sobota, 28 grudnia 2019

SNOBISTYCZNY BOOK TAG.



Moi drodzy, dziś nie będzie recenzji. Tym razem postanowiłam pożegnać rok 2019 tagiem książkowym, do którego wykonania zainspirowała mnie autorka bloga Biblioteczka ciekawych książek. Ona z kolei, jak sama pisze, na tag ten natrafiła na YouTubie. Bez przedłużania zapraszam więc do lektury. 

1. Snob adaptacyjny: czy zawsze czytasz książkę zanim obejrzysz film? 

Muszę przyznać, że oglądam bardzo mało filmów ze względu na to, że moja miłość do książek, oraz zaangażowanie w prowadzenie bloga nie pozostawiają mi zbyt wiele wolnego czasu. Dlatego jeśli tylko mam wolną chwilę, wolę sięgnąć po książkę, niż obejrzeć film. W związku z tym mam bardzo dużo zaległości jeśli chodzi o adaptacje książkowe. 
Mam jednak nadzieję, że w nadchodzącym Nowym Roku uda mi się kilka z nich obejrzeć.

2. Snobistyczna forma: musisz wybrać tylko jedną formę książki, którą czytasz do końca życia. Którą wybierzesz – papierową, elektroniczną, czy audio? 

Do słuchania audiobooków do tej pory się nie przekonałam, gdyż zupełnie nie mogę się na nich skupić, także mogłabym z nich zrezygnować bez żalu. Natomiast jeśli chodzi o e-booki i książki tradycyjne, to miałabym tu nie lada problem. Odkąd posiadam czytnik e-booków, zdecydowanie pokochałam książki w formie elektronicznej. Z uwagi na wygodę, dostępność, oraz co jest dla mnie najważniejsze nieograniczoną możliwość gromadzenie książek. Pomimo tego tradycyjna wersja książki będzie dla mnie zawsze numerem jeden. Chodź, moja domowa biblioteczka już pęka w szwach.

3. Snobistyczna para: czy osoba nieczytająca ma u Ciebie szansę na randkę, związek, małżeństwo?

Oczywiście, że tak. Od 4 lat jestem w związku, z mężczyzną, który może nie czyta zbyt wiele, ale też nie należy do osób, które nie czytają wcale. Uważam, że dyskryminowanie kogoś za to, że nie czyta, jest niewłaściwe. Przecież każdy z nas ma prawo lubić co innego.

4. Snob gatunkowy: musisz na zawsze wyrzucić jeden gatunek książek ze swojego czytelniczego życia. Z którego zrezygnujesz?

W moim przypadku odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Bez wahania mogłabym zrezygnować z fantastyki. Po książki tego gatunku nie sięgam praktycznie w ogóle. Co więcej, mogłabym spędzić swoje czytelnicze życie bez sięgania po romanse. Co prawda czytam je czasami, ale gdybym ich nie miała, nie tęskniłabym za nimi.

5. Jeszcze większy gatunkowy snob: czytasz tylko jeden gatunek do końca życia, który?

To pytanie również nie jest dla mnie skomplikowane. Ci, którzy znają mnie choć trochę, doskonale wiedzą, że moją największą miłością gatunkową od zawsze jest i będzie thriller psychologiczny. Książki tego gatunku mogłabym czytać codziennie i pochłaniać w mgnieniu oka. Zdradzę Wam w sekrecie, że właśnie jestem w trakcie tworzenia listy thrillerów psychologicznych, które chcę przeczytać w roku 2020. Ciągle szperam w zapowiedziach wydawniczych. Mam nadzieję, że uda mi się wypatrzyć same perełki.

6. Czytający snob: który gatunek według Ciebie jest najbardziej krytykowany przez książkową społeczność?

Mówiąc szczerze, nigdy nie spotkałam się z jawną krytyką któregokolwiek z gatunków. Każdy z nas w książkowej społeczności lubi i czyta co innego, i właśnie ta różnorodność jest bardzo fajna. Jeśli już koniecznie miałabym wskazać coś, na co wielokrotnie uskarżają się czytelnicy i recenzenci, byłaby to schematyczność romansów.

7. Atak snobów: czy kiedykolwiek ktoś potraktował Cię lekceważąco (z góry) z powodu tego, co czytasz, lub, że w ogóle czytasz?

Nie mogę powiedzieć, że są to zachowania lekceważące, ale i owszem dość często słyszę od wielu osób nawet swoich najbliższych pytanie „Jak Ci się chce tak dużo czytać, co z tego masz? Ja bym tak nie mógł/nie mogła”.
Już wielokrotnie na blogu pisałam, że w moim otoczeniu niestety nie ma zbyt wielu fanów czytelnictwa, nad czym ubolewam, bo praktycznie nie mam z kim rozmawiać o książkach, co mogłabym robić bezustannie. Moja rodzona siostra twierdzi, że wolałaby rozwiązać mnóstwo zadań matematycznych, niż czytać książki. Za to z kolei ja ją podziwiam. Dowodzi to jednak temu, że każdy z nas jest inny i w tym tkwi sekret ciekawości wielu osobowości.
Na szczęście mam bloga i Was, a także kilkoro przyjaciół i znajomych, którzy podzielają moją czytelniczą pasję, dzięki czemu nie czuję się osamotniona.

Tym sposobem dotarliśmy do końca tagu. Mam nadzieję, że zarówno pytania, jak i odpowiedzi przypadły Wam do gustu.
Ze swej strony gorąco zachęcam Was do odpowiedzi na ten tag w komentarzach bądź na swoich social mediach.

Pozdrawiam serdecznie,
Czytający kotek.

sobota, 21 grudnia 2019

Ile jesteś w stanie poświęcić dla dobra tych, których kochasz?

Kochani dziś poruszymy bardzo ważny temat, o którym w obecnych czasach nie powinno już być mowy, a niestety nadal się o nim słyszy, a mianowicie o małżeństwach aranżowanych. I nie mam tu na myśli aranżowania małżeństw wynikających ze zwyczajów kulturowych, których, nawiasem mówiąc, również nie popieram, ale zawieranie fikcyjnych związków dla papierka, którego posiadanie niesie za sobą wiele korzyści. Niestety na takim układzie zyskuje zazwyczaj tylko jedna strona. Oczywiście na początku wszystko wydaje się łatwe i proste, jednak życie i czas wiele aspektów takiej „umowy” weryfikuje i często żąda bardzo wysokiej ceny za chwilowe poczucie, że udało nam się złapać Pana Boga za nogi.

Przekonała się o tym główna bohaterka powieści Zuzanny Arczyńskiej Dziewczyna bez makijażu”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć.

Tytułową „Dziewczyną bez makijażu” jest nastoletnia Angelika. W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy poznawać życie nie tylko jej samej, ale również jej rodziny dziewczyna jest w klasie maturalnej, lecz mimo młodego wieku jest o wiele dojrzalsza od swoich rówieśniczek. Nie w głowie jej typowe w tym wieku makijaże, ciuchy, chłopcy i zabawa. Od najmłodszych lat zaznała goryczy życia i doskonale wie, że nie to jest w nim najważniejsze. Dorastając w domu gdzie bieda i alkoholizm ojca są nieodłącznym elementem każdego dnia, pragnie lepszego życia dla swoich trzech młodszych sióstr i matki, która w oczach córki jest najlepszą matką na świecie. Wiem, że teraz pewnie pomyślicie sobie, że większość dzieci tak właśnie myśli o swojej mamie, ale uwierzcie mi ta kobieta naprawdę, jak nikt inny zasługuje na to miano. Mając w domu łajdaka, bo inaczej nazwać ojca Angeliki nie można, który za wódkę jest w stanie pozbawić własne dzieci jedzenia, robi wszystko, aby dziewczynki miały wszystkie podstawowe potrzebne im do życia warunki. Angelika, widząc ile wysiłku i trudu kosztuje matkę ta codzienna walka, pragnie, aby jej najbliżsi zaznali wreszcie poczucia bezpieczeństwa i spokoju.
Niespodziewanie dla Wszystkich pewnego dnia nasza bohaterka otrzymuje propozycję, która wydaje się niczym wygrany los na loterii. Musi tylko zgodzić się na fikcyjne małżeństwo, a wtedy druga strona zapewni całej szóstce życie, o jakim do tej pory mogły tylko marzyć. I tu nasuwa się pytanie: Kim jest przyszły mąż dziewczyny i dlaczego tak bardzo zależy mu na nazwisku żony, że godzi się na wszystkie jej twardo stawiane warunki? Ja już znam odpowiedzi na te pytania, a Wam nie pozostaje nic innego, jak tylko sięgnąć po książkę i poszukać ich na jej kartach.

I tak oto płynnie przechodzimy do wynikającego z decyzji, którą podjęła Angelika kolejnego aspektu, który autorka zostawia swoim czytelnikom do indywidualnego przemyślenia. Poświęcenia i jego granic. Ile my sami bylibyśmy w stanie zaryzykować i poświęcić dla marzeń własnych i dobra tych, których kochamy? Czytając książkę, można by śmiało powiedzieć, że dziewczyna jest bohaterką. Ale czy rzeczywiście ona sama chce, aby widziano w niej bohaterkę. Czy poświęcenie w imię dobra rodziny to bohaterstwo, a może raczej naturalny odruch? Czytając jedną z recenzji tej książki, natrafiłam na stwierdzenie, że osoba ją pisząca mogłaby pójść o wiele dalej w swoim poświęceniu. Jeśli chodzi o mnie, ja nie mogę złożyć takiej deklaracji z całą stanowczością. A Wy moi kochani, co zrobilibyście, będąc w podobnej sytuacji?

Muszę przyznać, że na początku byłam przekonana, że będzie to bajkowa historia, przez co mało realna. Tymczasem, jak widzicie, autorka wykreowała fabułę tak, aby poruszyć w niej bardzo ważne i życiowe problemy, które ciągle dzieją się na świecie, a o których się nie mówi, a jeśli już mówi się nie wiele. Mamy bowiem problem uzależnienia od alkoholu i jego destrukcyjny wpływ na rodzinę. Mamy obraz życia w biedzie i tytaniczny wysiłek w dążeniu do lepszej przyszłości, jak również refleksję odnośnie do tego, czy w istocie ten, kto ma pieniądze, ma władze i może kupić dosłownie wszystko. To tylko część tego, co czeka na Was podczas lektury „Dziewczyny bez makijażu". Oczywiście nie zdradzę Wam niczego więcej, abyście poznając historię, którą oddała w nasze ręce Zuzanna Arczyńska. Jednak aby podsycić Waszą chęć przeczytania tego tytułu, zdradzę tylko, że nie jest to tylko powieść obyczajowa i na pewno wielbiciele romansu, wątków sensacji, czy kryminału również coś dla siebie w tej książce znajdą.

Reasumując, Polecam Wam poznać perypetie dwóch silnych kobiet, które każdego dnia toczą nierówny bój z życiem, ale nigdy się nie poddają. Podejmując tak radykalne decyzję, wiele ryzykują. Jakie będą tego skutki i czy gra była warta świeczki? Sprawdźcie to sami, a na pewno nie będziecie żałować.
Książkę czyta się naprawdę szybko i lekko dzięki prostemu językowi, jakim posługuje się autorka. Język ów może wydawać się nawet zbyt prosty, ale do kreacji fabuły pasuje on doskonale.
Jeśli chodzi o samych bohaterów tej opowieści, to najbardziej podziwiam matkę Angeliki, której życie jest odzwierciedleniem wielu kobiet żyjących u boku alkoholików, które często cierpią w milczeniu, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc i wsparcie.

Na zakończenie chciałabym prosić Was, abyśmy wszyscy rozejrzeli się wokół siebie, bo być może gdzieś obok nas jest ktoś, kto nie ma siły sam wydostać się z pułapki współuzależnienia, przemocy i cierpienia. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a więc czas dobrych uczynków, a przecież nie ma nic lepszego ponad podanie pomocnej dłoni drugiemu człowiekowi.

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale już wiem, że będą kolejne.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję



wtorek, 17 grudnia 2019

Kim naprawdę jesteś, kogo grasz?

Słowa pewnej piosenki mówią:
 „Kim naprawdę jesteś? Pokaż swą prawdziwą twarz. Kim naprawdę jesteś, kogo grasz”? 
Mówi się, że życie to teatr, w którym my ludzie odgrywamy główne role. Poniekąd jest to prawdą, ponieważ każdego dnia jesteśmy zobligowani do tego, aby dostosowywać swoje zachowanie i postępowanie do sytuacji i okoliczności, w jakich się znajdujemy. Ważne jest jednak, aby nie zatracić własnej osobowości i móc być sobą. Każdy z nas potrzebuje mieć takie miejsce i osoby, przy których może czuć się swobodnie i nie musi niczego udawać. Świadomość posiadania swojej bezpiecznej przystani bowiem budzi w nas poczucie bezpieczeństwa i szczęścia. 

A teraz moi kochani mam do Was prośbę, abyście przez chwilę wyobrazili sobie, że nagle musicie zapomnieć kim naprawdę jesteście, najlepiej wymazując z pamięci swoją dotychczasową tożsamość. Co więcej musicie porzucić swoje dotychczasowe życie, a Wasza teraźniejszość i przyszłość staje się wielką niewiadomą. Nie macie też pojęcia jak długo potrwa taki stan rzeczy kilka tygodni, miesięcy, lat, a może całe życie. Czy w ogóle możliwe jest takie życie? Jak długo da się w nim wytrwać? 
O tym, że się da przekonały się główne bohaterki powieści Karoliny Klimkiewicz „Dopóki starczy mi sił”, z której recenzją dziś do Was przychodzę. 

Zolę Henderson i jej ciotkę Camille siedem lat temu los zmusił do ucieczki przed demonami przeszłości. Tak naprawdę nigdzie nie są bezpieczne. Aby przeszłość ich nie dopadła, nigdy nie wolno im pokazać swojej prawdziwej twarzy. W swoim życiu odegrały już wiele perfekcyjnie zagranych ról. Obie bohaterki nie mogą również przywiązywać się do miejsc i ludzi, których spotykają na swojej drodze. Wszyscy oni pojawiają się w ich życiu tylko na chwilę i nigdy nie są świadomi tego, że te dwie kobiety,  to tylko misternie zbudowane kreacje wyglądu osobowości i historii życiowej, które same sobie wymyśliły i zrobiły wszystko, aby zarówno one same, jak i otoczenie w nie uwierzyły. Jeszcze wczoraj mogły być zupełnie kimś innym. Trzy miesiące, to maksymalny czas w którym pozwalają sobie na zatrzymanie się w jednym miejscu i bycie postacią, w którą aktualnie się wcieliły. Po tym czasie następuje kolejna przemiana osobowości. Zmiana imienia, nazwiska wyglądu i kolejnej wiarygodnej historii, adekwatnej do tego, jak chcą, aby ludzie, których spotkają w już zupełnie nowym dla siebie miejscu je postrzegali. Wszystko po to, by On nie trafił na ich ślad. 

