środa, 30 grudnia 2020

SZCZĘŚLIWEGO OWEGO ROKU 2021!!!!

 




Kochani chciałabym podziękować Wam wszystkim i każdemu z osobna za każdy dzień roku, który ze mną spędziliście. Dla mnie, jak i z pewnością dla nas wszystkich nie był to łatwy rok, ale to właśnie dzięki Waszej obecności w moim małym wirtualnym świecie oraz wielkiej serdeczności, którą mi okazujecie, było mi łatwiej znieść ten trudny czas. 
Dla mnie jesteście wyjątkowi i chcę, abyście tak właśnie się czuli, zaglądając tutaj. Mam nadzieję, że nadchodzący rok 2021 również spędzimy razem.<3



Na zakończenie mam dla Was niespodziankę. Dotychczas pierwszego stycznia każdego roku pojawiało się na moim blogu podsumowanie czytelnicze roku, w którym wymieniałam najlepsze według mnie książki, które udało mi się przeczytać przez minione dwanaście miesięcy. Tym razem jednak będzie inaczej. Z racji tego, że mijający rok obfitował w bardzo wiele naprawdę świetnych tytułów i nie potrafiłabym wybrać tych najlepszych, zdecydowałam się przygotować dla Was coś, czego jeszcze u mnie nie było. Przyznaję, że bardzo się denerwuję, jak odbierzecie to, czym chcę się z Wami podzielić, ale mam nadzieję, że będziecie dla mnie łaskawi.

Natomiast tych z Was, którzy są ciekawi, jakie książki przeczytałam w tym roku i jakie wrażenie na mnie wywarły, zapraszam na bloga i zachęcam do prześledzenia jego archiwum.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wspaniałej zabawy sylwestrowej mimo wszystko. :) ; ***

poniedziałek, 28 grudnia 2020

Kiedy przez całe życie musisz udowadniać, kim naprawdę jesteś

M
oi drodzy, nigdy nie ukrywałam przed Wami tego, że od urodzenia jestem osobą niepełnosprawną ruchowo. Już jako dziecko, kiedy zaczęłam dostrzegać swoje pewne ograniczenia, zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem „inna” niż dzieci i dorośli w moim otoczeniu. Na szczęście dorastałam w rodzinie, w której nieustannie powtarzano mi, że prawdziwą wartością każdego z nas jest to, jakimi jesteśmy ludźmi, to co skrywamy w sercu oraz to, co osiągniemy wytrwałą i uczciwą pracą. To jak wyglądamy, jak się poruszamy, jakiego wyznania, czy koloru skóry jesteśmy, nie ma żadnego znaczenia i w żadnej mierze nie definiuje nikogo z nas. Mając kilka lat, mocno wierzyłam, że wszyscy ludzie tak właśnie myślą, a świat jest bardzo przyjazny. Niestety już w szkole przekonałam się, że moje wyobrażenia o akceptacji odmienności mają się nijak z rzeczywistością. Z perspektywy czasu jestem w stanie to zrozumieć jeśli chodzi o inne dzieci, które z racji młodego wieku mogą wielu rzeczy nie rozumieć. Natomiast jest mi bardzo przykro, kiedy to dorośli patrzą na ludzi poprzez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i braku tolerancji. 

Nie poruszam jednak tego, jakże ważnego tematu tylko ze względu na własną osobę, ale także ze względu na przeczytaną przeze mnie ostatnio książkę Pani Wandy Szymanowskiej „Ojej, Murzynka!, z której recenzją dziś do Was przychodzę. 

Główną bohaterką powieści jest Zuzanna Zakrzewska młoda, Polka o egzotycznej urodzie. Dziewczyna jest owocem związku Polki i Kenijczyka. To właśnie genom ojca zawdzięcza swój ciemny kolor skóry, przez który spotyka ją wiele przykrości i upokorzeń. Choć urodziła się i wychowała w Polsce, nigdy nie poczuła się tu w pełni akceptowana. Ona sama z dumą mówi o tym, że jest Polką, lecz ludzie wokół niejednokrotnie w bardzo bolesny i dobitny sposób dają jej odczuć, że nigdy nie uznali jej za swoją. 

W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, nasza bohaterka odbiera dyplom doktora nauk humanistycznych. Wypełnia ją ogromna radość, ponieważ tylko ona wie, jak wiele starań, wysiłku i pracy włożyła w to, aby teraz móc cieszyć się tą wyjątkową chwilą. To nie koniec punktów na liście jej osiągnięć. Jest bowiem również właścicielką szkoły językowej dla cudzoziemców. Niestety nie ma nikogo, z kim mogłaby dzielić satysfakcję ze swoich osiągnięć i w oczach kogo mogłaby zobaczyć uznanie dla tego, co robi. Ludzie nie dostrzegają nic poza kolorem jej skóry, który to według społeczeństwa sam w sobie kwalifikuje ją jako tą gorszą. 
Wszystko, co spotyka Zuzannę, jest powodem rodzących się w jej sercu wielu pytań dotyczących tego, kim tak naprawdę jest. 

Nie ma lepszego miejsca, aby uzyskać odpowiedź na tak postawione pytanie, niż kraj taty, gdzie udaje się na zasłużone wakacje. Czytelnik wspólnie z Zuzanną poznaje prawdziwe, codzienne życie tamtejszej ludności. Życie zupełnie inne od tego, które możemy dostrzec jako zwykli turyści. Trudne, wymagające wielu wyrzeczeń i ciężkiej pracy, ale też odznaczające się wielką serdecznością i otwartością. Musicie koniecznie sięgnąć po książkę i przekonać się, czy ojczyzna ojca dziewczyny pozwoli jej zyskać pewność tego, gdzie jest jej miejsce na ziemi. 

Niezwykłym atutem książki jest fakt, że autorce wspaniale udało się pokazać czytelnikowi klimat i realia życia w Kenii. Nieustannie miałam wrażenie, że wspólnie z bohaterką biorę udział w tej niezwykłej wycieczce, której nigdy nie zapomnę i na pewno będę chciała jeszcze powtórzyć. Jeśli Wy również macie ochotę wybrać się na wyjątkową wyprawę bez wychodzenia z domu, do czego gorąco Was zachęcam, będzie to idealna lektura dla Was. 

Jak widzicie, książka porusza bardzo ważny i z przykrością muszę to powiedzieć, ponadczasowy temat. Postać samej Zuzanny i jej perypetie stały mi się w pewien sposób bardzo bliskie. Było mi bardzo przykro kiedy tak wiele razy musiała stoczyć nierówną walkę niczym z wiatrakami, aby za każdym razem udowadniać wszystkim wokół, kim jest i skąd pochodzi. Ja również wiele razy musiałam udowadniać światu, że moja swego rodzaju odmienność nie jest przeszkodą do tego, aby móc się rozwijać i coś w życiu osiągnąć. Sama podziwiałam Zuzannę za jej serdeczność, ogromną cierpliwość i wewnętrzny spokój mimo spotykających ją przykrości. Mnie często tych cech brakowało. Mnie jednak było łatwiej, bo jak wspomniałam na początku recenzji mam obok siebie bliskich, którzy mnie wspierają i są ze mną zawsze bez względu na wszystko. Zuzanna niestety takiego szczęścia nie miała. 

W tym miejscu dochodzimy do kolejnego wątku, o którym nie mogłabym nie wspomnieć. Otóż dziewczyna ma matkę, ale niestety ich relacje nie należą do najlepszych. Mówiąc wprost, są toksyczne. Matka nieustannie podcina skrzydła córce, umniejszając jej sukcesom. Co więcej, bywają chwile, kiedy dziewczyna czuje, że rodzicielka chce wmówić jej, że sama jest winna temu, przez co przechodzi. 

Przez to, że poczułam z nią swego rodzaju więź, bardzo chciałam, aby zaznała wreszcie szczęścia, na które tak bardzo zasługuje. Jeśli jesteście ciekawi, czy tak się stało, a wierzę, że tak, to nie wahajcie się ani chwili i sięgnijcie po tę pozycję. 

„Ojej Murzynka!” to bardzo wartościowa książka o poszukiwaniu siebie, własnej tożsamości i miejsca na ziemi. Ona skłania do przemyśleń i refleksji na temat tolerancji i potrzeby akceptacji. Na jej kartach odnajdziecie wiele przykrych zdarzeń, ale nie zabraknie także humoru, wzruszeń i oczywiście uczuć, które często bywają bardzo zwodnicze i złudne. 

Myślę, że nikt z Was nie ma wątpliwości, że książkę warto przeczytać i że ja oczywiście serdecznie ją polecam i zachęcam do spędzenia z nią jednego z długich wieczorów. Choć książka jest niewielka objętościowo i czyta ją się bardzo szybko, to jednak skrywa w sobie wartości, o których długo się nie zapomina. Jeśli chodzi o mnie, cieszę się ogromnie, że Pani Wanda zdecydowała się podjąć tak ważnego tematu. Nawet jeśli, lektura tej książki zmieni myślenie chociaż jednej osoby, która ją przeczyta, to było warto. I za to z całego serca autorce dziękuję. 

Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję.

sobota, 19 grudnia 2020

Miłość może spalić do zgliszczy.

