wtorek, 26 kwietnia 2022

"Nauczycielka z getta" Aneta Krasińska

B
ez wątpienia Aneta Krasińska jest autorką, która w każdej swojej książce chce być blisko ludzi, ich problemów i emocji. Zawsze, kiedy sięgam po kolejne literackie dziecko tej pisarki, wiem, że jego lektura pozostawi we mnie swój ślad. A to dlatego, że bohaterowie, których spotykamy na kartach każdej powieści, są tacy, jak my. Mają swoje plany i marzenia. Pragną wieść spokojne i ustabilizowane życie, ale jednocześnie niezmiennie mam świadomość tego, że czytając jej książki, będę musiała zmierzyć się z wieloma bardzo trudnymi ich przeżyciami, gdyż pani Aneta nie boi się sięgać po trudne tematy w konfrontacji, z którymi my czytelnicy bardzo często się utożsamiamy, a już na pewno zadajemy sobie pytanie, jak my sami zachowalibyśmy się, będąc w podobnej, jak ta opisywana w danej książce sytuacja?

Dziś chcę wam opowiedzieć kilka słów o najnowszym utworze literackim, który powieściopisarka oddała w ręce swoich czytelników. Już na wstępnie chcę wspomnieć, że „Nauczycielka z getta”, bo to o tym tytule właśnie mowa, w moim odczuciu jest najtrudniejszą pod względem tematyki, jak również ładunku emocjonalnego książką, która wyszła spod pióra tej autorki, a którą ja miałam możliwość przeczytać. Dlaczego? Dowiecie się już za chwilę.

Przystępując do lektury książki, trafiamy do mieszkania w jednej z łódzkich kamienic, którego mieszkańcami są Anna i Leopold Kozłowscy wraz ze swoją jedyną córką Laurą. W momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami życia tej rodziny, jesteśmy świadkami bardzo ważnego wydarzenia w życiu Laury. Młoda kobieta właśnie się zaręczyła i tylko cztery miesiące dzielą ją od upragnionego ślubu z ukochanym Dawidem. Młodzi są w sobie bardzo zakochani, ale nie wiedzą jeszcze, że już zaledwie za kilka godzin będą zmuszeni żyć w zupełnie nowej dla siebie rzeczywistości, gdzie słowa przysięgi małżeńskiej o miłości na dobre i na złe nabiorą zupełnie nowego i nader wyrazistego znaczenia.

Poranek pierwszego września 1939 roku, kiedy Laura, będąc nauczycielką, jak co roku po wakacyjnej przerwie z radością miała spotkać się ze swoimi uczniami, przyniósł niepokojące wieści o wybuchu wojny. Choć początkowo nie chciano w takie doniesienia uwierzyć, niestety ta przerażająca prawda potwierdziła się bardzo szybko. Musicie wiedzieć, że Dawid jest Żydem, który z miłości do przyszłej żony zmienił wyznanie. Młodym udaje się wziąć ślub i choć nie jest on taki, jak sobie wymarzyli, to dla nich najważniejsze jest, że mogą być razem. Nie mogą jednak czerpać siły do przetrwania z wzajemnej bliskości, gdyż Dawid wspólne z rodziną trafia do wydzielonego na niewielkim obszarze ziemi łódzkiego getta, w którym Żydzi postrzegani przez Niemców jako gorszy gatunek niewart istnienia i godnego życia, zostają oddzieleni od reszty społeczeństwa. Laura, dla której mąż i jego miłość niezbędna jest do życia niczym tlen, decyduje się dobrowolnie przekroczyć mury getta i zamieszkać z rodziną Dawida. Nie jest jednak do końca świadoma tego, co ją tam czeka.

