https://www.facebook.com/share/159BhZYthz/
Życzę wam miłego weekendu i uciekam. Lećcie oglądać biżuterię. Będzie mi miło, jeśli powiecie Paulinie, że jesteście ode mnie 😘
https://www.facebook.com/share/159BhZYthz/
Życzę wam miłego weekendu i uciekam. Lećcie oglądać biżuterię. Będzie mi miło, jeśli powiecie Paulinie, że jesteście ode mnie 😘
Pozwoliłam sobie przytoczyć te piękne słowa nie bez powodu, gdyż dziś przychodzę do was kochani z recenzją wyjątkowej książki, której geneza, doskonale oddaje i odzwierciedla prawdę z owych słów płynącą. A mam na myśli debiutancką powieść Iwony Feldmann „Rozdzieleni”, której autorka, ku uciesze nas czytelników zdecydowała się dać drugie życie, dzięki czemu niedawno świętowaliśmy premierę nowego jej wydania. Przyznam szczerze, że nie miałam okazji poznać opisanej na kartach książki historii w pierwszej jej odsłonie i jest to także początek mojej czytelniczej przygody z twórczością tej pisarki. I już teraz mogę otwarcie powiedzieć, że to swego rodzaju spotkanie literackie okazało się niezwykłe, z pewnością niezapomniane i pełne zaskoczeń. A pierwszym zaskoczeniem jest dla mnie niecodzienne połączenie gatunków literackich, które możecie mi wierzyć, tworzą mocno emocjonalną, poruszającą, ale także gorącą i elektryzującą nas opowieść, od której nie sposób się oderwać. W ręce każdego, kto zechce spędzić czas z „Rozdzielonymi”, do czego serdecznie zachęcam, trafi bowiem romans, z elementami erotyku, jak również, z czym nie spotykamy się zbyt często wątkami historycznymi. A chcąc jeszcze bardziej podsycić ciekawość, tych z was, którzy teraz czytacie moją recenzję, zdradzę, że warstwę historyczną powieści tworzą autentyczne przeżycia rodziny pisarki, które stały się impulsem do tego, aby ulec potrzebie serca i opisując je, ustrzec od zapomnienia.
Zacznijmy jednak od początku. Wraz z przystąpieniem do lektury książki przenosimy się do roku 1905 i poznajemy młodziutką siedemnastoletnią Anielę, za którą ktoś inny napisał początek nowego etapu w jej życiu. Na nieszczęście tej pięknej dziewczyny o bezkresnych niebieskich oczach, przyszło jej żyć w brutalnym i bezdusznym świecie, w którym kobiety nie miały głosu. To mężczyźni decydowali o ich losie. Nie pytali o zdanie, nie dawali wyboru. Za nią zdecydował ojciec, oddając ją bogatemu chłopu. Taki stan rzeczy spotkał się z gwałtownym sprzeciwem dwóch braci Anieli. Zdarzenie to zerwało więzi rodzinne, a decyzja dziewczyny, którą poznacie, czytając książkę, będąca jednocześnie aktem wielkiego poświęcenia na rzecz rodziców i braci, rozdzieliła rodzeństwo, któremu już nigdy niedane było się spotkać. Żyją jednak ich potomkowie. A wśród nich 90-letni nestor rodu potomków braci Anieli - John, który mając w pamięci pewną, uwierzcie mi chwytającą nas za serce, do dziś niewypełnioną obietnicę postanawia odnaleźć zaginioną część rodziny. Co, o czym musicie przekonać się sami, wywoła niezłą burzę i wiele zawirowań w dotychczas stabilnym i uporządkowanym życiu dwójki młodych ludzi.
Naprzeciw siebie stają bowiem Anna, która nieco wbrew sobie zgodnie z wolą swojej babci, dumnej wojowniczki Wiktorii towarzyszy jej w niespodziewanej dla całej rodziny podróży, która jest niejako odpowiedzią na zaskakujące wszystkich zaproszenie z okazji urodzin Johna. Kobieta jest architektem o artystycznej duszy, której największą pasją jest malarstwo. Jest niezależna, a na taki model życia długo pracowała. Konsekwentnie, z godną podziwu determinacją walczy o siebie i swoje marzenia, w których pragnie odnieść sukces jako malarka. Nie wie jednak jeszcze, że już niebawem jej świat straci swoją stabilność, a ona sama znajdzie się na życiowym rozdrożu, który będzie wymagał dokonania niełatwych wyborów i podjęcia decyzji, które mogą wywrócić jej świat do góry nogami.
A to wszystko za sprawą Jamesa, wnuka Johna, który nie przyjmuje swoich odnalezionych krewnych z otwartymi ramionami. Jest prawnikiem i pilnuje rodzinnych interesów. Nowo poznanej rodzinie zarzuca interesowność i chęć zagarnięcia nie swoich pieniędzy. Za nadrzędny cel obiera sobie, jak najszybsze pozbycie się z ich życia gości seniora. Wszystko zmienia się, gdy ten zawsze stanowczy, zimny, a momentami nawet oschły mężczyzna poznaje naszą Annę. Jak się możecie domyślać, tutaj rozpoczyna się wspomniany wątek romansowy, który obrazuje pełną sprzeczności walkę pomiędzy pragnieniami i namiętnością zakazanego uczucia a racjonalnym wyborem rozsądku.
To, co musi zostać tu powiedziane i zaznaczone, to fakt, że od momentu rozpoczęcia się wątków osadzonych we współczesności, które z kolei są wyłącznie fikcją literacką, akcja toczących się w książce wydarzeń dzieje się dwutorowo. Za sprawą retrospekcji cały czas towarzyszymy Anieli i jej rodzinie, by móc poznawać ich mocno przejmujące i wywołujące ogromne wzruszenie koleje losów. Ja nie byłam w stanie powstrzymać łez. Wszystko to, co dzieje się na płaszczyźnie historycznej fabuły książki skłania nas do głębokich przemyśleń dotyczących tego, jak jedna decyzja może zaważyć na życiu wielu pokoleń rodziny. W moim odczuciu w głównej mierze to właśnie wątki historyczne czynią tę powieść wyjątkową, wspaniale ją wzbogacając.
„Rozdzieleni” to mądra i refleksyjna opowieść o istocie poszukiwania własnych korzeni, własnej tożsamości, a także różnych obliczach miłości. Zarówno tej rodzinnej, w której to właśnie rodzina jest największą siłą, jak i tej między kobietą a mężczyzną. Namiętnej i gorącej, która, albo da nam szczęście i spełnienie, albo nas zniszczy. Często jednak, aby docenić wartość rodziny, musimy, coś w życiu przeżyć. To bagaż życiowych doświadczeń jest determinantem systematyzującym naszą piramidę życiowych wartości i priorytetów. Wie o tym doskonale John, którego pokochałam całym sercem. Jeśli tylko sięgniecie po książkę i zechcecie go poznać, to zapewne przyznacie mi rację, że James jest wielkim szczęściarzem, mając takiego wspaniałego dziadka. Dziadka, który prowadząc z nim bardzo ciekawe dyskusje bez podawania gotowych odpowiedzi, zmusza go do ważnych refleksji, z których my, czytający książkę również możemy, a nawet powinniśmy czerpać. Moją sympatię wzbudziła również postać Anny, której postawa i determinacja może być inspiracją godną naśladowania dla nas kobiet. Kobiet z pasją, które poza stabilnym życiem zawodowym mają również pasję i marzenia, do których realizacji uparcie dążą. Natomiast wielkie słowa uznania dla autorki należą się za kreację postaci Jamesa, który wzbudza w czytelniku mocno mieszane uczucia. Mimo to jest to postać tak bardzo wielowymiarowa i niejednoznaczna, że jego osoba jest dla nas zagadką. A gdzieś tam z tyłu głowy coś szepcze nam, że ten mężczyzna jeszcze nie powiedział nam o sobie wszystkiego.
