sobota, 28 grudnia 2019

SNOBISTYCZNY BOOK TAG.



Moi drodzy, dziś nie będzie recenzji. Tym razem postanowiłam pożegnać rok 2019 tagiem książkowym, do którego wykonania zainspirowała mnie autorka bloga Biblioteczka ciekawych książek. Ona z kolei, jak sama pisze, na tag ten natrafiła na YouTubie. Bez przedłużania zapraszam więc do lektury. 

1. Snob adaptacyjny: czy zawsze czytasz książkę zanim obejrzysz film? 

Muszę przyznać, że oglądam bardzo mało filmów ze względu na to, że moja miłość do książek, oraz zaangażowanie w prowadzenie bloga nie pozostawiają mi zbyt wiele wolnego czasu. Dlatego jeśli tylko mam wolną chwilę, wolę sięgnąć po książkę, niż obejrzeć film. W związku z tym mam bardzo dużo zaległości jeśli chodzi o adaptacje książkowe. 
Mam jednak nadzieję, że w nadchodzącym Nowym Roku uda mi się kilka z nich obejrzeć.

2. Snobistyczna forma: musisz wybrać tylko jedną formę książki, którą czytasz do końca życia. Którą wybierzesz – papierową, elektroniczną, czy audio? 

Do słuchania audiobooków do tej pory się nie przekonałam, gdyż zupełnie nie mogę się na nich skupić, także mogłabym z nich zrezygnować bez żalu. Natomiast jeśli chodzi o e-booki i książki tradycyjne, to miałabym tu nie lada problem. Odkąd posiadam czytnik e-booków, zdecydowanie pokochałam książki w formie elektronicznej. Z uwagi na wygodę, dostępność, oraz co jest dla mnie najważniejsze nieograniczoną możliwość gromadzenie książek. Pomimo tego tradycyjna wersja książki będzie dla mnie zawsze numerem jeden. Chodź, moja domowa biblioteczka już pęka w szwach.

3. Snobistyczna para: czy osoba nieczytająca ma u Ciebie szansę na randkę, związek, małżeństwo?

Oczywiście, że tak. Od 4 lat jestem w związku, z mężczyzną, który może nie czyta zbyt wiele, ale też nie należy do osób, które nie czytają wcale. Uważam, że dyskryminowanie kogoś za to, że nie czyta, jest niewłaściwe. Przecież każdy z nas ma prawo lubić co innego.

4. Snob gatunkowy: musisz na zawsze wyrzucić jeden gatunek książek ze swojego czytelniczego życia. Z którego zrezygnujesz?

W moim przypadku odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Bez wahania mogłabym zrezygnować z fantastyki. Po książki tego gatunku nie sięgam praktycznie w ogóle. Co więcej, mogłabym spędzić swoje czytelnicze życie bez sięgania po romanse. Co prawda czytam je czasami, ale gdybym ich nie miała, nie tęskniłabym za nimi.

5. Jeszcze większy gatunkowy snob: czytasz tylko jeden gatunek do końca życia, który?

To pytanie również nie jest dla mnie skomplikowane. Ci, którzy znają mnie choć trochę, doskonale wiedzą, że moją największą miłością gatunkową od zawsze jest i będzie thriller psychologiczny. Książki tego gatunku mogłabym czytać codziennie i pochłaniać w mgnieniu oka. Zdradzę Wam w sekrecie, że właśnie jestem w trakcie tworzenia listy thrillerów psychologicznych, które chcę przeczytać w roku 2020. Ciągle szperam w zapowiedziach wydawniczych. Mam nadzieję, że uda mi się wypatrzyć same perełki.

6. Czytający snob: który gatunek według Ciebie jest najbardziej krytykowany przez książkową społeczność?

Mówiąc szczerze, nigdy nie spotkałam się z jawną krytyką któregokolwiek z gatunków. Każdy z nas w książkowej społeczności lubi i czyta co innego, i właśnie ta różnorodność jest bardzo fajna. Jeśli już koniecznie miałabym wskazać coś, na co wielokrotnie uskarżają się czytelnicy i recenzenci, byłaby to schematyczność romansów.

7. Atak snobów: czy kiedykolwiek ktoś potraktował Cię lekceważąco (z góry) z powodu tego, co czytasz, lub, że w ogóle czytasz?

Nie mogę powiedzieć, że są to zachowania lekceważące, ale i owszem dość często słyszę od wielu osób nawet swoich najbliższych pytanie „Jak Ci się chce tak dużo czytać, co z tego masz? Ja bym tak nie mógł/nie mogła”.
Już wielokrotnie na blogu pisałam, że w moim otoczeniu niestety nie ma zbyt wielu fanów czytelnictwa, nad czym ubolewam, bo praktycznie nie mam z kim rozmawiać o książkach, co mogłabym robić bezustannie. Moja rodzona siostra twierdzi, że wolałaby rozwiązać mnóstwo zadań matematycznych, niż czytać książki. Za to z kolei ja ją podziwiam. Dowodzi to jednak temu, że każdy z nas jest inny i w tym tkwi sekret ciekawości wielu osobowości.
Na szczęście mam bloga i Was, a także kilkoro przyjaciół i znajomych, którzy podzielają moją czytelniczą pasję, dzięki czemu nie czuję się osamotniona.

Tym sposobem dotarliśmy do końca tagu. Mam nadzieję, że zarówno pytania, jak i odpowiedzi przypadły Wam do gustu.
Ze swej strony gorąco zachęcam Was do odpowiedzi na ten tag w komentarzach bądź na swoich social mediach.