"Kolejna skreślona miejscowość na liście. Czerwony flamaster przejeżdża wzdłuż nazwy, którą muszę jak najszybciej wymazać ze swojej głowy i serca." 

Co takiego stało się w życiu naszych bohaterek, że muszą uciekać podejmując aż tak daleko idące środki ostrożności i kim jest ten, który ich szuka? To jest główne pytanie, na które my czytelnicy chcemy, jak najszybciej poznać odpowiedź. Ale na tę odpowiedź musimy trochę poczekać. 

Kiedy my czytelnicy zaczynamy śledzić perypetie bohaterek powieści trafiają one do małego nadmorskiego miasteczka Jonesport. Nie wiedzą jeszcze, że to niepozorne miejsce bardzo mocno wpłynie nie tylko na nie same, ale także na ich życie. Jak się przekonacie miasteczko to jest ich przekleństwem, a jednocześnie jedyną szansą na odzyskanie wolności. Jednak nie będzie to łatwe, gdyż za tak wielki dar jakim jest wolność będą musiały zapłacić bardzo wysoką cenę. Jednak więcej nic Wam nie zdradzę. Przekonajcie się sami, czy obu kobietom starczy sił, aby odzyskać własne „ja” i odnajdźcie odpowiedzi na wszystkie nurtujące czytelnika pytania, których podczas lektury książki jest co najmniej kilka. 

„Dopóki starczy mi sił” to bardzo wciągająca i dająca do myślenia książka adresowana głównie do młodzieży, aczkolwiek jestem pewna, że starszy czytelnik również znajdzie w niej cenne dla siebie wartości. Poznając koleje losów Zoli i jej krewnej z dojmującą siłą dociera do nas świadomość, jak wielkim szczęściarzem jest człowiek, który może powiedzieć, że ma swoje miejsce na ziemi, w którym czuje się bezpiecznie. Przez cały czas czytania książki ogromnie podziwiałam postawę Zoli. Dziewczyna mimo że dopiero niedawno skończyła osiemnaście lat wykazuje się ogromną dojrzałością. Jak sama mówi na początku, kiedy jej życie stało się kręgiem nieustających przemian było to fajne uczucie, jednak teraz pragnienie wolności jest coraz silniejsze.


„Czułam się jak w grze, mogłam nadać sobie nowe imię, stworzyć wymarzoną osobę i nią być, to była namiastka nowego życia, tabula rasa. Każdy marzy o tym przynajmniej raz. Rzucić wszystko i móc zacząć od początku, bez wad i błędów, bez oczekiwań i konsekwencji. Jedyny szkopuł w zmianie życie polegał na tym, że w pewnym momencie zamiast je zmienić, zwyczajnie je tracimy. Stajmy się Nikim – a każde nowe wcielenie przypomina o tym fakcie”. 

 Czy zwycięży ono ze strachem, który stał się nieodłącznym elementem tych siedmiu lat? Nie pozostaje Wam nic innego, jak tylko sięgnąć po książkę i samemu się przekonać do czego gorąco zachęcam. 

"Ból, uczucie towarzyszące mi przez całe życie. Strach - jego najbliższy przyjaciel. Jak bliźnięta - nierozłączni. Ich młodszy brat - zmęczenie. Pojawiło się znacznie później, dając znać, że to jeszcze nie koniec, mimo że o niczym innym nie marzę". 

Zapewniam Was, że książka ta wciągnie Was od pierwszej chwili i nim się spostrzeżecie dotrzecie do końca tej zajmującej i bardzo ciekawej opowieści o trudnym losie dwóch silnych kobiet, które każdego dnia żyją w świecie iluzji, pozbawia szansy na posiadanie czegoś stałego i własnego. Wiedzą, co może się stać, kiedy zabraknie im sił. Czy znajdą w sobie odwagę, by wreszcie zaryzykować i stawić czoła przeszłości? Nie pozwólcie, aby te wszystkie pytania dłużej pozostawały bez odpowiedzi i koniecznie przeczytajcie „Dopóki starczy mi sił”. Dzięki temu, że bardzo szybko Zola i Camilla stają nam się bliskie, książka dostarcza nam wielu emocji. Trzymamy kciuki za ich dążenie do odzyskania pełni normalnego życia. 

Jak widzicie, książkę tę zdecydowanie warto przeczytać, więc nie zatrzymuję Was dłużej, abyście mogli niezwłocznie to zrobić. 

Recenzja powstała we współpracy z autorką oraz wydawnictwem Novae res, za co bardzo dziękuję. 

Inne książki autorki, które recenzowałam: 

czwartek, 12 grudnia 2019

Kiedy opada kurtyna złudzeń.

Dla większości rodziców dzieci stanowią centrum ich życia. Jako rodzice jesteśmy w stanie wiele poświęcić, aby nasze dzieci miały szczęśliwe dzieciństwo i dorastając w kochającej się rodzinie miały wszelkie niezbędne im do nauki i rozwoju warunki. Często snujemy plany odnośnie do tego, w jakim kierunku potoczy się droga naszej latorośli, kiedy przyjdzie czas wkroczyć na drogę dorosłości i zdecydować o wyborze studiów oraz podjąć inne poważne decyzje, które będą miały znaczący wpływ na jego przyszłość. Jednak niestety zapominamy przy tym często o jednej najważniejszej kwestii. To nie jest nasze życie. My nie możemy układać go za nasze dziecko. To ono ma prawo decydować samo o sobie i nie zawsze te decyzje będą zgodne z naszymi wobec niego oczekiwaniami.

Dziś za sprawą książki Agaty Marzec „Cena złudzeń”, o której chcę Wam opowiedzieć, przekonamy się, jak bardzo bolesny dla rodziców i destrukcyjny dla całej rodziny może okazać się moment, w którym uświadomimy sobie, że te wszystkie wyidealizowane wizje, w których przez lata kreowaliśmy kształt przyszłości dziecka, okazały się tylko naszymi złudzeniami. A zapewne wszyscy doskonale wiemy, że karmiąc się złudzeniami prędzej, czy później los zmusi nas do poniesienia za nie konsekwencji. Przekonali się o tym główni bohaterowie powieści, ale zacznijmy od początku.

Poznajcie rodzinę Ziembiaków. Hanna, Ksawery i Karolina, choć są skromnie żyjącą robotniczą rodziną, to cieszą się szczęściem i spokojem, który gości w ich domu. Każdy z członków tej rodziny jest bardzo charakterystyczną postacią. Ksawery to mąż i ojciec, który robi wszystko, aby żonie i córce niczego nie brakowało. Hanna natomiast jest kobietą, która swoją wszelką ufność pokłada w Bogu i to jemu wszystko zawierza. Dumą rodziców jest Karolina. Córka jest ponad przeciętnie uzdolniona. Stoją przed nią otworem drzwi najlepszych uczelni, które zabiegają o to, aby dziewczyna wkroczyła w poczet ich studentów. W momencie, kiedy my czytelnicy mamy możliwość poznać tę rodzinę, solidne dotychczas fundamenty, na których została zbudowana, chwieją się w posadach. Małżonkowie przeżywają dramatyczną decyzję swojej córki, która niedawno skończyła już osiemnaście lat i w momencie, kiedy powinna decydować o tym, jaki kierunek studiów wybierze, ona oznajmia, że rzuca naukę. Zrozpaczeni rodzice nie wiedzą co robić, ale to niestety okazuje się niejedyna druzgocąca wiadomość. Wkrótce bowiem, Hanna od osób trzecich dowiaduje się, że jej kochana, dotychczas grzeczna i ułożona córka spotyka się z dużo starszym od siebie, żonatym mężczyzną. Cała okolica aż huczy od plotek, a zrozpaczona matka szuka pomocy.

Czy tę rodzinę da się jeszcze uratować, musicie przekonać się sami? Ja ze swej strony powiem tylko tyle, że w przypadku tej rodziny doskonale sprawdza się powiedzenie „uderz w stół, a nożyce się odezwą”, ponieważ spędzające spokojny sen z powiek Hanny postępowanie córki, budzi skrywane przez lata pragnienia i marzenia pozostałych członków rodziny. Jaka jest zatem prawda, Czy każdy z nich odgrywał przez całe życie narzucone sobie role. Czy nigdy nie byli tak naprawdę wolni? Sprawdźcie to koniecznie sami.

Na kartach swojej najnowszej powieści autorka wspaniale pokazała nam, w jak skrajnie różny sposób mogą reagować osoby na tę samą sytuację. Hanna, dowiedziawszy się o niemoralnym prowadzeniu swojego dziecka, przeżywa kryzys wiary, podupada na zdrowiu i zrozpaczona szuka pomocy. Chce, aby ktoś powiedział jej, jak naprawić rodzinę. Zadaje sobie pytanie, gdzie popełnili z mężem błąd i dlaczego nic wcześniej nie zauważyli. Ksawery natomiast do wszystkiego podchodzi z dużą dozą spokoju, pozostawiając wszystko własnemu biegowi, co jest zupełnie niezrozumiałe dla jego małżonki. Czego natomiast pragnie sama Karolina i czym są podyktowane jej wybory, tego oczywiście Wam nie zdradzę.

„Ziembiakówna chciała wygłosić kolejną szorstką uwagę, a właściwie rzucić mu ją w twarz, ale powstrzymała ją czuwająca siła rozsądku. Wiedziała już wszystko. Tulił się do niej potwór w ludzkiej skórze. Nie mógł wiedzieć, czym jest serce, bo sam go nie miał. Kochał tylko siebie i wokół swojej osoby zorganizował cały wszechświat. Reprezentował podwójną moralność, sprytnie skrojoną na miarę swoich potrzeb i popędów. Był wynaturzonym hedonistą pozbawionym refleksji. Jedyne kryterium oceny człowieka stanowiły dla niego pieniądze”.

„Cena złudzeń” to niezwykle cenna lekcja dla nas czytelników niosąca w sobie bardzo ważny przekaz, aby nie postrzegać innych poprzez własne złudzenia, bo wówczas nigdy nie dowiemy się, jaki dany człowiek jest naprawdę, a odkrycie prawdy może kosztować nas wiele cierpienia.

Agata Marzec z ogromną starannością wykreowała portrety swoich bohaterów. Choć moje odczucia względem każdego z nich były zupełnie różne, to jednak niewątpliwie każda z nich jest bardzo wyrazista.
Mojej sympatii nie wzbudziła głowa rodziny. Ksawery zachowywał się zupełnie jak nie mężczyzna. Taka mimoza bez charakteru. Hanna natomiast to kobieta, która została w tej trudnej sytuacji zupełnie sama i sama musi dźwigać jej ciężar. Ona cierpi najbardziej. Jeśli chodzi o Karolinę, to początkowo zupełnie nie rozumiałam jej postępowania, ale z biegiem rozwoju fabuły stopniowo to się zmieniało.
Perypetie rodziny Ziembiaków przedstawiają różne oblicza i barwy miłości. Odnajdziemy tu miłość małżeńską, rodzicielską, miłość dziecka do rodziców, miłość do Boga, no i oczywiście miłość zakazaną. Jest to książka pełna miłości, obaw, lęków i pragnień skrywanych przez jej bohaterów.

Jak widzicie, jest to powieść wielopłaszczyznowa o głębokim spektrum rozważań i przemyśleń. Przyjemności z czytania dostarcza również niezwykły kunszt literacki autorki oraz wspaniały język, jakim się posługuje. Cóż więcej mogę Wam napisać? Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco zachęcić Was do przeczytania „Ceny złudzeń” i zapewnić Was, że podczas lektury nie unikniecie refleksji na temat Waszej rodziny.

Inne książki autorki, które czytałam:

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Replika, za co bardzo dziękuję.


niedziela, 8 grudnia 2019

Czy w obliczu doświadczeń przeszłości mamy prawo być szczęśliwi?

W kontekście relacji między ludzkich krąży przekonanie, że przeciwieństwa się przyciągają. Jednak ja sama nie do końca się z tym zgadzam. Owszem zgodzę się ze stwierdzeniem, że kobiety i mężczyźni są od siebie bardzo różni, ale jednak w odniesieniu do tworzenia bliskich relacji z drugim człowiekiem takich jak miłość lub przyjaźń, w moim odczuciu przeświadczenie to nie ma zupełnie racji bytu. Chcąc zbudować związek, czy też przyjaźń zazwyczaj łatwiej nam odnaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia i sympatii z osobą, która ma podobne do nas poglądy i doświadczenie życiowe, podobnie postrzega świat. Nie bez kozery mówi się przecież, że„ciągnie swój do swego". Wierzymy bowiem, że osoba, która osobowościowo, a często i emocjonalnie jest podobna do nas samych, będzie mogła nas bardziej zrozumieć, przez co rodzi się szansa na stworzenie czegoś naprawdę wyjątkowego. I owszem, jest to jak najbardziej możliwe, ale co w przypadku, kiedy los splata ze sobą drogi osób, których życie bardzo mocno doświadczyło, a oni sami każdego dnia czują, że tkwią w piekle, z którego nie mogą się wyrwać? Czy będą oni w stanie dać sobie wzajemnie siłę do tego, aby podnieść się z kolan i wyrwać z kajdan bólu, które ściskają ich serca i dusze?
Z tak trudnym wyzwaniem będą musieli zmierzyć się główni bohaterowie powieści Natalii Murawskiej "Wszystkie nuty życia", z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Maja Orzechowska i Mikołaj Zdybicki to dwoje młodych ludzi, którzy poznają się na wspólnej imprezie studenckiej i choć jeszcze nic o sobie nie wiedzą, to jednak od pierwszej chwili czują się w swoim towarzystwie wyjątkowo, chociaż jeszcze chwilę temu impreza ta była ostatnim miejscem, w jakim chcieliby się znaleźć. Każde z nich na przełomie roku doświadczyło traumatycznych przeżyć, które nadal nie pozwalają im wrócić do pełni normalnego życia. Demony przeszłości karmione wyrzutami sumienia i poczuciem winy czynią z ich życia czarną rozpacz.
Maja straciła swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaźń, która łączyła ją z Kostkiem, była wyjątkowa. Taka, o której marzy każdy z nas. Przez cały czas Maja była przekonana, że oboje wiedzą o sobie nawzajem wszystko. Aż do tego dnia kiedy, zrozumiała, że jednak tak nie było i że choć Konstanty ją uwielbiał, to ta przyjaźń była dla niego niewystarczająca, aby dać mu siłę wytrwania. Dziś już go nie ma, a dziewczyna nadal nie może pogodzić się z tą stratą. W jej głowie ciągle kłębi się mnóstwo wyrzutów. Jak to się stało, że ona niczego wcześniej nie przeczuła, nie zauważyła. Nie chcąc więcej cierpieć z powodu straty bliskiej sobie osoby, Maja chce przestać czuć. Swoje życie wypełnia studiami i pracą w kawiarni.