Tak oto wspólnie z nią trafiamy do miejsca, w którym każdy przeżyty dzień jest zarówno szczęściem, jak i przekleństwem. Szczęściem, bo żyjesz, a przekleństwem, ponieważ każdego dnia na własnej skórze doświadczasz głodu, strachu i upodlania ze strony nazistów, których okrucieństwo jest wszechobecne i nie ma granic. Obiektem nienawiści okupanta stały się również dzieci, dlatego nasza bohaterka, chcąc zapewnić im choć namiastkę normalności i nadziei na to, że to piekło kiedyś się skończy, postanawia, że będzie je uczyła. Nie jest to łatwe. Każdego dnia giną niewinni ludzie, wszyscy drżą o życie swoje i swoich bliskich. Laura obiecuje sobie, że zrobi wszystko, by uratować bliskich męża, a teraz także i swoich, ale zdradzę wam, że będzie to bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe, gdyż wydarzenia rozgrywające się w ostatnich rozdziałach książki są dla rodziny Lewiatan bardzo dramatyczne. O tym jednak musicie przeczytać już sami, do czego gorąco was zachęcam. Ja z niecierpliwością czekam na kontynuację.

Tytuł ten to przejmująca opowieść o miłości oraz poświęceniu w dramatycznych i bezwzględnych realiach okrucieństwa wojny, w której wróg robi wszystko, aby odrzeć mieszkańców getta z wszelkich przejawów człowieczeństwa. Niemcy dążą do zabicia w Żydach najmniejszej nawet iskry nadziei, będąc przekonanymi, że nie są oni zdolni do najmniejszych nawet przejawów walki. Potrafią tylko biernie godzić się ze swoim losem i podporządkowywać się nowym realiom, w jakich są zmuszeni żyć. Ale, czy na pewno? Sprawdźcie sami.

Muszę przyznać, że w obliczu tego, co teraz dzieje się na Ukrainie wszystko, co przeczytałam w tej książce, trafiło do mnie jeszcze mocniej. Nie mogę zrozumieć, jak jeden człowiek, owładnięty rządzą władzy, może bez żadnych skrupułów dopuszczać się tak niewyobrażalnego okrucieństwa. Poznając historię Laury, jej bliskich oraz innych osób pozbawionych wolności za murami getta bezustannie niczym bumerang wracało do mnie pytanie. Czy ja potrafiłabym dążyć do normalności mimo wszechogarniającej mnie krzywdy, łez, cierpienia, lęku i niepewnej przyszłości? Czy potrafiłabym pielęgnować w sobie nadzieję mimo gorzkiego smaku śmierci, która stałaby się moją codziennością? Jednocześnie cały czas modlę się o to, bym nigdy nie musiała poznać na te pytania odpowiedzi.

Myślę, że nie muszę nikogo z Was przekonywać o wartości tej książki i zachęcać do jej przeczytania. Możecie mi wierzyć, że jej lektura wzbudzi w was wiele emocji i wzruszeń. Choć wszystko, o czym przeczytacie w powieści, jest fikcją literacką opartą na wydarzeniach historycznych, to nie zmiena to faktu, że los jej bohaterów mocno odciśnie się na waszym sercu. Wspólnie z nimi będziecie cierpieć, płakać. Poczujecie ich obawy, ale także będziecie czerpać radość z najkrótszych nawet chwil szczęścia. Ja czekam na więcej, bo zaczęło się naprawdę bardzo obiecująco.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Jaguar, za co bardzo dziękuję.


sobota, 23 kwietnia 2022

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich.

 


Kochani dziś obchodzimy wyjątkowe święto każdego pisarza i czytelnika. Dlatego korzystając z okazji chciałabym zapytać Was, w jaki sposób wspieracie i doceniacie pracę swoich ulubionych autorów? Należycie do grup poświęconych ich twórczości, uczestniczycie w spotkaniach autorskich, a może sami organizujecie podobne akcje promocyjne?

Ja zawsze chętnie podejmuje się promowania i patronowania ich literackim dzieciom, dbając o to, aby czytelnicy bloga Kocie czytanie szanowali trud i pracę autorów włożoną w napisanie książki i czytali tylko legalnie.

Napiszcie mi proszę, w jaki sposób wy sięgacie po interesujące was książki? Korzystacie z bibliotek, pożyczacie książki od znajomych, czytacie korzystając z platform typu  Legimi. A może po prostu kupujecie książki? 