Pozdrawiam serdecznie,
Czytający kotek.

sobota, 21 grudnia 2019

Ile jesteś w stanie poświęcić dla dobra tych, których kochasz?

Kochani dziś poruszymy bardzo ważny temat, o którym w obecnych czasach nie powinno już być mowy, a niestety nadal się o nim słyszy, a mianowicie o małżeństwach aranżowanych. I nie mam tu na myśli aranżowania małżeństw wynikających ze zwyczajów kulturowych, których, nawiasem mówiąc, również nie popieram, ale zawieranie fikcyjnych związków dla papierka, którego posiadanie niesie za sobą wiele korzyści. Niestety na takim układzie zyskuje zazwyczaj tylko jedna strona. Oczywiście na początku wszystko wydaje się łatwe i proste, jednak życie i czas wiele aspektów takiej „umowy” weryfikuje i często żąda bardzo wysokiej ceny za chwilowe poczucie, że udało nam się złapać Pana Boga za nogi.

Przekonała się o tym główna bohaterka powieści Zuzanny Arczyńskiej Dziewczyna bez makijażu”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć.

Tytułową „Dziewczyną bez makijażu” jest nastoletnia Angelika. W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy poznawać życie nie tylko jej samej, ale również jej rodziny dziewczyna jest w klasie maturalnej, lecz mimo młodego wieku jest o wiele dojrzalsza od swoich rówieśniczek. Nie w głowie jej typowe w tym wieku makijaże, ciuchy, chłopcy i zabawa. Od najmłodszych lat zaznała goryczy życia i doskonale wie, że nie to jest w nim najważniejsze. Dorastając w domu gdzie bieda i alkoholizm ojca są nieodłącznym elementem każdego dnia, pragnie lepszego życia dla swoich trzech młodszych sióstr i matki, która w oczach córki jest najlepszą matką na świecie. Wiem, że teraz pewnie pomyślicie sobie, że większość dzieci tak właśnie myśli o swojej mamie, ale uwierzcie mi ta kobieta naprawdę, jak nikt inny zasługuje na to miano. Mając w domu łajdaka, bo inaczej nazwać ojca Angeliki nie można, który za wódkę jest w stanie pozbawić własne dzieci jedzenia, robi wszystko, aby dziewczynki miały wszystkie podstawowe potrzebne im do życia warunki. Angelika, widząc ile wysiłku i trudu kosztuje matkę ta codzienna walka, pragnie, aby jej najbliżsi zaznali wreszcie poczucia bezpieczeństwa i spokoju.
Niespodziewanie dla Wszystkich pewnego dnia nasza bohaterka otrzymuje propozycję, która wydaje się niczym wygrany los na loterii. Musi tylko zgodzić się na fikcyjne małżeństwo, a wtedy druga strona zapewni całej szóstce życie, o jakim do tej pory mogły tylko marzyć. I tu nasuwa się pytanie: Kim jest przyszły mąż dziewczyny i dlaczego tak bardzo zależy mu na nazwisku żony, że godzi się na wszystkie jej twardo stawiane warunki? Ja już znam odpowiedzi na te pytania, a Wam nie pozostaje nic innego, jak tylko sięgnąć po książkę i poszukać ich na jej kartach.

I tak oto płynnie przechodzimy do wynikającego z decyzji, którą podjęła Angelika kolejnego aspektu, który autorka zostawia swoim czytelnikom do indywidualnego przemyślenia. Poświęcenia i jego granic. Ile my sami bylibyśmy w stanie zaryzykować i poświęcić dla marzeń własnych i dobra tych, których kochamy? Czytając książkę, można by śmiało powiedzieć, że dziewczyna jest bohaterką. Ale czy rzeczywiście ona sama chce, aby widziano w niej bohaterkę. Czy poświęcenie w imię dobra rodziny to bohaterstwo, a może raczej naturalny odruch? Czytając jedną z recenzji tej książki, natrafiłam na stwierdzenie, że osoba ją pisząca mogłaby pójść o wiele dalej w swoim poświęceniu. Jeśli chodzi o mnie, ja nie mogę złożyć takiej deklaracji z całą stanowczością. A Wy moi kochani, co zrobilibyście, będąc w podobnej sytuacji?

Muszę przyznać, że na początku byłam przekonana, że będzie to bajkowa historia, przez co mało realna. Tymczasem, jak widzicie, autorka wykreowała fabułę tak, aby poruszyć w niej bardzo ważne i życiowe problemy, które ciągle dzieją się na świecie, a o których się nie mówi, a jeśli już mówi się nie wiele. Mamy bowiem problem uzależnienia od alkoholu i jego destrukcyjny wpływ na rodzinę. Mamy obraz życia w biedzie i tytaniczny wysiłek w dążeniu do lepszej przyszłości, jak również refleksję odnośnie do tego, czy w istocie ten, kto ma pieniądze, ma władze i może kupić dosłownie wszystko. To tylko część tego, co czeka na Was podczas lektury „Dziewczyny bez makijażu". Oczywiście nie zdradzę Wam niczego więcej, abyście poznając historię, którą oddała w nasze ręce Zuzanna Arczyńska. Jednak aby podsycić Waszą chęć przeczytania tego tytułu, zdradzę tylko, że nie jest to tylko powieść obyczajowa i na pewno wielbiciele romansu, wątków sensacji, czy kryminału również coś dla siebie w tej książce znajdą.