M
oi drodzy dziś chciałabym porozmawiać z Wami o spełnianiu marzeń w kontekście sytuacji życiowej, w jakiej się znajdujemy. Jakże często zewsząd jest nam powtarzane, że w życiu najważniejsze jest to, aby być szczęśliwym i spełniać swoje marzenia. Oczywiście ja się z tym zgadzam, ale niestety w praktyce często, dla wielu z nas łatwiej jest to powiedzieć, niż zrobić. Nikogo z Was zapewne nie muszę uświadamiać, że los nie zawsze nas rozpieszcza. Jesteśmy doświadczani wieloma bolesnymi przeżyciami, którym nierzadko musimy stawiać czoła każdego dnia od nowa nawet przez wiele lat. Wówczas siłą rzeczy dążenie do tego, aby urzeczywistnić, to czego pragniemy, schodzi na bardzo odległy plan, a najczęściej zostaje zepchnięte w najgłębsze zakamarki naszego serca. Z pewnością zgodziłaby się ze mną główna bohaterka trzeciej części cyklu Płomienie Czas na ciszę autorstwa Anny Dąbrowskiej, o której chcę Wam kilka słów opowiedzieć. 

Oksana jest piękną utalentowaną wokalnie młodą dziewczyną. Kiedy śpiewa, swoim głosem toruje sobie drogę wprost do ludzkich serc. Porusza najdelikatniejsze struny ich duszy. Ona sama jednak nie ma świadomości niezwykłego talentu, jaki posiada. To skromna osóbka, która nie potrafi uwierzyć w siebie i swoją siłę. Możecie mi wierzyć, że nie trudno się temu dziwić, kiedy już pozna się jej codzienność, która jest walką w dosłownym tego słowa znaczeniu. Walką z czasem o życie najbliższej swemu sercu osoby. Ale zacznijmy od początku. 

Od momentu kiedy Oksana niedawno straciła matkę, jej każdy dzień podporządkowany jest wspieraniu ojca w opiece nad ciężko chorym bratem Tomkiem. Choroba chłopaka zagraża jego życiu, a jedyną szansą na powrót do zdrowia jest skomplikowana operacja. Zarówno ona, jak i ojciec wiedzą, że Tomek nie może długo czekać, bo jego stan jest już naprawdę ciężki. Nasza bohaterka widzi, że ojciec traci już wiarę i siłę. Ona musi być silna za nich wszystkich. Mimo że, czasami czuje się niemalże przezroczysta dla swojego taty, który całą swoją uwagę skupia na synu, nigdy się nie skarży. Przecież dla niej również brat jest najważniejszy i zrobiłaby wszystko, aby miał szansę cieszyć się zdrowiem. Wkrótce pojawia się taka możliwość. Pełna sprzecznych emocji decyduje się wziąć udział w programie muzycznym. Przyjaciele, którzy mocno jej kibicują, cieszą się, że będzie mogła pokazać swój talent. Oksana natomiast jak zawsze nie myśli o sobie. Choć nie wierzy, że może przejść eliminacje, chce spróbować dla Tomka, aby ewentualną wygraną przeznaczyć na jego leczenie. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo ten krok i ta jedna decyzja zmieni jej życie... 

Jest jeszcze ktoś, komu udział w programie wcale nie sprawia przyjemności, a kto przez jego producentów został okrzyknięty, jako jego największa gwiazda. Kosma były wokalista zespołu muzycznego, który po jego rozpadzie, żyje chwilą, wśród mroku demonów własnej przeszłości. To postać charyzmatyczna i tajemnicza, która otoczona murem przeżytego niegdyś cierpienia przywdziewa maskę pozorów i żyje według własnych zasad. Mężczyzna nie wie jednak jeszcze, że udział w tym projekcie zburzy świat ciszy, w którym ukrywa swoją prawdziwą twarz i wedrze się siłą melodii wyśpiewywaną głosem, który skłania do przeżywania emocji, przed którymi on sam tak bardzo się broni. 

Jak się możecie się domyślać, między tą dwójką zrodzi się uczucie. Uczucie piękne i pełne głębi, ale też takie, które może ich oboje zniszczyć. Pełne obaw, niepewności i sprzeczności. Przekonajcie się koniecznie, czy ogień miłości pozostawi po sobie tylko zgliszcza. 

„Czas na ciszę” to książka, której nie należy czytać. Ją należy chłonąć sercem i duszą, aby w pełni poczuć jej wyjątkowość. To, opowieść o miłości, pasji i marzeniach. Historia opisana na kartach tej wyjątkowej powieści w piękny sposób pokazuje, jak bardzo jedna osoba może zmienić nasze życie i nas samych. Przywrócić siłę do walki o siebie i własne szczęście. To także dowód na to, że przed miłością nie da się uchronić. Choć byśmy chcieli przed nią uciec, ona rozkruszy najtwardsze mury. Nigdy nie poddaje się, żadnym zasadom i postanowieniom. Kiedy do głosu dochodzi serce, w jednej chwili to ono przejmuje kontrolę nad naszym życiem. Miłość jest piękna, ale potrafi także sprawiać ból. O tym, jak będzie w przypadku Kosmy i Oksany musicie przekonać się już sami. 

Anna Dąbrowska w swoich książkach w niezwykły sposób potrafi połączyć aspekt emocjonalny z aspektem życiowym, przez co ich lektura to nie tylko niezwykła uczta dla duszy pełna wzruszeń, ale także czas na refleksje i przemyślenia. Tym razem jest podobnie. Został bowiem poruszony problem poświęcania się i myślenia o innych kosztem siebie. Oksana ciężko pracuje, często ponad siły, a mimo to nigdy się nie sprzeciwia przeciw temu jak wygląda jej życie, a wszystko po to, by pomóc ojcu i ulżyć cierpieniu brata. W tym miejscu rodzi się pytanie: Czy będąc w podobnej sytuacji, też byśmy tak potrafili? Jest to pytanie, którego w kontekście tego, o czym czytamy, nie da się uniknąć, ale niech pozostanie ono indywidualnym pytaniem dla każdego z nas do rozważenia w głębi własnego serca. 

Cały cykl Płomienie był dla mnie wyjątkowy i na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Podobnie, jak miało to miejsce w przypadku poprzednich jego części, tym razem również popłynęły łzy, a serce mocno przyspieszyło rytm. Nie mogłam przestać, czytać tej książki, gdyż poczułam się wręcz oczarowana jej klimatem i zahipnotyzowana odczuwalną niemalże namacalnie wyjątkowością uczucia, które zrodziło się między Oksaną i Kosmą. Chciałam bardzo, aby wreszcie zrzucili z siebie brzemię obaw, lęków i trosk, aby móc odrodzić się na nowo siłą swojej miłości, która przecież często dana nam jest tylko na chwilę. 

Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, aby przekonać Was do sięgnięcia po ten tytuł. Mam nadzieję, że wystarczającą dla Was rekomendacją będzie fakt, że mimo iż od momentu, kiedy skończyłam czytać książkę, minęło już dość dużo czasu, a we mnie nadal wszystkie emocje towarzyszące mi podczas jej czytania nadal są żywe. Nie mogę przestać o niej myśleć. I jestem pewna, że będzie tak jeszcze długo. Bardzo lubię taki stan po zamknięciu książki, bo to świadczy o jej wyjątkowości. Chcę takich książek jeszcze więcej i za to Aniu bardzo Ci dziękuję. 

Recenzja powstała we współpracy z portalem Czytajmy polskich autorów, za co bardzo dziękuję. 






wtorek, 15 grudnia 2020

Życie najważniejszym sprawdzianem dla miłości.

M
iłość to uczucie, którego pragnie doświadczyć każdy z nas. Marzymy o tym, aby los splótł nasze życiowe drogi z osobą, dla której nasze serce zabije mocniej. Przy której będziemy czuli się kochani i wyjątkowi. Jednak nie zapominajmy o tym, że jest to także uczucie, którego wartość i trwałość najlepiej zweryfikuje samo życie. Nie sztuką bowiem jest mówić piękne słówka, mamić i czarować, kiedy wszystko układa się po naszej myśli niczym w bajce. W przysiędze małżeńskiej przysięgamy sobie miłość na dobre i na złe, ale to właśnie to złe jest najważniejszym sprawdzianem dla związku. To właśnie wtedy, kiedy musimy wspólnie zmierzyć się z trudnymi doświadczeniami, których przecież nie da się zupełnie uniknąć, bardzo szybko może okazać się, że osoba, która była dla nas najważniejsza  i czuliśmy się prawdziwymi szczęściarami, mogąc właśnie z nią spędzić resztę swoich dni, to zwykły tchórz, a wszystkie pięknie wypowiadane przez nią słowa są puste i rzucane na wiatr. 

Bólu i goryczy tej trudnej prawdy, o której nie chcemy nawet myśleć, ciesząc się pięknem wzniosłych chwil spędzanych z ukochaną osobą, zaznała niestety główna bohaterka powieści Jolanty Kosowskiej „Prosto w serce”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć. 

Hania jest piękną młodą kobietą, która właśnie kończy studia i przygotowuje się do najpiękniejszej chwili w życiu każdej z nas. Już za dwa tygodnie ma wkroczyć na nową drogę swojego życia u boku wyjątkowego mężczyzny. Ślub pochłania ją zupełnie, ale nie wie jeszcze, że za chwilę czar pryśnie. Bajkowe życie dobiegnie końca, a książę zamieni się w żabę. 

Nagłe omdlenie dziewczyny staje się początkiem lawiny cierpienia, która spada na nią niespodziewanie i bez ostrzeżenia. Diagnoza ciężkiej przewlekłej choroby sprawiła, że w jej sercu zagościł lęk i obawa tego, co przyniesie przyszłość. W tym miejscu chciałabym napisać, że Bartek, przyszły mąż Hani stanął na wysokości zadania i służąc wsparciem dla wybranki swego serca, pomógł jej przetrwać trudne chwile i uwierzyć, że razem wszystko przetrwają. Bo przecież na tym właśnie polega prawdziwa miłość. Chciałabym, ale niestety nie mogę, ponieważ Bartek okazał się zwykłym egoistą, który myśląc tylko o sobie, porzuca naszą bohaterkę. 

