środa, 28 listopada 2018

Pseudo idealna mama.

Kochane mamy, zapewne każda z Was pragnie, aby Wasze dziecko miało wszystko, co najlepsze. Wysyłacie swoje córki i synów na zajęcia dodatkowe, inwestujecie w ich wykształcenie i rozwój. Chcecie, aby wszystko, czego wasza latorośl nauczy się w dzieciństwie, każdy talent, który w sobie rozwinie, zaowocował lepszym startem w jego samodzielne życie. Oczywiście jest to naturalne, jednak teraz chciałabym, abyście przez chwilę zastanowiły się, czy aby na pewno robicie to z myślą o dobru waszego dziecka. Czy jesteście pewne, że te wszystkie zajęcia pozalekcyjne, na które uczęszcza wasz Grześ, Krzyś, czy Ania są tym, co naprawdę sprawia Waszemu dziecku radość? Pytam o to nie bez powodu, bowiem, być może jest tak, że wasze dziecko ma spełnić wasze marzenia, ambicje i plany, których Wam z jakiegoś powodu spełnić się nie udało. Być może, choć nie zdajecie sobie z tego sprawy, właśnie dlatego zapisaliście swoje dziecko na kółko teatralne, lekcje śpiewu, gry na instrumencie, czy lekcje tańca. Przemyślcie to, proszę, ponieważ dziś za sprawą książki Ewy Bauer pt. „Ucieczka przed życiem” chcę pokazać Wam, jak bardzo krzywdzące dla samego dziecka, jak również dla Waszych wspólnych relacji może okazać się takie postępowanie.

Wanda Krzepczyńska jest osobą, do której wszyscy wokół czują respekt i strach. Kobieta czuje się lepsza od innych i w przekonaniu wyższości nad ludźmi o niższym statusie społecznym wychowuje swoją siedmioletnia córkę Cecylię. Kobieta uważa się za matkę idealną, ale niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu w jej mniemaniu nie udało jej się urodzić idealnego dziecka. Jako że dziewczynka była długo wyczekiwanym dzieckiem Krzepczyńskich, teraz matka chce dać jej wszystko, co najlepsze inwestując w jej naukę i rozwój. Niestety Cecylia, choć bardzo się stara, nigdy nie jest w oczach matki tak dobra, by zasłużyć na jej pochwałę.
W momencie, kiedy nasza mała bohaterka idzie pierwszy raz do szkoły, poznaje zupełnie inne środowisko, w którym czuje się obco, ponieważ zauważa, jak bardzo różni się od pozostałych dzieci. Koledzy i koleżanki w klasie traktują ją jak dziwoląga. Jedyną osobą, która zaprzyjaźnia się z dziewczynką, jest Bożenka, jednak według Wandy, jej córka nie może przyjaźnić się z taką dziewuchą, jak mówi o dziewczynce. Czy przyjaźń dziewczynek przetrwa? Czy akceptacja i otwartość jedynej przyjaciółki pomoże Cecylii pozbyć się lęku, którym naznaczone jest jej życie? Sprawdźcie sami.

Każde dziecko potrzebuje czuć się kochanym i cenionym przez rodziców i dlatego zrobi wszystko, aby choć przez chwile poczuć, że mama czy tata są z niego dumni. Podobnie działo się w życiu Cecylii. Dziecko wielokrotnie mimo strachu i ogarniającej je paniki przełamywało się i robiło wszystko, byle tylko mama była zadowolona. Tej jednak ciągle źle i ciągle zbyt mało. W rezultacie dziewczynka każdego dnia spędza swoje dzieciństwo w poczuciu, że znowu zawiodła oczekiwania matki i rozczarowała ją. Jedynym azylem od codziennego życia pełnego oczekiwań, zakazów i nakazów jest wyimaginowany świat, który stworzyła sobie Cecylia, by móc odciąć się od wszystkiego, kiedy jest naprawdę ciężko.

Wanda to typowa matka, która cierpi na przerost ambicji, którymi obarcza córkę. Dla niej najważniejsze jest, co pomyślą i powiedzą o niej i jej rodzinie inni ludzie. Chce, aby wszyscy podziwiali ją i darzyli szacunkiem, choć sama nie szanuje nikogo. A co najgorsze nie szanuje pragnień i potrzeb własnej córki. Zależy jej tylko na tym, by dziewczynka osiągała sukcesy, a ona sama świeciła ich blaskiem w oczach lokalnej społeczności. Winą za wszelkie zło, które się dzieje, obwinia wszystkich, a w głównej mierze samą dziewczynkę, lecz nigdy nie dopatruje się jej w samej sobie.

Zachęcam Was, żebyście sięgnęli po „Ucieczkę przed życiem” i przekonali się, do czego może doprowadzić tak toksyczna relacja matki i dziecka.

Historia opisana na kartach niniejszej książki bardzo mocno daje do myślenia i na długo po jej przeczytaniu oddajemy się refleksji. Autorka chce uświadomić matkom, że dziecko nie może być bezwolną marionetką w rękach rodzica, którą rodzic steruje według własnych wizji i oczekiwań. Każde dziecko ma prawo do szczęśliwego dzieciństwa, własnych wyborów, spełnienia pragnień i marzeń. Dajmy dziecku szanse na to, aby mogło cieszyć się spokojnym, szczęśliwym dzieciństwem. Istotą bycia dobrą matką bowiem na pewno nie jest zapewnienia dziecku jak najlepszych standardów życia, a bezwarunkowa miłość, akceptacja i szacunek.

„Ucieczka przed życiem” to bardzo życiowa i mądra książka poruszająca problem źle pojętego dobra dziecka, choroby, śmierci, niepełnosprawności, akceptacji odmienności drugiego człowieka.

Mam nadzieję, że sięgniecie po tę książkę, bo uwierzcie mi, jest to powieść ponadczasowa, a wydarzenia w niej opisane niestety dzieją się także w dzisiejszym świecie. Lekki styl pisania autorki i bardzo przystępny język, którym się posługuje, sprawi, że książkę przeczytacie w jeden, góra dwa wieczory, ale zapewniam Was, że długo o niej nie zapomnicie. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Ewy, ale wiem, że z pewnością nie ostatnie.

