Przystępując do lektury książki, przenosimy się na ulicę Zimową, by trafić do Domu Dziecka i wspólnie z jego wychowankami oraz ich opiekunkami przygotowywać się do świąt Bożego Narodzenia. Dla dwunastki podopiecznych, którzy, mimo że są jeszcze dziećmi, mają już za sobą trudną przeszłość, ta placówka jest jedynym domem. Dyrekcja oraz wychowawcy bardzo się starają, aby czuli się tu jak najlepiej. Chcą właśnie teraz dać dzieciom, chociażby namiastkę prawdziwego domu i rodzinnego ciepła. Zdają sobie jednak sprawę z tego, że niestety muszą liczyć siły na zamiary, gdyż borykają się z problemami finansowymi. Pani Klaudia, mając w pamięci pragnienie jednego z chłopców, chce wywołać uśmiech na twarzach dzieci i wyłożyć własne środki na zakup czekoladowych kalendarzy. Nikt jednak nie przypuszcza, że poza słodkimi pysznymi czekoladkami znajdą one wyjątkowe personalizowanie liściki, które uświadomią im, jak wielkim dobrem może zaowocować otwarcie się na drugiego człowieka.
Czytając te, listy ich mali adresaci przekonują się, że anonimowy dobry duch domu bardzo dobrze ich zna, a wręcz zdołał zajrzeć w głąb ich serc. Dzięki temu, ku ich ogromnemu zaskoczeniu i niedowierzaniu spełnia ich największe marzenia w postaci upragnionych prezentów. To nie same prezenty są jednak tutaj najważniejsze, a fakt, że stały się one niejako pierwszym krokiem na drodze w pogoni za marzeniami, które gonić zdecydowanie warto. Autorki zrodziły w nas przekonanie, że trudna przeszłość i to, że los nie był dla nas łaskawy, nie przekreśla naszych możliwości i szans na to, by osiągnąć wszystko, czego pragniemy. Liczy się tylko to, by nie stracić wiary w marzenia i włożyć, jak najwięcej starań i zaangażowania w ich spełnienie.
Na kartach powieści poznajemy bohaterów o bardzo odmiennej osobowości i charakterach. Nie każdy z nich budzi naszą sympatię, a są i tacy, którzy mogą wzbudzać wręcz antypatię. A wszystko po to, abyśmy zagłębiając się w lekturze, odebrali kolejną cenną lekcję. My ludzie bowiem często mamy tendencję do zbyt pochopnego oceniania innych, kierując się tylko powierzchownością i tym, co łatwo dostrzegalne. Tymczasem, jeśli tylko zechcemy poznać kogoś bliżej i wysłuchać jego historii, może okazać się, że byliśmy bardzo niesprawiedliwi w swoich osądach. Nie wolno nam bowiem zapominać, że każda postawa i zachowanie człowieka ma swoje przyczyny i z czegoś wynika.
Kiedy myślimy o ludziach, których los nigdy nie rozpieszczał, jakoś tak naturalnie wzbudzają oni nasze współczucie. Szczególnie kiedy są to dzieci. Żałujemy ich, bo są biedne. Przebywając w domu dziecka, nie mają tak wielu rzeczy, które mają ich koledzy, czy koleżanki, choć przecież tak samo, jak one zasługują na wszystko, co najlepsze. Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska pisząc swoją książkę, w jej wnętrzu zostawiły dla nas piękne i mocno chwytające za serce przesłanie. Bogactwo człowieka nie kryje się w rzeczach materialnych, a jedynie w ludziach, których mamy obok siebie oraz w tym, za co możemy dziękować każdego dnia. Jeśli są ludzie, dla których jesteśmy ważni i którzy w nas wierzą możemy czuć się bogaczami.
Adwent staje się tu okazją do odkrywania nowych dróg i możliwości. W bohaterach na nowo odradza się wiara w spełnienie dotychczas nieosiągalnych marzeń i pragnień. To czas przemyśleń i refleksji, który może pomóc w zrozumieniu siebie i zdefiniowaniu swojego życia na nowo. Takiego, w którym z wiarą i nadzieją patrzymy w przyszłość. Wtedy również bardzo ważne jest, abyśmy pamiętali o istocie wzmacniania relacji międzyludzkich. Przygotowania do świąt to nie tylko to, co zewnętrzne, ale także to, co wewnętrzne.
Jak zapewne już wiecie „Kalendarz adwentowy” to piękna i niezwykle życiowa powieść świąteczna, w której tkwi ogromna mądrość, dobro i życzliwość, które rodzą się w ludzkich sercach pod wpływem otulającej nas swoim ciepłem magii świąt, kiedy wszystko jest możliwe. Całość czyta się w poczuciu ogromnej bliskości z bohaterami, a wzruszenie ściska nas za gardło i wyciska łzy. Od książki nie można się oderwać, ale jednocześnie nie chcemy kończyć jej czytania. Myślę, że obie pisarki doskonale wiedziały, że ich czytelnikom po skończonej lekturze może być trudno odłożyć książkę na półkę, dlatego też mamy dwie możliwości poznania opowieści, którą dla nas przygotowały. To od nas zależy, czy damy się pochłonąć bez reszty i całość przeczytamy jednym tchem, czy też będziemy odkrywać ją fragmentarycznie niczym tak, jak otwiera się okienka kalendarza adwentowego. Ja, kiedy już zaczęłam czytać, nie potrafiłam powiedzieć sobie „na dziś wystarczy” i przeczytałam całość za jednym posiedzeniem. Na pewno między innymi sprawiła to ciekawość tego, kto przyczynił się do tego, że magia świąt mogła ukazać swoją wielką moc. I uwierzcie mi, że będziecie zaskoczeni, kiedy już zagadka tajemniczego darczyńcy zostanie rozwiązana. Napiszcie koniecznie w komentarzach, który ze sposobów wy wybierzecie.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Nove Res.
Inne świąteczne powieści Jolanty Kosowskiej, którą czytałam i serdecznie polecam:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.