sobota, 29 lutego 2020

Kiedy bezgraniczne zaufanie staje się największym błędem.

Kiedy decydujemy się wejść w związek małżeński i ślubujemy sobie przed ołtarzem miłość wierność i uczciwość małżeńską wówczas mocno wierzymy w to, że słowa tej przysięgi będą największą wartością w naszym związku i wspólnie z naszym współmałżonkiem zrobimy wszystko, aby nigdy tym słowom się nie sprzeniewierzyć. Wraz ze wzrostem stażu małżeńskiego, jeśli czujemy się szczęśliwi i kochani nasza ufność wobec partnera wzrasta, jednak czasami warto zadać sobie pytanie: Czy jesteśmy pewni, że mimo minionych wielu lat spędzonych u boku naszego męża, czy też naszej żony możemy jej ufać bezgranicznie? Czy na pewno po tylu latach możemy powiedzieć, że wiemy o naszej drugiej połówce wszystko?

Myślę, że większość z nas zna choćby jedno małżeństwo, o którym patrząc z boku, moglibyśmy pomyśleć, że jest to związek idealny. Patrząc na ich miłość i wzajemne oddanie moglibyśmy im pozazdrościć. Jednak uważajmy, czego zazdrościmy, bo często taki związek bez skazy może okazać się tylko misternie wykreowaną grą pozorów dla ludzkich oczu, a w rzeczywistości, kiedy weszlibyśmy za próg tego idealnego życia, może się okazać, że staniemy się obserwatorami rozgrywającego się koszmaru, o którym balibyśmy się nawet śnić.

Dziś przychodzę do Was z recenzją książki Nic o mnie nie wiesz” duetu pisarzy kryjących się pseudonimem literackim E.G. Scott. Autorzy na kartach swojej debiutanckiej powieści przedstawiają nam historię małżonków Rebeccy i Paula, którzy już wkrótce przekonają się, że po niespełna dwudziestu latach, które ze sobą spędzili, niestety jedyne czego oboje mogą być dziś pewni, to tego, że tak naprawdę niczego o sobie nie wiedzą, a bezgraniczna ufność, którą się darzą, okazuje się bardzo zwodnicza.

„Oboje z żoną kłamiemy, tyle że każde na swój sposób”.

W momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w życie tej dwójki, ich związek swoje lata świetności ma już dawno za sobą, a wrócić do nich mogą już tylko dzięki wspomnieniom, do których nam również pozwalają zaglądać. Teraz bowiem na naszych oczach małżonkowie oddalają się od siebie i choć żyją pod jednym dachem, to każde z nich zbudowało swój własny świat, do którego broni dostępu temu drugiemu. Dla siebie mają już tylko kłamstwa i tajemnice.
Rebecca jest uzależniona od leków. Traci pracę. W momencie, kiedy czuje zagrożenie, że źródło, z którego je dotychczas pozyskiwała, może się skończyć, obawa przed tym, aby jej ich nie zabrakło, determinuje jej życie. Oczywiście wszystko ukrywa przed Paulem. Ten z kolei jakiś czas temu stracił swoją firmę budowlaną i teraz w poczuciu porażki, nie mogąc znaleźć wsparcia u żony, szuka pocieszenia w ramionach kochanki.
Nie muszę chyba nikomu z Was uświadamiać, że życie w trójkącie nigdy nie wychodzi nikomu na dobre i bywa bardzo niebezpieczne. Nasz bohater przekonuje się o tym bardzo szybko, w momencie, kiedy decyduje się zakończyć swój romans. Ta druga bowiem, urażona, nie wybacza porzucenia i prześladuje Paula i jego żonę. Co w tym momencie zrobią małżonkowie i jak to się dla nich skończy, musicie już dowiedzieć się sami. Nie będę ukrywać, że kochanka jest również żądna zemsty, a chyba nie jest dla nikogo tajemnicą fakt, że kobieta będąca pod wpływem tak silnych emocji staje się bardzo niebezpieczna. Przekonajcie się koniecznie, jak daleko jest się w stanie posunąć, by dopiąć swojego celu. Ja nie zdradzę Wam nic więcej ponadto, że naprawdę nie raz będziecie zaszokowani rozwojem zdarzeń w biegu tej historii.
Nie zapominajmy jednak o samej Rebecce, która obawiając się utraty męża, nie pozostaje bierna i wprowadza w życie plan, który ma na celu namieszać w jego zamiarach.

Gdybym miała jednym zdaniem opisać wszystko to, o czym przeczytałam, sięgając po „Nic o mnie nie wiesz” bez wahania powiedziałabym, że jest to wspaniale wykreowany obraz rozpadu małżeństwa opleciony pętlą kłamstw, tajemnic intryg, która zaciska się coraz mocniej. Problemy naszych bohaterów, z którymi nie potrafią sobie samodzielnie poradzić, uzależnienie i zdrada generują szereg sytuacji, w których jeden pochopny krok staje się początkiem procesu niszczenia, od którego nie ma już odwrotu. Już nikt, nie wyjdzie z niej cało.

Moi drodzy tytuł ten to bardzo dobry thriller psychologiczny, który posiada kilka mocnych atutów przemawiających za tym, aby koniecznie po niego sięgnąć. Wymienię tylko kilka z nich, reszta niech pozostanie tajemnicą do momentu, aż sami sprawdzicie, co takiego przygotowali dla nas autorzy książki.

Pierwszym z atutów jest fakt, że kiedy już zaczniesz czytać tę książkę, nie chcesz przestać. Choć na początku akcja toczy się niespiesznie to, jednak nasza uwaga zostaje przykuta od pierwszej chwili lektury książki. Następnie na jaw wychodzą fakty, które dowodzą temu, że to, co wydaje się idealne, wcale takie nie jest. Sekrety z przeszłości oraz coraz bardziej zagęszczająca się sieć kłamstw i niedomówień, a w późniejszym czasie także ich konsekwencji sprawiają, że niemalże na własnej skórze czujemy, że tu musi wydarzyć się za chwilę coś naprawdę złego. W drugiej części opowieści akcja nabiera tępa, a następujące po sobie zdarzenia są coraz bardziej szokujące. Oczywiście muszę także zwrócić uwagę na rewelacyjnie wykreowane portrety psychologiczne bohaterów. Dzięki temu, że fabuła książki została podzielona na rozdziały, zatytułowane imionami każdego z nich, czytając mamy możliwość wiedzieć co myślą, czują i co planują w swojej głowie, w kontekście tego, co dzieje się w ich życiu. Nie mogło również zabraknąć zaskakującego obrotu zdarzeń, które prowadzi do zakończenia, którego nikt z nas na pewno się nie spodziewał.

Kochani przeczytajcie ten świetny, wciągający i nieprzewidywalny thriller, a potem jeszcze raz zastanówcie się nad tym, jak dobrze znacie osobę, przy której zasypiacie.

Recenzja powstała we współpracy z portalem Duże Ka, za co bardzo dziękuję.