Na zakończenie chciałabym prosić Was, abyście napisali w komentarzach, jak Wy sami podchodzicie do spełniania Waszych oczekiwań przez Wasze dzieci? Czy jesteście wobec nich bardzo wymagający? Czy wysyłacie je na zajęcia pozalekcyjne, licząc na ich sukcesy, a jeśli tak, to, czy rozmawiacie z nimi o tym, czy owe zajęcia sprawiają im radość i przyjemność i czy na pewno chcą w nich uczestniczyć?

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.



piątek, 23 listopada 2018

Na kogo można liczyć, kiedy życie wymyka nam się z rąk?

Moi kochani dziś chciałabym zachęcić Was, abyście wspólnie ze mną wybrali się w odwiedziny do czterech przyjaciółek z bloku na ulicy Kwiatowej. Malwina, Liliana, Wioletta i Różą są bohaterkami cyklu „Rok na Kwiatowej” autorstwa Karoliny Wilczyńskiej. Dziś będą to już drugie odwiedziny, ponieważ przychodzę do Was z recenzją drugiego tomu wspomnianego cyklu pt. „Zamarznięte serca”. Jeśli jesteście ciekawi, moich odczuć po lekturze pierwszego tomu „Wędrowne ptaki”, a jeszcze nie mieliście okazji przeczytać mojej recenzji, zachęcam do nadrobienia zaległości.

Zapewne zgodzicie się ze mną, że zmiany są nieodzowną i nieuniknioną częścią życia każdego z nas. Nic w życiu nie trwa wiecznie, dlatego też zmienność tego, co szykuje dla nas los, jest tak naturalna, jak zmiany następujących po sobie pór roku. Mając to na uwadze, byłam naprawdę ciekawa, co tym razem autorka przygotowała dla swoich bohaterek. I rzeczywiście zmiany te widać. Dzieje się dużo. Tak, jak pierwsza część w znacznej mierze poświęcona została Malwinie, tak teraz naszą uwagę kierujemy ku Lilianie. Charakteryzując jej osobę w poprzedniej recenzji, pisałam, że jest to pewna siebie kobieta sukcesu, która wie, czego chce i sama dla siebie jest panią, której osobowości i stylu życia mogłoby pozazdrościć wiele kobiet.

Jak się przekonacie, sięgając po „Zamarznięte serca” od czasu pierwszego spotkania czytelnika z tą bohaterką w jej życiu zaszły bardzo duże zmiany. I o ile zmian nie należy się obawiać i trzeba być na nie otwartym, to jednak w przypadku Liliany niestety nie są to zmiany na lepsze. W jej uporządkowanej dotychczas codzienności zapanował chaos, a tak bardzo ceniony przez kobietę spokój odszedł w zapomnienie. A wszystko przez podrzuconą Lilianie nastoletnią kuzynkę – Agnieszkę, którą rodzice porzucili niczym jaskółka swoje niechciane pisklę.

Nastolatka sprawia problemy wychowawcze. Nie tylko nie dogaduje się z ciotką, ale również ma duże problemy w szkole. I zdawać by się mogło, że to przecież w dzisiejszym świecie nic nadzwyczajnego, bo który nastolatek nie jest krnąbrny i nie prowadzi odwiecznej walki i próby sił z dorosłymi, jednakże już wkrótce na jaw wychodzą fakty, które mogą być usprawiedliwieniem dla karygodnych zachowań dziewczyny.

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale na światło dzienne wychodzą traumatyczne przeżycia Agnieszki, z którymi do tej pory musiała radzić sobie sama. Co więcej, najmroczniejszy sekret, którym podzieli się ze swoją krewną, obudzi także uśpione demony przeszłości samej Liliany, przed którymi uciekała przez wiele lat. Życie zmusi ją do konfrontacji oraz podjęcia trudnych decyzji?

Kobieta doskonale zdaje sobie sprawę, że tylko ona może pomóc Agnieszce, ale żeby móc to zrobić najpierw musi znaleźć siłę i odwagę, aby pomóc sobie. Czy jej się to uda? Czy pomoże kuzynce? Czy dziewczyny znajdą ze sobą wspólny język?

Tyle ważnych pytań, bez odpowiedzi, ale nie martwcie się, bo choć ja Wam na te pytania nie odpowiem, to odpowiedzi na nie czekają na Was w książce.

Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że kiedy doświadczamy jakiś trudnych przeżyć, które wstrząsają nami emocjonalnie, często pod ich wpływem nie jesteśmy w stanie spojrzeć na to, co nas spotyka na trzeźwo, chłodnym okiem i z dystansem, co może generować zbyt pochopne i krzywdzące innych wnioski, a co za tym idzie również decyzje. Dlatego w takich sytuacjach nieoceniona jest dobra rada i wsparcie osób nam bliskich, ale nie zaangażowanych bezpośrednio w zaistniałą sytuację, by to one właśnie mogły spojrzeć z boku na to, co nas spotkało.
Na szczęście Liliana ma u swojego boku przyjaciółki z „Kapciowego klubu”, na które zawsze może liczyć.

Podobnie jak było to w pierwszej części, cała historia podzielona jest na cztery części zatytułowane imionami każdej z kobiet. W pierwszej części Liliana opowiada nam o swojej sytuacji, a w pozostałych trzech jej przyjaciółki odnoszą się do tego, czego się od niej dowiedziały i próbują ją wesprzeć i pomóc jej, a jednocześnie czytelnik dowiaduje się co myślą o tym, co spotkało Lilianę.

Nie znaczy to jednak, że nie dowiemy się niczego nowego o pozostałych kobietach. Wręcz przeciwnie, autorka sygnalizuje nam również zmiany w życiu każdej z nich. Jak możemy się domyślać, kolejne części poświęcone będą Róży i Wiolett-cie. Przyznaję, że już teraz jestem ciekawa dalszych części cyklu, bo wszystko wskazuje na to, że ich perypetie zaskoczą nie tylko je same, ale przede wszystkim nas czytelników.

Cykl Rok na Kwiatowej jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Karoliny Wilczyńskiej i przyznaję, że ujęła mnie ona lekkością stylu pisania. Narracja w pierwszej osobie, w której bohaterki zwracają się bezpośrednio do czytelnika, sprawia, że czujemy się niemal jak na babskich pogaduchach z każdą z nich.

