sobota, 19 października 2019

"Zagubieni" Adriana Rak/ Fragment 1/ Przedpremierowo.



Witajcie kochane moliki. Jakiś czas temu mieliście okazję zapoznać się z moją przedpremierową recenzją książki Adriany Rak „Zagubieni”, którą Kocie czytanie postanowiło otulić swoim ciepłym kocim futerkiem i objąć ją patronatem medialnym. Premiera odbędzie się już 6 listopada 2019 roku.
W poście pod recenzją napisałam Wam, że mam dla Was trzy rozdziały książki, którymi się z Wami podzielę.

Dziś spełniam obietnicę i prezentuje Wam pierwszy z nich.

FRAGMENT 1


1. TAMARA

– Przykro mi, pani Tamaro, ale nie zmienię swojej decyzji – powiedział beznamiętnym głosem. – Przez ostatnie miesiące zbyt często była pani niedyspozycyjna, zbyt wiele razy zdarzało się pani przynosić zwolnienia lekarskie, już nie wspominając o tych wszystkich spóźnieniach do pracy… Dlatego musi nas pani zrozumieć, nie jesteśmy zainteresowani dalszą współpracą. Umowa kończy się dokładnie za siedemnaście dni, ostatniego dnia miesiąca…
– Jasne, rozumiem – odpowiedziałam temu bezdusznemu robotowi, za jakiego w tamtej chwili miałam swojego kierownika. – Dziękuję – dodałam, wychodząc z jego biura, po czym wróciłam do magazynu, w którym od rana rozpakowywałam towar.
Od prawie dwóch lat pracowałam tutaj. Best Food był jednym z tych nowoczesnych marketów, które w swojej ofercie posiadały ekologiczne i nieprzetworzone towary. Kiedy zaczęłam pracę w tym miejscu, sieć akurat wchodziła na polski rynek, a ja byłam jednym z pierwszych pracowników zatrudnionych w sklepie znajdującym się w samym centrum Gdańska – miasta, w którym żyłam od kilku lat wraz ze swoimi rodzicami i synkiem, którego kocham nad życie. I to właśnie przez wzgląd na nich i na to, że byłam jedyną osobą w naszym domu, która posiadała zatrudnienie, nie mogłam stracić tej pracy. Po prostu nie mogłam…
– A niech to wszystko trafi szlag! – wykrzyknęłam sama do siebie, kiedy znalazłam się na hali, pośród wielkich kartonów czekających na rozpakowanie. Po chwili usiadłam obok jednego z nich i zaczęłam płakać, rozmyślając o tym, co teraz będzie. Przecież nie mogłam stracić tej cholernej pracy. Nie, teraz kiedy zostałam całkiem sama, bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego…
Arek, mój były oraz ojciec naszego syna Olka, trzy miesiące temu trafił do więzienia. Kryminalną przeszłość posiadał już w momencie, w którym związałam się z nim kilka lat temu, jednakże wtedy, jak i wiele razy później, zapewniał, że to tylko i wyłącznie przeszłość. Jak czas pokazał, kłamał… W perfidny sposób oszukiwał nie tylko mnie, lecz również ludzi, z którymi współpracował na co dzień. Zajmował się kradzieżami oraz włamaniami do domów. I to właśnie podczas jednego z ostatnich włamań do pewnego gdyńskiego domu wpadł wraz ze swoim kolegą i jeszcze tej samej nocy trafił za kratki. Obecnie oczekuje na wyrok sądu. Grozi mu od roku do dziesięciu lat więzienia i sądząc po tym, że nie była to jedyna jego akcja, spodziewam się niemałego wyroku…
Od naszego rozstania minęło już pół roku, jednakże wcześniej mogłam liczyć na jakąkolwiek pomoc z jego strony. Nie zawsze był w stanie pomóc mi finansowo, ale często zabierał do siebie Olka i spędzał z nim czas wtedy, kiedy ja byłam w pracy, a moja matka siedziała w domu z pijanym ojcem. Od trzech miesięcy niestety nie mogłam liczyć na cokolwiek, więc byłam skazana tylko na pomoc mojej mamy. Z racji tego, że mój ojciec nie żałował sobie alkoholu i często popadał w kilkudniowe cugi, moja rodzicielka nie zawsze była w stanie zaopiekować się Oleńkiem i właśnie dlatego tak często brałam wolne w pracy… Nie mogłam przecież pozwolić na to, aby siedziała wraz z małym, przerażonym dzieckiem w jednym pokoju z pijanym facetem. Mój ojciec, największy nieudacznik życiowy, jakiego było mi w życiu dane poznać, nie dopuszczał do jakiejkolwiek sytuacji, w której jego „ukochana” żona, którą potrafił zwyzywać wieloma epitetami w jednym zdaniu, mogłaby opuścić go w chwili, gdy wracał pijany do domu i użalał się nad sobą oraz swoim życiem. Była mu potrzebna jak tlen. Potrzebna do tego, aby go słuchać i przytakiwać, wszak odkąd tylko sięgam pamięcią, obwiniał ją o wszelkie zło.