„Ktoś, kto powiedział, że czas goi rany, był kłamcą. Albo w życiu nie przeżył niczego złego. Czas nie goi ran, pozwala jedynie nauczyć się, jak przetrwać mimo ich istnienia, pozwala nam egzystować, próbując ignorować, to co tak bardzo boli. Ale to nigdy, przenigdy nie jest tak, że po określonym czasie rany znikają”.

Mikołaj jest młodym mężczyzną, który boleśnie przekonał się, jak jedna pozornie błaha decyzja może w zaledwie kilka minut na zawsze zmienić życie nie tylko nas samych, ale co straszniejsze życie tych, których kochamy.
Choć od tamtejszych wydarzeń minęło już sporo czasu to, za każdym razem, kiedy patrzy na swoją siostrę Zosię, wszystkie bolesne wspomnienia wracają, a emocje pozostają wciąż żywe. Dziś życie chłopaka zdeterminowane jest, rządzą zemsty i pragnieniem sprawiedliwości. Jego obecną codziennością są imprezy, alkohol i przypadkowo poznane kobiety na jedną noc.

Zarówno Maja, jak i Mikołaj każdy swój dzień przeżywają w maskach pozorów, podczas gdy cierpienie trawi ich wnętrza. Jak możecie się domyślać, między tą dwójką rodzi się uczucie. Oboje czują, że jest, to coś niezwykłego, czego nie spodziewali się poczuć jeszcze kiedykolwiek. Jednocześnie są jeszcze pełni obaw i lęków, ale także tego, czy w obliczu własnej przeszłości mają prawo czuć to, co czują.
Miłość to piękne uczucie, ale czy wystarczy, aby kochać kogoś ze wszystkimi jego demonami, bliznami pozostałymi, po niespodziewanych ciosach od życia? Czy naszym bohaterom wystarczy siły, aby udźwignąć nie tylko swój przygniatający ich bagaż doświadczeń, ale także podnieść ku górze tę drugą osobę, kiedy ta upada w dół? O tym musicie przekonać się już sami, sięgając po książkę.

Natalia Murawska na kartach książki „Wszystkie nuty życia” przedstawiła bardzo przejmującą i chwytającą za serce historię, nie tylko w aspekcie tego, co przeżywają jej bohaterowie, ale również, a może przede wszystkim ze względu na dojmujące przeświadczenie tkwiącego w niej realizmu, które przez cały czas czytania książki nie opuszcza czytelnika. To, o czym czytamy może, a co więcej wydarza się na pewno w realnym życiu. To może spotkać każdego z nas.
Kiedy czytałam tę książkę, napisałam na Instagramie „Czytam i płaczę” i tak właśnie było. Dziś, kiedy piszę tę recenzję, minęło już trochę czasu, lecz moje emocje nadal pozostają bardzo silne i wiem, że nie miną zbyt szybko, a „Wszystkie nuty życia” zostaną ze mną na zawsze i na pewno będę do tego tytułu wracała jeszcze nie raz.

Inne książki autorki, które recenzowałam:

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Lucky, za co bardzo dziękuję.


czwartek, 5 grudnia 2019

Czy słyszeliście o książce „Powódź” Pawła Fleszara?


Kochani, czy słyszeliście o książce „Powódź” Pawła Fleszara?
Mam nadzieję, że tak, a jeśli nie, to dziś chcę ją Wam przedstawić.

Powódź to powieść kryminalna, która ukazała się stosunkowo niedawno, bo 24 października 2019 roku nakładem wydawnictwa Księży Młyn Dom Wydawniczy.

Mam nadzieję, że opis książki zachęci Was do sięgnięcia po ten tytuł.

Pewnej nocy czterdziestoletni Jakub wyskakuje z dziewiątego piętra wieżowca w Krakowie. Zostawia list pożegnalny ze zdjęciem pięknej dziewczyny. Być może jest to Zuza, o której Kuba napisał: „Zły człowiek zabrał Zuzę i odtąd moje życie straciło sens”.
Co tak naprawdę skłoniło mężczyznę do samobójstwa? Kim jest Zuza i co się z nią stało? Jaki związek z tym wszystkim mają budzące grozę filmy znalezione w smartfonie Jakuba? Odpowiedzi na te pytania próbuje znaleźć Kris, przyjaciel Kuby z dzieciństwa. Kris jest zawodowym żołnierzem, ale daleko mu do typowego bohatera, który samotnie stawia czoło złemu światu – kiepsko strzela, ma nadciśnienie i początki nadwagi. Tymczasem prywatne śledztwo, w którym pomaga mu dwójka nastolatków, prowadzi go do zaskakujących odkryć…
W tym obfitującym w humor kryminale autor podrzuca czytelnikowi różne tropy, sprowadzając go często na manowce. Tytułowa powódź nieubłaganie zbliża się do miasta…

Słowo od autora: „Od siebie mogę powiedzieć, że to książka bardzo współczesna, ale z wątkami nostalgicznymi, w sferze stosunków międzyludzkich opowiada m.in. o przyjaźni i zdradzie, a sedno jej intrygi jest rzadkie i oryginalne. Ostatnio z tym tematem zetknąłem się 20 lat temu”.


 Autorem zdjęcia jest Tomasz Markowski. 


Paweł Fleszar - Ma 46 lat. Od 1997 roku lat jest dziennikarzem. Najdłużej pracował w Tempie i Przeglądzie Sportowym, poza tym w dziennikach lokalnych, Nowinach i Gazecie Krakowskiej oraz w magazynach: Champion. Sport and more, futbol.pl, Super Volley. Prowadzi też stronę internetową sportkrakowski.pl.

Jest absolwentem studiów politologicznych, dziennikarskich i medioznawczych na Uniwersytecie Jagiellońskim. W teście na inteligencję uzyskał wynik IQ 160 (w skali Catella), uprawniający do członkostwa w Stowarzyszeniu Mensa Polska.

„Powódź” to jego debiut na oficjalnym rynku wydawniczym. Wcześniej napisał „Wyśnioną jedenastkę”, która nie została wydana w formie drukowanej, a jedynie udostępniona-głównie blogerom książkowym-jako e-book na stronie sportkrakowski.pl. W 2019 roku został jednym ze zwycięzców konkursu „Kryminał na 100-lecie AGH”, a jego opowiadanie „Dodatkowy rzut osobisty” znalazło się w antologii „Archiwum Groźnych Historii”, która ukaże się 9 grudnia 2019 roku, nakładem Wydawnictw AGH.

Ja już wkrótce będę czytała „Powódź”, a Wy macie ochotę na jej lekturę?

niedziela, 1 grudnia 2019

Dokąd zmierza ten świat?

Moi kochani, nie wiem jak Wam, ale mnie samej jest ogromnie smutno, kiedy każdego dnia patrzę na to, w jakim kierunku zmierza świat i jakie wartości stają się dla nas ludzi nadrzędnymi w życiu. Niestety, coraz wyraźniej widzimy, że nasze życiowe cele, zamierzenia i plany ukierunkowane są na zysk i chęć posiadania. Tym samym, stawiając pytanie „mieć, czy być”?, coraz częściej pada odpowiedź mieć . W dążeniu do osiągnięcia materialnego komfortu oraz wysokiego standardu życia bez najmniejszych skrupułów potrafimy mieć za nic najważniejsze wartości, którymi winnyśmy kierować się każdego dnia. Tj. empatia, uczciwość i szczerość względem drugiego człowieka. Ku mojemu ogromnemu przerażeniu dążenie po trupach do celu w kwestii podniesienia własnego standardu materialnego, to nie jedyne, co w moim odczuciu woła o pomstę do nieba. Zastanówmy się bowiem przez chwilę, jak trudno w dzisiejszych czasach zbudować trwały i szczęśliwy związek oparty na prawdziwej miłości. Cytując słowa mojej babci: „Za czasów mojej młodości małżeństwo, czy związek to była świętość. Kochające się pary były sobie oddane, wspierały się i szanowały. Choć w życiu bywało różnie, deklaracja miłości miała dla nich ogromną wartość i trwały przy sobie aż do śmierci”. Tymczasem jak to wygląda dziś? Spójrzmy prawdzie w oczy. Coraz więcej związków rozpada się, dochodzi do zdrad, tajemnic i kłamstw. Co więcej, słowa kocham cię bardzo często, są wypowiadane, podobnie jak te rzucane na wiatr, jeśli wiemy, że mogą nam one przynieść, chociażby krótkotrwałą chwilę zapomnienia, czy uniesienia.

Zdaje sobie sprawę, że możecie czuć się zaskoczeni faktem, iż zdecydowałam się poruszyć ten niełatwy i być może dla niektórych z Was kontrowersyjny temat. Zapewne zastanawiacie się, co też stało się czynnikiem, który sprawił, że w mojej głowie pojawiły się tego rodzaju przemyślenia, które z kolei zaowocowały takimi, a nie innymi wnioskami.

Otóż już spieszę z wyjaśnieniami. W większości przypadków, jeśli chodzi o moją osobę, do tak poważnych refleksji zawsze skłaniają mnie książki. Tak też jest i tym razem. Uściślając, sprawczynią wszelkich wyżej poruszonych przeze mnie gorzkich spostrzeżeń stała się książka Anny Stryjewskiej „Kochankowie miasta”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć, a konkretnie charaktery i usposobienia jej dwóch głównych bohaterów Tomka i Damiana.

Obaj mężczyźni są braćmi, choć patrząc na ich osoby i sposób życia trudno w to uwierzyć. Są tak różni, jak dzień i noc, jak ogień i woda. Podczas gdy Tomasz wiedzie uczciwe, spokojne i ustabilizowane życie prowadząc niewielką agencję nieruchomości i ciesząc się życiem z ukochaną żoną Martą, której jest bezgranicznie oddany, Damian prowadzi szemrane interesy i choć wie, że oszukuje w ten sposób wielu nieświadomych swojej krzywdy ludzi, to jednak nie widzi problemu w swoim postępowaniu, zawsze znajdując usprawiedliwienie dla swoich działań, tak aby siebie wybielić. Jeśli chodzi o życie prywatne i uczuciowe naszego bohatera, to sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Potrafi czarować kobiety, ale o stałym związku nie chce słyszeć.
Tomasz doskonale zna swojego brata, jednak mimo to postanawia wejść z nim w spółkę, do której dołącza syn bogatego łódzkiego Żyda Aron.
Wkrótce w biurze nieruchomości zjawia się samotna, ciepła i skromna starsza kobieta Pani Emilia i prosi, aby mężczyźni zajęli się sprzedażą jej rodzinnej posesji. Choć początkowo wszystko wydaje się dopięte na ostatni guzik to, już chwilę po podpisaniu umowy, nic nie jest takie, jakie być miało. Oczywiście nie zdradzę Wam szczegółów problemu, ale powiem tylko, że w przypadku, kiedy Damian deklaruje, że się czymś zajmie, niczego nie można być pewnym. Tomasz ma w stosunku pani Emilii wyrzuty sumienia i stara się jej pomóc, jak tylko może. W ten oto sposób między tą dwójką rodzi się niezwykła nić sympatii. Podczas jednej z rozmów z babcią, jak zwykł nazywać starszą panią Tomasz, kobieta opowiada mu niezwykle piękną i poruszającą opowieść, która dotyczy wydarzeń mających miejsce na jej rodzinnej ziemi w czasach okupacji niemieckiej. To, czego dowiaduje się Tomasz, generuje kolejne problemy.
Dla Damiana niestety nie ma żadnej świętości, co przejawia się w jego nadmiernej atencji względem żony brata oraz zainteresowaniem dziewczyną Arona. To oczywiście rodzi kolejne problemy, ale o tym przeczytajcie już sami, sięgając po książkę.

Kochankowie miasta” to bardzo piękna, mądra i emocjonalna książka, dzięki której nie tylko możemy oddać się bardzo wielu ważnym życiowym rozważaniom, ale także wspólnie z autorką poznać początki historii pięknych zakątków budzącej się z wieloletniego uśpienia Łodzi, gdzie dzieje się akcja powieści. Ta książka uświadamia nam, że każdego dnia powinniśmy być wdzięczni za to, że nie musieliśmy doświadczyć bólu, cierpienia, poczucia straty, śmierci i upokorzenia, jakie niosła ze sobą wojna.

Już w prologu książki cofamy się do roku 1941, gdzie autorka przedstawia nam bardzo wstrząsającą i bolesną scenę, która bardzo mocno mnie poruszyła, a która jak się później okazuje, jest swego rodzaju klamrą, tworzącą spójną całość tej niezwykłej oddanej w nasze ręce przez autorkę książki.

Najnowsza książka Anny Stryjewskiej skrywa na swoich kartach opowieść, która wywołuje w czytelniku wiele różnych emocji. Pierwszych, tak jak wspomniałam już wcześniej, doświadczyłam już w prologu, który mnie mocno poruszył. Później była złość na postępowanie i zachowanie Damiana. Uwierzcie mi, wiele razy miałam go ochotę udusić. Ani przez chwilę nie zyskał on mojej sympatii. Nie mogę nie wspomnieć o kochanej i serdecznej Pani Emilii, której ciepło i życiowa mądrość bardzo mocno ujęły mnie za serce. No i oczywiście było mi bardzo żal Tomasza, mężczyzny o dobrym sercu, wrażliwym na cierpienie innych, który nie zasłużył na to, co go spotkało. Bardzo mocno kibicowałam mu, aby wreszcie mógł być naprawdę szczęśliwy. A czy tak się stało, przekonajcie się już sami.

Cóż więcej mogę napisać? Drodzy czytelnicy, jeśli szukacie mądrej, głęboko refleksyjnej książki, która nie tylko da Wam pewność spędzenia wspaniałego czasu z wyjątkową lekturą, ale przede wszystkim przypomni Wam, co w życiu jest najważniejsze, o co trzeba dbać, co szanować i jakie wartości w życiu cenić, to koniecznie musicie sięgnąć po ten tytuł. „Kochankowie miasta” to jedna z tych książek, o której myśli się jeszcze bardzo długo po jej przeczytaniu, a może nawet znajdzie ona swoje miejsce w Waszym sercu już na zawsze. W moim na pewno.

Inne, przeczytane przeze mnie książki autorki:

Recenzja powstałą we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.



środa, 27 listopada 2019

Kiedy wszyscy widzą w tobie tylko przestępcę-realia więziennego życia.

