Dziś opowiem Wam swoją historię. Zapewne wielu z Was zastanawia się jak to możliwe, że recenzując/opiniując książkę, której przecież nie jestem autorką twierdzę, że jest to moja historia. Powód jest bardzo prosty, otóż wielokrotnie już przy okazji recenzowania książek o tematyce niepełnosprawności czy choroby pisałam, że ja również jestem niepełnosprawna ruchowo. Jednak tym razem miałam wrażenie, że czytam książkę o sobie, a to dlatego, że moja niepełnosprawność jest identyczna z niepełnosprawnością autorki książki"Moje pory roku” Laury Izabeli Jurga. Obie urodziłyśmy się z Dziecięcym Porażeniem Mózgowym. Obie również jako dzieci „byłyśmy baletnicami” chodząc wyłącznie na palcach, wskutek czego obie przeszłyśmy tożsame operacje. Podobieństw jest naprawdę bardzo wiele, lecz nie będę o nich pisać, żeby nie zdradzić całej treści utworu. Lektura tej książki nie była dla mnie łatwa, gdyż powróciło do mnie wiele trudnych, często bolesnych wspomnień z sytuacji, przez które musiałam przejść, by zaakceptować i nauczyć się żyć z jak ja to określam „Moją przyjaciółką niepełnosprawnością". Pani Laura „naszą historią” pokazuje, że naszym największym pragnieniem jest poczucie akceptacji, a naszym największym problemem są wewnętrzne lęki, które jednak pokonujemy przy pomocy rodziny.przyjaciół i dobrych ludzi, których Bóg stawia na naszej drodze. Bo przeszkody są po to, by je pokonywać, a nie je omijać. Musimy tylko nauczyć się prosić o pomoc i zdać sobie sprawę, że nie jest to oznaka słabości. Bo każdy człowiek, by żyć, potrzebuje drugiego człowieka. Musimy wierzyć w siebie, bo ogranicza nas tylko nasz umysł, lęki i obawy. Bo nie chodzi o to, by nie upadać, a oto by się podnieść i iść dalej. Historia młodej kobiety pokazuje, że paradoksalnie największą przeszkodą w spełnieniu naszych codziennych celów życiowych są....schody. Życie, jakie prowadzi ta wspaniała dziewczyna, zadaje kłam błędnej wizji codziennego bytowania osób z niepełnosprawnością jako tych, które są zamknięte na świat i ludzi siedząc w domu i użalając się nad sobą. Autorka to wspaniała otwarta na ludzi i nowe doświadczenia osoba, która nigdy się nie poddaje, stawiając czoła wszelkim życiowym wyzwaniom, a co więcej stawia sobie coraz to nowe cele, podnosząc ich poprzeczkę za każdym razem wyżej. Z pełnym przekonaniem twierdzę, że powinien brać z niej przykład nie jeden pełnosprawny, gdyż osiągnęła tak wiele, że wielu z nas nawet będąc w pełni sprawnymi, nie zdołałoby tego dokonać. Ponadto Pani Laura udowadnia również, że ludzie niepełnosprawni to nie ci, którzy ciągle tylko biorą od innych, ale również wiele innym dają od siebie, wkładając ogrom serca i pracy w słusznej sprawie dla dobra ogółu.
Czytając tę książkę, naszła mnie taka myśl: „Przekuwajmy swoje słabości w naszą siłę, a będziemy w stanie osiągnąć wszystko, czego zapragniemy".
Oczywiście książkę serdecznie polecam i z góry bardzo przepraszam za prywatę, lecz była ona nieunikniona, bo przecież to „moja historia” (oczywiście, jeśli chodzi o jednostkę chorobową, bo w innych aspektach moja niekończąca się opowieść jest zupełnie inna).