Na szczęście Hania nie została sama z tym, co ją spotkało. Ma wokół siebie wspaniałe osoby, które okazują się cudownymi przyjaciółmi. Niczym anioły ciągną ją ku górze, kiedy ona spada w dół. Dzięki nim ma możliwość wyjazdu do pięknej malowniczej Prowansji, gdzie ciesząc się wyjątkowym klimatem tego niezwykłego miejsca, próbuje odciąć się od tego, co tak bardzo boli. Tutaj też stanie przed trudnymi wyborami i decyzjami, ponieważ otrzymuje jeszcze jedną szansę, by być szczęśliwą, jednak czy będzie umiała zaufać na nowo skoro, jak sama twierdzi, słowo zaufanie dla niej jest już zdezaktualizowane? O tym musicie już przeczytać sami, do czego gorąco zachęcam. Nie bądźcie jednak niczego pewni, gdyż musicie wiedzieć, że mężczyzna, który sprawia, że motyle w jej brzuchu zaczynają tańczyć, ma za sobą trudną przeszłość, a i sama Hania nie jest skora do zwierzeń. Oboje tak niewiele o sobie wiedzą. Przekonajcie się sami, czy prawda, którą poznają o sobie wzajemnie, po raz kolejny nie przerośnie siły rodzącego się uczucia.

„Prosto w serce” to tytuł idealny dla historii, którą poznajemy na kartach książki. W moim odczuciu, odnosząc się do tego, o czym czytamy, możemy interpretować go na dwa sposoby. Można bowiem, zranić kogoś prosto w serce, jak zrobił to Bartek, porzucając Hanię w najtrudniejszym dla niej momencie, kiedy najbardziej go potrzebowała, a tym samym pokazał, że nie potrafi kochać i nie zna prawdziwej istoty tego uczucia. Ale miłość może także w najmniej spodziewanym dla nas momencie trafić nas prosto w serce. Pani Jolanta Kosowska w bardzo piękny i ujmujący, ale zarazem refleksyjny i skłaniający nas do wielu przemyśleń sposób ukazała oba te oblicza miłości. 

Jeśli szukacie książki poruszającej i pięknej, która pokaże Wam, czym winno być prawdziwe uczucie i miłość, która uleczy nawet najgłębsze rany, to musicie sięgnąć po ten tytuł. Lektura ta wywoła w Was całą gamę emocji od wzruszenia, poprzez złość, współczucie, ale poczujecie także niemalże odczuwalną na własnej skórze namiętność, zmysłowość i wyjątkowość tego, co może zrodzić się między dwojgiem ludzi. Jeśli Wasze serce również zostało zranione i czujecie, że już nigdy nie będziecie w stanie nikogo pokochać, to możecie mi wierzyć, że ta książka przywróci Wam nadzieję i wiarę w to, że jeszcze możecie być szczęśliwi. Kochać i być kochanym przez kogoś, kto na Was zasługuje. Wszak podobnie, jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak samo jeden palant, który Was skrzywdził, nie świadczy, o tym, że wszyscy mężczyźni, czy kobiety są tacy sami. Musicie tylko na nowo otworzyć się na miłość. 

Sama autorka twierdzi, że „Prosto w serce” to najbardziej romantyczna z napisanych przez nią powieści i ja się z tym zgadzam. To piękna opowieść, której wyjątkowość i subtelność czytelnik niemalże chłonie. Nie mogłabym również nie wspomnieć o wyjątkowej umiejętności Pani Joli do malowania słowem pięknych obrazów Prowansji. Nigdy tam nie byłam, a po zamknięciu książki czułam się tak, jakbym wróciła z cudownej wycieczki, z której wcale nie chce się wracać. Co więcej, we wszystkich tych miejscach chce się być. 

Cóż więcej mogłabym o tej książce powiedzieć? Trafiając wspólnie z Hanią do Prowansji, zapomnicie o reszcie otaczającego Was świata. Odetniecie się od zmartwień, problemów i trosk. Dzięki temu, że autorce doskonale udało się oddać serdeczność Włochów i ich otwartość poczujecie się niemalże, jak w gronie najlepszych przyjaciół, bądź rodziny, która jest dla nich najważniejsza, a za  samą Hanię będziecie mocno trzymać kciuki, chcąc, aby gorycz rozczarowania w jej życiu zastąpiła słodycz szczerej miłości. 

Jeśli mogę Wam coś doradzić to, nie czytajcie tej książki, tak jak czyta się większość innych. Pozwólcie sobie na emocje. Chłońcie ją wszystkimi zmysłami, wówczas poczujecie, że czas  z nią spędzony był wyjątkowym przeżyciem, którego nigdy się nie zapomina i które chce się przeżywać wielokrotnie. Ja na pewno jeszcze do tej książki wrócę, a Was całym sercem zachęcam do jej przeczytania, najlepiej przy lampce włoskiego wina. 

Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.

czwartek, 10 grudnia 2020

Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie

O
d nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie. To słowa jednej z modlitw, którą my osoby wierzące odmawiamy niemal każdego dnia przez całe życie. Dziś zadamy sobie pytanie, czy śmierć jest przypadkiem, czy może przeznaczeniem? Czy już w momencie narodzin każdy z nas ma z góry zapisany czas i sposób, w jaki zakończy swoje ziemskie życie? Wiele razy kiedy dowiadujemy się, że ktoś zginął na przykład w wypadku samochodowym, czy też odszedł nagle z innych niezrozumiałych dla nas przyczyn, padają słowa „Tak widocznie miało być, tak było mu pisane”. Pójdźmy jednak o krok dalej i poszukajmy odpowiedzi na te wszystkie pytania w kontekście przeżywania żałoby przez bliskich osoby zmarłej, którzy pogrążeni w smutku i rozpaczy nie mogą uwierzyć, w to co się stało. Przecież jeszcze kilka godzin temu, a czasami nawet chwil rozmawiali z najbliższą swemu sercu osobom, czuli jej bliskość i wystarczyła jedna chwila, która zabrała im ją na zawsze. 

Nie będę jednak odpowiadać na te wszystkie pytania na podstawie moich własnych doświadczeń, choć w ostatnim czasie niestety również musiałam się z nimi zmierzyć. Do tego rodzaju bolesnych przemyśleń skłoniła mnie najnowsza książka Małgorzaty Mikos „Wstrzymując oddech”, z której recenzją do Was przychodzę. 

Na kartach powieści poznajemy zakochane w sobie bez pamięci narzeczeństwo. Oliwia i Jakub są parą, która w swojej miłości odnajduje największe szczęście i bezpieczeństwo. Młodzi ludzie snują piękne plany na wspólną przyszłość. Mimo lepszych i gorszych dni w życiu chcą razem iść przez nie wspólną drogą i spełniać swoje marzenia. W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, Jakub postanawia spełnić jedno z największych pragnień swojej ukochanej i sprawić, by mogła spełniać się w czymś, o czym marzyła od dawna. Sama dziewczyna nie potrafi jednak w pełni cieszyć się urodzinowym prezentem. Gdzieś w głębi serca czuje niezrozumiały dla siebie lęk, który nie chce jej opuścić i zaciska swoje macki wokół jej serca. Oczywiście nikt z najbliższego otoczenia Oliwii nie przypisuje zbyt dużego znaczenia jej złym przeczuciom. Niestety wkrótce urzeczywistniają się one w najbardziej bolesny dla głównej bohaterki sposób. Traci swojego ukochanego na zawsze i bezpowrotnie. Dla niej świat się zatrzymał, a cierpienie wciąga ją w otchłań mroku. Jedyne czego pragnie to, aby to wszystko, co się teraz dzieje okazało się tylko koszmarnym snem. Tak bardzo pragnie, aby Jakub wrócił, by mogła poczuć jego dotyk, zapach, obecność. Tak wiele jeszcze chciałaby mu powiedzieć. 

Pewnego dnia doświadcza czegoś niemożliwego. Pięknego, ale jednocześnie bolesnego i trudnego, co może dać jej siłę, do tego, aby na nowo żyć pełnią życia. Wykorzystując każdą jego chwilę najlepiej, jak to możliwe, albo wręcz przeciwnie, jeszcze raz rozdrapie dopiero lekko zabliźnione rany i już na zawsze pozbawi ją możliwości rozpoczęcia kolejnego jego etapu. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając po książkę, ponieważ ja nie zdradzę już nic więcej. 

Wstrzymując oddech” to bardzo piękna i poruszająca do głębi historia niezwykłej miłości dwojga ludzi, dla których słowo wieczność nabiera zupełnie nowego wymiaru i znaczenia. Autorka oddała w nasze ręce trudną i mocno emocjonalną opowieść będącą zapisem przeżywania żałoby, w sytuacji, kiedy żyjemy w przeświadczeniu, że czeka nas długie i szczęśliwe życie z osobą, której oddaliśmy nasze serce, a los niczym na pstryknięcie palców uświadamia nam, jak bardzo nieprzewidywalne bywa życie. 

Jakże często zdarza nam się odkładać na potem swoje plany i marzenia, Tymczasem brutalną prawdą, którą spychamy gdzieś w najdalsze zakamarki naszej świadomości, jest fakt, że to potem może nigdy nie nadejść. Małgorzata Mikos dzięki swojej książce przypomina nam, aby żyć tu i teraz najpełniej, jak się da. Gromadzić wspomnienia i  wspólnie przeżyte z bliskimi piękne chwile, bo niestety życie zawsze będzie zbyt krótkie, a śmierć niesprawiedliwa. Jedynym, co nam wówczas zostanie, będą właśnie wspomnienia, dzięki którym kochana przez nas osoba będzie z nami, aż do chwili, w co mocno wierzę kiedy spotkamy się w po drugiej stronie. 