Książki są swego rodzaju czynnikiem skłaniającym nas do tego, abyśmy skonfrontowali się z często bardzo trudnymi życiowymi tematami, którym my sami nie poświęcamy uwagi, dopóki dany problem nie dotknie nas osobiście, bądź też, jeśli nawet dany temat poruszamy to nierzadko mamy o nim błędne pojęcie. Dlatego cieszę się, kiedy sięgając po książkę mam poczucie, że jej autor, decydując się na poruszenie w swoim utworze trudnego i złożonego tematu włożył naprawdę dużo pracy i wysiłku w to, aby jak najrzetelniej odzwierciedlić jego istotę, a tym samym odrzeć go z mitów krążących wokół niego w społeczeństwie.

Dziś porozmawiamy o tym, jak wielu z nas postrzega więzienną rzeczywistość. Już na wstępie muszę zaznaczyć, że sama wielokrotnie byłam świadkiem rozmów, których uczestnicy z przekonaniem twierdzili, że w dzisiejszych czasach więźniowie odbywający kary pozbawienia wolności mają lepiej, niż wczasowicz w kurorcie wypoczynkowym. No bo przecież są utrzymywani za pieniądze podatników, dostają wyżywienie, spacerki, gazetkę, siłownia, darmowe leczenie, odwiedziny najbliższych, paczki. Dosłownie żyć nie umierać, a więc co to dla takiego przestępcy za kara?
Jeśli i Ty drogi czytelniku masz podobne zdanie, to koniecznie musisz przeczytać najnowszą książkę Karoliny Wójciak „Wyrok” w której, autorka bardzo otwarcie i bezkompromisowo przedstawia realia życia za kratami, a uwierz mi, takiej sielanki, jak ta przedstawiona powyżej w tym świecie nie uświadczysz.
Zacznijmy jednak od początku, bowiem już teraz mogę Wam zdradzić, że temat, o którym wspominałam we wstępie recenzji to dopiero początek tego, co przygotowała dla swoich czytelników autorka.

Przystępując do lektury „Wyroku”, bardzo szybko orientujemy się, że akcja powieści prowadzona jest dwutorowo. Poznajemy dwie, wydawać by się mogło zupełnie różne kobiety - Polę i Anitę. Każda z bohaterek pochodzi z zupełnie różnych odległych względem siebie światów. Obie znajdują się również w zupełnie innym momencie swojego życia.

Pola jest studentką dziennikarstwa przygotowującą się do wyjścia za mąż. Jej czas powinno teraz zajmować pisane pracy magisterskiej, jednak ma z tym problem, ponieważ nie chce, jak większość studentów pisać na temat czegoś, co już było. Chce, aby jej praca mówiła o czymś, co może mieć znaczenie nie tylko dla niej samej, ale także dla społeczeństwa. Znalezienie takiego tematu oczywiście nie jest łatwe, a czas nagli. Niespodziewanie jednak za sprawą rozmowy z ukochaną babcią temat pojawia się sam. Starsza pani wspomina sprawę morderstwa, do którego dziesięć lat temu doszło w mieszkaniu naprzeciwko. Oskarżony o tę zbrodnię został wówczas chłopak zamordowanej dziewczyny. Choć od tamtejszych tragicznych wydarzeń minęło już wiele lat, to jednak babcia Poli ma wątpliwości co do słuszności wyroku w tej sprawie. W naszej bohaterce budzi się dziennikarska ciekawość i zamierza w swojej pracy magisterskiej zwrócić uwagę na perspektywy życia skazanych na wiele lat więzienia po odbyciu kary. Chłopak, o którym opowiadała Poli babcia, jest jedynym, którego „zna”, więc postanawia do niego dotrzeć, mając nadzieję, że ten zgodzi się z nią porozmawiać.
Zapewne zdajecie sobie sprawę, z tego, że nie wszyscy mogą tak po prostu udać się do aresztu i poprosić o widzenie się ze skazanym. Oczywiście, że nie, ale Pola to nie wszyscy. To córka kandydatki na premiera, a więc oczywiste jest, że jej można o wiele więcej, niż zwykłemu szaremu obywatelowi. I tak oto poznajemy Borysa, dziś już mężczyznę, którego każdy kolejny dzień nie różni się od poprzedniego, a jego treścią jest dyscyplina, reguły, zakazy i walka o przetrwanie.

Mamy również wcześniej wspomnianą Anitę. Samotną matkę, która po bolesnych przeżyciach wyrwała się z koszmarnego małżeństwa i próbuje zacząć wszystko od nowa. Nie jest łatwo, ale wkrótce na jej drodze staje Krzysztof, przy którym kobieta czuje się szczęśliwa i kochana. Niestety szczęście nie trwa długo. Zraniona Anita czuje się zagubiona, jednak nie poddaje się i pragnie odnaleźć swoje szczęście. Po drodze jednak popełnia wiele błędów i podejmuje zbyt pochopne decyzje, za które będzie musiała słono zapłacić, ale o tym przeczytajcie już sami, sięgając po książkę.
Zapewne zastanawiacie się, co może łączyć tych troje bohaterów? Ja oczywiście Wam tego nie zdradzę, ale na pewno będziecie zaskoczeni, tym, jak bardzo słuszne jest w przypadku tej książki powiedzenie „Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze”.

„Wyrok” to jedna z tych powieści, od której nie można się oderwać, a kiedy już ją przeczytasz, to nigdy o niej nie zapomnisz. Autorka kreując fabułę tej książki, w sposób fenomenalny połączyła ze sobą kilka gatunków literackich, które wspaniale się uzupełniają, tworząc mądrą, życiową i zajmującą historię. Na jej kartach odnajdziemy bowiem elementy kryminału, powieści obyczajowej i romansu.

Bezsprzecznym atutem „Wyroku” jest fakt, że mimo to, iż opisane w książce perypetie jej bohaterów są fikcją literacką, to jednak przez cały czas jej czytania czytelnika nie opuszcza dojmująca świadomość, że takie wydarzenia mają miejsce także w realnym życiu. Doskonale widzimy, że autorka bardzo starannie przygotowała się do napisania tej książki. Już w pierwszych chwilach opisu życia Borysa za kratami dostrzegamy, że cały schemat  zasad tam panujących został nam wiernie odzwierciedlony, co z pewnością wymagało od autorki dużego nakładu pracy. Wysiłek ten jednak zaprocentował wspaniałą książką, którą gorąco każdemu z Was polecam. Chciałabym również podkreślić, że czytając tę opowieść, nie da się uniknąć przeświadczenia, że każdy z nas mógłby stać się jej bohaterem. A to dlatego, że przeczytacie tu również o odrzuceniu, zagubieniu, manipulacji, wykorzystywaniu wpływów społecznych dla własnych korzyści, wykorzystywaniu, poczuciu krzywdy, uzależnieniu od mężczyzny, poniżeniu, a także miłości, nadziei, pragnieniu szczęścia. Cóż więcej pisać. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać, bo to samo życie z jego blaskami i cieniami.

Na zakończenie powiem tylko tyle, że chciałabym bardzo, aby ta książka została zekranizowana. Było to moje drugie spotkanie z twórczością autorki i na pewno będzie ich więcej.
Jeśli jeszcze nie czytaliście mojej recenzji książki „Nigdy nie wygrasz”, zapraszam tutaj.

Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.

sobota, 23 listopada 2019

Konkurs specjalny 100.000 wyświetleń!!!



Witajcie kochani. 
Dziś spieszę do Was pełna radości i pozytywnej energii, aby podzielić się z Wami wspaniałymi wiadomościami. Otóż wczoraj, ku mojej ogromnej uciesze  licznik statystyk na blogu Kocie czytanie poinformował mnie, że właśnie wybiła magiczna liczba 100.000 wyświetleń!!!! Tyle razy sprawiliście mi ten ogromny zaszczyt i odwiedziliście moje skromne blogowe progi, za co z całego serca każdemu, kto przyczynił się do tak wspaniałej dla mnie chwili, chcę podziękować.

Aby uczcić to wyjątkowe wydarzenie, wspólnie z wydawnictwem Szara Godzina przygotowaliśmy dla Was konkurs, w którym wygrywa aż 5 osób. 

NAGRODĄ W KONKURSIE JEST: Każda osoba biorąca udział w konkursie wygrywa 1 dowolnie wybraną przez siebie książkę z oferty wydawniczej wydawnictwa Szara Godzina (Proszę nie wybierać książek z działu zapowiedzi).

Aby wziąć udział należy:
- Zapoznać się z regulaminem konkursu -> REGULAMIN.
- Odpowiedzieć na pytanie konkursowe.

PYTANIE KONKURSOWE:
Która z recenzji opublikowanych na moim blogu podoba ci się najbardziej i dlaczego?

Informacje uzupełniające:
-Do wygrania jest 1 egzemplarz dowolnie wybranej przez uczestnika konkursu książki z oferty wydawniczej wydawnictwa Szara godzina.
- Konkurs trwa - 23.11-30.11.2019
- Sponsor nagrody - Wydawnictwo Szara Godzina.
- Koszt wysyłki pokrywa sponsor (tylko na terenie Polski)
- Pod uwagę będą brane tylko zgłoszenia zostawione w komentarzach pod tym postem.
- Będzie mi miło jeśli zaobserwujesz bloga Kocie czytanie (osoby, które po zakończeniu konkursu przestaną obserwować blog, nie będą brane pod uwagę w kolejnych konkursach) oraz fanpage  wydawnictwa, jak również udostępnisz informację o tym konkursie na swoich  socjal mediach.

Wzór zgłoszenia konkursowego:
Zgłaszam się.
Odpowiedz na pytanie konkursowe:
Wybieram książkę: Tytuł i autor.
Obserwuję jako:
Udostępniam: link
Adres email: (w przypadku, kiedy nie podasz adresu email, musisz śledzić wyniki konkursu, które zostaną ogłoszone w tym poście w ciągu dwóch tygodni od daty jego zakończenia).

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych tj. podanie mojego imienia i nazwiska w przypadku wygranej.

Ze swej strony gorąco zachęcam Was  do udziału w konkursie, a wydawnictwu Szara Godzina serdecznie dziękuję za pomoc w jego zorganizowaniu.

Zwyciężczyniami w konkursie są:

izabela wyszomirska, Femina Domi, Sady Sana, monika olga czyta, dorothxy.

Gratuluję i proszę o przesłanie adresu do wysyłki nagrody na maila, którego znajdziesz na blogu w zakładce „Współpraca i kontakt".
W treści maila proszę również o podanie Tytułu i autora książki, o którą prosiłaś w zgłoszeniu konkursowym.

Dziewczynom gratuluję, a pozostałym uczestnikom zabawy serdecznie dziękuję.








środa, 20 listopada 2019

Zasada domniemania niewinności.


"Spojrzała poza niego. Jej wzrok powrócił do ciała Tessy pociętego w krwiste paski i pokrytego zaschniętą krwią. Jej twarz była szara, a niegdyś ciepłe brązowe oczy spoglądały nieruchomo w nocne niebo. Na jej czole rdzawoczerwone litery układały się w jedno słowo. WYBACZ".
W myśl zasady domniemania niewinności prawo stanowi, że każda osoba jest niewinna wobec postawionych jej zarzutów, dopóki wina nie zostanie jej udowodniona. Tak mówi litera prawa, ale w życiu często bywa tak, że jeśli dowiadujemy się, że ktoś jest podejrzany o popełnienie jakiejś poważnej zbrodni, często sami wydajemy na tę osobę wyrok, jeszcze zanim zajmie się tym wymiar sprawiedliwości. Na pewno każdemu z nas zdarzyło się choć raz, słysząc w mediach doniesienia o aresztowaniu osoby, której postawiono zarzut domniemania popełnienia brutalnego przestępstwa, którego ofiarą padł drugi człowiek pomyśleć sobie „Niech zgnije w więzieniu”, a nawet życzyć mu o wiele gorzej. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, ponieważ takie zdarzenia zawsze budzą skrajne emocje, ale nie możemy zapominać, że nie zawsze wszystko w istocie jest takie, na jakie w pierwszej chwili wygląda.

W obliczu tragicznych wydarzeń stanęli mieszkańcy małego miasteczka Scarlet Falls, w którym rozgrywa się akcja powieści Melindy Leigh „Proś o wybaczenie, o której chcę Wam dziś opowiedzieć. Spokój tego urokliwego miejsca zostaje bezpowrotnie zburzony wraz ze wstrząsającą wiadomością, że w okolicy doszło do brutalnego morderstwa, którego ofiarą jest znana wszystkim i lubiana młoda mieszkanka miasteczka - Tessa. Dziewczyna była opiekunką dzieci tamtejszej byłej prokurator Morgan Dane dlatego, kobieta bardzo chce, aby winny poniósł zasłużoną karę, nie daje jednak wiary oskarżeniu, kiedy głównym podejrzanym tak bestialskiego czynu staje się chłopak ofiary, a jednocześnie przyjaciel rodziny Megan - Nick syn sąsiada. Kobieta, ryzykując utratę pracy oraz gniew lokalnej społeczności podejmuje się niełatwego zadania obrony chłopaka. Tym samym staje się wrogiem numer jeden dla wszystkich wokół, bowiem mieszkańcy jako „nieomylni sędziowie” uznają, że każdy, kto nie opowiada się po stronie ich racji, jest przeciwko nim.
Na szczęście Morgan nie zostaje w tym trudnym położeniu zupełnie sama, ponieważ może liczyć na pomoc i wsparcie przyjaciela, prywatnego detektywa Lenca Krugera. Wspólnie zrobią wszystko, by dociec prawdy, ale nie będzie to łatwe, bo jeśli Nick jest niewinny, to nikt w miasteczku nie może czuć się bezpiecznie, a czas nie jest ich sprzymierzeńcem. Początkowo wszystko wskazuje na winę chłopaka z sąsiedztwa, ale z biegiem czasu na światło dzienne zaczyna wychodzić coraz więcej mrocznych sekretów, które przez wiele lat skrywane były za fasadą sielanki panującej w Scarlet Falls. Prawda, która wychodzi na jaw, nie tylko rodzi wiele znaków zapytania i wątpliwości, ale przede wszystkim, dążenie do sprawiedliwości sprowadza na naszą bohaterkę coraz większe niebezpieczeństwo. A co jeśli wiara w niewinność oskarżonego okazała się błędem i tracąc czujność, Megan wielokrotnie pozwalała, by jej dzieci przebywały pod jednym dachem z mordercą?
Ja już znam prawdę, a Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po książkę, abyście i Wy mogli przekonać się, po czyjej stronie znajduje się prawda.

Wątek zagadki strasznej zbrodni to jednak nie wszystko, co przygotowała dla swoich czytelników autorka, Warto również skupić się na wątku życia prywatnego samej Morgan. Kobieta jest samotną matką trójki dzieci, która dwa lata temu straciła swojego ukochanego męża. John zginął na służbie, będąc na misji w Iraku. Po tak bolesnym ciosie od życia kobieta wróciła do rodzinnego miasta, usiłując się pozbierać, dla swoich trzech córek, które bardzo jej potrzebują. Morgan czci pamięć o mężu, ale zupełnie zapomina o sobie i o tym, że ma prawo ułożyć sobie życie na nowo. W tym miejscu wspomnę tylko, że jej osoba i kobiecość nie pozostaje obojętna w oczach Lenca, ale czy sama Morgan da sobie szansę na nową miłość i szczęście, musicie przekonać się już sami, czytając książkę.

