykle złożoną, dzięki czemu są oni wyraziści i żadnego z nich nie można jednoznacznie ocenić. Dzięki temu książka staje się jeszcze ciekawsza i daje mocno do myślenia. Co więcej, jestem przekonana, że pomimo iż fabuła książki dotyczy lat minionych, to również dziś wielu z nas boryka się z podobnymi problemami. Chociażby trudne relacje na płaszczyźnie matka – dziecko, czy syndrom nieodciętej pępowiny, który potrafi zniszczyć nawet największe uczucie.

Gorąco zachęcam Was do poznania tej historii. Mnie ona mocno poruszyła, dostarczając całą paletę barw i emocji. Jej lektura okazała się dla mnie niezwykłym doświadczeniem, a wspomnienia matki i ciotki głównej bohaterki wycisnęły łzy. Za samą Zosię trzymałam mocno kciuki. Stała mi się bardzo bliska i chciałam, by wreszcie znalazła w sobie siłę i odwagę, by odciąć się od niszczących ją osób i poszła własną drogą. W jej życiu było wiele zawirowań, a ja czułam potrzebę ją przytulić i powiedzieć „Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą". Z tą właśnie myślą, która jest również pięknym przesłaniem książki, Was zostawiam i z niecierpliwością czekam na kontynuację cyklu, która pojawi się już wkrótce.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.



poniedziałek, 9 listopada 2020

Miała umrzeć - Ewa Przydryga

W
szyscy wiemy, jak ważna dla każdego z nas jest świadomość naszej tożsamości i historii rodzinnej, Nie ulega wątpliwości, że koleje losów naszych bliskich mają większy, bądź mniejszy wpływ na to, jak wygląda nasze życie. O tym, jak bardzo jest to istotne przekonała się główna bohaterka najnowszej powieści Ewy Przydrygi „Miała umrzeć”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Lena jest artystką. W momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, trafiamy na wernisaż jej prac. Można powiedzieć, że mogłaby czuć się kobietą spełnioną, gdyby nie to, że przez całe życie, nękana stanami lękowymi, poszukuje prawdy o sobie. Osierocona w dzieciństwie nie pamięta swoich bliskich i tak naprawdę nie wie o nich samych i okolicznościach ich śmierci zbyt wiele. Co prawda wychowująca ją ciotka przekazała jej kilka zdawkowych informacji na temat tamtejszych wydarzeń, lecz nie najlepsze jej relacje z kobietą uczyniły z życia maleńkiej wówczas Leny koszmar. To wszystko sprawiło, że dziecko, które tak bardzo potrzebuje ciepła i miłości, nigdy jej nie otrzymało, w konsekwencji czego, dorosła dziś kobieta nie potrafi zbudować trwałych i zdrowych relacji z mężczyznami.

Nasza bohaterka nie wie, jednak jeszcze, że w dniu, kiedy świętuje swój sukces, wydarzy się coś, co nie pozwoli jej dłużej karmić się strzępkami wiedzy o losach swoich najbliższych i będzie impulsem do tego, aby wziąć sprawy w swoje ręce i wreszcie poznać całą prawdę. Ku ogromnemu zaskoczeniu kobiety bardzo szybko wychodzi na jaw, że przez wiele lat otaczały ją kłamstwa i fałszywa rzeczywistość, którą usłyszała z ust ciotki. Dlaczego krewna kłamała? O tym musicie już przekonać się sami, czytając książkę.

Co więcej, wszelkie tropy prowadzonych na własną rękę działań wiodą Lenę do tragicznych wydarzeń, które miały miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych. A wszystko zaczęło się od grupy nastolatków, której przewodziła dziewczyna o imieniu Ada. Młodzi ludzie podjęli się uczestnictwa w grze zainicjowanej przez ich przywódczynię. Celem gry jest podejmowanie się wyzwań testujących wytrzymałość psychiczną i fizyczną jej uczestników. Kolejne jej poziomy oznaczają balansowanie na granicy życia i śmierci. Niestety przeszłość skrywa wiele tajemnic dowodzących temu, że granice te zostały przekroczone, a ich ofiarą było ludzkie życie. Lena jest coraz bliżej skrywanych w mrocznej przeszłości tajemnic, jednak przerażające jest to, że wychodzące na światło dzienne nowe fakty prowadzą do jej własnej osoby. Mało tego, ktoś zrobi wszystko, aby wreszcie przestała grzebać w przeszłości. Ile jeszcze osób musi zginąć, aby ta okrutna gra mogła wreszcie się skończyć.

