Psychologia i psychiatria to dziedziny medycyny, które zawsze bardzo mnie interesowały i chciałam poszerzać swoją wiedzę w tym zakresie. Ludzki umysł i jego funkcjonowanie jest tak bardzo złożone, że po dziś dzień nikomu do końca nie udało się w pełni zbadać procesów w nim zachodzących. Wiemy natomiast, że wszystko, co się w nim dzieje ma bardzo istotny wpływ na to, jak odbieramy świat i jak funkcjonujemy w codziennym życiu. Z kolei to, jak wygląda nasze życie, jakich przeżyć i emocji w nim doświadczamy, bardzo często odbija się na wszystkim, co dzieje się w naszej głowie. Jak widzimy, jest to swego rodzaju przyczynowo - skutkowe zjawisko naczyń połączonych w tak zwanym obiegu zamkniętym. Nie da się ukryć, że jest to temat rzeka i mogłabym pisać o nim bardzo długo, ale tym razem chciałabym, abyśmy skupili się na psychologii dziecięcej w odniesieniu do przeczytanej przeze mnie ostatnio książki Lisy Gardner „Dziecięce koszmary”, z której recenzją dziś do was przychodzę.
Już teraz mogę wam zdradzić, że jest to thriller psychologiczny, którego lektura stawia przed czytelnikiem bardzo trudne pytanie: „Czy dzieci mogą być z natury złe”? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale kiedy przystępując do lektury utworu, autorka pozwala swoim czytelnikom obserwować życie toczące się na dziecięcym oddziale psychiatrycznym jednego z bostońskich szpitali, bardzo szybko przekonujemy się, że ta odpowiedź wcale taka oczywista nie jest. Pacjentami wspomnianego szpitala są dzieci, w których głowach każdego dnia na nowo dożywają koszmary przeżytych traum, cierpienia i bólu. To zło odradza się na nowo, a one bez pomocy nie są w stanie z nim walczyć, co bezpośrednio przeradza się w agresję i chęć zniszczenia. Potrzebę wyładowania złych emocji, która stanowi zagrożenie dla nich samych i otoczenia, w którym się znajdują. Tylko, czy to one są naprawdę temu winne? A może odpowiedzialność ponoszą ci, którzy mieli je kochać i chronić? Do tego pytania jeszcze wrócimy.
W tym samym czasie w Bostonie dochodzi do makabrycznej zbrodni zbiorowego zabójstwa rodziny Haringtonów. Na miejscu zbrodni policjanci pod dowództwem detektyw sierżant D.D. Warren zastają ciała zamordowanej matki i trójki dzieci. Głowa rodziny Patrick w ciężkim stanie trafia do szpitala. Udaje się ustalić, że rodzina znajdowała się w trudnej sytuacji, ponieważ ojciec stracił pracę. Policja zakłada, że ten stan rzeczy skutkował załamaniem psychicznym mężczyzny, co w rezultacie popchnęło go do desperackiego czynu wymordowania całej rodziny. Jednak, jak się możecie domyślać, takie rozwiązanie zagadki kryminalnej byłoby zbyt proste i oczywiste. Pojawia się wiele pytań i wątpliwości. Liczne elementy tej śledczej układanki do siebie nie pasują. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy w bardzo krótkim czasie zespół pani sierżant dostaje zawiadomienie o kolejnej wymordowanej rodzinie. Czy to przypadek? Policja musi działać szybko, zanim media wywołają panikę wśród społeczeństwa. Ku zaskoczeniu wszystkich, wszelkie tropy prowadzą właśnie na oddział psychiatrii, gdzie zaczynają dziać się coraz bardziej przerażające rzeczy. Ale o tym musicie już przeczytać sami, do czego oczywiście was serdecznie zachęcam.
Tymczasem chciałabym zwrócić waszą uwagę na kilka ważnych kwestii i zostawić was z nimi do samodzielnego przemyślenia. Otóż w szpitalu jedną z wykwalifikowanych, świetnie sprawdzających się w swojej pracy pielęgniarek jest Danielle. Kobieta, która podobnie, jak jej podopieczni ma swoje koszmary, które nie chcą wypuścić jej ze swoich macek mimo minionych wielu lat. To, co teraz dzieje się w Bostonie nasila wspomnienia tragedii, która dotknęła jej rodzinę 25 lat temu. Tylko ona ocalała. Teraz nie wie już, czy to szczęście, czy może najgorsze, co mogło ją spotkać. Teraz jako jedyna ocalała czuje, że musi opowiedzieć swoją historię. Stąd moje pytanie. Czy osoba, która przez to, co przeszła utożsamia się z dziećmi, które trafiają pod jej opiekę, powinna pracować w takim miejscu? Czy też bliskość traum, z którymi te dzieci się zmagają, nasila jej własne demony przeszłości, przez co kobieta może stanowić dla nich zagrożenie?
