czwartek, 23 czerwca 2022

"Ślady. Rudy warkocz" Katarzyna Kielecka



K
iedy jesteśmy szczęśliwi, skupiamy się na tym, co jest źródłem naszej radości i często nie dostrzegamy niczego wokół nas. Nie dopuszczamy do siebie myśli o tym, że mogłoby wydarzyć się coś, co nam to szczęśliwe życie zakłóci, a może nawet odbierze na zawsze. Jest to jak najbardziej naturalne, bo przecież nikt z nas nie jest emocjonalnym masochistą, aby dobrowolnie mącić sobie piękne chwile zamartwianiem się na zapas. Tym samym jednak przestajemy być czujni, za co często przychodzi nam zapłacić bardzo wysoką cenę. Przekonali się o tym bohaterowie bardzo cenionego przez wielu czytelników cyklu „Sedno”, autorstwa Katarzyny Kieleckiej, o którego czwartej części zatytułowanej „Ślady. Rudy warkocz”, chcę wam dziś opowiedzieć.
Zanim jednak skupię się na tej odsłonie cyklu, pozwolę sobie zacytować zaledwie jedno zdanie mojej recenzji jego poprzedniej części „Ślady. Psim tropem”.

„Musicie bowiem wiedzieć, że my czytelnicy od początku dostrzegamy zagrożenie dla spokoju tej rodziny, z którego oni sami nie zdają sobie jeszcze sprawy”.

To zdanie jest kluczowym dla rozpoczęcia biegu wydarzeń dziejących się właśnie na kartach tej części zamykającej cały cykl. Widmo wspomnianego wówczas przeze mnie zagrożenia dla spokoju rodziny Blińskich, niestety teraz już stało się faktem. Grześ i Edyta wraz ze swoim czworonożnym przyjacielem Kufą znikają bez śladu, a ich najbliżsi starają się zrobić wszystko, aby jak najszybciej znaleźć, chociażby najmniejszą wskazówkę, która pozwoli im uzyskać odpowiedzi na kłębiące się w ich głowach setki pytań przesiąkniętych strachem o to, co przyniesie najbliższa przyszłość.

Koszmar, w jakim znalazł się Andrzej, kochający mąż Edyty i wspaniały ojciec Grzesia byłby niemożliwy do przetrwania w pojedynkę. Dlatego autorka uświadamia nam, że w rodzinie tkwi siła. My czytelnicy jesteśmy świadkami tworzącej się niezwykłej więzi pomiędzy Jędrkiem, a jego szwagrem Wojtkiem, która umacnia się w obliczu wspólnego lęku obu mężczyzn. Stają się dla siebie nieocenionym wsparciem w tak trudnej sytuacji, której muszą stawić czoła. Męska przyjaźń pozwala im przetrwać ten okropny czas i nie zwariować. Współpraca i wspólne działanie sprawiają, że stają się świetnym duetem.

Samemu Wojtkowi jest jeszcze trudniej, o ile to jest w ogóle możliwe, gdyż jest rozdarty emocjonalnie pomiędzy obawami o to, co dzieje się z jego siostrą i siostrzeńcem, a co za tym idzie koniecznością niesienia im pomocy, a troską o zdrowie żony Ani będącej w zaawansowanej i zagrożonej ciąży. I tutaj ponownie widzimy wspaniałą postawę Ani, która, mimo że bardzo potrzebuje bliskości męża, odsuwa swoje potrzeby na bok, chowając się niejako na drugi plan. Mało tego, cały czas motywuje małżonka do działania, aby, jak najszybciej wszyscy mogli być znowu w komplecie i cieszyć się odzyskanym spokojem. Ale czy jest to jeszcze możliwe, a może na wszystko jest już za późno? Na pewno jesteście tego ciekawi, ale ja nic więcej nie powiem, więc koniecznie musicie sami sięgnąć po książkę.

Zdradzę wam tylko tyle, że czytelnik od początku wie, co stało się z Edytą i jej synem ze względu na to, że akcja w powieści prowadzona jest dwutorowo. Ta wiedza wzbudza w nas, cały wachlarz emocji, a najbardziej dojmująca jest  złość na samych siebie, że choć wiemy tak wiele i chcielibyśmy pomóc Andrzejowi i Wojtkowi w dotarciu do prawdy, to niestety jesteśmy bezsilni i nie możemy nic zrobić. Oczywiście mężczyźni nie prowadzą śledztwa na własną rękę i tu pojawia się komisarz Szymon Maciak. Bardzo ciekawa, ale i osobliwa postać. Ja go bardzo polubiłam i myślę, że zyska również waszą sympatię.