Jeśli szukacie książki, którą czyta się lekko i przyjemnie, a której bohaterki są takie jak my same, prawdziwe, nie pozbawione wad, lęków i obaw, a jednocześnie pragnące szczęścia i spokoju to dobrze trafiliście. Niech jednak nie zmyli Was lekkość pióra Pani Karoliny, bowiem lekko nie wyklucza poważnej, poruszającej i dającej do myślenia tematyki. A zapewniam Was, że tej tu nie zabraknie.
Ja ze swojej strony gorąco zachęcam Was do lektury. Sama już niebawem zabieram się za czytanie trzeciej części.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Czwarta strona, za co bardzo dziękuję.



wtorek, 20 listopada 2018

Kocie wyzwania i nominacje. 📙


Kochani, abyście mogli trochę odpocząć od recenzji na moim blogu, a jednocześnie dowiedzieli się czegoś nowego o moich preferencjach i nawykach czytelniczych, dziś przychodzę do Was z odpowiedzią na tag książkowy, do którego już dość dawno temu nominowała mnie Kasia z bloga Koniecznie biblioteczne. Kasiu, bardzo dziękuję za nominację. 😊 

Jako że od czasu ostatniego TAGU, który ukazał się na moim blogu, Kocie czytanie zyskało wielu nowych obserwatorów, gości i sympatyków, za co serdecznie dziękuję, 💕 myślę, że tag ten pozwoli Wam dowiedzieć się czegoś ciekawego o czytającym kotku. 🙀 

W takim razie już bez zbędnego przedłużania zaczynamy.

1. Książka twojego życia?

Przyznam szczerze, że nie potrafię wybrać jednej książki, którą mogłabym określić mianem książki życia. Dla mnie takich książek jest wiele, gdyż, tak wyjątkowe wyróżnienie przyznaję tym z nich, których lektura zapadła mi głęboko w sercu, dała do myślenia oraz wniosła cenne wartości do mojego życia. Jako człowiekowi i psychologowi mocno leżą mi na sercu problemy drugiego człowieka dlatego wyjątkowe są dla mnie te książki, które poruszają codzienne, życiowe problemy, jakie mogą dotknąć każdego z nas.

Korzystając z okazji, chciałabym polecić Wam moi kochani trzy takie właśnie książki. (o każdej z tych książek pisałam na blogu, więc nie będę rozpisywać się tutaj) Powiem tylko, że są to tytuły, które zdecydowanie zaliczam do książek mojego życia.





2. Ile książek na raz potrafisz czytać?

Prawda jest taka, że nigdy nie sprawdzałam, ile książek byłabym w stanie przeczytać jednocześnie, a to dlatego, że nie sądzę, by czytanie wielu książek naraz przyniosło mi przyjemność z czytania. Na ten moment, nie czytam więcej niż dwie książki jednocześnie, ale być może kiedyś pokuszę się o to, by to sprawdzić. 😊 

3. Czy uznajesz tylko papierowe książki?

Należę do osób, które wyznają zasadę, że nie ważna jest forma przekazu, a sama treść książki, dlatego czytam zarówno książki papierowe, jak i te wydane w formie elektronicznej. Jak pisałam w odpowiedzi na poprzednie pytanie, zawsze staram się czytać dwie książki jednocześnie. Zazwyczaj wygląda to tak, że w ciągu dnia czytam książkę papierową, a wieczorem, aby nie włączać światła i nie budzić narzeczonego, czytam e-booka i cieszę się funkcja podświetlenia ekranu w moim czytniku.
Żałuję, że w moim przypadku nie sprawdzają się audiobooki. Niestety nie potrafię się skupić i najczęściej podczas słuchania bardzo szybko zasypiam. 😊 

4. Książek  jakiego autora nigdy nie przeczytasz?

Zdecydowanie nie potrafię wskazać takiego autora, bo jak już nie raz nauczyło mnie życie, „nigdy nie należy mówić nigdy". Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że na ten moment nie czytam fantastyki i właśnie po książki z tego gatunku nie sięgam. Nie znaczy to, jednak, że kiedyś to się nie zmieni. Kto wie, czas pokaże.

5. Na czyje dzieła zawsze czekasz?

Pozwolę sobie podzielić moich ulubionych autorów na 2 grupy.

Autorzy z rodzimego rynku wydawniczego: Krystyna Mirek, Natasza Socha, Sylwia Trojanowska, Adrianna Rak, Agnieszka Rusin, Anna Dąbrowska, Agata Czykierda- Grabowska, Wanda Szymanowska, Małgorzata Mikos, Agata Przybyłek, Magdalena Majcher. 😊 

Twórcy zagraniczni: Rachell Abbott, Jodi Picoult, Cathy Glass, Casey Watson, Harlan Cobena,  Colleen Hoover, Mia Sheridan. 

Jestem pewna, że o kimś zapomniałam. :).

6, Czy jeździsz na targi/ konwenty i inne imprezy o tematyce książkowej?

Niestety z przyczyn ode mnie niezależnych, nie mam możliwości uczestnictwa w tego typu inicjatywach. Nie ukrywam, że żałuję, dlatego zawsze z ogromną ciekawością czekam na relacje koleżanek i kolegów blogerów, które umieszczają oni na swoich blogach.

7.Czy potrafisz nie kończyć książek, czy raczej męczysz się do końca?

Owszem zdarza mi się nie dokończyć lektury książki. Jednak dzieje się tak niezwykle rzadko, gdyż zawsze w nawet słabej książce staram się dostrzec pozytywy i plusy, doceniając wysiłek, pracę i trud, jaki autor włożył w jej napisanie.

8. Jaka jest twoja ulubiona objętość książki?

To trudne pytanie, ponieważ bywają momenty, że mając w rękach książkowego grubaska, myślę sobie „o rany, kiedy ja to przeczytam”?, po czym zaczynam czytać i fabuła wciąga mnie tak bardzo, że nie zdążę się zorientować i już jest koniec. Zdarza się również, że mimo tego, iż książka nie liczy sobie zbyt wielu stron, to niestety jest tak nużąca, że bardzo długo zajmuje mi jej przeczytanie. Tak naprawdę więc większe znaczenie od ilości stron ma to, czy autor potrafi wciągnąć mnie w opisywaną w swojej książce historię tak, abym nie mogła się od niej oderwać.