W ostatnim czasie wielokrotnie chciałam wyprowadzić się z tego cholernego mieszkania. Od ponad piętnastu lat, od chwili, w której przeprowadziliśmy się całą rodziną z jednej z pod elbląskich wsi do Gdańska, mieszkamy wciąż w tej samej kamienicy, znajdującej się na ulicy Mickiewicza. Niestety ze względu na brak jakichkolwiek oszczędności na chęciach zawsze się kończyło. Nawet wtedy, kiedy mój młodszy ode mnie i zarazem jedyny brat Tomek udał się do Anglii, proponując mi, abym – tak jak on – rzuciła wszystko i wyjechała. Nie zrobiłam tego, ponieważ nie umiałabym zostawić matki. Gdy myślałam o tym, że zostanie całkiem sama i jako jedyna będzie musiała użerać się z ojcem, nie miałam serca, aby ją zostawić. Tym bardziej że nie była zadowolona z wyjazdu Tomka, więc nawet nie chciałam wiedzieć, jakby się czuła, gdybym i ja ją opuściła…
Mój wspaniały ojciec nie pracował od trzech lat, kiedy to, będąc na jednej z delegacji, spadł z dachu i złamał sobie nogę. Wypadek ten był na tyle poważny, że potrzebne było kilkunastomiesięczne leczenie i późniejsza rehabilitacja. Był to okres, podczas którego przebywał na zasiłkach chorobowych. W tym samym czasie zaczął również pić na umór i to pomimo przyjmowanych leków i zaleceń lekarzy, mówiących o tym, że absolutnie nie powinien był tego robić.
Na domiar tego dwa i pół roku temu zostałam mamą uroczego dzieciątka. Wtedy jeszcze byłam zakochana i pełna nadziei na lepszą przyszłość. I choć wciąż mieszkałam z rodzicami, a z Arkiem spotykałam się tylko kilka razy w tygodniu, czułam się szczęśliwa. Już do końca swoich dni z uśmiechem na ustach będę wspominać pierwsze wspólne chwile spędzone z moim synkiem… Jego pierwszy uśmiech, pierwszy wspólny spacer, pierwsze przypadkowe słowa, pierwsze świadome całusy i przytulenia, którymi zresztą do dziś obdarowuje mnie każdego poranka… W tamtym czasie mogłam liczyć na pomoc zarówno mojej mamy, która pracowała jako sprzątaczka w szkole, jak i Arka, zakochanego w Olku równie mocno, jak ja.
Wszystko jednak zmieniło się tego pechowego dnia, dokładnie trzynastego grudnia… Wtedy moja mama dostała wypowiedzenie z pracy, a ja musiałam wziąć się w garść i zostawić pod jej opieką półroczne dziecko. Początkowo moja rodzicielka poszukiwała pracy, jednakże każdy odsyłał ją z kwitkiem. Miała sześćdziesiąt trzy lata i żaden potencjalny pracodawca nie był zainteresowany zatrudnieniem starszej pani. Nie miałam zatem żadnego wyjścia. Wbrew swoim wewnętrznym obawom zaczęłam szukać jakiegokolwiek zatrudnienia i tak oto znalazłam się w jednej z agencji pracy, która po kilku dniach skierowała mnie na rozmowę kwalifikacyjną do sklepu Best Food, gdzie już po pierwszej rozmowie i zapewnieniom z mojej strony, że będę uczciwym i dyspozycyjnym pracownikiem, zostałam zatrudniona.
Znalazłam się w tym miejscu, z którym za niespełna trzy tygodnie będę musiała się pożegnać. Raz na zawsze… Zostało mi jedynie siedemnaście dni, a licząc od następnego ranka, to nawet szesnaście… A potem? No właśnie, co będzie potem…? Nawet nie chciałam o tym myśleć.
Widząc, jak jedna z pracownic, niejaka Amelia Krauze, wchodzi do magazynu, pospiesznie wstałam, ocierając dłonią wciąż płynące z mych oczu łzy. Nie chciałam, aby ktokolwiek znalazł mnie w takim stanie, a już szczególnie ona, kobieta wszechwiedząca i plotkująca na każdy możliwy temat. Zacisnęłam więc zęby i zabrałam się do dalszej pracy.
Po dwóch godzinach nadszedł wyczekiwany koniec i po kilkunastu minutach od wyjścia z marketu znalazłam się na klatce schodowej prowadzącej do mojego mieszkania. Usłyszałam tam dobrze znany mi krzyk.
– Ty stara szmato! Nawet normalnej zupy nie potrafisz ugotować!
Zajebiście. Czeka nas wspaniały wieczór… – pomyślałam w tym samym czasie.
– No proszę, córeczka wróciła do domu. – Ojciec zaśmiał się, widząc, jak wchodzę do kuchni, w której siedział przy stole. Matka wraz z Olim krzątała się przy lodówce. – Poskarż się jej na wstrętnego męża…
– Zamknij się – powiedziałam, rzucając w jego stronę wrogie spojrzenie. – Chociaż przy dziecku mógłbyś się powstrzymać…
– To dziecko ma ojca kryminalistę, więc niech wie zawczasu, jak wygląda życie… – odrzekł, oblizując się przy tym. – Paskudna ta zupa. Człowiek nawet zjeść nie może normalnie, bo trafiła mu się taka wywłoka, która nie potrafi ugotować normalnego obiadu.
– I kto to mówi… Największa niedojda w okolicy. – Moje zdenerwowanie wzrastało z każdą kolejną sekundą. Po tylu latach słuchania wciąż tych samych i jakże bezsensownych oskarżeń miałam już serdecznie dość. Temu człowiekowi nie należał się żaden szacunek. Przecież on i tak wiedział swoje…
