Kiedy na świat przychodzi dziecko, chwila jego narodzin jest cudem. To maleństwo ma przed sobą piękne i szczęśliwe życie. Tego właśnie życzymy każdemu maluszkowi. Niestety, bardzo często życzenia te nabierają zupełnie innego znaczenia w obliczu zderzenia z trudną rzeczywistością. Los bowiem nie jest sprawiedliwy i nie wszystkim daje możliwość szczęśliwego startu w drogę przez życie. Nie każdy z nas miał szczęście urodzić się w pełni zdrowym i sprawnym. Nie mamy też wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodzimy, choć ten czynnik ma duży wpływ na to, jak może potoczyć się nasza przyszłość. Mówi się, że wszystkie dzieci są nasze i każde zasługuje na to, aby dorastać w kochającej się rodzinie. Oczywiście to prawda, więc dlaczego dzieciństwo wielu z nich naznaczone jest poczuciem samotności i odrzucenia? Ano właśnie dlatego, że czasem miłość to za mało. Najczęściej, kiedy dowiadujemy się, że dziecko zostało odebrane biologicznym rodzicom, myślimy o nich, jak najgorzej, no bo jakim trzeba być rodzicem, żeby dopuścić do czegoś podobnego. Tymczasem nie zawsze przyczyną jest brak miłości dla dziecka, a sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana i złożona. Najgorszym z możliwych rozwiązań jest umieszczenie dziecka w domu dziecka bądź innych placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Wówczas z pomocą przychodzą osoby tworzące rodziny zastępcze. To dzięki nim dziecko może czuć się bezpieczne, zaznać ciepła w normalnej rodzinie. Czerpać prawidłowe wzorce, czekając na adopcję. Pomoc takich rodzin bez wątpienia jest nieoceniona, ale co przykro przyznać na pewno niedoceniona.
Dziś właśnie poruszymy temat ich działalności od kulis. Sama znam osoby prowadzące rodziny zastępcze i przyznaję, że patrząc na radość dzieci pozostających pod ich opieką oraz na więzi, które tworzą się pomiędzy wszystkimi ich członkami, można odnieść wrażenie, że wybór takiej drogi jest bardzo prosty. Mało tego, takie rodziny bardzo często trafiają na ludzkie języki, zostając posądzeni o zgrozo o dorabianie się na krzywdzie cudzych dzieci. Nikt jednak nie stara się dostrzec tego, czego nie widać na zewnątrz. Prawda jest natomiast taka, że te rodziny się nie skarżą, ale ich każdy dzień naznaczony jest wieloma trudami, wyrzeczeniami i poświęceniem. To nierzadko walka z wiatrakami o dobro podopiecznego, w której są pozostawieni sami sobie.
Zapewne zastanawiacie się, dlaczego zdecydowałam się podjąć dziś ten temat. Otóż dzieje się tak za sprawą książki Anny Sakowicz „Siła miłości”, z którą dziś do was przychodzę. Już teraz mogę powiedzieć, że jestem wdzięczna autorce za to, że zdecydowała się napisać tę książkę, gdyż mam ogromną nadzieję, że da ona mocno do myślenia tym, którzy tak łatwo ferują osądy względem rodziców zastępczych, nie mając pojęcia, o czym mówią. A przede wszystkim opisana na kartach książki historia będzie impulsem do tego, by zmienić coś odnośnie do wsparcia i pomocy takim rodzinom ze strony państwa i instytucji, którym podlegają. Zanim jednak opowiem o samej książce, chcę zaznaczyć, że historia głównych jej bohaterów oraz dziecka, dla którego stanowią rodzinę zastępczą, jest oparta na faktach i ma swój realny pierwowzór.
Poznajcie zatem Malwinę i Adriana Ostrowskich. Małżonkowie są przykładną specjalistyczną rodziną zastępczą, która w momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami ich codzienności, przyjmują pod opiekę niemowlę. Mały Kacper ma pozostać w ich domu do czasu ustabilizowania jego sytuacji prawnej, a potem trafić do adopcji. Proces ten nie jest łatwy, ponieważ biologiczna matka kocha syna i chce go odzyskać, choć nie jest to możliwe. O tym jednak musicie przeczytać sami, sięgając po książkę. Z biegiem czasu coraz bardziej uwydatniają się dysfunkcje intelektualne chłopca i niestety jego szanse na adopcję maleją. Czas mija, a już nastoletni Kacper, ciągle nie opuścił domu swoich opiekunów. Bo przecież każdy chce mieć dziecko doskonałe. Takie, które nie sprawia problemów. A niestety Kacper sprawia ich coraz więcej. A co najbardziej niepokojące wykazuje destrukcyjne zachowania. Stanowi zagrożenie dla słabszych, czerpiąc satysfakcję w sprawianiu im krzywdy. Problem urasta do większej rangi ze względu na to, że biologiczne dzieci Ostrowskich, które przez to, czym zajmują się ich rodzice, zawsze czuli się mniej ważni, teraz kiedy są już dorośli i zakładają własne rodziny, obawiają się o bezpieczeństwo swoich dzieci, a także samych rodziców. Zachowania Kacpra są nieprzewidywalne i nie wiadomo do czego może się posunąć, będąc coraz starszym.