Reasumując, Polecam Wam poznać perypetie dwóch silnych kobiet, które każdego dnia toczą nierówny bój z życiem, ale nigdy się nie poddają. Podejmując tak radykalne decyzję, wiele ryzykują. Jakie będą tego skutki i czy gra była warta świeczki? Sprawdźcie to sami, a na pewno nie będziecie żałować.
Książkę czyta się naprawdę szybko i lekko dzięki prostemu językowi, jakim posługuje się autorka. Język ów może wydawać się nawet zbyt prosty, ale do kreacji fabuły pasuje on doskonale.
Jeśli chodzi o samych bohaterów tej opowieści, to najbardziej podziwiam matkę Angeliki, której życie jest odzwierciedleniem wielu kobiet żyjących u boku alkoholików, które często cierpią w milczeniu, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc i wsparcie.

Na zakończenie chciałabym prosić Was, abyśmy wszyscy rozejrzeli się wokół siebie, bo być może gdzieś obok nas jest ktoś, kto nie ma siły sam wydostać się z pułapki współuzależnienia, przemocy i cierpienia. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a więc czas dobrych uczynków, a przecież nie ma nic lepszego ponad podanie pomocnej dłoni drugiemu człowiekowi.

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale już wiem, że będą kolejne.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję



wtorek, 17 grudnia 2019

Kim naprawdę jesteś, kogo grasz?

Słowa pewnej piosenki mówią:
 „Kim naprawdę jesteś? Pokaż swą prawdziwą twarz. Kim naprawdę jesteś, kogo grasz”? 
Mówi się, że życie to teatr, w którym my ludzie odgrywamy główne role. Poniekąd jest to prawdą, ponieważ każdego dnia jesteśmy zobligowani do tego, aby dostosowywać swoje zachowanie i postępowanie do sytuacji i okoliczności, w jakich się znajdujemy. Ważne jest jednak, aby nie zatracić własnej osobowości i móc być sobą. Każdy z nas potrzebuje mieć takie miejsce i osoby, przy których może czuć się swobodnie i nie musi niczego udawać. Świadomość posiadania swojej bezpiecznej przystani bowiem budzi w nas poczucie bezpieczeństwa i szczęścia. 

A teraz moi kochani mam do Was prośbę, abyście przez chwilę wyobrazili sobie, że nagle musicie zapomnieć kim naprawdę jesteście, najlepiej wymazując z pamięci swoją dotychczasową tożsamość. Co więcej musicie porzucić swoje dotychczasowe życie, a Wasza teraźniejszość i przyszłość staje się wielką niewiadomą. Nie macie też pojęcia jak długo potrwa taki stan rzeczy kilka tygodni, miesięcy, lat, a może całe życie. Czy w ogóle możliwe jest takie życie? Jak długo da się w nim wytrwać? 
O tym, że się da przekonały się główne bohaterki powieści Karoliny Klimkiewicz „Dopóki starczy mi sił”, z której recenzją dziś do Was przychodzę. 

Zolę Henderson i jej ciotkę Camille siedem lat temu los zmusił do ucieczki przed demonami przeszłości. Tak naprawdę nigdzie nie są bezpieczne. Aby przeszłość ich nie dopadła, nigdy nie wolno im pokazać swojej prawdziwej twarzy. W swoim życiu odegrały już wiele perfekcyjnie zagranych ról. Obie bohaterki nie mogą również przywiązywać się do miejsc i ludzi, których spotykają na swojej drodze. Wszyscy oni pojawiają się w ich życiu tylko na chwilę i nigdy nie są świadomi tego, że te dwie kobiety,  to tylko misternie zbudowane kreacje wyglądu osobowości i historii życiowej, które same sobie wymyśliły i zrobiły wszystko, aby zarówno one same, jak i otoczenie w nie uwierzyły. Jeszcze wczoraj mogły być zupełnie kimś innym. Trzy miesiące, to maksymalny czas w którym pozwalają sobie na zatrzymanie się w jednym miejscu i bycie postacią, w którą aktualnie się wcieliły. Po tym czasie następuje kolejna przemiana osobowości. Zmiana imienia, nazwiska wyglądu i kolejnej wiarygodnej historii, adekwatnej do tego, jak chcą, aby ludzie, których spotkają w już zupełnie nowym dla siebie miejscu je postrzegali. Wszystko po to, by On nie trafił na ich ślad. 

"Kolejna skreślona miejscowość na liście. Czerwony flamaster przejeżdża wzdłuż nazwy, którą muszę jak najszybciej wymazać ze swojej głowy i serca." 

Co takiego stało się w życiu naszych bohaterek, że muszą uciekać podejmując aż tak daleko idące środki ostrożności i kim jest ten, który ich szuka? To jest główne pytanie, na które my czytelnicy chcemy, jak najszybciej poznać odpowiedź. Ale na tę odpowiedź musimy trochę poczekać. 

Kiedy my czytelnicy zaczynamy śledzić perypetie bohaterek powieści trafiają one do małego nadmorskiego miasteczka Jonesport. Nie wiedzą jeszcze, że to niepozorne miejsce bardzo mocno wpłynie nie tylko na nie same, ale także na ich życie. Jak się przekonacie miasteczko to jest ich przekleństwem, a jednocześnie jedyną szansą na odzyskanie wolności. Jednak nie będzie to łatwe, gdyż za tak wielki dar jakim jest wolność będą musiały zapłacić bardzo wysoką cenę. Jednak więcej nic Wam nie zdradzę. Przekonajcie się sami, czy obu kobietom starczy sił, aby odzyskać własne „ja” i odnajdźcie odpowiedzi na wszystkie nurtujące czytelnika pytania, których podczas lektury książki jest co najmniej kilka. 