„Proś o wybaczenie” to świetnie napisana historia, w której połączenie wątku kryminalnego z wątkiem obyczajowym, a nawet lekko romantycznym sprawdziło się doskonale. Historia opisana na kartach książki rozpoczyna się naprawdę mocnym akcentem, co sprawia, że czytelnik zostaje wciągnięty w fabułę dosłownie natychmiast i tak już zostaje do samego końca. Nie znajdziecie tu morza krwi, ale napięcie związane z zagadką kryminalną nie opuści Was nawet na chwilę, tym bardziej że tak naprawdę do samego końca nie wiadomo, kto jest winien tego, co spotkało Tessę.

W moim przypadku napięcie podczas czytania ogromnie potęgowało się poprzez świadomość tego, iż mimo że opisane w książce wydarzenia są fikcją literacką, to przecież każdego dnia na całym świecie takie brutalne rzeczy dzieją się naprawdę. Gwałty, morderstwa, napaści.

Po lekturze książki nasuwa się pytanie, czy w dzisiejszym świecie naprawdę nikomu już nie możemy ufać i przy nikim nie możemy  czuć się bezpieczni? A z drugiej strony, czy mamy prawo do osądzania kogokolwiek bez udowodnienia mu winy? Zostawiam Was z tymi pytaniami do indywidualnego przemyślenia.

Ze swej strony gorąco zachęcam Was do spędzenia czasu na lekturze tej książki. Zapewniam, że mocno zaangażowani w rozwiązani kryminalnej zagadki wspólnie z Morgan i Lencem przeczytacie ją w mgnieniu oka, a ich postacie staną Wam się bardzo bliskie i będziecie trzymać za nich kciuki nie tylko na płaszczyźnie zawodowej, ale również kibicując ich rodzącemu się uczuciu. Ja sama bardzo się cieszę, że „Proś o wybaczenie” to dopiero pierwsza część cyklu „Morgan Dane” i z niecierpliwością czekam na kolejne jego odsłony.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Editio, za co bardzo dziękuję.

sobota, 16 listopada 2019

Czy przeszłość, która łączy może dzielić?

Kochani, myślę, że zgodzicie się ze mną, iż wieś jest miejscem, które wszystkim kojarzy się ze swego rodzaju azylem, w którym ciesząc się bliskością natury, możemy odnaleźć spokój i ciszę. Coraz więcej osób ciągnie do wsi właśnie po to, aby choć na chwilę zapomnieć o gwarze wielkich miast, natłoku pracy i codziennych obowiązków, bo przecież:

„Nic tak człowieka nie nastraja pozytywnie do życia, jak zieleń zaraz po przebudzeniu”.

Jest to, jak najbardziej zrozumiałe, ale dziś za sprawą najnowszej książki Doroty Pasek „Dziewczyna od trawnika”, o której chcę Wam opowiedzieć, przekonamy się, że niestety dla niektórych ludzi wieś staje się ucieczką i nadzieją na odnalezienie bezpiecznej przystani po trudnych przeżyciach z przeszłości, o których chciałoby się zapomnieć. Tylko czy od przeszłości naprawdę można uciec?

Swoją codzienną nierówną walkę z traumatycznymi wspomnieniami każdego dnia toczy główna bohaterka powieści Marysia Tamulska. Kobieta urodziła się i wychowywała na wsi, ale miłość przywiodła ją do miasta. Dziś, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, dowiadujemy się, że:

„Miasto zabrało jej to, co miała najważniejszego. Nie odnajdywała się już w zdyszanym pośpiechu, zaczął przytłaczać ją wielkomiejski hałas, zniechęcała zimna pustka betonowych ulic”.

Nie będę zdradzała Wam oczywiście zbyt wiele, abyście mogli sami przekonać się, przez co przeszła nasza bohaterka. Powiem tylko tyle, że doświadczyła największego upokorzenia i cierpienia, jakiego ofiarą może paść kobieta, a jakby tego było mało, w ostatnim akcie jej życiowego dramatu los zadał jej bezlitosny cios prosto w serce, odbierając chęć do życia. Od tamtejszych wydarzeń minęło już dwa lata i przez cały ten czas kobieta próbuje na nowo stanąć na nogi. Zdecydowanie pomaga jej w tym powrót na wieś w rodzinne strony gdzie mieszka wspólnie z bratem, na którego wsparcie i pomoc zawsze może liczyć. Sposobem na ukojenie i emocjonalne wyciszenie stała się dla Marysi jej praca, a jednocześnie największa pasja, którą jest pielęgnowanie ogrodów. Marysia z wykształcenia jest projektantem krajobrazu i doskonale zna się na tym, co robi. Nie umyka to uwadze okolicznej społeczności, która również korzysta z jej fachowych porad. Jednym z jej pracodawców staje się nowy właściciel znanego wszystkim domu nad jeziorem – Adam Antoni Kochański. Mężczyzna wzbudza niemałe zainteresowanie  wśród mieszkańców, gdyż wielu zastanawia, dlaczego miastowy biznesmen postanawia kupić dom na wsi.
Jak się zapewne domyślacie, między tą dwójką wkrótce zaczyna się coś dziać, ale jeśli myślicie, że skoro ich serca zabiły do siebie mocniej, to teraz już wszystko na pewno będzie dobrze, to niestety tak dzieje się tylko w bajkach, a ta książka zdecydowanie bajką nie jest. Wręcz przeciwnie to samo życie, a jak wiemy, życie ma to do siebie, że zanim pozwoli zbudować coś nowego, bezwzględnie domaga się konfrontacji i rozliczenia z przeszłością. A w przypadku tej dwójki nie będzie to łatwe, bo musicie wiedzieć, że Adam również nie miał w życiu łatwo. Ale o tym przeczytajcie już sami, sięgając po książkę. Aby uchylić rąbka tajemnicy, zdradzę Wam jednak, że Marysię i Adama łączy naprawdę bardzo wiele, choć sami jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy. W tym miejscu nasuwa się pytanie, czy prawda, której dowiedzą się o sobie wzajemnie stanie na drodze ich uczuciu. Czy znajdą w sobie siłę i odwagę, by jeszcze raz skonfrontować się z tym, co każde z nich chciałoby na zawsze wymazać z pamięci? Na te pytania oczywiście odpowiedź znajdziecie na kartach książki.

„Dziewczyna od trawnika” to bardzo poruszająca i wartościowa powieść ukazująca blaski i cienie życia w jego najbardziej bolesnych przejawach. Wspólnie z bohaterami będziemy musieli bowiem zmierzyć się z poczuciem ogromnej straty, bólem, cierpieniem, poczuciem krzywdy, upokorzeniem, poczuciem winy i niesprawiedliwości.

„Jak to jest, myślała, że w życiu człowieka dzieją się takie straszne rzeczy, a wiatr wieje, jak wiał? Uznawała, że to naprawdę jest niesprawiedliwe”

Zaznaczyć jednak należy, że mimo naprawdę trudnych i bolesnych przeżyć, jakimi autorka doświadcza bohaterów swojej książki, nie zabraknie w niej również nadziei, chwil szczęścia, radości, no i oczywiści, miłości, o którą trzeba będzie cierpliwie zabiegać, aby nie wypuścić jej z rąk. Dokładnie tak, jak w życiu, w tej książce smutek przeplata się z radością, a nadzieja z lękiem. Bezsprzecznym atutem tego tytułu jest fakt, że jej lektura owszem porusza i wzrusza, ale w żaden sposób nie przytłacza za sprawą trudnej tematyki. Lekkość stylu pisania autorki sprawia, że książkę czyta się niezwykle lekko i przyjemnie, nieustannie mając wrażenie, że to, o czym czytamy, mogłoby być również historią naszego życia.

Moi drodzy, Pani Dorota Pasek oddała w ręce swoich czytelników książkę, którą z całego serca Wam polecam. Czas spędzony na jej lekturze na pewno pozostawi Was z poczuciem, iż spożytkowaliście go bardzo pożytecznie. Zapewniam Was, że jeszcze na długo po odłożeniu książki na półkę w waszej głowie i sercu kłębić się będzie wiele emocji i refleksji, co w moim przekonaniu świadczy o wyjątkowości tej książki.
W moim przypadku było to drugie spotkanie z twórczością Pani Doroty i wiem, że bardzo długo tego spotkania nie zapomnę. Jeśli jeszcze nie czytaliście mojej recenzji książki „Czas gniazdowania”, to zapraszam serdecznie tutaj.

A Wy znacie książki Pani Doroty, czytaliście „Dziewczynę od trawnika”, a może dopiero macie ją w swoich planach czytelniczych?

Recenzja powstała we współpracy z portalem Duże Ka, za co bardzo dziękuję.









środa, 13 listopada 2019

Artur Urbanowicz "Gałęziste" ( Wydanie II poprawione) Fragment powieści/ Premierowo.


Kochani, nie wiem, czy też tak macie, ale jeśli o mnie chodzi, to jesienią bardzo lubię sięgać po mroczne w swoim klimacie książki, których lekturze sprzyja ponura pogoda za oknem, krótkie dni i bardzo szybko zapadający zmrok. Jeszcze jakiś czas temu nie lubiłam bać się podczas czytania, ale od kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po twórczość Pana Artura Urbanowicza, przepadłam bez reszty i od tej pory jest on moim ulubionym twórcą literatury grozy, dlatego dziś jest dla mnie wyjątkowy dzień, ponieważ właśnie dziś swoją premierę ma wydane nakładem wydawnictwa Vesper drugie poprawione wydanie książki „Gałęziste tego autora. 

Jako że moją recenzję mieliście już okazję przeczytać przedpremierowo, to w dniu premiery wspólnie z autorem chcemy zaprezentować Wam fragment powieści.


