sobota, 30 sierpnia 2025

"Szalone Porto" Jolanta Kosowska

W gęstwinie literatury obyczajowej, gdzie każdy zaułek wydaje się już wydeptany, nagle rozbłyska światło, a to światło rzuca na czytelnika "Szalone Porto" Jolanty Kosowskiej. Autorka, znana z barwnych opowieści, które są niczym podróże do odległych krain, tym razem zabiera nas w hipnotyzującą podróż do serca Portugalii, do miasta o dwoistym obliczu – pięknego i niepokojącego zarazem.

Powieść rozpoczyna się od sceny, która jest niczym cios prosto w serce: Martyna, młoda kobieta stojąca na progu szczęśliwego małżeństwa, odkrywa zdradę narzeczonego. Jej misternie tkany świat rozpada się na kawałki, a planowana podróż poślubna do Porto staje się symbolem utraconych marzeń. Jednak, za namową lektorki języka portugalskiego, Martyna decyduje się na heroiczny krok – wyrusza w tę podróż sama. To nie jest jednak ucieczka, lecz próba ocalenia samej siebie.

Jolanta Kosowska z mistrzowskim zacięciem maluje przed czytelnikiem Porto. To nie są suche, przewodnikowe opisy, lecz obrazy nasiąknięte emocjami, zapachami i dźwiękami. Czuć tu poranną mgłę nad rzeką Douro, słychać gwar wąskich uliczek i szum fal Atlantyku. Autorka sprawia, że Porto staje się równorzędnym bohaterem, a jego piękno, ukryte w malowniczych kamienicach i kolorowych azulejos, przeplata się z jego drugą, ciemniejszą stroną – z biedą i bezdomnością. To właśnie ten kontrast jest motorem napędowym całej fabuły.

Podczas jednej z wędrówek, Martyna poznaje Gaspara, młodego bezdomnego, którego życie toczy się na marginesie społeczeństwa. Początkowo nieufna, stopniowo uświadamia sobie, że za fasadą ubóstwa i codziennej walki o przetrwanie kryje się bogactwo duchowe, siła i godność. To spotkanie staje się dla Martyny lustrem, w którym może ujrzeć własne życie z nowej perspektywy. Autorka porusza tutaj niezwykle ważny i często pomijany temat, dając głos tym, których na co dzień nikt nie słucha, przypominając, że każdy człowiek, niezależnie od statusu, ma swoją historię i zasługuje na szacunek.

Jolanta Kosowska niezwykle plastycznie rysuje portret psychologiczny Martyny. Na początku poznajemy ją jako osobę zranioną, naiwną, uwięzioną we własnym cierpieniu. Jednak jej interakcje z mieszkańcami Porto, a w szczególności z Gasparem, który staje się jej przewodnikiem po „drugiej stronie” miasta – prowadzą do fascynującej ewolucji. Relacja Martyny i Gaspara to jeden z najmocniejszych punktów powieści. Autorka zrywa z uprzedzeniami i pokazuje, że prawdziwa mądrość i człowieczeństwo często kryją się tam, gdzie najmniej się ich spodziewamy. To dzięki niemu Martyna zaczyna patrzeć na świat z nowej perspektywy, a jej osobista tragedia schodzi na dalszy plan w obliczu znacznie większego zła, które dzieje się na ulicach.

"Szalone Porto" to jednak nie tylko powieść obyczajowa, to także intrygujący kryminał. W idylliczny krajobraz Porto wkrada się mrok, a na bezdomnych zaczyna polować nieuchwytny morderca. Martyna, mimowolnie wplątana w sieć intryg, angażuje się w poszukiwania, a jej relacja z Gasparem staje się jeszcze silniejsza. To połączenie gatunków – obyczajowego ciepła z kryminalną dreszczem – nadaje powieści niebywałej dynamiki i sprawia, że nie sposób się od niej oderwać.

​Jolanta Kosowska udowadnia, że jest mistrzynią psychologicznej głębi. Jej bohaterowie nie są płaskimi figurami, lecz skomplikowanymi, wielowymiarowymi postaciami. W "Szalonym Porto" autorka zmusza nas do refleksji nad tym, co tak naprawdę jest ważne w życiu. Czy szczęście definiuje status społeczny i posiadanie, czy może tkwi ono w autentyczności, w relacji z drugim człowiekiem, w odwadze do odnalezienia siebie na nowo?

​Powieść jest niczym magiczne wino Porto – słodkie, ale z wyrazistą nutą goryczy. To opowieść o miłości przyjaźni, walce o drugiego człowieka i o poszukiwaniu własnej tożsamości. To literatura, która wzrusza, intryguje i pozostaje w pamięci na długo po tym, jak zamkniemy ostatnią stronę. "Szalone Porto" to dowód na to, że prawdziwa literatura potrafi nie tylko bawić, ale także uczyć i inspirować. To książka, która wnika w najczulsze aspekty ludzkiej kondycji. Porusza uniwersalne tematy, takie jak bezdomność, samotność i wykluczenie społeczne, a jej wartość leży w tym, że burzy stereotypy i zmusza do refleksji nad tym, jak łatwo osądzamy innych, nie znając ich prawdziwych historii. Autorka wplata w swoją opowieść poetyckie metafory i trafne obserwacje, które sprawiają, że lektura staje się prawdziwą ucztą literacką. To powieść, która zostaje z nami na długo, rezonując z najgłębszymi emocjami i przypominając, że prawdziwe bogactwo kryje się nie w luksusach, lecz w relacjach z drugim człowiekiem. Kosowska stworzyła dzieło, które wciąga, porusza i skłania do zastanowienia. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto pragnie literackiej podróży z głębokim przesłaniem.

Książka ta jest również swoistym hołdem dla Portugalii. Autorka wplata w narrację opisy tradycyjnej kuchni, melancholijnej muzyki fado i specyficznego rytmu życia. Język Kosowskiej jest niezwykle zmysłowy i bogaty w metafory. Opisy miasta, smaków i dźwięków są tak plastyczne, że czytelnik ma wrażenie, że sam jest w Porto, czując zapach kawy i słysząc gwar uliczek. To sprawia, że „Szalony Porto” to nie tylko lektura, ale także podróż, która uczy empatii i przypomina, że w każdym zakątku świata, nawet w tym najbardziej szalonym, można odnaleźć siebie i prawdziwe piękno.

Lektura tego tytułu to podróż, która nie kończy się na ostatniej stronie. To opowieść o nadziei, odwadze i odkrywaniu, że dom to nie miejsce, ale stan duszy. Po lekturze czułam się tak, jakbym spacerowała śladami tej historii po ulicach Porto, czując zapach oceanu i słysząc opowieści, które szepcą stare kamienice. „Szalone Porto” to powieść, która zostaje w sercu na długo. Wzrusza, uczy empatii i przypomina, że nawet po największej burzy w życiu, zawsze można odnaleźć nowy port i zacząć wszystko od nowa. To książka dla tych, którzy chcą, aby słowa leczyły i wskazywały drogę. Jeśli szukacie historii, która poruszy Was do głębi, która otworzy oczy na piękno w najciemniejszych zakamarkach, a przede wszystkim – która przypomni Wam, że nawet w chaosie można odnaleźć spokój, to „Szalone Porto” czeka na Was. Otwórzcie książkę, a miasto i jego ludzie na zawsze staną się częścią Was samych.

[Zakup własny].

środa, 27 sierpnia 2025

Zapowiedz recenzencka: "Niebieskie motyle" Anna Sakowicz/ Wznowienie wydawnicze


Są takie książki, do których chcemy wracać, by ponownie przeżyć emocje, odkryć nieznane dotąd detale i przypomnieć sobie, jak wiele w nas zmieniają. Dziś mam dla Was wyjątkową wiadomość, na którą wielu z nas czekało z niecierpliwością. Na rynku pojawiło się nowe, pięknie wydane wznowienie powieści Anny Sakowicz, „Niebieskie motyle”. To wciągająca, intrygująca i niezwykle poruszająca historia, która w nowej odsłonie z pewnością zachwyci zarówno wiernych fanów autorki, jak i tych, którzy dopiero poznają jej twórczość.

Wkrótce powiem o tej książce nieco więcej w pełnej recenzji. Tymczasem, zostawiam Was z opisem, który, mam nadzieję, już teraz zachęci do sięgnięcia po tę powieść i zagłębienia się w historię, która przypomina, że bliskość to nie zawsze to samo co wiedza.

Niewiele wiemy o najbliższych, a pozory często mylą. 

Bohaterkami powieści są trzy siostry: Ania (nauczycielka), Gosia (malarka) i Matylda (stewardesa). Pewnego dnia znika średnia z sióstr, a poszukiwania w zaułkach Chełmna odkrywają, jak mało wiedzą o jej życiu Ania i Matylda. Choć wydawało się, że mają ze sobą dobry kontakt, każdy ślad prowadzi na manowce, odkrywając kolejną tajemnicę Małgorzaty.

Czy malarka żyje? Czy jej zniknięcie jest artystycznym happeningiem? Dlaczego tak uparcie malowała niebieskie motyle? Autorka prowadzi czytelnika w poszukiwaniu Gosi niczym przez labirynt, przypominając, że nie wszystko jest tym, czym wydaje się na pierwszy rzut oka. Jednak prawidłowa odpowiedź zazwyczaj leży w zasięgu ręki, a o najważniejsze sprawy nie można przestać walczyć. Bo to one nadają życiu prawdziwe barwy.

Zachęcam Was do zanurzenia się w tę historię. Dajcie znać, jeśli macie już ją na swojej liście „do przeczytania”!


Czytaj tak, jak lubisz




niedziela, 24 sierpnia 2025

"Skradziona miłość" Wioletta Piasecka/ Saga Otuleni syberyjskim wiatrem



Saga Otuleni syberyjskim wiatrem Wioletty Piaseckiej to literacki pomnik wzniesiony ku pamięci trzech niezwykłych kobiet: Józefy Rzążewskiej, Ewy Felińskiej i Pauliny Wilczopolskiej. Autorka, pragnąc uchronić ich dramatyczne losy od zapomnienia, złożyła im piękny hołd. To opowieść o heroicznej walce z Rosyjskim Imperium, która kosztowała je najwyższą cenę, jako pierwsze w historii zostały zesłanie na nieludzką syberyjską ziemię. Dziś skupimy się na trzeciej finałowej części sagi „Skradziona miłość”. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać losów tych odważnych bohaterek, gorąco zachęcam do sięgnięcia po poprzednie tomy sagi tj. "Zdeptane nadzieje" oraz "Przerwana młodość". To poruszająca, epicka historia o sile kobiecości, determinacji i miłości, która jest w stanie przetrwać wszystko. ​Zanurzcie się ze mną w lekturze i odkryjcie, jak zakończyły się losy kobiet, które odważyły się przeciwstawić woli cara.