Ważnym aspektem, na który została w tej książce zwrócona nasza uwaga, jest to, aby pozwolić osobie pogrążonej w żałobie przeżyć ją we własnym tempie i na własnych zasadach. Nie powinniśmy niczego na niej wymuszać, ani czegokolwiek jej narzucać. Rodzina i przyjaciele Oliwii nie mogli zrozumieć, że dziewczyna nie jest gotowa, aby pogodzić się ze stratą Kuby i zakończyć ten tak ważny dla niej etap życia. Jak wspomniałam wcześniej, dla niej życie się zatrzymało, podczas gdy dla nich płynęło ono dalej, przez co patrzyli na to, co dzieje się z dziewczyną z własnej perspektywy. Pamiętajmy, że każdy z nas jest inny i przeżywa tak ogromną stratę na swój sposób, a nasi bliscy powinni to uszanować. W przeciwnym razie mogą tylko zaszkodzić, choć nie wątpię, że zawsze mają na sercu nasze dobro. 

Moi drodzy jest mi bardzo trudno znaleźć słowa, które w pełni oddadzą to, co chciałabym Wam o tej książce napisać. Nie mogę powiedzieć , że jest niezwykła, bo jest  bardzo życiowa i to, o czym w niej czytamy, może spotkać niestety każdego z nas, czego nikomu oczywiście nie życzę. Natomiast z pełnym przekonaniem uważam, że jest wyjątkowa pod względem tego, co ze sobą niesie. Skłoni Was bowiem do wielu wzruszeń, silnych emocji i refleksji. Na pewno popłyną łzy, ale także wierzę, że po jej przeczytaniu będziecie bardziej doceniać czas spędzany z tymi, których kochacie. Ja sama wiele razy w trakcie poznawania tej historii czułam potrzebę, aby powiedzieć bliskim mi osobom, kocham, przytulić się i po prostu być blisko nich. I za to, właśnie autorce z całego serca dziękuję. 

Jednak to nie wszystko, co zostało dla nas przygotowane na kartach tej książki. Zostaniemy bowiem zaskoczeni wpleceniem w jej fabułę wątku fantastycznego. Oliwie ma możliwość przeżycia czegoś pięknego, czego z pewnością pragnie wiele osób, których duszę i serce trawi tak ogromny i nieopisany ból ostatecznego pożegnania, ale co w realnym życiu niestety nie jest możliwe. Ci z Was, którzy znają już choć trochę moje upodobania czytelnicze doskonale wiedzą, że nie jestem wielbicielką tego rodzaju zabiegów, ale tym razem w żaden sposób mi on nie przeszkadzał. Książka nie straciła w moich oczach, a wręcz przeciwnie, dała siłę i wiarę w to, że moi bliscy, którzy odeszli czekają na mnie i będą przy mnie, kiedy nadejdzie mój czas. 

Pozostawmy jednak na chwilę stronę odczuć i emocji, a skupmy się na stronie technicznej książki. Fabuła wciąga od pierwszej strony i nie sposób oderwać się od lektury. Dzięki temu, że przez cały czas nie opuszcza nas świadomość, iż niestety w każdej chwili każdy z nas może znaleźć się w podobnej sytuacji, w jakiej znalazła się Oliwia, sama ona staje się nam bardzo bliska i trzymamy kciuki za to, aby znalazła w sobie siłę, by podnieść się z kolan po brutalnym ciosie od życia. Mimo że bez wątpienia ze względu na tematykę nie jest to łatwa książka, to lekkość stylu i języka, którym posługuje się autorka, zdecydowanie ułatwia jej przeczytanie. 

Na zakończenie pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Jak mogliście przeczytać we wcześniejszej części recenzji, ja ostatnio również musiałam zmierzyć się z dokładnie takimi samymi doświadczeniami jak Oliwia, Dosłownie, kilkanaście dni temu w wypadku samochodowym zginął mój wujek. Było mi bardzo ciężko przeżywać wszystko od początku i przywoływać w pamięci te wszystkie rozrywające serce obrazy. Choć książka ma teraz na sobie liczne ślady moich łez, bo nie był to odpowiedni dla mnie czas na to, aby po nią sięgnąć, to jednak w jakimś stopniu mi pomogła, dając nadzieję i wlewając w serce choć trochę tak bardzo potrzebnego mi teraz ukojenia i spokoju. 

Zdecydowanie zachęcam Was do przeczytania tej książki, jednak chcę zaznaczyć, że dla każdego jej czytelnika musi przyjść na nią odpowiedni moment, kiedy będzie czuł, że jest na to gotowy. Mam nadzieję, że udało mi się przekonać Was, iż warto tę książkę przeczytać, a jeśli nie to niech najlepszą rekomendacją dla niej będzie to, że znajdzie się ona w gronie najlepszych książek przeczytanych przeze mnie tego roku. 

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Novae res, za co bardzo dziękuję. 


niedziela, 6 grudnia 2020

Szczęśliwych Mikołajek! Konkurs z audiobookami Anety Krasińskiej.





Mikołaju, święty Mikołaju daj w prezencie trochę raju...
Nie jakiegoś niezwykłego, 
lecz takiego codziennego.
Daj od innych dobre słowo, 
by nadzieję niosło nową!
Zabierz łzę co w oku lśni, 
niech radosne będą dni!


Kochani niech ten krótki wierszyk rymowanka będzie wyrazem moich życzeń dla nas wszystkich. Niech dobro i życzliwość  ludzka  rośnie w siłę i daje nam nadzieję na lepszą przyszłość.

Czym jednak byłby Mikołajki bez prezentów, dlatego też przygotowałam dla Was niespodziankę.







NAGRODĄ W KONKURSIE JEST: Dwie pierwsze części cyklu Adela autorstwa Anety Krasińskiej w formie audiobooka (wygrywa jedna osoba).

- Adela krok w przeszłość.
- Adela krok w przyszłość.

Aby wziąć udział, należy:
- Zapoznać się z regulaminem konkursu -> REGULAMIN.
- Odpowiedzieć na pytanie konkursowe.

PYTANIE KONKURSOWE: Napisz ile książek Anety Krasińskiej, zostało wydanych w formie audiobooka oraz za co lubisz tę formę poznawania książek?

Informacje uzupełniające:
-Do wygrania są dwie części cyklu Adela Anety Krasińskiej w formie audiobooka: Adela krok w przeszłość, Adela krok w przyszłość. (wygrywa jedna osoba).
- Konkurs trwa - 06.12 -13.12.2020.
- Sponsor nagrody - Aneta Krasińska
- Koszt wysyłki pokrywa sponsor (tylko na terenie Polski)
- Pod uwagę będą brane tylko zgłoszenia zostawione w komentarzach pod tym postem.
- Będzie mi miło, jeśli zaobserwujesz bloga Kocie czytanie (osoby, które po zakończeniu konkursu przestaną obserwować blog, nie będą brane pod uwagę w kolejnych konkursach) oraz fanpage autorki, jak również udostępnisz informację o tym konkursie na swoich socjal mediach.

Wzór zgłoszenia konkursowego:
Zgłaszam się.
Odpowiedz na pytanie konkursowe:
Obserwuję jako:
Udostępniam: link
Adres e-mail: (w przypadku, kiedy nie podasz adresu e-mail, musisz śledzić wyniki konkursu, które zostaną ogłoszone w tym poście w ciągu dwóch tygodni od daty jego zakończenia).


Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych tj. podanie mojego imienia i nazwiska w przypadku wygranej.


Ze swej strony chcę serdecznie podziękować autorce Anecie Krasińskiej za pomoc w organizacji konkursu, a wszystkim, którzy wezmą udział w zabawie, życzyć powodzenia.

****
Wyniki konkursu.
Wszystkim uczestnikom konkursu bardzo dziękuję za udział. Tym razem zwycięzcą do którego powędruje pakiet audiobooków Anety Krasińskiej jest Marian Kluka.
Zwycięzcy serdecznie dziękuję i proszę o kontakt celem ustalenia szczegółów wysyłki nagrody. Was kochani zachęcam do wypatrywania kolejnych konkursów, które już wkrótce pojawią się na blogu.


środa, 2 grudnia 2020

Bazarek charytatywny Igorek Kamieński.


K
ochani kilka dni temu zwracałam się do Was z prośbą o wsparcie i pomoc w zbiórce środków na leczenie i rehabilitację synka mojej koleżanki Igorka. Do tego posta możecie wrócić tutaj, aby dowiedzieć się o szczegółach niepełnosprawności chłopca. Tym z Was, którzy do tej pory zechcieliście w jakikolwiek sposób pomóc w Imieniu własnym oraz mamy Igorka serdecznie dziękuję. 

Wierzymy całym sercem, że moc dobra nigdy nie ustaje dlatego od dziś powstała grupa, na której możecie wystawiać dowolne rzeczy i swoje usługi na licytację, a cały dochód z nich zebrany zostanie przekazany na konto zbiórki siepomaga i wykorzystany na rzecz Igorka.
Z głębi serca proszę o dołączanie do grupy, wystawianie przedmiotów i usług na licytacje, a także zapraszanie znajomych.

Link do grupy Bazarek charytatywny Igorek Kamieński, którego administratorem jest mama Igorka.



REGULAMIN GRUPY
1. Wystawiamy przedmiot lub usługi na licytację.
2. Każda licytacja powinna zawierać informacje jak: 
-opis przedmiotu bądź usługi (zdjęcie mile widziane),
-określoną cenę wywoławczą- cena minimalna za dany przedmiot lub usługę,
- czas zakończenia licytacji-
LICYTACJE TRWAJĄ DO 3 DNI OD WYSTAWIENIA-
3. Proszę podawać informację skąd odbiór lub jaki byłby koszt wysyłki (podać również kto ponosi koszt wysyłki) lub gdzie realizowana jest usługa,
4. Licytacje wygrywa osoba, która zaoferowała najwyższą kwotę,
5. Po wygranej licytacji należy dokonać wpłaty na konto zbiórki na Siepomaga:

6. Osoba dokonująca wpłaty jest zobowiązana przedstawić dowód wpłaty osobie wystawiającej licytacje.
7. Po zakończeniu licytacji oznaczamy zwycięzcę i umawiamy się na odbiór osobisty- wysyłkę lub wykonanie usługi.