„Dopóki starczy mi sił” to bardzo wciągająca i dająca do myślenia książka adresowana głównie do młodzieży, aczkolwiek jestem pewna, że starszy czytelnik również znajdzie w niej cenne dla siebie wartości. Poznając koleje losów Zoli i jej krewnej z dojmującą siłą dociera do nas świadomość, jak wielkim szczęściarzem jest człowiek, który może powiedzieć, że ma swoje miejsce na ziemi, w którym czuje się bezpiecznie. Przez cały czas czytania książki ogromnie podziwiałam postawę Zoli. Dziewczyna mimo że dopiero niedawno skończyła osiemnaście lat wykazuje się ogromną dojrzałością. Jak sama mówi na początku, kiedy jej życie stało się kręgiem nieustających przemian było to fajne uczucie, jednak teraz pragnienie wolności jest coraz silniejsze.


„Czułam się jak w grze, mogłam nadać sobie nowe imię, stworzyć wymarzoną osobę i nią być, to była namiastka nowego życia, tabula rasa. Każdy marzy o tym przynajmniej raz. Rzucić wszystko i móc zacząć od początku, bez wad i błędów, bez oczekiwań i konsekwencji. Jedyny szkopuł w zmianie życie polegał na tym, że w pewnym momencie zamiast je zmienić, zwyczajnie je tracimy. Stajmy się Nikim – a każde nowe wcielenie przypomina o tym fakcie”. 

 Czy zwycięży ono ze strachem, który stał się nieodłącznym elementem tych siedmiu lat? Nie pozostaje Wam nic innego, jak tylko sięgnąć po książkę i samemu się przekonać do czego gorąco zachęcam. 

"Ból, uczucie towarzyszące mi przez całe życie. Strach - jego najbliższy przyjaciel. Jak bliźnięta - nierozłączni. Ich młodszy brat - zmęczenie. Pojawiło się znacznie później, dając znać, że to jeszcze nie koniec, mimo że o niczym innym nie marzę". 

Zapewniam Was, że książka ta wciągnie Was od pierwszej chwili i nim się spostrzeżecie dotrzecie do końca tej zajmującej i bardzo ciekawej opowieści o trudnym losie dwóch silnych kobiet, które każdego dnia żyją w świecie iluzji, pozbawia szansy na posiadanie czegoś stałego i własnego. Wiedzą, co może się stać, kiedy zabraknie im sił. Czy znajdą w sobie odwagę, by wreszcie zaryzykować i stawić czoła przeszłości? Nie pozwólcie, aby te wszystkie pytania dłużej pozostawały bez odpowiedzi i koniecznie przeczytajcie „Dopóki starczy mi sił”. Dzięki temu, że bardzo szybko Zola i Camilla stają nam się bliskie, książka dostarcza nam wielu emocji. Trzymamy kciuki za ich dążenie do odzyskania pełni normalnego życia. 

Jak widzicie, książkę tę zdecydowanie warto przeczytać, więc nie zatrzymuję Was dłużej, abyście mogli niezwłocznie to zrobić. 

Recenzja powstała we współpracy z autorką oraz wydawnictwem Novae res, za co bardzo dziękuję. 

Inne książki autorki, które recenzowałam: 

czwartek, 12 grudnia 2019

Kiedy opada kurtyna złudzeń.

Dla większości rodziców dzieci stanowią centrum ich życia. Jako rodzice jesteśmy w stanie wiele poświęcić, aby nasze dzieci miały szczęśliwe dzieciństwo i dorastając w kochającej się rodzinie miały wszelkie niezbędne im do nauki i rozwoju warunki. Często snujemy plany odnośnie do tego, w jakim kierunku potoczy się droga naszej latorośli, kiedy przyjdzie czas wkroczyć na drogę dorosłości i zdecydować o wyborze studiów oraz podjąć inne poważne decyzje, które będą miały znaczący wpływ na jego przyszłość. Jednak niestety zapominamy przy tym często o jednej najważniejszej kwestii. To nie jest nasze życie. My nie możemy układać go za nasze dziecko. To ono ma prawo decydować samo o sobie i nie zawsze te decyzje będą zgodne z naszymi wobec niego oczekiwaniami.

Dziś za sprawą książki Agaty Marzec „Cena złudzeń”, o której chcę Wam opowiedzieć, przekonamy się, jak bardzo bolesny dla rodziców i destrukcyjny dla całej rodziny może okazać się moment, w którym uświadomimy sobie, że te wszystkie wyidealizowane wizje, w których przez lata kreowaliśmy kształt przyszłości dziecka, okazały się tylko naszymi złudzeniami. A zapewne wszyscy doskonale wiemy, że karmiąc się złudzeniami prędzej, czy później los zmusi nas do poniesienia za nie konsekwencji. Przekonali się o tym główni bohaterowie powieści, ale zacznijmy od początku.

Poznajcie rodzinę Ziembiaków. Hanna, Ksawery i Karolina, choć są skromnie żyjącą robotniczą rodziną, to cieszą się szczęściem i spokojem, który gości w ich domu. Każdy z członków tej rodziny jest bardzo charakterystyczną postacią. Ksawery to mąż i ojciec, który robi wszystko, aby żonie i córce niczego nie brakowało. Hanna natomiast jest kobietą, która swoją wszelką ufność pokłada w Bogu i to jemu wszystko zawierza. Dumą rodziców jest Karolina. Córka jest ponad przeciętnie uzdolniona. Stoją przed nią otworem drzwi najlepszych uczelni, które zabiegają o to, aby dziewczyna wkroczyła w poczet ich studentów. W momencie, kiedy my czytelnicy mamy możliwość poznać tę rodzinę, solidne dotychczas fundamenty, na których została zbudowana, chwieją się w posadach. Małżonkowie przeżywają dramatyczną decyzję swojej córki, która niedawno skończyła już osiemnaście lat i w momencie, kiedy powinna decydować o tym, jaki kierunek studiów wybierze, ona oznajmia, że rzuca naukę. Zrozpaczeni rodzice nie wiedzą co robić, ale to niestety okazuje się niejedyna druzgocąca wiadomość. Wkrótce bowiem, Hanna od osób trzecich dowiaduje się, że jej kochana, dotychczas grzeczna i ułożona córka spotyka się z dużo starszym od siebie, żonatym mężczyzną. Cała okolica aż huczy od plotek, a zrozpaczona matka szuka pomocy.

