piątek, 13 września 2024

"Owocowa czy czarna" Kamila Mytyk



My czytelnicy, chociażby podczas spotkań autorskich ze swoimi ulubionymi pisarzami, chcąc poznać zakulisowe ciekawostki dotyczące samego procesu pisania książek, niejednokrotnie dowiadujemy się, że nie wszystko wyszło tak, jak zakładał pierwotny pomysł i plan autora. Zdarza się bowiem, że już podczas samego pisania pomysł ewaluuje, a bieg toczących się wydarzeń przybiera zupełnie inny od zamierzonego kierunek. Piszę wam o tym moi kochani, ponieważ dziś przychodzę do was z recenzją najnowszej powieści Kamili Mytyk „Owocowa czy czarna”, w przypadku której tak właśnie się stało. Jak przyznaję sama Kamila, początkowo powieść ta miała być komedią. Ostatecznie, jednak, co mogę już teraz wam zdradzić, w nasze ręce trafiła zdecydowanie bardziej poważna tematycznie historia, która, choć nie pozbawiona warstwy humorystycznej, została wzbogacona o ważny aspekt psychologiczny, o czym przekonacie się już za chwilę. 

Bohaterkami tego zajmującego i wciągającego od pierwszej do ostatniej strony tytułu są trzy siostry, choć, bez wątpienia można powiedzieć, że w głównej mierze nasza uwaga zostaje zwrócona na historię najstarszej z nich - Joanny. Ta dziewczyna nigdy nie miała łatwo i niestety, choć może liczyć na wsparcie rodziny, tak pozostało do dziś. Dziewczyn los nie oszczędzał. Bardzo wcześnie doświadczyły ogromnego bólu straty, a Joanna, jako najstarsza z sióstr czuła się w obowiązku opiekować Anią i Natalką. Teraz, choć są już dorosłe i każda z nich ma swoje życie, to tak naprawdę Joasia nigdy nie zaznała w nim szczęścia. Kiedyś wierzyła, że znajdzie je u boku Marcina. Jak każde zakochana kobieta, oddała mu całą siebie. Dziś, choć jeszcze nie ma odwagi tego przed sobą przyznać, podświadomie wie, że obraz mężczyzny, w którym się zakochała, zachował się już tylko w jej pamięci. Od dawna dzieli życie z manipulatorem, który bardzo szybko pokazał swoje prawdziwe oblicze. Wszyscy wokół to wiedzą, tylko nie sama zainteresowana. Jak wiadomo pod latarnią zawsze najciemniej. Czasem trzeba, aby ktoś spojrzał na nasze życie z boku i pokazał nam ten niedostrzegalny przez nas samych prawdziwy jego obraz. Dla naszej Joasi początkiem stawania w prawdzie, a tym samym uwierzcie mi rewolucyjnych zmian, które wywrócą jej życie do góry nogami, jest niespodziewana wizyta babci Rozalii. Kobieta przylatuje z Australii, aby odwiedzić wnuczki, przekonać się, jakie życie wiodą i sprawdzić, czy nie potrzebują jej pomocy. 

W tym miejscu zatrzymajmy się na chwilę i skupmy właśnie na postaci seniorki. A to dlatego, w żaden sposób nie wpisuje się ona  w schemat spokojnej starszej pani. Co to, to nie. Mimo swoich 75 lat to pełna życia, elegancka, dystyngowana dama, która mówi to, co myśli. A co najważniejsze, jest doskonałą obserwatorką, której nie da się zamydlić oczu. Za sprawą jej naturalnej bezpośredniości czytelnik dostaje dawkę fantastycznego humoru, który jest balansem dla wspaniale ukazanej narcystycznej osobowości Marcina. Koniecznie przeczytajcie tę niezwykle wartościową i potrzebną społecznie opowieść i przekonajcie się, czy Asia przy wsparciu rodziny znajdzie w sobie siłę, aby zakończyć toksyczny związek i zacząć wreszcie żyć dla siebie i z myślą o sobie. 

