Mocno wierzę w to, że wszyscy ludzie, którzy pojawiają się w naszym
życiu, pojawiają się w nim nie bez powodu. Choć my sami w pierwszej
chwili możemy myśleć, że był to zupełny przypadek, to bardzo często w
dalszej perspektywie czasowej okazuje się, że spotkaliśmy tę osobę po
coś. Jeśli tylko zechcemy wysłuchać jej historii, to spotkanie może
zaowocować czymś pięknym i wartościowym. Doskonale wie o tym autorka
Anna Stryjewska, która kilka tygodni temu oddała w ręce swoich
czytelników swoją najnowszą powieść otwierającą sagę Klonowego Liścia
„Łódzka przystań”, z której recenzją dziś do was przychodzę. Musicie
bowiem wiedzieć, że inspiracją do powstania tej powieści było poznanie
przez Anię pewnej wspaniałej kobiety Blanki, która marzeniem było, by
ktoś spisał dzieje jej rodziny. Pisarze są tymi, którzy przelewając na
papier koleje prawdziwych ludzkich losów, mogą ocalić je od zapomnienia,
a nam osobom żyjącym we współczesności pozwolić spojrzeć na przeżycia i
doświadczenia życiowe ich bohaterów, a także na czasy, w których
przyszło im żyć niejako ich oczami. Jak zapewne wszyscy zdajemy sobie
sprawę, podjęcie się takiego zadania jest dla autora ogromnym wyzwaniem i
odpowiedzialnością. O tym, czy w moim odczuciu Ania Stryjewska temu
wyzwaniu podołała, dowiecie się już za chwilę.
Już teraz muszę powiedzieć, że autorka nie miała łatwego zadania, bo oto
przystępując do lektury książki, przenosimy się do roku 1944 do
okupowanej przez Niemców Łodzi. Tu poznajemy główną bohaterkę opisywanej
na kartach powieści historii, wówczas dziewiętnastoletnią Stefanię Rudzką.
Zakochana młoda dziewczyna idzie na spotkanie ze swoim ukochanym. Mimo
tego, iż ma świadomość, co dzieje się w mieście i jak jest
niebezpiecznie, miłość okazuje się silniejsza. Dziewczyna nie wie
jeszcze, że chwila, kiedy wychodzi z domu, jest ostatnią, w której widzi
swój dom i rodzinę. Do spotkania z Felkiem nigdy nie doszło, gdyż
Stefcia w wyniku łapanki została wywieziona do niemieckiego obozu pracy o
zaostrzonym rygorze. Wszystko, co stało się, zanim trafiła do tego
strasznego miejsca, znamy tylko ze wspomnień dziewczyny, bowiem już
pierwszy rozdział książki konfrontuje nas z okrucieństwem tego piekła na
ziemi. Tutaj więźniowie obozu zostają obdarci z człowieczeństwa,
wszelkiej godności i zmuszeni do walki o przetrwanie, którą wygrać można
tylko cudem. Zdradzę wam, co nie będzie spojlerem, ponieważ możemy o
tym przeczytać również na okładce książki, że dla Stefanii i jej
przyjaciółki niedoli Kazi, taki cud nastaje. Obu młodym kobietom udaje
się uciec z obozu, ale to dopiero początek ich trudnej drogi do domu.
Jak ona wyglądała i jak wiele je kosztowała, musicie już przeczytać
sami, do czego naprawdę całym sercem każdego zachęcam.
Tak oto
płynnie trafiamy do powojennej Łodzi, gdzie poprzez obraz życia Stefanii
i jej bliskich, a także sąsiadów i przyjaciół niemalże jesteśmy
świadkami tego, jak muszą oni budować swój świat na nowo w obliczu
nastania nowego ładu, w którym będą musieli nauczyć się żyć. Łódź, jak i
cała Polska próbuje podnieść się z kolan i na nowo odbudować. Bez
wątpienia o Annie Stryjewskiej można powiedzieć, że jest ambasadorką
Łodzi. W swoich książkach zawsze stara się przedstawiać to miasto tak,
abyśmy poznali kawałek jego historii i zapragnęli zwiedzić jego piękne
miejsca, które do dziś budzą nostalgię w mieszkańcach Łodzi. Tym razem
jest dokładnie tak samo. W „Łódzkiej przystani” zostały nam przybliżone
niegdyś kultowe miejsca tego miasta, jak również sylwetki kilku znanych
osób związanych z Łodzią. Ja bardzo sobie cenię, kiedy autor łączy
przedstawienie czytelnikowi bardzo wciągającej i poruszającej historii z
przystępnym i prostym przedstawieniem kawałka ważnej historii miejsca, w
którym rozgrywają się opisane w książce wydarzenia i zapewniam was, że Ani udało się to
znakomicie.