9. Gdzie najlepiej ci się czyta?

Chciałabym napisać, że wszędzie, bo naprawdę, zazdroszczę tym osobom, które nie potrzebują specjalnych warunków do tego, aby oddać się przyjemności czytania i czytają w autobusie, czy w kolejce do lekarza. Ja niestety tak nie potrafię. Żeby móc zatopić się w lekturze potrzebuję ciszy i spokoju. Co więcej, nie potrafię czytać nawet w łóżku, bo ilekroć próbuję, po przeczytaniu zaledwie kilku stron oczy same mi się zamykają i nie wiadomo kiedy zasypiam nad książką. 
Moim idealnym miejscem do czytania jest fotel w moim pokoju. Zaopatrzona w kocyk i kubek gorącej kawy lub herbaty z książką w ręku czuję się jak w moim prywatnym skrawku raju. :)

10. Poleć kilka blogów. 

Polecam Wam wszystkie blogi znajdujące się na mojej blogowej liście obserwowanych blogów. 😊 
Do odpowiedzi na ten tag zachęcam serdecznie każdego. Czekam również na Wasze odpowiedzi w komentarzach.

Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca, a moje odpowiedzi okazały się dla Was ciekawe. 
Napiszcie, proszę, czy któraś z moich odpowiedzi pokrywa się z tą, jakiej Wy sami byście udzielili?

piątek, 16 listopada 2018

Nie trzeba mówić, aby krzyczeć "kocham".


Kochani dziś porozmawiamy o sile i roli muzyki w życiu człowieka. Zapewne zgodzicie się ze mną, że muzyka ma ogromną moc. Może stać się doskonałą formą przekazu dla naszych emocji, pragnień uczuć i lęków. Grana z pasją i sercem może stać się narzędziem władzy nad słuchaczami. Przekonał się o tym główny bohater najnowszej powieści Tillie Cole „Nasze życzenie - Cromwell Dean.

Dziewiętnastolatek mimo swojego młodego wieku zyskał ogromną sławę i uznanie w środowisku muzycznym, bowiem został okrzyknięty najlepszym DJ-em muzyki dance w Europie. Uwielbiają go tłumy fanów. Jak sam o sobie mówi na każdym koncercie, czuje, że ma nad nimi władzę. Jest niczym lalkarz marionetek, który swoimi miksami wprowadza słuchaczy w swego rodzaju trans, a oni tańczą, jak im zagra.

Pewnego dnia na jednym z takich koncertów zjawia się dziewczyna w fioletowej sukience, która ku ogromnemu zdziwieniu chłopaka nie ulega czarowi jego muzycznej hipnozy. Po prostu stoi i słucha.Cromwell nie przejmuje się jednak tym, bo wie, przecież nigdy więcej jej nie spotka.

Jednak już kilka godzin później spotyka ją na plaży, gdzie z butelką Jacka Danielsa w dłoni chce odciąć się od reszty świata i pogrążyć się w odrętwieniu, w którym trwa już kilka lat. Dla Cromwella bowiem miksowanie jest sposobem na ucieczkę przed przeszłością. On jeden wie, że choć ludzie, którzy uważają go za mistrza muzyki elektronicznej, kochają go, to jednak tak naprawdę nic o nim nie wiedzą.


Już po wakacjach chłopak wyjeżdża na studia do Karoliny Południowej. Nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że właśnie tam, los po raz kolejny postawi na jego drodze dziewczynę w fioletowej sukience, która wraz z nastaniem świtu zniknęła z plaży. Co więcej, Bonnie Farraday, bo jak się dowiaduje, tak właśnie nazywa się dziewczyna, również będzie studiowała muzykę na pierwszym roku. Nasz młody geniusz wśród społeczności studenckiej zyskuje miano faceta, który wykorzystuje dziewczyny, by potem je przeżuć i wypluć. Jednak Bonnie zadaje sobie trud, nie ocenia chłopaka po pozorach. Wie o nim coś, przed czym on sam chce uciec i zapomnieć. Z biegiem czasu udaje jej się przebić przez mur, zbudowany wokół siebie przez naszego bohatera i rozproszyć mrok w jego duszy. Wkrótce oboje zdają sobie sprawę, że rodzi się między nimi wyjątkowe uczucie. Bonnie wie, że ten związek nigdy nie będzie miał przyszłości. Próbuje odciąć się od chłopaka, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli nie zakończy tego, co się dzieje między nią a Cromwellem, już wkrótce będzie zmuszona zadać mu najbardziej dotkliwy ból, a ostatnie czego chce to skrzywdzić tego, do którego wbrew niej samej wyrywa się jej serce. Niestety, nie da się nic zrobić. Nigdy już nie będzie tak, jak mogłoby być.


Bennie w przeciwieństwie do Cromwella kocha muzykę klasyczną. Nie rozumie tego, co gra chłopak. Twierdzi, że jego muzyce brak duszy. Młody mężczyzna chce pokazać jej swoją muzykę. Dla niego każdy bit i dźwięk mają swoją barwę. W dosłownym tego słowa znaczeniu. A to dlatego, że chłopak choruje na synestezję. Dzięki temu każdy słyszalny dźwięk ma swój kolor. Wszystko to sprawia, że on widzi muzykę.


„Nasze życzenie” to historia, która wywołała we mnie napady niepohamowanego płaczu. Lektura tej książki była największą torturą, jaką można zadać duszy i sercu. Ból, poczucie niesprawiedliwości i żalu rozrywało moje serce niczym bezlitosne sępy, a ja jednak nie mogłam przerwać lektury nawet na chwilę. Smutek zalewał moją duszę, a łzy cisnęły się do oczu, pozostawiając namacalne ślady rozpaczy, która zawładnęła mną całą.


Zapewniam Was, że dzięki wyjątkowemu dopracowaniu postaci bohaterów, będziecie niemalże współodczuwali ich uczucia, ból, cierpienie, rozpacz, a także piękno i wyjątkowość rodzącej się miłości. Dzięki temu, że autorka skupiła się na tym, co dzieje się we wnętrzu każdego z nich, jeszcze intensywniej udzielają się one czytelnikowi.