środa, 26 lutego 2020

Już dziś premiera: "Gdy zapadnie noc" Sarah Bailey.

Moi drodzy, jeszcze całkiem niedawno, bo niespełna miesiąc temu swoją premierę na polskim rynku wydawniczym miała wydana przez wydawnictwo Editio książka Sarah Bailey „Mroczne jezioro”, będąca pierwszą częścią cyklu Gemma Woodstock. Tytuł ten został bardzo entuzjastycznie przyjęty przez polskich czytelników i zebrał naprawdę wiele pozytywnych recenzji. Ja również dzieliłam się z Wami swoimi wrażeniami po lekturze, także, jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać mojej recenzji, wystarczy, że klikniecie jej tytuł, by nadrobić zaległości.
Nadmienię tylko, że w recenzji wyraziłam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kontynuację wspomnianego cyklu. 

I oto  przychodzę do Was, aby zaprezentować Wam  drugą jego część „Gdy zapadnie noc", która swoją  premierę w Polsce ma właśnie dziś.



Opis:


Detektyw Gemma Woodstock znów prowadzi śledztwo, tym razem w dużym mieście, do którego niedawno się przeprowadziła. Samotna i zagubiona, cierpi z powodu ważnych życiowych decyzji, które musiała podjąć. Jej nowe miejsce pracy to prawdziwe pole minowe, a partner, którego jej przydzielono, jest wyjątkowo skryty i często okazuje jej wrogość.

Kiedy zamordowany zostaje bezdomny mężczyzna, detektyw Woodstock zauważa, że czuje dziwną więź z ofiarą, która wiodła samotne życie w izolacji, mimo że mieszkała w centrum tętniącego życiem miasta. Wkrótce na planie zdjęciowym filmu ginie znany aktor. Gemma i jej partner muszą odłożyć na bok wszelkie urazy, by wspólnie odkrywać kolejne tajemnice życia i śmierci zamordowanego. Kto mógł popełnić tę zuchwałą zbrodnię i kto na niej skorzystał? Gemma szybko odkrywa, że takich osób jest wiele, a żadnej z nich nie można naprawdę ufać. Ale dopiero gdy orientuje się, że nawet najbliżsi mają sekrety i nie można im wierzyć, jej świat zaczyna się rozpadać...

Dla tych z Was, którzy już teraz chcielibyście poczuć przedsmak tego, co tym razem przygotowała dla swoich czytelników autorka, zostawiam link, pod którym możecie przeczytać pierwszy rozdział książki.


Napiszcie mi, proszę w komentarzach, czy czytaliście już pierwszą część cyklu i, czy planujecie sięgnąć po tę kontynuację? A jeśli jeszcze nie czytaliście „Mrocznego jeziora”, to czy opis i fragment tej części zachęcił Was do nadrobienia zaległości?
Moja recenzja książki już niebawem pojawi się na blogu.

sobota, 22 lutego 2020

Tabletka zapomnienia.

Witajcie moi kochani. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i nie spotkało Was nic złego, o czym chcielibyście zapomnieć i nigdy do tego nie wracać, a najlepiej na zawsze wymazać to zdarzenie z pamięci.

Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że życie nie zawsze jest dla nas łaskawe i niestety niemalże każdy z nas znalazł się w sytuacji, kiedy zmuszony był zmierzyć się z bardzo trudnymi przeżyciami w swoim w życiu, które nie rzadko wywołują w nas tak silne emocje, iż często nie potrafimy się z nimi uporać przez bardzo długie lata, a czasami nawet nie udaje nam się to nigdy. Ja też przeżyłam kilka tak bolesnych doświadczeń i muszę Wam się przyznać, że są takie chwile, kiedy one wracają do mnie we wspomnieniach, a ja wtedy tak mocno marzę o tym, by mieć taką „magiczną tabletkę zapomnienia”, po zażyciu której zapomnę o wszystkim, co przykrego, złego i traumatycznego spotkało mnie do tej pory. Czyż to nie brzmi wspaniale? Otóż nie.

Zapewne zastanawiacie się teraz, na jakiej podstawie zajęłam tak jednoznaczne i stanowcze stanowisko odnośnie do tej kwestii. Już wyjaśniam.
O tym, jak trudna i brzemienna w skutkach może okazać się nawet krótkotrwała utrata pamięci, przekonałam się podczas lektury książki „Amnezja” autorstwa Federico Axata, z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Na kartach tej książki poznajemy dwudziestosiedmioletniego mężczyznę, którego los nie oszczędzał od najmłodszych lat. On i jego starszy brat Mark już jako dzieci otrzymali od życia wiele bolesnych ciosów, które sprawiły, że w pewnym momencie zostali na tym świecie zupełnie sami i mogli liczyć tylko na siebie. Dziś obaj są już dorosłymi mężczyznami i o ile starszy z braci ułożył sobie życie i prowadzi laboratorium medyczne, o tyle sam John, bo to właśnie o nim mowa, nie do końca poradził sobie z traumatycznymi wydarzeniami, które dotknęły ich rodzinę i dziś zmaga się z chorobą alkoholową. Jego jedyną siłą w tej walce jest czteroletnia córka, dla której chce wyjść z nałogu. Poza Markiem to właśnie ona jest mu najbliższa, ponieważ małżeństwo z matką dziewczynki  również się rozpadło. Choć nie zawsze jest lekko, to niestety pewnego ranka problem uzależnienia staje się dla Johna wręcz nieistotny w porównaniu do tego, jak bardzo za chwilę jego życie zostanie wywrócone do góry nogami.

Bo oto budzi się pewnego dna, leżąc na podłodze we własnym salonie, a obok niego stoi pusta butelka po wódce i leży młoda, piękna dziewczyna, której ku jego przekonaniu, nigdy wcześniej nie widział. Nie byłoby w tej scenie nic zaskakującego, gdyby nie jeden istotny szczegół, dziewczyna jest martwa. Grozy sytuacji dopełnia fakt, że obok ciała leży pistolet a John nie pamięta zupełnie nic z wydarzeń minionych kilku godzin. Więcej wam nie zdradzę. Powiem tylko tyle, że po tym zdarzeniu dzieje się szereg innych tajemniczych sytuacji, które wskazują na to, że ktoś próbuje wrobić go w morderstwo, ale czy na pewno? A może jednak jest mordercą, który przegrał z nałogiem i dlatego nic nie pamięta? Odpowiedzi na te pytania musicie oczywiście poszukać sami podczas czytania książki.

Wspólnie z naszym bohaterem i dwójką jego przyjaciół z dzieciństwa uczestniczymy w procesie dążenia do prawdy. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ z każdą wręcz minutą rodzą się kolejne pytania bez odpowiedzi, jak również mnożą się wątpliwości. Na jaw wychodzą nowe fakty, które nie pozwalają ufać już praktycznie nikomu, a sprawa tajemniczej śmierci, bardzo szybko okazuje się tylko wierzchołkiem mnóstwa tajemnic i zdarzeń, które zbierają tragiczne żniwo nawet po wielu latach.