Tutaj naprawdę wiele się dzieje, a niespodziewane zwroty akcji w połączeniu z dynamiką ich następowania czynią tę książę nieodkładalną. Czytamy ją z ogromnym zaangażowaniem, któremu towarzyszy szeroki wachlarz silnych emocji. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Zarówno miłośnicy powieści historycznych, jak również romansu i erotyku. Jednak zdecydowanie jest to propozycja książkowa dla dorosłego czytelnika. Nie tylko ze względu na sceny erotyczne, które, choć nie są mocno wyraziste, pobudzają zmysły i wyobraźnię, ale także ze względu na to, że aby dostrzec i docenić głębię i wartość tego wszystkiego, czym podzieliła się z nami autorka, przedstawiając perypetie rodzinne, do tej powieści trzeba dorosnąć emocjonalnie i wiedzieć, jak trudne, złożone i nieprzewidywalne bywa życie.
Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić was moi drodzy do przeczytania tego tytułu. Naprawdę warto. Iwona Feldmann włożyła w niego całe serce, co zdecydowanie czuje się podczas czytania. A także ogrom pracy, co zaowocowało tym, że ta piękna historia została zamknięta w równie pięknej oprawie graficznej, która przyciąga wzrok czytelnika i sprawia, iż nie da się przejść obok niej obojętnie. A kiedy już zaczniecie ją czytać, wciągnie was bez reszty i niepostrzeżenie dla siebie samych dotrzecie do ostatniego zdania zapisanego na jej kartach. Samo zakończenie sprawi natychmiast, że będziecie chcieli niezwłocznie sięgnąć po kontynuację. Bo ta książka jest tak samo zaskakująca, jak zaskakujące jest życie.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Krople czasu
Teraz kiedy rozpoczynamy lekturę „Córki Racheli” mamy już rok 1943, a do tamtego pamiętnego spotkania, kiedy wytworna i bogata dama w kapeluszu, która już niejednokrotnie wpływała na życie Apolonii, powierza jej swoją córkę, Pola wraca we wspomnieniach, gdyż wszelki ślad po kobiecie zaginął. Dziewczynka jest Żydówką, co w obliczu terroru panującego we wcielonej do Rzeszy Łodzi, w której w przeważającej części została osadzona fabuła książki, staje się śmiertelnym zagrożeniem nie tylko dla Ady, bo tak właśnie jej na imię, ale dla każdego, kto podejmie się tak karygodnego w oczach okupanta czynu, jakim jest ukrywanie żydowskiego dziecka. Śmiało można powiedzieć, że wszystko, o czym przeczytamy na kartach tej, co już teraz mogę wam zdradzić chwytającej za serce opowieści, jest zapisem okrutnych i nieludzkich działań niemieckich zmierzających do likwidacji wszelkich przejawów polskości, a także wprowadzeniu szeroko zakrojonych ograniczeń mających, najbardziej jak, to tylko możliwe utrudnić życie zarówno Polakom, jak i Żydom, którzy stali się ofiarami okrucieństwa nazistowskiego holokaustu. Pisarka dołożyła wszelkich starań, aby w mocno realistyczny i przemawiający do świadomości czytelnika sposób przedstawić realia tych trudnych i niepewnych czasów, a także ukazać wpływ wojennej rzeczywistości na ludzkie życie. I uwierzcie mi, z tym zapewne niełatwym zadaniem, poradziła sobie doskonale.
Oczywiście tło historyczne, odsłaniające najczarniejsze karty historii wzbogacone zostało o angażującą i wciągającą każdego, kto zechce spędzić czas z tą książką warstwę obyczajową, która jest pięknym świadectwem tego, że nawet najbardziej dotkliwe prześladowania w wielu ludziach żyjących w tych przerażających czasach nie były w stanie zabić przejawów człowieczeństwa. Dla Poli, która poświęciła swoje życie, by ratować to biedne, niczemu niewinne dziecko, jego bezpieczeństwo stało się priorytetem, za który być może przyjdzie jej zapłacić najwyższą cenę. To książka, która mimo trudnej tematyki daje nadzieję na lepszą przyszłość, jaka nigdy nie zgasła w sercu Poli, którą podtrzymuje również u swojej podopiecznej. A nadziei nigdy nie zabrakło, gdyż jak się przekonacie czytając książkę, choć w kontekście strachu, wszechobecnego reżimu i niepewnej przyszłości jutra, zapewne zabrzmi to wręcz niedorzecznie, to bez wątpienia można powiedzieć, że Pola jest wielką szczęściarą. A to dlatego, że ma blisko siebie przyjaciół, którym może ufać bezgranicznie. A zaufanie w czasach, kiedy nigdy do końca nie można było być pewnym, kto jest przyjacielem i przy kim można było czuć się bezpiecznym, było jedną z największych wartości.
Bo to jest także powieść o wyjątkowej wieloletniej przyjaźni grupy przyjaciół, którzy są dla siebie, jak rodzina. Wiele już wspólnie przeżyli i razem przeszli przez wiele nieszczęść. Teraz są dla siebie wsparciem i siłą, która nie pozwala się poddać, kiedy przychodzi niemoc i zwątpienie. To przykład przyjaźni gotowej do największej ofiarności, by pomóc sobie wzajemnie i być dla siebie największym oparciem. W książce odnajdziemy wiele życiowej mądrości, która ma ponadczasowy wymiar i skłoni nas do głębokich refleksji także na płaszczyźnie obecnego życia. Bo choć czasy i okoliczności, w których żyjemy się zmieniają to pewne wartości pozostają niezmienne. A jedną z nich jest fakt, że człowiek bez drugiego człowieka nie jest w stanie przetrwać, kiedy przychodzą naprawdę trudne czasy. A obok przyjaźni nieustannie płonie iskierka nadziei i optymizmu, która pozwala wierzyć w rychłe zakończenie wojny. A z optymizmem w przyszłość pozwala patrzeć między innymi miłość, która rodzi się w sercach naszych bohaterów mimo wszelkich przeciwności losu. To właśnie miłość dodaje odwagi i determinacji do tego, aby snuć plany u boku ukochanej osoby i wierzyć, że na polskim niebie zaświeci jeszcze słońce.
To, co warto zaznaczyć i na co warto zwrócić uwagę podczas czytania książki to wspaniale ukazane w niej różnorodne postawy ludzi, które są dla nas cenną płaszczyzną do przemyśleń. Jestem przekonana, że będą w książce takie postacie, które w pierwszej chwili wielu z was oceni bardzo surowo. Zanim jednak kogokolwiek poddamy takiej ocenie, pamiętajmy o kilku ważnych aspektach. Po pierwsze nigdy nie wiemy, jak sami zachowalibyśmy się będąc w tak trudnym położeniu, gdzie stawką jest nasze życie. Pamiętajmy, że człowiek czujący zagrożenie zrobi wszystko, by przetrwać i ujść z życiem. Ponadto w książce pada bardzo ważne i prawdziwe stwierdzenie, iż to nie ludzie są źli, a system, który wmawia im swoje idee. W tym przypadku ideę czystości rasy. A co za tym idzie autorka przypomina nam, że tak, jak w każdym narodzie nie wszyscy jesteśmy dobrzy i nie wszyscy jesteśmy źli, tak samo w niemieckim były też jednostki, które były dobre. Ludzie którzy, mimo że należeli do narodu okupanta, wykazywali wobec nas Polaków, czy też narodu żydowskiego chęć niesienia pomocy.