Równie niezwykły jest sposób, w jaki Tillie Cole przedstawiła wpływ muzyki i jej silne oddziaływanie w codziennym życiu naszych bohaterów. Dla nich muzyka to miłość, pasja i zaangażowanie. To sposób na to, by porozumiewać się bez słów, aby zaznać ukojenia i wytchnienia, kiedy życie zbyt mocno daje w kość.

„W końcu nie potrzeba słów, by wyrazić miłość”
Tak wiele chciałabym opowiedzieć Wam o tej książce, jednak chcę, abyście sami poczuli jej wyjątkowość i niezwykłość. Tak, poczuli, bo tej książki się nie czyta. Ją się odczuwa i przeżywa. Na jej pierwszej stronie powinno znajdować się ostrzeżenie: "czytasz na własną odpowiedzialność". Przygotujcie się na to, że książka uczyni z was emocjonalny wrak i długo po jej przeczytaniu nie będziecie mogli się pozbierać, a już na pewno nigdy o niej nie zapomnicie. Nie przystępujcie do lektury bez zapasu chusteczek. Po lekturze kac czytelniczy gwarantowany.
„Bonnie jest kolorem w jego ciemności,
Cromwell jest biciem jej serca”.
Jeśli szukacie poruszającej do głębi historii, która trafi wprost do waszych serc. Historii o dwójce młodych ludzi, których dzieli wszystko,  a łączy pasja i miłość, która rodzi się wbrew okrutnemu losowi, ta książka jest właśnie dla Was.

Jeżeli „Promyczek" Kim Holden skradł Wasze serce, na pewno „Nasze  życzenie” również znajdzie w nim swoje miejsce.

Z pełnym przekonaniem stwierdzam, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.


Recenzja powstała we współpracy z i księgarnią Tania Książka, za co bardzo dziękuję.

Zachęcam Was również do zapoznania się z innymi tytułami znajdującymi się na liście bestsellery  księgarni.






wtorek, 13 listopada 2018

Nic nie dzieje się bez powodu.

Kochani, nie wiem, czy zgodzicie się ze mną, ale uważam, że mieszkańcy dużych miast nie zwracają uwagi na otaczających ich ludzi. Nawet jeśli znają się z widzenia, to w biegu codziennego życia, nie mają czasu na to, by nawiązywać nowe znajomości, o bardziej zażyłych relacjach nie wspominając. Dziś opowiem Wam o czterech kobietach, bohaterkach cyklu Rok na Kwiatowej autorstwa Karoliny Wilczyńskiej, które gdyby nie pewna złośliwość rzeczy martwych, mimo że mieszkają na jednej ulicy i w jednym bloku mijałyby się każdego dnia, wymieniając być może tylko zdawkowe grzecznościowe dzień dobry. Jednak choć one jeszcze tego nie wiedziały, los szykuje dla nich wspaniałą niespodziankę.

Wędrowne ptaki to pierwsza część wspomnianego wyżej cyklu i w nim to właśnie poznajemy Malwinę, Lilianę, Wiolettę i Różę. Wszystkie cztery kobiety wprowadzają się do nowo wybudowanego bloku na ulicy Kwiatowej. Każda ma nadzieję, że nowe mieszkanie będzie także nowym etapem w jej życiu. Kiedy poznajemy osobowości kobiet, niemal od samego początku jesteśmy przekonani, że poza wspólnym adresem, nic tych kobiet nigdy łączyć nie będzie, ponieważ są od siebie diametralnie różne.

Malwina to dorosła kobieta, która zachowuje się, jak zbuntowana nastolatka, a wszystko dlatego, że przez całe życie otoczona była ochronnym parasolem  swoich rodziców, którzy spełniając wszelkie prośby córki oraz wspierając jej artystyczną pasję, wychowali ją na bardzo roszczeniową osobę. Wyprowadzając się z domu rodziców, dziewczyna myśli, że nareszcie uwolni się od ich opiekuńczości i będzie mogła być wolna, żyjąc po swojemu.

Liliana to pewna siebie, asertywna bizneswomen, która wie, czego chce i konsekwentnie dąży do realizacji swoich planów. Wiele kobiet patrząc na nią i styl życia, jaki prowadzi, mogłoby jej pozazdrościć.

Wioletta to gadatliwa matka polka, dla której własne mieszkanie było spełnieniem największych marzeń. Wspólnie z mężem i synkiem Oskarem wyprowadzają się z domu teściowej. Teraz Wioletta może być panią we własnym domu, choć łatwo nie jest, bo Marcin musi ciężko pracować, by spłacić kredyt, a ona sama w zaawansowanej ciąży poradzić sobie z żywiołowym synem.

Róża to cicha, wycofana, nieśmiała i niepewna siebie nauczycielka, która wspólnie ze swoimi dwoma kotami wprowadza się na Kwiatową, aby zamknąć bolesny etap w swoim życiu, bowiem dom rodzinny, w którym do tej pory mieszkała, przypinał jej o tym, co trudne i bolesne.

Myślę, że teraz, kiedy przeczytaliście te krótkie charakterystyki bohaterek powieści, doskonale widzicie, że są one od siebie tak odmienne, jak żywioły ogień, woda, powietrze i ziemia. Jednak, jak już wcześniej wspomniałam, przypadek sprawił, że drogi kobiet skrzyżowały się. A wszystko zaczęło się tak zwyczajnie od awarii windy, przez którą skazane były na swoje towarzystwo. Ja jednak uważam, że w życiu nic nie dzieje się przypadkiem, na co dowodem jest ta powieść. Nieoczekiwane zrządzenie losu zaowocowało niełatwą, ale bardzo cenną przyjaźnią.

Cała powieść podzielona jest odpowiednio na cztery części zatytułowane imionami kobiet i im właśnie poświęcona. Zaznaczyć jednak należy, że ta część cyklu w głównej mierze poświęcona jest Malwinie, którą kilka dni po przeprowadzce dotyka bolesna strata. Dziewczyna nie może się pozbierać, choć życie wymaga od niej dojrzałości i odpowiedzialności, stawiając przed nią trudne wyzwania. To właśnie przyjaciółki wprost i bez znieczulenia uświadamiają jej, że to nie zapis w metryce urodzenia świadczy o naszej dorosłości.