Wszystko, o czym przeczytamy w książce, bardzo mocno
mnie poruszyło i trafiło wprost do mojego serca. Świadomość, że kierunek
potoczenia się dziejących w niej wydarzeń nadało czyjeś prawdziwe
życia, sprawiła, że czytałam ją z ogromnym zaangażowaniem i przejęciem.
Tak bardzo pragnęłam, aby Stefania i osoby bliskie jej sercu wreszcie
zaznały spokoju, szczęścia i miłości. Oni wszyscy tak, jak my teraz
pragnęli ułożyć sobie życie, kochając i będąc kochanymi. Bo jest to
także książka o miłości, która dla wielu wówczas była siłą do tego, aby
się nie poddać i nie stracić nadziei na to, że jeszcze zobaczą swoich
bliskich, jeszcze wrócą do domu. Przyjaźni, która była niczym anioł
ciągnący ku górze, gdy przychodziło zwątpienie, brak sił i wiary.
W
książce mamy ukazane dwa oblicza przyjaźni. Tej obozowej między
Stefanią i Kazią, która mnie mocno poruszyła. Była ona pięknym
przykładem tego, jak wiele dobrego może dać nam jeden człowiek w całym
morzu okrucieństwa, kiedy zrodzi się między nami ta niezwykła więź.
Kolejne oblicze przyjaźni to ta łącząca Stefkę z Józią już po wojnie.
Pomimo tego, co się wydarzyło, trzeba żyć dalej, a one obie są dla
siebie wielkim wsparciem, które każdej jest bardzo potrzebne, bo jak się
przekonacie, nowe życie postawi przed nimi wiele przeciwności, zmusi do
dokonywania trudnych decyzji i podejmowania nie łatwych wyborów. Nadmienię
tylko, że rodzina Józi również została dotknięta wieloma bolesnymi
przeżyciami, które sprawiły, że łzy zakręciły mi się w oczach.
Wszystko
od miłości się zaczyna i na miłości się kończy. Miłości, która może
mocno zachwiać z trudem w miarę poukładany już świat Stefanii.
Mam
nadzieję, że nie muszę już dłużej nikogo z Was przekonywać o
wyjątkowości i ogromnej wartości tej książki, a tym bardziej zachęcać do jej
przeczytania. Jestem przekonana, że nie odłożycie jej nawet na
chwilę, zanim nie przeczytacie ostatniego zapisanego przez autorkę
zdania tej historii. A już po odłożeniu książki na półkę jeszcze bardzo
długo pozostanie ona w was żywa dzięki emocjom, które wywołuje w
czytelniku. To, co warto zaznaczyć, to fakt, że mimo bolesnej i trudnej
tematyki, czytelnik w żaden sposób nie czuje się przytłoczony, a wręcz
przeciwnie, bohaterowie stają nam się bardzo bliscy i wszystko, co
przeżywają, jest dla nas niezwykle ważne. Trzymamy kciuki za to, aby
potrafili zamknąć trudną przeszłość i wreszcie byli szczęśliwi. A
wszystko to, dzięki lekkości pióra autorki, jej niezwykłej wrażliwości i
empatii, które były niezbędne, aby stanąć na wysokości tak ważnego
zadania. Ani udało się to doskonale, a zostawiła nas w tak ciekawym
momencie, że chciałabym niezwłocznie zacząć czytać drugą część. Macie
moje słowo, że wy również poczujecie takie nieodparte pragnienie, jak
najszybszego ciągu dalszego, a dodatkowo zapragniecie odwiedzić Łódź i
poznać jej piękne zakątki. A przecież o to właśnie chodziło autorce.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.