John, czemu trudno się dziwić, ma w głowie ogromny mętlik, do którego również przysłużyły się sugestywne sny, w  trakcie których nawiedza go tajemnicza młoda dziewczyna, która prowadzi go przez las, powtarzając tylko jedno zdanie: „O czymś zapomniałeś”. Przekonajcie się koniecznie, czy owe sny powtarzające się cyklicznie pomogą uzyskać odpowiedzi na dręczące mężczyznę pytania. Czy jest ktoś, komu zależy, aby prawda nie ujrzała światła dziennego, a jeśli tak to, czy Johnowi grozi niebezpieczeństwo? Sprawdźcie to koniecznie.

Jak wiecie albo i nie thriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków czytelniczych i dlatego po książki go reprezentujące sięgam najczęściej, jednak muszę otwarcie przyznać, że ten bardzo mocno mnie zaskoczył. „Amnezja” to książka inna niż wszystkie z tego gatunku, które do tej pory czytałam. Oczywiście nie mogę napisać Wam zbyt wiele, aby nie pozbawić Was owego efektu zaskoczenia, ale zapewniam Was, że ze względu na wątek tajemniczych snów Johna, a jak się później okazuje nie tylko jego, wielbiciele fantastyki również znajdą w tej książce coś dla siebie.

Muszę przyznać, że moje wrażenia po lekturze „Amnezji” są bardzo mieszane. Początek mocno mnie wciągnął i byłam ciekawa, co będzie dalej. Po czym nastąpił wątek snów i jako że ja nie jestem zwolenniczką tego typu rozwiązań, na początku nie byłam do niego przekonana, a wręcz czułam się zagubiona z uwagi na to, że w kontekście tego, co przeczytałam do tego momentu, wydawał mi się zupełnie nierealny i wciąż zadawałam sobie pytanie: „czemu taki zabieg zastosowany przez autora ma służyć”?
Wraz z biegiem lektury oczywiście moje wątpliwości zostały rozwiane i kiedy kolejne elementy tak misternie skonstruowanej przez Federico Axata układanki zaczęły trafiać na swoje miejsce i układać się w logiczną całość, byłam pod wrażeniem pomysłowości autora i myślę, że Wy też będziecie. Brawa za tak rewelacyjną kreatywność.

Jak widzicie w książce dzieje się naprawdę dużo. Tajemnica goni tajemnicę, a cień śmierci nie opuszcza jej bohaterów. To wszystko w połączeniu z bardzo przystępnym i ciekawym stylem pisania, którym posługuje się autor, sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Axat, nie oszczędza swoich bohaterów, nie dając im czasu na wytchnienie i przystopowanie w wirze następujących po sobie tajemniczych odkryć, które nie raz zaskoczą nie tylko czytelnika, ale również ich samych.

Ze swej strony oczywiście książkę polecam i mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do sięgnięcia po tę pozycję. A może lektura „Amnezji” już za Wami? Jeśli tak,napiszcie mi, proszę w komentarzach, jakie ta historia wywarła na Was wrażenie?

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka, za co bardzo dziękuję.


wtorek, 18 lutego 2020

Kulturalnie przy kawie. vol.4/ Istotne zmiany.

Moi kochani dziś wspólnie z redakcją Niezależnego Kwartalnika Literacko-Artystycznego ”Post Scriptum” mamy dla Was wyczekiwaną przez wielu czytelników wspaniałą wiadomość. Otóż już teraz możecie przeczytać pierwsze w roku 2020 wydanie magazynu. Dzięki uprzejmości jego twórców mam możliwość zdradzić Wam co nieco na temat tego, co tym razem dla nas przygotowali.

Długo wyczekiwany pierwszy numer roku 2020 pojawił się w Walentynki pół godziny przed północą. Co w środku? To musicie sami zobaczyć. Zdradzimy tylko, że poza Andrzejem Pągowskim, wybitnym plakacistą będziecie mogli zapoznać się z fotografią Moniki Cichoszewskiej, malarstwem Diany Żarów, Sebastiana Monia oraz Marcina Kołpanowicza. Jest poezja i proza. Są świetni artyści z różnych dziedzin: jest aktorka i piosenkarka Katarzyna Jamróz, są pisarze płci obojga, są recenzje, jest smakowity materiał o gdańskim wernisażu malarstwa pióra Radosława Jaśnikowskiego (malarza Jarosława Jaśnikowskiego będziemy gościć w kwietniu). Jak zwykle są ciekawe felietony i opowiadania. Długo by tak można. Można i krótko-po prostu-Zapraszamy do lektury!

Zapomnielibyśmy o doskonałym materiale Roberta Knapika o twórczości naszej noblistki Olgi Tokarczuk. Łatwo o czymś zapomnieć, bo to 130 stron doskonałej lektury. Jeszcze raz, serdecznie zapraszamy!


W tym miejscu chcę powiedzieć o jednej bardzo ważnej zmianie dotyczącej możliwości pobrania pisma na swoje urządzenia mobilne. Dotychczas każdy poprzedni numer pisma, o którym Wam pisałam, mogliście przeczytać bezpłatnie. Teraz to się zmieniło, bowiem jak informuje redakcja, możliwość przeczytania pisma jest płatna.

Zapewne zastanawiacie się, czym taka zmiana jest spowodowana. Oczywiście twórcy spieszą z wyjaśnieniami.
"W dalszym ciągu działamy z miłości do Sztuki, nie do pieniędzy. Jednak płacimy za: platformy cyfrowe, strony, tłumaczenia na języki obce, oprogramowanie wszelkie. Dlatego prosimy o wyrozumiałość i wsparcie naszego przedsięwzięcia".


Nie martwcie się jednak, ponieważ opłata jest naprawdę niewielka, a dodatkowo dla wszystkich zainteresowanych została przygotowana bardzo atrakcyjna oferta wykupienia rocznej prenumeraty „Post Scriptum".
Poniżej możecie zapoznać się z jej szczegółami.

"Prenumerata naszego magazynu już jest dostępna! Wystarczy kliknąć podany w link, a potem wykupić subskrypcję ważną przez cały rok 2020. Na pierwszych subskrybentów czekają nagrody, między innymi przepiękna książka Joanny Stovrag, Chwila na miłość, a także unikalna reprodukcja obrazu z autografem malarza. Warto się spieszyć. Nie tylko z tego powodu. Na razie cena rocznej prenumeraty jest prawie taka sama jak cena pojedynczego numeru. Nie jesteśmy w stanie obiecać, że tak będzie zawsze. Dlatego lepiej wykupić teraz".

https://issuu.com/store/publishers/post.scriptum/subscribe


Jeśli nie mieliście okazji czytać poprzednich numerów, zestawiam Wam link do posta, w którym znajdziecie odnośniki do każdego z nich.

Napiszcie mi, proszę w komentarzach, czy czytaliście już poprzednie wydania magazynu, a jeśli tak, to co o nim sądzicie i, czy planujecie wykupić prenumeratę?