„Samo życie pokazało mi, jak bardzo się myliłam. Zrozumiałam, że dojrzałości nie weryfikuje się numerem PESEL, ale tym, co robimy i jak potrafimy sprostać nieoczekiwanym i trudnym chwilom. Kiedy zaczynała się jesień, byłam jeszcze dzieckiem i trzydziestka na karku niczego nie zmieniała. Taka prawda. Musiałam dopiero zmierzyć się z prawdziwym życiem, bez ochronnego parasola taty, bez nieustannej troski mamy. Doświadczyć trudów prawdziwej codzienności, poczuć samotność i bezsilność, żeby znaleźć własną siłę, dostrzec i docenić tych, którzy są prawdziwymi przyjaciółmi”.

Poznajemy również od środka prawdę o codzienności pozostałych kobiet, lecz rozdziały im poświęcone przedstawiają głównie punkty widzenia i postrzegania osób swoich sąsiadek oraz sytuacji Malwiny, dlatego dla niektórych czytelniczek może okazać się nużące czytanie o jednej i tej samej sytuacji z różnych perspektyw. Mnie to jednak zupełnie nie przeszkadzało, co więcej pozwoliło jeszcze bardziej poznać osobowości i sposób postrzegania ważnych życiowych kwestii przez każdą bohaterkę. 

„Wędrowne ptaki” to historia o kobietach dla kobiet. Czytając tę książkę, czułam się dosłownie częścią tego wyjątkowego „Kapciowego  klubu”. Z każdą z bohaterek bardzo mocno się zżyłam. Każda stała mi się bliska, choć przyznam szczerze, że nie każda od razu zyskała moją sympatię.
Niezwykłej zażyłości czytelnika z bohaterem sprzyjało zastosowanie przez autorkę drugoobiegowej narracji. Bohaterki w swoich wypowiedziach zwracają się bezpośrednio do czytelnika, przez co, przez całą lekturę miałam wrażenie, że siedzę z każdą z dziewczyn przy herbatce, jak z przyjaciółką i z uwagą słucham tego, co ma mi do powiedzenia.

Moje kochane, jeśli macie ochotę na ciepłą, lekką historię, która nie tylko Was zrelaksuje, ale również wzruszy i poruszy. Opowieść o tym, że każdy z nas ma swoją historię i swoje problemy, o których nie zawsze chce i potrafi mówić, choć pozory mogą wskazywać na to, że są osoby, którym niczego w życiu nie brakuje i nie mają powodów do zmartwień, to ta książka jest właśnie dla Was. Historia Malwiny, Liliany, Wioletty i Róży, to dowód na to, że życie może w każdej chwili nas zaskoczyć i może zmienić się tak bardzo, jak nigdy byśmy tego nie przypuszczali.
Ja już wkrótce z ogromną ciekawością sięgnę po kolejny tom cyklu, a Wy skusicie się?

Na zakończenie, chciałabym zapytać Was, czy zdarzyło Wam się zawrzeć znajomość, która zaowocowała prawdziwą przyjaźnią, choć na początku, nic na to nie wskazywało?
Jeśli tak, opowiedzcie, proszę o Waszych przyjaźniach w komentarzach.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Czwarta strona, za co serdecznie dziękuję.



sobota, 10 listopada 2018

Pomóżcie proszę.



Moi kochani, dziś przychodzę do Was z gorącym apelem o pomoc. Jednak nie proszę o pomoc dla siebie, a dla małej Małgosi, córki moich znajomych, która cierpi na zespół Turnera. Jest to choroba genetyczna, która wymaga specjalistycznego leczenia praktycznie przez całe życie. Jak wiecie, prosić o pomoc jest bardzo trudno, ale wierzę, że w jedności jest siła i dlatego gorąco proszę Was w imieniu własnym i rodziny Małgosi o wsparcie. 

Wasza pomoc jest dla Małgosi bezcenna, bo dla niej to szansa na szczęśliwe dzieciństwo, którym powinno cieszyć się każde dziecko. Małgosia dopiero poznaje świat, więc nie pozwólmy, by kojarzył on się jej tylko z chorobą i cierpieniem. Podarujmy jej uśmiech. To, co możecie dla niej zrobić, to dla Was tak naprawdę tylko chwila, a dla niej wspaniały dar Waszych serc. Wystarczy, że podczas rozliczenia podatkowego podaruje dla Małgosi swój 1% lub wpłacicie chodźby najmniejszą darowiznę na konto.  Każda złotówka ma ogromne znaczenie. 

Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o chorobie dziewczynki, zostawiam Wam link, w który możecie przeczytać o przyczynach, objawach i sposobie leczenia zespołu Turnera. W przypadku jakichkolwiek innych pytań dotyczących Małgosi proszę o kontakt z jej mamą. 

Na zakończenie, chcą jeszcze tylko prosić Was o udostępnianie tej informacji na swoich mediach społecznościowych, blogach. Im nas więcej, tym szanse dziewczynki rosną. Z całego serca już teraz dziękuję wszystkim tym, którzy zechcą pomóc i wierzę, że razem nam się uda. 💕

Kontakt z mamą Małgosi --> KLIK
O zespole Turnera --> KLIK

czwartek, 8 listopada 2018

Ta noc zmieniła wszystko.

Kochani, czy tak, jak ja tęsknicie za wakacjami i słońcem? Za oknem mamy jesień, więc do kolejnych wakacji jeszcze daleko, ale na szczęście jest sposób na to, żeby nawet teraz wrócić do tamtych dni. A wszystko dzięki książkom. One są swego rodzaju wehikułem czasu. Dzięki nim wszystko jest możliwe.

Dziś przygotowałam dla Was recenzję typowo wakacyjnej książki jednej z moich ulubionych polskich autorek Pani Agaty Czykierdy – Grabowskiej „Stand by me”.

Jedną z najbardziej nieprzewidywalnych rzeczy w życiu każdego z nas jest miłość. Uczucie to zjawia się nagle i najczęściej wtedy, kiedy najmniej się go spodziewamy. Może przynieść szczęście i radość albo cierpienie i łzy. Nigdy nie możemy, być pewni, co nam ofiaruje, Jedyne, co jest pewne i bezsprzeczne, to fakt, że kiedy już zagości w naszym sercu, staje się siłą, z którą nie da się wygrać.