Jako psycholog mogę was zapewnić, że wielu czytelników właśnie po lekturze „Owocowej czy czarnej" zrozumie, że żyje z narcyzem, bądź ma w swoim otoczeniu osobę wykazującą znamiona zachowań narcystycznych. Kamila Mytyk w bardzo obrazowy sposób pokazała nam, jak wygląda życie w cieniu narcyza, dla którego liczy się wyłącznie on sam. Nie znosi krytyki, a wszystko to, co nie dzieje się nie po jego myśli, wywołuje niekontrolowane ataki złości, wymierzone w jego ofiarę. Co z kolei ją samą wpędza w poczucie winy i obniża własną wartość. Narcyz nie odczuwa empatii, ale potrafi być czarujący, jeśli w danej chwili właśnie takie zachowanie zaowocuje wymiernymi dla niego korzyściami. 

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że samodzielne wyjście z takiej relacji jest bardzo trudne. Dlatego niezbędne jest wsparcie osób nam bliskich i tych, którym na naszym dobru zależy. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie każdy ma w swoim życiu kogoś takiego. Nie martwcie się jednak. Macie  moje słowo, że dla wielu z was motywacją do zmian na lepsze na pewno będzie ta książka. Mamy tutaj nie tylko wspaniale nakreśloną charakterystykę osoby narcystycznej, ale co najbardziej istotne, w pewnym sensie jest ona swego rodzaju poradnikiem, z którego dowiadujemy się, jak taką osobę traktować. Jak sobie z nią poradzić i najważniejsze, jak się od niej odciąć. A wszystko, o czym przeczytacie, spędzając z nią czas, do czego gorąco zachęcam, zostało napisane na podstawie konsultacji z psychologami. Warto również wspomnieć, że to właśnie psycholodzy, są tymi, którzy w takich sytuacjach służą swoją fachową pomocą. Terapia nie jest niczym niezwykłym, czego należy się obawiać, a tym bardziej wstydzić. 

Mam nadzieję, że udało mi się przekonać was, iż warto poznać tę powieść i oczywiście mówić o niej dużo i głośno. Jestem przekonana, iż może pomóc wielu osobom. Mając ten fakt na uwadze, chciałabym, aby dotarła ona do jak najszerszego grona odbiorców. Dlatego na pewno będę ją polecać każdemu. Ja sama przeczytałam ją w mgnieniu oka z wielką przyjemnością. Autorce wspaniale udało się połączyć powagę tematu z lekkością lektury, fantastyczną dawką humoru, a także garścią refleksji i przemyśleń, dotyczących nie tylko toksycznych relacji w szerokim tego pojęcia znaczeniu, ale również nas samych. Bo, jak się okazuje, w każdym z nas jest pewien pierwiastek narcyzmu.

Jeśli szukacie książki z niezwykle ważnym przesłaniem w bardzo przystępnej formie, od której nie sposób się oderwać, to „Owocowa czy czarna” będzie idealnym wyborem. Autorka ma niesamowitą umiejętność angażowania czytelnika. Lektura pochłonie was bez reszty nie tylko ze względu na wątek psychologiczny. Nie jest to bowiem jedyny ważny problem poruszany w powieści. Dowodzi ona także że choć w rodzinie tkwi siła, to jednocześnie relacje rodzinne mogą być naprawdę złożone i skomplikowane. Ponadto doświadczycie ciężaru trudnych przeżyć z przeszłości i ich wpływu na dalsze życie. W książce nie zabraknie również tajemnic, które podsycają naszą ciekawość tego, co wydarzy się za chwilę i jakie będzie ich rozwiązanie. A możecie mi wierzyć, że będziecie zaskoczeni. I właśnie ta chęć odkrycia owych tajemnic spowodowała, że czułam się rozdarta wewnętrznie, zbliżając się do końca lektury. Z jednej strony ciekawość nie dawała mi spokoju, a z drugiej nie chciałam rozstawać się z bohaterami książki, którzy stali mi się bardzo bliscy, i za których szczęście mocno trzymałam kciuki. Ach te odwieczne dylematy książkoholika. 

[Materiał reklamowy] Autorka Kamila Mytyk

poniedziałek, 9 września 2024

Fragmenty z dylogii Córki botanika. "Zielarki"


Zaledwie kilka tygodni temu Urszula Gajdowska oraz wydawnictwo Szara Godzina wzbogacili nasz rodzimy rynek wydawniczy o wspaniałą dylogię „Córki botanika. „Zielarki". Tym razem poznajemy Jaśminę i Rozalię, młodsze siostry Hortensji i Hiacynty, o których przygodach czytaliśmy na kartach dylogii Córki botanika. "Bliźniaczki". Wkrótce opowiem wam o swoich wrażeniach po lekturze obu tytułów, ale już dziś mam dla was fragmenty z książek, które mam nadzieję, wzbudzą waszą ciekawość i chęć ich przeczytania.