Ze swej strony serdecznie Was do tego zachęcam, ponieważ w moim subiektywnym odczuciu jest to pismo godne uwagi. Warto rozwijać swoje szeroko pojęte zainteresowanie kulturą i sztuką. 

niedziela, 16 lutego 2020

Zapowiedź: Piętno dzieciństwa Katarzyny Kieleckiej

Moi drodzy, nie wiem, czy pamiętacie, ale w kwietniu minionego roku prezentowałam Wam książkę Katarzyny KieleckiejSedno życia” wydana nakładem wydawnictwa Szara Godzina, której miałam ogromny zaszczyt być ambasadorką. Książka bardzo mi się podobała i naprawdę nie mogłam doczekać się, kiedy będziemy mieli możliwość poznania kontynuacji opisanej w niej historii.


I oto dziś, wreszcie nadszedł ten moment, kiedy mogę podzielić się z Wami tak długo wyczekiwaną informacją, że już 19 lutego bieżącego roku swoją premierę będzie miało oczekiwane przez czytelników „Piętno dzieciństwa".

Jeśli nie mieliście jeszcze okazji czytać mojej recenzji książki „Sedno życia”, to zapraszam serdecznie do kliknięcia w tytuł.

Zostawiamy dla Was kilka informacji o książce, jak również jej pierwszy rozdział, który mam nadzieję, podsyci dodatkowo Waszą ochotę na sięgnięcie po książkę.





Opis:

W pierwszym tomie autorka oddała głos Edycie, w drugim swoją historię opowiedział jej brat – Wojciech. Dwie książki, dwie perspektywy, dwa życia, jedna trauma.  
                                          
Wojtek Rawicki, bohater powieści „Piętno dzieciństwa”,  jest człowiekiem sukcesu i szczęściarzem. Zajmuje wysokie stanowisko w banku z dyrektorską pensją, mieszka  w pięknym domu w dobrej dzielnicy  w Łodzi z żoną i dziećmi, żyje jak, chce. A jednak… Pod maską silnego mężczyzny kryje się mały chłopiec, który doświadczył w dzieciństwie przemocy fizycznej i psychicznej. Wojtek brzydzi się sobą, boi się okazywać emocje, ucieka przed głębokimi relacjami i rani bliskich. Świat Wojtka wywraca się  do góry nogami w wigilijną noc, kiedy przypadkowo dowiaduje się, że jego niechciane dziecko urodziło się i żyje. Od tej chwili kieruje nim jedno pragnienie – poznać swoją sześcioletnią córkę i stać się dla dziewczynki ojcem. 

Czy Wojtek zdobędzie się na odwagę, by zawalczyć o nowe życie? Czy niezaleczone blizny pozwolą mu poczuć się szczęśliwym i dać innym szczęście? Katarzyna Kielecka mieszka w Łodzi z  dwójką dorastających muzyków. Z wykształcenia jest pedagogiem specjalnym. Pracuje banku. Od lat tworzy drobne formy literackie: wiersze, opowiadania, teksty piosenek i scenariusze przedstawień dla dzieci. Pewnego dnia poczuła, że czas pomyśleć o powieści i już wie, że mogłaby pisać bez końca. Debiutowała powieścią Sedno życia (2019). Ponadto w tym samym roku ukazały się: Pod tym samym niebem i Gieśki. Księga przygód – książka przeznaczona dla młodych czytelników. „Piętno dzieciństwa” - Wydawnictwo Szara Godzina i autorka powieści Katarzyna Kielecka zapraszają do czytania. Książka jest dostępna w internetowych i stacjonarnych księgarniach w całej Polsce.