– Widzisz, Wanda, jak sobie dzieci wychowałaś? Jedno uciekło od ciebie, a drugie tylko pyskuje. Dobrze, że chociaż tyle umie zrobić, bo szanować to nawet siebie nie potrafi…
– Chodź, córeczko, pójdziemy do waszego pokoju, bo Oluś jest już bardzo zmęczony – odezwała się moja mama, która wciąż stała przy lodówce ze spuszczoną głową.
– Nigdzie stąd nie wychodź! Wanda! Nie pozwalam – wydarł się ojciec, kiedy skierowaliśmy się wraz z moim synem do naszej sypialni.
– Porozmawiamy jutro, córciu. – Matka zatrzymała się przed drzwiami pokoju. – Widzisz, że on i tak nie da mi posiedzieć. Zresztą na pewno jesteś zmęczona, więc uśpij Oleńka, a później weź szybką kąpiel i idź spać. Dobranoc, kochanie – dodała, całując w czoło wnuczka i udała się do kuchni.
Pół godziny później Olek smacznie spał, a ja wzięłam szybki prysznic. Ojciec nadal debatował z matką, a raczej jak zwykle prowadził monolog o tym, jak bezsensowne ma życie i jak głupia jest jego żona.
Kilka lat temu mój brat za pierwsze zarobione pieniądze kupił radio do pokoju, który kiedyś dzieliliśmy. Odbiornik miał za zadanie zagłuszać pijacki bełkot ojca i nawet teraz, po upływie tak wielu lat, idealnie spełniał się w tej roli.
Po skończonej kąpieli wróciłam do pokoju. Usiadłam na fotelu i włączyłam radio, z którego już po kilku sekundach wydobyły się pierwsze dźwięki doskonale znanej mi piosenki.
– Do you need some time… on your own. Do you need some time... all alone… 1– śpiewał Axl Rose, a ja nie mogłam się z nim nie zgodzić. Potrzebowałam chwili dla siebie. Tak bardzo chciałam oderwać się, choć na moment od swojego życia i spróbować czegoś nowego… Niestety, zarówno o nowym życiu, jak i jakiejkolwiek przygodzie mogłam jedynie pomarzyć, co zresztą robiłam każdej nocy, nim zasnęłam. Ileż to razy w swoich myślach czy snach byłam szczęśliwą żoną i matką kilkorga dzieci… Ile razy prowadziłam życie zupełnie inne niż to, które miałam teraz… Ilekroć nie zasypiałam, myślałam wciąż o tym samym. Byłam jak dziecko pragnące tylko tych kilku najważniejszych rzeczy: bliskości, uwagi i… miłości. Tylko tyle, a zarazem aż tyle…
– Z badań przeprowadzonych przez IMI-MEDIA, firmę zajmującą się badaniem takich zjawisk, coraz więcej osób decyduje się na szukanie swojej miłości w sieci. – Z moich rozmyślań wydobył mnie głos spikera radiowego. – Jak zaznacza Anna Kowalska, szefowa działu badań, problem samotności wciąż się pogłębia, przez co szukamy nowych i prostych rozwiązań, a jednym z nich jest szukanie partnera przez internet. Obecnie w sieci istnieje niezliczona ilość miejsc umożliwiająca szybki kontakt z drugą osobą, a jednym z takich portali jest MeAndYou, platforma, na której w zaledwie kilka sekund możemy założyć konto i rozpocząć łowy. Co zaskakujące, w ostatnich tygodniach niezwykle popularnym trendem jest poszukiwanie tak zwanego sponsora, czyli partnera, który za odpowiednią, umówioną wcześniej kwotę pieniężną lub inne gratyfikacje spotyka się z kobietą, zazwyczaj młodą…
Po wysłuchaniu tych kilku zdań miałam w głowie tylko jedną myśl, dlatego czym prędzej wstałam, wyciągnęłam z szafki mój wysłużony laptop i włączyłam go. Po chwili znalazłam się na stronie wspomnianej przez spikera w audycji i nie zastanawiając się, założyłam na niej własne konto.
Jakie to proste – myślałam, wklepując kolejne zdania w rubryczkę O mnie. Że też wcześniej nie wpadłam na taki pomysł…
Jak każda kobieta żyjąca na tym świecie pragnęłam posiadać mężczyznę. Byłam jedną z tych, które nie miały w głowie żadnego wcześniej wymyślonego ideału. Ot, liczyło się to, aby nigdy mnie nie zawiódł i aby był, po prostu był i trwał przy mnie, bez względu na wszystko… Czas pokazał, że moje wymagania to zbyt wiele na współczesne realia, o czym gorzko przekonałam się na własnej skórze, wiążąc się z Arkiem. Niestety, czasu nie cofnę, a zresztą nawet nie chciałabym tego zrobić, bo dzięki temu mam największy skarb na świecie – cudowne, wspaniałe dziecko, dla którego jestem w stanie zrobić wszystko. Naprawdę wszystko…
Moja obecna sytuacja i brak pewności siebie sprawiały, że już dawno przestałam wierzyć w prawdziwą miłość, w uczucie, które w bezinteresowny sposób potrafi połączyć kobietę i mężczyznę. Zresztą, w obecnej chwili sama już nie wiedziałam, czy jestem gotowa na jakikolwiek poważny związek.
Nie mogłam zatem postąpić inaczej. Musiałam to zrobić… Musiałam napisać to cholerne ogłoszenie, od którego w jednej chwili (przez jeden niepozorny e-mail) zmieniło się moje życie.