Jak widzicie, mimo że Łódź nie ucierpiała podczas wojny architektonicznie, to jej mieszkańcom było wówczas naprawdę ciężko. Jednak zostawmy na chwilę to miasto, gdyż jak wspomniałam na wstępie recenzji, jest również moment w biegu wydarzeń, opisany w książce, kiedy przenosimy się w inne miejsce. Otóż wstrząsająca sytuacja, która nawiasem mówiąc, sprawia, że serce czytelnika zamiera na dłuższą chwilę jest niejako następstwem tego, że przenosimy się na wieś, a tym samym możemy przyjrzeć się, jak wojna była odczuwana właśnie tam. O tym jednak musicie przeczytać już sami.
„Córka Racheli” to bardzo emocjonalna powieść historyczna ukazująca mocno autentyczny i przejmujący obraz życia ludzi będących pionkami w nieludzkiej grze o władze i wyższość tych, dla których życie ludzkie nie ma żadnej wartości. To także zapadająca głęboko w serce historia pokazująca to, jak wojna niespodziewanie plącze ludzkie losy. Jak bardzo duży wpływ na nasze życie mają osoby, które spotykamy, sytuacje, w których się znajdujemy, czy też decyzje, jakie podejmujemy. To jedna z tych książek, w którą autorka włożyła nie tylko ogrom pracy merytorycznej, ale także całe serce. Dzięki temu my również sercem ją odbieramy. Jej bohaterowie stają nam się niezwykle bliscy. Drżymy o ich bezpieczeństwo, ale też cieszymy się ich radością, której źródłem jest wyjątkowa przyjaźń i piękna miłość, dająca, choć chwilowe ukojenie i spokój, który okupacja, ból i strach im zabrała. O tej książce chce się pisać bez końca, ale jednocześnie ma się świadomość, że niezależnie tego, co o niej napiszemy, nie uda nam się w pełni ukazać jej ogromnej wartości. Ją trzeba po prostu przeczytać, aby niemalże na własnej skórze poczuć to wszystko, o czym pisze i co chce nam przekazać Anna Stryjewska. Ta powieść zostawia nas z pięknym ponadczasowym przesłaniem, którego istotę stanowi wartość obecności drugiego człowieka, kiedy zawładnie nami niepewność i zwątpienie. Przez wszystko, co trudne łatwiej jest przejść, jeśli mamy w swoim życiu życzliwe nam osoby, które będą ciągnęły nas w górę, kiedy nam samym jest zbyt ciężko przejść przez próby, na jakie wystawia nas życie.
Książka ta wzruszyła mnie do łez i wzbudziła ogromną wdzięczność dla ludzi, którzy tworzyli bolesną historię ludzkich wyrzeczeń, dramatów, rozpaczy, lęku i poświęceń. Którzy musieli przejść przez piekło, abyśmy my mogli żyć tak, jak żyjemy. Nasza przeszłość nas kształtuje, dlatego powinniśmy czytać takie książki, jak właśnie ta powieść, abyśmy mogli wyciągnąć cenną lekcję z kart historii i ustrzec się powielania błędów, wzbudzających nasze obawy, że niestety historia może się powtórzyć.
[Materiał reklamowy] Autorka Anna Stryjewska
https://www.facebook.com/share/1KCMX31N9x/
Gdyby ktoś z was chciał złożyć swoje zamówienie u Ewy, gorąco polecam i zachęcam. Do każdego zamówienia Ewa podchodzi bardzo indywidualnie, dzięki czemu możemy zgłaszać swoje propozycje wzorów. Nadmienię tylko, że nie jest to współpraca reklamowa. Wszystkie te rzeczy kupiłam sama. A polecam je wam, gdyż lubię wspierać ludzi z pasją, którzy z sercem podchodzą do tego, co robią.
(Zakup własny)
Ja oczywiście, o książce opowiem wam nieco więcej już wkrótce, a teraz zobaczcie, co pisze wydawnictwo.
„Córka Racheli” to przejmująca, naszpikowana emocjami opowieść o odnajdywaniu siebie w obliczu największych tragedii, a także determinacji w walce o ludzkie życie.
Miasto zostaje wcielone do Rzeszy i przemianowane na Litzmannstadt. Łódź staje się tak zwanym Krajem Warty. Niemcy likwidują wszelkie symbole polskości, burzą pomniki, zmieniają nazwy ulic i wprowadzają terror. Masowo wysiedlają ludzi, germanizują i wprowadzają godzinę policyjną. W Radogoszczu zakładają więzienie polityczne, a w lasach lućmierskich dokonują potwornych zbrodni na łódzkiej inteligencji. Mieszkańcy miasta żyją w permanentnym strachu o życie swoje i bliskich. Za najmniejsze uchybienie grozi surowa kara, a nawet śmierć.
W tym okrutnym świecie wraz ze swoimi przyjaciółmi żyje Apolonia i powierzone jej na początku wojny, żydowskie dziecko. Z pomocą Marcela próbuje ustalić, co stało się z panią Weissową, ale okazuje się, że wszystkie ślady prowadzą donikąd. Poszukiwania ściągają niepotrzebną uwagę i pewnej nocy, do kamienicy, w której mieszka wdowa po Chrynieckim, wpada gestapo. Ta sytuacja, która przez przypadek kończy się dla domowników szczęśliwie, wymusza poważne decyzje. Postanawiają ukryć córkę Racheli i wszelkimi sposobami próbują dostać się na wieś.
Jak skończy się ta ucieczka i walka o przetrwanie? Co przyniesie bohaterom koniec wojny i początek nowego ładu? Jak potoczą się dalsze losy Apolonii Chrynieckiej i jej przyjaciół?
To nie koniec niespodzianek, gdyż przygotowałam również krótki fragment, który mam nadzieję, zachęci was jeszcze bardziej do sięgnięcia po tę książkową perełkę.
*****
– To co, Hanuś? – Mężczyzna wyciągnął spracowaną rękę i nieśmiało dotknął palców wybranki. – Zgadzasz się? – I nie czekając, co kobieta odpowie, dodał szybko: – Będzie nam dobrze razem, zobaczysz. Ja się roboty nie boję, ty też nie. Połączymy dwie gospodarki, kupimy jeszcze jedną krowę, będziemy sprzedawać mleko, robić sery… Zobaczysz.
– No, skoro tak… – bąknęła zawstydzona, odwracając co chwila wzrok. – To niech Wojciech przyjdzie w te święta. Wygalantuje się trochę, ogoli, ostrzyże… – wyliczała, jakby od tego zależało jej przyszłe szczęście. – No, i ja spróbuję coś przygotować. Napijemy się bimberku… – Mówiąc to, łypnęła zalotnie w jego stronę. Mężczyzna cmoknął ukontentowany, wywrócił z wraże nia oczami, po czym klepnął dziarsko w udo. – Załatwione, będzie wszystko tak, jak sobie życzysz! Mania z Helką popatrzyły jedna na drugą i wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Zapowiadały się wielkie zmiany w tym domu. Czy na lepsze, dopiero miało się okazać. W tym momencie drzwi chałupy rozwarły się z hukiem i w progu stanął zapłakany, roztrzęsiony syn wdowy po Franku.
– Kra, kra pękła… – wydukał. – Ona tam wpadła, a Józzzek ją ra… ra… tuje!
– Kto? – Helka zbladła w sekundzie i zerwała się od stołu. Podświadomie czuła, że chodzi o Adę.
– Ada! – wychrypiał. – Chodźcie tam, nad staw, szyb ko! – zawołał, dusząc się z przejęcia własnym oddechem.
– Który staw? Ten za chałupą? – spytał Wojtek, zapominając w sekundzie o miło mijającym czasie i wizji wspólnych lat z Hanką. – Szybko, szybko! – ponaglał, narzucając na siebie kożuch i wsadzając niezdarnie stopy w wielkie gumiaki. Wybiegł na podwórze i chwycił za drabinę, która stała podparta przy komorze. Wielki był jak tur, toteż ujął ją pod pachę niczym draskę i ruszył z impetem za chłopcem. Kobiety narzuciły na siebie, co popadło, i lamentując, wybiegły za nimi. Nad sadzawkę nie było daleko, jakieś trzysta metrów wydeptaną przez dzieciaki ścieżką. Śnieg, który obielił długie pola, oszronił drzewa i dachy budynków, skrzypiał teraz pod ich nogami za każdym kolejnym krokiem.