Jeśli możecie, otwórzcie, proszę Wasze serca dla tego dzielnego wojownika. Przecież wszyscy wiemy, że dobro powraca.<3

wtorek, 1 grudnia 2020

Dzikie dziecko z lasu.

K
ażdy z nas ma takiego autora książek, na którego kolejne literackie dzieci wygląda z utęsknieniem, zacierając ręce kiedy tylko pojawi się informacja o premierze jego najnowszej książki i chce ją jak najszybciej przeczytać. Dla mnie jednym z takich właśnie autorów jest Harlan Coben. Dziś chcę opowiedzieć Wam kilka słów o jego najnowszej książce „Chłopiec z lasu”. 

Zapraszam Was do niewielkiej miejscowości gdzie wspólnie z tytułowym chłopcem z lasu, który dziś już nie jest chłopcem, a dorosłym atrakcyjnym mężczyzną o niezwykłej intuicji, my czytelnicy będziemy brać udział w poszukiwaniach zaginionej nastolatki Naomi. To, co musicie wiedzieć to to, że dziewczyna nie ma łatwego życia, o czym świadczy fakt, że była prześladowana w szkole, a jej zaginięciem tak naprawdę nikt się nie interesuje. Główny bohater nie może jednak pozostać obojętnym na to, co stało się z nastolatką. Poproszony o pomoc przez kogoś dla niego ważnego z czasów swojej przeszłości podejmuje się niełatwego zadania. Nikt bardziej od niego nie jest świadomy podobieństw, które  łączą go z zaginioną. 

Aby owe podobieństwa dostrzec, musimy się jednak cofnąć trzydzieści lat wstecz do roku 1986, kiedy to do wiadomości publicznej dotarła informacja, że w lesie znaleziono małego porzuconego chłopca. Niestety nie udało się ustalić tożsamości dziecka, ani okoliczności tego jak zalazł się w lesie, a także jak długo w nim przebywał zdany tylko na siebie. Teraz Wilde jak nazwali go obcy ludzie, wiedzie cywilizowane życie, jednak stara się żyć na uboczu i podobnie, jak Naomi czuje się wyobcowany. Oboje są outsiderami. Nikt nie bierze na poważnie zniknięcia dziewczyny, ponieważ zdarzało jej się już wcześniej uciekać z domu. 

Sytuacja staje się o wiele poważniejsza, kiedy ginie kolejny nastolatek. Kolega z klasy Naomi. Czy te zdarzenia są ze sobą powiązane, musicie już sprawdzić sami? Czas nie jest sprzymierzeńcem Wilde'a. Bez względu na to, co się stało, musi działać szybko. A co więcej, aby odkryć prawdę, zmuszony będzie wrócić do swojej przeszłości, która dla wszystkich po dziś dzień pełna jest białych plam i czarnych dziur. Pytań bez odpowiedzi. Prawda, która była skrywana przez wiele lat, owiana jest wieloma mrocznymi sekretami i brudnymi czynami. Jak się przekonacie, wielu z mieszkańców tego miasteczka ma coś do ukrycia. Stawką zerwania kurtyny milczenia może okazać się ludzkie życie, ponieważ są tacy, którzy mają swoje sposoby na to, aby zamknąć komuś usta. 

Zapewne przyznacie mi rację, że fabuła zachęca do sięgnięcia po ten tytuł. Ja też tak uważam. Natomiast nie jestem do końca usatysfakcjonowana tym, co tym razem przygotował dla nas autor. Sam zamysł książki, jak najbardziej zasługuje na uznanie, ale z jego realizacją jest już znacznie gorzej. Przez bardzo długi czas nie mogłam wgryźć się w tę książkę. Szczerze mówiąc, to dopiero ostatnie sto sześćdziesiąt stron przykuło moją uwagę i wciągnęło mnie. Może to dlatego, że o czym możemy przeczytać już na okładce książki, bieg wydarzeń opisanych na jej kartach prowadzi do władz rządowych, a to nie do końca moje klimaty i mówiąc wprost, ten wątek nie był dla mnie ciekawy. Ponadto niestety nie odnalazłam w książce odpowiedzi na rodzące się podczas jej czytania pytania. Czuję niedosyt. Tym razem nie jest ta odsłona twórczości Harlana Cobena, którą znam i uwielbiam. No i to zakończenie, takie zwyczajne i zupełnie niepasujące do całości. 

Nie znaczy to jednak, że książka jest zła. Ma oczywiście także swoje mocne strony. Mamy tu bowiem, watek porzucenia, braku miłości, krzywdy, przemocy. A także osamotnienia i prześladowania Na uwagę zasługują również różnorodni bohaterowie o złożonych osobowościach, które na pewno nie raz nas zaskoczą. A jeśli mowa o bohaterach to bardzo polubiłam postać starszej Pani adwokat, która pomaga Wilde'mu w poszukiwaniu Naomi. Kobieta mimo sędziwego wieku jest pełna energii i werwy. Nie pozwala sobie w kaszę dmuchać, dzięki czemu budzi respekt i uznanie w szerokich kręgach zawodowych i nie tylko. 

To czy przeczytacie tę książkę, zostawiam każdemu z Was do indywidualnego rozważenia. Jeśli jesteście wielbicielami twórczości autora i tak jak ja często sięgacie po jego książki, to tym razem możecie nie poczuć pełni zadowolenia z tego, co otrzymacie, przystępując do lektury. Poznanie tej historii poleciłaby raczej tym z Was, którzy dopiero będziecie chcieli poznać pióro Cobena. Nawet jeśli książka nie zadowoli Was w pełni to, macie moje słowo, że inne jego książki będą tylko lepsze. Tymczasem, to co mogę powiedzieć o tej pozycji, to, że można ją przeczytać w jeden, bądź dwa wieczory, ale nie miejcie wobec niej zbyt wygórowanych oczekiwań. Wówczas być może odbierzecie ją lepiej, niż ja. 

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję. 










czwartek, 26 listopada 2020

Nie bądź bierny wobec przemocy - REAGUJ.

M
oi drodzy dziś podejmę się poruszenia bardzo trudnego tematu, bowiem porozmawiamy o tym, co staje się idealną pożywką dla wszelkiego rodzaju nałogów i patologii w wielu rodzinach. Otóż rodziny, w których za zamkniętymi drzwiami ich domów rozgrywa się piekło przemocy bądź uzależnienia, w obawie przed zemstą swojego oprawcy, a także chcąc uniknąć wstydu oraz postrzegania ich przez pryzmat tego, przez co przechodzą, uciekają się do gry pozorów, którą opanowują do perfekcji. Cierpią w milczeniu, a jednocześnie przez najbliższe otoczenie postrzegani są jako dobre, przykładne rodziny. 

Za kurtyną perfekcyjnej iluzji szczęścia i spokoju oprawca staje się bezkarny i niszczy swoich bliskich nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Grając na ich emocjach, sprawia, że żyją oni w ciągłym strachu i niepewności tego, co wydarzy się za chwilę. Zapewne nie zaskoczę nikogo, kiedy napiszę, że w takiej sytuacji najbardziej bezbronnymi i osamotnionymi w swoim cierpieniu są dzieci. 
Przekonali się o tym Bruno i Gaja, główni bohaterowie książki Karoliny Wójciak „Brunootwierającej cykl „Powrót”, z której recenzją dziś do Was przychodzę. 

Gaja i Bruno są dwójką przyjaciół mieszkających w małym miasteczku w sąsiadujących ze sobą domach. Oboje znają smak strachu, poniżenia i upokorzenia doznanego od osoby im najbliższej, która przecież powinna ich chronić. Mogą jednak liczyć tylko na siebie wzajemnie, ponieważ dorośli wolą zamiatać problemy pod dywan, a ich karmić kłamstwami, że przemoc, której byli świadkami, a nierzadko i ofiarami nigdy się nie powtórzy. Hasło „wszystko będzie dobrze” stało się niczym mantra powtarzana im ciągle i bez końca. Ukojeniem i odskocznią od tego co trudne i bolesne są dla naszej dwójki chwile spędzone razem. Tylko wówczas mogą być naprawdę sobą i zwierzać się sobie z horroru, jaki przeżywają każdego dnia, często pozostawieni samym sobie i zaniedbywani przez dorosłych. 
Jednak pewnego dnia i ten skrawek normalności oraz prawdziwej przyjaźni został Gai odebrany. Bruno zaginął, a wszelkie poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Zrozpaczona dziewczynka obiecuje sobie, że nigdy nie zapomni swojego przyjaciela. 

W momencie kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, mieszkańcami miasteczka wstrząsa wiadomość, jakiej nikt z nich nigdy by się nie spodziewał. Ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich po dziesięciu latach od momentu zaginięcia Bruno wraca do domu rodzinnego. To od Gai właśnie oczekuje się, aby pomogła odnaleźć się mu w zupełnie innej dla nich obojga rzeczywistości. Wszak, kiedy los ich rozdzielił byli tylko dziećmi, a dziś są już niemal dorosłymi ludźmi. Podobnie, jak wszyscy wokół dziewczyna szuka odpowiedzi na dręczące ją pytania. Kim tak naprawdę teraz jest Bruno? Jak to się stało, że zniknął na tak wiele lat, a teraz nagle się pojawia? Gdzie był i co robił? 