Po piętnastu minutach dotarli do czerwonej tabliczki z napisem Rezerwat przyrody. Cmentarzysko Jaćwingów. Karolinę zaciekawiło to miejsce już wtedy, kiedy pod raz pierwszy wspomniała o nim Janikowa. Wiedziała, że ten pradawny bałtyjski lud zamieszkiwał w średniowieczu obszary dzisiejszej północno-wschodniej Polski, ale nic poza tym.
– O kurde… – wyrwało się Tomkowi.
Miejsce było magiczne.
Weszli na niedużą polanę, na której tu i ówdzie rosły samotne drzewa, bez podszytu i krzewów. Całą jej powierzchnię pokrywał gęsty, biały dywan zawilców. Przy wejściu na cmentarzysko znajdował się spory, okrągły, kamienny kurhan – zapewne najważniejszy z grobów, ponieważ jedyny taki na całym obszarze. Rozglądając się wokół, Karolina i Tomek dostrzegali jednak coraz więcej płaskich, okrągłych, zarośniętych trawą kopców, których na pewno nie stworzyła natura. Magii miejscu dodawał zapadający zmrok, delikatna mgiełka unosząca się tuż nad ziemią oraz fakt, że cmentarzysko znajdowało się na gęsto zalesionym płaskowyżu.
I ta cisza. Zupełnie jakby ktoś wyłączył dźwięk. Żadnego śpiewu ptaków ani szumu wiatru, który poruszałby drzewami.
– Jak z Władcy Pierścieni! – zapiała z zachwytem Karolina. Wyciągnęła smartfona i póki pozwalało na to światło, zrobiła kilka zdjęć. Tomek podszedł do tablicy informacyjnej, na której można było przeczytać o wykopaliskach prowadzonych tutaj w przeszłości. Dowiedział się między innymi, że najbliższa osada Jaćwingów znajdowała się – o ironio – tam, gdzie obecnie leżą Osinki. Okolicę między nią a cmentarzyskiem oblewało wówczas spore jezioro, co tłumaczyło ukształtowanie terenu.
– Słucham recenzji szanownego pana! – powiedziała Karolina, kiedy wracali do Białodębów. Wycisnęli z końcówki dnia tyle, ile się dało, i opuścili cmentarzysko, dopiero gdy zapadł zmierzch i nie mogli już w pełni podziwiać jego piękna.
– Z niechęcią, bo z niechęcią, ale muszę przyznać ci rację. Warto było tam się wybrać – odpowiedział z żartobliwym przekąsem.
– A widzisz! To jeszcze mi powiedz, jak bardzo się cieszysz, że tu przyjechaliśmy, a będę wniebowzięta. – Wtuliła się w jego ramię.
– O nie, Karuś, na to musisz bardziej zasłu… – urwał, kiedy po ich lewej stronie, daleko w leśnej gęstwinie, głośno trzasnęła gałązka. Zatrzymali się i spojrzeli w tamtym kierunku. Po chwili ciszy usłyszeli, jak runo szeleści od czyichś kroków. Szybkich kroków.
Karolina ścisnęła mocniej dłoń Tomka, drugą ręką zaś objęła jego potężne ramię. Po kilku sekundach kroki ucichły.
– Jest tu kto?! – rzucił Tomek. Nie otrzymał odpowiedzi, ale usłyszeli kolejne szelesty. Nie odrywając ręki od Tomkowego ramienia, Karolina przesunęła się za bezpieczną barierę oddzielającą ją od źródła hałasów, którą tworzyło masywne ciało jej chłopaka. Wyciągnęła telefon. Pochłonięta utrwalaniem na zdjęciach cmentarzyska Jaćwingów nie zwróciła wcześniej uwagi na to, że w tym lesie nie było zasięgu.
Odgłosy kroków rozległy się ponownie. Zbliżały się. Tomek przełknął ślinę i wytężył wzrok, próbując dostrzec cokolwiek w leśnej gęstwinie.
Kiedy osobnik zbliżył się do nich mniej więcej na dziesięć metrów, znowu się zatrzymał.
– Kto tu jest?! – zawołał Tomek. Czuł na sobie dotyk drżących dłoni Karoliny, który w połączeniu z wieczornym chłodem i jego delikatnym niepokojem poskutkował gęsią skórką.
Cisza.
– Dobra, gościu, pokaż się! To wcale nie jest zabawne! Jak tam zaraz do ciebie wejdę… – Nie zdołał dokończyć zdania, kiedy po lesie powtórnie rozniósł się szelest. Tajemniczy ktoś już nie szedł, a biegł, i to szybko. Zamarli, kiedy spomiędzy drzew nagle wyskoczyła wielka, czarna, włochata i warcząca kula. Tomek nie zastanawiał się długo, instynktownie zarzucił drobne ciało Karoliny na ramię i co sił w nogach puścił się biegiem po ścieżce. Rytmicznie wciągał powietrze nosem i wypuszczał ustami, podczas gdy ona spoglądała z lękiem za jego plecy.
Ogromny odyniec za nimi nie dawał za wygraną i z przeraźliwym kwiczeniem gonił ich na swoich krótkich nóżkach. Tomek nie zwolnił, nawet gdy znalazł się w Białodębach. Pogłos jego ciężkich kroków odbijał się echem od drzew. Z gracją rączego rumaka śmignął pomiędzy kolejnymi gospodarstwami i dotarłszy na znajome, oświetlone jedynie lampą nad gankiem podwórko, energicznie postawił Karolinę na ziemi i zamknął za sobą bramkę. Jak się okazało – niepotrzebnie, gdyż dzika już za nimi nie było.
– Ja pierdzielę! – Tomek pochylił się i oparł dłonie na udach, głęboko oddychając. Karolina podeszła do niego i zaczęła masować po plecach okrytych mokrą od potu koszulką. Jej serce też biło o wiele szybciej niż normalnie, tyle że z emocji.
– W porządku?
– Tak. Ale, holender, uch, takiej przygody na zakończenie roman… tycznej przechadzki po lesie to ja się nie spodziewał… em. – Parsknął śmiechem.
– Mój ty bohaterze! – zapiała teatralnie wzniosłym tonem. Czy jednak na pewno musiała udawać? W swoich wyjściowych bucikach nie miałaby szans biec tak szybko. Gdyby nie Tomek, byłaby skazana na pastwę dzikiej świni.
„Być skazaną na pastwę dzikiej świni…”
Kiedy dodała do tej myśli obrazek rozpaczliwej ucieczki Tomka z nią na rękach, nie wytrzymała. Zaśmiała się głośno i dopiero gdy trochę się uspokoiła, dodała:
– Nie spodziewałam się, że umiesz tak szybko zasu… wać! – Zakrztusiła się.
– Ba, sam do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tej supermocy! – odparł i także się roześmiał.
– Usain Bolt może ci buty czyścić, Tomaszu „Turbodymomenie” Wawrentowiczu! Gazowałeś jak mały samochodzik. – Karolina już prawie płakała ze śmiechu.
Nagle spoważniała.
– Zgubiłam plecak.
Wyprostował się.
– Jak to zgubiłaś?
– Miałam go przy sobie, jak wracaliśmy. Musiał mi się zsunąć z ramienia, jak brałeś mnie na ręce.
– Pięknie. Co w nim było?
– Jakieś resztki jedzenia, chusteczki, chyba twój scyzoryk i… kurczę, twoja bluza.
– A komórka?
– Mam ją w kieszeni. Na szczęście.
W odpowiedzi Tomek spojrzał w mrok, w kierunku, z którego przybiegli. Księżyc w trzeciej kwadrze oświetlał polanę srebrzystym blaskiem. Za dnia zielona, a teraz czarna ściana lasu wypełniała horyzont.
– Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru tam wracać. Przynajmniej w nocy.
Karolina spojrzała w niebo.
– Na deszcz się nie zanosi. Chyba nic się nie stanie, jak poszukamy go jutro rano.
– No, chyba nie. Ale nie myśl sobie, że się czegoś boję!
– Oczywiście, że tak nie myślę! – odparła z udawaną egzaltacją.
– Jeżeli już, to tego, że okoliczni ludzie też olewają ten śmieszny zakaz wjazdu i ktoś zostawi odcisk opony na moim biednym plecaczku. – Tomek udał rozpacz.
– Ja to bym się martwiła, czy dzik, którego panicznie się przestraszyłeś, nie wyczuje tych wyśmienitych kabanosków, które zostały w środku.
– Ja panicznie przestraszyłem się dzika?! – Tym razem nad Białodębami rozbrzmiało sztuczne oburzenie.
– A nie? Miałeś gęsią skórkę nawet na dłoni. Mnie nie oszukasz. Myślisz, że nie czułam?!
– Oczywiście, że nie! – odpowiedział na pierwsze pytanie. – W razie potrzeby rozłożyłbym go jednym palcem. Ja po prostu się spieszyłem, bo… muszę pilnie do toalety!
– Tak, ja wiem, że musisz! Nawet znam powód. – Zachichotała.
Tomek zaraził się jej nastrojem i obydwoje, roześmiani jak nigdy, weszli do domu. Tam, w korytarzu na parterze, spotkali Natalię.
– Co wam tak wesoło?
Pytanie wywołało u nich kolejny niekontrolowany wybuch śmiechu. Karolina odpowiedziała dopiero po chwili, wcześniej zwyczajnie nie była w stanie:
– Taka mała przygoda z dzikiem spotkanym w lesie. Żebyś widziała, jak Tomek galopował!
– Nie słuchaj jej, wcale nie uciekałem, tylko narażałem życie, walcząc jak…
Zamilkł, gdyż za Natalią otworzyły się drzwi i stanęła w nich starsza kobieta. Wszyscy troje na nią spojrzeli. Tomek widział ją pierwszy raz w życiu, lecz domyślił się, że to najprawdopodobniej ta sama, która zmyła Karolinie głowę za jego niefortunny rzut butelką.
– Dobry wieczór miłej gospodyni! – zagaił.
Nie odpowiedziała. Nawet nie podniosła głowy. Jakby ich tam nie było. Ruszyła powolnym krokiem naprzód. Natalia zeszła jej z drogi. Tomek nie był pewien, czy babuleńka go nie dosłyszała, czy zwyczajnie zignorowała, i zastanawiał się, czy powtórzyć powitanie. Staruszka przeszła obok nich i skierowała się do pokoju na końcu szerokiego holu.
– Wybaczcie babci, że tak się zachowuje. Dziś umarł jej mąż, czyli mój dziadek Jurek. Sami rozumiecie… – powiedziała szeptem Natalia.
Sens jej słów dotarł do nich z opóźnieniem, dopiero po kilku sekundach.
Synchronicznie zwrócili głowy za kobietą, która akurat wchodziła do pokoju. Kiedy przeszła przez próg i zeszła z widoku, na ułamek sekundy ukazała się im biała jak ściana i pomarszczona twarz spoczywającego w łóżku zmarłego.
Drzwi z trzaskiem zamknęły się za babcią Natalii. Hałas rozniósł się po domu z pogłosem jak gdyby wzmacnianym przez wszechobecną ciemność. Po nim zapadła cisza.
– No cóż, bywa. Przynajmniej nie cierpiał, umarł ze starości – powiedziała Natalia.
Karolinę nagle coś tknęło, lecz nadmiar myśli nie pozwolił jej skupić się na tej konkretnej przez dłuższy czas i natychmiast wyleciała jej z głowy. Co to było?
– OK, kochani, nie wiem jak wy, ale ja powoli zbieram się do spania. Światło na korytarzu niech na razie zostanie, może babcia będzie chciała wrócić do drugiej sypialni. Dobrej nocy. – Natalia pomachała im i zniknęła za najbliższymi drzwiami.
Zostali sami w mrocznym korytarzu (w obliczu słabej żaróweczki w holu, „światło” z ust Natalii stanowiło spore nadużycie) i przez moment patrzyli sobie w oczy. W końcu Tomek ruszył w kierunku schodów, a Karolina pospiesznie podążyła za nim. Tak się złożyło, że nie chciała zostać tam sama, nawet przez chwilę. Odezwali się dopiero za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju.
– No fajnie, czyli mieszkamy w jednym domu z trupem – odezwał się Tomek. Chodził w tę i z powrotem z rękami na biodrach.
Karolina nie odpowiedziała. Usiadła na łóżku i spoglądała na niego. Cała wesołość uleciała z niej jak ręką odjął i wydawała się tak odległym wspomnieniem, jakby przygoda z dzikiem wydarzyła się wczoraj.
– I przygarnęli nas do siebie na kilka dni, kiedy właśnie umarł im dziadek? – zapytał Tomek. Jego głos docierał do niej z zakłóceniami, jakby nie do końca przebijał się przez gęste powietrze.
– Nie wiem. Może Janikowa nalegała i nie mieli innego wyboru? – odpowiedziała.
– Zwróciłaś uwagę na Natalię? Czy tak rozmawiałaby z nami osoba, która przeżywa śmierć bliskiego? Ty jesteś przyszłą psycholożką. To tak działa u kobiet? Jakieś wyparcie złych emocji i odłożenie ich na potem?
Karolina przypomniała sobie myśl, która przed chwilą od razu jej uleciała, gdyż zastanowiło ją dokładnie to samo. Jak ta dziewczyna mogła rozmawiać z nimi z taką swobodą, beztroską i wesołością?
– Nie wiem. Może go nie lubiła. Może nie jest za bardzo uczuciowa i nie przywiązuje się do bliskich. A może po prostu tacy są ludzie na Suwalszczyźnie?
– Dobra, olać to teraz. Podstawowe pytanie: co robimy?
Karolina miała ogromną ochotę znowu zacząć od „nie wiem”, lecz w porę ugryzła się w język. Nie uśmiechało jej się spędzenie nocy w tym domu. Nie chodziło nawet o to, że się bała. Jako głęboko wierząca osoba uważała, że duchy – swego rodzaju projekcje, echa dusz po zmarłych – istnieją. Nie, nie chodziło o strach. Bardziej o tę atmosferę. W miejscach dotkniętych śmiercią wręcz odczuwało się ją w powietrzu. Zapewne przy sporym udziale wyobraźni, ale jednak. To, co kodowało się w umyśle, zmieniało postrzeganie rzeczywistości.
– Nic już nie znajdziemy o tej porze, chyba że hotel w Suwałkach – odpowiedziała wreszcie.
Tomek zaklął pod nosem. U niego także nie chodziło o strach czy coś w tym stylu. W odróżnieniu od Karoliny nie wierzył w duchy. Za to zgadzał się z nią w innej kwestii – zwyczajnie nie miał ochoty nocować pod jednym dachem z trupem. Wraz ze słowami Natalii, widokiem nieboszczyka oraz świadomością, że w linii prostej dzieliło ich od niego zaledwie kilkanaście metrów, atmosfera w Białodębach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniła się z sielskiej w… grobową.
Tak, to było dobre słowo.
– Dobra. Nie wiem, jak zapatrujesz się na to, co powiem, ale ja mimo wszystko bym został. I tak pewnie jutro wywiozą go do jakiegoś domu pogrzebowego. A nawet jeśli wpierw ściągnie tu cała wioska, by wspólnie się modlić, czuwać czy co tam jeszcze, to i tak przez cały dzień będziemy poza domem. Ale jeżeli wrócimy i on dalej tu będzie, wyjedziemy. Lepszego rozwiązania na ten moment nie widzę. Co ty na to?
Karolina spodziewała się takiej propozycji. Średnio jej się podobała, lecz sama nie potrafiła zaproponować nic lepszego.
– Spoko. Zostajemy w takim razie. Po prostu udawajmy, że tego nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy, i cieszmy się wyjazdem.
„Ha, łatwo powiedzieć!”
– Idź pierwsza pod prysznic. Gorąca kąpiel dobrze ci zrobi.
Choć Karolina po stokroć bardziej wolałaby teraz wannę, i tak powiedziała:
– Jesteś kochany.
Uśmiechnął się lekko.
– Do usług.
Wyjęła z walizki ręcznik, kosmetyczkę oraz piżamę i wyszła z pokoju. W tym czasie, aby zająć czymś skołatane myśli, Tomek wyciągnął z walizki tablet. Karolina nie kłamała. Urządzenie nie wykrywało żadnej sieci, o dostępie do internetu mogli jedynie pomarzyć.
Z braku laku odpalił grę w bąbelki i oddał się jej bez reszty.
* * *