Książkę możecie czytać i słuchać już teraz na platformie Legimi.
Do lektury zapraszają serdecznie Autorka, Wydawnictwo Skarpa Warszawska oraz Blog Kocie czytanie
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska,
Zanim jednak skupimy się na samej powieści, nadmienię tylko, że przed jej lekturą warto jest sięgnąć po dwie inne książki autorki tj. „Zaklętą w ciszy” oraz „Zagubionego w mroku”, gdyż ich akcja toczy się bezpośrednio przed napisaniem tej książki i co się z tym wiąże spotkamy tutaj ich bohaterów, a co najważniejsze wyjaśnią nam one okoliczności pewnych wydarzeń będących niejako punktem wyjścia do tego, co tym razem przygotowała dla nas pisarka.
Ci z was, którzy znają już wspomniane tytuły wiedzą że każdy z nich jest poświęcony jednemu z trzech synów zmarłego już hrabiego Foglara, który nawet zza grobu zdaje się mieć wpływ na życie swoich dzieci. W tej odsłonie perypetii braci nasza uwaga została skupiona na najmłodszym z nich Oskarze. Biorąc książkę do ręki wyruszamy w podróż w czasie i trafiamy do Anglii XIX wieku, między innymi po to, aby poznając bliżej głównego bohatera oraz odebrać bardzo cenną życiową i jak się przekonacie ponadczasową lekcję. Lekcję, która uświadomi nam, jak łatwo jest ulec pozorom i bardzo mylnie ocenić drugiego człowieka.
Oskar jest mężczyzną przez tamtejsze kręgi arystokracji uznawanym za bawidamka i lekkoducha. Rozrywkowego i optymistycznie nastawionego do życia. On sam nie stara się, by zmieniono o nim zdanie, gdyż tylko on wie, że taka postawa stała się dla niego sposobem na to, by zagłuszyć po dziś dzień trawiące jego serce i duszę cierpienie, a także niejako ochroną przed ponownym zranieniem. Przed kilkoma laty doświadczył bowiem największego bólu, jakim jest porzucenie przez ukochaną kobietę, z którą pragnął połączyć się na zawsze. Dziś, w momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w życie Oskara wydawać by się mogło, że zdołał poradzić sobie z trudnymi przeżyciami przeszłości, ale czy tak jest w istocie? Choć jeszcze tego nie wie, już wkrótce stanie twarzą w twarz z kobietą, która nie tylko wzbudzała w nim gorące uczucia, ale była również jego najlepszą przyjaciółką. Bo ta miłość zrodziła się z przyjaźni.
Nasz bohater jest przyszłym dziedzicem majątku swojej ciotki i babki, dlatego to właśnie on stara się odnaleźć zaginione klejnoty ciotki. Wspólnie z nim trafiamy do biura detektywistycznego, które zajmuje się rozwiązaniem tej sprawy. Ku zdumieniu Oskara, zamiast jak miał to w zamiarze spotkać się z hrabią Sinclairem, któremu powierzono rozwikłanie zagadki kryminalnej, spotyka jego córkę. To właśnie ona zraniła go pozostawiając w jego sercu zadrę, która tkwi tam po dziś dzień. Genevieve, bo tak właśnie jej na imię, porzuciła go z wieloma pytaniami bez odpowiedzi. A najważniejsze z nich to „Dlaczego?”. Przypadek, a może przeznaczenie ponownie splata ich losy. Koniecznie spędźcie swój wolny czas z tą wciągającą i zajmującą historią, by przekonać się, czy ta dwójka znajdzie w sobie odwagę na to, na co kiedyś jej zabrakło. Na szczerość i powrót do bolesnej przeszłości.
Dla wielu osób rodzina jest najważniejszą wartością w życiu. Tak też czuje Genevieve. To właśnie dla niej sześć lat temu, o czym jej były narzeczony nie ma najmniejszego pojęcia, złożyła swoją miłość na ołtarzu poświęcenia. Powinność wobec najbliższych oraz przeświadczenie, że tylko ona może chronić dwie ukochane siostry sprawiła, że choć nauczyła się żyć z demonami przeszłości, to w jej sercu dawne uczucia, choć do tej pory uśpione, są ciągle żywe. Nie trudno się domyślić, że teraz uczucia naszej dwójki odżyją ze zdwojoną siłą, jednak będą one dawały o sobie znać w tle, gdyż na pierwszy plan wysunie się wspomniana sprawa skradzionych klejnotów, a ściślej rzecz ujmując broszek. Oboje mocno angażują się w ich odnalezienie. Jednak, czego Oskar nie ma świadomości, dla jego ukochanej zaangażowanie w to zlecenie nie ma wyłącznie wymiaru służbowego, a bardzo ważny charakter osobisty. A wszystko przez pewną legendę z nimi związaną, której znajomość wzbudza niezdrową ciekawość złych ludzi, którzy dla własnych korzyści są w stanie posunąć się do naprawdę niecnych czynów. Teraz w jej rękach leży bezpieczeństwo, zdrowie, a może nawet życie kogoś, kogo kocha najmocniej. Dlatego, to ona pierwsza musi znaleźć, to co, jak się okazuje pragnie posiadać wiele osób. Rozpoczyna się pełen niebezpieczeństw i niespodziewanych zwrotów akcji wyścig z czasem.
Jestem pełna podziwu i uznania dla pomysłowości i kreatywności autorki w kreowaniu fabuły pisanych przez siebie książek. Tutaj nic nie dzieje się bez powodu, a to, co wydaje się być sentymentalną błyskotką staje się częścią czegoś większego, co prowadzi do wielu zwrotów akcji i niezapomnianych przygód, które splatając się ze sobą tworzą logiczną opowieść, od której nie sposób się oderwać. A kiedy dotrzemy do ostatniego zapisanego w książce zdania, odkładamy ją z poczuciem, że przeczytaliśmy naprawdę wartościową książkę, która jest zdecydowanie, czymś więcej niż romansem historycznym. Takie poczucie rodzi się w nas na skutek refleksji i przemyśleń, do których skłania nas wszystko, o czym przeczytamy w książce.
I tutaj dochodzimy do aspektów poruszanych w książce, które spowodowały, że jestem wdzięczna, za to, iż moje wspomniane na początku recenzji marzenie nigdy się nie spełni. Otóż autorka kreując koleje losów swoich bohaterów (nie tylko głównych) doskonale ukazała wpływ realiów tamtych czasów na człowieka, uświadamiając nam jak silnie niszcząca dla wielu okazywała się ograniczająca ich sieć konwenansów i niepisanych zasad wówczas obowiązujących. Jak się przekonacie czytając książkę, nie wszyscy byli w stanie im sprostać i udźwignąć ich ciężar, co bywało, że skutkowało tragedią. Jest jeszcze jeden powód, który bardzo mocno uderzył we mnie samą. Otóż zapewne niektórzy z was wiedzą, że jestem osobą niepełnosprawną. I gdyby przyszło mi żyć w czasach, do których wehikułem są „Zaplątani w konwenanse” na pewno nigdy nie byłabym panienką na salonach, gdyż od urodzenia byłabym izolowana od społeczeństwa, które nie akceptowało chorych dzieci. Dzięki Bogu, że tamte czasy minęły i oby nigdy nie wróciły.