Rozdział 1


Gdy nasz ojciec zmarł, żadne z jego dzieci nie zdobyło się na ani jedną łzę. Żadne go nie żałowało. Zanim to jednak nastąpiło, po prawie sześciu latach wyrzutów sumienia i gardzenia samym sobą w wigilijny wieczór dowiedziałem się, że moje dziecko urodziło się i żyje. Myślałem, że oszaleję ze szczęścia. Nigdy dotąd nie czułem takiej radości. Nie zmąciła mi jej nawet wiedza, że jest chore i czeka je operacja serca. Trafiłem na informacje o córce przypadkiem przez stronę fundacji zbierającej środki na leczenie. Mieszkanie jej matki, które znałem, od dawna zajmowali nowi lokatorzy. O niczym nie wiedzieli albo nie chcieli mówić. Na wysokości zadania stanął mój przyjaciel Emil, na którego od ładnych kilku lat mogłem liczyć we wszelkich trudnych sprawach. Ustalił, że Ania wraz z naszym dzieckiem mieszka u rodziców pod Krakowem. Korzystając z licznych znajomości, zdobył namiary.
Z moją żoną i byłą kochanką ojca – Marzeną – nie łączyło mnie nic. Z jej bliźniętami, a moim przyrodnim rodzeństwem łączyło mnie jeszcze mniej, bo nie potrafiłem ich obdarzyć cieplejszym uczuciem. Moja siostra spędzała święta ogromnie zajęta małym Grzesiem, którego dostała w spadku po zmarłej Agacie. Czułem się w Łodzi zbędny. Bez wahania wskoczyłem w samochód i ruszyłem na południe.
Umiałem siedzieć cierpliwie i czekać bez ruchu. To była jedna z niewielu rzeczy, jakich nauczył mnie ojciec. Załadowałem na tylne siedzenie śpiwór, dwa koce, lornetkę, magiczny czajnik do gotowania wody w samochodzie i termos. Zaparkowałem w krzakach, blisko interesującego mnie domu, i skupiłem się na majstrowaniu kolejnych kaw, rozmyślaniu oraz obserwacji okien. Szczęśliwie nie trzymał mróz. Istniała szansa, że jakoś przeżyję to szaleństwo w plenerze.
Teren był mi kompletnie obcy. Kraków znałem. Wprawdzie głównie z sal konferencyjnych i hoteli, ale jednak. Tymczasem rejon, w którym się znalazłem, nie mówił mi nic. Z nudów grzebałem w tablecie i plątałem się wirtualnie po najbliższej okolicy, jednym okiem zerkając na wyświetlacz, a drugim na dom. Z krajowej dziewięćdziesiątki czwórki zjechałem w lewo tuż za Jerzmanowicami. Nawigacja zapierała się, że na Wawel mógłbym dotrzeć w ciągu czterdziestu minut. Blisko. Tuż obok mnie wisiała tabliczka informująca, że znajduję się przy ulicy Łokietka. Moja szmyrgnięta historycznie siostra zachwycałaby się tą lokalizacją. Mnie to nie ruszało. Dziarski, choć nieduży monarcha zszedł z tego padołu już prawie siedemset lat temu, więc uznałem, że nie ma się nad czym rozczulać. Niech spoczywa w spokoju.
Światem rządziła zima, było świąteczne popołudnie, wokół ani żywego ducha. W niedużej odległości widziałem mały, płatny parking i tablicę informującą o zagospodarowaniu turystycznym okolicy. Próbowałem sobie przypomnieć, czy w tym rejonie jest coś godnego zwiedzania, jednak byłem zbyt zaaferowany, żeby wygrzebać z pamięci cokolwiek. Wokół mnie stały luźno rozrzucone domy. Za nimi marzły w absolutnej ciszy ciemne, puste pola, bo śnieg nie raczył ich ubielić. W oddali czernił się las. Po świecie rozpełzł się mrok. W nielicznych budynkach powoli zapalały się kolejne światła i choinki. Rodziny cieszyły się z bycia razem, ja cieszyłem się z bycia bliżej niż kiedykolwiek.
Interesujący mnie budynek był nieduży, zwarty i nieciekawy. Miał pewnie ze czterdzieści lat i dość poniszczoną elewację, niegdyś piaskową albo żółtą. Żadne cudo. Zbudowany na planie kwadratu, piętrowy, z płaskim dachem, bez ganku, przybudówek czy garażu. Na piętrze przez całą szerokość frontowej ściany ciągnął się balkon, a w zasadzie loggia. Za nią błyszczały olbrzymie okna ozdobione fikuśnymi, bardzo symbolicznymi firaneczkami, jakby nad jasną, uśmiechniętą szeroko twarzą podskakiwała niesforna, krótka grzywka. Doskonale widziałem, co się dzieje w środku, zwłaszcza że miałem lornetkę.
Już po dwóch godzinach czekania spotkała mnie nagroda. Niecierpliwie wyprostowałem się za kierownicą. Przyłożyłem lornetkę do oczu cokolwiek zbyt energicznie, narażając się na malownicze limo. Syknąłem z bólu, odsunąłem sprzęt szpiegowski i nerwowo pomasowałem obity policzek. Tymczasem w oknie pokoju na piętrze zapaliło się światło i dostrzegłem postać, która pojawiła się w drzwiach. Odwracała się jeszcze w progu, jakby zachęcała kogoś do pójścia za nią. Od razu wiedziałem, że to ona, chociaż przesłaniało ją nieco zachodzące na okno świąteczne drzewko. Niska i niepozorna, tak jak ją zapamiętałem. Miała już trzydzieści lat, a z daleka sprawiała wrażenie bardzo młodej dziewczyny. W jej ruchach kryło się mnóstwo energii i dynamiki, jakby wypełniała ją sama radość. Była chyba szczuplejsza niż dawniej, choć nie miałem pewności. Kiedyś widywałem ją wyłącznie w sportowych bluzach i dżinsach. Poza tym jednym wyjątkowym razem sześć lat temu w jej mieszkaniu, kiedy zdesperowany i w poczuciu kompletnej beznadziei poleciałem do niej po choćby złudną nadzieję ratunku. Niespodziewanie dostałem wówczas w prezencie ją całą, żeby potem uciec bez słowa i podziękować jak najgorsza menda.
Tymczasem ona, całkowicie nieświadoma tego, że ją podglądam, w świątecznej bordowej sukience podkreślającej wszelkie walory kobiecości usiadła przy pianinie i zaczęła grać. Dawniej nosiła krótką ciemnoblond fryzurę z zachodzącymi na twarz jakimiś dziwnymi, niesymetrycznymi pazurkami. Teraz włosy jej urosły i łagodnymi falami spływały na ramiona. Połyskiwał w nich ciepły, miodowy odcień, którego wcześniej nie dostrzegałem. Tak wyglądała znacznie lepiej. W każdym razie w moim odczuciu, którym nie miałem się z kim podzielić.
Nie docierał do mnie żaden dźwięk, a jednak byłem głęboko przekonany, że Ania gra świetnie. To stanowiło dla mnie nowość. Niby już przed laty, ucząc matematyki, prowadziła lekcje muzyki z najmłodszymi klasami w podstawówce. Nie zgłębiałem jednak tego tematu, bo kompletnie mnie nie interesował. Poznałem ją przy okazji wyświadczania ciotce belferce szkolnej przysługi. Widywaliśmy się z Anią na warsztatach z podstaw bankowości dla dzieci. Fundowałem jej potem niezobowiązującą kawę w pobliskiej kawiarni, jednak nigdy o nic nie pytałem. Wiedziałem tyle, ile sama zechciała mi powiedzieć. W życiu nie przyszło mi do głowy, że może grać na pianinie z takim zapamiętaniem. Zahipnotyzowała mnie niemal od ręki do tego stopnia, że byłem skłonny z marszu wybaczyć jej ten związek z muzyką, byleby tylko nie sięgała po nuty Bizeta.
Kilka chwil później zmaterializowała się obok niej postać znacznie mniejsza, obdarzona burzą rudych, kręconych włosów. Znałem ją tylko z jednej fotografii z internetu, lecz nie miałem najmniejszych wątpliwości, kim jest. Stanowiła wierną kopię mojej siostry z czasów, gdy byliśmy mali. Różniła się od Edyty tylko okularami na małym, piegowatym nosku.
To była moja córka.
Moje własne dziecko, które niegdyś bezmyślnie chciałem wymazać nie tylko ze swojej świadomości, ale w ogóle z życia. Miała pięć lat. Usiadła grzecznie na foteliku obok pianina i z uwagą słuchała. Kiedy matka przerywała na chwilę grę, żeby zamienić z nią kilka słów, dziewczynka z zapałem obdarzała ją brawami, a ja niemal się dusiłem z przejęcia, zapominając co i rusz oddychać.
Po jakimś czasie cały ten kameralny koncert się zakończył. Starsza wzięła młodszą na kolana i trzymając w dłoni drobną łapkę dziewczynki, zaczęła wciskać kolejne klawisze, najwyraźniej coś jej przy tym tłumacząc. Mała śledziła wzrokiem własną rączkę, a potem w skupieniu próbowała powtarzać te same sekwencje. Chyba świetnie się przy tym bawiły, bo co chwilę uśmiechały się do siebie promiennie. Trwało to dość długo. Dla mnie mogłoby nigdy się nie kończyć. Gapiłem się jak zaczarowany. Wreszcie jednak znudziła je ta zabawa, matka odwróciła córkę buzią do siebie i mocno przytuliła, głaszcząc po niesfornych, rudych loczkach. Dziewczynka zarzuciła jej ręce na szyję. Trwały tak przez chwilę w beztroskiej i magicznej radości z bycia razem.
Tego było dla mnie za dużo. Nie wytrzymałem emocji, które gwałtownie we mnie wzbierały i nie znajdowały żadnej drogi ujścia. Nie przywykłem do takich doznań i nie umiałem sobie z nimi poradzić. Ba, nawet nie potrafiłem ich zdefiniować. Gwałtownie odłożyłem lornetkę na siedzenie obok, uruchomiłem silnik i zawróciłem ostrożnie, żeby nie ściągać na siebie uwagi. Towarzyszyła mi bolesna pewność, że ten sielski świat nut, dźwięków, prostych, serdecznych gestów i zwykłej, szczerej czułości jest mi kompletnie niedostępny. Odjechałem w stronę krakowskiego hotelu ze świadomością, że gdybym jeszcze trochę na nie popatrzył, niechybnie bym się rozpłakał.
Wiedziałem już wtedy, że te dwie istoty siedzące przy pianinie to sedno mojego życia, choć wcale nie miałem pewności, czy będę umiał je pokochać. Dokuczała mi świadomość, że niczego nie mogę im dać, a nic to stanowczo za mało, żeby zawracać im głowę. W domu czekała na mnie żona z dwójką dzieci mojego ojca, których bezpieczeństwo zależało tylko ode mnie. Byłem przekonany, że jeśli zostawiłbym ich samych, ojciec wcześniej czy później zacząłby składać rodzinne, towarzyskie wizyty. To musiałoby się skończyć tak samo, jak moje wieczorne odwiedziny w jego gabinecie. Mimo upływu lat, terapii, sukcesu zawodowego i niezłej pozycji finansowej wciąż byłem w jakimś stopniu zniewolony psychicznie. Ojciec potrafił mnie zastraszyć, szantażować i tłamsić, chociaż pozornie niczego takiego nie robił. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę i sprawiało mu to niezłą uciechę.
Pojechałem do hotelu na peryferiach Krakowa i przesiedziałem cały świąteczny wieczór w pustym pokoju jak ostatni kretyn, wpatrując się w coraz bardziej wygniecioną wydrukowaną z internetu podobiznę dziecka. Zdjęcia Ani nie miałem. Wystarczyło jednak, że przymknąłem oczy i znów widziałem ją w pokoju na piętrze, a jej dłonie płynęły miękko, choć bezdźwięcznie, po kolejnych oktawach. Wypiłem piwo, które w niczym mi nie pomogło, poszedłem pod prysznic, a potem spędziłem bezsenną noc, przewracając się na łóżku i raz po raz dochodząc do ponurej konkluzji, że moje życie jest całkowicie i nieodwracalnie spieprzone. Wreszcie niemal nad ranem podjąłem decyzję, że odpocznę parę godzin i wrócę do Łodzi. Uspokojony tą rezolucją, zasnąłem jak kamień i gniłem w łóżku niemal do południa.

