Urodziłam się jako niepełnosprawne dziecko moich rodziców. Mój start na tym świecie był naprawdę trudny. Po urodzeniu nie dawano mi wielu szans na przeżycie. Jak ma to miejsce w przypadku większości rodzin, które dowiadują się, że w ich życiu pojawi się dziecko, byłam dzieckiem wyczekiwanym i kochanym. Dlatego nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie cierpienia i rozpaczy moich bliskich, kiedy dowiedzieli się, że dostałam zaledwie trzy punkty w skali apgar i musieli zmierzyć się ze świadomością, iż mój czas z nimi może być bardzo krótki. Wiem też, że choć mnie się udało, to, jak dziś funkcjonuję, zawdzięczam ich wieloletniemu wysiłkowi i walce o mnie, która przysporzyła im ogromu trosk, obaw i niepokoju o to, co przyniesie przyszłość. Dziś jestem im wdzięczna za trud, jaki włożyli w to, aby poprawić moją sprawność, a tym samym zadbać o moją jakość życia. Teraz jestem już dorosłą kobietą i wiem, że nie byłabym tym, kim jestem, gdyby nie ich wsparcie i oddanie.
Piszę Wam o tym, ponieważ niestety nie każde życie poczęte da się uratować. Wiele małżeństw oczekujących dziecka ku swojemu ogromnemu przerażeniu i niedowierzaniu w to, co słyszą, dowiaduje się, że życie, które nosi pod sercem mama tej jeszcze nienarodzonej istotki, może w każdej chwili się skończyć. Wtedy ich świat legnie w gruzach, a oni sami stają przed najtrudniejszym wyborem swojego życia, z którego tak naprawdę nie ma dobrego wyjścia. Niezależnie bowiem od tego, jakie decyzje podejmą i tak wyjdą z tych bolesnych doświadczeń życiowo wyniszczeni i poranieni. Przekonali się o tym bohaterowie książki Patrycji Żurek „Iskierka”, z której recenzją do Was przychodzę.
Zanim jednak opowiem Wam ich historię, chcę zaznaczyć, że jak pisze sama autorka, książka powstała jeszcze przed decyzją Polskiego Trybunału Konstytucyjnego uznającą przerwanie ciąży z powodu ciężkich i nieuleczalnych wad płodu za niezgodne z konstytucją.
Poznajcie Różę i Seweryna. Młode małżeństwo, które z ogromną radością przyjęło wiadomość o byciu rodzicami. Wiedzieli, że te dwie kreseczki pojawiające się na teście ciążowym zmienią zupełnie ich życie, ale nawet przez chwilę nie spodziewali się tego, jak wielki ból i ciężar wypełni ich serca już wkrótce. Wszystko zmienia jedna wizyta lekarska, podczas której rodzice dowiadują się, że ich dziecko cierpi na nieuleczalną wadę rozwojową, która w konsekwencji prowadzi do jego nieuchronnej śmierci. Lekarze nie są w stanie określić, czy dziecko w ogóle się urodzi, a jeśli tak ile godzin, dni, a może tygodni będzie żyło. Oboje stają przed najtrudniejszą decyzją ich życia wynikającą z zaledwie trzech możliwości, które w tej sytuacji zostają im przedstawione. Pierwsza to niestety może dojść do poronienia. Kolejna, usunąć ciążę do czasu, kiedy jest to jeszcze dopuszczalne. No i wreszcie trzeci wariant, urodzić dziecko i być z nim do końca. Oczywiście, aby dowiedzieć się, jakie decyzje podjęli Róża i Seweryn musicie sięgnąć po książkę, do czego bardzo Was zachęcam.
Ja chciałabym zwrócić Waszą uwagę na kilka innych aspektów, które stały się powodem wielu obaw i przemyśleń naszych bohaterów wynikających właśnie z tragedii, w której obliczu się znaleźli.
Małżonkowie czują strach i niepewność tego, co będą mówić ludziom, głównie rodzinie, jeśli zdecydują się na aborcję. Mają świadomość, że łatwiej zrozumieją i pogodzą się z poronieniem, niż, z tym że zdecydowali się usunąć ciążę. I tutaj pada bardzo mądre i słuszne zdanie, które otoczenie osób w podobnej sytuacji powinno wziąć sobie do serca.
„Będziemy mówić prawdę. Nikt nie ma prawa nas oceniać, bo nikt nie znalazł się w takiej sytuacji. Wiem, że niektórzy lubią to robić, ale nawet jeśli powiedzą kilka przykrych słów, ile one znaczą w obliczu tego, co się dzieje?”
Jak się przekonacie podczas lektury książki, ludzie nie szczędzili małżonkom przykrych słów. Wielu wyrażało swoje zdanie, nie wykazując się ani krztą nie tylko troski, wsparcia, a wręcz przeciwnie bezdusznością, brakiem taktu i nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu głupotą. Taka mała podpowiedź ode mnie, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to po prostu milcz.
Nie możemy również zapomnieć, że tak trudne przeżycia nie pozostają bez wpływu na samo małżeństwo. Bardzo często sytuacja, przez którą musimy przejść, przygniata nas tak mocno, że nie potrafiąc poradzić sobie z własnym cierpieniem, oddalamy się od siebie. Zamykamy się w pancerzu bólu i coraz trudniej nam odnaleźć drogę do siebie. Jeśli chcecie dowiedzieć się, czy taki kryzys dotknął również Różę i jej męża koniecznie przeczytajcie książkę.
„Iskierka” to bardzo poruszająca, ważna i potrzebna książka. Mocno wierzę w to, że jeśli przeczyta ją rodzina, która w tej chwili przygotowuje się na narodziny chorego dziecka, bądź już takie dziecko wychowuje wszystko, co skrywają jej karty stanie się dla tych osób bardzo pomocne. Chociażby ze względu na to, że w wielu przypadkach rodzice dzieci śmiertelnie chorych zostają sami ze swoim zmartwieniem i problemem. Tymczasem nie musi tak być, gdyż jest wiele instytucji, które otoczą ich opieką i służą pomocą, o czym również dowiecie się z książki.
Jestem chwilę po odłożeniu książki na półkę i ocieram łzy. Ta historia poruszyła mnie do głębi. Oczywiście ze względu na jej trudną tematykę nie było mi łatwo ją czytać. Emocje wzięły górę, ale z całego serca dziękuję za to autorce. Dziękuję za możliwość przeczytania niezwykłej powieści o pięknie i sile rodzicielskiej miłości i nigdy niegasnącej iskierce nadziei. O gromadzeniu pięknych chwil i wspomnień przeżytych z tymi, których kochamy, bo jak wiadomo, tak długo żyje człowiek, jak długo pozostaje żywy w naszej pamięci.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.