niedziela, 7 marca 2021

"Bardziej kochać siebie" Aleksandra Sztorc.

W
szyscy wiemy, że to, w jakiej rodzinie dorastamy, ma ogromny wpływ na to, jak będzie wyglądało nasze życie w przyszłości, kiedy już sami wkroczymy w dorosłość. Większość rodziców stara się, aby dzieciństwo ich dzieci upływało w poczuciu miłości, bezpieczeństwa i radości. Rodzic dokłada wszelkich starań, by jego latorośl czuła się w pełni akceptowana, pewna siebie, jak również by potrafiła otwarcie wyrażać siebie i mówić o swoich uczuciach. Jest to bardzo ważne, ponieważ to właśnie będąc dziećmi, jesteśmy najbardziej chłonni na świat, który tworzą dla nas dorośli. I to wszystko, czego doświadczymy, z biegiem czasu zaowocuje wieloma schematami, które się w nas zakorzenią, a tym samym przeniesiemy je na płaszczyznę samodzielnego dorosłego życia. Wiele razy osobom, które nie radzą sobie w budowaniu własnej teraźniejszości i przyszłości, powtarza się, że powinny wziąć się w garść, bo przecież to, jak teraz będą żyć, zależy tylko od nich i leży tylko w ich rękach. Poniekąd mogłabym się z tym zgodzić, lecz nie do końca. A to dlatego, że nie każdy z nas ma szczęście dorastać w normalnej zdrowej rodzinie. Zapewne nikomu nie muszę uświadamiać, jak wiele dzieci pochodzi z rodzin dysfunkcyjnych. W rodzinach takich codziennością jest alkohol, przemoc psychiczna i niestety bardzo często także fizyczna. W takich przypadkach rady typu „Weź się w garść”, „Zapomnij, to już tylko przeszłość” nie na wiele się zdadzą. Od przeszłości nie da się uciec. Jedynym sposobem na to, by nauczyć się z nią żyć i znaleźć w sobie siłę, która pomoże nam wyrwać się z bagna, w którym tkwiliśmy wiele lat, jest przepracowanie tego, przez co przeszliśmy. Terapia to nie wstyd, a może naprawdę pomóc. 

Na pewno teraz zastanawiacie się, dlaczego poruszam dziś tak bez wątpienia trudny i złożony temat. Otóż przychodzę do Was z recenzją książki Aleksandry Sztorc „Bardziej kochać siebie”, w której autorka podjęła się niełatwego zadania przybliżenia nam czytelnikom istoty Syndromu DDA. 

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, czym jest ów syndrom, wyjaśnię tylko pokrótce, że skrót DDA oznacza Dorosłe Dziecko Alkoholika. Jest to zespół schematów działania, jakie dziecko wynosi z domu, w którym pojawił się problem alkoholowy. Wiąże się z wieloma zaburzeniami natury psychologicznej i emocjonalnej wynikających z doświadczeń wyniesionych z domu i sposobu radzenia sobie z nimi. 

Na kartach powieści „Bardziej kochać siebie” poznajemy Zuzannę. Kobietę cierpiącą na wspomniany wcześniej syndrom. Jak czytamy na okładce książki, możemy ją scharakteryzować jako osobę będącą emocjonalnym pogorzeliskiem o poranionym ciele. Mimo że wiedzie już samodzielne życie, to nie może znaleźć ujścia dla niszczącego ją poczucia odrzucenia i samotności. W konsekwencji to nasza bohaterka jest dla siebie największym wrogiem, gdyż pozornej, chwilowej ulgi szuka w destrukcyjnych działaniach. Nie jest w stanie nazwać tego co czuje, ani czego najbardziej dla siebie potrzebuje. Fabuła książki została oparta na terapii, której kolejne sesje mają pomóc pacjentce uporządkować to, co teraz wydaje się niemożliwe do uporządkowania. Czytając książkę, czujemy się niemalże towarzyszami Zuzanny w tej niełatwej przeprawie przez zgliszcza jej przeszłości. Cały ten proces budzi w nas wiele emocji i wzruszeń. 

Nie możemy bowiem zapominać, że alkohol to dopiero początek lawiny nieszczęść, które niszczą coś, co dla dziecka jest najważniejsze, relacje rodzinne. W książce został nam ukazany bardzo przykry obraz relacji na płaszczyźnie matka – córka, który wzbudził we mnie, wręcz złość. Jak sama bohaterka książki mówi podczas jednej z sesji terapeutycznych, jej matka zawsze była obecna w jej życiu, ale nigdy nie zrobiła nic, by chronić ją przed upokorzeniami ze strony ojca. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, abyście sami mogli odebrać ją na własny sposób. Jestem pewna, że nikogo z Was to, co przeczytacie i czego doświadczycie, sięgając po książkę, nie pozostawi obojętnym. 

Niewątpliwie jest to książka trudna, ale bardzo ważna, gdyż w bardzo dosadny i bezkompromisowy sposób pokazuje jak daleko idące i bolesne są konsekwencje nadużywania alkoholu, których najczęstszymi ofiarami są bezbronne, pozostawione samym sobie dzieci. Bardzo się cieszę, że mogłam poznać historię Zuzanny i Wam o niej opowiedzieć, gdyż jestem pewna, że ku mojemu ogromnemu smutkowi wiele osób, które również zdecydują się poznać jej perypetie, odnajdzie w nich cząstkę siebie, a nawet mocno się z nimi utożsami. Jednak mocno wierzę w to, że ta książka da tym osobom nadzieję i siłę do walki o siebie samych. Mając to na uwadze, chciałabym bardzo, aby trafiła ona w ręce jak największej liczby osób i aby jak najdłużej dużo się o niej mówiło, bo jest naprawdę tego warta. 

Na zakończenie chciałabym podziękować samej autorce za podjęcie się tak trudnego, ale niestety życiowego i bardzo ważnego tematu. Z pewnością było to bardzo trudne wyzwanie, z którym jednak Pani Aleksandra poradziła sobie doskonale. Ja na pewno długo o tej książce nie zapomnę i wrócę do niej z pewnością jeszcze wiele razy. Was gorąco zachęcam do lektury. Zapewniam Was, że będzie to bardzo udana terapia dla każdego z nas, po której wyciągniemy bardzo mądrą lekcję. Kluczem do szczęścia jest to, by wybaczyć sobie i innym, a w słowie przepraszam widzieć oznakę siły, a nie słabości. Tylko wtedy będziemy mogli bardziej kochać siebie, a przecież na tym powinno nam zależeć najbardziej. 

Recenzja powstała we współpracy z Autorką, za co bardzo dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.