***

Napiszcie mi, proszę w komentarzach, czy czytaliście już pierwszą część cyklu oraz, czy podobnie, jak ja czekacie na tę premierę?

środa, 12 lutego 2020

Nie pozwól na to, abyś stał się więźniem własnych obsesji.


Związek kobiety i mężczyzny to bez wątpienia jeden z najbardziej złożonych i często trudnych do zdefiniowania aspektów w życiu. Każdy jest inny i opiera się na różnych, nierzadko niezrozumiałych, a nawet niemożliwych do racjonalnego wytłumaczenia zasadach. Nie jest to nic złego, ponieważ każdy ma prawo budować swoje życie według własnych upodobań i wyobrażeń, ale sytuacja ma się zupełnie inaczej, kiedy zawarty między partnerami układ wymyka się spod kontroli, a co więcej wpływa na życie innych osób, a nawet staje się dla nich zagrożeniem.
Poruszyć ten naprawdę niełatwy problem zdecydowała się w swojej najnowszej książce StażystkaAlicja Sinicka, a ja przychodzę do Was, aby Wam trochę o tej książce opowiedzieć.

Bohaterowie historii, którą odnajdziemy na kartach książki, są zupełnie różni. To ludzie, którzy stoją po dwóch zupełnie różnych stronach życia. Jego poziom i status są od siebie skrajnie odległe. Z jednej strony mamy zamożną rodzinę Skalskich, którzy niejednokrotnie stają się obiektem podziwu ze strony mieszkańców Oławy, gdzie toczy się akcja powieści, z drugiej zaś młodą, atrakcyjną dziewczynę świeżo po studiach, która po śmierci matki została na świecie zupełnie sama i może liczyć tylko na siebie. Życie jej nie rozpieszcza. Ma za sobą związki ze starszymi mężczyznami, które w dłuższej perspektywie nigdy nie przynosiły nic dobrego. W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy poznawać Klaudię, bo to o niej właśnie mowa, postanawia ona rozpocząć nowy etap życia i zamknąć swoją przeszłość bezpowrotnie. Czy zerwanie z przeszłością jest możliwe? Tego już musicie dowiedzieć się sami. Nie jest odkryciem fakt, że aby dać sobie szansę na nowy start, niezbędne są pieniądze. Klaudia szuka pracy, aby już nigdy nie być utrzymanką żadnego mężczyzny. Los zaczyna jej sprzyjać, bo ku swojej ogromnej radości trafia na ogłoszenie firmy Skalski, która poszukuje dziewcząt na stanowisko  stażystki w recepcji firmy. Ogłoszenie brzmi bardzo kusząco, więc Klaudia postanawia spróbować. I tak oto jej drogi splatają się z Markiem i Ewą Skalskimi. Pełna nadziei na przyszłość Klaudia nie wie jeszcze, że właśnie w stała się częścią brudnego i chorego układu, w który została nieświadomie wciągnięta.

W tym miejscu pozwólcie, że opowiem Wam coś więcej o Ewie i Marku. Marek jest prezesem wspomnianej firmy, która rozwija się bardzo prężnie, a sam prezes jest osobą niezwykle intrygującą i ujmującą. Ewa natomiast jest wzorową matką bliźniąt i żoną wspierającą męża we wszystkich jego poczynaniach. Mieszkańcy Oławy są pod wrażeniem jej dobroci i serdeczności, którą okazuje, pomagając i wspierając innych. Na usta cisną się słowa małżeństwo idealne. Jeśli Wy taż tak pomyśleliście o tej dwójce, to znaczy, że perfekcyjnie udaje im się odgrywać swoje role, bo właśnie na tym, aby tak ich postrzegano, im zależy. Za drzwiami ich domu jednak maski pozorów opadają i dostrzegamy, że w tym związku dzieje się coś niedobrego. Coś, co rani Ewę, ale na co pokornie się zgadza. Kobieta doskonale wie, że mąż właśnie rozpoczął swoją grę. Zdradzi ją, a ona pozwoli mu na to, bo taki jest układ. Znów zadziała symetria. Wszystko wróci do normy.
Plan jest perfekcyjnie przemyślany, dopóki jeden z elementów zakłóca ogromne pragnienie harmonii, które staje się nie do wytrzymania.

A co z Klaudią? Dziewczyna przekracza kolejne granice. Ale już wkrótce zaczynają dziać się rzeczy, które nie tylko pokazują dziewczynie zupełnie nieznane oblicze szefa, ale również wzbudzają w niej strach i obawy o własne bezpieczeństwo. Gra staje się coraz bardziej niebezpieczna, a nowe fakty, które wychodzą na jaw, czynią obawy te coraz bardziej zasadnymi. Klaudia wie, że musi wyrwać się z tych łańcuchów chorych pragnień, które stały się obsesją.

