Matka jest najważniejszą osobą w życiu dziecka niemalże od chwili poczęcia. Niezwykła więź rodząca się między dzieckiem a matką już w chwili, kiedy kobieta nosi swoje maleństwo pod sercem, sprawia, że w późniejszym okresie przez całe swoje dzieciństwo to właśnie matce dziecko ufa najbardziej. Przy niej czuje się najbezpieczniej. Z kolei dla większości matek ta mała istotka staje się oczkiem w głowie. Całe nasze życie zaczyna kręcić się wokół naszego skarbu. Wszelkie podejmowane przez nas działania i podejmowane decyzje, które odnoszą się do naszego syna czy córki mają służyć jego dobru, bezpieczeństwu i szczęśliwemu dorastaniu. Nie jest to łatwe i tylko rodzic wie, jak wiele starań i wysiłków od nas wymaga. Sytuacja wygląda o wiele trudniej, jeśli jesteśmy rodzicem dziecka chorego, czy niepełnosprawnego. W takich przypadkach bowiem matka często zmuszona jest zrezygnować z siebie, pracy zawodowej, aby poświęcić się opiece nad dzieckiem. Dla każdej z nas, która stanęła w obliczu takiej sytuacji, jest to naturalna kolei rzeczy, natomiast społeczeństwo, które każdego dnia jest obserwatorem codziennych zmagań, którym musi sprostać matka chorego dziecka, darzy ją szacunkiem, podziwem i uznaniem. Jednak taka uwaga i podziw nie każdej matce się należy. Nawet jeśli na własne oczy widzimy, z jak wielką troską i oddaniem opiekuje się ona swoim dzieckiem. Co więcej, to właśnie trzeba zrobić wszystko, aby jak najszybciej taką matkę od dziecka odizolować.
Zapewne teraz myślicie sobie, że piszę jakieś herezje. Przecież takiej rodzicielce należy się medal. Za chwilę przekonacie się, że takie postępowanie może być tylko perfekcyjnie zaplanowaną grą pozorów, wykreowaną po to, abyśmy, my postronni obserwatorzy właśnie w taki sposób o tej matce myśleli i tak ją postrzegali.
Nie opowiem Wam na szczęście o doświadczeniach z własnego życia, a postaram się przybliżyć historię Rose Gold głównej bohaterki książki Stephanie Wrobel „Troskliwa”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
W momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy towarzyszyć Rose w jej codziennym życiu, poznajemy ją jako młodą samotną matkę, która nie ma na świecie nikogo, kto byłby jej bliski i na kogo mogłaby liczyć. Dziewczyna nigdy nie miała łatwo. Już jako dziecko doznała wiele bólu i cierpienia. Nie wie, czym jest szczęśliwe dzieciństwo, ponieważ swoje spędzała w izolacji od rówieśników pod opieką zatroskanej matki, która starała się zrobić wszystko, aby wreszcie znalazł się ktoś, kto powie jej, dlaczego jej córeczka gaśnie w oczach. Jest coraz słabsza, wymaga żywienia pozajelitowego i porusza się na wózku. Żaden z lekarzy, choć było ich bardzo wielu, nie potrafił ustalić przyczyn tak ciężkiego stanu dziewczynki. Mimo to jej mama Patty się nie poddała. Trwała przy córce. Każdemu dziecku chciałoby się życzyć tak cudownej matki. Nie wypowiadajcie jednak podobnych życzeń zbyt pospiesznie. A dlaczego? No właśnie.
Po kilku latach od tamtejszych wydarzeń Rose próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Jak jej to się udaje, ocenicie już sami. Teraz matki przy niej nie ma, ponieważ odbywa pięcioletni wyrok pozbawienia wolności za doprowadzenie do utraty zdrowia i zagrażanie życiu własnej córki. Tak ta szokująca prawda po latach wyszła na jaw. Dziewczyna już wie, że ta, którą tak bardzo kochała, przez wiele lat okłamywała ją. Mało tego, odegrała perfekcyjną rolę przed lekarzami i mieszkańcami małej społeczności, w której dzieje się akcja powieści. Manipulując ich emocjami, sprawiła, że uwierzyli w jej bezgraniczną miłość i cierpiące serce matki.