W życiu każdego człowieka może zdarzyć się taki moment, który przewróci do góry nogami wszystko, co ten traktował jako ustabilizowane i pewne, i zmieni sposób postrzegania przez niego zarówno świata, jak i siebie samego. Jaśminie takich momentów przytrafiło się kilka, a ostatni z nich sprawił, że nic, co do tej pory
udało jej się osiągnąć, nie ostało się na swoim miejscu.
Po wielomiesięcznych przygotowaniach młoda kobieta w przebraniu chłopca o drobnej budowie miała sprowadzić z terenów imperium osmańskiego konie czystej krwi arabskiej i uratować majątek przed ruiną. Fakt, że piękna blond włosa dama, Europejka, zdecydowała się na takie przedsięwzięcie, budził co najmniej zdziwienie. Jej to zupełnie nie przeszkadzało. Znalazła się w tak trudnym położeniu, że gotowa była odwiedzić
czeluści piekielne, byleby zapewnić swojej rodzinie bezpieczną przyszłość.



"Jakby nagle wkroczyła do zupełnie innego świata. Świata na pograniczu snu i jawy, gdzieś na najwyższym poziomie jej wyobraźni, a jednocześnie świata, którego nie potrafiła w żaden sposób kontrolować. Znów jakby była w ogrodzie przed domem. Jak? Kiedy? Nie potrafiła skoncentrować się na niczym. Okrążały ją upiorne cienie, przyciszone dźwięki. Znalazła się w ciasnej celi, otoczonej z trzech stron ścianą z białej mgły, próbującej otulić ją i zamknąć w ciasnym uścisku. Nic dziwnego, że mieszkańcy tego majątku opowiadali o starych legendach i duchach odwiedzających to miejsce. Aura grozy i tajemniczości, jaką było przesiąknięte wszystko wokół, wnikała do jej umysłu. Zarysy i odgłosy prawdziwego świata były zniekształcone, zmienione przez mgłę. Zrobiło jej się nieprzyjemnie zimno. Nigdy nie marzłam we śnie, dlatego nie mogę śnić, przyszło jej do głowy."

Napiszcie, proszę w komentarzach, czy macie w planach spędzić czas z tą dylogią? A może już wiecie, jaką historię skrywają jej karty? Jeśli tak, jestem bardzo ciekawa, czy to, co przygotowała dla nas autorka, przypadło wam do gustu.

[Materiał reklamowy] Autorka Urszula Gajdowska.



czwartek, 5 września 2024

📖 Ulubiona książka ze szkolnych czasów📚🎒


Dzieci i młodzież postawiły pierwsze kroki w nowym roku szkolnym, a we mnie, chodź do szkoły już nie chodzę, ten moment zawsze wzbudza wspomnienia i refleksje. Nie wszystkie są miłe, ale nie o tym  chcę dziś pisać. Wręcz przeciwnie, chciałabym zapytać was o coś bardzo miłego. A mianowicie, jaka jest wasza ulubiona książka z czasów szkoły właśnie? Być może taka, dla której zarywaliście noce i czytaliście ją z latarką pod kołdrą, aby dorośli nie zorientowali się, że jeszcze nie śpicie. Czy wracacie do nich po latach?

Ja mam kilka takich książek. Między innymi: "Dzieci z Bullerbyn", "Ten obcy, "Przypadki Robinsona Crusoeo " oraz "W pustyni i w puszczy","Awantura o Basię"i oczywiście "Ania z Zielonego wzgórza". Każdą z nich czytałam co najmniej dwukrotnie,  już po zakończeniu edukacji.