Czy tę rodzinę da się jeszcze uratować, musicie przekonać się sami? Ja ze swej strony powiem tylko tyle, że w przypadku tej rodziny doskonale sprawdza się powiedzenie „uderz w stół, a nożyce się odezwą”, ponieważ spędzające spokojny sen z powiek Hanny postępowanie córki, budzi skrywane przez lata pragnienia i marzenia pozostałych członków rodziny. Jaka jest zatem prawda, Czy każdy z nich odgrywał przez całe życie narzucone sobie role. Czy nigdy nie byli tak naprawdę wolni? Sprawdźcie to koniecznie sami.

Na kartach swojej najnowszej powieści autorka wspaniale pokazała nam, w jak skrajnie różny sposób mogą reagować osoby na tę samą sytuację. Hanna, dowiedziawszy się o niemoralnym prowadzeniu swojego dziecka, przeżywa kryzys wiary, podupada na zdrowiu i zrozpaczona szuka pomocy. Chce, aby ktoś powiedział jej, jak naprawić rodzinę. Zadaje sobie pytanie, gdzie popełnili z mężem błąd i dlaczego nic wcześniej nie zauważyli. Ksawery natomiast do wszystkiego podchodzi z dużą dozą spokoju, pozostawiając wszystko własnemu biegowi, co jest zupełnie niezrozumiałe dla jego małżonki. Czego natomiast pragnie sama Karolina i czym są podyktowane jej wybory, tego oczywiście Wam nie zdradzę.

„Ziembiakówna chciała wygłosić kolejną szorstką uwagę, a właściwie rzucić mu ją w twarz, ale powstrzymała ją czuwająca siła rozsądku. Wiedziała już wszystko. Tulił się do niej potwór w ludzkiej skórze. Nie mógł wiedzieć, czym jest serce, bo sam go nie miał. Kochał tylko siebie i wokół swojej osoby zorganizował cały wszechświat. Reprezentował podwójną moralność, sprytnie skrojoną na miarę swoich potrzeb i popędów. Był wynaturzonym hedonistą pozbawionym refleksji. Jedyne kryterium oceny człowieka stanowiły dla niego pieniądze”.

„Cena złudzeń” to niezwykle cenna lekcja dla nas czytelników niosąca w sobie bardzo ważny przekaz, aby nie postrzegać innych poprzez własne złudzenia, bo wówczas nigdy nie dowiemy się, jaki dany człowiek jest naprawdę, a odkrycie prawdy może kosztować nas wiele cierpienia.

Agata Marzec z ogromną starannością wykreowała portrety swoich bohaterów. Choć moje odczucia względem każdego z nich były zupełnie różne, to jednak niewątpliwie każda z nich jest bardzo wyrazista.
Mojej sympatii nie wzbudziła głowa rodziny. Ksawery zachowywał się zupełnie jak nie mężczyzna. Taka mimoza bez charakteru. Hanna natomiast to kobieta, która została w tej trudnej sytuacji zupełnie sama i sama musi dźwigać jej ciężar. Ona cierpi najbardziej. Jeśli chodzi o Karolinę, to początkowo zupełnie nie rozumiałam jej postępowania, ale z biegiem rozwoju fabuły stopniowo to się zmieniało.
Perypetie rodziny Ziembiaków przedstawiają różne oblicza i barwy miłości. Odnajdziemy tu miłość małżeńską, rodzicielską, miłość dziecka do rodziców, miłość do Boga, no i oczywiście miłość zakazaną. Jest to książka pełna miłości, obaw, lęków i pragnień skrywanych przez jej bohaterów.

Jak widzicie, jest to powieść wielopłaszczyznowa o głębokim spektrum rozważań i przemyśleń. Przyjemności z czytania dostarcza również niezwykły kunszt literacki autorki oraz wspaniały język, jakim się posługuje. Cóż więcej mogę Wam napisać? Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco zachęcić Was do przeczytania „Ceny złudzeń” i zapewnić Was, że podczas lektury nie unikniecie refleksji na temat Waszej rodziny.

Inne książki autorki, które czytałam:

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Replika, za co bardzo dziękuję.


niedziela, 8 grudnia 2019

Czy w obliczu doświadczeń przeszłości mamy prawo być szczęśliwi?

W kontekście relacji między ludzkich krąży przekonanie, że przeciwieństwa się przyciągają. Jednak ja sama nie do końca się z tym zgadzam. Owszem zgodzę się ze stwierdzeniem, że kobiety i mężczyźni są od siebie bardzo różni, ale jednak w odniesieniu do tworzenia bliskich relacji z drugim człowiekiem takich jak miłość lub przyjaźń, w moim odczuciu przeświadczenie to nie ma zupełnie racji bytu. Chcąc zbudować związek, czy też przyjaźń zazwyczaj łatwiej nam odnaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia i sympatii z osobą, która ma podobne do nas poglądy i doświadczenie życiowe, podobnie postrzega świat. Nie bez kozery mówi się przecież, że„ciągnie swój do swego". Wierzymy bowiem, że osoba, która osobowościowo, a często i emocjonalnie jest podobna do nas samych, będzie mogła nas bardziej zrozumieć, przez co rodzi się szansa na stworzenie czegoś naprawdę wyjątkowego. I owszem, jest to jak najbardziej możliwe, ale co w przypadku, kiedy los splata ze sobą drogi osób, których życie bardzo mocno doświadczyło, a oni sami każdego dnia czują, że tkwią w piekle, z którego nie mogą się wyrwać? Czy będą oni w stanie dać sobie wzajemnie siłę do tego, aby podnieść się z kolan i wyrwać z kajdan bólu, które ściskają ich serca i dusze?
Z tak trudnym wyzwaniem będą musieli zmierzyć się główni bohaterowie powieści Natalii Murawskiej "Wszystkie nuty życia", z której recenzją dziś do Was przychodzę.