Gaja nie wie jednak jeszcze, że pojawienie się chłopaka zburzy tak ciężko wypracowany przez jej rodzinę względny spokój, a także sprawi, że na jaw zaczną wychodzić mroczne sekrety skrywane zarówno przez jej bliskich, jak i również sąsiadów, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego. O tym jednak musicie przeczytać już sami, bo ja nie zdradzę  ani słowa więcej. 

Przygotujcie się na lekturę trudną, szokującą i wywołującą bardzo silne emocje, ale jednocześnie taką, od której nie można się oderwać. Karolina Wójciak podjęła się bardzo trudnego i przerażającego w swej autentyczności zadania pokazania nam obrazu życia pod jednym dachem z psychopatą, który w jednej chwili z przykładnego i kochającego męża i ojca może stać się bestią zagrażającą życiu swoich bliskich. A także próby pokazania nam jak bardzo duży wpływ na dzieci ma dorastanie w tak bolesnej i przerażającej rzeczywistości w momencie kiedy wszyscy wokół odwracają oczy od dziejącej im się krzywdy. Nie jest to jednak wszystko, co czeka na nas na kartach tej mocno dającej do myślenia i bezkompromisowej powieści. Autorka nie boi się spojrzeć w oczy okrutnej prawdzie i mocno wstrząsnąć czytelnikiem, a wszystko po to, by zaapelować do nas, abyśmy nie pozostawali bierni wobec cierpienia drugiego człowieka osłabionego poprzez zastraszenie i złudne nadzieje na poprawę swojej przyszłości. Reagujmy i nie dawajmy przyzwolenia na przemoc. 

Wszystko to, o czym, tutaj napisałam, jest zaledwie niewielkim procentem tego, o czym przeczytamy w książce. Karolina Wójciak zaskakuje nas bowiem fabułą splecioną z licznych i w żaden sposób nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Dodatkowo warto zaznaczyć, że tu nic nie jest podane na tacy, dzięki czemu do ostatniej strony czytanej historii jesteśmy utrzymywani w napięciu i rosnącej ciekawości tego, jaki będzie jej finał. A samo zakończenie wbija w fotel. Nie możemy uwierzyć w to, co właśnie przeczytaliśmy. Niezwykłym atutem książki jest podział jej fabuły na dwie perspektywy czasowe opisujące zdarzenia  z perspektywy kilku bohaterów, które  miały miejsce za czasów dzieciństwa Gai i Bruna oraz tego, co działo się po jego zaginięciu w niewyjaśnionych okolicznościach, jak również czasów teraźniejszych, kiedy wraca już jako zupełnie inny człowiek do miasteczka i nieźle miesza w życiu jego mieszkańców, a przede wszystkim Gai. Czy może mu ufać, jak kiedyś? Przekonajcie się sami. 

„Bruno” to książka, która jestem tego pewna, nie pozostawi obojętnym na skrywaną w niej historię nikogo, kto po nią sięgnie. Myślę, że właśnie taki był cel autorki. A to dlatego, że piekło przemocy przeżywa wiele rodzin. Być może nawet blisko nas. Wystarczy tylko się rozejrzeć i pamiętać, że nasza pomocna dłoń może być dla tych osób jedyną deską ratunku oraz  impulsem dającą im siłę do podjęcia walki o siebie i swoje lepsze życie. 

Chyba nie macie wątpliwości, że polecam Wam ten tytuł całym sercem. Lektura ta zaangażuje Was bez reszty, a klimat niedopowiedzeń, tajemnic i brutalnej prawdy długo nie pozwoli Wam otrząsnąć się z całego wachlarza emocji, które będą Wam towarzyszyć. Poczujecie smutek, złość, nienawiść, szok, współczucie, wzruszenie i wiele innych skrajnych odczuć. Jednych z bohaterów, których tu poznacie, polubicie, innych będziecie mieli ochotę udusić. Będą też tacy, którymi będziecie chcieli wstrząsnąć i przemówić im do rozsądku. 

Zapewne niektórzy z Was pomyślą sobie, że z uwagi na trudną tematykę nie jest to książka dla Was, ponieważ czujecie, że nie podołacie jej ładunkowi emocjonalnemu. Nic bardziej mylnego. Nie obawiajcie się. Lekkość stylu pisania autorki oraz bardzo przystępny język, którym się posługuje, sprawia, że mimo powagi poruszanych w książce problemów, czyta się ją niemalże w mgnieniu oka. Zanim się zorientujecie, dotrzecie jej końca i macie moje słowo, jak najszybciej będziecie chcieli sięgnąć po kontynuację cyklu. 

Ja ogromnie się cieszę, że na mojej półce gości już  jego drugi  tom. Jestem bardzo ciekawa, czym tym razem Karolina Wójciak mnie zaskoczy, bo trzeba powiedzieć otwarcie, że postawiła sobie bardzo wysoką poprzeczkę. 

Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję. 

poniedziałek, 23 listopada 2020

Już dziś możesz zostać świętym Mikołajem i pomóc Igorkowi.

Kochani dziś miała pojawić się recenzja książki, ale się nie pojawi. A to dlatego, że są rzeczy ważne i ważniejsze. 

Dziś chciałabym prosić Was o wsparcie i pomoc w leczeniu wspaniałego i dzielnego chłopca. Igorek jest synkiem mojej znajomej i wspólnie z wychowującą go samotnie mamą każdego dnia walczą o to, aby mógł się rozwijać i miał szansę na poprawę swojego zdrowia i lepszy start w przyszłość. Wiola jest wspaniałą mamą i wkłada całe swoje serce, ogrom pracy i starań, w to, aby pomóc swojemu synkowi, który jest jej największym szczęściem. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że bez pomocy ludzi o wielkich sercach ta walka o lepsze jutro dla dziecka jest bardzo trudna. 
I stąd moja ogromna prośba, do której przyłącza się również mama Igorka o to, abyście otworzyli swoje serca na niesienie dobra dla tego wspaniałego dziecka.

O Igorku i jego schorzeniach kilka słów napisała jego mama.

Igor to wcześniak z 32 tygodnia. Urodził się z wadą wrodzoną-skrajne wodogłowie. Uszkodzenia mózgu niestety okazały się bardzo duże i po urodzeniu skierowali nas do hospicjum domowego. Poważnie uszkodzony mózg sprawił, że borykamy się teraz z licznymi opóźnieniami w rozwoju. Mały ma prawie 3 latka. Nie siedzi samodzielnie, nie chodzi, nie mówi. Później doszły nam jeszcze inne schorzenia takie jak: masywna kamica nerek i moczowodów oraz od niedawna padaczka. Mały ma też wiotkie porażenie kończyn. 

Już w ciąży zostałam sama. Wychowuje Igorka samotnie od urodzenia. Było bardzo ciężko, ale musiałam jakoś dać radę. Niestety, kiedy Igorek zaczął rosnąć i okazało się, że z samodzielnym siedzeniem, staniem będą problemy zmuszeni byliśmy zaopatrzyć w drogi sprzęt rehabilitacyjny. Którego ceny to koszt od kilku do kilkunastu tysięcy. 

Ponadto ze względu na stan małego zalecona jest rehabilitacja nawet 5 razy w tygodniu w specjalnym ośrodku. Jest to koszt prawie 2 000 miesięcznie. Na NFZ przez pandemię wszystko nam odwołali. A niestety w jego sytuacji efekt da tylko stała rehabilitacja. Wiele miesięcy ćwiczeń nam przepadło, ponieważ rzez te niespełna 3 lata Igor miał 3 operacje neurochirurgiczne, 4 zabiegi na nerki i 1 operację urologiczną. Jesteśmy pod opieką na stałe dwóch szpitali, 11 poradni specjalistycznych. W każdym miesiącu mamy jakieś wizyty, badania.

Synek jest także na specjalnej diecie, ponieważ nie potrafi gryźć. Koszty utrzymania dziecka ze specjalnymi potrzebami są naprawdę ogromne. A my utrzymujemy się tylko ze świadczeń, gdyż Igorek potrzebuje opieki 24/7. Wstyd mi zakładać wszelkie te zbiórki i prosić obcych o pomoc, ale dobro dziecka jest najważniejsze.

Obecnie z okazji zbliżających się Mikołajek i świąt Bożego Narodzenia zorganizowana została świetna zbiórka, której celem jest zebranie środków na rehabilitację Igorka. Z całego serca prosimy o, chociażby najmniejszy dar Waszych serc dla tego słodkiego i dzielnego chłopca.



W razie jakichkolwiek pytań zostawiam Wam link do konta na Facebooku do Wioli. Tam możecie również dowiedzieć się, jak jeszcze można pomóc Igorkowi, jak również na bieżąco śledzić wszystko, co się dzieje u niego i jego mamy.


Poznałam tu bardzo wielu wspaniałych i serdecznych osób, których dobra wielokrotnie doświadczyłam, dlatego wiem, że wspólnymi siłami możemy zdziałać naprawdę bardzo wiele.

Pomagajmy. Dobro procentuje i powraca.

Jeśli nie możecie pomóc, proszę udostępnijcie tę prośbę o pomoc, gdzie tylko się da.



czwartek, 19 listopada 2020

Wierna dręczycielka.