Karolina spędziła pod gorącym strumieniem wody dobre dwadzieścia minut. Przyjemne uczucie ciepła wypełniało jej drobne ciało i powoli zmywało z duszy niepokój. Umyła także włosy. Po kąpieli starannie wyszczotkowała zęby i wysmarowała ciało balsamem. Na koniec włożyła piżamę, przejrzała się w lustrze i wyszła z łazienki. Słabe oświetlenie korytarza w postaci pojedynczej lampy na ścianie drażniło oczy.
Starała się o tym nie myśleć, lecz odniosła wrażenie, że panuje tam dziwny, duszący, przenikliwy chłód.
Kiedy mijała żarówkę, ta zamrugała.
Przyspieszyła kroku. Wpadła do pokoju i zamknęła drzwi z trochę większą siłą, niż to było konieczne.
– A tobie co? – Tomek uniósł oczy znad ekranu tabletu.
– Nic, a co miałoby być? – odpowiedziała, siląc się na obojętny ton. Nawet nieźle jej wyszedł.
– Skończyłaś już?
– Co sko…? A! Tak.
– Dobra, to teraz ja. – Wziął z bagaży ten sam zestaw co ona, wyszedł z pokoju i zostawił za sobą otwarte drzwi. Karolina czym prędzej je zamknęła, znowu wykonując to o wiele gwałtowniej, niż musiała.
„Czego się boisz?”
Co najgorsze, nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, lecz nieprzyjemny ucisk w żołądku narastał z każdą sekundą. Wzięła głęboki oddech. Uczono ją, że dotlenienie komórek skutecznie pomaga się uspokoić, ale nie odczuła żadnej różnicy.
Wyjęła z walizki suszarkę, podłączyła ją do kontaktu przy lustrze, włączyła na cały regulator i zaczęła suszyć włosy.
* * *
Przed wejściem pod prysznic Tomek zdjął z szyi swój nieodłączny wisiorek – anch, czyli krzyż, którego górne ramię ma kształt pętli. Wiązała się z nim zabawna historia, z której powodu nosił go właściwie przez cały czas.
Otóż mało kto zdaje sobie sprawę, że ten symbol ma z chrześcijaństwem tyle wspólnego, ile babcia Natalii z tytułem miss uprzejmości. Karolina też tego nie wiedziała i to ona mu go kiedyś kupiła.
Do dziś pamiętał jej wzrok, kiedy wręczyła prezent, prosząc, by go nosił. Myślała bowiem, że daje mu jakiś rodzaj krzyża chrześcijańskiego. Pamiętał również swoje spojrzenie w tamtym momencie, zgoła inne – patrzył na nią jak na wariatkę. Nie wiedział, na co liczyła. Jak mogła naiwnie wierzyć, że jakiś kawałek metalu nagle magicznie wpłynie na jego postrzeganie świata? Na samą myśl chciało mu się kpiąco prychać.
Co za żałosny zabobon.
Czasami jedynie ostatnimi resztkami silnej woli powstrzymywał się, by agresywnie nie wypunktować Karolinie jej ciemnoty. On bowiem w przeciwieństwie do niej nie praktykował katolicyzmu z największą celebrą wyniesioną z domu rodzinnego.
Nie praktykował niczego.
Z oczywistego powodu: najzwyczajniej w świecie nie wierzył w Boga.
Dopiero kiedy przeszukał internet i przeczytał o znaczeniach tego symbolu, uznał, że niechcący wszedł w posiadanie przedmiotu, który pasował do niego jak ulał. No bo co może lepiej podsumowywać jego osobowość niż ikonka oznaczająca w pewnym sensie pochwałę rozwiązłości? W każdej jej interpretacji pojawiał się wspólny wykładnik w postaci seksu i już w czasach faraonów anch był ściśle związany z kultem płodności. Tomek o mało nie umarł ze śmiechu, kiedy przekazywał odkrycie Karolinie i z kąśliwą ironią dziękował jej za trafiony prezencik. Kiedy jej wpadka wyszła na jaw, zrobiło jej się niesamowicie wstyd. Tomek znowu nie rozumiał takiej postawy, gdyż traktował całą sytuację w kategoriach żartu i zaskakującego zbiegu okoliczności.
Chrześcijanie mają trudne życie, skoro przejmują się takimi głupotami.
Dowcipkował, że musiał to być znak od losu. Między innymi z tego powodu (choć tak naprawdę chciał zrobić Karolinie na złość) postanowił, że od tamtej pory nie będzie rozstawał się z tym wisiorem. Naturalnie poza momentami takimi jak teraz, kiedy wchodził pod prysznic, szedł na basen albo do sauny.
Położył wisiorek pod lustrem, zniknął za zasłoną i odkręcił wodę.
* * *
Kiedy Tomek się kąpał, Karolina bardzo nie chciała siedzieć w ciszy. Tylko że nie mogła już dłużej używać suszarki, ponieważ jej włosy były zupełnie suche i istniało zagrożenie, że je zniszczy. Kusiło ją, by zostawić włączone urządzenie i po prostu odłożyć, ale nawet brzmiało to idiotycznie. Rozejrzała się po pokoju i pożałowała, że nie ma tam radia.
– Kurczę… – mruknęła.
Zdarzały jej się wcześniej podobne napady niepohamowanego lęku, lecz ostatni przypadek nastąpił chyba jeszcze w gimnazjum i od tamtej pory nie powtórzył się ani razu. Nie rozumiała, o co chodzi. Wsadziła dłonie pod pachy i krążyła po pokoju, głęboko oddychając. Jakby jeszcze tego brakowało, uderzyła małym palcem u stopy o szafkę, dzięki czemu zwróciła uwagę na leżący przy niej duży metalowy klucz, którego wcześniej nie zauważyła. Okazał się kopią tego, który tkwił w drzwiach. Bez zastanowienia podniosła go i położyła na komodzie.
Cisza w pomieszczeniu była nieznośna.
Musiała zająć czymś myśli. Przypomniała sobie o zdjęciach z cmentarzyska Jaćwingów i postanowiła je przejrzeć. To był dobry moment.
Odnalazła w smartfonie odpowiedni folder, położyła się na łóżku i raz jeszcze oddała magii tajemniczego miejsca nieopodal Białodębów. Obejrzała dokładnie każde zdjęcie, niemalże piksel po pikselu. Lubiła skupiać się na szczegółach. Dzięki temu na fotografiach zawsze można było odkryć coś nowego, coś, na co początkowo nie zwróciło się uwagi.
Pewnie dlatego dopiero teraz zobaczyła coś dziwnego. Z początku trudno to było dostrzec, lecz po dokładniejszym zbadaniu…
Zrobiła siedem zdjęć. Na każdym z nich na tle lasu majaczył niewyraźnie ten sam kształt. Przez zapadający wówczas zmierzch trudno było ustalić, co to jest. Obiekt pojawiał się na wszystkich fotografiach, choć Karolina nie skupiała się wtedy na jednym fragmencie polany. Czy kierowała obiektyw na północ, czy na południe, czy na pozostałe strony świata, zawsze chwytała ten sam motyw, i to w różnych punktach kadru, zatem mikroskopijną plamkę na szybce można było wykluczyć.
Zmrużyła oczy.
Drzewo?
Być może, lecz gdyby się uparła, mogłaby powiedzieć, że na zdjęciu widać sylwetkę człowieka. Nie do końca, gdyż ten miałby w takim razie nienaturalnie długie ręce, niemal do ziemi. Do tego, aby załapać się na wszystkie ujęcia, musiałby niesamowicie szybko się przemieszczać. W praktyce niewykonalne.
Może zatem jakiś osobliwy gatunek drzewa, którego pojedyncze sztuki przypadkowo utrwaliła na każdym ze zdjęć? Brzmiało najrozsądniej.
Podskoczyła, gdy nagle otworzyły się drzwi.
– Jezu! – Złapała się za serce.
– Co? – zapytał zaczepnie Tomek, choć dobrze wiedział, o co chodzi.
– Przestraszyłeś mnie!
Kiedy to powiedziała, przypomniała sobie o lęku. Nie pozostał po nim nawet ślad. Ludzki organizm i jego anomalie – również psychiczne – to wciąż jedna wielka zagadka medyczna.
Chciała powiedzieć Tomkowi o zastanawiającym odkryciu, lecz w ostatniej chwili zrezygnowała. Nagle uderzyła ją potężna fala zmęczenia i nie miała siły na żadne dyskusje. Zwłaszcza na temat: „Czy to nie dziwne, że na fotografii lasu w tle majaczy drzewo?”.
Tomek położył się przy niej i na nowo zajął się swoim tabletem. Objęła go w pasie i oparła głowę na jego klatce piersiowej. Było jej z tym średnio wygodnie, ale trudno. Słyszała rytmiczną pracę jego serca, która w połączeniu z przyjemnym ciepłem ciała, świeżym zapachem żelu pod prysznic i równomiernym falowaniem klatki piersiowej sprawiała, że Karolina powoli odpływała. Pomyślała, że mama wzięła sobie do serca jej ostatnie słowa, gdyż od ich rozmowy w restauracji za Augustowem nie zadzwoniła ani razu. Cztery godziny! Niby nic, ale Karolina miała jej tyle do opowiedzenia! Chociaż w sumie… Może dzwoniła, ale tu i tak… nie było… zasięgu.
Zasnęła.
* * *
Tomek stracił rachubę czasu. Najwidoczniej miło go spędzał, marnując życie na gry, bo ani się obejrzał, jak zegarek na ekranie tabletu pokazał północ. „Przy dobrej zabawie…” i tak dalej.
Wielki Czwartek.
Ziewnął, wyłączył urządzenie, delikatnie zdjął z siebie rękę Karoliny i odłożył tablet do walizki. Wrócił do łóżka, położył się i wyłączył małą lampkę. W pokoju zapanowała ciemność, na której tle błyszczała żółta linia spod drzwi.
No tak. Kiedy wracał z łazienki, nie zgasił światła na korytarzu. Cholernie nie chciało mu się podnosić, ale tamten blask był tak irytujący, że Tomek całą siłą woli zmusił się, by ponownie usiąść.
Kiedy postawił nogi na ziemi, usłyszał jakiś dźwięk.
Nie był skupiony, więc za pierwszym razem nie rozpoznał odgłosu. Ten się powtórzył. Skrzypienie podłogi. Wyglądało na to, że ktoś szedł korytarzem na piętrze.
Hmmm… Szedł?
Raczej się skradał. Wszystko na to wskazywało, krok był bardzo ostrożny. Tomek znieruchomiał i nasłuchiwał. W pewnym momencie skrzypienie ucichło, a żółty odcinek spod drzwi podzielił się na trzy krótsze. Przez dobrych kilkanaście sekund nie działo się nic. Bardzo ciekawiło Tomka, cóż to za nocny marek postanowił wybrać się na przechadzkę i zatrzymać się akurat pod ich drzwiami. Zatrzymać się i stać. Coraz dłużej.
Tomek zadziałał instynktownie. Błyskawicznie i najciszej, jak mógł, doskoczył do drzwi i otworzył je.
Nie wiedział, czego oczekiwał, lecz widok, który ujrzał, z pewnością należał do ostatnich, jakie spodziewał się zobaczyć.
– Obudziłam cię? – Jego uszy popieścił słodki, wesoły głosik. W korytarzu stała Natalia. Nie wyglądała na kogoś przyłapanego na podsłuchiwaniu, lecz kiedy Tomek potem wspomniał tę sytuację, podziwiał sam siebie, że w ogóle to dostrzegł. Jego uwagę przykuła bowiem zupełnie inna rzecz.
Dziewczyna była kompletnie naga.
Tak jak teraz nie wyglądała nawet w jego najbardziej śmiałych wyobrażeniach. Perfekcyjna w każdym calu. Od paznokci po końcówki włosów. Miała wygolone włosy łonowe, nad nimi płaski, lecz nieprzesadnie umięśniony brzuch, a piersi…
„Mój Boże!”
„Pardon. Po prostu niesamowite!”
Całości dopełniała aksamitna skóra bez choćby jednego defektu. I ta twarz. Piękniejszej nie widział w życiu. Wliczając w to wszelkie modelki, piosenkarki czy aktorki – zarówno ze zwykłych filmów, jak i „przyrodniczych”.
Jednak nawet wrażenie, jakie na nim wywarła, nie przesłoniło (choć, szczerze mówiąc, niewiele brakowało) absurdu tej sceny. Przypomniał sobie nagle, że Natalia zadała mu pytanie.
– Eee… Nie. Właśnie się kładłem i chciałem wyłączyć światło na korytarzu – skłamał.
– Mogę cię prosić, byś nie gasił? Zawsze zostawiamy zapalone tutaj na noc, by babcia nie potknęła się na schodach. Na klatce schodowej nie mamy światła.
– W porządku.
Zapadła niezręczna cisza. Musiał w końcu poruszyć ten temat, głupio było udawać, że go nie ma. Wyszedł z progu na korytarz i zamknął za sobą drzwi. Oj, gdyby Karolina zastała go z nią w takiej sytuacji…
– Mogę zapytać, ekhem, czemu…?
– …jestem naga? – Zaśmiała się słodko. Nawet głos miała modelowy. Jakby niepozornej, nieśmiałej dziewczynki, z lekka zachrypnięty. – Idę pod prysznic, rozebrałam się w swojej sypialni. Skąd miałam wiedzieć, że będziesz na tyle czujny, że przyłapiesz mnie we wstydliwej sytuacji? – zapytała z uśmiechem.
„Wstydliwej?!”
Pomyślał, że chyba sama nie wierzy w to, co mówi. Tak nie zachowuje się spłoszona kobieta. Przeciwnie. Na pewno wiedziała, kto w tej sytuacji bardziej się zawstydził. Zresztą najprawdopodobniej nie istniał na tej planecie heteroseksualny facet, który poczułby się inaczej, widząc ją w takim „stroju”.
– W twojej sypialni?
– Moja jest naprzeciwko waszej.
– Myślałem, że śpisz na dole. Jak się z nami pożegnałaś, to przecież… – Wskazał schody.
– Nie. Musiałam jeszcze dokończyć sprzątanie w pokoju dziadka. W końcu „wyprowadził się” od nas.
– Przyznam ci się, że informacja o tym, co wydarzyło się dzisiaj u was w domu, zwaliła nas z nóg. – Sam się zdziwił, że aż tak się przed nią otworzył. Na oścież. W ogóle nie myślał i wypluł te słowa bez kontroli.
– Domyślam się i przepraszam, że nie powiedzieliśmy wam wcześniej, ale pani Basia Janik tak bardzo prosiła, że nie miałam serca jej odmówić. O nic się nie martwcie. Dziadek zostanie pochowany już jutro, więc co najwyżej tylko tej nocy będzie was straszyć.
– Będzie nas co? – wyrwało mu się.
– Żartowałam! – Roześmiała się.
– No jasne. W końcu duchy nie istnieją. Załapałem – skłamał po raz drugi.
– W kwestii istnienia duchów mam trochę inne zdanie – odparła uprzejmie.
– Szybko działacie, skoro już jutro odbędzie się pogrzeb – zmienił temat. Z jakiegoś powodu ostatnie, czego chciał, to jakiejkolwiek polemiki z tą dziewczyną.
– Mała wioska, to i procedura szybsza. Nie będziemy go chować w Suwałkach. Tam dopiero by się to ciągnęło.
– Racja.
Znowu cisza. Zdecydowanie za długa, choć trwała tylko chwilę. Nie wiedzieć czemu Tomek za wszelką cenę chciał podtrzymać tę rozmowę. Niestety, Natalia chyba wreszcie przypomniała sobie, dlaczego sterczy nago na korytarzu, bo powiedziała:
– Dobra, Tomuś (poczuł przyjemne łaskotanie w brzuchu), miło się rozmawia, ale muszę w końcu wymyć to i owo. – Mrugnęła do niego.
– W takim razie życzę dobrej nocy, Natalio – wysilił się na szarmancki ton. Chyba nieźle mu poszło, bo zachichotała.
– Dobranoc, Tomaszu. Jak będę wracać, postaram się iść trochę ciszej.
– Pa.
Pomaszerowała w stronę łazienki, kręcąc jędrnymi pośladkami niczym modelka na wybiegu. Tomek za wszelką cenę starał się na nią nie patrzeć. Ostrożnie wrócił do pokoju. Zamknął drzwi, oparł się o nie i przez kilka sekund patrzył w ciemność. Jego oczy jeszcze nie przyzwyczaiły się do niej, lecz wiedział, że spogląda w miejsce, gdzie leżała Karolina.