Jak widzicie, w książce naprawdę wiele się dzieje, co sprawia, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Występujące w książce połączenie kilku gatunków sprawi, że zapewni ona satysfakcję czytelniczą zarówno wielbicielom romansu, w którym namiętność i pożądanie walczy z podszeptami sumienia i zdrowego rozsądku. Jak również pasjonatom przygód i kryminału, w którym życie ludzkie jest zagrożone. Po przeczytaniu tej powieści możemy także wynieść cenne przesłanie dla siebie na czasy współczesne. Takie, które warto wziąć sobie do serca. Po pierwsze nie oceniajmy ludzi tylko po ich powierzchowności i zachowaniach łatwo dostrzegalnych. Nawet ktoś, kto jest zły i w naszych oczach godny potępienia, jeśli tylko poznalibyśmy jego życiową historię, może okazać się osobą, zmagającą się z wielkim cierpieniem, tam, gdzie ludzkie oczy nie są w stanie dotrzeć.
Ponadto Urszula Gajdowska zwraca naszą uwagę na istotę poświęcania się dla innych. Nie ulega wątpliwości, że poświęcenie jest czynem niezwykle szlachetnym, ale zanim się nim wobec kogokolwiek wykażemy, nawet jeśli jest to, ktoś nam bardzo bliski, warto upewnić się, czy na pewno jest ono konieczne, bowiem taki czyn może nadać naszemu życiu zupełnie inny kierunek, w którym stracimy naprawdę wiele, a naszą codzienność wypełni pustka i tęsknota za tym, co utracone. A perspektywa czasu może pokazać nam, że można było owego poświęcenia uniknąć.
Oskar i Genevieve dostali drugą szansę na szczęście, sprawdźcie koniecznie, czy będą mieli odwagę, by jeszcze raz wejść do tej samej rzeki i tym razem zawalczyć o siebie. Nie muszę już chyba pisać, że gorąco polecam wszystkim tę angażującą od pierwszej do ostatniej strony książkę, w której poważna tematyka przeplata się ze świetnym humorem i kąśliwymi przepychankami słownymi. W tej romantycznej relacji sprawa się powiedzenie: „Kto się lubi, ten się czubi”.
[Materiał reklamowy] Autorka Urszula Gajdowska
OPIS WYDAWCY - skrócony
W 1905 roku siedemnastoletnia Aniela decyduje się pozostać w rodzinnej miejscowości, podczas gdy jej dwaj bracia emigrują za ocean. Mimo obietnic, że wrócą po nią, rodzeństwo już nigdy się nie spotyka.
Co by się jednak stało, gdyby po stu piętnastu latach ich potomkowie się odnaleźli?
Czasy współczesne, Polska, Tarnowskie Góry.
Anna mieszka na Śląsku i pracuje jako architektka, choć całą swoją pasję i czas poświęca malarstwu. Jej największym marzeniem jest wernisaż w jednej z europejskich stolic. Za namową babci wyjeżdża do Londynu, aby poznać zaginioną przed laty rodzinę, na urodzinach Johna Huntera, nestora rodu. Anna nie wie, że ta podróż marzeń stanie się jednym z największych wyzwań w jej życiu.
Czasy współczesne, Wielka Brytania, Londyn.
James, wnuk Johna i zarządca rodzinnej firmy, jest uznanym prawnikiem. Wieść o przyjeździe krewnych z Polski budzi w nim nieufność. Przekonany, że chcą wyłudzić pieniądze, robi wszystko, by ich zdemaskować. Nie spodziewa się jednak, że poznana przypadkiem kobieta o zdumiewająco niebieskich oczach wywróci jego świat do góry nogami. Kiedy nadejdzie okazja do zemsty – czy wciąż będzie jej pragnął?
Pełna emocji historia o zjednoczeniu rodzin, która zachwyci czytelników. A przede wszystkim – elektryzujący romans, który na długo pozostaje w pamięci!
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie przygotowała dla was niespodzianki, która na pewno jeszcze bardziej utwierdzi was w przekonaniu, że warto poznać tę zajmującą historię, którą skrywają karty książki. A będzie to krótki cytat.
***
– Anna, słoneczko! – Usłyszała radosny głos babci Wiktorii. – Nareszcie jesteś!
Babcia była elegancką i bystrą kobietą. Jak na swój wiek bardzo sprawna fizycznie i chętnie do wszystkiego się wtrącała. W tej chwili sięgała Annie niewiele ponad ramiona, ale wytrwale rządziła rodziną. Za miesiąc z hakiem miała skończyć osiemdziesiąt dwa lata, a jej włosy nadal były w większości prawie czarne, przeplatane tylko w niewielkim stopniu siwymi pasemkami. Miała niebieskie oczy, a na ustach obowiązkową ciemnoczerwoną szminkę, którą rozcierała delikatnie palcem, aby wyglądały naturalnie. Prezentowała się jak zwykle rewelacyjnie. Ubrana była w jedną ze swoich bluzeczek w błękitne wzory i w ciemnopopielatą spódnicę.
– Obiecałam, to jestem – odparła Anna i ucałowała po kolei najpierw babcię, potem swoją mamę, ciocię Zosię i wujostwo.
Do pokoju weszła pozostała część kuzynostwa, ale trzymali się lewej strony izby, aby nie robić tłoku. Anna na co dzień nie miała styczności z całą rodziną i nie bardzo przepadała za takimi naradami, ale gdy już tu była, lubiła wdychać atmosferę domu babci. Wszystko tu przypominało jej szczęśliwe lata dziecięcej beztroski, zabawy i wakacje. Głośne, radosne szczebiotanie i ekscytujący śmiech dochodzący ze wszystkich kątów ogródka. W takich chwilach brakowało tylko Julii. Anna zmarkotniała na wspomnienie swojej starszej siostry, ale szybko pozbierała myśli i uśmiechnęła się smutno.
– Nad czym tak debatujecie? – zapytała, ogarniając wzrokiem cały pokój i siadając obok swojej mamy na krześle przy stole. – Podobno miała być jakaś narada?
– Miała być i już była – wtrącił wujek Julek, jak na swój wiek szczupły i przystojny. Po jego minie Anna wnioskowała, że rozmowy nie potoczyły się po jego myśli.
– To niepotrzebnie przyjechałam taki kawał – westchnęła, przesuwając wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych. – Skoro już wszystko załatwiliście…
– Nic nie załatwiliśmy – podkreślił twardo wujek. W jego głosie było czuć lekką irytację.
„Pewnie coś mu się bardzo nie spodobało” – stwierdziła w myślach. Jemu i ciotce Heli zawsze się wydawało, że więcej mogą i więcej im się należy, bo mają dobrze prosperującą firmę i są bogatsi niż cała pozostała rodzina.
– O co właściwie chodzi? – zapytała Anna, rozkładając ręce. – Czy nikt mi nie zdradzi tematu dyskusji? – Rozejrzała się po zgromadzonych, najdłużej zatrzymując wzrok na swojej matce, która była uśmiechnięta i zadowolona.
– Zobaczysz – szepnęła rozbawiona.
Kuzynostwo milczało, aby nie narazić się na krytykę. Ciotka Hela zwinęła usta w dzióbek, dając wszystkim znać, że czuje się urażona, a wujek przygładzał zawzięcie swoją ciemną czuprynę.
– Spotkaliśmy się tutaj, bo babcia dostała zaproszenie – powiedziała w końcu Maria, matka Anny.
– O, to wspaniale! – ucieszyła się, chociaż nie do końca była pewna, czy powinna się cieszyć, skoro reszta rodziny miała grobowe miny. – Co to za zaproszenie? – dopytała, zwracając się do babci.
Babcia i rodzina chwilę milczeli.
– Aniu – zaczęła w końcu ciotka Zosia, siostra jej matki, siedząca również z nimi przy dużym stole. – Nie wiem, czy ci mamusia mówiła – zaczęła tak, jakby Anna miała sześć lat, a nie dwadzieścia sześć i nadal była małą dziewczynką. – Ale mieliśmy w rodzinie pewną babcię.