À propos kupowania, jestem bardzo ciekawa, jakie tytuły  kupiliście ostatnio ? A może właśnie z okazji dzisiejszego wyjątkowego święta planujecie nowe książkowe zakupy.

Będzie mi bardzo miło, jeśli zdradzicie mi, z jaką książkę spędzicie dzisiejszy dzień? 

Na zakończenie chciałabym podzielić się z wami ogromną radością z niezwykłego prezentu, który otrzymałam od jednej z czytelniczek bloga Kocie czytanie. Prezent ten jest wyrazem uznania dla moich działań w internecie na rzecz promowanie czytelnictwa. 💕 



wtorek, 19 kwietnia 2022

Kłamstwa, wszędzie kłamstwa Adele Parks

Wszyscy kłamiemy. Kłamstwo jest wpisane w naturę człowieka i stanowi mniejszą, bądź większą część naszego życia. Kłamiemy z naprawdę wielu różnych powodów. Bo chcemy coś ukryć. Bo zależy nam na tym, aby osoby z naszego najbliższego otoczenia nie poznały całej prawdy o tym, jak wygląda nasza codzienność, z której my sami przed sobą nie mamy odwagi zedrzeć kurtyny pozorów. A co najbardziej istotne, obawiamy się, że kiedy prawda ujrzy światło dzienne, stracimy wszystko to, co do tej pory udało nam się zbudować. Sami siebie karmimy fałszywymi zapewnieniami, że jedno niewinne kłamstwo nic nie zmieni, a w rezultacie bardzo szybko stajemy się więźniem własnej pułapki zbudowanej z tajemnic, niedopowiedzeń i złudzeń. Zapominamy jednak o tym, że prawdy nie da się ukrywać w nieskończoność. Ona jest jak oliwa i zawsze na wierzch wypływa. Dopóki nie stawimy jej czoła, nigdy nie zaznamy spokoju, a ona upomni się o uwagę w najmniej spodziewanym przez nas momencie. Czy jesteście gotowi na to, aby spojrzeć jej prosto w oczy?

Z pewnością na taką konfrontację nie są gotowi Daisy i Simon, bohaterowie książki Adele Parks "Kłamstwa, wszędzie kłamstwa", o której chcę wam opowiedzieć kilka słów. Jest to małżeństwo, któremu życia mogłoby pozazdrościć naprawdę wielu z nas. Mają wszystko, co może stanowić definicję szczęścia. Idealne mieszkanie, ustabilizowane życie, wspaniałych oddanych przyjaciół oraz wyjątkowe dziecko, które dopełniło wizerunek ich rodziny, jak z obrazka po wielu latach starań o to, by stać się rodzicami. Już czytając opis książki, w którym kilkakrotnie pada słowo idealny, nabrałam podejrzeń, gdyż zazwyczaj jest tak, że jeśli coś jest nad wyraz doskonałe, najczęściej za fasadą iluzji stworzoną na potrzeby osób z zewnątrz skrywa trudną i złożoną rzeczywistość, której nieodłącznym elementem jest poczucie samotności, zranienia i zwątpienia. Bardzo szybko okazało się, że moje przeczucia mnie niestety nie myliły i ta rodzina przeżywa swój prywatny dramat. Simon ma problem z alkoholem, który niszczy nie tylko jego samego, ale przede wszystkim odciska piętno na jego najbliższych, a także przenosi się na kontakty towarzyskie. Jednak, aby zmierzyć się z problemem, jakim jest uzależnienie, trzeba przyznać się przed samym sobą, że ono rzeczywiście nas dotyczy. Mężczyzna poniekąd za przyzwoleniem żony woli tuszować swój problem szukając usprawiedliwień dla siebie w postaci kolejnych drobnych kłamstw, które mnożą się w zastraszającym tempie, a przybierają na sile, kiedy pewnego dnia Simon zupełnie niespodziewanie poznaje druzgocącą dla siebie prawdę, która w zaledwie kilka chwil niszczy wszystko to, co kochał i co było mu najdroższe.