Przekonali się o tym główni bohaterowie powieści „Stand by my” - Sara i Paweł. Ta dwójka nie jest sobie obca, gdyż znają się z czasów szkolnych. Jednak, kiedy my czytelnicy spotykamy ich na kartach książki, są już zupełnie innymi ludźmi. Sara właśnie zakończyła związek z mężczyzną, z którym zaczęli mijać się w swoich oczekiwaniach i potrzebach dotyczących wspólnego życia. Jak wiadomo, wszelkie rany najlepiej leczy się, tam, gdzie czujemy się bezpieczni. Nie ma lepszego miejsca niż dom rodzinny. Dlatego Sara postanawia spędzić wakacje w domu rodziców, chcąc zapomnieć i odzyskać utracony spokój.
Zupełnym zaskoczeniem jest dla niej chwila, kiedy dowiaduje się, że Paweł z racji zobowiązań zawodowych, również spędzi kilka miesięcy na rodzinnym łonie. Dziewczyna nie jest zachwycona perspektywą spotykania Pawła przez całe wakacje, gdyż będąc przyjaciółką jego siostry, nasłuchała się wiele na temat jego podbojów miłosnych i tego, jak lubi bawić się kobietami, mając za nic ich uczucia. Mimo że chłopak stara się, jak może zaprzyjaźnić z tą piękną wiedźmą, ta nie pozwala się obłaskawić.
Jednak już wkrótce wszystko się zmienia. A zaczęło się od jednej magicznej nocy. Nocy, podczas której na ziemi i w powietrzu, króluje miłość, która dosięgnie każdego. Noc Kupały odmieni także życie naszych bohaterów. Choć żadne z nich tego nie planowało, oboje zaczynają patrzeć na siebie zupełnie inaczej. Oboje nie chcą przyznać się przed sobą do tego, co czują, ale z miłością nie wygra żadna siła.
To już wiemy, ale być może plotki krążące na temat Pawła się potwierdzą i okaże się on tylko doskonałym aktorem, który chce tylko dobrze się zabawić, a wraz z końcem wakacji jego natura łamacza kobiecych serc ujawni swoje prawdziwe oblicze i zniknie bez słowa, zostawiając Sarę z kolejnymi ranami na sercu. Przekonajcie się sami, ja niczego już nie zdradzę.

Sara i Piotr to specyficzna mieszanka wybuchowa. Ona zadziorna, uparta i pewna siebie młoda kobieta, która jest zupełnie inna, niż kobiety, które do tej pory pojawiały się w życiu Pawła. Na nią nie działają tanie komplementy i wszystkie „chwyty” pod wpływem, których zazwyczaj dziewczyną miękną kolana.

„Była zbyt wyrywna i agresywna, żeby mógł jej pozwolić na wszystko. Uśmiechnął się w myślach. To była dziewczyna z ogniem, którą po prostu trzeba obłaskawić, ale nie tradycyjnymi sposobami, tylko podstępem”.

Pawła fascynuje jej zadziorność, ale tak naprawdę nie wie, czemu dziewczyna ma z nim problem. Przecież obydwoje wiedzą czego chcą, więc co jest grane? Czy jeśli pozna prawdę, będzie to koniec ich relacji? Zachęcam, abyście sprawdzili to sami.

Kochani, jeśli szukacie książki, która przyprawi was o przyspieszone bicie serca przepełnionej pożądaniem i miłością, której bohaterowie, sami nie mogą uwierzyć w to, jak bardzo Noc Kupały odmieniła ich życie, ta książka będzie dla Was idealna.

„Stand by me” to wciągający romans, przez który z racji lekkiego pióra autorki dosłownie się płynie. Chcę jednak, abyście wiedzieli, że jest to zupełnie inna historia, niż chociażby „Adam”, którego uwielbiam, czy „Pierwszy raz”. Muszę przyznać, że ja wolę te bardziej „dramatyczne” perypetie bohaterów, książek Pani Agaty, co nie zmienia faktu, że tę również Wam gorąco polecam.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Nove res, za co bardzo dziękuję.



poniedziałek, 5 listopada 2018

Uczta dla serc i dusz.

Kochani dziś chcę opowiedzieć Wam o książce, która roztrzaskała mnie emocjonalnie. Z natury jestem osobą, której mocno na sercu leży dobro drugiego człowieka. Nie potrafię przejść obojętnie wobec osoby, która czasami potrzebuje tak mało, aby wywołać uśmiech na jej twarzy. Swego czasu będąc nastolatką, byłam wolontariuszką w domu seniora. Muszę przyznać, że jestem wdzięczna losowi za każdą spędzoną tam chwilę, ponieważ czas ten, okazał się dla mnie niesamowitą lekcją pokory i pozwolił otworzyć się na drugiego człowieka. Patrząc na twarze tych starszych ludzi, których spotkałam na swojej drodze, w ich spojrzeniach można było dostrzec samotność, smutek, tęsknotę, a wystarczył mały gest, by choć na chwilę przywrócić im uśmiech i nadzieję. Oni nie oczekiwali wiele, chcieli, tylko aby ktoś ich wysłuchał.

Zapewne zastanawiacie się teraz, dlaczego piszę Wam o tym wszystkim. Otóż książka Pani Małgorzaty Mikos „Dni naszego życia”, po której lekturze nadal nie mogę pozbierać się emocjonalnie, skłoniła mnie do wspomnień z tamtego okresu w moim życiu. Za chwilę przekonacie się dlaczego.

Zanim jednak opowiem Wam o samej książce, jak to zwykle mam w zwyczaju, zapraszam Was na chwilę rozważań i przemyśleń nad tym, co ważne i nieuniknione, a jednak często spychane w głąb naszej świadomości. Dziś porozmawiamy o czasie, schyłku ludzkiego życia. Mówiąc wprost o starości, która, jak ja to zawsze powtarzam, jest jedną z niewielu rzeczy, która się Panu Bogu nie udała. Zapewne teraz wielu z Was pomyśli sobie „przecież jestem młody, to mnie nie dotyczy”. Nic bardziej mylnego kochani, choć w pędzie codziennego życia o tym nie myślimy. Starość dotknie każdego z nas.