– Chyba każdy ma jakąś babcię – wtrąciła szybko Anna, aby skrócić wypowiedź cioci Zosi.
– Tak, oczywiście, ale nie wiem, czy mamusia ci mówiła, bo ja moim dzieciom zawsze opowiadałam rodzinne historie… – ciągnęła swoje wywody, wpatrując się wytrwale w Annę. – I mówiłam im, że mieliśmy w rodzinie taką babcię Anielę.
– A, babka Aniela! – odparła Anna. Kto w ich rodzinie o niej nie słyszał? – Była babcią babci Wiktorii! – dorzuciła szybko.
Co wiedziała o Anieli? Była piękna, dobra i miała najcudowniejsze oczy, jakie kiedykolwiek babcia Wiktoria widziała. Pozostało po niej dobre słowo, wspomnienie oraz kolczyki, które przechowywano w rodzinie, i parę starych, sfatygowanych zdjęć. Niewiele, ale ten okruszek z przeszłości był gdzieś w ich myślach. Może zapomniany i nieistotny, ale obecny.
– Tak – podkreśliła ciocia Zosia. – Aniela była babcią mojej mamy, czyli naszym przodkiem.
– Amen – podsumował Kacper, nie mogąc znieść sposobu mówienia ciotki.
Babcia Wiktoria pogroziła Kacprowi palcem.
– Skończ – poleciła.
Anna wpatrywała się w babcię i jej córki, za plecami szeptała męska część kuzynostwa. Pewnie nabijali się z niej, że musiała od początku słuchać tych bajek, opowiadanych ustami ciotki Zosi. Nie rozumiała natomiast jednej rzeczy, więc dopytała:
– Wyjaśnijcie mi tylko jedno. – Skupiła wzrok na babci, jako adresatce swego pytania. Nie chciała, aby ciotka Zosia znowu jej coś wyjaśniała. – Co wspólnego ma jakieś zaproszenie z legendarną babcią, a właściwie… – Tu szybko przeliczyła. – Moją praprababcią. Czyżby ożyła?
W jednej chwili zgromadzeni krewni parsknęli śmiechem. Brat i kuzyni prawie się popłakali, a wujek Julek nie potrafił się uspokoić. Jedną ręką trzymał się za brzuch, drugą ukradkowo ocierał łzy. Nawet jej mama i babcia śmiały się uroczo.
Anna tymczasem wstała i sięgnęła po szklankę do kredensu i nalała sobie kompotu z białego metalowego dzbanka w kropki. U babci zawsze był kompot. Napiła się, dając towarzystwu chwilę wytchnienia.
Babcia odchrząknęła i uciszyła wszystkich.
– Niestety, Aniela nie ożyła – stwierdziła z dziwną nutką sentymentu w głosie, jakby sobie ją przypomniała i właśnie wspominała tamte czasy.
Anna przez chwilę wpatrywała się w babcię Wiktorię. Jej szaroniebieskie oczy, na moment przesłonięte mgiełką, zdawały się wędrować daleko poza miejsce, w którym wszyscy się znajdowali. Widocznie wspomnienie Anieli budziło w Wiktorii dawne obrazy. Jakie one były? Postanowiła, że gdy tylko zdarzy się okazja, wypyta babcię o jej dzieciństwo i o wszystko, co pamięta z tamtych czasów. Anna doskonale pamiętała, gdzie na pobliskim cmentarzu jest grób babki Anieli. Może jest tam tylko niewielka, mało widoczna tabliczka z jej imieniem, nazwiskiem i datą urodzin. Pamiętała, że lata temu ich daleka krewna zamówiła nowy pomnik i chciała zlikwidować tabliczkę, ale po namyśle stwierdziła, że ją zostawi. To była ich przeszłość, ich rodowód i symbol jedności rodziny.
Babcia nagle otrząsnęła się z chwilowego transu i spokojnie powiedziała:
– Wiesz, Anno, tak sobie myślę, że w pewnym sensie można powiedzieć, że Aniela ożyła.
Anna uniosła brwi. Ona i jeszcze parę osób zdziwiło się.
– Co chcesz przez to powiedzieć, babciu? – dopytywała.
– Co chcę powiedzieć? – zawtórowała jej Wiktoria i z zastanowieniem spojrzała w oczy wnuczki. – Pamiętasz może, że jej bracia wyjechali do Ameryki?
Tak, coś tam pamiętała, ale były to tak odległe czasy i mieli tak skąpe informacje na ten temat, że traktowali je jak jakieś baśnie lub podania, niekoniecznie zgodne z prawdą. Luźno rzucone słowa bez znaczenia, ciekawostka rodzinna, być może bez pokrycia, przekazywana przez lata z ust do ust.
– To byli bracia Anieli czy bracia twojego męża, babciu? – dopytała Anna, bo pewne rodzinne koneksje trochę się jej pogmatwały.
– Zdecydowanie bracia Anieli – podkreśliła babcia.
– Pamiętam – szepnęła Anna, próbując sobie coś przypomnieć. Wyjechali, nie chcieli zabrać Anieli i już nigdy nie wrócili. Nikt ich nie szukał, zapomnieli o swojej siostrze. Może żyli gdzieś tam, w wielkim świecie, a ich potomkowie, tak jak oni, wspominali rodzinne historie. Może, jak Anna, niewiele już pamiętali. Czas i zawierucha wojenna zatarły wspomnienia i zniszczyły pamiątki. Ich drogi rozeszły się na wieki.
– Otóż… – zaczęła babcia Wiktoria, delikatnie kołysząc się w tył i w przód na swoim krzesełku. – Odnalazła się nasza zaginiona część rodziny – oznajmiła z dumą. – Potomkowie braci Anieli odnaleźli nas. Wynajęli firmę detektywistyczną i potwierdzili już na podstawie badań genetycznych, że jesteśmy spokrewnieni. Nestor ich rodu, John Hunter, zaprosił nas do siebie na swoje dziewięćdziesiąte urodziny.
– O! To wspaniale! – wykrzyknęła z radością Anna.
Zawsze jej się wydawało, że jej rodzina jest związana z tą ziemią. Tu się wychowali, tu żyli od pokoleń. Babcia Wiktoria, jej rodzeństwo, a potem ich dzieci i wnuki – wszyscy pozostali w tej samej okolicy, tworząc taką enklawę luźnej wspólnoty. Miejsce, gdzie wszyscy sąsiedzi się znali i tworzyli jedną wielką rodzinę. Informacja, że gdzieś daleko istnieje gałąź ich rodu, która postanowiła ich odnaleźć, wywołała w Annie mieszankę radości i zdziwienia. Poczuła, jakby nagle ktoś przerzucił wielki most do nowej krainy nad morzem zapomnienia.
– Co „wspaniale”?! – oburzył się wuj Julek, wyrywając ją z rozmyślań, gdy w jej głowie układały się już całe obrazy i historie. Miała duszę artystki i od razu jej wyobraźnia brała górę, a mózg szafował barwami i scenami. – Trzeba tam będzie jechać! To kosztuje – oponował głośno wujek, jakby nie miał złamanego grosza i na nic nie było go stać. – I kto niby tam pojedzie? – zapytał ze złością i jakoś dziwnie machnął ręką.
– Wcale nie trzeba jechać! – zawtórowała mu jego siostra, ciocia Zosia. – Szkoda pieniędzy na coś takiego. Po co jeździć na takie wycieczki?
– Jakie „szkoda pieniędzy”!? – żachnęła się babcia Wiktoria. – Przecież dostaliśmy zaproszenie i bilety. Pierwsze dwa są opłacone. Kwatery i wyżywienie mamy zapewnione w ich domu, a wy się martwicie o pieniądze. Dwa następne bilety lotnicze też są już przez nich zapłacone. Może są z noclegami tylko na trzy dni, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. To oni ponieśli koszty, a wy się martwicie o pieniądze? – oburzyła się i dodała: – Wstyd!