Zachęcam do  aktywności w komentarzach i życzę wszystkim miłego popołudnia🙂


Źródło grafiki: Pixabay

wtorek, 3 września 2024

"Niezapominajka" Ewelina Klimko


My kobiety na przestrzeni wieków nieustannie pokazujemy, że jesteśmy niezwykle silne i gotowe na to, aby walczyć o to, co jest dla nas najważniejsze. Mimo tego, że płynie czas i zmieniają się okoliczności, w jakich żyjemy, to nasze pragnienia, potrzeby i marzenia pozostają niezmienne. W piękny i niezwykle przejmujący sposób na kartach swojej najnowszej książki „Niezapominajka tę prawdę ukazuje nam Ewelina Klimko.

Autorka bohaterkami swojego wydanego kilka dni temu pod opiekuńczymi skrzydłami wydawnictwa Dragon literackiego dziecka uczyniła trzy wyjątkowe kobiety, które wydawać, by się mogło, dzieli wszystko, ale jak przekonacie się podczas lektury, życie potrafi spleść ludzkie losy w naprawdę zaskakujący dla nich samych sposób. Jedną ze wspomnianych kobiet jest Matylda, którą poznajemy w dniu jej 35 urodzin. Jak wiemy urodziny to bardzo refleksyjny moment w życiu wielu z nas. W naszej Matyldzie ten dzień wzbudza poczucie wewnętrznej samotności. Choć na co dzień jest przebojową i pewną siebie osobą to, tylko ona wie, że tak naprawdę jest to wyłącznie maska kogoś, kto pokazuje innym, czym jest szczęście, podczas gdy tak naprawdę nigdy go nie doświadczył. Wie natomiast, czym jest poczucie pustki.

Choć Matylda nie ma jeszcze świadomości tego, co już wkrótce wydarzy się w jej życiu, wam mogę zdradzić, że przed nią wiele emocjonalnych przeżyć i doświadczeń, które staną się początkiem wielu zmian przede wszystkim w niej samej. A wszystko za sprawą tajemniczego listu, który znalazła w murach zwiedzanego wspólnie z przyjaciółką średniowiecznego klasztoru. Niestety żadna z nich nie jest w stanie odczytać jego treści, gdyż został on napisany w nieznanym dla nich języku. Dlatego też musi prosić kogoś o pomoc w jego przetłumaczeniu. Wybór pada na profesora Jakuba Antosiewicza. Spotkanie to nie przebiegło tak, jak spodziewała się tego Matylda, a jej roztargnienie sprawiło, że zyskało ono dość osobliwy charakter. Nie to jednak jest w tym momencie istotne, a fakt, że przez przypadek Matyś zabiera z gabinetu Antosiewicza jego pracę badawczą, o Nawojce, której lektura wciąga ją bez reszty. Historia Nawojki jest swego rodzaju wehikułem czasu, który przenosi nas do XV wieku, gdzie trafiamy do klasztoru, do którego oddała ją matka, ofiarując swoją maleńką córeczkę Bogu. Dorastając czuła, że chce doświadczać tego, co dzieje się za murami klasztoru i żyć pełnią życia. Jak się możemy domyślać, takie pragnienie dla kobiety żyjącej w tamtych czasach jest bardzo trudne, a wręcz niemożliwe. Dziewczyna jednak podejmuje ryzyko i buntuje się, co pozwala jej wkrótce poznać smak miłości. Jednak jej szczęście nie trwa długo, gdyż za te piękne chwile będzie musiała zapłacić gorzkimi łzami. O tym jednak musicie przekonać się sami, sięgając po tę poruszającą do głębi opowieść.