„Miała umrzeć” to trzymający w napięciu i wciągający thriller psychologiczny o zagubionych i pozostawionych samym sobie młodych ludziach, którzy pozbawieni zainteresowania i miłości swoich bliskich, chcą, choć na chwilę uciec od otaczającej ich trudnej rzeczywistości codziennego życia. Potrzebują choć przez chwilę poczuć się panami swojego losu i poczuć, że mają na niego wpływ. Potrzebują poczuć smak wolności. Tego wszystkiego szukają w odurzających substancjach i przekraczaniu własnych granic. W pewnym momencie jednak podjęta gra wymyka się spod kontroli i to, co wówczas się dzieje, niszczy wiele ludzi. Tylko czy to poczucie panowania nad swoim życiem nie okaże się zaledwie złudzeniem. A może to, zupełnie ktoś inny pociąga za sznurki, a ci młodzi ludzie okazali się tylko marionetkami? Sięgnijcie koniecznie po książkę i poszukajcie odpowiedzi na te i wiele innych nurtujących czytelnika pytań.

Autorka oddała w nasze ręce historię, od której nie sposób się oderwać. Poprzez wszystko, o czym czytamy na kartach książki, uświadamiamy sobie, do czego zdolny jest człowiek pod wpływem silnych emocji, pragnienia zemsty i odwetu. Czy warto, jest budzić uśpione demony przeszłości, a może Lena gorzko tego pożałuje? Przyznajcie sami, że to wszystko, czego możecie dowiedzieć się podczas lektury książki, jest tak intrygujące i ciekawe, że nie sposób się oprzeć.

Myślę, że nie muszę Was dłużej przekonywać, iż warto spędzić z tą książką czas. Dodam tylko, że czyta się ją niezwykle lekko i płynnie dzięki lekkiemu stylowi pisania autorki oraz przystępnemu językowi, którym się posługuje, a także umiejętności podsycenia ciekawości czytelnika. Nie mogłabym nie wspomnieć oczywiście o bardzo ciekawej kreacji każdego z bohaterów i ich portretów psychologicznych. Te wszystkie elementy w połączeniu z prowadzoną w dwóch płaszczyznach czasowych fabułą, które finalnie perfekcyjnie się ze sobą uzupełniają, daje czytelnikowi gwarancję poczucia przeczytania książki, o której długo się nie zapomni i na pewno będzie chciało więcej. A przecież właśnie o to chodzi.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Muza, za co bardzo dziękuję.

Inne książki autorki, które recenzowałam:



czwartek, 5 listopada 2020

Jeśli cenisz to, co robię, zagłosuj na bloga Kocie czytanie.:).





K
ochani jest mi szalenie miło poinformować Was, że mój blog Kocie czytanie otrzymał nominację w Rankingu Okołoczytelniczym Opowiem Ci 2020 w kategorii „BLOG". Już sama nominacja jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem, ale teraz potrzebuję Waszego wsparcia. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zechcecie oddać swój głos na Kocie czytanie. Zasady głosowania są bardzo proste i zajmie Wam to na pewno zaledwie kilka minut, a dla mnie będzie to najpiękniejszy gest Waszych serc i docenienie tego, co od trzech lat wspólnie tworzymy. Kocie czytanie nie mogłoby bez Was istnieć.







Jak zagłosować na Kocie czytanie:

1. Klikamy TUTAJ.

2. Z listy blogów wybieramy Kocie czytanie.




3. Na dole strony klikamy dalej. Wówczas będzie nas przenosiło do innych kategorii, w których nominowane są inne blogi, profile na Instagramie oraz innych mediach społecznościowych. Również możemy głosować w tych kategoriach, ale nie musimy. Jest to indywidualna decyzja osoby głosującej. Klikamy "dalej" do momentu, aż zostaniemy poproszeni o podanie imienia i maila.




4. Wpisujemy imię.

Wpisujemy mail (mail musi być wpisany ręcznie z klawiatury. Nie można go kopiować, ponieważ wówczas będzie wyświetlał się jako błędny).

5. Klikamy „Wyślij” i gotowe.

Po zakończonym prawidłowo głosowaniu otrzymamy taki komunikat, a na naszą skrzynkę mail otrzymamy wiadomość z podziękowaniem za udział w głosowaniu.




Ważne: Z jednego adresu mail można głosować tylko raz, ale jeśli masz ich kilka, to z każdego głos liczy się odrębnie. Głosowanie trwa do 31 grudnia do godziny 23:59.

