poniedziałek, 18 grudnia 2023

"W objęciach mroku" Aneta Krasińska

Ciągle mówi się nam, że wszyscy jesteśmy równi i mamy prawo do szczęśliwego oraz godnego życia, w którym możemy spełniać swoje marzenia i pragnienia. To zdanie brzmi naprawdę pięknie, ale to właśnie samo życie pokazuje nam bardzo wyraźnie, że nie zawsze tak jest i nie zawsze tak było, co zostało zapisane na kartach historii naszego kraju. To żądza bezwzględnej władzy i podporządkowania sobie człowieka przez człowieka podzieliła ludzi na lepszych i gorszych. Jedynym, co bez względu na czasy, w jakich żyjemy, niezmiennie pozostaje ponad podziałami, jest miłość. Między innymi o tym pisze autorka Aneta Krasińska na kartach Trylogii Gdańskiej, z której recenzją trzeciej części W objęciach mroku” dziś do was przychodzę.

Zanim jednak skupimy się na tej powieści słowem wprowadzenia dla tych z was, którzy jeszcze nie czytali pierwszej części, powiem tylko, że na kartach owego cyklu trafiamy do Wolnego Miasta Gdańska. Losy dwójki jego głównych bohaterów nigdy nie powinny się połączyć, gdyż pochodzą z zupełnie odmiennych światów, a dla siebie wzajemnie powinni być wrogami. Nela jest Niemką pochodzącą z silnie zakorzenionej w faszystowskiej ideologii rodziny. Córką mocno zaangażowanego politycznie senatora. Natomiast Iwo jest Polakiem, a więc członkiem narodu, którego dziewczyna powinna nienawidzić. Nie od dziś jednak wiadomo, że serce nie sługa i ono podziałów nie uznaje. Znajomość z młodym celnikiem pozwoliła Neli spojrzeć na wojnę jego oczami i sprawiła, że teraz już nie wierzy ślepo w słuszność działań swojego narodu zmierzających do unicestwienia Polaków i zniszczenia wszelkich przejawów polskości.

Przystępując do lektury tej odsłony historii, bardzo szybko przekonujemy się, że tytuł książki w pełni odzwierciedla uczucia, jakie towarzyszą rozdzielonym przez okrucieństwo wojny, w której życie pojedynczego człowieka nie ma żadnego znaczenia bohaterom. Tytułowy mrok to trawiąca ich serca i dusze niepewność, zagubienie, zwątpienie i marazm. Chociaż rzeczywistość, w której muszą żyć i się odnaleźć jest zupełnie różna, to niszczący ich ból i troski są takie same.

Nela jest młodą mężatką i powinna wspólnie z mężem cieszyć się wkroczeniem na nową drogę życia. Niestety nie zawsze tak bywa. Młoda kobieta nie jest szczęśliwa w małżeństwie, a swoją codzienność spędza pogrążona w obawach o to, co przyniesie przyszłość. Czuje się samotna i przez nikogo nierozumiana. Jej jedynym wsparciem jest młodszy brat, który nie pozwala jej zwątpić i stracić resztek sił w walce o siebie i swoje życie, których jej już zupełnie brakuje.

Jednak mnie najmocniej poruszył opis życia obozowego w Stutthof, którego więźniem jest Iwo. Dojmujący autentyzm, z jakim autorka oddała realia życia toczącego się za murem w czasie srogiej zimy, sprawił, że podczas czytania książki niemalże na własnej skórze poczułam przemożny chłód, który czuł ten młody chłopak i jego towarzysze niedoli. To właśnie ta część trylogii wstrząsnęła mną najmocniej. A to wszystko dlatego, że sposób, w jaki pisarka opisuje tyranię człowieka w wobec człowieka, niezwykle sugestywnie przemawia do naszej wyobraźni i emocji. Nasz bohater, każdego dnia walczy o życie, nie mając pewności, czy łapany właśnie z trudem oddech nie jest tym ostatnim, który będzie mu dane zaczerpnąć. Znosi tragiczne warunki życia, głód, choroby. A obozowi strażnicy robią wszystko, aby zezwierzęcić więźniów, upodlić, pozbawić godności, wykorzystać do cna i zniszczyć w nich najmniejsze, chociażby przejawy człowieczeństwa. Trudno w obliczu takich przeżyć nie popaść w zwątpienie. Iwo również je miewa. Stara się jednak  przez cały czas to człowieczeństwo w sobie zachować i pielęgnować. Czy mu się udało? O tym, musicie przekonać się, sięgając po tę niezwykle wartościową i wyjątkową powieść.