Tymczasem wróćmy do wspomnianego wcześniej listu, którego próby rozszyfrowania zaowocowały niezwykłym spotkaniem Matyldy z panią Zosią. Ta wyjątkowa kobieta, wykazując się wielką otwartością wobec nowo poznanej, poczuła potrzebę podzielenia się z nią swoją skrywaną gdzieś na dnie serca bolesną przeszłością, którą ukształtowała wojenna rzeczywistość. Ta będąc wówczas młodą dziewczyną, której duszę przepełniało poczucie patriotyzmu i oddania dla ojczyzny ryzykowała własnym życiem. Każdego dnia swoim postępowaniem i zachowaniem pokazywała, czym jest najwyższy wymiar poświęcenia w imię dobra wyższego. To ona zna znaczenie słów „wyrzeknij się siebie” i stań kimś, kim nigdy nie chciałaś być. Żyjąc w ciągłym strachu i mając dotkliwą świadomość niepewności jutra, niejednokrotnie zmuszona była dokonywać trudnych wyborów, często wbrew sobie. Imponująca odwaga i determinacja, by zrobić wszystko, co w jej mocy, aby pomóc Polakom w walce z bezwzględnym okupantem, kosztowała ją naprawdę wiele. Śmiało można powiedzieć, że weszła do paszczy lwa, aby uśpić jego czujność, a przede wszystkim zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby udaremnić jego działania dążące do zagłady narodu polskiego. Za ten bohaterski czyn, o czym przekonacie się poznając koleje losów Zosi, zapłaciła naprawdę wysoką cenę. Zdana na łaskę i niełaskę potwora w ludzkiej skórze doznała wiele krzywd także tych naznaczonych przemocą fizyczną. Nie obcy stał się dla niej również ból straty tego, co dla niej, jako kobiety stało się sensem w świecie pełnym cierpienia i nadzieją na to, że jeszcze może być pięknie.

„Niezapominajka” to przykład książki, o której można by mówić bez końca, ale jednocześnie opowiadając o niej ciągle towarzyszy nam poczucie, że nie ma takich słów, które w odpowiedni sposób oddadzą jej wyjątkowość. A to dlatego, że owa wyjątkowość tkwi w silnych emocjach, które budzą się w każdym, kto zechce spędzić z nią swój wolny cenny czas. Ewelina Klimko jest rewelacyjnym wirtuozem emocji. Gra na najczulszych strunach ludzkich dusz. Dlatego tej książki się nie czyta, a chłonie i przeżywa całym sobą. Wszystko wokół przestaje istnieć, a ty czytelniku czujesz się częścią wydarzeń, o których czytasz. Mało tego, tracisz kontakt z otaczającą cię rzeczywistością, gdyż jesteś przekonany, że to właśnie ta książkowa rzeczywistość jest twoją. Wszystkie uczucia budzące się w nas podczas czytania od pierwszych stron książki są bardzo silne i pozostają takie do ostatniego zapisanego w niej zdania. Wzruszenie ściska za gardło, a łzy cisną się do oczu. No i oczywiście ani na chwilę nie opuszcza nas ciekawość tego, jak splotą się nici losów Matyldy, Nawojki i Zosi. A samo zakończenie rozkruszyło moje serce na miliony kawałków i na pewno jeszcze bardzo długo nie będę w stanie poskładać ich w jedną całość. Ten tytuł to gwarancja zachwycającej lektury o próbie zrzucenia ze swoich barków ciężaru poczucia winy i wybaczeniu przede wszystkim samemu sobie, której nigdy nie zapomnicie i na pewno tak jak było to w moim przypadku, odłożycie na półkę, czując, że była to jedna z najlepszych książek, jaką przeczytaliście w tym roku. Jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Eweliny Klimko. Zadebiutowała wspaniale przyjętym przez książkowe środowisko „Czerwonym pamiętnikiem”, a „Niezapominajka” jest równie piękna. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak napisać, że zdecydowanie chcę więcej i z niecierpliwością czekam na kolejną zapowiedź książki, która wyjdzie spod jej pióra.


[Materiał reklamowy]
Wydawnictwo Dragon


piątek, 30 sierpnia 2024

Melancholijka" Patrycja Żurek

*Często patrzymy na czyjeś życie i żywimy przekonanie, że ta osoba ma wszystko, co składa się na bycie w tym życiu szczęśliwym. Wspaniałą rodzinę, małżeństwo, dzieci, pasję. Tymczasem, ku naszemu zaskoczeniu, a wręcz niedowierzaniu możemy bardzo dobitnie przekonać się, że to, co my widzimy, jest wyłącznie z trudem odgrywaną każdego dnia przez kogoś rolą, podczas gdy cała prawda kryje się tam, gdzie wzrok nie sięga. Tę trudną i wydawałoby się oczywistą lekcję na kartach swojej najnowszej książki „Melancholijka", o której chcę wam dziś opowiedzieć, zostawia dla swoich czytelników Patrycja Żurek.