Nasi bohaterowie nie wiedzą jeszcze, że to, co obecnie przeżywają, jest niczym w porównaniu do tego, przez co będą musieli przejść już wkrótce. Wystarczy bowiem tak niewiele, aby ich życie przeistoczyło się w tragedię. O kilka kieliszków za dużo wypitego alkoholu, zbyt silne emocje i chwilowa utrata kontroli wystarczą do tego, aby ich rodzina rozpadła się, jak domek z kart. Od teraz już nic nie będzie takie samo. Co więcej, pojawi się strach i niepewność. Ku zaskoczeniu czytelnika przekonamy się, że nie tylko sumienie Simona obciążone jest poczuciem winy i licznymi wyrzutami. Daisy również nie jest bez skazy. Ma wiele do ukrycia, a co najgorsze i co napawa kobietę przerażeniem, demony przeszłości materializują się i osaczają ją z zaskoczenia. Musi chronić nie tylko siebie, ale i to, co ma najcenniejszego. Teraz nie ma już miejsca na udawanie.

W tym miejscu zastanówmy się, czy budowanie życia na fundamencie z kłamstw ma szansę skończyć się inaczej niż tylko tragicznie? Oczywiście, że nie. Jak bardzo naiwny musi być ktoś, kto sądzi inaczej. Kłamstwo nigdy nie uchodzi na sucho. Kiedy zaczynamy uciekać się do kłamstw, nie myślimy o tym, że jest to początek naszego upadku w przepaść. Owszem, kłamstwo jest bardzo wygodne, bo w danym momencie pozwala nam uniknąć konsekwencji naszych czynów i zachowań, jednak jest także bardzo uzależniające, a co za tym idzie niebezpieczne. Nim się spostrzeżemy, zostajemy nimi przygnieceni. Odbierają nam spokój, stabilizację i niszczą bez skrupułów. Czy w takim razie gra jest warta świeczki? Z tym pytaniem do samodzielnego przemyślenia Was zostawiam i zachęcam oczywiście do tego, abyście sięgnęli po książkę "Kłamstwa, wszędzie kłamstwa" i przekonali się, czy dla Simona i Daisy jest jeszcze szansa, by na nowo odnaleźli się na drodze prawdy i przebaczenia. Sprawdźcie koniecznie, czy bolesna lekcja życia, którą zgotował dla nich los, a raczej sami sobie ją zgotowali, uświadomi im wreszcie, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa, którego najmniejsze nawet zasiane ziarenko bardzo szybko rośnie w destrukcyjną siłę obracającą się przeciwko nam samym.

Powieść ta została sklasyfikowana jako thriller psychologiczny, jednak w moim odczuciu bardziej adekwatnym określeniem byłoby nazwanie jej dramatem rodzinnym. Autorka w bardzo wyrazisty i autentyczny sposób porusza życiowe problemy, które mogą być i na pewno są odzwierciedleniem życia wielu osób, które zdecydują się po tę książkę sięgnąć. Utożsamimy się z jej bohaterami, przez co w pewien sposób staną się oni nam bliscy. Co więcej, ich postępowanie nie pozwoli nam uniknąć pytania: Co ja zrobiłabym/zrobiłbym, będąc na ich miejscu? Jednocześnie muszę podkreślić fakt, że niektóre zachowania małżonków odebrałam, jako bardzo niedojrzałe i dla mnie samej nieznajdujące racjonalnego wytłumaczenia. Niemniej jednak jest to bardzo wartościowa i godna polecenia historia. Adele Parks niemalże od pierwszych stron przykuwa naszą uwagę i podsyca ciekawość tego, co wydarzy się za chwilę. A możecie mi wierzyć, że następujące po sobie wydarzenia z biegiem lektury coraz mocniej podnoszą poziom naszej ciekawości i napięcia, co sprawia, że jej czytania nie sposób przerwać nawet na chwilę. A zakończenie będzie dla wielu z was zupełnym zaskoczeniem. Z uwagi na tak zajmującą fabułę, książkę przeczytacie w mgnieniu oka z ogromnym zaangażowaniem i zapomnicie o mijającym czasie. Zarwana noc spędzona na jej czytaniu jest więcej niż pewna, ale o tym musicie przekonać się już sami.