Każdy z nas nosi w sobie opowieść utkaną z tęsknoty, marzeń i bólu, który kształtuje nasze "ja". Podobnie jest z bohaterami sagi, których losy śledzimy z zapartym tchem. "Skradziona miłość", to coś więcej niż powieść. To literacka podróż w głąb ludzkiej duszy, malująca obraz miłości, która jest siłą, schronieniem i przekleństwem zarazem. Piasecka z niezwykłą wrażliwością snuje opowieść o tym, że historia nie jest jedynie sumą faktów, lecz mozaiką ludzkich decyzji, emocji i ich konsekwencji. W tej recenzji przyjrzymy się, jak autorka zamyka tę sagę, wplatając w nią uniwersalne prawdy o życiu, stracie i nadziei, które rezonują z każdym, kto kiedykolwiek musiał zmierzyć się z przeszłością, aby znaleźć drogę do przyszłości. "Skradziona miłość" to symfonia bólu i nadziei, której nuty wygrywa syberyjski wiatr, a jej bohaterowie to ludzie, którym los odebrał wszystko, prócz godności.

Centralnym punktem fabuły jest rodzina Rzążewskich, która zostaje rozbita przez represje po upadku zrywu niepodległościowego. Losy każdego z jej członków stanowią osobny, dramatyczny wątek. Józefa - najstarsza córka, za swoją działalność patriotyczną zostaje skazana na dożywotnią zsyłkę w głąb Rosji. Jej mordercza podróż na Syberię, pełna cierpienia i upokorzeń, jest próbą ocalenia godności w obliczu bezwzględnego systemu. Józefa, by nie rozdzielać się z przyjaciółką Ewą Felińską, decyduje się na zesłanie w jeszcze dalsze, cięższe rejony, co jest gestem odwagi, ale i rozpaczy. Jednak Wioletta Piasecka maluje poruszający obraz nie tylko losów Józefy i jej towarzyszek niedoli, ale także tych, którzy pozostali w Krzemieńcu. Rodzina Rzążewskich, rozdarta tęsknotą i niepewnością, zmaga się z własnym losem, naznaczonym piętnem zesłania tej, którą kochają i podziwiają. Ich historia to opowieść o walce z przeciwnościami, o sile rodzinnych więzi i o nadziei, która tli się nawet w najciemniejszych chwilach. To hołd złożony tym, którzy w cieniu wielkiej historii toczyli własne, nie mniej ważne boje. Każdy dzień jest dla nich walką o przetrwanie, naznaczony tęsknotą, bólem i niepewnością jutra. Ich cierpienie jest równie dotkliwe, choć rozgrywa się w domowym zaciszu, z dala od syberyjskiego mrozu.

Szczególnie przejmujący jest los Zofii, siostry Józefy, która zmuszona jest do przedwczesnego wkroczenia w dorosłość. Jej młode serce doświadcza ciężaru odpowiedzialności za rodzinę, a tęsknota za siostrą staje się jej codziennym towarzyszem. Zofia symbolizuje siłę i determinację tych, którzy mimo młodego wieku, muszą stawić czoła trudom i przeciwnościom losu. Jej dni wypełnione są troską o młodsze rodzeństwo i matkę, która w obliczu tragedii podupada na zdrowiu. Zofia staje się podporą rodziny, dźwigając ciężar, który przerasta jej młode barki. Jej historia to poruszający obraz dojrzewania w cieniu tragedii
. Dom tej rodziny staje się miejscem, gdzie miłość ustępuje miejsca rozczarowaniu i samotności. Zofia, mimo młodego wieku, doświadcza trudów, które wystawiłyby na próbę siłę niejednego z nas. Jej historia to opowieść o złamanym sercu, utraconych iluzjach i walce o godność w obliczu małżeńskiej porażki.  Samotność staje się jej nauczycielem, hartując jej ducha i ucząc, jak radzić sobie z przeciwnościami losu. Zofia, choć czuje się opuszczona, a nawet odrzucona, o czym musicie przeczytać już sami, nie poddaje się rozpaczy. Jej samotność jest pełna determinacji i nadziei, że kiedyś los się odmieni, a ona odnajdzie szczęście, na które zasługuje. Autorka sprawnie splata te dwa wątki, tworząc misterną opowieść, która trzyma w napięciu do ostatniej strony.

Na uwagę i uznanie czytelnika zasługują również kreacje bohaterów tej zajmującej opowieści. Są one pełnokrwiste i niezwykle wiarygodne. Józefa to nie tylko ofiara losu, ale kobieta, która w obliczu tragedii odkrywa w sobie nieznane pokłady odwagi. Jej wewnętrzna przemiana jest jedną z najbardziej poruszających w całej książce. Czytelnik z zapartym tchem śledzi, jak młoda, beztroska dziewczyna staje się silną, dojrzałą kobietą, zdolną stawić czoła największym przeciwnościom. Zofia z kolei to uosobienie zranionej duszy, która szuka ukojenia. Jej ucieczka jest symbolem pragnienia wolności i godności. Autorka z empatią oddaje jej wewnętrzne rozterki, lęki i pragnienie miłości. To, czy znajdzie w sobie siłę, by ponownie otworzyć serce, staje się kluczowym pytaniem, na które szukamy odpowiedzi wraz z nią. Losy obu sióstr są uniwersalnym obrazem ludzkiej wytrzymałości w obliczu historycznych zawirowań. Autentyczność bohaterów i przeżywanych przez nich emocji sprawiła, że z każdym przeczytanym rozdziałem książki czułam, że coraz mocniej wchodzę w ich skórę, przeżywam ich lęki i nadzieje, a każda ich decyzja rezonowała z moim sercem.

"Skradziona miłość" to portret rodziny, która w ogniu cierpienia hartuje swoje serca. To opowieść o walce, która nie zawsze kończy się zwycięstwem, ale zawsze zostawia ślad na duszy. To świadectwo siły, która tli się w sercach kobiet, które, choć zranione i oszukane przez los, wciąż potrafią kochać, marzyć i walczyć o swoje miejsce w świecie. To nie tylko powieść, to hołd dla tych, którzy stracili wszystko, ale nie utracili wiary. To opowieść o miłości, która jest silniejsza od mrozu, odległości i bólu.

To, co wyróżnia sagę "Otuleni syberyjskim wiatrem" spośród innych dzieł literackich, to wspaniałe połączenie fikcji z niezwykłą dbałością o warstwę historyczną. Autorka z niezwykłą precyzją wplata w fabułę każdej z trzech części sagi postacie historyczne oraz autentyczne wydarzenia, tworząc narrację, która jest zarówno poruszająca, jak i głęboko osadzona w prawdzie. Zamiast budować świat od podstaw, Piasecka sięga po mroczne karty historii, by na ich tle opowiedzieć o sile ludzkiego ducha, miłości i przetrwaniu. Jej powieści to nie tylko opowieść o miłości w cieniu represji, ale również lekcja historii. Bohaterowie stają się świadkami i uczestnikami dramatycznych wydarzeń, które ukształtowały losy wielu pokoleń. Autorka, z wielką dbałością o detale, opisuje realia życia na Syberii, represje, głód i walkę o sobie, co sprawia, że czytelnik czuje się, jakby sam znajdował się w centrum tych wydarzeń. Dzięki temu, saga "Otuleni syberyjskim wiatrem" nie tylko dostarcza głębokich przeżyć emocjonalnych, ale też uczy i zmusza do refleksji, stając się cennym świadectwem historycznym.

Trzeba jednak przyznać otwarcie, że wszystko, o czym czytamy, sięgając po tę sagę, nie byłoby tak chwytające za serce i przejmujące, jakim jest, gdyby wciągająca fabuła nie została wzbogacona o piękny, plastyczny język. Słowa Piaseckiej malują obrazy, które na długo zostają w pamięci. Czuje się syberyjski mróz, zapach dawnych lat i smak łez, które spływają po policzkach bohaterów. Autorka z wielką subtelnością oddaje skomplikowane relacje międzyludzkie, a jej metafory są tak trafne, że potrafią bez słów opowiedzieć o głębokich emocjach.

To prawdziwa uczta literacka dla kogoś, kto ceni sobie prozę z duszą. W "Skradzionej miłości" odnajdujemy uniwersalne prawdy o ludzkiej naturze. Powieść stawia pytania, które są aktualne w każdym czasie: Jak pogodzić się z przeszłością? Czy można wybaczyć najcięższe winy? I co to tak naprawdę znaczy kochać? Piasecka nie daje prostych odpowiedzi, ale zmusza do refleksji, do poszukiwania własnych wniosków. I w tym właśnie tkwi jej wielkość – w zdolności do poruszania w czytelniku najczulszych strun.

Zakończenie tej sagi to majstersztyk. Autorka zamyka wszystkie wątki w sposób, który jest zarówno satysfakcjonujący, jak i wzruszający. Po przeczytaniu ostatniego zdania czułam, że żegnam się z bohaterami, których zdążyłam pokochać, ale jednocześnie czułam ulgę, że ich historia dobiegła końca, dając im upragniony spokój. "Skradziona miłość" to nie tylko książka, to całe doświadczenie emocjonalne, które pozostawia ślad na sercu i w pamięci. To pozycja obowiązkowa dla każdego, kto wierzy w siłę miłości, która jest w stanie przetrwać wszystko, co los ma do zaoferowania. Jeśli szukacie powieści, która pozwoli wam jeszcze bardziej docenić wasze życie, ta jest właśnie dla was.

[Zakup własny].

piątek, 22 sierpnia 2025

Pożegnanie ze Stanisławem Sojką 🖤



 

Dziś żegnamy nie tylko wybitnego artystę, ale przede wszystkim człowieka o wielkim sercu, którego muzyka była dla nas schronieniem, pocieszeniem i źródłem nadziei. Stanisław Sojka odszedł, ale jego pieśni, nasycone prawdą i wrażliwością, na zawsze pozostaną w naszych sercach.

Dla wielu z nas, a w szczególności dla mnie, osoby niepełnosprawnej, twórczość Sojki miała szczególne znaczenie. Była jak balsam na duszę, która w świecie pełnym uprzedzeń i ocen, szukała akceptacji i zrozumienia. Jego "Tolerancja" to coś więcej niż tylko utwór - to manifest, który uczył nas, że piękno tkwi w różnorodności, a każdy człowiek, niezależnie od jego słabości czy odmienności, zasługuje na miłość i szacunek. Słowa "każdy ma w sobie coś, co sprawia, że jest niezwykły" rezonowały we mnie z niezwykłą siłą. Dawały mi siłę do walki z własnymi lękami i uczyły mnie, bym z dumą patrzyła na siebie i na swoją niepełnosprawność.

Stanisław Sojka pokazał nam, że muzyka może być narzędziem do zmiany świata na lepsze. Był głosem tych, którzy nie mieli odwagi, by mówić o swoich potrzebach, lękach i marzeniach. Jego wrażliwość i empatia sprawiły, że jego twórczość była uniwersalna i zrozumiała dla każdego. Dziś, gdy go żegnamy, czujemy pustkę, ale wiemy, że jego dziedzictwo będzie żyło w nas i w jego muzyce.