Lekcja ta jednak niestety tylko w teorii jest oczywista, gdyż my ludzie ciągle ulegamy pozorom, które są mocno złudne i mylące. Zanim jednak przejdę do samej książki, to już na wstępie muszę zaznaczyć, że choć jest ona niezwykle ważna i potrzebna społecznie, to nie jest to lektura dla każdego. Patrycja na jej kartach zabiera nas w najmroczniejsze zakamarki duszy głównej bohaterki, której los nigdy nie oszczędzał. Czytając ją, staniecie w prawdzie z uczuciami i emocjami kobiety, której życie niesie ze sobą wyłącznie ból. Tu nie ma miejsca na koloryzowanie rzeczywistości i łagodzenie trawiących serce i duszę uczuć. Dlatego, zanim sięgniecie po ten tytuł, musicie wziąć pod uwagę swój własny stan psychiczny, to, co w tym momencie przeżywacie i jak się czujecie. Zadać sobie pytanie, czy jest to właściwy dla was moment, aby ją przeczytać? Boję się polecać ją każdemu z racji tego, że pomimo iż jest naprawdę świetna i jeśli ją przeczytacie, to już nigdy o niej nie zapomnicie, to jednocześnie czytelnik, zagłębiając się w jej treści, czuje się zdruzgotany i przytłoczony.

Emocje te są jak najbardziej zrozumiałe, gdyż wraz z rozpoczęciem czytania powieści poznajemy około czterdziestoletnią kobietę w najtrudniejszym momencie jej życia. Melania stoi nad życiową przepaścią. Dla niej w tym, życiu nic już nie ma znaczenia. A my czytelnicy, cofając się wraz z nią do wspomnień, dowiadujemy się, jakie przeżycia i trudne doświadczenia nad tę przepaść ją przyprowadziły. A możecie mi wierzyć, że było ich naprawdę wiele. Za wiele, aby jeden człowiek, był w stanie udźwignąć je na swoich barkach. Los plecie różne scenariusze, a wszechświat bywa złośliwy, o czym Mela przekonała się bardzo dotkliwie, co niech zobrazuje wam fakt, że od najmłodszych lat była dzieckiem noszącym w sobie pragnienie śmierci. Pragnienie, by zniknąć i przestać istnieć, które wraz z wieloma bolesnymi przeżyciami i doświadczeniami zakorzeniało się w niej coraz mocniej i pozostało w niej do dziś.

A jej powolne spadanie w otchłań obezwładniającego mroku i melancholii zapoczątkowały trudne relacje rodzinne. Szczególnie te na płaszczyźnie matka – córka. Dla swojej rodzicielki, która podobnie, jak wszystkie kobiety w jej rodzinie nie potrafiła kochać swojego dziecka, nigdy nie była wystarczająca. Czuła się gorszą od swojej młodszej siostry. I choć tak bardzo pragnęła matczynej miłości, jedyne co otrzymywała to wylewana na nią złość, a nawet przemoc. Jednak ostatecznym ciosem dla już wówczas nastoletniej Melanii, było porzucenie jej przez choć straszną, to jednak ukochaną mamę. Odeszła bez słowa zabierając ze sobą tę faworyzowaną córeczkę Madzię. Teraz po tamtej twardej, pewnej siebie kobiecie nie został już najmniejszy ślad. Jej życie dobiega końca, a od Melanii oczekuje się, że na łożu śmierci wybaczy matce. Jeśli jesteście ciekawi, czy nasza bohaterka będzie w stanie zagłuszyć w sobie poczucie żalu, i odrzucenia, a także złość wyssaną z mlekiem tej, której ma wybaczyć, to koniecznie przeczytajcie książkę.