Przystępując do lektury książki, zaczynamy poznawać jej fabułę od dnia, w którym Patty opuszcza zakład karny i wspólnie z córką wraca do jej domu. Wygląda na to, że obie chcą zacząć od nowa i postarać się znów być rodziną. Jednak bardzo szybko przekonujemy się, że obie mają swój plan i chcą konsekwentnie go realizować niekoniecznie darzący do pojednania. Atmosfera staje się coraz bardziej napięta i gęsta, tym bardziej że mieszkańcy miasteczka tak łatwo nie wybaczają i nie zapominają.
„Troskliwa” to debiut autorski Stephanie Wrobel i muszę przyznać, że choć mam do niego kilka zastrzeżeń to jednocześnie podziwiam autorkę za podjęcie się w swojej książce tak ważnego, ale jednocześnie niełatwego tematu, jakim jest *Zespół Zastępczy Münchhausena. Cechy tego zespołu właśnie wykazuje matka Rose. Pod tym względem autorka przygotowała się bardzo dokładnie i doskonale odzwierciedliła zachowanie i postępowanie osoby, która na niego cierpi. Sama nigdy wcześniej poza literaturą fachową nie czytałam żadnej innej książki, która poruszałaby problem tej jednostki chorobowej. Teraz natomiast przejdźmy do kwestii wyczerpania znamion thrillera psychologicznego, który to gatunek reprezentuje ten tytuł. Tutaj poczułam już pewien niedosyt, a nawet mogę powiedzieć, że się zawiodłam. Zacznijmy jednak od plusów. Pierwszy i najważniejszy to świetna kreacja bohaterów. Złożoność zarówno postaci matki, jak i córki sprawia, że żadnej z nich nie można jednoznacznie określić jako dobrą, czy złą. Mimo że, Rose, przez wiele lat była krzywdzona przez matkę, nie możemy do końca uznać jej za ofiarę, ponieważ od chwili kiedy poznała całą prawdę jej postępowanie i motywy nią kierujące również pozostawiają wiele do życzenia.
A teraz zaczynają się te mniej dopracowane w moim odczuciu aspekty, czyli brak umiejętności utrzymania początkowo odczuwalnego napięcia i uwagi czytelnika.
Kiedy zaczynałam poznawać fabułę książki, z rosnącym napięciem czekałam na to, co wydarzy się za chwilę i w jakim kierunku potoczy się akcja. Jednak kiedy po zachowaniu Patty zorientowałam się, na czym opierać się będzie opierała się cała treść książki, siłą rzeczy z uwagi na znajomość istoty poruszanego problemu stała się ona dla mnie w pewien sposób przewidywalna i odebrała mi przyjemność wynikającą z elementu zaskoczenia. Dlatego jestem pewna, że osoby, które nie wiedzą nic na temat Zastępczego Zespołu Münchhausena, odbiorą tę książkę zupełnie inaczej, niż ja.
Tytuł ten to dająca do myślenia opowieść o chorobie, cierpieniu, zaburzeniach psychicznych tzw. zaburzeniach pozorowanych, krzywdzie, winie, karze i pragnieniu zemsty. Książkę czyta się bardzo szybko, czemu sprzyja swobodny styl i język, którym posługuje się autorka.
Bez wątpienia należy pogratulować autorce udanego debiutu. Widać, że ma talent. W jej twórczości kryje się potencjał. Początki zawsze są trudne. Na pewno z czasem dalszy wkład pracy zaowocuje wieloma świetnymi książkami, które wyjdą spod Jej pióra i po które ja chętnie sięgnę.
Na zakończenie chciałabym prosić Was moi kochani, abyście byli czujni i zwracali uwagę na to, czy ta troskliwa i kochająca matka, która być może mieszka obok was i która tak wspaniale opiekuje się swoim dzieckiem rzeczywiście ma na sercu jego dobro. Zaburzenia pozorowane wywoływane przez rodziców i opiekunów dzieci bowiem to nie fikcja literacka, a tragiczna i szokująca rzeczywistość, która może prowadzić nawet do śmierci dziecka. Obecnie prowadzone są specjalne szkolenia dla lekarzy i personelu medycznego mające na celu nauczyć ich, jak rozpoznać rodzica, czy opiekuna, który wykazuje cechy wspomnianego zespołu. Jednak jest on bardzo trudny do zdiagnozowania, dlatego wszyscy musimy być czujni. Bez naszej pomocy te bezbronne maluchy sobie nie poradzą.
*Zespół Münchhausena Rodzice wywołują u swoich dzieci choroby, by zyskać uwagę i współczucie otoczenia.
Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Tania książka, za co bardzo dziękuję.
Zachęcam Was również do zapoznania się z całą ofertą thrillerów przygotowaną dla nas przez księgarnię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.
Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.