Będę wdzięczna za każdy głos i rozesłanie tej wiadomości dalej. Z góry z głębi serca każdemu z Was serdecznie dziękuję.<3



niedziela, 1 listopada 2020

W dążeniu do prawdy.

T
ak to już w życiu jest, że dobry rodzic, który sam nie miał łatwego startu w dorosłe życie, chce zrobić wszystko, aby jego dziecko miało to życie o wiele lepsze. Często poświęcamy samych siebie, swoje plany i marzenia, chcąc otworzyć przed naszą latoroślą, jak najwięcej możliwości i ścieżek rozwoju. W żaden sposób nie żałujemy wysiłków i poświęceń, jakie ponieśliśmy, bo dla rodzica największą nagrodą za wszelkie jego trudy i starania są odnoszone przez dziecko sukcesy. I radość wynikająca z faktu, że może ono realizować się tak, jak tylko zechce. Niestety za chwilę dzięki historii opisanej na kartach powieści Michelle Frances „Córka”, przekonacie się, że brutalne życie bardzo szybko może nam tę przepełniającą nas rodziców radość odebrać. Bo kiedy wydaje nam się, że wreszcie możemy odetchnąć pełną piersią i w poczuciu szczęścia własnego dziecka zająć się sobą, los nagle wywraca nasze życie do góry nogami, zadając bolesny cios, kiedy najmniej się tego spodziewamy. A my jedyne, co możemy zrobić, to owładnięci bezsilnością krzyczeć „To nie tak miało być”! Ale czy na pewno jest to wszystko, co możemy zrobić?

Na taką postawę nie godzi się Kate. Matka, która straciła swoją córkę w wypadku drogowym. Becky była najbliższą sercu kobiety osobą. Od zawsze miały tylko siebie, ponieważ konserwatywna rodzina Kate zerwała z nią wszelkie relacje, kiedy ta w wieku piętnastu lat zaszła w nieplanowa ciąże. Od tego momentu musiały radzić sobie same i choć nie było to łatwe zadanie, nasza bohaterka wywiązała się z niego doskonale. Choć ona sama ma sobie wiele do zarzucenia, wychowała córkę na mądrą i silną kobietę, której na sercu leży walka o dobro drugiego człowieka. Dziewczyna wkraczała w bezwzględny świat dorosłości, będąc młodą dziennikarką. Aby móc coś znaczyć w tym zawodzie, musiała zaznaczyć swoją obecność. Jednak nie miała szansy udowodnić sobie i innym, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu, ponieważ śmiertelny wypadek zbyt szybko zgasił płomień jej życia.

Sama Kate chce zrobić wszystko, aby nigdy więcej do podobnych wypadków nie dochodziło. Czuje, że jest to winna Backy. Jednak jak się przekonujemy podczas lektury książki, to dopiero początek tego, z czym przyjdzie kobiecie się zmierzyć. Przez zupełny przypadek trafia na materiały do artykułu, nad którym w tajemnicy przed wszystkimi pracowała dziewczyna. Ku swojemu zaskoczeniu jest on przepustką do tego, aby poznać zupełnie nieznaną jej dotychczas część życia córki. A przecież była pewna, że wie o niej wszystko. Mało tego tu w grę wchodzi zdrowie, a nawet życie wielu ludzi. Matka, podążając śladami córki, chce odkryć całą prawdę. 

Nie zdradzę Wam niczego więcej ponadto, że wszystko, czego się dowie, postawi ją w niełatwej roli tej, która będzie musiała stoczyć nierówną walkę, wydawałoby się z wiatrakami, której celem jest najwyższe dobro, o jakie można walczyć – dobro drugiego człowieka. Proces dążenia do prawdy, rzuci również nowe światło na śmierć Becky, ale o tym musicie przeczytać już sami.

Tytuł ten został określony jako thriller, z czym ja nie do końca się zgadzam, ponieważ jeśli mam powiedzieć coś o tej książce właśnie pod kątem tego gatunku, to niestety muszę uznać, że jest tu zbyt mało thrillera w thrillerze i książka wypada dość średnio. Natomiast jeśli uznamy, że jest to powieść obyczajowa z elementami thrillera, to wówczas książka automatycznie zyskuje na wartości.