Stażystka to książka, w której pokusa igra ze strachem, który skrywa pilnie strzeżone tajemnice. To historia brudnych i obsesyjnych namiętności i pragnień, które, choć mają w sobie niszczącą moc, mają przynieść upragniony spokój i ukojenie. Te wszystkie uczucia oplatają czytelnika i nie pozwalają oderwać się od lektury.

Jak wiecie, bardzo często prezentuje Wam na blogu thrillery psychologiczne, ale co za tym idzie z racji tego, że lubię po nie sięgać, rosną również moje oczekiwania względem tego gatunku. W przypadku tego tytułu wszystkie one zostały spełnione. Mamy tu atmosferę napięcia wyczuwalną niemalże od samego początku. Choć początkowo nic nie zwiastuje, że w związku Marka i Ewy dzieje się coś niepokojącego, to jednak my czytelnicy czujemy, że coś wisi w powietrzu. Nie zabraknie tu również wspaniale wykreowanych postaci i złożonych relacji między nimi. Kiedy już poznajemy drugie dno związku Skalskich i dowiadujemy się, jakiej prawdy tak bardzo strzegą, nie starajmy się ich osądzać, ani też rozumieć, bo tego na pewno nie zrozumie nikt, kto nigdy nie stał się więźniem własnych potrzeb.

Nie mogę też nie wspomnieć o zakończeniu, którego zupełnie się nie spodziewałam. Miałam wiele swoich koncepcji finału tej książki, ale żadna się nie sprawdziła, co oczywiście jest jej plusem, bo przecież każdy lubi być zaskakiwany podczas lektury.

Kochani koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Zapewniam Was, że jej fabuła  w połączeniu z całą gamą różnorodnych postaci dostarczy Wam wielu emocji. Będziecie ją czytać z zapartym tchem, nie zdając sobie sprawy, że jaj kolejne strony czytają się niemal same.

W moim przypadku było to pierwsze spotkanie z twórczością Alicji Sinickiej, ale na pewno nie ostatnie. Jak najszybciej chcę poznać Jej inne książki, a do „Stażystki” na pewno jeszcze wrócę. Na dziś to tyle. Nie zwlekajcie z lekturą, na pewno będziecie pod jej ogromnym wrażeniem.

Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Tania Książka, za co bardzo dziękuję.

Zachęcam Was również do zapoznania się z całą ofertą bestsellerów przygotowaną dla nas przez księgarnię.


sobota, 8 lutego 2020

Jestem elementem układanki w sprawie o makabryczną zbrodnię.

Powszechnie wiadomo, że lekarz nie powinien leczyć bliskiej sobie osoby, ponieważ nie jest w stanie bez zaangażowania emocjonalnego podejść do prowadzenia przypadku owego pacjenta, co w rezultacie może wpłynąć negatywnie zarówno na proces leczenia, jak i również na samego lekarza. A czy policjant może prowadzić śledztwo w sprawie śmierci osoby, z którą łączy go wspólna przeszłość? Oczywiście może, ale czy to, aby na pewno jest dobra decyzja? Możecie to bardzo łatwo sprawdzić, biorąc do ręki książkę Sarah Bailey „Mroczne jezioro” i zagłębiając się w jej lekturę.

Tymczasem, dzisiaj ja, będąc dosłownie kilkanaście minut po przeczytaniu ostatniego zdania w książce, przychodzę do Was niezwłocznie, aby będąc jeszcze pod wpływem historii, którą odnajdziemy na kartach tego tytułu opowiedzieć o niej słów kilka, jak również podzielić się swoimi emocjami i wrażeniami, które opowieść ta we mnie wywołała. 

Tak więc już bez zbędnego przedłużania zapraszam Was do małego, uroczego miasteczka Smithson w Nowej Południowej Walii.
Jest to jedno z tych miejsc, w których dzieje się niezbyt wiele, a mieszkańcy miasteczka tworzą przyjazną, zamkniętą społeczność, w której wszyscy wszystko o sobie wiedzą, co za tym idzie, tworzą swego rodzaju jedną wielką rodzina, w której wszyscy czują się bezpieczni. Jednak w momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w to spokojne życie tamtejszej społeczności, dowiadujemy się, że spokój ten został bardzo brutalnie zachwiany. Mieszkańcy są zdruzgotani i wstrząśnięci, ponieważ w pobliskim jeziorze znaleziono ciało szanowanej i lubianej przez wszystkich jednej z nauczycielek tamtejszego liceum Rosalind Ryan.
Na miejscu zdarzenia zjawia się detektyw Gemma Woodstock wraz ze swoim partnerem Feliksem McKinnonem. Widok, jaki tam zastają, jest makabryczny. Młoda, piękna kobieta leży w jeziorze, twarzą w dół a wokół jej ciała pływają rozsypane czerwone róże. Autorka chce, abyśmy od samego początku wspólnie z parą policjantów znaleźli odpowiedzi na dwa najważniejsze pytania. Czy było to samobójstwo, czy też kobieta padła ofiarą brutalnego morderstwa, a jeśli ktoś ją zabił, to kto i dlaczego? Władze oczywiście niezwłocznie przystępują do prowadzenia śledztwa. W tym momencie zatrzymajmy się na chwilę, ponieważ należy wspomnieć, że już na początku całej sprawy dowiadujemy się, że sierżant Gemma zataiła przed przełożonymi fakt, że denatka była jej koleżanką z klasy w czasach liceum. Mimo usilnych starań kilku jednostek policji uczestniczących w śledztwie, jak i pary ich przełożonych dochodzenie niestety nie przynosi znaczących rezultatów. Mieszkańcy nie chcą współpracować, ale Gemma jest zdeterminowana. Bardzo szybko okazuje się, że przekonanie, iż tu każdy o każdym wszystko wie, jest tylko pozorne. Miasteczko skrywa bardzo wiele tajemnic, które nigdy miały nie ujrzeć światła dziennego. Teraz każdy jest podejrzany i już nikt nie jest bezpieczny. Co więcej, przekonujemy się, że to, co wiemy o samej policjantce, nie jest całą prawdą o jej życiu, bowiem kobieta skrywa sekrety swojej przeszłości, które są częścią układanki rozgrywającej się dzisiaj, a które pomimo upływu lat nadal są jej wielkim wyrzutem sumienia.

Sprawa tajemniczej śmierci koleżanki z lat szkolnych staje się jej obsesją, która nie pozostaje bez wpływu na jej życie prywatne. W związku, który tworzy ze swoim partnerem Scottem, nie układa się już od dłuższego czasu. Mimo wielu starań Scotta, który chce, aby wspólnie z ich synkiem Benem stworzyli rodzinę, ją ciągnie w ramiona innego. Niespodziewanie dochodzi do sytuacji, w której nasza bohaterka obawia się o życie synka i o to, czy straci go na zawsze. Oczywiście nie zdradzę Wam szczegółów, ale rodzi się pytanie, czy to, co się stało, ma bezpośredni związek z prowadzoną właśnie sprawą, a może z przeszłością, która upomina się o całą prawdę?
Tego już musicie dowiedzieć się sami.