Drodzy Podglądacze,

nazywam się Tamara (imię prawdziwe) i od kilku minut rozmyślam o tym, co też mogłabym napisać tutaj, aby kogokolwiek zachęcić do przeczytania mojego ogłoszenia.
Myślę jednak, że najprościej będzie napisać prawdę, więc tak uczynię.
Jestem dwudziestoczteroletnią kobietą, która poszukuje… sponsora… Mężczyzny, który w zamian za określone wcześniej gratyfikacje pieniężne będzie mógł spędzać ze mną czas.
Warunki możliwe będą do omówienia w wiadomościach prywatnych, jednakże przed wysłaniem jakiejkolwiek wiadomości do mnie, bardzo proszę, abyś odpowiedział sobie na jedno ważne pytanie: czy jesteś na to gotowy? Czy jesteś zdolny do tego, aby związać się z kobietą, tworząc z nią luźną, przyjacielską relację? Jeśli tak, pisz śmiało ;-) Odpowiem na wszystkie poważne oferty.

PS. Załączone zdjęcie także jest prawdziwe i aktualne.
PS2. Proszę tylko o dojrzałe decyzje. Nie szukam seksu ani innych, jednorazowych przygód.

Napisałam pospiesznie, bez jakiejkolwiek większej nadziei. Tyle się przecież słyszało o naciągaczach z internetu, czyhających tylko na naiwne osoby…
Dodałam zatem swoje ogłoszenie i odłożyłam laptopa na półkę. W tym samym czasie głosy za ścianą ucichły, więc wyłączyłam radio i położyłam się obok Olka. Zamykając oczy, myślałam o tym, jak wspaniałe mogłabym mieć życie, gdybym tylko trafiła na odpowiedniego faceta. Gdzieś przecież na pewno taki istniał… Pytanie tylko, dlaczego wciąż nie udało mi się na niego trafić…?

cdn.


Zdradźcie mi, proszę, czy fragment zachęcił Was do lektury książki, a także czy chcecie poznać pozostałe przedpremierowe fragmenty, które już czekają u mnie na swój czas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.