Recenzja powstała we współpracy z portalem Duże Ka, za co bardzo dziękuję.




sobota, 2 kwietnia 2022

"Tysiąc metrów nad ziemią" Agnieszka Andrzejczak

D
epresja to bardzo podstępna choroba, która dotyka osoby w coraz młodszym wieku. Już będąc nastolatkami, przeżywamy pierwsze niepowodzenia i rozczarowania, które jeśli zostaniemy pozostawieni z nimi samym sobie, mogą stać się początkiem zakorzeniania się jej w naszym sercu i duszy. To wówczas bowiem potrzebujemy największego wsparcia od naszych rodziców, a także poczucia akceptacji ze strony rówieśników. Dzięki temu kształtuje się nasze poczucie własnej wartości, które ma ogromny wpływ na to, jak będziemy postrzegali siebie i swoje życie w przyszłości. Oczywiście życzę każdemu młodemu człowiekowi, aby te tak ważne jego potrzeby były w pełni zaspokajane. Jednak wiem, że życie nie zawsze, a nawet bardzo często nie wygląda tak, jak byśmy tego pragnęli. Dziś chcę, abyśmy wspólne przekonali się, jak łatwo stać się ofiarą depresji, kiedy tych wszystkich wspomnianych wcześniej przeze mnie czynników zabraknie. Łatwo się domyślić, że wtedy pogrążamy się w samotności, beznadziei, tracimy chęć życia. Bardzo cieszy mnie fakt, że depresja nie jest już w naszym społeczeństwie tak wielkim tematem tabu, jak było to jeszcze niedawno. Mówi się głośno o tym, że kiedy wyciągnie ona po nas swoje macki, nie musimy, co więcej nie powinniśmy zmagać się z nią sami. Są instytucje i osoby, które nam w tym pomogą. Psychologowie, psychiatrzy i terapeuci są zawsze gotowi do tego, aby nas wysłuchać i wdrożyć odpowiednią terapię, bądź inne metody leczenia.

Nie poświęcamy natomiast wystarczającej uwagi jeszcze jednemu aspektowi, który jest niezwykle potrzebnym, o ile nie najważniejszym uzupełnieniem całego procesu wychodzenia z mroku, jakim spowite jest nasze życie. Bóg i wiara mogą naprawdę zdziałać cuda, jeśli tylko otworzymy się na jego miłość i pozwolimy mu zaistnieć w swoim życiu.
Pięknym tego świadectwem jest historia 19-letniej Marty, bohaterki powieści Agnieszki Andrzejczak „Tysiąc metrów nad ziemią”, z której recenzją dziś do was przychodzę.

W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, dziewczyna właśnie rozpoczęła pierwszy rok studiów. Nie mogła jednak pokierować swoim życiem tak, jak sama, by tego chciała, ponieważ odkąd jej rodzinę dotknęła wielka tragedia, stała się niczym manekin w rękach matki. Wystarczyła jedna chwila, aby jej rodzina rozpadła się jak domek z kart, a ona sama żyła w niszczącym ją każdego dnia poczuciu winy. Marta, od kiedy tylko pamięta, stara się zasłużyć na uwagę i uznanie rodzicielki. Niestety bezskutecznie. Nasza bohaterka czuje się niewidzialna dla świata. Cierpi również z powodu zranionych uczuć, a także braku przyjaciół. Bardzo trudno jest jej nawiązać relacje z innymi ludźmi. Zamyka się w swojej szczelnej skorupie, a w momencie, kiedy czara goryczy się przelewa, postanawia popełnić samobójstwo. Na szczęście próba samobójcza jest nieudana, ale Marta staje w obliczu druzgocącej dla niej diagnozy lekarskiej częściowego sparaliżowania. Musicie wiedzieć, że największą pasją młodej kobiety był taniec, dzięki któremu choć przez chwilę mogła zapomnieć o tym, co ją dręczy.