Autorka bowiem oddaje w nasze ręce wciągającą opowieść o sile miłości między matką a dzieckiem. Kate ma za sobą trudną przeszłość. Zaszła w ciążę sama będąc dzieckiem i niestety rodzice, którzy powinni ją wówczas wspierać, odwrócili się od niej. Gdyby nie pomoc zupełnie obcej osoby, wspaniałej kobiety Iris, która po dziś dzień jest jej najlepszą przyjaciółką i wspiera ją w jej działaniach, nie wiadomo, w jakim miejscu znalazłaby się ze swoim dzieckiem. Kate wie, jak bardzo ważne dla jej córki było dziennikarstwo i chce dokończyć za nią sprawę, nad którą Becky pracowała, a której sama nigdy już nie doprowadzi do końca. Kiedy decyduje się podjąć tego zadania, nie wie jeszcze, o jak wielką stawkę będzie musiała podjąć to wyzwanie. Zaufali jej ludzie, ale po drugiej stronie barykady stoi bezwzględny przeciwnik, który zrobi wszystko, aby chronić własne interesy.

Jest jeszcze jeden aspekt, który tym razem być może po raz kolejny Kate będzie musiała poświęcić dla dobra kogoś innego. Zycie prywatne, a ściślej ujmując uczuciowe, na które przez wiele lat nie miała czasu i odsuwała gdzieś w najdalszy kont. Od niedawna spotyka się z mężczyzną, na którym jej bardzo zależy. Jednak przez to, że w jej życiu ostatnio bardzo wiele się zmieniło, ich związek nie rozpoczął się najlepiej. Przekonajcie się koniecznie, czy Tim będzie dla Kate wsparciem w tych trudnych chwilach, czy może sytuacja go przerośnie i Kate znowu zostanie sama.

A teraz odpowiedź na zapewne najbardziej interesujące wszystkich, którzy czytają tę recenzję pytanie. Czy polecam sięgnąć po tę pozycję? Oczywiście, że polecam, jednak zaznaczam po raz kolejny, jeśli nastawiacie się na pełnowymiarowy thriller, to niestety możecie poczuć się zawiedzeni. Tutaj na pierwszy plan wyłania się warstwa obyczajowa, która jest świetna i którą czytałam z ogromną ciekawością i zaangażowaniem. Owszem została ona wzbogacona o ciekawe wątki thrillera, które, co bardzo istotne dotykają niestety ponadczasowego i niezwykle ważnego dla zdrowia i życia każdego z nas problemu, o którym należy mówić dużo i głośno. Jestem niezmiernie wdzięczna autorce za podjęcie się tego tematu w swojej książce. Oczywiście sami musicie dowiedzieć się, czego on dotyczy.

Niezwykłym atutem książki jest jej autentyzm. Zarówno fabuły, jak i kreacji bohaterów. Wszystko, o czym w książce przeczytamy, mogłoby być historią każdego z nas, a nawet idąc dalej, jestem pewna, że jest częścią życia wielu ludzi. Ja sama bardzo mocno trzymałam kciuki za powodzenie Kate nie tylko w sprawie, której się podjęła, ale w jej życiu osobistym, bo naprawdę zasłużyła na to, jak mało kto. Chciałam również, aby sprawiedliwości stało się zadość i winni ponieśli konsekwencje swoich czynów, a ich ofiary zaznały, choć odrobiny ulgi. Dla mnie najważniejsze jest to, że zarówno Kate, jak i wiele postaci drugoplanowych stało mi się bliskich. Poczułam się częścią tej niewielkiej wspólnoty. Jednak postacią, która najmocniej skradła moje serce, była wspaniała i kochana Iris. Życzyłabym każdemu z nas takich ludzi wokół siebie. Ona była i jest z Kat od zawsze. Nigdy jej zawiodła i nie odtrąciła. Przekonać się o tym możemy dzięki podziałowi fabuły na trzy strefy czasowe. Okres, kiedy Kat była nastoletnią matką, czas na przed wypadkiem Backy i czas teraźniejszy. Świetne uzupełnianie się wszystkich zdarzeń w połączeniu z lekkim i swobodnym piórem autorki, a także przystępnym językiem, jakim się posługuje, sprawi, że książkę przeczytacie bardzo szybko z poczuciem rosnącej ciekawości jej finału. Ja sama będę lekturę tej książki wspominać bardzo pozytywnie. Choć nie dostałam do końca tego, czego się spodziewałam, to jednak dostarczyła mi wielu emocji, a nawet wzruszeń. Ponadto poczułam jedność z wieloma jej bohaterami, a także skłoniła mnie do refleksji i przemyśleń. Jestem pewna, że w Waszym przypadku też tak będzie. Nie wolno nam nie reagować na problem, nad którym w swoim artykule pracowała Backy. Przeczytajcie książkę i napiszcie mi, czy też tak uważacie.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.