Jak spragniony potrzebuje wody, tak samo Mela pragnęła poczuć się dla kogoś ważna i komuś potrzebna. Jak każdy z nas chciała kochać i być kochana. Mocno wierzyła w to, że to wszystko da jej związek z Bernardem, który tak wiele obiecywał. Teraz chciałaby cofnąć czas. Ich małżeństwo, uznawane przez wszystkich za spokojne i stabilne to farsa, w której kobieta tkwi, niczym w złotej klatce starając się spełnić oczekiwania i zachcianki męża. Podczas gdy sama jest sterowaną przez niego marionetką. Bernard doskonale zna potrzeby emocjonalne swojej żony, które stają się dla niego narzędziem do manipulowania nią. Zatopiona w swoim cierpieniu i samotności popada w depresję. To, że dziś jest dorosłą kobietą, nie zmienia faktu, że gdzieś nadal tkwi w niej ta dziewczynka nieustannie tęskniąca za mamą i wypatrująca jej powrotu. Opuszczona i skrzywdzona, co ciągnie się za nią przez całą dorosłość. Chcąc, choć na chwilę dać upust temu, co czuje, szuka ukojenia w kompulsywnym jedzeniu, a także wyrywaniu pojedynczych włosów. W tym miejscu muszę nadmienić, że autorka wie, o czym pisze, gdyż zwracając naszą uwagę na  tak podstępną, trudną i bezwzględną chorobę, jaką jest depresja i nakreślając nam jej obraz, czerpała z własnych doświadczeń depresyjnych, a dla niej samej, co przyznaje „Melancholijka ma wymiar terapeutyczny". Na pewno zgodzicie się ze mną, że to, co spotkało Melę, jest idealnym podłożem dlatego, aby depresja wyciągnęła po nią swoje macki. Jednak to jeszcze niecałe zło i rozpacz, która zaleje jej serce. O tym jednak musicie przeczytać już sami.

Historia, którą oddała w nasze ręce autorka poza tym, że traktuje na temat depresji, niemalże namacalnie konfrontuje nas z bezwzględnym, trudnym jej obliczem, uświadamia nam również, jak mało znamy bliskie nam osoby. Nawet jeśli są naszą rodziną. W książce poznajemy kilka pokoleń kobiet z rodziny Melanii, których charaktery i osobowość są kontrastem dla jej kruchości, delikatności i wrażliwości. One w przeciwieństwie do niej są twarde i silne. Co jak się przekona sama Mela, jest swego rodzaju pancerzem, w które wyposażyło każdą z nich życie, by pod nim mogły skryć ból, który okryty wstrząsającymi tajemnicami przeszłości tkwi w ich sercach. I tutaj zatrzymajmy się na nieco dłuższą chwilę, by poświęcić uwagę wspomnianej już wcześniej przeze mnie siostrze Meli, która wspólnie z matką po latach wraca do domu rodzinnego. Nie zdradzę oczywiście zbyt wiele, ale powiem wam moi kochani, że kiedy poznajemy koleje jej losów, rodzi się w nas pytanie, którą z sióstr tak naprawdę spotkała gorsza krzywda. Melanię porzuconą przez matkę, której ta będąc nastolatką, tak bardzo potrzebowała. Czy też Magdę, która, choć miała matkę przy sobie, poniosła bardzo wysoką cenę tego, wydawać by się mogło okazanego jej uprzywilejowania? I przyznam szczerze, że ja nie umiem dać na nie jednoznacznej odpowiedzi, wiedząc przez co ta dziewczyna przeszła. Jednak sprawdźcie to sami.

„Melancholijka” to książka po odłożeniu, której czułam się mocno przeczołgana emocjonalnie. Wręcz zmęczona, ale jednocześnie towarzyszyło mi poczucie najlepiej, jak to możliwe spożytkowanego czasu, bo spędzonego na czytaniu powieści, o której warto i trzeba mówić dużo oraz głośno. Takiej, która nie uznając półśrodków, otwiera oczy społeczeństwu na chorobę, która codziennie zbiera swoje okrutne żniwo, zabijając bezbronne wobec jej siły istoty. Nam, którzy mamy w swoim otoczeniu osoby chorujące na depresję autorka w bardzo obrazowy sposób pokazała, że swoim postępowaniem i zachowaniem wobec nich możemy zarówno pomóc, jak i zaszkodzić dając swoje „złote rady” i próbując mówić im, jak mają żyć, co robić i jak postępować. Choć często robimy to w dobrej wierze i nieświadomie. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać wam wartość tego tytułu i że w odpowiednim dla siebie momencie wy również ją przeczytacie. Jeśli jednak ktoś z was nie czuje się do końca przekonany, to ostatecznym argumentem na tak niech będzie fakt, że choć od momentu, kiedy pożegnałam się z bohaterami książki, minęło już kilka dni, to wszystko, o czym przeczytałam, jest we mnie ciągle żywe i nie pozwala o sobie zapomnieć.

*Książka 


[Materiał reklamowy] Autorka Patrycja Żurek