Nie wie jednak jeszcze, że to, co się stało, może odmienić jej życie, a wszystko za sprawą Michała i tańczących aniołów, którzy pomagają jej spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy. Uświadamiają, że choć człowiek często czuje się przez wszystkich opuszczony, zapomniany i niezauważany, to jednak jest ktoś, dzięki komu tak naprawdę nigdy nie jesteśmy sami. Bóg, który zawsze nas wysłucha i otoczy swoją bezgraniczną, czystą miłością. Nawet jeśli my w Niego zwątpimy i odwrócimy się od Niego, On nigdy nie zostawi nas bez pomocy. Zawsze czeka na swoje zbłąkane owieczki. Daje nam jednak wolną wolę i to my mamy wybór, czy chcemy trwać w rozpaczy i beznadziei, czy też zrozumiemy, że nikt tak jak Bóg nie będzie nas szukał i tylko trwając u Jego boku, poczujemy nieopisane słowami uczucie szczęścia i radości.
Koniecznie sięgnijcie po książkę i przekonajcie się sami, czy Marta wpuści do swojej duszy Boże Miłosierdzie i doświadczy jego niezwykłej mocy.

Wszystko, o czym przeczytamy w książce, jest swego rodzaju połączeniem dwóch światów, które choć my ludzie małej wiary nie potrafimy tego dostrzec, doskonale się uzupełniają. A co więcej, ten ziemski świat pełen cierpienia, krzywd i łez, którymi karmi się diabeł, nie jest w stanie istnieć bez boskiego ramienia, na którym możemy się wesprzeć, kiedy upadamy. Autorce doskonale udało się to odzwierciedlić.

Na kartach powieści przeczytamy o zaburzeniach depresyjnych, rozpadzie rodziny w obliczu tragedii, trudnych relacjach na płaszczyźnie matka-córka, poczuciu winy, ale także o miłości, przyjaźni, odrodzeniu duchowym i wielu innych ważnych tematach, w których na pewno wielu z nas odnajdzie cząstkę siebie. Rozważania religijne dadzą nam do myślenia, nawet jeśli jesteśmy niewierzący, lub ciągle jeszcze poszukujący.

„Tysiąc metrów nad ziemią” to książka wyjątkowa, ale aby poczuć jej wyjątkowość musimy odrzucić swoje ludzkie ograniczenia i wątpliwości. Tylko wtedy odbierzemy ją jak należy, czyli sercem. Tylko tak, czego jestem pewna, po odłożeniu książki na półkę poczujemy się ubogaceni duchowo i wzmocnieni Bożą siłą. W momencie, kiedy piszę te słowa, wiem, że za kilka dni czeka mnie trudny czas w moim życiu, który tak po ludzku napawa mnie lękiem i obawami. Teraz po lekturze książki odzyskałam wewnętrzny spokój, zawierzyłam swoje życie Bogu i pokładam ufność w jego bezgranicznej miłości. Nie mam także wątpliwości, że to, abym właśnie teraz poznała historię Marty, jest częścią Jego planu. Choć książka w głównej mierze adresowana jest do młodzieży, to jednak gorąco polecam ją każdemu. Na pewno długo o niej nie zapomnicie, a co więcej nie raz będziecie chcieli do niej wrócić. Przygotujcie sobie jednak chusteczki, bo na pewno lektura wywoła mnóstwo łez, ale mocno wierzę w to, że będą to łzy oczyszczenia. Na zakończenie od siebie podzielę się z wami bardzo osobistym świadectwem. Kiedy skończyłam czytać „Tysiąc metrów nad ziemią”, poczułam ogromną potrzebę modlitwy i rozmowy z Bogiem, która wlała do mojego serca tak bardzo potrzebny mi teraz spokój.

Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.