Stanisławie, dziękuję Ci za to, że swoją sztuką uczyłeś nas być lepszymi ludźmi. Twoja wrażliwość i ciepło pozostaną w naszych sercach na zawsze. Spoczywaj w pokoju, a Twoja muzyka niech brzmi w niebie tak pięknie, jak brzmiała na ziemi.




Z wyrazami najgłębszego smutku, osoba, której serca dotknęła Twoja muzyka 🖤



czwartek, 21 sierpnia 2025

Moje zakupy w sklepie Folkstar i niespodzianka dla was



Nowa torba, kosmetyczka i kubek od Folkstar to coś więcej niż zwykłe przedmioty. To manifest wolności i kobiecości, celebracja indywidualności. Shopperka, pojemna i wytrzymała, staje się Twoją tarczą w miejskiej dżungli, symbolem niezależności. Pomieści wszystkie Twoje skarby, od codziennych drobiazgów po ulubioną książkę, która czeka na chwilę wytchnienia. Kosmetyczka, ozdobiona barwnymi wzorami, to małe królestwo piękna, które nosisz ze sobą. Jest strażniczką Twoich sekretów i narzędziem do tworzenia magii. A kubek, z którego popijasz ulubioną kawę lub herbatę, to Twój prywatny rytuał. Każdy łyk to chwila tylko dla Ciebie, moment, w którym możesz zanurzyć się w lekturze i uciec od zgiełku świata. To nie tylko zakupy, to inwestycja w siebie, w drobne przyjemności, które składają się na pełnię życia.



To tylko część moich ostatnich zdobyczy! Chciałabym Was gorąco zachęcić do tego, abyście sami odwiedzili stronę Folkstar oraz powiedzieli o niej swoim bliskim i znajomym. Gwarantuję, że każdy znajdzie tam coś dla siebie, co będzie cieszyć nie tylko oczy, ale przede wszystkim Waszą duszę i serce. Asortyment sklepu jest naprawdę bogaty. Dajcie sobie ten mały, piękny prezent!

To nie jest post sponsorowany, natomiast mam dla Was kochani cudowną niespodziankę od sklepu. Kod rabatowy -10% na cały asortyment ważny do końca września, który należy wpisać w koszyku składając zamówienie na stronie https://folkstar.pl/pl/

KOD: rabacik10 

Życzymy miłych zakupów 🙂

[Zakup własny].

poniedziałek, 18 sierpnia 2025

"Miłość niczyja" Anna Ziobro



Miłość, która nie ma imienia ani właściciela, jest jak dziki kwiat rosnący na pustkowiu - piękny, lecz skazany na samotność. Anna Ziobro w powieści "Miłość niczyja" nie opowiada o uczuciu z romantycznych legend, ale o jego surowej, niepokornej naturze. To historia, która obnaża kruchość ludzkich relacji i desperackie pragnienie bliskości w świecie, który często wydaje się obojętny. Autorka, z niezwykłą wrażliwością, kreśli portrety bohaterów zranionych przez życie, poszukujących w ramionach drugiego człowieka schronienia przed własnym cieniem. Ta książka to emocjonalny labirynt, w którym każdy zakręt prowadzi do głębszej prawdy o tym, co to znaczy kochać, gdy serce jest jednocześnie azylem i więzieniem.

To przejmująca i poruszająca opowieść, która zaskakuje miejscem akcji i głębią poruszanych problemów. To historia, która łamie serce, by za chwilę napełnić je nadzieją, pokazując, że miłość i sens życia można odnaleźć w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach.

Główna bohaterka, Joanna, to lekarka z Nowego Targu. Zostawia za sobą ból po rozwodzie i monotonną codzienność. Podejmuje odważną decyzję i wyjeżdża do Bukaresztu w 1992 roku, by podjąć pracę w szpitalu pediatrycznym w ramach misji humanitarnej. Rumunia po upadku dyktatury Nicolae Ceaușescu jest krajem pogrążonym w biedzie i chaosie. Mimo to, to właśnie tam Joanna znajduje siłę, by zmierzyć się z własnymi demonami.

W szpitalu kobieta staje w obliczu dramatycznego losu tzw. dzieci z dekretu – porzuconych sierot, których istnienie jest efektem bezwzględnej polityki reżimu. To właśnie one, z ich tragicznymi historiami i wrodzonymi wadami, stają się niemymi bohaterami tej powieści. Mierząc się z ich cierpieniem, Joanna odzyskuje poczucie misji i sensu w swoim zawodzie. Na swojej drodze spotyka także Elenę, nastolatkę w ciąży, co skłania ją do podjęcia szalonego, ale pełnego empatii planu.

W Rumunii na życiowej drodze naszej bohaterki staje również Andrei, lekarz, który po latach emigracji wraca do ojczyzny. Oboje są ludźmi po przejściach, zranionymi przez życie. Wspólna praca i wzajemne zrozumienie powoli prowadzą do rodzącej się między nimi więzi. Anna Ziobro z mistrzostwem maluje obraz tej relacji, która musi zmierzyć się nie tylko z osobistymi traumami, ale także z rzeczywistością pogrążonego w kryzysie kraju. Ich rodząca się relacja nie jest łatwa ani prosta. To miłość, która powoli, krok po kroku, pomaga im obojgu spojrzeć na siebie i świat inaczej. Uczą się, że prawdziwa bliskość to nie tylko radość, ale i dzielenie się bólem, a także gotowość do konfrontacji z własnymi demonami. To miłość, która daje siłę do działania i odzyskania wiary w siebie.

"Miłość niczyja" to znacznie więcej niż tylko romans. To wstrząsająca historia o sile kobiet, o konsekwencjach trudnych wyborów i o poszukiwaniu miłości w świecie, który na pierwszy rzut oka zdaje się jej nie mieć. Autorka wnika w serce rumuńskiej kultury, odkrywając przed czytelnikiem nieznane oblicza tego kraju i jego mieszkańców. To opowieść o nadziei, która rodzi się tam, gdzie wydaje się, że wszystko stracone, i o tym, że druga szansa jest możliwa, nawet gdy życie wydaje się niczyje.

Anna Ziobro w niezwykle subtelny sposób porusza kwestię przeszłości, która zawsze nas dogania. Zarówno Joanna, jak i Andrei, noszą w sobie ciężkie doświadczenia. Joanna próbuje uciec od wspomnień o nieudanym małżeństwie, a Andrei zmagazynował w sobie ból po latach emigracji i powrocie do ojczyzny, którą zastał w ruinie. Powieść uczy, że od przeszłości nie da się uciec, ale można ją zaakceptować. Nie można jej zmienić, ale można zmienić sposób, w jaki o niej myślimy, i to, co zrobimy z nią w przyszłości. To proces trudny, wymagający odwagi i konfrontacji z tym, co boli, ale ostatecznie jest jedyną drogą do prawdziwego wyzwolenia i szczęścia.

W tym poruszającym dramacie osobistym i społecznym autorka nie zapomina o sile przyjaźni i solidarności. Relacje, które rodzą się między bohaterami, wykraczają poza miłość romantyczną. To historie o ludziach, którzy, pomimo własnych trudności, potrafią się wspierać, dawać sobie siłę i tworzyć nową, zastępczą rodzinę w trudnym świecie. To właśnie te więzi pokazują, że człowiek jest istotą społeczną, a największą siłę można znaleźć w drugim człowieku.

"Miłość niczyja" to ostatecznie opowieść o tym, jak trudne doświadczenia mogą nas ukształtować, jak miłość może pojawić się tam, gdzie najmniej się jej spodziewamy, i jak wielką wartość ma każdy, nawet najmniejszy, akt dobroci. To książka, która zostawi w Tobie ślad, skłaniając do głębokiej refleksji nad własnym życiem i tym, co w nim najważniejsze.

Zanim zaczniecie czytać tę powieść, weźcie głęboki oddech. A to dlatego, że w wasze ręce trafiła trudna, ale bez wątpienia wyjątkowa książka. A jest wyjątkowa dzięki temu, że autorka ma niezwykłą zdolność do poruszania najgłębszych strun ludzkiej wrażliwości. To nie jest tylko historia, którą się czyta, ale podróż, którą się odbywa razem z bohaterami. Pisarka z ujmującą delikatnością i empatią prowadzi nas przez labirynt skomplikowanych emocji, pokazując, że miłość nie zawsze jest idealna, a często bywa skomplikowana i bolesna.

"Miłość niczyja" to opowieść o tym, jak łatwo zgubić się w zawiłych relacjach i jak trudno jest odnaleźć drogę do siebie. Książka jest lustrem, w którym możemy zobaczyć własne lęki, pragnienia i poszukiwania. Autorka z wielkim wyczuciem opisuje miłość jako siłę, która może zarówno budować, jak i niszczyć. Ziobro nie ucieka od trudnych tematów. Wręcz przeciwnie, z odwagą i wrażliwością mierzy się z samotnością, stratą i próbą odbudowywania życia po bolesnych doświadczeniach. To, co szczególnie urzeka w tej książce, to autentyczność postaci. Bohaterowie nie są papierowymi figurami, ale ludźmi z krwi i kości, z własnymi wadami i zaletami. Ich historie stają się bliskie czytelnikowi, gdyż odzwierciedlają uniwersalne ludzkie doświadczenia. Ta opowieść uczy nas, że każdy zasługuje na drugą szansę.

Czytając tę książkę, poczujecie, że nie jesteście sam w swoich zmaganiach. Zrozumiecie, że warto walczyć o siebie i o swoje szczęście, nawet jeśli droga do niego wydaje się kręta i pełna przeszkód. "Miłość niczyja" to swoisty manifest nadziei, przypominający, że nawet w najtrudniejszych chwilach zawsze jest światełko w tunelu. To wzruszająca historia, która pozostanie w waszych sercach na długo po tym, jak skończycie czytać ostatnią stronę. To lektura dla tych, którzy szukają w literaturze czegoś więcej niż tylko rozrywki. To książka, która zmusza do refleksji, wzrusza do łez i dodaje sił. To historia o ludzkiej wytrwałości, o tym, jak podnosić się po upadkach i z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Jak już wcześniej wspomniałam, to nie jest lekka, beztroska książka na jeden wieczór. To podróż, która zacznie się od cichego pęknięcia w duszy każdego, kto, po nią sięgnie, a skończy na wypełnieniu jej nową, bolesną, ale i piękną wrażliwością. Gdy poznacie Joannę, lekarkę uciekającą przed bólem po rozwodzie, poczujesz jej zmęczenie i pragnienie ucieczki od wszystkiego, co znajome. To uczucie, które wielu z nas zna – kiedy przeszłość staje się ciężarem, a jedynym ratunkiem wydaje się być zmiana otoczenia. Jej wyjazd do Bukaresztu to nie tylko zmiana adresu, ale przede wszystkim desperacka próba odnalezienia siebie na nowo, posklejania rozbitych kawałków życia.

Emocje, które zostaną z Wami na długo:

* Smutek i współczucie: Rumunia po upadku dyktatury staje się tłem dla dramatycznych losów dzieci, które po latach zaniedbania w sierocińcach walczą o każdy oddech. Obserwowanie Joanny, która mierzy się z ich cierpieniem, wzbudzi w Tobie głęboki smutek i pragnienie, abyś też mógł im pomóc. Poczujesz ciężar ich samotności i zapomnienia.