To, co według mnie jest najbardziej bolesne i uderzające to, fakt, że ludzie starsi spychani są tak jakby na boczne tory życia. Młodzi ludzie żywią przekonanie, że takie osoby nic nie wiedzą o życiu, niczego nie mogą już światu od siebie dać, niejako nie pasują do dzisiejszych czasów. Mijamy ich na ulicy, spotykamy każdego dnia, ale zaaferowani własnym życiem nie poświęcamy tym osobom swojej uwagi, bo przecież życie pędzi, a niestety w czasach, w których przyszło nam żyć, ważniejsze jest to, by mieć niż być. Stąd też często osoby starsze czują się samotne w tłumie. A, jak się przekonacie, sięgając po książkę Pani Małgorzaty, jeśli tylko zechcecie ich wysłuchać, mogą oni ofiarować Wam od siebie bardzo wiele.

Piotr jest osiemdziesięciolatkiem, który przez mieszkańców miasteczka, w którym żyje, postrzegany jest jako dziwak, tylko dlatego, że wyznaje swoje zasady i żyje po swojemu, nie próbując dopasować się do współczesnych realiów życia. Żyje, jak chce, a nie tak jak oczekują tego od niego inni, bowiem od zawsze jego celem, było bez względu na wszystko pozostać sobą. Niestety jego sąsiadom to nie odpowiada, dlatego zdają się go nie zauważać, traktując niemal jak zło konieczne. Przedwcześnie owdowiały mężczyzna wiedzie samotne życie, a przy życiu trzymają go tylko wspomnienia niezwykłej miłości do ukochanej żony, która, choć minęło już wiele lat od jej śmierci, nigdy nie wygasła. Pewnego dnia los krzyżuje drogi naszego bohatera z młodą dziennikarką, która, choć jest jego sąsiadką podobnie jak inni, nie poświęcała większej uwagi osobie starszego mężczyzny. To spotkanie odmieni życie ich obojga, a wszystko za sprawą wyjątkowego projektu, którego podejmuje się młoda dziewczyna. Piotr zdaje sobie sprawę, że jego życie na tym świecie wkrótce dobiegnie końca, dlatego prosi sąsiadkę, by spisała historię jego życia, aby nie umarła razem z nim. Chce, aby poznali ją  syn i wnuki.

Uwierzcie mi, zadanie nie jest proste, ponieważ historia, której powiernikiem staje się dziewczyna, jest równie piękna, wzruszająca, jak i okrutna oraz bolesna. Poprzez retrospekcję wydarzeń, mamy możliwość poznania kolei życia staruszka już jako dziecka. To, czego doświadczył, może złamać na zawsze nie jednego dorosłego, a co dopiero dziecko. Dorosłe życie również zadało mu bezlitosny cios, przedwcześnie odbierając najlepszą przyjaciółkę i jedyną największą miłość życia.
Nie będę opisywać Wam szczegółów tej wyjątkowej opowieści, abyście sami mogli odkrywać jej głębie i wraz z bohaterem przenieść się do czasów, gdzie największą wartością był drugi człowiek, przyjaźń i miłość, która bez względu na mijający czas pozostaje wieczna.

Piotr jest postacią, która od samego początku znalazła miejsce w moim sercu. Czytając „Dni naszego życia”, nieustannie przypominałam sobie moich dziadków, którzy już odeszli, a którzy, kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem, często opowiadali mi, o tym, jak dawniej wyglądało ich życie. Teraz, podczas czytania tej książki, często wyobrażałam sobie, że to właśnie ja siedzę z moim dziadkiem i słucham trudnej, ale niezwykłej historii perypetii jego życia. Być może wyda wam się to niedorzeczne, ale ja naprawdę pokochałam tego staruszka. Nie myślcie sobie, że Piotr przez całe życie był ideałem. Jak każdy z nas popełniał błędy, ale jego przeżycia są dowodem na to, że nigdy nie jest za późno, aby je naprawić. Były chwile, kiedy żałowałam, że nie mogę go przytulić. Ta historia to dowód na to, że każdy z nas jest wyjątkowy i skrywa w sercu historię, która jeśli tylko zechcemy ją poznać, może odmienić i ubogacić nasze życie. Nie liczy się wiek, przekonania, czy status majątkowy a człowiek, z którym duchowa bliskość i przyjaźń może okazać się najcenniejszym darem. 
.
Pani Małgorzata Mikos oddała w nasze ręce napisaną pięknym językiem wzruszającą i wyjątkową historię, która pozostawia swój ślad w sercu czytelnika już na zawsze. Nigdy nie zapomnę tej książki i na pewno wrócę do niej nie raz. Płakałam przy niej, smutek i poczucie niesprawiedliwości rozrywały mi serce. Każdemu z nas życzę tak wspaniałej miłości, jaka łączyła, a właściwie łączy do dziś Piotra i jego żonę, bo ta miłość zwyciężyła nawet śmierć. Dla mnie osobiście „Dni naszego życia” to niezapomniana chwila na to, by się zatrzymać i docenić największe wartości, jakie ofiaruje nam życie: miłość, przyjaźń, możliwość obcowania z drugim człowiekiem. Mimo że, tak jak stało się w moim przypadku, książka rozerwała mi duszę na strzępy, autorka nie pozostawia nas bez nadziei, za co bardzo dziękuję.

Kochani, być może niektórym z Was przeszkadzać będzie powolna akcja tej książki oraz skrupulatne opisy przeżyć bohatera. Dla mnie jednak jest to jej atutem, gdyż według mnie jest to książka adresowana do ludzkich serc i dusz. Nie da się jej przeczytać bez głębokiej refleksji, dlatego autorka poprzez niespieszną akcję daje nam czas na zastanowienie się nad własnym życiem i hierarchizacją cenionych przez nas wartości. Chce, abyśmy dokładnie poczuli to, co każdego dnia od wielu lat czuje Piotr.

Nie znajdę chyba już więcej słów na to, aby utwierdzić Was w przeświadczeniu jak, niezwykłe w swoim wyrazie są „Dni naszego życia". Przeczytajcie, a przekonacie się sami.

Na zakończenie, chcę tylko prosić Was, abyście rozejrzeli się wokół siebie. Być może, każdego dnia mijacie samotną starszą osobę, która pragnie, by ktoś zechciał ją wysłuchać. Pamiętajmy my też, kiedyś możemy znaleźć się na miejscu tych osób, a dobro naprawdę powraca.

Recenzja powstała we współpracy z portalem Czytajmy polskich autorów i wydawnictwem Novae res, za co bardzo dziękuję.