środa, 5 czerwca 2024

"Mój słodki aniołku" Johna Glatta



Dziś w dobie internetu i mediów społecznościowych każdego dnia trafiają do nas liczne prośby o wsparcie i pomoc dla ciężko chorych dzieci. Rodzice i opiekunowie tych dzieci w publikowanych przez siebie postach opisują ich nierzadko bardzo trudną sytuację zdrowotną i ciężki proces walki o zdrowie w drodze po lepsze życie. Zawsze, kiedy czytam takie treści, bardzo się wzruszam i staram się, chociażby napisać kilka pokrzepiających słów. Tym bardziej że sama jestem niepełnosprawna i wiem doskonale, ile starań od chwili moich narodzin  poczynili moi rodzice, abym w przyszłości mogła wieść samodzielne życie. Jednak od kilku dni do tego rodzaju wpisów publikowanych w sieci podchodzę z dużo większą czujnością, którą wzbudziła we mnie lektura książki Johna GlattaMój słodki aniołku", o której teraz chcę wam pokrótce opowiedzieć.

Pisarz jest dziennikarzem śledczym i w swoim dorobku twórczym ma już wiele książek z gatunku true crime, a więc takich, które dokumentują prawdziwe przestępstwa lub zbrodnie kryminalne. Ten tytuł do tego gatunku właśnie należy, a na jego kartach autor zwraca naszą uwagę na swego czasu głośną sprawę Lacey Spears. Matki blogerki, która na kilku portalach społecznościowych, publikowała przepełnione wielką miłością do swojego synka Garnetta posty opisujące jego cierpienie i zmagania z kilkoma chorobami. Wpisy te poruszały cały świat, a tymczasem okazało się, że wszyscy ulegliśmy fałszywej iluzji, za którą kryła się szokująca i druzgocąca prawda.

Ta kobieta była fenomenalną aktorką, która w perfekcyjny sposób grała na emocjach i uczuciach wszystkich osób, które od narodzin jej syna darzyły ją ogromnym podziwem i uznaniem ze względu na jej wieloletni matczyny heroizm i oddanie. Każdego dnia otrzymywała od tych ludzi wyrażających swoje współczucie, ogrom wsparcia nie tylko duchowego, ale także finansowego. Dopiero po pięciu  latach okazało się, że oszukała wszystkich, a internet stał się dla niej maską, za którą skrywała swoją prawdziwą twarz bezwzględnej i okrutnej morderczyni, która z premedytacją zaplanowała śmierć swojego dziecka.

I przyznam się szczerze, że gdybym nie znała prawdy i nie wiedziała, że za to bestialstwo została skazana na wiele lat więzienia z możliwością przedłużenia do dożywocia, to uwierzyłabym w każde jej słowo i zapewnienia o ogromnej miłości do swojego małego aniołka. A to dlatego, że dla świata zewnętrznego była ona uosobieniem matki idealnej. Z każdego wpisu w sieci wyłaniał się obraz zrozpaczonej samotnej matki, która robi wszystko, aby ratować zdrowie najważniejszej istoty w swoim życiu. Podczas gdy, kiedy nikt nie mógł tego widzieć, sama metodycznie odbierała mu to zdrowie, a w konsekwencji życie, świadomie wywołując u chłopca objawy chorobowe. To, co przeraża najbardziej to fakt, że przez te pięć lat tak naprawdę ta kobieta nigdy nie miała na uwadze dobra Garnetta. Tutaj zawsze chodziło o nią i o to, aby wzbudzać współczucie wśród lekarzy i całego społeczeństwa, jednocześnie zwracać na siebie uwagę. Takie zachowania są typowe dla osób, u których zdiagnozowano Zastępczy Zespół Munchhausena, którego według ustaleń specjalistów Lacey była typowym przykładem. Zespół ten jest rodzajem zaburzeń psychicznych, z grupy zaburzeń poznawczych, występujących głównie u rodziców i opiekunów osób od nich zależnych. Polega on na celowym wywoływaniu u tych osób objawów chorobowych, po to, by osiągnąć wyżej wymienione korzyści. Zaburzenie to nie wpływa jednak na świadomość osoby nim obciążonej, czy też na pojmowanie dobra i zła. Dlatego też nie usprawiedliwia ono nieludzkiego postępowania bohaterki książki.

„Mój słodki aniołku” to wstrząsająca książka ukazująca dramat rodzinny, która w co mocno wierzę, uczuli nas na to, aby być bardziej uważnymi na to, co czytamy w sieci, a także na to, co być może dzieje się obok nas. Choć trudno jest jednoznacznie dostrzec, że w tym, o czym mówi i o czym zapewnia nas rodzic, bądź opiekun są pewne niespójności, bo przecież zarówno lekarze, jak i otoczenie to właśnie im ufa najbardziej, to jednak są pewne wyraźne przesłanki, które powinny wzbudzić nasz niepokój. Poznacie je oczywiście, czytając książkę, do czego gorąco każdego z was zachęcam. Bez wątpienia nie jest to łatwa w odbiorze książka, ale warto ją przeczytać, właśnie dlatego, by wiedzieć, na co zwracać uwagę, aby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.

Znajdziecie tutaj bowiem zapis z przesłuchań i śledztwa policyjnego, jak również z całego przewodu sądowego w tej sprawie, w którym oskarżona nie skorzystała z możliwości złożenia zeznań, ale nie zgadza się z wyrokiem sądu i utrzymuje, że jest niewinna, jednocześnie nieustannie zapewniając o swojej miłości do swojego aniołka.

Wszystko, o czym przeczytamy w książce, zostanie z nami na zawsze. To zdecydowanie nie jest książka, którą da się szybko przeczytać, odłożyć i po prostu zacząć czytać kolejną. Jej lekturę trzeba sobie dawkować, gdyż rozmiar krzywd, które w wyrachowany sposób zadaje bezbronnemu dziecku najbliższa mu osoba, która powinna go chronić i czuwać nad jego bezpieczeństwem jest niewyobrażalny. Leacy doskonale wiedziała, że to jej działania są przyczyną niewyobrażalnego bólu syna, a jednak nic sobie z tego nie roniła Skupiała się wyłącznie na tym, by jak najbardziej wiarygodnie odegrać rolę zrozpaczonej matki, wobec której los nie ma litości. Mało tego wykreowała również wizję swoich osobistych przeżyć i doświadczeń, które zapewniam was, poruszą najbardziej zatwardziałe ludzkie serca. Już na początku rozprawy sądowej, w której dzięki tej książce my czytelnicy możemy uczestniczyć i niejako zasiąść na ławie przysięgłych zarówno sędzia, jak i adwokaci oskarżenia i obrony, proszą jej członków, aby dokonując osądu i wydawania wyroku w tej sprawie, postarali się wyłączyć emocje i nie ulegać prywatnym osądom. Tylko, czy jest to możliwe, wiedząc, że oskarżona wiedziała, że jej dziecko umiera i nie zrobiła zupełnie nic, by je ratować? Z tym retorycznym pytaniem was zostawiam, a ja teraz muszę ochłonąć i przeczytać coś lżejszego. Jedyne, co mi przeszkadzało podczas poznawania tej historii, to wielokrotne powtarzanie tych samych faktów i sytuacji, o których już wcześniej czytaliśmy. To sprawiło, że momentami miałam wrażenie, iż czytam ciągle to samo. Gdyby usunąć powtarzające się części fabuły, książka byłaby dużo bardziej skonkretyzowana i krótsza.

[Zakup własny]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.