Rodzi się więc pytanie, gdzie w takim razie w konfrontacji z tak brutalną codziennością szukać wytchnienia i ostatniej deski ratunku, której chwycą się nasi bohaterowie, aby nie utonąć w morzu rozpaczy i beznadziei? Otóż to właśnie miłość jest największą siłą, która daje nadzieję i nie pozwala się poddać. Ta opowieść jest dowodem na to, że miłość nie jedno ma imię, a determinacja i niezłomność to jedne z nich.

Przyznaję, że ta książka sprawiła, że coś we mnie pękło, wywołując łzy.  Nie były to pojedyncze łzy, a wręcz spazmy płaczu spowodowane silnym ładunkiem emocjonalnym. Musiałam przerywać czytanie, aby się uspokoić i ochłonąć. A przede wszystkim uświadomić sobie, że to, o czym czytam nie dzieje się tu i teraz - zarówno opisane na kartach powieści wydarzenia, jej bohaterowie, a także ich uczucia były tak prawdziwe i namacalne, że nieustannie miałam wrażenie, że jestem w środku tego piekła na ziemi i przeżywam go razem z Iwem i Nelą. Tak zwyczajnie po ludzku, nie byłam w stanie pojąć rozmiaru krzywd i cierpienia, jakie człowiek jest w stanie zadać drugiemu człowiekowi, chcąc podporządkować się władzy, której podlega. Chcę jednak, abyście czytając tę książkę, pamiętali o jednym. Nie możemy mierzyć wszystkich ludzi jedną miarą, co autorka chce, aby wyraźnie tutaj wybrzmiało. Tak, jak nie wszyscy Polacy byli dobrzy, tak samo nie wszyscy Niemcy byli źli i zepsuci do szpiku kości. Nie tylko Polacy cierpieli. Zawsze w każdym narodzie były jednostki, które nie zgadzały się z polityką rządu, ale nie miały wystarczającej siły przebicia, aby się jej przeciwstawić, gdyż stanowili mniejszość.

Mam nadzieję, że udało mi się pokazać wyjątkowość powieści „W objęciach mroku”, jak i wcześniejszych części trylogii tj. „W objęciach nazisty” oraz „W objęciach niewoli”, a także podkreślić piętno realizmu, jakie odciska się na czytelniku podczas lektury od początku do samego jej końca. I to właśnie na samo zakończenie tej historii chciałabym także zwrócić uwagę przyszłych czytelników. Oczywiście nie zdradzę szczegółów, ale możecie mi wierzyć, że jest ono bardzo zaskakujące i poruszające, a co ważniejsze pokazuje nam dobitnie, że wojna nie ma sentymentów, ona nie wybiera i nie dzieli ludzi na dobrych i złych. Zbiera okrutne żniwo, zabierając często tych, których kochamy. Każdy musiał liczyć się z tym, że wojna niesie ze sobą śmierć i nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem żadnego konfliktu.

Gdyby jednak jeszcze ktoś nie był do końca przekonany, że warto sięgnąć po Trylogię Gdańską, wierzę, że ostatecznie przekona was do tego fakt, że mimo mijającego czasu od momentu, kiedy skończyłam ją czytać wszystko jest ciągle we mnie żywe i nie pozwala o sobie zapomnieć. Nawet kiedy staram się odsunąć od siebie z uporem powracające myśli i refleksje, one ciągle do mnie wracają. I myślę, że ja nigdy tej trylogii nie zapomnę. Ona zostanie w moim sercu i pamięci na zawsze. Nie da się tak po prostu odłożyć tych książek na półkę i zapomnieć o nich. To zwyczajnie niemożliwe.

Na zakończenie chcę podziękować Ci Anetko za te wszystkie trudne targające mną emocje i bolesne przeżycia, bo to właśnie one pozwoliły mi spojrzeć szerzej na te czasy, w których dzieje się trylogia. Docenić to, co mam, ale jednocześnie uświadomiły mi, że to szczęście i spokój, które mamy ma bardzo kruche podstawy w dzisiejszym świecie i w każdej chwili historia może zatoczyć koło. Dlatego cieszmy się życiem, czerpmy wszystko, co dobre i piękne z pokładów miłości. Doceniajmy życie każdego dnia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy może zostać nam to wszystko odebrane brutalnie i bezkompromisowo. Nie wolno nam zapomnieć o obozowym okrucieństwie, ludziach, którzy go doświadczyli oraz miejscach, które są niemymi świadkami ludzkiej krzywdy, właśnie dlatego, aby ona nigdy więcej się nie powtórzyła.

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przed pozostawieniem komentarza pod postem, zapoznaj się, proszę z polityką prywatności bloga, której szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Polityka prywatności bloga Kocie czytanie i wyraź zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych.
Pozostawiając komentarz, akceptujesz politykę prywatności bloga, a tym samym wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych.

Dziękuję za odwiedziny i pozostawiony po sobie ślad. Proszę o kulturę wypowiedzi i podpisywanie się.