Jestem bardzo ciekawa waszego zdania, dlatego proszę, abyście wypowiedzieli się w komentarzu.
Kolejna bardzo ważna kwestia, w odniesieniu do której chciałabym, żebyście się wypowiedzieli to wątek Victorii. Matki ośmioletniego Evana, której syn nieustannie grozi jej, że ją zabije. Stanowi śmiertelne zagrożenie dla siebie, rodzicielki, jak również otoczenia. Victoria cały czas musi być czujna. Zawsze przewidywać to, co może zrobić jej syn i być sprytniejsza, ponieważ w przeciwnym razie swój brak czujności może przypłacić życiem. Mimo że za swoje poświęcenie dla syna zapłaciła już bardzo wiele: rozpad rodziny – mąż ją porzucił, zabierając ze sobą starszą córkę, brak jakichkolwiek relacji z innymi ludźmi, zatracenie siebie, własnych potrzeb i kobiecości, to jednak nie dopuszcza do siebie myśli o oddaniu syna do miejsca, gdzie, ktoś inny będzie się zajmował chłopcem, a ona odzyska dawną siebie i wszystko, co poświęciła dla swojego dziecka.
Jak myślicie, czy oddanie dziecka do ośrodka psychiatrycznego jest czymś złym? Czy rodzice, którzy się na to decydują, są źli? Czy chcąc wreszcie odpocząć i pomyśleć także o sobie wykazują się egoizmem i brakiem serca? Napiszcie, proszę, jakie jest wasze zdanie na ten temat.
Jak widzicie, w tej książce naprawdę dużo się dzieje. Jej fabuła została spleciona z trzech bardzo ciekawych wątków, które ostatecznie tworzą zajmującą i wciągającą od pierwszej strony historię, której zakończenie mnie bardzo zaskoczyło i znowu zmusiło do zastanowienia nad tym, jak to, co przeżywamy, wpływa na to, jakimi jesteśmy osobami i do czego jesteśmy zdolni. Konstrukcja książki została podzielona na trzy wyraźne części. Pierwsza, to ta przedstawiająca życie w nieustannym strachu, ale też miłości do dziecka Victorii. Kolejna, to śledztwo i dochodzenie policji, która robi wszystko, aby elementy tej skomplikowanej układanki, jak najszybciej trafiły na właściwe miejsca. Tutaj także poznajemy rąbek prywatnego życia sierżant Warren i widzimy, jak ciężko jest pogodzić je z koniecznością bycia nieustannie dyspozycyjnym w pracy. No i wreszcie wątek tego, jak wygląda życie toczące się w zamkniętym oddziale psychiatrycznym blisko skrzywdzonych i zranionych dzieci, w których oczach czai się zło.
Mnie najbardziej wciągnęły rozdziały poświęcone właśnie Victorii i Danielle oraz pracy w szpitalu. Samo śledztwo trochę mnie nudziło. Były momenty, kiedy miałam wrażenie, że stoi w miejscu i kręci się w kółko. Zostało mi to jednak zrekompensowane nieoczywistym zakończeniem i świetnie wykreowanymi portretami psychologicznymi bohaterów. Oczywiście zdecydowanie warto sięgnąć po tę powieść. Na pewno spędzicie z nią kilka zajmujących godzin, starając się dociec prawdy jeszcze zanim zrobi to autorka. Nie zabraknie również emocji i jak wspomniałam miejsca na osobiste przemyślenia. Nawet jeśli odłożycie książkę z konieczności przerwania czytania, ta historia będzie cały czas w waszej głowie. Będziecie ją ciągle analizować i poddawać drodze dedukcji, dzięki czemu poczujecie się, jak prawdziwi śledczy.
Na pewno wiecie, o czym ja nie wiedziałam, że „Dziecięce koszmary” są czwartą częścią cyklu „Detektyw D.D. Warren”. Ja nie czytałam poprzednich części, ale na szczęście można je czytać niezależnie od siebie. Każda z nich dotyczy zupełnie innej sprawy, a łączy je tylko, jak wskazuje sama nazwa cyklu bardzo interesująca postać pani detektyw. Ja z pewnością nadrobię zaległości, bo ciekawi mnie, przed jakimi wyzwaniami Lisa Gardner postawiła swoją bohaterkę.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.