Odkrycie prawdy na pewno nie będzie łatwe, bo autorka naprawdę skutecznie nam to utrudnia, przez co jeszcze bardziej chcemy zagłębić się w tajemnicze meandry całej historii, na którą składa się naprawdę wiele dopracowanych czynników takich jak, portrety psychologiczne każdego z bohaterów, nie tylko tych pierwszoplanowych, dosłownie wszystkich. Wszystkie postacie występujące w książce, są nieoczywiste i wielowymiarowe. Do tego wszystkiego dochodzą, ciągłe zwroty akcji i latami skrywane tajemnice. W tej sprawie wszystko jest możliwe, a kolejne ujawniane fakty zaskakują nas niemalże bez przerwy. Samego zakończenia nawet przez moment nie udało mi się wziąć pod uwagę.

Cała historia została wzbogacona o warstwę obyczajową. W której to właśnie poznajemy prywatne życie Gemmy, które nie zawsze było łatwe i kryształowe. I właśnie fakt, że nikt nie jest tu idealny, sprawia, że wszystko, o czym czytamy, nabiera silnego wyrazu autentyczności, a przez to jeszcze mocniej wpływa na nasz emocjonalny odbiór całej fabuły. Jak to w życiu bywa, każdy z bohaterów popełnia błędy, często kierują nimi nie zawsze dobre emocje.

Atutem książki jest to, że jej fabuła została podzielona na dwie płaszczyzny czasowe, przez co nie tylko zostaje nam pokazane to, co dzieje się tu i teraz, ale także cofamy się do zdarzeń mających miejsce jeszcze za czasów lat szkolnych Gemmy i Rosalind. Dzięki temu mamy możliwość dostrzec całą sieć powiązań i złożonych relacji między bohaterami.

Jedyne, z czym nie do końca się zgodzę to stwierdzenie, że jak czytamy na okładce książki, jest to mroczny thriller psychologiczny. Mnie samej tego mroku zabrakło. Bardziej odczuwałam trzymającą w napięciu aurę tajemniczości, aniżeli mroku, ale w żaden sposób nie jest to wada. Wręcz przeciwnie.
W tym miejscu muszę powiedzieć również, że nie od razu udało mi się wciągnąć w fabułę. Na początku w moim odczuciu była ona zbyt powolna i drobiazgowa. Jak dla mnie za długo musiałam czekać na zasadniczy rozwój akcji i jej zwroty, ale myślę, że drobiazgowość ta wynika z faktu, iż „Mroczne jezioro” jest pierwszą częścią zapoczątkowanego przez autorkę cyklu „Gemma Woodstock” i celem autorki było, abyśmy bardzo dobrze poznali środowisko miasteczka od podszewki.

Kończąc, oczywiście serdecznie zachęcam Was do sięgnięcia po ten tytuł. Czyta się go bardzo szybko i z ogromną ciekawością. Wręcz nie możemy oderwać się od książki, chcąc jak najszybciej odkryć prawdę. Jestem przekonana, że wielokrotnie będziecie pewni, że odkryliście ją, zanim zrobiła to autorka, ale dosłownie za chwilę pojawi się nowy fakt, który zburzy waszą misternie zbudowaną teorię. Nie wolno Wam zapomnieć, że zostaniecie wciągnięci w złożony proces rozwikłania zagadki makabrycznej zbrodni, w którym nic do końca nie jest pewne i oczywiste, a najciemniej, jak zawsze jest tam, gdzie nigdy byśmy się tego nie spodziewali.

Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do przeczytania książki, a może już ją czytaliście? Jeśli tak, napiszcie mi o swoich odczuciach po lekturze.  Nie chciałabym długo czekać na drugi tom cyklu, bo naprawdę jestem go bardzo ciekawa i chciałabym móc go przeczytać jak najszybciej.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Editio, za co bardzo dziękuję.

wtorek, 4 lutego 2020

Konkurs z "Summer" Justyny Dziury.


Moi drodzy, niedawno mieliście okazję przeczytać moją recenzję debiutanckiej powieści Justyny Dziury „Summer". Ku ogromnej uciesze zarówno mojej, jak i oczywiście samej autorki, w licznych komentarzach pod recenzją pisaliście, że chcielibyście przeczytać książkę. Wychodząc naprzeciw Waszym pragnieniom czytelniczym, wspólnie z autorką przygotowałyśmy dla Was konkurs, w którym do wygrania będzie jeden egzemplarz książki z autografem Justyny Dziury. Gorąco zachęcam do udziału w zabawie, bo książka jest naprawdę świetna.

NAGRODĄ W KONKURSIE JEST: Jeden egzemplarz książki Justyny Dziury „Summer” z autografem autorki.

Aby wziąć udział, należy:
- Zapoznać się z regulaminem konkursu -> REGULAMIN.
- Odpowiedzieć na pytanie konkursowe

PYTANIE KONKURSOWE:
Podaj własną definicję szczęśliwego związku. Oryginalność i kreatywność wypowiedzi mile widziana.

Informacje uzupełniające:
-Do wygrania jest 1 egzemplarz książki Justyny Dziury „Summer".
- Konkurs trwa - 04- 10.02.2020.
- Sponsor nagrody — Autorka Justyna Dziura.
- Koszt wysyłki pokrywa sponsor (tylko na terenie Polski)
- Pod uwagę będą brane tylko zgłoszenia zostawione w komentarzach pod tym postem.
- Będzie mi miło, jeśli zaobserwujesz bloga Kocie czytanie (osoby, które po zakończeniu konkursu przestaną obserwować blog, nie będą brane pod uwagę w kolejnych konkursach) oraz fanpage autorki/i wydawnictwa, jak również udostępnisz informację o tym konkursie na swoich socjal mediach.


Wzór zgłoszenia konkursowego:
Zgłaszam się.
Odpowiedz na pytanie konkursowe:
Wybieram książkę: Książkę z autografem autora/ dedykacją imienną proszę podać imię osoby, której ma być dedykowana książka/ bez wpisu.
Obserwuję jako:
Udostępniam: link
Adres e-mail: (w przypadku, kiedy nie podasz adresu e-mail, musisz śledzić wyniki konkursu, które zostaną ogłoszone w tym poście w ciągu dwóch tygodni od daty jego zakończenia).

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych tj. podanie mojego imienia i nazwiska w przypadku wygranej.

Ze swej strony gorąco zachęcam Was do udziału w konkursie i życzę wszystkim powodzenia.

***


Zwyciężczynią Konkursu jest: Królewskie Recenzje.

Serdecznie gratuluję kochana. Czekam na kontakt z adresem do wysyłki nagrody na maila, który znajdziesz na blogu w zakładce „Współpraca i kontakt".