Maja Orzechowska i Mikołaj Zdybicki to dwoje młodych ludzi, którzy poznają się na wspólnej imprezie studenckiej i choć jeszcze nic o sobie nie wiedzą, to jednak od pierwszej chwili czują się w swoim towarzystwie wyjątkowo, chociaż jeszcze chwilę temu impreza ta była ostatnim miejscem, w jakim chcieliby się znaleźć. Każde z nich na przełomie roku doświadczyło traumatycznych przeżyć, które nadal nie pozwalają im wrócić do pełni normalnego życia. Demony przeszłości karmione wyrzutami sumienia i poczuciem winy czynią z ich życia czarną rozpacz.
Maja straciła swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaźń, która łączyła ją z Kostkiem, była wyjątkowa. Taka, o której marzy każdy z nas. Przez cały czas Maja była przekonana, że oboje wiedzą o sobie nawzajem wszystko. Aż do tego dnia kiedy, zrozumiała, że jednak tak nie było i że choć Konstanty ją uwielbiał, to ta przyjaźń była dla niego niewystarczająca, aby dać mu siłę wytrwania. Dziś już go nie ma, a dziewczyna nadal nie może pogodzić się z tą stratą. W jej głowie ciągle kłębi się mnóstwo wyrzutów. Jak to się stało, że ona niczego wcześniej nie przeczuła, nie zauważyła. Nie chcąc więcej cierpieć z powodu straty bliskiej sobie osoby, Maja chce przestać czuć. Swoje życie wypełnia studiami i pracą w kawiarni.

„Ktoś, kto powiedział, że czas goi rany, był kłamcą. Albo w życiu nie przeżył niczego złego. Czas nie goi ran, pozwala jedynie nauczyć się, jak przetrwać mimo ich istnienia, pozwala nam egzystować, próbując ignorować, to co tak bardzo boli. Ale to nigdy, przenigdy nie jest tak, że po określonym czasie rany znikają”.

Mikołaj jest młodym mężczyzną, który boleśnie przekonał się, jak jedna pozornie błaha decyzja może w zaledwie kilka minut na zawsze zmienić życie nie tylko nas samych, ale co straszniejsze życie tych, których kochamy.
Choć od tamtejszych wydarzeń minęło już sporo czasu to, za każdym razem, kiedy patrzy na swoją siostrę Zosię, wszystkie bolesne wspomnienia wracają, a emocje pozostają wciąż żywe. Dziś życie chłopaka zdeterminowane jest, rządzą zemsty i pragnieniem sprawiedliwości. Jego obecną codziennością są imprezy, alkohol i przypadkowo poznane kobiety na jedną noc.

Zarówno Maja, jak i Mikołaj każdy swój dzień przeżywają w maskach pozorów, podczas gdy cierpienie trawi ich wnętrza. Jak możecie się domyślać, między tą dwójką rodzi się uczucie. Oboje czują, że jest, to coś niezwykłego, czego nie spodziewali się poczuć jeszcze kiedykolwiek. Jednocześnie są jeszcze pełni obaw i lęków, ale także tego, czy w obliczu własnej przeszłości mają prawo czuć to, co czują.
Miłość to piękne uczucie, ale czy wystarczy, aby kochać kogoś ze wszystkimi jego demonami, bliznami pozostałymi, po niespodziewanych ciosach od życia? Czy naszym bohaterom wystarczy siły, aby udźwignąć nie tylko swój przygniatający ich bagaż doświadczeń, ale także podnieść ku górze tę drugą osobę, kiedy ta upada w dół? O tym musicie przekonać się już sami, sięgając po książkę.

Natalia Murawska na kartach książki „Wszystkie nuty życia” przedstawiła bardzo przejmującą i chwytającą za serce historię, nie tylko w aspekcie tego, co przeżywają jej bohaterowie, ale również, a może przede wszystkim ze względu na dojmujące przeświadczenie tkwiącego w niej realizmu, które przez cały czas czytania książki nie opuszcza czytelnika. To, o czym czytamy może, a co więcej wydarza się na pewno w realnym życiu. To może spotkać każdego z nas.
Kiedy czytałam tę książkę, napisałam na Instagramie „Czytam i płaczę” i tak właśnie było. Dziś, kiedy piszę tę recenzję, minęło już trochę czasu, lecz moje emocje nadal pozostają bardzo silne i wiem, że nie miną zbyt szybko, a „Wszystkie nuty życia” zostaną ze mną na zawsze i na pewno będę do tego tytułu wracała jeszcze nie raz.

Inne książki autorki, które recenzowałam:

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Lucky, za co bardzo dziękuję.


czwartek, 5 grudnia 2019

Czy słyszeliście o książce „Powódź” Pawła Fleszara?


Kochani, czy słyszeliście o książce „Powódź” Pawła Fleszara?
Mam nadzieję, że tak, a jeśli nie, to dziś chcę ją Wam przedstawić.