* Nadzieja, która kiełkuje na ruinach: Mimo wszechobecnego chaosu i biedy, autorka wplata w tę historię nić nadziei. Joanna, wraz z poznanym Andreiem, pokazuje, że nawet w najczarniejszych czasach można odzyskać sens życia, a zawodowa misja staje się czymś więcej niż tylko pracą. Poczujesz ulgę, gdy zobaczysz, jak dobroć i empatia zmieniają czyjeś życie.

* Siła miłości, która szuka domu: Tytułowa "Miłość niczyja" odnosi się do miłości porzuconej, zapomnianej, ale także tej, która rodzi się wbrew wszelkim przeciwnościom. Ta historia porusza temat adopcji i pokazuje, że miłość nie zawsze ma oczywisty adres. Czasem trzeba ją odnaleźć, wywalczyć, a jej prawdziwym domem staje się serce, które potrafi ją przyjąć.

Lektura tej powieści jest niczym echo, w którym odbijają się trudne pytania o wybory, moralność i granice empatii. To książka, która zostawi w Tobie ślad, skłoni do refleksji nad tym, co tak naprawdę jest ważne w życiu i czy warto walczyć o dobro, nawet jeśli wydaje się to niemożliwe.

Pisząc o tej powieści, nie mogłabym nie nadmienić, iż jej piękna, autentyczności, mądrości i realizmu dopełnia język, który dotyka i klimat, który pochłania. Autorka posługuje się oszczędnym, ale pełnym emocji językiem, bez zbędnego sentymentalizmu. Anna Ziobro unika łatwych rozwiązań, budując napięcie poprzez subtelne gesty, niedopowiedzenia i wewnętrzne monologi bohaterów. Dzięki temu styl pisania jest niezwykle sugestywny i wciągający. Czytelnik ma wrażenie, że nie tylko czyta, ale wręcz doświadcza rumuńskiej rzeczywistości, czuje jej zapach, słyszy głosy ludzi i widzi ich nadzieje.

Gdybym miała tę powieść do czegoś porównać, dla mnie byłaby ona muzyczną kompozycją napisaną ciszą. Zakończenie nie oferuje hucznego finału, lecz cichnący, intymny akord, który wybrzmiewa w czytelniku długo po odłożeniu książki. To opowieść o miłości nieodnalezionej, niespełnionej, miłości, która z definicji jest niczyja, a przez to staje się własnością każdego, kto kiedykolwiek czuł ból straty i tęsknoty. Ziobro zdejmuje z uczucia romantyczny lukier, by pokazać jego nagą, surową prawdę: miłość nie zawsze ratuje, czasami po prostu jest. Czasami wystarczy, że istniała, by nadać sens naszej podróży, nawet jeśli jej celem nie był szczęśliwy koniec, a jedynie zrozumienie. Ostatnia strona zamyka historię bohaterów, ale otwiera nowy rozdział w sercu czytelnika – rozdział o akceptacji i sile, która płynie z pustki.

[Zakup własny].

czwartek, 14 sierpnia 2025

"Zofia" Cykl "Córki hrabiny" Urszula Gajdowska

W gęstej mgle przeszłości, gdzie echo dawnych lat wciąż szepcze swoje opowieści, wyłania się literacka perła – powieść, która niczym starodawny gobelin, utkana została z nici pasji, tajemnicy i losu. „Zofia”, pierwsza odsłona cyklu „Córki hrabiny”, to brama do świata, w którym zmysły wyostrzają się, a serce bije w rytm historii pisanej krwią i honorem. Urszula Gajdowska, niczym wytrawna przewodniczka po labiryntach czasu, zaprasza nas do XIX-wiecznej Polski i Litwy, gdzie każdy kamień, każda aleja i każdy zardzewiały klucz kryją w sobie opowieść. To nie jest tylko lektura – to podróż w głąb duszy epoki, gdzie miłość i zemsta tańczą swój szalony taniec, a odważne serca walczą o każdy oddech wolności.

Akcja powieści rozpoczyna się na Podlasiu, w 1835 roku. Poznajemy Zofię, młodą wdowę, która po brutalnej śmierci męża, Edmunda, z rąk rosyjskich zaborców, poprzysięga zemstę. Jej żałoba nie jest bierna; przeistacza się w siłę napędową, która każe jej działać. Zofia, pod okiem tajemniczej madame Moreau, francuskiej arystokratki, szkoli się w szermierce i sztuce przetrwania, przygotowując się do walki z wrogami, którzy odebrali jej miłość. Napięcie rośnie, gdy okazuje się, że śmierć Edmunda jest związana z poszukiwaniem skarbu Złotej Ordy. Legendarna mapa, ukryta przez wieki, staje się kluczem do rozwiązania zagadki i celem wielu graczy w tej niebezpiecznej grze. Do dworu hrabiny Modlińskiej, matki Zofii, przybywa Taras, Tatar z Krymu, który również szuka skarbu, dodając kolejną warstwę intrygi. W cieniu tych wydarzeń Zofia musi stawić czoła zdradzie, pościgom i niebezpiecznym sojuszom, a jej droga staje się labiryntem, z którego wyjście nie jest oczywiste.

Powieść Gajdowskiej to literacka mozaika, w której splatają się różnorodne wątki. Wątek sensacyjny jest niezwykle dynamiczny, pełen zaskakujących zwrotów akcji i trzymającego w napięciu pościgu za prawdą i skarbem. Autorka mistrzowsko buduje atmosferę zagrożenia, sprawiając, że czytelnik czuje się, jakby sam brał udział w tej dramatycznej grze. Jednocześnie, w sercu tej opowieści bije romantyczny wątek miłości i przeznaczenia. Zofia, która wierzyła, że jej serce na zawsze będzie należeć do Edmunda, nieoczekiwanie odkrywa, że żywi uczucia do Linasa, litewskiego arystokraty. Ich miłość jest naznaczona tragedią i podejrzeniami, ale w miarę rozwoju fabuły, ich przeznaczenia splatają się w sposób, którego żadne z nich nie przewidziało. W tej niezwykle zajmującej opowieści mocno eksplorowany jest również wątek siły kobiet. Bohaterki powieści, od Zofii po jej siostry i madame Moreau, nie są biernymi postaciami, czekającymi na ratunek. To silne, inteligentne i zdeterminowane kobiety, które aktywnie kształtują swój los, walczą o swoje prawa i bronią swoich bliskich. Ich siła jest inspirującym przykładem, że kobieca odwaga i solidarność mogą pokonać największe przeciwności.

Opowiadając wam o tej książce kochani, nie mogłabym nie wspomnieć o języku, jakim posługuje się autorka. Jest on poetycki, co niemalże czujemy w opisach krajobrazów, emocji i zdarzeń. Jej styl jest wartki i porywający, a jednocześnie pełen subtelności, co pozwala na budowanie nastroju. Atmosfera tajemnicy i niepewności panuje niemal na każdej stronie, a moralne dylematy bohaterów zmuszają do głębokich refleksji. Powieść wywołuje silne emocje, od wzruszenia i radości po smutek i gniew, co świadczy o jej wielkiej mocy oddziaływania na czytelnika. "Zofia" to powieść, która wciąga i nie pozwala o sobie zapomnieć. Jest to historia, która łączy w sobie to, co najlepsze w literaturze: sensacyjną fabułę, głęboką historię, wzruszający romans i inspirującą opowieść o sile ludzkiego ducha. Gajdowska z dbałością o szczegóły oddaje realia epoki, jednocześnie tworząc uniwersalną historię o walce o wolność, o skomplikowanych relacjach międzyludzkich i o tym, że nawet w najciemniejszych czasach miłość i nadzieja mogą wskazać drogę.

Urszula Gajdowska stworzyła powieść, która nie tylko bawi, ale także skłania do refleksji nad tym, co w życiu najważniejsze: odwaga, wierność i miłość. „Zofia” to literacki majstersztyk, który z pewnością zachwyci każdego czytelnika. Gdy ostatnia strona tej opowieści zostaje odwrócona, a szelest papieru cichnie, czujemy, że nie opuszczamy świata „Zofii” na zawsze. Jego echa wciąż rezonują w naszych sercach, a postacie, które zdążyłyśmy pokochać, wciąż wiodą swoje ciche życie w zakamarkach naszej pamięci. To nie jest po prostu książka, ale hołd złożony literackiej magii, zdolnej przenosić nas w czasie i przestrzeni. Urszula Gajdowska, niczym czarodziejka słów, utkała misterny gobelin, w którym każdy wątek, od sensacji po miłość, od zemsty po lojalność, splata się w harmonijną całość. Powieść ta to testament siły ludzkiego ducha, który nawet w najciemniejszych czasach potrafi znaleźć światło i odwagę do walki. Zostawiamy Zofię na progu nowego rozdziału, wierząc, że jej los, choć naznaczony cierpieniem, poprowadzi ją do przeznaczenia, które czeka na nią w świetle jutrzenki. Jej historia pozostaje z nami, przypominając, że prawdziwa miłość i wolność są warte każdej ofiary. I tak z westchnieniem ulgi i cichym zachwytem, zamykamy tę książkę, gotowe na kolejną odsłonę tej niezapomnianej sagi, która z pewnością znów oczaruje nasze serca.

[Materiał reklamowy] Autorka Urszula Gajdowska

wtorek, 12 sierpnia 2025

Przedpremierowa rozmowa o "Pianistce" z autorką Anetą Krasińską



Drodzy czytelnicy, mam wspaniałą wiadomość! Właśnie dotarł do mnie przedpremierowy egzemplarz powieści Anety Krasińskiej "Pianistka", będącej wyczekiwaną przez wielu z nas kontynuacją książki "Sanitariuszka". Premiera już 13 sierpnia 2025. Książka zapowiada się niezwykle interesująco, a ja nie mogę doczekać się, aby podzielić się z Wami moimi wrażeniami. Recenzja już wkrótce.

A tymczasem, specjalnie dla Was, we współpracy z autorką, prezentujemy fragment wywiadu, którego pisarka udzieliła Radiu dla Ciebie w rozmowie z Panią Kingą Michalską. Posłuchajcie, jak sama Aneta opowiada o swoim najnowszym dziele.