– A kieszonkowe? – zagadnęła ciotka Zosia, jakby zrobiła wielkie odkrycie, o którym powinna poinformować całą rodzinę. – Nie każdego na to stać!
Anna uniosła brew.
– Już nie przesadzaj, mamo – wtrącił się Sambor, syn cioci Zosi. – Przecież masz pieniądze.
– Ale nie po to, aby je wydawać!
– Na ile dni są te pierwsze dwa bilety? – zapytała z ciekawości Anna, aby przerwać nieprzyjemną wymianę zdań między ciotką i jej synem. Uratowała Sama i puściła do niego oko. Kuzyn zorientowawszy się, o co chodzi, uśmiechnął się tylko z zadowoleniem.
– Na dziesięć dni – odparła jej matka.
– Fajnie, ktoś się dobrze zabawi – wtrąciła Anna.
„Opłacone bilety z zakwaterowaniem i wyżywieniem to jak wielki prezent” – pomyślała. Ktoś miał gest i robił to tylko po to, aby poznać rodzinę tak daleką, że śladu po pokrewieństwie prawie już nie było.
– Tak, Anno, ktoś się dobrze zabawi – odparła babcia. – W pierwszej turze lecimy razem, ty i ja – oświadczyła. Aby podkreślić to, co powiedziała, wskazała palcem na siebie i na nią.
– Nie, babciu, ja nigdzie nie lecę – zakomunikowała odruchowo Anna.
Miała przecież swoją nową, upragnioną pracę. Trzy miesiące temu dostała umowę, wprawdzie na pół etatu, ale to wystarczało, aby dobrze zarobić i mieć czas na swoje hobby. Była architektem. Mogła spokojnie pracować nad zleconymi projektami w biurze projektowym w Katowicach lub w domu, a potem oddawać się swojej pasji. Malowała i prowadziła własne strony internetowe, ale nie była to łatwa praca.
Babcia napiła się herbaty, która stała przed nią na stole i pewnie już ostygła.
– Ależ oczywiście, że lecisz ze mną do Londynu, Anno – powiedziała zdecydowanie.
Wnuczka nie zaprotestowała. Zamarła. Powolny wdech, uderzenie serca. Wydech.
– Do Londynu? – zapytała zdziwiona. – Przecież bracia babki Anieli wyemigrowali za ocean.
– Ja też do niedawna byłam o tym przekonana – odparła babcia. – Tak nam mówiono. Takie szczegóły zapamiętaliśmy z dzieciństwa.
– Właśnie, do Londynu! – wtrąciła się Helenka. – Nadal nie rozumiem, dlaczego nie może z mamą jechać moja córka, Jaga, przecież ona też nieraz była już w Londynie, tak jak Anna.
– Pozwól, że ci wyjaśnię po raz któryś dzisiaj – odezwała się spokojnie babcia Wiktoria, odwracając się w stronę Heli. – Jaga nie umie zadbać o swojego psa, więc na pewno nie zadba o mnie. Ja zabieram Annę, bo jej ufam, a Jaga niech zainteresuje się studiami, aby znowu nie musiała we wrześniu poprawiać egzaminów – podkreśliła. – Nie potrzebuję zapatrzonej w lusterko panienki, tylko człowieka, który mi pomoże, gdy tam się wybiorę.
– Ale ja nie mogę jechać – wtrąciła zdezorientowana Anna.
Czuła, że zaczyna panikować. Zdecydowanie nie pojedzie tam z babcią. Dopiero niedawno stamtąd wróciła! Ciężko tam pracowała i załatwiała mnóstwo różnych spraw z nadzieją, że za chwilę wszystko to zaowocuje. Jednak teraz musiała nadrobić stracony czas i górę zaległości w pracy.
– Oczywiście, że możesz. I pojedziesz – zadysponowała apodyktycznie babcia.
Anna w panice spojrzała na swoją matkę.
– Nie mogę, babciu. Mam na głowie tyle spraw, że prawdopodobnie moje życie się zawali, jeśli wyjadę – powiedziała cicho.
Ledwo poukładała sobie wszystko i nagle miała to rzucić, bo tak powiedziała babcia, a jacyś ludzie przysłali im bilety na kolejne rodzinne spotkanie? Nie, tak nie mogło być! Była niezależna i sama o sobie decydowała. Nie po to budowała sobie ten model życia, aby teraz wszystko zaprzepaścić! A co na to powie Michał? Kurczę, kim był dla niej Michał, że o nim myślała? Może nikim szczególnym, a może kimś? Był jednak jej szefem! Parę dni temu pojechała z nim na służbową kolację z klientami. Potem odwiózł ją do domu, odprowadził pod same drzwi i na pożegnanie pocałował w policzek. Tylko tyle, ale było przyjemnie. W tamtym momencie była szczęśliwa.
– To zorganizuj wszystko tak, aby się nie zawaliło i abyś wykorzystała ten pobyt na swoją korzyść. Czy to tak wiele? – zapytała babcia Wiktoria, wzruszając z lekceważeniem ramionami.
– To zbyt wiele, babciu – odparła z przejęciem Anna i wpatrzyła się w jej niebieskie oczy. Czy ona uważała, że wszystko można tak łatwo rzucić, zostawić to, co tak długo się budowało? Nie mogła zawrócić w połowie drogi.
– No, widzi teściowa? – znowu wtrąciła się Hela. – Anna nawet nie chce tam jechać, a Jaga pojechałaby z przyjemnością – podkreśliła, odgarniając na bok swoje kasztanowe włosy.
– Każdy by tam chętnie pojechał – stwierdziła ciotka Zosia. – Przecież wszystko jest opłacone. Czy moje dzieci nie chciałyby odwiedzić Londynu?
– Już ci to tłumaczyłam, Zosiu – zdenerwowała się babcia. – Możemy jechać razem. Ja, ty, Maria i Julek, wszystkie moje dzieci. Pewnie to byłoby najbardziej sprawiedliwe. Jeszcze bardziej sprawiedliwe byłoby, gdybym mogła pojechać tam z moim rodzeństwem, ale oni już nie żyją!
Anna westchnęła, czując powagę chwili i oddech przeszłości na karku, wywołany słowami babci i drżeniem jej głosu.
– Jednak żadne z nas nie zna angielskiego na tyle dobrze, aby swobodnie się tam poczuć – ciągnęła babcia Wiktoria. Dumnie i z werwą stawiała czoło światu, a nawet własnej rodzinie. Była silną kobietą, w co Anna nigdy nie wątpiła. Była niestrudzoną wojowniczką. – Musimy do tego wyjazdu wciągnąć młodsze pokolenie, które już lepiej od nas posługuje się tym językiem. Najpierw pojadę ja z Anną, a potem dołączy do nas Julek i jedno z twoich dzieci, Zosiu. Czy to będzie Sambor, czy Olek, wy sami zdecydujecie.
Anna próbowała się skupić i przemyśleć całą sprawę. Wiedziała, że matka jej nie pomoże, bo siedziała zadowolona i widocznie zgadzała się z babcią. Zosia i Julek najchętniej by ją zjedli za to, że babcia wybrała właśnie ją. Odwróciła się i spojrzała na brata i resztę zgrai za swoimi plecami. Jak na komendę podnieśli kciuki. Oni zgadzali się z babcią, mimo że ich rodzice oponowali. Anna zdawała sobie sprawę, że chętnie by tam pojechali, ale nie jako opiekunowie babci, bo właśnie w takim charakterze Anna miała wystąpić. Spędzi dziesięć dni z babcią i dziewięćdziesięcioletnim staruszkiem! „Fantastycznie” – pomyślała. Nie mogła jednak jechać do Londynu na tak długo! W ogóle nie mogła tam jechać! To w drobny mak rozbijało jej plany i jej życie! Babci łatwo się mówiło: „Zorganizuj wszystko tak, aby się nie zawaliło i abyś wykorzystała ten pobyt na swoją korzyść”.