Śmiało, można powiedzieć, że w książce dostrzegamy motyw rozdartej sosny. Malwina wspólnie z mężem stają w obliczu trudnej decyzji o zakończeniu opieki zastępczej i oddaniu Kacpra do specjalistycznego ośrodka. Na szali stawiają bezpieczeństwo i troskę o swoje wnuczęta oraz dobro dziecka, które nie ma nikogo i z którym przez te kilkanaście lat połączyła ich niezwykła więź. Prawda jest taka, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Zawsze ktoś będzie cierpiał. A wy, co zrobilibyście, będąc na miejscu Ostrowskich?
Zapewniam was, że to pytanie będzie dręczyło was przez całą lekturę książki i jeszcze na długo po jej przeczytaniu. Odpowiedź na nie będzie ewaluowała. Najczęściej uwagę na rodziny zastępcze zwracamy dopiero wtedy, gdy dzieje się w nich coś złego. W innym wypadku tylko się od nich wymaga, nie służąc wsparciem i pomocą. A jeśli zdecydują się zrezygnować z opieki nad powierzonym im dzieckiem, bardzo często dosięga ich ostracyzm społeczny, bo przecież, jak tak można postąpić. Nawet psa się tak nie traktuje, a co dopiero dziecko. Łatwiej oceniać z góry, niż zadać sobie odrobinę trudu i poznać sytuację u źródła.
Perypetie rodziny Ostrowskich to jednak nie wszystko, o czym przeczytamy w książce. Poznamy w niej również Lilianę. Dziennikarkę piszącą artykuł poświęcony właśnie tematyce rodzin zastępczych. Jak się przekonacie, kobieta ma za sobą niełatwą przeszłość, która po dziś dzień odciska swoje piętno na jej życiu. To zlecenie obudzi wspomnienia i będzie próbą rozrachunku z własnymi problemami. Czy skuteczną? Tego już nie zdradzę.
„Siła miłości” to bardzo poruszająca historia, która przeczołga nas emocjonalnie bardzo mocno. Powinien ją przeczytać każdy, gdyż jej lektura otworzy nam oczy na rzeczy dziejące się bardzo blisko nas, o których nie mamy najmniejszego pojęcia. Choć wydaje nam się, że wiemy wszystko. Poznamy różne oblicza miłości i poczujemy ich siłę. Najdą nas myśli dotyczące tego, czy miłość rzeczywiście jest bezwarunkowa i czy ma jakieś granice. Ta historia poruszy, wzruszy, przerazi i da wiele do myślenia. To prawdziwe życie, które nigdy nie jest zero jedynkowe. Przeczytajcie koniecznie. Oczywiście nie będę oceniała samej fabuły, ponieważ uważam, że nie mam do tego prawa. Powiem tylko, że trafiła wprost do mojego serca i jestem pewna, że nikogo z was również nie pozostawi obojętnym. Natomiast nie muszę chyba mówić, że jak wszystkie książki Ani, pod względem literackim ta również jest świetna. Czytamy ją z ogromnym zaangażowaniem. Dzięki lekkiemu i przystępnemu stylowi pisania autorki, mimo że, tematyka książki nie jest łatwa, czyta się ją bardzo płynnie, nie czując przytłoczenia. Sami bohaterowie stali mi się bardzo bliscy i chciałabym poznać kontynuację ich losów. Was jeszcze raz zachęcam do lektury, a ja muszę ochłonąć z emocji.
Na zakończenie chciałabym podziękować wszystkim osobom, które podjęły decyzję o zostaniu rodzinami zastępczymi. Kochani dziękuję Wam za wasze oddanie, włożony trud i pracę. Za wasze poświęcenie i wielkie serca. Jesteście wspaniali.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Luna, za co bardzo dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.