Od momentu, kiedy przeczytałam "Sanitariuszkę" jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii. Czy Wy również mieliście już okazję poznać losy Amelii? Jeśli tak, to czy tak jak ja z niecierpliwością wyczekujecie kontynuacji? A może właśnie po wysłuchaniu tego wywiadu poczuliście, że koniecznie musicie nadrobić zaległości i przeczytać obie części, by dać się porwać tej opowieści?


piątek, 8 sierpnia 2025

"Ballada dla Adeli" Anna Stryjewska

W świecie, gdzie szelest kart zastępuje szept liści, a tusz na stronach staje się krwią opowieści, pojawiają się dzieła, które nie tylko czyta się wzrokiem, lecz przede wszystkim czuje się sercem. Anna Stryjewska, niczym wytrawna tkaczka losów, snuje w "Balladzie dla Adeli" nić tak misterną i delikatną, że każdy jej splot rezonuje w głębi duszy czytelnika. To nie jest zwykła powieść – to pieśń zaklęta w słowa, ballada śpiewana echem minionych dni, gdzie melodie zapomnianych westchnień splatają się z szumem teraźniejszości. Zanim otworzymy tę księgę, zanim zanurzymy się w jej nurt, dajmy się porwać obietnicy niezwykłej podróży. Stryjewska zaprasza nas do labiryntu wspomnień, gdzie każdy zakręt ujawnia fragment zapomnianego krajobrazu, a każdy korytarz prowadzi do ukrytej komnaty emocji. Jej język, niczym pędzel malarza, kreśli obrazy o nasyconych barwach, by za chwilę zbladnąć do subtelnych pasteli melancholii. To taniec słów, w którym poezja przeplata się z prozą życia, a realizm miesza się z szeptem magii. "Ballada dla Adeli" jawi się jako lustro, w którym odbija się uniwersalna tęsknota za tym, co ulotne, za tym, co utracone, i za tym, co jeszcze może nadejść. Przygotujmy się na to, że strony tej powieści będą mienić się blaskiem nadziei i cieniem smutku, pozostawiając nas w zadumie nad kruchością istnienia i siłą ludzkiego ducha.

Akcja powieści rozpoczyna się w Bełdowie, w kwietniu 1947 roku, tuż po wojennej apokalipsie. Wielkanocny nastrój, mimo wyzwolenia, nie potrafi całkowicie zagłuszyć echa niedawnej grozy. Na tym tle, pod parkanem kościoła, rozgrywa się scena, która staje się punktem wyjścia dla wszystkiego, o czym przeczytamy w książce. Wśród wojennych ofiar – sierot, chorych i okaleczonych – pojawia się postać tak niezwykła, że od razu porywa uwagę czytelnika: tajemniczy mężczyzna, grający na skrzypcach pozbawionych strun. Jego gesty, ekspresja, ból malujący się na twarzy w takt niesłyszalnych nut, to symboliczny obraz powojennej rzeczywistości – piękna, które próbuje się przebić przez ruinę i stratę.

Centralną postacią, która dostrzega ten niemy krzyk, jest Alicja. Młoda nauczycielka, pełna idealizmu i wiary w moc edukacji, symbolizuje nową epokę – dążenie do odbudowy nie tylko miast, ale i ludzkich dusz. Jej wrażliwość i empatia sprawiają, że nie potrafi przejść obojętnie obok dziwnego skrzypka. Alicja staje się przewodniczką, która, niczym Demeter, schodzi do podziemi ludzkiej pamięci, by odnaleźć zagubione fragmenty duszy tajemniczego mężczyzny.

Ów skrzypek bez strun to postać, która uosabia całą powojenną traumę. Jego amnezja, będąca psychiczną obroną przed niewyobrażalnym cierpieniem obozowym, jest metaforą całej generacji, która musiała zapomnieć, by przeżyć. Stryjewska z niezwykłą delikatnością i psychologiczną głębią kreuje ten portret człowieka zniszczonego, a jednocześnie posiadającego iskierkę geniuszu i nadziei, które tlą się gdzieś w jego wnętrzu. Relacja Alicji i skrzypka staje się głównym wątkiem, utkany z wzajemnego zrozumienia, cierpliwości i powoli kiełkującego uczucia, które jest jak balsam na rany po niedawnej zagładzie. To opowieść o tym, jak miłość i akceptacja mogą stać się mostem do utraconej przeszłości.

W tle tej intymnej opowieści przewijają się inni mieszkańcy Bełdowa – postaci, które, choć drugoplanowe, dodają powieści realizmu i głębi. Są świadkami historii, nosicielami lokalnych legend i trudnych doświadczeń, tworząc barwny, choć często naznaczony smutkiem, obraz powojennego społeczeństwa. Każda z tych postaci, nawet epizodyczna, ma swoją mikro-historię, swoje rany i nadzieje, co sprawia, że świat przedstawiony jest niezwykle plastyczny i wiarygodny.

"Ballada dla Adeli" to powieść niezwykle bogata w motywy. Przede wszystkim jest to ballada o pamięci i zapomnieniu. Pamięć, która dręczy i uniemożliwia normalne funkcjonowanie, ale i zapomnienie, które staje się przekleństwem, uniemożliwiając poznanie własnej tożsamości. Autorka z maestrią porusza kwestię traumy wojennej – nie tej spektakularnej, bitewnej, ale tej cichej, głębokiej, która osadza się w psychice i determinuje przyszłość. Skrzypce bez strun to potężny symbol. Symbol utraconej harmonii, zniszczonego piękna, ale także niegasnącej pasji i potencjału, który mimo wszystko dąży do wyrażenia siebie. To symbol nadziei, że nawet z pustki może zrodzić się melodia.

Powieść jest także głęboką refleksją nad naturą człowieczeństwa – nad jego wytrzymałością, zdolnością do przetrwania w nieludzkich warunkach, ale i nad kruchością umysłu, który staje w obliczu zbyt wielkiego cierpienia. Stryjewska z czułością maluje portret powojennej Polski – kraju na nowo uczącego się żyć, ale w którym pod powierzchnią radości z wyzwolenia pulsują rany, podziały i trudności budowy nowej rzeczywistości. To także opowieść o sile sztuki, która, nawet w najtrudniejszych chwilach, potrafi ukoić, leczyć i łączyć ludzi. Muzyka, choć niewidzialna, staje się pomostem między ludźmi, językiem, który przekracza bariery słów i traumy. To opowieść o nadziei, która, niczym maleńki płomień, potrafi rozjaśnić najgłębsze ciemności, i o miłości, która jest w stanie uleczyć nawet najgłębsze rany.

Tytuł ten to prawdziwy festiwal emocji. Od pierwszych stron czujemy wzruszenie, ciekawość i subtelny smutek, który przenika całą opowieść. Autorka z wyczuciem buduje napięcie, dozując informacje o przeszłości skrzypka, co sprawia, że każda strona wciąga coraz głębiej. Czytelnik współodczuwa z Alicją jej determinację, ale i jej bezradność wobec niewyrażalnego cierpienia. Przesiąkamy empatią dla skrzypka, który walczy o każdy strzęp pamięci. Jest tu szczypta romantyzmu, delikatnego i subtelnego, który kwitnie wbrew wojennym zgliszczom, dając nadzieję na przyszłość.

Najmłodsze literackie dziecko autorki to nie tylko powieść historyczna, to przede wszystkim głęboko humanistyczna opowieść o uniwersalnych wartościach: o sile empatii, o niezwykłej mocy, jaką potrafi mieć drugi człowiek w procesie uzdrawiania duszy, o nadziei, która rodzi się nawet w najbardziej zrujnowanym świecie. Anna Stryjewska stworzyła dzieło, które poruszy każdego, kto choć raz zastanawiał się nad konsekwencjami wojny, nad tym, jak pamięć kształtuje naszą tożsamość i jak ważna jest ludzka dobroć. A także dla tych z nas, którzy zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważne jest odnalezienie własnego miejsca w świecie. To literatura, która zmusza do refleksji, prowokuje pytania o sens cierpienia, siłę przetrwania i rolę sztuki w ludzkim życiu.

Ta książka to niezapomniane przeżycie literackie, na które składa się również język, jakim posługuje się autorka. Poetycki, a jednocześnie klarowny i przenikliwy. Opisy są malownicze, pełne sensorycznych detali, które pozwalają niemal poczuć powiew wiosennego wiatru w Bełdowie czy zapach starego kościoła. Dialogi są naturalne i wiarygodne, oddając charakter epoki i psychikę bohaterów. Styl autorki sprawia, że nawet najtrudniejsze tematy stają się przystępne, a czytanie staje się prawdziwą przyjemnością, choć często przeplataną melancholią i refleksją.

Macie moje słowo, że ta historia trafi do serca każdego, kto ceni sobie głębokie historie, bogate tło historyczne i bohaterów, którzy żyją na kartach książki. Lektura z pewnością dostarczy nam literackiego doświadczenia, które warto przeżyć. To piękna lekcja empatii, wyrozumiałości i niezłomnej wiary w drugiego człowieka. Jeśli szukacie książki, która wzruszy Was do łez, ale jednocześnie napełni nadzieją; jeśli pragniecie zanurzyć się w opowieści o ludziach, którzy mimo piekła na ziemi, nie tracą nadziei i walczą o siebie; jeśli chcecie poczuć, jak muzyka, nawet ta niesłyszalna, może leczyć – to "Ballada dla Adeli" jest lekturą dla Was. Pozwólcie sobie na tę podróż w przeszłość, bo historie spisane przez Annę Stryjewską są ponadczasowe, dotykając sedna człowieczeństwa. Po jej przeczytaniu inaczej spojrzycie na siłę ludzkiego ducha i na to, jak ważne jest, by nigdy nie przestawać grać, nawet jeśli skrzypce nie mają strun.

[Zakup własny].

wtorek, 5 sierpnia 2025

Zapowiedź recenzencka: " Szalone Porto" Jolanta Kosowska / Fragment powieści



Czy jesteście gotowi na literacką podróż, która poruszy wasze serca i umysły? Już jutro 6.08.2025 będzie miała premiera najnowsza powieści Jolanty Kossowskiej „Szalone Porto". Na pewno wkrótce Wam o niej opowiem, a tymczasem mam dla Was wyjątkową okazję! Zanurzcie się w przedpremierowym fragmencie tej porywającej historii i dajcie się porwać wirze emocji. Jolanta Kosowska zaprasza nas do świata pełnego niezapomnianych wrażeń. Nie przegapcie tej szansy na literacką ucztę.

OPIS WYDAWNICTW ZACZYTANI:

Miasto pełne kolorów może skrywać mrok…

Życiowe plany Martyny runęły jak domek z kart. Gdy na kilka tygodni przed ślubem odkryła, że ukochany ją zdradza, odwołała uroczystość. Zamierza zrezygnować także z długo wyczekiwanej podróży poślubnej do Portugalii.

Odwodzi ją od tego Clara. Znajoma lektorka proponuje jej gościnę w mieszkaniu w Porto, a Martyna przystaje na jej propozycję. Po dotarciu na miejsce, zachwyca się pięknem miasta, jednak dostrzega też jego drugie oblicze – ubóstwo. Wkrótce poznaje jednego z bezdomnych, młodego Gaspara, a on stopniowo wciąga ją do swojego nietypowego świata.