Kto chce poznać dalszą część opowieści. która zostanie z wami na długo?
{Materiał reklamowy] Autorka Iwona Feldmann.
Bohaterami powieści autorka uczyniła dwie rodziny. Już teraz, co zapewne szybko zauważycie, czytając książkę, do czego gorąco zachęcam, śmiało można powiedzieć, że rodziny te są przedstawione na zasadzie wyraźnego kontrastu. Rozpoczynając lekturę trafiamy do domu małżonków Anny i Davida Gali, którzy mieszkają wspólnie ze swoimi dorastającymi córkami. Już od pierwszej chwili pod dachem ich domu, a także w relacjach między domownikami czytelnik wyczuwa napięcie i swego rodzaju dystans, co potwierdza sama Anna. Dowiadujemy się, że wszystko zaczęło się w momencie, gdy ich rodzinę dotknął dramat spowodowany krzywdą, którą ktoś wyrządził ich starszej córce Natalii. Oczywiście nie zdradzę wam, co się stało, ale aby podsycić waszą ciekawość, napiszę tylko, że to, co spotkało wówczas nastolatkę sprawiło, że musiała stawić czoła całemu światu. Mimo że od tamtejszych wydarzeń minęło pięć lat i sensacyjne wówczas dla niewielkiej społeczności wydarzenie przycichło to na samej Natalii odcisnęło trwałe piętno, co ma również odzwierciedlenie w relacjach rodzinnych. Dziewczyna wyprowadziła się z domu i zbudowała własny świat, do którego nie potrafi dotrzeć Anna. Kobiecie jest naprawdę trudno, a dodatkowo sytuacji nie ułatwia trwanie w nieidealnym małżeństwie u boku pozornie idealnego męża.
David, bo to o nim mowa, podobnie, jak jego żona jest nauczycielem. Uczy w-fu w szkole podstawowej oraz co dla pewnych wątków poruszanych w książce jest ważne, pełni funkcję trenera sekcji siatkarskiej dziewcząt. Mężczyzna bardzo się stara dbać o to, co mówią o nim inni. Bez wahania można przyznać, że doskonale sobie radzi, aby kiedy trzeba, uchodzić za wspaniałego wspierającego męża. Nikt jednak lepiej od Anny nie wie, że jej druga połówka jest niczym kameleon pokazujący swoją prawdziwą twarz tylko wtedy, kiedy postronne oczy nie nogą jej ujrzeć. Wtedy nerwy biorą nad nim górę i słowem złym rani tak, jak nożem. I tutaj dochodzimy do kolejnego ogromnie ważnego wątku, na który zwraca naszą uwagę pisarka. A mianowicie przemocy słownej. Kiedy myślimy i mówimy o przemocy, najczęściej temat ten postrzegamy w kategorii fizycznego aktu z wykorzystaniem siły. Natomiast nie doceniamy siły i mocy sprawczej słów, które, jeśli trafią na podatny grunt, mogą zniszczyć drugiego człowieka. Odbierając mu godność, poczucie własnej wartości i wiarę w siebie. Anna każdego dnia pada ofiarą oprawcy, który rani nie pozostawiając widocznych śladów wyrządzonej krzywdy. Warto zaznaczyć, że Alicji Sinickiej wspaniale udało się ukazać pewnego rodzaju schemat zachowań osoby stosującej przemoc psychiczną, w tym przypadku za zamkniętymi drzwiami domu rodzinnego. O tym jednak musicie przeczytać już sami. To jednak nie koniec zła, które spotka tę rodzinę. A wszystko za sprawą tajemniczego zaginięcia jednej z dziewcząt należącej do sekcji siatkarskiej, którą trenuje David. Nikt nie wie, co stało się z nastolatką, która bardzo chciała spełnić ambicje matki, czemu nie był przychylny trener, a z czym z kolei nie mogła pogodzić się Milena. Przed rodziną Gala, po raz kolejny trudny czas, gdyż to właśnie pod adresem Davida padają oskarżenia.
Jakby kłopotów i zmartwień było mało, na barki naszej bohaterki spada wytłumaczenie Natalii przed panią doktor Czarnecką, której córką Kalinką dziewczyna miała opiekować się w te wakacje. Natalia ma inne plany i z dnia na dzień rezygnuje z pracy. Anna czuje się źle z tym, w jak trudnym położeniu znalazła się przez Natalię lekarka. Anna i jej rodzina mają wobec Czarneckiej ogromny dług wdzięczności, co sprawia, że sytuacja staje się jeszcze bardziej niezręczna. Dlatego też sama Anna podejmuje się opieki nad Kalinką. I tak wspólnie z nią trafiamy do idealnego domu i życia, którego można by patrząc na nie z daleka pozazdrościć. Zamożne życie, kariera lekarska, idealne małżeństwo i wspaniałe dzieci. Wraz z upływem czasu, podczas którego więź Anny ze swoją podopieczną staje się silniejsza, na tym wydawałoby się nieskazitelnym obrazku rodziny pojawia się coraz więcej głębokich rys, w postaci mrocznych sekretów i tajemnic, które budzą w Annie coraz większy niepokój. Na pewno jesteście ciekawi, co i kto chce tutaj ukryć, więc nie zwlekajcie, ani chwili dłużej z przeczytaniem książki.
Naprawdę warto sięgnąć po „Podopieczną”. W moim odczuciu jest to najlepsza powieść Alicji Sinickiej łącząca w sobie dramat rodzinny z przejmującym, pełnym napięcia, lęku i strachu thrillerem psychologicznym, w którym od początku do końca niczego nie możemy być pewni. Choć w czytelniku wielokrotnie rodzi się przeświadczenie, że odkrył już wszystko, co było do odkrycia, to wystarczy zaledwie chwila, aby przekonał się, w jak dużym jest błędzie. A to dlatego, że całość historii nieustannie zaskakuje, a ona sama została skonstruowana niczym najbardziej złożona, a przy tym maksymalnie angażująca układanka, od której nie sposób się oderwać, zanim wszystkie jej elementy nie trafią na swoje miejsce. Krótkie rozdziały książki sprawiają, że czyta się ją bardzo szybko, a zakończenie każdego z nich jest takie, aby czytelnik chciał, jak najszybciej dowiedzieć się, co wydarzy się za chwilę. Sprawia, że niepostrzeżenie dla nas samych, jak było to w moim przypadku, zarywamy dla tej książki noc. Ciemność nocy potęgowała we mnie odczuwalne przeze mnie podskórne mrowienie strachu. Końcowe sceny opisane na kartach książki sprawiły, że na dłuższą chwilę przestałam oddychać a serce miałam w gardle. Wszystko, o czym tu przeczytacie obnaży przed wami ludzką naturę i pokaże jej najciemniejsze strony. W każdym z nas bowiem kryje się zło, które dochodzi do głosu, kiedy chcemy chronić to, co ma dla nas największe znaczenie w życiu. Na zakończenie powiem jeszcze tylko jedno, co czyni tę książkę przerażającą w swojej wymowie. Choć opisane w niej wydarzenia są fikcją literacką, to takie rzeczy dzieją się gdzieś obok nas, a pisarze są dobrymi obserwatorami i słuchaczami. Czy jesteście gotowi zanurzyć się w mroku manipulacji, intryg i kłamstw, gdzie będziecie zdani tylko na własną intuicję? Bo tutaj nikomu nie można ufać.
[Materiał reklamowy] Portal Duże Ka.