Powódź to powieść kryminalna, która ukazała się stosunkowo niedawno, bo 24 października 2019 roku nakładem wydawnictwa Księży Młyn Dom Wydawniczy.

Mam nadzieję, że opis książki zachęci Was do sięgnięcia po ten tytuł.

Pewnej nocy czterdziestoletni Jakub wyskakuje z dziewiątego piętra wieżowca w Krakowie. Zostawia list pożegnalny ze zdjęciem pięknej dziewczyny. Być może jest to Zuza, o której Kuba napisał: „Zły człowiek zabrał Zuzę i odtąd moje życie straciło sens”.
Co tak naprawdę skłoniło mężczyznę do samobójstwa? Kim jest Zuza i co się z nią stało? Jaki związek z tym wszystkim mają budzące grozę filmy znalezione w smartfonie Jakuba? Odpowiedzi na te pytania próbuje znaleźć Kris, przyjaciel Kuby z dzieciństwa. Kris jest zawodowym żołnierzem, ale daleko mu do typowego bohatera, który samotnie stawia czoło złemu światu – kiepsko strzela, ma nadciśnienie i początki nadwagi. Tymczasem prywatne śledztwo, w którym pomaga mu dwójka nastolatków, prowadzi go do zaskakujących odkryć…
W tym obfitującym w humor kryminale autor podrzuca czytelnikowi różne tropy, sprowadzając go często na manowce. Tytułowa powódź nieubłaganie zbliża się do miasta…

Słowo od autora: „Od siebie mogę powiedzieć, że to książka bardzo współczesna, ale z wątkami nostalgicznymi, w sferze stosunków międzyludzkich opowiada m.in. o przyjaźni i zdradzie, a sedno jej intrygi jest rzadkie i oryginalne. Ostatnio z tym tematem zetknąłem się 20 lat temu”.


 Autorem zdjęcia jest Tomasz Markowski. 


Paweł Fleszar - Ma 46 lat. Od 1997 roku lat jest dziennikarzem. Najdłużej pracował w Tempie i Przeglądzie Sportowym, poza tym w dziennikach lokalnych, Nowinach i Gazecie Krakowskiej oraz w magazynach: Champion. Sport and more, futbol.pl, Super Volley. Prowadzi też stronę internetową sportkrakowski.pl.

Jest absolwentem studiów politologicznych, dziennikarskich i medioznawczych na Uniwersytecie Jagiellońskim. W teście na inteligencję uzyskał wynik IQ 160 (w skali Catella), uprawniający do członkostwa w Stowarzyszeniu Mensa Polska.

„Powódź” to jego debiut na oficjalnym rynku wydawniczym. Wcześniej napisał „Wyśnioną jedenastkę”, która nie została wydana w formie drukowanej, a jedynie udostępniona-głównie blogerom książkowym-jako e-book na stronie sportkrakowski.pl. W 2019 roku został jednym ze zwycięzców konkursu „Kryminał na 100-lecie AGH”, a jego opowiadanie „Dodatkowy rzut osobisty” znalazło się w antologii „Archiwum Groźnych Historii”, która ukaże się 9 grudnia 2019 roku, nakładem Wydawnictw AGH.

Ja już wkrótce będę czytała „Powódź”, a Wy macie ochotę na jej lekturę?

niedziela, 1 grudnia 2019

Dokąd zmierza ten świat?

Moi kochani, nie wiem jak Wam, ale mnie samej jest ogromnie smutno, kiedy każdego dnia patrzę na to, w jakim kierunku zmierza świat i jakie wartości stają się dla nas ludzi nadrzędnymi w życiu. Niestety, coraz wyraźniej widzimy, że nasze życiowe cele, zamierzenia i plany ukierunkowane są na zysk i chęć posiadania. Tym samym, stawiając pytanie „mieć, czy być”?, coraz częściej pada odpowiedź mieć . W dążeniu do osiągnięcia materialnego komfortu oraz wysokiego standardu życia bez najmniejszych skrupułów potrafimy mieć za nic najważniejsze wartości, którymi winnyśmy kierować się każdego dnia. Tj. empatia, uczciwość i szczerość względem drugiego człowieka. Ku mojemu ogromnemu przerażeniu dążenie po trupach do celu w kwestii podniesienia własnego standardu materialnego, to nie jedyne, co w moim odczuciu woła o pomstę do nieba. Zastanówmy się bowiem przez chwilę, jak trudno w dzisiejszych czasach zbudować trwały i szczęśliwy związek oparty na prawdziwej miłości. Cytując słowa mojej babci: „Za czasów mojej młodości małżeństwo, czy związek to była świętość. Kochające się pary były sobie oddane, wspierały się i szanowały. Choć w życiu bywało różnie, deklaracja miłości miała dla nich ogromną wartość i trwały przy sobie aż do śmierci”. Tymczasem jak to wygląda dziś? Spójrzmy prawdzie w oczy. Coraz więcej związków rozpada się, dochodzi do zdrad, tajemnic i kłamstw. Co więcej, słowa kocham cię bardzo często, są wypowiadane, podobnie jak te rzucane na wiatr, jeśli wiemy, że mogą nam one przynieść, chociażby krótkotrwałą chwilę zapomnienia, czy uniesienia.

Zdaje sobie sprawę, że możecie czuć się zaskoczeni faktem, iż zdecydowałam się poruszyć ten niełatwy i być może dla niektórych z Was kontrowersyjny temat. Zapewne zastanawiacie się, co też stało się czynnikiem, który sprawił, że w mojej głowie pojawiły się tego rodzaju przemyślenia, które z kolei zaowocowały takimi, a nie innymi wnioskami.