Z czasem Martyna odkrywa, że ci, którzy nie mają nic, znajdują się w ogromnym niebezpieczeństwie. Ktoś na nich poluje. Morderca pozostaje nieuchwytny, a na jego celownik trafia także Gaspar. Martyna mimowolnie angażuje się w sprawę. Wkrótce – wśród ludzi, których nikt nie zauważa – odkryje, po co tak naprawdę tu przyjechała…


FRAGMENT POWIEŚCI


Zrobiło się już zimno. Wiał wiatr od rzeki. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Nigdy jeszcze nie zasiedziałam się tak długo na nabrzeżu. Uregulowałam rachunek, przeszłam około stu metrów wzdłuż Douro, a potem zaczęłam piąć się krętą, wąską uliczką w kierunku przystanku autobusowego. Ostatni autobus odjechał pół godziny temu. Nie znałam innego środka komunikacji, którym mogłabym się dostać w pobliże mojego domu. Wyjęłam telefon. Zaczęłam szukać połączenia. Nie było źle. Musiałam przejść około pięćset metrów do stacji metra. Ruszyłam szybkim krokiem i minęłam ostatnią restaurację z tych znajdujących się na przedłużeniu Praca da Ribeira. Kiedy zaczęłam wchodzić po schodach, zauważyłam, że nie ma już obok mnie ludzi. Na nabrzeżu kręcili się jeszcze turyści, sporo osób siedziało w barach i restauracjach, ale tutaj było pusto. Przyspieszyłam kroku, serce biło mi szybko, droga pięła się ostro w górę. Musiałam na chwilę zwolnić, bo wydawało mi się, że serce wyskoczy mi przez gardło. W uszach słyszałam szum połączony z biciem mojego serca. Zatrzymałam się na chwilę i rozejrzałam dookoła. Nikogo. Oddech zaczął się uspokajać, serce zwolniło. Szum w uszach zniknął. Ruszyłam dalej i wtedy nagle zaniepokoił mnie jakiś dźwięk. Nawet nie potrafiłam go nazwać. Jak spod ziemi ktoś wyrósł za moimi plecami. Obróciłam się i tuż za sobą zobaczyłam mężczyznę. Miał na sobie kurtkę narzuconą na koszulę, do tego ciemne spodnie, a na szyi szalik. Ten szalik zakrywał mu pół twarzy i właśnie on mnie w tym wszystkim najbardziej przeraził. – Przepraszam, jeżeli panią przestraszyłem – odezwał się po angielsku. – Szukam Rue de Dom Hugo. – Nie potrafię panu pomóc, nie jestem stąd – powiedziałam pospiesznie. – Nie musi pani być stąd, żeby znać tę ulicę – palnął. – Nie znam nazw ulic w Porto – stwierdziłam głośno. Czułam się coraz mniej pewnie. Coś niepokoiło mnie w tym mężczyźnie. W jego zachowaniu dostrzegłam coś dziwnego. Zbliżył się do mnie. Jego kurtka dotknęła mojej sukienki. Jak na złość ulica pozostawała pusta. – Nie znam Porto – powtórzyłam głośno. – Przyjechałam tutaj niedawno. Chciałam się od niego odsunąć, ale zastąpił mi drogę. – Poczekaj! Chcesz po prostu odejść? To takie idiotyczne. Wieczór się dopiero zaczął. Jesteś samotna i ja również. Dwoje samotnych ludzi i magiczne Porto. Chciałam uciec, ale chwycił mnie za rękę. Miał mocny uścisk. Z przerażenia nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Szarpnęłam dłoń. Uścisk stał się jeszcze mocniejszy. I nagle tuż obok nas stanął Gaspar. – Spadaj! – rzucił do obcego. Mężczyzna spojrzał na niego z obrzydzeniem. – To ty spadaj, gnojku! – warknął. – Wynoś się! Twój smród jest nie do zniesienia! Być może rzuciłby się na Gaspara, gdyby nie to, że za nim pojawiło się jeszcze dwóch innych bezdomnych. – Spadaj, człowieku! – powiedział Gaspar wyraźnie po angielsku. – To nie jest miejsce na przemoc. Idź stąd! – Zrobił krok w kierunku mężczyzny. Ten się cofnął i zmierzył Gaspara wrogim spojrzeniem. Gaspar stał spokojnie tuż obok mnie, nie spuszczał wzroku z typa. – Ja tylko chciałem zapytać o ulicę! – burknął nieznajomy. – Spadaj, człowieku, zanim wezwiemy policję! Facet się odwrócił. Początkowo szedł wolno, potem, obawiając się, że Gaspar zacznie go gonić, przyspieszył i już po chwili zaczął biec w kierunku nabrzeża. Zniknął za zakrętem. Zniknęli też bezdomni, którzy stali za Gasparem. Pewnie poszli za tamtym. – Nie chodź sama nocą po takich zadupiach!– burknął Gaspar. – To bywa niebezpieczne. Ten koleś to pikuś, nie wyglądał groźnie, ale kiedyś może ci się trafić ktoś zupełnie inny. Ładna dziewczyna, noc, puste ulice… Trzeba nie mieć instynktu samozachowawczego, żeby plątać się tu samotnie nocą. Porto jest piękne, ale niebezpieczne. Przyciąga szumowiny z całego świata. O tej porze jest bezpiecznie tylko na nabrzeżu, tam kręci się policja. Tutaj się nie zapuszcza. Odwrócił się i chciał odejść, a mnie ogarnęło przerażenie. – Czy mógłbyś odprowadzić mnie w kierunku metra? – zapytałam niepewnie. – Nie powinnaś się ze mną pokazywać. To zły pomysł – powiedział. – To nie przysporzy ci przyjaciół, raczej wrogów. Turystki nie zadają się z bezdomnymi. Należymy do innych światów. – Ja się z tobą nie zadaję, ja po prostu cię proszę, żebyś odprowadził mnie do stacji metra. Coś na kształt uśmiechu przemknęło przez jego twarz. – Nie zadajesz się ze mną? A jakoś co chwilę nasze drogi się krzyżują. Stacja jest dwieście metrów stąd – dodał po chwili. – Pójdę dziesięć kroków za tobą. Poczekam, aż wsiądziesz do metra. Jeszcze jedno: o tej porze wsiadaj do pierwszego wagonu. – Do pierwszego wagonu? – zapytałam. – – Dlaczego? – Pozostałe nie mają połączenia z pierwszym. Są monitorowane, ale jeżeli prowadzący nawet zobaczy coś niebezpiecznego, to nie ma szansy interweniować. Powiadamia tylko policję. A policja może być dopiero na kolejnej stacji. Czasami może być już za późno na działanie. – Straszysz mnie? Bawi cię to, że się boję? 

- Nie straszę cię. Już trochę żyję w tym mieście. O tej porze wsiada się do pierwszego wagonu. Rozumiesz? – zapytał. – Myślę, że to nie jest trudne do zrozumienia. Wsiadasz tam, gdzie jest człowiek prowadzący pojazd, i wysiadasz na szóstym przystanku. Potem idź w górę obok banku… Przestraszona ruszyłam szybkim krokiem, raz po raz oglądając się za siebie. Szedł za mną. Zatrzymał się przy bramie jednej z kamienic, później stanął na chwilę przy wystawie sklepu z sardynkami, przeszedł jeszcze parę kroków i wtoczył się ze mną na stację metra. To mnie zastanowiło. Przecież przed chwilą rozmawiał ze mną normalnie, nie był pijany i na pewno nie ćpał. Po chwili zrozumiałam – wtoczył się i nikt go nie zaczepiał, nawet policjanci popatrzyli na niego wyrozumiale. – Hej, koleś! – rzucił w jego kierunku jeden z funkcjonariuszy. – Tutaj nie ma miejsc do spania! – Ja tylko na chwilę – usłyszałam pijacki bełkot. – Zrobiło się zimno! – Ogrzej się trochę i potem spadaj! Niedługo odjedzie ostatnie metro. Za godzinę zamykamy. – Wiem, wiem – bełkotał Gaspar, chwiejąc się na nogach. – Ja tylko na chwilę. Ja pierniczę! Kim on był? Ten człowiek zmieniał się jak kameleon, w każdej minucie grał inną rolę. Wsiadłam, zgodnie z tym, co Gaspar mówił, do pierwszego wagonu. Widziałam go z daleka. Zatrzymał się przed bramkami, na których trzeba było kasować bilety. Stał oparty o jeden z automatów. Uniosłam rękę. Też mi pomachał. Jeszcze czekał, aż zamkną się drzwi metra. Wagony ruszyły. Gaspar odwrócił się i odszedł. Próbowałam sobie przypomnieć, co do mnie mówił. Że mam usiąść w pierwszym wagonie i wysiąść na szóstym przystanku? Skąd wiedział, że powinnam wysiąść na szóstym? Ja sama jeszcze tego nie wiedziałam. Opuściłam wagon i wszystko się zgadzało. Mówił, że mam pójść w górę ulicą obok banku, bo tam w nocy są strażnicy, którzy obserwują teren, i nic mi tam już nie grozi. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku domu, wpisałam kod, otworzyłam bramę i pospiesznie weszłam do środka. Dopiero w mieszkaniu poczułam się bezpieczna.

    ***   

Przekonajcie się sami, jak bardzo wciągająca jest  proza autorki. Otwórzcie drzwi do świata pełnego emocji, intryg i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego fragmentu nie będziecie chcieli przestać.
Zatem, po zapoznaniu się z tekstem, odpowiedzcie szczerze: Czy macie ochotę przeczytać całą książkę?





środa, 30 lipca 2025

"Zbieracze borówek" Amanda Peters



W sercu kanadyjskiej puszczy, gdzie słońce tańczy między drzewami, a wiatr szepcze pradawne historie, rodzi się opowieść niezwykła. "Zbieracze borówek" Amandy Peters to nie tylko książka, to magiczna podróż do świata, w którym natura splata się z ludzkimi losami, tworząc mozaikę emocji i wzruszeń. Peters z mistrzowską precyzją kreśli portrety bohaterów, których życie jest tak barwne i złożone jak leśny krajobraz. Poczujesz zapach wilgotnej ziemi, usłyszysz śpiew ptaków i poczujesz smak dojrzałych borówek na języku. To opowieść, która dotyka najgłębszych zakamarków duszy, skłania do refleksji i pozwala na chwilę zatrzymać się w pędzie codzienności.

Pisarka w niezwykle zajmujący i angażujący sposób stworzyła opowieść o bólu straty, poszukiwaniu tożsamości i trudnym dziedzictwie przeszłości. Akcja opisywanej historii rozgrywa się w Maine w latach 60. XX wieku, gdzie rodzina pochodzenia Mikmaków z Nowej Szkocji ciężko pracuje na polach borówkowych. Pewnego upalnego dnia dochodzi do tragedii: sześcioletni Joe jest ostatnim, który widzi swoją młodszą siostrę, czteroletnią Ruthie, zanim dziewczynka znika bez śladu. To wydarzenie na zawsze naznaczy jego życie, wypełniając je poczuciem winy i żalem, kształtując jego wybory i relacje. Równolegle poznajemy historię Normy, dorastającej w zamożnej rodzinie na przedmieściach. Norma, choć otoczona dostatkiem, czuje, że coś jest nie tak. Dręczą ją realistyczne sny o ognisku i ciepłych objęciach, brak zdjęć z dzieciństwa i odczuwalny dystans ze strony rodziców. Intuicyjnie przeczuwa, że jej przeszłość skrywa mroczną tajemnicę. Powieść Amandy Peters zręcznie przeplata losy tych dwóch rodzin, ukazując, jak jedna tragedia rozdziela bliskich, a inna tajemnica łączy nieświadomych siebie bohaterów. „Zbieracze borówek” to głęboka historia o nadziei, sile rodzinnych więzi i uporczywym dążeniu do prawdy, nawet jeśli ma ona na zawsze zmienić świat, który znaliśmy. To także poruszające studium o tym, jak nieprzepracowana trauma wpływa na kolejne pokolenia.