„Masz mnie za takiego?” – w jego głowie rozległo się echo słów, które sam dzisiaj wypowiedział. Nie mógł uporządkować myśli. Nie wierzył, po prostu nie wierzył, żeby Natalia – i to bez żadnej oznaki skrępowania – ot tak zaprezentowała mu swoją kobiecość, nie chcąc zasugerować mu czegoś więcej. Nie wierzył, że ich spotkanie w takich okolicznościach było przypadkiem. Nie wierzył też w ani jedno słowo o przyczynie jej nagości. Po prostu nie.
Nie wierzył, ale nie pasowała mu w tym wszystkim jedna rzecz. Po prostu brzmiało to zbyt pięknie, by było prawdziwe. Poznali się ledwie kilka godzin wcześniej. I co – już chciała „dyskretnie” dać mu do zrozumienia, że chętnie wylądowałaby z nim w łóżku? Taka panienka?! Choć nie miał żadnych kompleksów, nie dawało się ukryć, że Natalia grała w zupełnie innej lidze. W ekstraklasie. Zawodniczki stamtąd nawet nie patrzą na takich jak on, chyba że po naprawdę bliskim poznaniu. Mogła okręcić sobie wokół palca każdego faceta na świecie. Dowolnie przystojnego, dowolnie bogatego, dowolnie wartościowego w każdym innym aspekcie. Mimo to z jakiegoś powodu przystawiała się do niego. Coś tu się nie zgadzało.
A może jednak?
Tfu!
Jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności i w końcu dojrzał tę ognistowłosą istotkę leżącą po lewej stronie łóżka. Wyglądała tak niewinnie, tak rozczulająco.
Czuł się podle.
Kochał ją. Jak nikogo innego. Nie miał wątpliwości, że to ta jedyna, planował po studiach poprosić ją o rękę. Jasne – nie podobało mu się, że nie współżyją, ale przecież związek to nie tylko seks. Od jego ostatniego skoku w bok minęło sporo czasu i – choć tak naprawdę nigdy sobie tego nie obiecywał – miał cichą nadzieję, że kolejny już nigdy więcej nie nastąpi. I tak sporo się działo. Wystarczająco. Czasem dziwki, czasem łatwe kobiety. Jednorazowe wyskoki, takie chwile słabości, i z największą ostrożnością pilnował, by Karolina nigdy o nich się nie dowiedziała. Szło dobrze, dalej żyła w błogiej nieświadomości.
Niemniej liczył, że to koniec. Że weźmie się w garść, dojrzeje i przestanie przegrywać z prąciem, a zacznie używać głowy. Że zacznie w końcu traktować Karolinę z partnerską uczciwością i szacunkiem, na jaki zasługiwała jak mało kto. W końcu to wspaniała, mądra dziewczyna o złotym serduszku. Co prawda irytująco zabobonna i staroświecka, jeżeli chodzi o sprawy łóżkowe, ale Tomek był pewien, że ich pierwszy raz, który nastąpi w noc poślubną, będzie najpiękniejszą chwilą w jego życiu.
Demony niewierności wróciły tej nocy.
Ukrył twarz w dłoniach i wymiętosił policzki.
„To może być twoja jedyna okazja w życiu, by zaliczyć taką piękność!” – odezwał się obrzydliwy głosik w jego głowie, teoretycznie niezależnie od niego. Stop! Jak możesz tak w ogóle…
Z myśli wyrwało go ciche pukanie do drzwi. Otworzył je i jęknął w duchu. Natalia znowu nie zadała sobie trudu, by przepasać się choćby ręcznikiem.
– Liczyłam na to, że jeszcze nie śpisz. – Uśmiechnęła się.
– Nie zasypiam tak szybko.
– Szybko? Wydawało mi się, że siedziałam w łazience strasznie długo. Wiesz, trochę czasu zajmuje, by wysmarować balsamem wszystkie moje zakamarki. – Spojrzała mu głęboko w oczy. Zacisnął zęby. Czuł, że zaraz oszaleje. Chciał ją błagać, by wreszcie się ubrała i dała mu spokój, lecz jednocześnie niczego teraz tak nie pragnął, jak móc dalej podziwiać jej doskonałe ciało. W nieskończoność.
Co najmniej podziwiać, choć można to było porównać do lizania cukierka przez papierek. Wiedział, że znajduje się zaledwie o krok od ziszczenia perspektyw znacznie ciekawszych z męskiego punktu widzenia. Działało to jak grawitacja – wystarczyło tylko pchnąć.
„Nie”.
– Chciałaś czegoś? – Czuł, że prawdopodobnie będzie tego żałował do końca życia, lecz starał się o tym nie myśleć. O dziwo, Natalia nie zareagowała tak, jakby się zawiodła. Albo wszystko było w porządku, albo miała sztukę aktorską opanowaną do perfekcji. Jej twarz nie zmieniła się ani przez moment.
– Tak, znalazłam to w łazience. To chyba wasze. – W dłoni trzymała jego wisiorek. Tomek przypomniał sobie, że rzeczywiście po kąpieli zapomniał zabrać anch spod lustra. Wziął go od niej, starając się nie dotknąć jej dłoni.
– Dziękuję. Tak, to moje.
– Wiesz, co ten symbol oznacza? – zapytała, uśmiechając się i świdrując go wzrokiem.
„Kurde”.
Część jego umysłu, która myślała jeszcze w miarę trzeźwo, doszła do wniosku, że nadszedł najwyższy czas, by zakończyć tę rozmowę. Nie, nie zakończyć. Brutalnie uciąć.
– Tak, prezentuje mój światopogląd na pewne sprawy – oświadczył uprzejmie i dodał: – Przepraszam cię, ale jestem już śpiący i lepiej położę się spać. Dobranoc, Natalio. – Skłonił się lekko, cofnął do pokoju i zamknął drzwi. Jeszcze zanim te na dobre oddzieliły go od dziewczyny, usłyszał, że także życzy mu dobrej nocy. Zdążył zobaczyć, że w dalszym ciągu nie wygląda na rozczarowaną.
Tylko ten rozbrajający, uroczy, życzliwy uśmiech.
Znowu oparł się plecami o drzwi. Odchylił głowę i stuknął o nie potylicą. Usłyszał oddalające się kroki Natalii, potem skrzypienie zawiasów i w końcu szczęknięcie zamka po przekręceniu klucza.
No i spokój.
W myśl niepisanej reguły po takim zachowaniu faceta kobiety takie jak ona nieodwołalnie go skreślają. Taka cecha ich natury. Oznaczało to, że nawet gdyby teraz chciał (a nie chciał…?), to i tak by mu się nie oddała. Nie po takim upokorzeniu. Nie po tym, jak okazało się, że jest gościem, który potrafi oprzeć się jej wdziękom albo, co gorsza, że mu się nie podoba (ha, ha!). Czuł dumę, że udało mu się nie ulec pokusie. Wracał do normalnego trybu myślenia. Demony odeszły.
Przynajmniej na jakiś czas.
Zdziwił go jednak brak reakcji Natalii na jego dictum. To nie powinno tak wyglądać. Nie bez choćby jednej, najdrobniejszej oznaki zawodu. A może… Brzmiało niedorzecznie, ale w sumie czemu nie? Może go sprawdzała? Kokietowała, by w razie gdyby się złamał, oświadczyć, że niczym nie różni się od dziesiątek napalonych facetów, których do tej pory spotykała? Takim pięknościom nie można ufać.
Z każdą sekundą Tomek coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że scenariusz ze swoistą próbą jego silnej woli brzmiał najbardziej prawdopodobnie. Jeżeli naprawdę miał zagrać według niego, to tym bardziej zdał egzamin celująco.
Kiedy oderwał się od drzwi, sklejona z nimi wilgotna piżama oderwała się od nich z oporem. Położył się obok Karoliny. Ta poruszyła się przez sen i ponownie go objęła. Pocałował ją delikatnie w głowę.
„Twoja jedyna nadzieja w tym, że to rzeczywiście była próba, bo jeżeli się pomyliłeś, właśnie popełniłeś największy błąd w swoim życiu” – wkurzający głosik odezwał się w nim po raz kolejny. Energicznie pokręcił głową i spróbował skierować myśli na cokolwiek innego. I udało mu się.
Czy to nie dziwne, że Natalia zachowuje się tak w dniu, w którym umarł jej dziadek? Naprawdę nie zajmuje głowy jego śmiercią? Chyba powinna? Zrozpaczone kobiety wpadają czasem na różne głupie pomysły, ale przerażające było to, że ona na zrozpaczoną nie wyglądała, wręcz przeciwnie – na taką, która myśli w stu procentach jasno i logicznie.
„Użyłem słowa »przerażające«? Nie, bez przesady. »Nie do końca normalne« brzmi lepiej”.
Uśmiechnął się. „Cóż, może po prostu takie uroki i klimat Suwalszczyzny”.
Zamknął oczy i kiedy zasypiał, uśmiech pozostał mu na twarzy.
* * *
Coś sprawiło, że Tomek się obudził. Nie wiedział co. Czy nieokreślony hałas, nieostrożny ruch śpiącej obok Karoliny, czy może sen, którego nie pamiętał? Sięgnął po leżący na komodzie telefon. Druga w nocy. Nie pospał zbyt długo.
Przez moment leżał, patrząc na sufit, nie myśląc o niczym i słysząc jedynie miarowy oddech swojej dziewczyny. W pokoju było całkiem jasno – raz, że na korytarzu w dalszym ciągu paliła się lampa, dwa – do pomieszczenia sączyło się również srebrne światło księżyca. Tomek wstał i podszedł do okna bez wyraźnego celu, przeciągając się. Na zewnątrz widział jedynie mur masywnych świerków – strażników granicy między Białodębami a królestwem natury. Zielonym królestwem.
Zastanawiał się, co dzieje się z ich porzuconym na ścieżce plecakiem. Czy dzik go dopadł i dobrał się do zawartości, czy bluza posłużyła zwierzęciu za fragment legowiska, czy może – podobnie jak resztę „rezydentów” plecaka – zabił ją jakiś nieostrożny nocny kierowca, który bez wyrzutów sumienia pomyślał, że najechał na samotną, leżącą na drodze gałąź?
Ruch na podwórku wyrwał go z zamyślenia. Widoczność była kiepska, toteż zmrużył oczy.
Ktoś szedł od strony domu w kierunku lasu. Dotarłszy do ogrodzenia, otworzył metalową bramkę i wyszedł poza posesję. Księżyc nie oświetlał fragmentu podwórka między drzewami a budynkiem, trudno było o tej osobie cokolwiek więcej powiedzieć. Tylko tyle, że to człowiek, gdyż szedł na dwóch nogach. Dało się to dostrzec na tle czerni trawy, ponieważ był ubrany w strój w jasnym, jednolitym kolorze.
Gdy nocny spacerowicz dotarł do połowy odległości między domem a linią drzew, zatrzymał się, po czym niespiesznie, jak na zwolnionym filmie, odwrócił.
Tomka zaś momentalnie olśniło.
– O nie… – Odruchowo odskoczył od okna. Gwałtowność reakcji zdziwiła nawet jego samego. Nie widział wyraźnie twarzy Natalii, lecz był pewien, że ta spogląda prosto w jego okno. Mało tego! Dałby sobie rękę uciąć, że dziewczyna znowu wykrzywia swoją śliczną buźkę w promiennym, słodkim uśmiechu. „Jasny strój” ponownie okazał się jej nagością. Tomek nie mógł również oprzeć się wrażeniu, że pomimo firanek, za którymi stał, Natalia dobrze wiedziała, że na nią patrzy.
Jego ciało przeszył dreszcz.
Jak na polski biegun zimna, wiosenna temperatura powietrza po zmierzchu zapewne rozpieszczała miejscowych, ale to i tak nie tłumaczyło beztroskiego hasania Natalii po podwórku na golasa. Nic tego nie tłumaczyło. Kto normalny łazi nago po lesie o drugiej w nocy?
Gwoli ścisłości: teraz akurat nie szła, tylko stała. Jak kołek, nieruchomo, wpatrując się w ten szklany prostokąt na piętrze, za którym ukrywał się Tomek.
A może nie o okno chodziło, tylko o niego? Drgnął na tę myśl. Dziewczyna wyglądała jak widmo albo duch.
„Chyba nie dasz mi tej nocy spokoju, co?” – pomyślał.
„Może tej nocy, może nigdy”.
Wzdrygnął się, gdy obok niego rozległ się jej cienki głosik. Jakby stała tuż przy nim i szeptała mu czule do ucha. Rozejrzał się nerwowo po pokoju.
Nic. Nadal towarzyszyła mu jedynie Karolina. Spała, przez cały ten czas nawet się nie poruszyła. Myślał gorączkowo. Nie był pewien, czy rzeczywiście usłyszał tamte słowa, czy wydobyły się gdzieś z czeluści jego umysłu.
Przełknął ślinę i znowu wyjrzał na podwórko. Natalia dalej tkwiła na samym środku trawnika, niczym doskonała rzeźba.
Wtem odwróciła się twarzą do lasu i puściła biegiem przed siebie. Nie minęła nawet sekunda, jak zniknęła między drzewami.
„Co…? Co to miało być?”
Sytuacja wydawała się Tomkowi na tyle nierealna i idiotyczna, że poważnie rozważał scenariusz, w którym śni albo doświadcza jakichś halucynacji. A może to majaki hipoglikemiczne? Właśnie! Po powrocie z cmentarzyska Jaćwingów zapomniał sprawdzić cukier. Był pewien, że przed spacerem przyjął zaledwie cztery jednostki insuliny, czyli praktycznie tyle co nic, idealną dawkę na kanapkę. Może jego pen się zepsuł? Postanowił, że sprawdzi to rano.
Wyglądając czegokolwiek dziwnego na zewnątrz, postał przy oknie jeszcze kilka minut, ale niczego nie zauważył. Wrócił do łóżka. Kiedy się położył, wpadła mu do głowy szalona myśl, żeby zerknąć do pokoju naprzeciwko, czy Natalia aby na pewno z niego wyszła. Pomysł wydawał się rozsądny, ale ostatecznie go zaniechał. Wyobrażał sobie, jak otwiera drzwi, czym niechcący ją budzi, i próbuje pokrętnie wytłumaczyć powód swojej obecności („Aaa… Jednak tu jesteś! Bo wydawało mi się, że widziałem, jak biegasz nago po podwórku, więc przyszedłem sprawdzić, czy coś mi się nie pozajączkowało”). Swoisty paradoks – nie umiał kłamać, lecz w tym wypadku nie umiałby nawet powiedzieć jej prawdy. I tak robiłby to na próżno. Doszłaby do wniosku, że przyszedł pogapić się na nią albo, co gorsza, że przemyślał swoje zachowanie i jednak byłby chętny na zabawę dla dorosłych z domieszką erotyki.
Przypomniał sobie, że przecież poprzednio zamknęła swój pokój na klucz, więc nawet jeżeli wyszła, pewnie i tak nie można było do niego się dostać. Koniec tematu.
Wzięcie z niej przykładu brzmiało rozsądnie. Tomek wstał po raz kolejny i przekręcił tkwiący w dziurce klucz. Położywszy się, przytulił od tyłu leżącą na boku Karolinę. Przywarł do niej całym ciałem, chłonąc jej przyjemne ciepło.
Jedyne, co mu przeszkadzało, to jego twardy jak kamień penis, który drażnił się z jej pośladkami i wyraźnie nie mógł znaleźć tam sobie miejsca. Co gorsza, to nie z powodu jej bliskości sterczał w gotowości.
Tomek przeklął pod nosem i położył się z powrotem na plecy. Choć ciało Karoliny go wygrzało, drżał. Nie, nie z zimna.
Ze strachu też nie.
Odwlekał moment „wypowiedzenia tego w myślach” tak długo, jak mógł, lecz nie widział sensu, by dłużej oszukiwać samego siebie.
Perwersyjna tajemniczość Natalii ekscytowała go NIE-SA-MO-WI-CIE.
Minęło sporo czasu, zanim zasnął.

Mam nadzieję, że fragment zachęcił Was do lektury. A może, podobnie jak ja jesteście już po lekturze książki? Jeśli tak, koniecznie podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami w komentarzach.