K
ochani dziś zabieram Was w niezwykłą podróż do dziewiętnastowiecznej Anglii. Drogie panie chcę, abyśmy wspólnie choć przez chwilę poczuły, jak wspaniale byłoby móc wówczas bywać na odbywających się wtedy wspaniałych balach organizowanych przez zamożne panie z towarzystwa. Być damą w pięknej sukni, za którą tęsknie wodziliby wzrokiem szlachetnie urodzeni dżentelmeni. Nie ukrywam, że jestem romantyczką i często, czuję, że nie pasuję do czasów, w których przyszło mi żyć. Teraz więc pozostaje pytanie, czy odnalazłabym się w wieku dziewiętnastym? Oczywiście sama nie mam możliwości tego sprawdzić, ale na szczęście dzięki książkom wszystko jest możliwe. Dlatego też tym razem na to pytanie postaram się odpowiedzieć sobie i Wam dzięki najnowszej książce Melisy Bel „W paszczy lwa”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Już teraz mogę Wam zdradzić, że owa odpowiedź nie będzie tak oczywista, jak może się to wydawać, bowiem bycie kobietą tamtych czasów wcale nie jest łatwe. Ograniczane przez konwenanse oraz obowiązującą etykietę zmuszone są znieść naprawdę wiele, aby móc zaznać szczęścia i prawdziwej miłości. Bardzo dobitnie przekonała się główna bohaterka powieści - Catherine Williams.
Młoda dziewczyna od zawsze żyje w cieniu swojej starszej siostry Helen, która jest oczkiem w głowie swojej matki. To właśnie do niej lady Amelia nieustannie porównuje młodszą córkę. To właśnie Helen jest tą piękną i dystyngowaną młodą damą, która wzbudza zainteresowanie wielu panów na salonach. Tymczasem Catherine z ust rodzicielki słyszy tylko kąśliwe reprymendy i ubolewania nad jej dziecięcą nieporadnością, mimo że właśnie debiutuje na balu. W budowaniu wizerunku idealnej kandydatki na żonę nie pomagają również bujne kształty naszej bohaterki, które żadną miarą nie wpisują się w obowiązujące kanony urody. Los nie obchodzi się z dziewczyną łaskawie, dając jej także niepożądany dar wpadania w kłopoty i krępujące sytuacje. Ona sama jednak marzy o dobrym i miłym mężu.

Pewnego dnia na drodze dziewczyny staje mężczyzna, dla którego jej serce zabiło mocniej. Nicolas Devon właśnie wrócił z frontu i jest uznany za bohatera. Niestety zdobycie serca mężczyzny nie jest łatwe, ponieważ jest on lwem salonowym rozchwytywanym przez wiele pań, które zabiegają o jego uwagę i względy. Taka szara myszka, jak panna Williams nie ma u takiego mężczyzny najmniejszych szans. Można by przypuszczać, że odpuści i zrezygnuje ze swojej szansy na miłość, gdyby nie pewne upokarzające ją zdarzenie, które paradoksalnie stało się początkiem jej spektakularnej metamorfozy i determinacji w walce o tego, na którym jej zależy.

Samemu Nicolasowi skrycie Catherine podobała się od dawna, ale dzieli ich znaczna różnica wieku i przecież ona jest tylko dzieckiem. Nie wie jednak jeszcze, że ta słodka jaskółeczka, jak zwykł o niej mówić i myśleć ma już przygotowany swój plan zapolowania na salonowego lwa. Podejmie z nim grę, która udowodni, że po tamtym dziecku, którego widział w niej wybranek jej serca, nie ma już śladu. Grę, na którą nie będzie przygotowany. Sprawdźcie koniecznie, czy da się usidlić, a może pozostanie odporny na uroki swojej wiernej dręczycielki.

Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę, do czego gorąco Was zachęcam, otrzymacie pełen namiętności i humoru romans historyczny, od którego nie będziecie mogli się oderwać. Niesamowity londyński klimat oraz różnorodność i barwność każdego z bohaterów tej historii sprawi, że zapomnicie o otaczającej Was rzeczywistości, chcąc jak najdłużej pozostać pod jej urokiem. Niemalże na własnej skórze poczujecie subtelność, ale także pasję rozkwitającego uczucia, okraszonego zabawnymi utarczkami słownymi.

Miłość to jednak nie jedyny aspekt, na którym opiera się fabuła książki. Poznajemy również trudną historię rodzinną Nicolasa, który żyje w poczuciu winy za tragedię, która zniszczyła jego rodzinę, a także siłę plotki i starania, aby odbudować majątek rodzinny.
Ponadto jesteśmy świadkami tego, jak główna bohaterka robi wszystko, aby wyrwać się z ucisku wywołanego rolą matki i żony przypisywanej kobiecie. Pragnie mieć u swojego boku mężczyznę, który będzie traktował ją jak równą sobie i przy którym będzie mogła czuć się wolna.

Nie mogłabym również nie wspomnieć o wątku wyjątkowej przyjaźni między Catherine i jej damą do towarzystwa. Charlotte pochodzi z zupełnie innego z perspektywy życia nowej przyjaciółki świata. Wychowywana w przytułku, wie, czym jest bieda i uciemiężenie. Dzięki niej Catherine pozna trudy prawdziwego życia, o którym dotychczas nie miała pojęcia, żyjąc pod kloszem.

Myślę, że już teraz sami widzicie, iż naprawdę warto spędzić czas z tą pozycją. Czyta się ją z niezwykłą lekkością i swobodą. Melisa Bel ma wspaniałą umiejętność odzwierciedlania realiów tamtejszych czasów, jak również kreślenia słowem wspaniałych obrazów, które czytelnik może niemalże widzieć, zamykając oczy.
To wszystko i o wiele więcej, czego ja Wam oczywiście nie zdradzę, sprawia, że już nie mogę doczekać się trzeciej części cyklu Niepokorni”. A Wy dacie się namówić?

Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję.

Moja recenzja pierwszej części cyklu:

sobota, 14 listopada 2020

Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą

M
oi drodzy mieszkam na wsi i nigdy nie chciałabym tego zmienić. Jako młoda osoba, która zawsze dąży do tego, aby się rozwijać i robić to, co kocham, cieszę się, że wraz z upływem lat zarówno wizerunek polskiej wsi, jak i również mentalność oraz priorytety jej mieszkańców bardzo mocno ewaluowały. Dziś wygląda ona zupełnie inaczej, niż ta, którą znamy, chociażby z opowieści starszego pokolenia naszych bliskich. Dziś polska wieś stała się przyjazna dla młodego człowieka, a co za tym idzie, mając wsparcie w rodzinie, młodzi ludzie mogą bez przeszkód realizować swoje plany i marzenia. Niestety nie zawsze wyglądało to tak sielsko i anielsko, jak nam się to teraz może wydawać. Wystarczy bowiem cofnąć się w czasie, aby przekonać się, że były takie lata, kiedy aby dać sobie szansę na lepsze życie w poczuciu spełnienia osobistego, młody człowiek zmuszony był stoczyć nierówną walkę z wieloma piętrzącymi się przeciwnościami losu. Nie musicie jednak szukać wehikułu czasu, aby niemalże na własnej skórze poczuć trudne realia minionych lat. Dziś bowiem przychodzę do Was z recenzją książki Anny Stryjewskiej „Zośka. Dopóki bije serce”, dzięki której trafiamy do niewielkiej wiejskiej społeczności lat 60. XX w.

Mieszkańcami tej hermetycznie zamkniętej wioski są tytułowa Zośka i jej trzyosobowa rodzina. Codzienność dziewczyny wypełnia nieustanna praca i opieka nad młodszą siostrą. Zosia nie skarży się na swój los, ponieważ jest bardzo pracowita i zna wpajaną jej nieustannie przez rodziców wartość pracy. Kocha też swoją siostrę Jadzię i robi wszystko, aby okazać jej jak najwięcej miłości i serdeczności, której żadna z nich nie otrzymała od matki. Rodzicielka nigdy nie darzyła swoich córek miłością. Jedyne czego mogły się od niej spodziewać to ciągłe utyskiwania, polecenia rzucane ostrym tonem i krytyka. To, co się dla ich matki liczy to praca i nie ma dla niej nic ważniejszego ponadto. Sytuacji nie ułatwia bieda, która jest nieodłącznym elementem życia mieszkańców tej wioski. Jedyną odskocznią od wielu problemów dnia codziennego są dla dorastającej Zosi marzenia o lepszym życiu i przyszłości, w której będzie mogła realizować swoje marzenia, będąc kochaną.

Anna Stryjewska oddała w nasze ręce bardzo poruszającą i wciągającą historię opartą na faktach. Tę prawdę i autentyzm czujemy niemalże od pierwszej strony. Na kartach książki poznajemy prawdziwe życie z jego blaskami i cieniami. W momencie, gdy przystępujemy do lektury tego tytułu, stajemy się obserwatorami rytmu życia na wsi wyznaczanego przez zmieniające się pory roku i prace polowe. Rodzicom młodego pokolenia nie w głowie są uczucia i wzniosłe marzenia. Mając w pamięci piętno, które odcisnęła na nich przeżyta wojna, teraz tylko w ciężkiej pracy na roli widzą sens. Jednak ich dzieci chcą czegoś więcej.
Nasza Zosia ma niezwykły talent do szycia i właśnie z szyciem chciałaby wiązać swoją przyszłość. Czy znajdzie się ktoś, kto uwierzy w talent dziewczyny i doda jej siły, aby nigdy się nie poddawała? Sprawdźcie to już sami, bo ja oczywiście nic więcej nie zdradzę. Mogę powiedzieć tylko, tyle że przed Zosią jeszcze bardzo trudna droga.

Zarówno czytelnik, jak i sama główna bohaterka pokłada nadzieję na zmiany wiodące ku lepszemu życiu w miłości i małżeństwie. Niestety, jak się przekonacie, bardzo szybko okaże się, że lepsze jest wrogiem dobrego. A miłość to, czasami zbyt mało, aby czuć się szczęśliwym. Niestety bywa tak, że fizyczna dojrzałość osoby, którą kochamy, nie idzie w parze z dojrzałością emocjonalną, a to może być przyczyną wielu krzywd, które nam wyrządza, mimo że darzy nas uczuciem.