Książka eksploruje, czym jest tożsamość, szczególnie w kontekście kultury rdzennej ludności Mi'kmaq. Norma, dziewczynka wychowywana przez białych rodziców, zmaga się z poczuciem wyobcowania i niejasnymi wspomnieniami, które prowadzą ją do odkrycia swojej prawdziwej tożsamości i dziedzictwa. Równie mocno temat ten dotyka Joe'ego, brata zaginionej Ruthie, który przez dekady zmaga się z winą i oddala się od swojej rodziny, próbując na nowo odnaleźć swoje miejsce. Zaginięcie Ruthie w 1962 roku odciska niezatarte piętno na obu rodzinach – zarówno na biologicznej rodzinie dziewczynki Mi'kmaq, jak i na rodzinie, która ją porwała. Książka ukazuje, jak trauma związana z utratą dziecka przenosi się przez pokolenia, wpływając na relacje, decyzje i psychikę bohaterów. Widzimy ból, żal i poczucie winy, które towarzyszą postaciom przez całe życie. To, co piękne, to fakt, że pomimo tragedii i upływu lat, powieść podkreśla niezłomną siłę więzi rodzinnych. Rodzina Mi'kmaq nigdy nie traci nadziei na odnalezienie Ruthie, a ich miłość i wiara w jej powrót są siłą napędową. Z drugiej strony, sekrety przyszłości tworzy napięcia i chłód w rodzinie Normy, pokazując, że kłamstwa potrafią zniszczyć nawet pozornie silne więzi.

Historia dzieje się na tle historii rasizmu wobec rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Ignorancja i brak zainteresowania ze strony władz po zaginięciu Ruthie, wynikające z uprzedzeń wobec migrantów i ludności rdzennej, są kluczowym elementem fabuły, ukazującym systemową niesprawiedliwość.

Mówiąc o tej książce, warto wspomnieć, że postać Joe nadaje tej przejmującej opowieści nader refleksyjnego wymiaru. Przez dziesięciolecia nosi on brzemię winy za zaginięcie Ruthie, co prowadzi go do autodestrukcji. Powieść bada proces radzenia sobie z winą, a także trudną drogę do przebaczenia – zarówno sobie, jak i innym. Natomiast postać Normy w mocno wyrazisty i obrazowy sposób uświadamia nam, jak kształtowana jest pamięć oraz jak prawda, choć bolesna, jest ostatecznie drogą do uzdrowienia i zamknięcia historii swojego życia. Amanda Peters zręcznie przeplata te motywy, tworząc chwytającą za serca opowieść o stracie, poszukiwaniu prawdy i niezłomnej sile ludzkiego ducha, która wciąga bez reszty i zakorzenia się w głębi naszej duszy. Autorka nie boi się pokazywać brutalnej rzeczywistości, ale robi to z wyczuciem, unikając taniego sentymentalizmu. Całości dopełnia prosty, ale poetycki styl pisania autorki. Jej opisy przyrody są nastrojowe, a dialogi naturalne. Umiejętnie buduje atmosferę tajemnicy i niedopowiedzenia, co sprawiło, że nie mogłam przestać czytać książki, dopóki nie dotarłam do ostatniego zapisanego na jej kartach zdania.

"Zbieracze borówek" to nie tylko powieść – to melodia dla duszy, szepcząca o tęsknocie za tym, co utracone, i o odwadze, by odnaleźć piękno w kruchości istnienia. Amanda Peters utkała misterną sieć słów, gdzie każda nić pulsuje prawdą o człowieku, o skomplikowanych splotach rodzinnych więzi i o nadziei, która, niczym ukryty strumyk, zawsze znajduje drogę do serca. Zanurzcie się w tę historię, pozwólcie, by jej poetycki rytm ukołysał Wasze myśli i odkryjcie, jak nawet w najciemniejszej godzinie potrafi rozkwitnąć najjaśniejsze światło. To opowieść, która zostanie z Wami długo po przewróceniu ostatniej strony, niczym echo najpiękniejszej pieśni. To prawdziwy literacki popis, w którym w ogóle nie czuć debiutu. Autorka z niezwykłą swobodą prowadzi nas przez świat przedstawiony, a jej styl jest tak dopracowany, że trudno uwierzyć, iż to jej pierwsza powieść.

[Zakup własny].

piątek, 25 lipca 2025

"Ballada dla Adeli" Anna Stryjewska/ Zapowiedz recenzencka - Fragment powieści.



D
rogie Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy

Mam dla Was literacką ucztę, która już wkrótce zagości na w moim blogu i Facebooku. Z ogromną przyjemnością zapowiadam, że blog Kocie czytanie przygotowuje dla Was recenzję najnowszej powieści Anny Stryjewskiej„Ballada dla Adeli”. Jeśli znacie twórczość Anny Stryjewskiej, wiecie, że każda jej książka to prawdziwa podróż w głąb ludzkich dusz i zawiłych losów. Tym razem też tak jest, ale więcej o swoich wrażenie z przyjemnością opowiem Wam już wkrótce.


🎻🎻🎻

Opis wydawnictwa Skarpa Warszawska:

Bełdów, kwiecień 1947

Trwa msza rezurekcyjna, mieszkańcy wioski celebrują kolejne święta Wielkiej Nocy w wyzwolonej Polsce. Pod parkanem kościoła zbierają się miejscowi żebracy - ofiary wojny, sieroty, chorzy i okaleczeni. Wśród nich pojawia się nowy. Skulony, w podartych łachmanach klęczy i gra na skrzypcach, które nie mają strun. Mimo, iż instrument nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, odnosi się wrażenie, jakby skrzypek słyszał i czuł każdą wybrzmiewającą nutę. Jego osoba zwraca uwagę wychodzącej ze świątyni wiejskiej nauczycielki, Alicji. Młoda, ambitna kobieta wysnuwa przypuszczenie, że za tym dziwnym zachowaniem kryje się nieprzeciętny talent. Ciąg kolejnych wydarzeń tylko ją w tym przekonaniu utwierdza. Więcej, okazuje się, że mężczyzna przeszedł przez obozowe piekło.

Polska Ludowa, nowy ład i dwoje doświadczonych, skrywających bolesną tajemnicę ludzi, których los skrzyżował te same drogi nie bez powodu. A w tle piękna, pełna miłości ballada niosąca nie tylko ukojenie, ale również tęsknotę za czymś dawno utraconym.

Wzruszająca, utkana z emocji historia o ludzkim, przekornym losie, różnych obliczach człowieczeństwa, demonach przeszłości i odnajdywaniu siebie w nowej rzeczywistości.

🎻🎻🎻


Zanim jednak moja recenzja ujrzy światło dzienne, mam dla Was małą niespodziankę. Aby umilić Wam oczekiwanie i rozpalić Waszą ciekawość, już dziś zapraszam do przeczytania fragmentu „Ballady dla Adeli”. Jestem  przekonana, że ten krótki wycinek z kart powieści sprawi, że zapragniecie poznać całą historię  i zanurzyć się w świat stworzony przez Annę Stryjewską.

🎻🎻🎻

Tymczasem mężczyzna znów szarpnął za struny, lecz wkrótce zniechęcony brzydkimi tonami odłożył instrument. Spojrzał na nią bezradnie, co wywołało w dziewczynie falę ogromnego zawodu. Nie tego się spodziewała.

– Dlaczego pan nawet nie spróbuje? – rzuciła z wy rzutem, zrywając się z miejsca.

 – Zadałam sobie tyle trudu by zdobyć te skrzypce! Na tę skargę człowiek w łachmanach wyjął z kieszeni scyzoryk, ze szmacianej torby grubą pajdę czerstwego chleba i zaczął ją metodycznie kroić. Zajęcie tak go po chłonęło, jakby od tego, co robił, zależało jego dalsze życie. To ją jeszcze bardziej rozgniewało. Najpierw westchnęła ciężko, tłumiąc w sobie żal, a potem nie mówiąc już ani słowa, rozczarowana wybiegła z chałupy. Była już na wysokości stawów, gdy przypomniała sobie, że przecież nie zabrała skrzypiec. W tej sytuacji będzie musiała je zwrócić księdzu Ludwikowi. Nie będą jej już potrzebne. Do jej głowy wkradła się jeszcze jedna podstępna myśl, że przecież nie zna tego człowieka i nie ma pojęcia, co zrobi z powierzonym mu instrumentem. A przecież to nie była jej własność, tylko kościoła. Zdawszy sobie sprawę z powagi sytuacji, postanowiła zawrócić. Słońce akurat zniżyło się nad linię wody i położyło na nim swoje ostatnie, krwiste cienie. Rozpaliło porastające brzeg szuwary, oświetliło pomost i stada nenufarów. Zachwycający był to widok, dlatego z żalem odwróciła głowę i z bijącym niepokojem sercem ruszyła do chałupy pod lasem. W koronach drzew pohukiwały ptaki, a z szuwarów niósł się głos żyjących tam stworzeń. Gdy Alicja dochodziła do budynku, dobiegły do jej uszu przyjemne, a zarazem chwytające za serce dźwięki. Rwały się żałosne, tęskne tony, zupełnie jak by chciały wykrzyczeć całą swoją rozpaczliwą sytuację. Zwolniła kroku i stąpając ostrożnie, podeszła do małe go okienka z wybitymi szybami. Przechyliwszy głowę, zajrzała do środka. Żebrak, którego pierwszy raz zobaczyła pod kościołem, stał na środku izby z przytkniętym do policzka instrumentem i śmigał smyczkiem po napiętych strunach. Zwrócony był w jej stronę, ale oczy, tak jak wtedy, miał zamknięte. Długie, skołtunione włosy opadały na zanurzoną w innym świecie twarz, a po szorstkich, ogorzałych policzkach spływały łzy. Oparłszy się plecami o drewnianą ścianę, zasłuchała się w tę melodię, w jednej chwili zapominając o złości i rozczarowaniu.

 – Jak on pięknie grał! Jak potrafił wyrwać z duszy ostatnie schowane pragnienie i sprawić, żeby znów zaczęło wołać o swoje urzeczywistnienie. Muzyka oczarowała Alicję, uwiodła, miała wręcz wrażenie, że gdzieś ją już słyszała. Tak, przekonana była, że to znany przedwojenny klasyk. Grano go na wszystkich scenach teatru i opery. Kim jest w takim razie ten człowiek? A może to zwykły biedak, tylko obdarzony niezwykłym darem przez Boga? Może nie należy w tym graniu doszukiwać się wirtuozerii? – myślała, urzeczona każdym kolejnym tonem. Jednocześnie patrzyła na otoczony krwistą łuną las, ulegając złudzeniu, że zaraz świat zapłonie tak samo, jak płonęło jej uradowane tym odkryciem serce.