Otóż już spieszę z wyjaśnieniami. W większości przypadków, jeśli chodzi o moją osobę, do tak poważnych refleksji zawsze skłaniają mnie książki. Tak też jest i tym razem. Uściślając, sprawczynią wszelkich wyżej poruszonych przeze mnie gorzkich spostrzeżeń stała się książka Anny Stryjewskiej „Kochankowie miasta”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć, a konkretnie charaktery i usposobienia jej dwóch głównych bohaterów Tomka i Damiana.

Obaj mężczyźni są braćmi, choć patrząc na ich osoby i sposób życia trudno w to uwierzyć. Są tak różni, jak dzień i noc, jak ogień i woda. Podczas gdy Tomasz wiedzie uczciwe, spokojne i ustabilizowane życie prowadząc niewielką agencję nieruchomości i ciesząc się życiem z ukochaną żoną Martą, której jest bezgranicznie oddany, Damian prowadzi szemrane interesy i choć wie, że oszukuje w ten sposób wielu nieświadomych swojej krzywdy ludzi, to jednak nie widzi problemu w swoim postępowaniu, zawsze znajdując usprawiedliwienie dla swoich działań, tak aby siebie wybielić. Jeśli chodzi o życie prywatne i uczuciowe naszego bohatera, to sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Potrafi czarować kobiety, ale o stałym związku nie chce słyszeć.
Tomasz doskonale zna swojego brata, jednak mimo to postanawia wejść z nim w spółkę, do której dołącza syn bogatego łódzkiego Żyda Aron.
Wkrótce w biurze nieruchomości zjawia się samotna, ciepła i skromna starsza kobieta Pani Emilia i prosi, aby mężczyźni zajęli się sprzedażą jej rodzinnej posesji. Choć początkowo wszystko wydaje się dopięte na ostatni guzik to, już chwilę po podpisaniu umowy, nic nie jest takie, jakie być miało. Oczywiście nie zdradzę Wam szczegółów problemu, ale powiem tylko, że w przypadku, kiedy Damian deklaruje, że się czymś zajmie, niczego nie można być pewnym. Tomasz ma w stosunku pani Emilii wyrzuty sumienia i stara się jej pomóc, jak tylko może. W ten oto sposób między tą dwójką rodzi się niezwykła nić sympatii. Podczas jednej z rozmów z babcią, jak zwykł nazywać starszą panią Tomasz, kobieta opowiada mu niezwykle piękną i poruszającą opowieść, która dotyczy wydarzeń mających miejsce na jej rodzinnej ziemi w czasach okupacji niemieckiej. To, czego dowiaduje się Tomasz, generuje kolejne problemy.
Dla Damiana niestety nie ma żadnej świętości, co przejawia się w jego nadmiernej atencji względem żony brata oraz zainteresowaniem dziewczyną Arona. To oczywiście rodzi kolejne problemy, ale o tym przeczytajcie już sami, sięgając po książkę.

Kochankowie miasta” to bardzo piękna, mądra i emocjonalna książka, dzięki której nie tylko możemy oddać się bardzo wielu ważnym życiowym rozważaniom, ale także wspólnie z autorką poznać początki historii pięknych zakątków budzącej się z wieloletniego uśpienia Łodzi, gdzie dzieje się akcja powieści. Ta książka uświadamia nam, że każdego dnia powinniśmy być wdzięczni za to, że nie musieliśmy doświadczyć bólu, cierpienia, poczucia straty, śmierci i upokorzenia, jakie niosła ze sobą wojna.

Już w prologu książki cofamy się do roku 1941, gdzie autorka przedstawia nam bardzo wstrząsającą i bolesną scenę, która bardzo mocno mnie poruszyła, a która jak się później okazuje, jest swego rodzaju klamrą, tworzącą spójną całość tej niezwykłej oddanej w nasze ręce przez autorkę książki.

Najnowsza książka Anny Stryjewskiej skrywa na swoich kartach opowieść, która wywołuje w czytelniku wiele różnych emocji. Pierwszych, tak jak wspomniałam już wcześniej, doświadczyłam już w prologu, który mnie mocno poruszył. Później była złość na postępowanie i zachowanie Damiana. Uwierzcie mi, wiele razy miałam go ochotę udusić. Ani przez chwilę nie zyskał on mojej sympatii. Nie mogę nie wspomnieć o kochanej i serdecznej Pani Emilii, której ciepło i życiowa mądrość bardzo mocno ujęły mnie za serce. No i oczywiście było mi bardzo żal Tomasza, mężczyzny o dobrym sercu, wrażliwym na cierpienie innych, który nie zasłużył na to, co go spotkało. Bardzo mocno kibicowałam mu, aby wreszcie mógł być naprawdę szczęśliwy. A czy tak się stało, przekonajcie się już sami.

Cóż więcej mogę napisać? Drodzy czytelnicy, jeśli szukacie mądrej, głęboko refleksyjnej książki, która nie tylko da Wam pewność spędzenia wspaniałego czasu z wyjątkową lekturą, ale przede wszystkim przypomni Wam, co w życiu jest najważniejsze, o co trzeba dbać, co szanować i jakie wartości w życiu cenić, to koniecznie musicie sięgnąć po ten tytuł. „Kochankowie miasta” to jedna z tych książek, o której myśli się jeszcze bardzo długo po jej przeczytaniu, a może nawet znajdzie ona swoje miejsce w Waszym sercu już na zawsze. W moim na pewno.

Inne, przeczytane przeze mnie książki autorki:

Recenzja powstałą we współpracy z wydawnictwem Szara godzina, za co bardzo dziękuję.