Akcja dziejących się wydarzeń nabiera tempa, ale także nie raz mocno nas zaskakuje. Dopiero finalna część serii pokazuje nam prawdziwe oblicza jej bohaterów i uzmysławia, kto z nich jest tym dobrym, a kto tym złym? Kto ma czyste sumienie, a kto będzie musiał ponieść karę za swoje postępowanie, albo prosić o wybaczenie, którego uzyskanie wcale nie jest pewne. Wręcz na naszych oczach na światło dzienne wyjdą tajemnice i winy, przez które już nigdy nic może nie być takie samo. Ich poznanie zrodzi w nas wiele refleksji i skłoni do głębokich przemyśleń dotyczących tego, czy to, co przeżyliśmy w życiu i jak ciężki bagaż doświadczeń mamy za sobą może być usprawiedliwieniem dlatego, że sami czynimy źle, krzywdząc przy tym innych? Pójdźmy jeszcze o krok dalej i rozważmy, czy każdy, kto doznał w życiu krzywdy, został nią naznaczony i na pewno będzie postępował tak samo, jak postępowano w stosunku do niego względem innych osób? Z czego bierze się zło? Ja już znam odpowiedzi na te pytania w kontekście tego wszystkiego, o czym przeczytałam w książce. Teraz zachęcam was bardzo gorąco, żebyście wy również ich poszukali.

Już zbliżamy się do końca tego, czym chciałam się z wami podzielić po przeczytaniu tej książki, ale zanim dobrniemy do finiszu, nie mogłabym nie wspomnieć o byłej żonie Andrzeja Justynie. To z pewnością nie jest kryształowa postać. Ma wiele na sumieniu i nieraz dolewa oliwy do ognia, aby z premedytacją namieszać, ale to, czego doświadcza w momencie, kiedy my ją ponownie spotykamy, jest karygodne. Kobieta jest w ciąży, dosłownie na kilka tygodni przed rozwiązaniem. Nie czeka jednak z otwartym sercem i ramionami na mające się wkrótce pojawić na świecie dziecko. Ona ma za sobą dzieciństwo, w którym nikt nie pokazał jej, czym jest miłość rodzica do dziecka i teraz  sama nie potrafi pokochać tego maleństwa. Przekonajcie się, czy mimo wszystko nadejdzie moment, że w jej sercu wznieci się choćby maleńka iskierka matczynych uczuć. Nie o tym jednak chciałam pisać. Przerażające jest to, w jakich warunkach rodzi Justyna. Została pozbawiona godności, prawa do rodzenia po ludzku. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale żadna kobieta, bez względu na to, jakim jest człowiekiem, nie powinna rodzić w takich warunkach, ale o tym już musicie przekonać się sami.

Jak zapewne zauważyliście „Ślady. Rudy warkocz” to książka, w której naprawdę bardzo dużo się dzieje, a akcja ani przez chwilę nie stoi w miejscu. Co więcej, zwroty następujących po sobie wydarzeń są tak zaskakujące, że do ostatniej strony czytanej historii nie możemy być niczego pewni. Katarzyna Kielecka w bardzo ciekawy i wciągający sposób połączyła powieść obyczajową, z której dotychczas  ją znaliśmy i za którą ją uwielbialiśmy z nowymi dla siebie wątkami kryminału i thrillera. I doskonale sobie z tym poradziła. Taka mieszanka gatunkowa trzyma w nieustającym napięciu, aż do zamknięcia książki. Co bardzo ważne, wplecenie tych gatunków nie pozbawiło całości tego, co jest znakiem rozpoznawczym autorki. Lekkości i humoru. Wszak nawet w najtrudniejszych chwilach życia trzeba czasem się uśmiechnąć, żeby nie oszaleć.

Mam nadzieję, że przekonałam was, że naprawdę warto spędzić czas z tą rodziną. Mnie oni wszyscy stali się bardzo bliscy i przyznam szczerze, że z żalem ich zostawiam. Koleje losów bohaterów nie były usłane różami, ale nie zabrakło również przyjaźni, miłości i wiary w lepsze jutro. Pocieszeniem dla mnie jest fakt, że jak zapewnia autorka, niektórych bohaterów żegnamy tylko na chwilę, gdyż pojawią się w kolejnych jej książkach. Już nie mogę doczekać się ponownego z nimi spotkania, a tymczasem za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Szara Godzina.

Części cyklu sedno w kolejności ich wydania:

"Ślady. Rudy warkocz"  - dwie ostatnie części można czytać jako odrębną dylogię, bez znajomości dwóch pierwszych.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.