🎻🎻🎻

Mam nadzieję, że ten fragment rozbudził Waszą ciekawość i zachęcił do poznania „Ballady dla Adeli” w całości. Bądźcie z nami. Pełna recenzja już niebawem. Czekam na Wasze komentarze – czy fragment Wam się spodobał? Jakie są Wasze pierwsze wrażenia? A jeśli już przeczytaliście tę książkę, to napiszcie koniecznie, kilka słów o swoich odczuciach po lekturze.

[ Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska.

wtorek, 22 lipca 2025

"Rozdzieleni". Tom 2 Iwona Feldmann


W świecie, gdzie echo przeszłości nigdy nie milknie, a cienie dawnych decyzji wciąż układają się w nowe ścieżki, powracamy do losów bohaterów Rozdzielonych”. Iwona Feldmann, z właściwą sobie maestrią, ponownie wplata nas w sieć splątanych uczuć, niebezpiecznych intryg i nieuchronnego przeznaczenia. Część pierwsza pozostawiła nas z poczuciem niedosytu i dręczącą ciekawością – co stało się z tymi, którzy zostali rozerwani przez los, a jednak ich dusze wciąż zdawały się dążyć do siebie? Teraz, w części drugiej, odkrywamy dalsze rozdziały ich historii, które rozwijają się niczym misternie utkany gobelin, gdzie każdy wątek, nawet ten najcieńszy, ma swoje znaczenie. Powieść ta nie jest jedynie kontynuacją opowieści o miłości i stracie; to głęboka analiza zdolności człowieka  do przetrwania w obliczu przeciwności, do odnajdywania nadziei tam, gdzie wydaje się, że zgasła, i do walki o to, co najważniejsze, nawet gdy cena jest niewyobrażalnie wysoka. Feldman z precyzją chirurga rozcina kolejne warstwy skrywanych tajemnic, ujawniając motywy, które pchały bohaterów do czynów, oraz konsekwencje, z którymi muszą się teraz zmierzyć. Przygotujcie się na podróż przez labirynt emocji – od rozpaczy po euforię, od zdrady po niezachwianą lojalność. „Rozdzieleni", część 2,  to pogłębione studium o sile ludzkich więzi, o odwadze stawiania czoła prawdzie i o nieustannej pogoni za szczęściem w świecie, który nie zawsze jest łaskawy. Zanurzcie się w tę opowieść, a odkryjecie, że nawet najbardziej rozdzielone dusze mogą odnaleźć drogę do siebie.

Iwona Feldmann z wirtuozerską precyzją kontynuuje opowieść o rozdartych losach, mistrzowsko przeplatając wątki z przeszłości z pulsowaniem współczesności. Rok 1947 to czas drżącego oczekiwania Anieli, matki, której serce wykrwawia się z tęsknoty za dziećmi powracającymi z wojennej zawieruchy. Autorka z niezwykłą empatią ukazuje kruchość jej nadziei, antycypując ból, który niebawem ma rozsadzić jej świat. Każde zdanie o Anieli to niemal namacalny portret matczynego cierpienia, w którym czujemy ciężar niedopowiedzeń i strachu. To mistrzowskie budowanie napięcia, które trzyma w garści od pierwszych stron.

Równocześnie, niczym w kalejdoskopie, przenosimy się do czasów współczesnych, gdzie na osi Londyn – Tarnowskie Góry rozgrywają się skomplikowane losy Anny i Jamesa. Fabuła jest misternie utkana, pełna zaskakujących zwrotów akcji, które niczym pajęczyna oplatają czytelnika. Anna, załamana po londyńskim fiasku i zawirowaniach z Jamesem, mierzy się z kolejnymi ciosami losu. Jej marzenia legły w gruzach, a wiara w miłość została wystawiona na ciężką próbę. Jej jedyną ostoją staje się Gillian Hunter, synowa dziadka Johna, z którą Anna spróbuje rozwikłać sieć intryg i zidentyfikować wroga, konsekwentnie niszczącego jej życie. Jej determinacja w poszukiwaniu prawdy jest inspirująca, a relacja z Gillian dodaje historii głębi, ukazując siłę kobiecej solidarności.

Z drugiej strony mamy Jamesa, którego świat również staje na głowie. Jego pospiesznie wypowiedziane życzenie, by pozbyć się kobiety, która zawładnęła jego sercem, zdaje się spełniać, lecz planowana zemsta traci swój smak. Uczucia, które próbował stłamsić, wracają ze zdwojoną siłą, a wizyta w Tarnowskich Górach, mieście przodków, staje się katalizatorem wewnętrznych przemian. Coroczne święto Gwarków to nie tylko malownicze tło, ale ważny element, który pozwala Jamesowi zrozumieć swoje korzenie, swoją tożsamość i prawdziwe pragnienia. Autorka zręcznie przeplata osobiste dramaty z lokalnym kolorytem, dodając historii głębi i autentyczności.

Konstrukcja fabuły jest wielopoziomowa i złożona. Feldmann z mistrzostwem operuje perspektywami, pozwalając czytelnikowi zagłębić się w psychikę każdej postaci. Każdy rozdział to kolejny element układanki, odsłaniający nowe sekrety i stawiający bohaterów przed coraz to trudniejszymi dylematami. Dynamika akcji nie pozwala na nudę, a kolejne wydarzenia zaskakują i zmuszają do głębokiej refleksji. Autorka buduje napięcie z chirurgiczną precyzją, dozując informacje w taki sposób, by czytelnik nie mógł oderwać się od lektury.

Bohaterowie których losy śledzimy z bijącym sercem, pragnąc ich szczęścia, to postaci z krwi i kości, niosące na swoich barkach ciężar przeszłości i niepewność przyszłości. Aniela, symbol matczynej miłości i niezłomności, to postać, której ból i nadzieja są niemal namacalne. Jej oczekiwanie na dzieci z przymusowych robót w Niemczech jest portretem cierpienia i siły, z jaką matka stawia czoła niepewności. Czytelnik z każdą stroną czuje jej lęki i modli się o ukojenie jej cierpienia.

Anna to współczesna kobieta, której wrażliwość i artystyczna dusza zderzają się z brutalnością losu. Jej załamanie, zniszczone marzenia i utrata wiary w miłość czynią ją postacią niezwykle autentyczną i bliską. Mimo przeciwności losu Anna nie poddaje się, a jej determinacja w poszukiwaniu prawdy o tym, kto niszczy jej życie, jest inspirująca.

James to postać pełna sprzeczności. Początkowo zagubiony w swych uczuciach i pragnący zemsty, przechodzi głęboką przemianę. Jego podróż do Tarnowskich Gór staje się nie tylko fizycznym powrotem do korzeni, ale także duchową podróżą w głąb siebie. Iwona Feldmann z niezwykłą precyzją oddaje jego wewnętrzne rozterki, walkę z samym sobą i powolne odkrywanie prawdziwych uczuć. Przemiana Jamesa jest subtelna, lecz wiarygodna, a jego zmagania z przeszłością i własnymi emocjami sprawiają, że staje się on postacią niezwykle ludzką i złożoną.

Autorka nie tylko kreuje bohaterów, ale pozwala im ewoluować, wzrastać i uczyć się na własnych błędach. Ich relacje są skomplikowane, pełne niedopowiedzeń i wzruszeń, co nadaje im autentyczności i sprawia, że czytelnik angażuje się emocjonalnie w ich losy. Każda postać, nawet ta drugoplanowa, wnosi coś istotnego do całej mozaiki, tworząc spójny i fascynujący świat.

Pisarka mistrzowsko buduje napięcie, stopniowo odkrywając kolejne warstwy skomplikowanej przeszłości i teraźniejszości. Fabuła, choć momentami bolesna, jest niezwykle angażująca, a każdy element układanki ma swoje uzasadnienie. Autorka nie boi się poruszać trudnych tematów, co sprawia, że książka jest autentyczna i poruszająca. Dynamika wydarzeń sprawia, że tę piękną historię czytamy z zapartym tchem, a kolejne zwroty akcji trzymają w niepewności do samego końca. W ręce nas czytelników trafiła historia poruszająca kwestie, które rezonują z ludzkim doświadczeniem na wielu poziomach. Miłość, zdrada, przebaczenie, trudne wybory i konsekwencje podjętych decyzji – to wszystko sprawia, że autorka snuje opowieść, która, choć fikcyjna wydaje się boleśnie prawdziwy, a dylematy bohaterów stają się naszymi własnymi. To jedna z tych książek, która wywołuje w czytelniku całą gamę emocji – od głębokiego smutku i wzruszenia, przez gniew i frustrację, po nadzieję i radość. Autorka z niezwykłą wrażliwością opisuje ból, stratę i trudności w radzeniu sobie z traumą, ale jednocześnie podkreśla siłę ludzkiego ducha i zdolność do podnoszenia się po upadkach. Lektura prowokuje do głębokich refleksji nad naturą miłości, wpływem przeszłości na teraźniejszość, a także nad tym, jak ważne jest otwieranie się na drugiego człowieka i dawanie sobie szansy na szczęście. To opowieść o tym, że nawet po największych burzach, zawsze istnieje szansa na spokój i odnalezienie własnego miejsca.

Kiedy mówimy o tej książce, koniecznie musimy wspomnieć o tym, iż z pewnością nie byłaby ona tak wyjątkowa, gdyby nie ubogacił jej styl pisania Iwony Feldman, który jest wręcz hipnotyzujący. Książka mocno oddziałuje na nasze zmysły i wyobraźnię. Jej język jest piękny, plastyczny i pełen subtelności, co sprawia, że każda strona to prawdziwa uczta literacka. Opisy są tak żywe, że masz wrażenie, jakbyś stał obok bohaterów, czuł zapachy, słyszał dźwięki i widział wszystko na własne oczy. W tym miejscu muszę nadmienić także, że jest to książka dla dorosłych, gdyż czekają w niej na nas również sceny erotyczne. I choć nie są one nagminne, a stanowią jedynie konieczne uzupełnienie wątku romansu, to jednak są zmysłowe i gorące.

Druga część „Rozdzielonych" to nie tylko romans czy dramat rodzinny – to wielowymiarowa opowieść o sile ludzkiego ducha, o tym, jak ważne jest odnalezienie własnego miejsca w świecie i jak trudno czasem jest zrozumieć i zaakceptować drugiego człowieka. Jeśli szukacie książki, która porwie Was w wir wydarzeń, wzruszy do łez i pozostawi z pytaniami, na które będziecie szukać odpowiedzi jeszcze długo po przewróceniu ostatniej strony, to "Rozdzieleni" Iwony Feldman są właśnie dla Was. Dajcie się porwać tej niezwykłej historii – naprawdę warto!




[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Krople czasu