Jak widzicie „Zośka. Dopóki bije serce” to wielowątkowa i piękna powieść, która sprawi, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. Ja sama bardzo mocno wczułam się jej klimat i rozgrywające się wydarzenia. Szczerze mogę przyznać, że podczas czytania zupełnie zapominałam o otaczającej mnie rzeczywistości i czułam się niemal częścią opisywanej przez autorkę historii.

Niezwykłym atutem tej, jak również każdej poprzedniej książki Pani Ani jest piękny język, którym się posługuje oraz wspaniała umiejętność malowania słowem pięknych obrazów, które my czytelnicy widzimy, zamykając oczy. Nie mogłaby również nie zwrócić Waszej uwagi na wspaniałe kreacje bohaterów książki. Każda z postaci, którą tu spotkacie, jest osobą niezwykle złożoną, dzięki czemu są oni wyraziści i żadnego z nich nie można jednoznacznie ocenić. Dzięki temu książka staje się jeszcze ciekawsza i daje mocno do myślenia. Co więcej, jestem przekonana, że pomimo iż fabuła książki dotyczy lat minionych, to również dziś wielu z nas boryka się z podobnymi problemami. Chociażby trudne relacje na płaszczyźnie matka – dziecko, czy syndrom nieodciętej pępowiny, który potrafi zniszczyć nawet największe uczucie.

Gorąco zachęcam Was do poznania tej historii. Mnie ona mocno poruszyła, dostarczając całą paletę barw i emocji. Jej lektura okazała się dla mnie niezwykłym doświadczeniem, a wspomnienia matki i ciotki głównej bohaterki wycisnęły łzy. Za samą Zosię trzymałam mocno kciuki. Stała mi się bardzo bliska i chciałam, by wreszcie znalazła w sobie siłę i odwagę, by odciąć się od niszczących ją osób i poszła własną drogą. W jej życiu było wiele zawirowań, a ja czułam potrzebę ją przytulić i powiedzieć „Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą". Z tą właśnie myślą, która jest również pięknym przesłaniem książki, Was zostawiam i z niecierpliwością czekam na kontynuację cyklu, która pojawi się już wkrótce.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.



poniedziałek, 9 listopada 2020

Miała umrzeć - Ewa Przydryga

W
szyscy wiemy, jak ważna dla każdego z nas jest świadomość naszej tożsamości i historii rodzinnej, Nie ulega wątpliwości, że koleje losów naszych bliskich mają większy, bądź mniejszy wpływ na to, jak wygląda nasze życie. O tym, jak bardzo jest to istotne przekonała się główna bohaterka najnowszej powieści Ewy Przydrygi „Miała umrzeć”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Lena jest artystką. W momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, trafiamy na wernisaż jej prac. Można powiedzieć, że mogłaby czuć się kobietą spełnioną, gdyby nie to, że przez całe życie, nękana stanami lękowymi, poszukuje prawdy o sobie. Osierocona w dzieciństwie nie pamięta swoich bliskich i tak naprawdę nie wie o nich samych i okolicznościach ich śmierci zbyt wiele. Co prawda wychowująca ją ciotka przekazała jej kilka zdawkowych informacji na temat tamtejszych wydarzeń, lecz nie najlepsze jej relacje z kobietą uczyniły z życia maleńkiej wówczas Leny koszmar. To wszystko sprawiło, że dziecko, które tak bardzo potrzebuje ciepła i miłości, nigdy jej nie otrzymało, w konsekwencji czego, dorosła dziś kobieta nie potrafi zbudować trwałych i zdrowych relacji z mężczyznami.

Nasza bohaterka nie wie, jednak jeszcze, że w dniu, kiedy świętuje swój sukces, wydarzy się coś, co nie pozwoli jej dłużej karmić się strzępkami wiedzy o losach swoich najbliższych i będzie impulsem do tego, aby wziąć sprawy w swoje ręce i wreszcie poznać całą prawdę. Ku ogromnemu zaskoczeniu kobiety bardzo szybko wychodzi na jaw, że przez wiele lat otaczały ją kłamstwa i fałszywa rzeczywistość, którą usłyszała z ust ciotki. Dlaczego krewna kłamała? O tym musicie już przekonać się sami, czytając książkę.

Co więcej, wszelkie tropy prowadzonych na własną rękę działań wiodą Lenę do tragicznych wydarzeń, które miały miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych. A wszystko zaczęło się od grupy nastolatków, której przewodziła dziewczyna o imieniu Ada. Młodzi ludzie podjęli się uczestnictwa w grze zainicjowanej przez ich przywódczynię. Celem gry jest podejmowanie się wyzwań testujących wytrzymałość psychiczną i fizyczną jej uczestników. Kolejne jej poziomy oznaczają balansowanie na granicy życia i śmierci. Niestety przeszłość skrywa wiele tajemnic dowodzących temu, że granice te zostały przekroczone, a ich ofiarą było ludzkie życie. Lena jest coraz bliżej skrywanych w mrocznej przeszłości tajemnic, jednak przerażające jest to, że wychodzące na światło dzienne nowe fakty prowadzą do jej własnej osoby. Mało tego, ktoś zrobi wszystko, aby wreszcie przestała grzebać w przeszłości. Ile jeszcze osób musi zginąć, aby ta okrutna gra mogła wreszcie się skończyć.

„Miała umrzeć” to trzymający w napięciu i wciągający thriller psychologiczny o zagubionych i pozostawionych samym sobie młodych ludziach, którzy pozbawieni zainteresowania i miłości swoich bliskich, chcą, choć na chwilę uciec od otaczającej ich trudnej rzeczywistości codziennego życia. Potrzebują choć przez chwilę poczuć się panami swojego losu i poczuć, że mają na niego wpływ. Potrzebują poczuć smak wolności. Tego wszystkiego szukają w odurzających substancjach i przekraczaniu własnych granic. W pewnym momencie jednak podjęta gra wymyka się spod kontroli i to, co wówczas się dzieje, niszczy wiele ludzi. Tylko czy to poczucie panowania nad swoim życiem nie okaże się zaledwie złudzeniem. A może to, zupełnie ktoś inny pociąga za sznurki, a ci młodzi ludzie okazali się tylko marionetkami? Sięgnijcie koniecznie po książkę i poszukajcie odpowiedzi na te i wiele innych nurtujących czytelnika pytań.

Autorka oddała w nasze ręce historię, od której nie sposób się oderwać. Poprzez wszystko, o czym czytamy na kartach książki, uświadamiamy sobie, do czego zdolny jest człowiek pod wpływem silnych emocji, pragnienia zemsty i odwetu. Czy warto, jest budzić uśpione demony przeszłości, a może Lena gorzko tego pożałuje? Przyznajcie sami, że to wszystko, czego możecie dowiedzieć się podczas lektury książki, jest tak intrygujące i ciekawe, że nie sposób się oprzeć.

Myślę, że nie muszę Was dłużej przekonywać, iż warto spędzić z tą książką czas. Dodam tylko, że czyta się ją niezwykle lekko i płynnie dzięki lekkiemu stylowi pisania autorki oraz przystępnemu językowi, którym się posługuje, a także umiejętności podsycenia ciekawości czytelnika. Nie mogłabym nie wspomnieć oczywiście o bardzo ciekawej kreacji każdego z bohaterów i ich portretów psychologicznych. Te wszystkie elementy w połączeniu z prowadzoną w dwóch płaszczyznach czasowych fabułą, które finalnie perfekcyjnie się ze sobą uzupełniają, daje czytelnikowi gwarancję poczucia przeczytania książki, o której długo się nie zapomni i na pewno będzie chciało więcej. A przecież właśnie o to chodzi.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Muza, za co bardzo dziękuję.

Inne książki autorki, które recenzowałam:



czwartek, 5 listopada 2020

Jeśli cenisz to, co robię, zagłosuj na bloga Kocie czytanie.:).





K
ochani jest mi szalenie miło poinformować Was, że mój blog Kocie czytanie otrzymał nominację w Rankingu Okołoczytelniczym Opowiem Ci 2020 w kategorii „BLOG". Już sama nominacja jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem, ale teraz potrzebuję Waszego wsparcia. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zechcecie oddać swój głos na Kocie czytanie. Zasady głosowania są bardzo proste i zajmie Wam to na pewno zaledwie kilka minut, a dla mnie będzie to najpiękniejszy gest Waszych serc i docenienie tego, co od trzech lat wspólnie tworzymy. Kocie czytanie nie mogłoby bez Was istnieć.







Jak zagłosować na Kocie czytanie:

1. Klikamy TUTAJ.

2. Z listy blogów wybieramy Kocie czytanie.




3. Na dole strony klikamy dalej. Wówczas będzie nas przenosiło do innych kategorii, w których nominowane są inne blogi, profile na Instagramie oraz innych mediach społecznościowych. Również możemy głosować w tych kategoriach, ale nie musimy. Jest to indywidualna decyzja osoby głosującej. Klikamy "dalej" do momentu, aż zostaniemy poproszeni o podanie imienia i maila.




4. Wpisujemy imię.

Wpisujemy mail (mail musi być wpisany ręcznie z klawiatury. Nie można go kopiować, ponieważ wówczas będzie wyświetlał się jako błędny).

5. Klikamy „Wyślij” i gotowe.

Po zakończonym prawidłowo głosowaniu otrzymamy taki komunikat, a na naszą skrzynkę mail otrzymamy wiadomość z podziękowaniem za udział w głosowaniu.




Ważne: Z jednego adresu mail można głosować tylko raz, ale jeśli masz ich kilka, to z każdego głos liczy się odrębnie. Głosowanie trwa do 31 grudnia do godziny 23:59.

Będę wdzięczna za każdy głos i rozesłanie tej wiadomości dalej. Z góry z głębi serca każdemu z Was serdecznie dziękuję.<3